Rozdział XXI


Każdy czyn przynosi skutek, a każdy skutek zmienia świat
Drzwi do komnaty,w której jedynym źródłem światła był diamentowy żyrandol, otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł ciemnowłosy mężczyzna o różnobarwnych tęczówkach. Ów mężczyzna podszedł do bogato zdobionej misy i spojrzał na znajdującą się wewnątrz wodę, by po chwili zastanowienia dotknąć jej opuszkami palców. Gdy tylko wyjął dłoń, woda zaczęła mienić się najróżniejszym barwami, by w końcu ukazać Ayę Hell, dziedziczkę pierwotnego rodu Hiou i małżonkę Michaela Hell. Bez wątpienia była to ona, ponieważ była Azjatką, ale nosiła na szyi medalion z godłem rodu Hell. Dziewczyna kołysała do snu kilkumiesięczne niemowlę, które spokojnie zasypiało w białej, zdobionej kołysce. Niespodziewanie do pomieszczenia wszedł wysoki, przystojny brunet, który zaczął wpatrywać się swymi rubinowymi oczyma w niemowlę i jego matkę. Kobieta uniosła na niego swe szare tęczówki i uśmiechnęła się blado, na co on uniósł kącik ust w uśmiechu, który niby był przyjazny, lecz miał w sobie coś mrocznego. Po tym wizja się skończyła, a woda na powrót stała się krystalicznie czysta, w komnacie zaś rozległ się spokojny, męski głos:
- Panie, masz gościa. Panna Eva cię oczekuje.
Dan uśmiechnął się pod nosem i odwracając się do przybysza, rzucił:
- Zatem chodźmy, Etananie, znając Evę, zapewne już się niecierpliwi, a poza tym muszę zapytać ją o tyle rzeczy…

„Annabel Michelle Hell. Córka rodu Hell i Hiou - rodów, których krew nie miała prawa się ze sobą połączyć. Kiedy przestanie być tylko rozkosznym dzieckiem, stanie się kimś wielkim i na pewno będzie użyteczna”, rozmyślał Dan, bawiąc się jednym z asów. Po chwili odłożył go na stoliczek obok pozostałych trzech. Patrzył na nie przez krótki czas, głęboko się nad czymś zastanawiając, aż w końcu przeniósł swe różnobarwne tęczówki na inne karty - damę i króla pik. Intensywnie się w nie wpatrywał, jakby szukał w nich jakiejś odpowiedzi bądź wskazówki, aż w końcu mruknął sam do siebie:
- Niebawem będę musiał pozbyć się kilku kart. Muszę się tylko zastanowić których.
Po tych słowach Dan uśmiechnął się diabolicznie i upił z kryształowego kieliszka łyk wina.
***
Eva Hell otworzyła swe zielone oczy i wypuszczając z ramion mężczyznę w wieku zapewne trzydziestu kilku lat, pozwoliła, by jego ciało osunęło się bezwładnie na podłogę i spoczęło u jej stóp. Spojrzała na niego z lekkim niesmakiem i westchnęła.
Chyba trochę przesadziła i przypadkowo zabiła tego nic nieznaczącego człowieka... Ale nie warto się tym przejmować, wszak ma ważniejsze problemy na głowie. Niebawem oficjalnie ogłoszone zostaną jej zaręczyny… Matka na pewno się zdziwi, że do tych zaręczyn zapewne nie dojdzie. Gdyby nie Dan, nie wpadłaby na tak wspaniały plan! W końcu nadarza się idealna okazja, by jej mamusia przekonała się, do czego jest zdolna jej córka. Córka, którą zawsze pogardzała! Pozostaje tylko jeden szczegół, który musi przemyśleć… Jej idealna bratowa i jej jeszcze bardziej idealna córeczka… Co ma z nimi zrobić? Annabel będzie jej narzędziem, lecz jak ma ją wykorzystać? Natomiast Aya… Idealna, cudowna i wspaniała Aya Hell będzie cierpieć prawdziwe katusze… Tylko co sprawi jej najwięcej bólu? Może Dan faktycznie ma rację i powinna krok po kroku, dzień po dniu, godzina po godzinie niszczyć ją od środka, zamiast unicestwić ją w jednej chwili…?
Jeszcze raz zerknęła na swoją ofiarę, wytarła kropelki krwi z ust i klasnęła w dłonie. Na ten gest w pomieszczeniu zjawiało się dwóch młodzieńców. Spojrzała na nich i mruknęła oschłym głosem:
- Macie tu szybko posprzątać.
Po tych słowach obeszła ciało nieznajomego i udała się w stronę wyjścia. Gdy znalazła się przy drzwiach, obróciła lekko głowę i patrząc na złotowłosego chłopca klęczącego przy jej ofierze, rzuciła, uśmiechając się diabolicznie:
- Will, złotko, jak skończysz tutaj, przynieś mi do pokoju herbatę.
Nawet nie spoglądając na arystokratkę,chłopak kiwnął tylko głową. Na ten gest dziedziczka Hell zaśmiała się tylko lekko, po czym ruszyła do swojej sypialni.
Jak ona uwielbiała bawić się tym chłopcem! Will był doprawdy słodki - jak małe, bezradne dziecko. Może dlatego postanowiła zachować go dla siebie po przemianie? Mogła po prostu sprawić, by znienawidził Ayę i pozostawić go samemu sobie. Wówczas na pewno zacząłby zabijać, a za wszystko obwiniałby Ayę, co spowodowałoby u niej tak ogromne poczucie winy, że zapewne biedaczka chciałaby się zabić. To byłoby całkiem zabawne… Jednak wówczas straciłaby widok tego dziecka, które miota się, lecz nic nie może zrobić. Poza tym żona jej braciszka i tak zapewne obwinia się z powodu Willa…
Eva uśmiechnęła się do swoich myśli, po czym weszła do pokoju. Tam podeszła do gigantycznej szafy i zaczęła przeglądać swoją garderobę. Przez tego człowieka pobrudziła sobie bluzkę, musiała więc się przebrać. Nie cierpiała, gdy w trakcie posiłku niszczyła sobie ubranie.

Nie minęło dwadzieścia minut, a usłyszała pukanie do drzwi. Gdy poproszony do środka Will wszedł i oznajmił, że przyniósł jej napój, o który prosiła, obróciła się do niego (siedziała przy toaletce, rozczesując włosy) i uśmiechając się do niego, przyjaźnie rzuciła:
- Zostaw ją na stoliku. - Gdy chłopak skinął głową i obrócił się, by ruszyć do wyjścia, dodała: - Powiedz mi, Will,jak bardzo chciałabyś być wolny?
Clark zatrzymał się i spoglądając na swoją panią,wypranym z uczuć głosem mruknął:
- Co to ma za znaczenie? Jeżeli chcesz mnie sprowokować, to ci się to nie uda.
Hell przymknęła oczy i uśmiechając się pod nosem, stwierdziła:
- Tak tylko pytam… Ciekawi mnie po prostu, co byś zrobił, gdyby mnie nie było. Jak wówczas dałbyś sobie radę.
Will zacisnął dłoń w pięść i warknął przez zaciśnięte zęby:
- To nie twoja sprawa. Dobrze wiesz, że póki nie będę pewny, że nie zrobię nikomu krzywdy, jestem na ciebie skazany, więc daj już spokój.
Ledwie skończył mówić, a odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi. Gdy już chciał je otworzyć, usłyszał głos swej pani:
- Zapomniałeś jeszcze o jednym. To ja cię przemieniłam i mogę to wykorzystać, ale wiesz co, Will, złotko? Nigdy nic nie wiadomo, czasami życie płata nam figla.
Mówiąc te słowa, Eva wpatrywała się w swoje odbicie i nie wiedzieć czemu, uśmiechała się do siebie.
***
Penelopa Samaras siedziała na polanie, gdzie wraz ze swą bratową i bratanicą udała się na wycieczkę. Jej brat Aleksiej został wysłany przez królową na jakąś misję, więc nie mógł być razem z nimi.
- Pięknie tu, prawda, Penelopo?
Wybranka spojrzała na żonę brata i uśmiechając się do niej, odparła:
- Masz rację, Sandro. Mam wrażenie, że czas się tu zatrzymuje.
Kobieta, patrząc swymi bursztynowymi oczami w dal i jakby zatapiając się we własnych myślach, powiedziała niemal szeptem:
- Ja i Aleksiej właśnie tu się poznaliśmy… Mieliśmy wtedy po kilka lat. Moja matka zginęła na misji, więc przyszłam tu, by się wypłakać, a on… On zatęsknił za swoją starszą siostrą, której miał nigdy nie poznać. Od tamtej pory Aleksiej uważa, że ta polana, nawet gdy przykryta jest warstwą śniegu, przynosi ukojenie - stwierdziła, wzdychając i zakładając za ucho kosmyk orzechowych włosów, po czym przenosząc zatroskany wzrok na Penelopę, kontynuowała: - Martwimy się o ciebie. Oboje zauważyliśmy, że od dłuższego czasu jesteś posępna, mniej się uśmiechasz, nawet jeżeli chodzi o Larysę. Domyślamy się, że to ma coś wspólnego z królową, bo wszyscy widzą, co się z nią dzieje. Jeżeli nie możesz nam nic powiedzieć, my to rozumiemy, ale zarówno ja, jak i Aleksiej chcemy ci choć trochę ulżyć, dlatego dziś cię tu przyprowadziłam - dokończyła, nieświadomie biorąc dłoń Wybranki w swoją.
Penelopa uśmiechnęła się lekko i ze łzami w oczach odparła:
- Dziękuję. Naprawdę dziękuję. Nawet nie wiecie, jak bardzo podnosi mnie na duchu sam fakt, że was mam.
Gdyby nie brat, który tak bardzo się o nią troszczył, gdyby nie jego żona, która okazywała jej tyle ciepła i miłości i gdyby nie ich wspaniała córeczka Larysa, nie miałby nikogo. Byłaby całkiem sama… Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo ci wszyscy ludzie się o nią troszczą. To naprawdę podnosiło na duchu…
Sandra nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ mała Larysa obrzuciła ją kulką śniegu, dźwięcznie się przy tym śmiejąc. Zarówno ona, jak i Penelopa popatrzyły na siebie zdziwione, a po chwili i one wybuchły niepohamowanym śmiechem.
Gdy po kilkunastu minutach cała trójka zbierała się w drogę powrotną, Penelopa poczuła coś dziwnego. Nie był to strach ani niepokój, lecz jakieś niejasne uczucie zagrożenia, ale także i pewnego rodzaju oczekiwania. Wiedziona przeczuciem, obróciła głowę w tył i zrozumiała, czemu tak się czuła. Obok jednego z drzew ujrzała stojącą postać kobiety. Była ona w wieku dwudziestu pięciu, może dwudziestu ośmiu lat i miała na sobie długi aż do ziemi płaszcz, na którego tle odbijały się jej srebrne włosy. Wybranka szybko przykazała swojej bratowej, by szła przodem, a gdy ta skinęła głową, Penelopa podeszła do kobiety, która uśmiechając się z zadowoleniem, rzuciła:
- Witaj, Penelopo. Na początku może się przedstawię. Mówiono na mnie Grisel i to ja zapoczątkowałam ród łowców i pozwoliłam, by narodziły się wampiry i wilkołaki.
„Więc to jest moja przodkini, która dała początek Łowcom i za sprawą której pojawiły się wilkołaki i wampiry… Wygląda tak niepozornie i niewinnie”, myślała Penelopa, patrząc na zjawę. Faktycznie, kobieta, którą miała przed sobą, wyróżniała się jedynie srebrnymi, długimi niemal do kolan włosami i oczami o barwie lodu. Poza tym Grisel była bardzo niepozorna. Była o głowę niższa od Penelopy, a długi, jaśminowy płaszcz szczelnie ją opatulał, sprawiając wrażenie zbyt dużego, natomiast jej twarz miała bardzo delikatne, łagodne rysy. Oprócz tego w jej obliczu było coś dziecinnego, choć bez wątpienia należało ona do dojrzałej kobiety. I pomyśleć, że to ona przyczyniła się do tylu cierpień ludzi i nie tylko…
Penelopa domyślała się, że niebawem usłyszy coś bardzo ważnego, coś, co może pomoże jej w jakikolwiek sposób powstrzymać nadchodzące tragedie. Potrzebowała chwili, by uporządkować swoje myśli i opanowanym głosem zapytać:
- Witaj. Słucham, co chcesz mi przekazać?
Kobieta zaśmiała się dźwięcznie, po czym patrząc na Wybrankę wzrokiem, w którym widać było iskierki rozbawienia i wskazując na pień drzewa, na którym wcześniej siedziała Penelopa wraz z Sandrą, rzuciła:
- Spokojnie, wszystko w swoim czasie. To będzie długa rozmowa, więc usiądź sobie. - Gdy ta skinęła głową i zajęła wskazane miejsce, Grisel kontynuowała: - By przygotować się na to, co może przynieść wam przyszłość, musisz dowiedzieć się czegoś więcej o przeszłości. Powiedz, co o mnie wiesz?
Nie odrywając spojrzenia od swej przodkini, Penelopa opowiedziała jej, że będąc w pałacu, otrzymała staranne wykształcenie z historii łowców, wampirów i wilkołaków, zatem wiedziała, że Grisel była niewolnicą jednego z wodzów i że później pomogła jego synom w zdobyciu władzy, przywołując mroczną istotę, która zamieniła ich w bestie. Później za sprawą jednego z duchów dowiedziała się również o tym, że pomogła Edanowi, pierwszemu z wampirów, w dokonaniu zemsty i to ona przyczyniła się do powstania przepowiedni o dziecku, które ma zmienić świat. Przepowiedni, która może niebawem się wypełnić…
- Wszystko to prawda, jednak by zrozumieć pewne rzeczy i móc wyciągnąć wnioski, muszę ci opowiedzieć wszystko z mojej perspektywy. Nie będę chciała się wybielić, bo wiem, że popełniłam wiele grzechów, lecz musisz wiedzieć, jak to wszystko wyglądało - rzuciła Grisel spokojnym, wręcz przerażająco spokojnym głosem, a gdy Samaras przytaknęła, rozpoczęła swoją historię. -Urodziłam się w miejscu i czasach, gdy bano się wszystkiego, co inne, a ludzie, którzy nie zachowywali się jak wszyscy, wzbudzali niepokój, lęk czy wręcz odrazę. Zatem, jak się domyślasz, ktoś taki jak my w tamtych czasach musiał być napiętnowany i nie mógł żyć normalnie, wszak wyróżniamy się srebrnymi włosami i oczami jak lód. Jednak to nie wygląd sprawił, że wszyscy w mojej wiosce się mnie bali i unikali jak zarazy. Nikt nie umiał zrozumieć, czemu mówiłam do zupełnie nieistniejących rzeczy, czemu przysięgałam, że coś widzę, skoro nikt inny tego nie robił… Mimo iż wszyscy uważali mnie za jakiś zły pomiot, moja matka kochała mnie i bardzo się o mnie troszczyła. Natomiast mój ojciec… On wstydził się mnie. Przypuszczał nawet, że nie jestem jego córką, jednak w końcu zrozumiał, że naprawdę jestem jego dzieckiem, dlatego mnie tolerował. Byłam jedynaczką, więc chciał mieć jakieś zabezpieczenie na przyszłość, lecz gdy miałam sześć lat, moja matka urodziła syna. Stałam się więc zbędna. Któregoś dnia ojciec przyprowadził handlarzy niewolników i sprzedał im mnie. Dostał za mnie dobrą cenę, mimo iż byłam wówczas dzieckiem, ponieważ miałam niecodzienną urodę… - dodała pustym, zupełnie wypranym z jakichkolwiek emocji głosem, następnie zamilkła na chwilę i przymknęła oczy, jakby same wypowiedziane przez nią słowo przenosiły ją do chwili, o której mówiła. Wkrótce jednak ocknęła się i ciągnęła: - Tak trafiłam na targ niewolników, gdzie kupił mnie wódz jednego z pobliskich państewek. Miał on dwie żony i trzech synów. Najstarszego urodziła pierwsza żona, dwóch młodszych druga. Ja zostałam kupiona, by zabawiać i usługiwać drugiej żonie wodza i ich córce, z którą była wówczas w ciąży. Początkowo nawet w jakimś stopniu byłam zadowolona z miejsca, w którym  się znalazłam. Co prawda okropnie tęskniłam za matką, jednak moja pani była dla mnie dobra i w jakimś stopniu mi ją zastępowała, świetnie bawiłam się z jej córką, nikt mną nie pogardzał, a to, że widziałam coś, czego nikt nie mógł dostrzec, uważano nawet za coś fascynującego, lecz kilka lat później przestałam być jedynie niańką i służką. Wówczas dopiero zrozumiałam, co tak naprawdę znaczy bycie niewolnicą. Od tamtego momentu znienawidziłam wszystkich mężczyzn i to był mój pierwszy błąd, który wywołał lawinę, która zmieniła świat.
- Dlatego postanowiłaś pomóc w zabiciu tego wodza i jego najstarszego syna? - odezwała się Penelopa, przerywając Grisel, na co ta tylko uśmiechnęła się z pobłażaniem, po czym kontynuowała:
- Jeszcze do tego nie dotarłam. Wszystko po kolei. Jak już mówiłam, po kilku latach przestałam być jedynie niańką i służącą. Zainteresowali się mną mężczyźni. Przed moją piętnastą wiosną urodziłam córkę. Dałam jej na imię Fanny*…  - Przerwała na krótki moment, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, po czym ciągnęła: - Imię to oznaczało „wolna”. Miałam nadzieję, że przyniesie jej to szczęście. W każdym razie niedługo po narodzinach mojej córki rozpoczęły się zatargi między synami mojego właściciela. Którejś nocy, gdy byłam w sypialni najmłodszego syna wodza, on zapytał mnie o mój dar. Wówczas właśnie z chęci zemsty i za namową złego ducha podsunęłam mu i jego bratu sposób, jak mogą zająć miejsce ojca i pozbyć się przyrodniego brata. Dobrze wiedziałam, że jeżeli się zgodzą, przyniesie im to tylko rozpacz. Gdybym w tamtym czasie tak usilnie nie chciała zemsty i nie posłuchała tego upiora… Jednak nie, posłuchałam i przeze mnie powstały wampiry i wilkołaki. By bracia mogli dostać to, co chcieli, należało coś poświęcić. Starszy z mężczyzn imieniem Ahearn przyniósł upolowanego wilka, młodszy zaś… On musiał dać coś cenniejszego. Odebrał pewnej niewolnicy trzyletnią córkę, a jej ciało dał mnie. Popełniłam ten sam błąd, jaki popełniła kobieta, od której zaczęła się cała historia Wybranek. Kobieta, która, nie mogąc pogodzić się ze stratą ukochanego, weszła w świat, którego nie ogarniała umysłem. Ja również nie wiedziałam, co robię, paktując ze złymi istotami. W każdym razie tak oto narodziły się wampiry i wilkołaki. Gdy zrozumiałam, co zrobiłam, długo się modliłam i gorzko żałowałam swoich uczynków. Moje modły zostały jednak wysłuchane i któregoś dnia przyszła do mnie kobieta, która wyjawiła mi, jak mam postąpić, by ocalić ludzkie istnienia. Edan i Ahearn zostali wypędzeni, a ja i moja mała córeczka wreszcie stałyśmy się wolne. Edan zamieszkał gdzieś na zachodzie, a Ahearn na wschodzie.
- No dobrze, ale co z przepowiednią? - zagadnęła Wybranka, na co jej przodkini spojrzała w szarzejące niebo i wyjaśniała:
- Minęły lata, a ja pomagałam wszystkim, którym mogłam, by zadośćuczynić nieszczęściom, które sprowadziłam. Którejś nocy zostałam ostrzeżona, że córka Ahearna oczekuje dziecka. Dziecka będącego pół wampirem, pół wilkołakiem. Musisz wiedzieć, że ta dziewczyna miała wówczas około piętnastu lat i była córką pierwszej żony swego ojca. Jej matka była do szaleństwa kochana przez Ahearna, lecz zmarła podczas jej narodzin. Byłam tymi wiadomościami przerażona, pomyślałam więc, że ostrzegę Ahearna. Nie przewidziałam jednak, że moja wizyta doprowadzi do śmierci jego córki i jej nienarodzonego dziecka. Gdy Edan się o tym dowiedział, grożąc mojej małej Fanny zmusił mnie, bym pomogła mu w skontaktowaniu się z istotą, która go zmieniła. Ona obiecała mu pomóc w zemście, jeżeli pozwoli zobaczyć jej jego córki. Bliźniaczki. Gdy je przyprowadził, zrobiła coś jednej z dziewczynek, przez co ta zemdlała. Edan natomiast dostał od tego upiora dzban wody. Woda ta pozwalała zobaczyć przeszłość, teraźniejszość i to, co może się wydarzyć w przyszłości. Zobaczył w niej, jak to upada ród jego brata i jak włada nim chłopiec będący pół wilkołakiem, pół wampirem. To właśnie miała być zemsta Edana. Dziecko będące tym, kim miał być jego syn, miało podporządkować sobie dziedzictwo jego brata.
- Rozumiem. A co z córkami Edana? - spytała Penelopa.
- Z tego co wiem, Erin i Einfys, bo tak się zwały, od tamtego dnia nienawidziły się. Ponadto na odchodnym ta, która dała Edanowi dzban z wodą, rzekła mu, że od tej chwili krew dziewczynek będzie z sobą walczyć i nigdy nie powinna zostać złączona, w przeciwnym razie zacznie ze sobą walczyć od środka. Erin została później założycielką rodu Hiou, a Einfys - Hell.
Penelopa spojrzała na zjawę szeroko otwartymi oczyma. Spodziewała się wiele, ale nie tego, co usłyszała od Grisel! Wiedziała, że rody Hiou i Hell miały burzliwą przeszłość, ale żeby coś takiego?! Zaraz, zaraz przecież…
- Ale Hiou i Hell od niedawna mają wspólnego potomka! Powiedz, co to ma znaczyć?! - niemal wykrzyknęła Wybranka, na co Grisel spojrzała na zachodzące słońce i wyjaśniła:
- Widzisz, Penelopo… Annabel Michelle Hell nie będzie mieć szczęśliwego życia, niezależnie od wydarzeń, które niebawem zmienią świat wilkołaków i wampirów, i będzie musiała dokonać wyboru. Może pomóc uratować przyszłość i zapobiec niepotrzebnemu cierpieniu bądź może przechylić szalę i pogrążyć świat w mroku. To dziecko musi żyć, Penelopo. Zapamiętaj to. – Gdy łowczyni skinęła głową, jej rozmówczyni kontynuowała: - Jeżeli nic się nie zmieni, Clarinos niebawem popełni kolejny błąd. Jednak musisz ochronić córkę Michaela Hell i Ayi Hiou, rozumiesz?
- Grisel, rozumiem, ale powiedz, czy jest coś, co mogłabym zrobić, by powstrzymać Clarinos w popełnieniu kolejnego błędu oraz by pomóc Annabel Hell w wybraniu odpowiedniej drogi? - zapytała Penelopa błagalnym głosem.
Grisel spojrzała na Wybrankę, a w jej wielkich oczach widać było coś na kształt smutku, zmęczenia i wyrzutów sumienia, po czym powiedziała:
- Chciałabym ci powiedzieć, że możesz pomóc Annabel, Clarinos, a co z tym idzie, synowi Rafaela, jego siostrze, ale nie jestem pewna, czy ty możesz to zrobić. Jeżeli udałoby ci się powstrzymać Clarinos przed jej planami odnośnie rodziny Hell... Może to by jakoś pomogło…
- Ten błąd, o którym mówisz, ma związek z planami królowej odnośnie rodziny Hell, tak? - upewniła się Penelopa, na co Grisel skinęła głową, by po chwili dodać spokojnym głosem:
- Po pierwsze, to, czego chce dokonać, zachwieje równowagą w świecie wampirów i wilkołaków, a po drugie, prawdopodobnie przyczyni się do wywołania lawiny, która zburzy dawny ład. Nie zapominaj, że każdy czyn przynosi skutek, a każdy skutek zmienia świat. Moje czyny bezpowrotnie zmieniły oblicze ziemi. Czasami lepiej pogodzić się z przeszłością i próbować żyć dalej, nie pragnąc zemsty ani zmian. Jeżeli Clarinos to pojmie, może uda jej się być choć odrobinę szczęśliwszą i nie dopuścić do wypełnienia przepowiedni.
Nastała chwila ciszy przerywana jedynie świstem wiatru szumiącego pomiędzy drzewami. Penelopa zdawała sobie sprawę, że nadszedł czas odejścia Grisel. Myślała, że kobieta, która sprowadziła takie zło, musiała być podstępna, zła i chciwa, nigdy nawet nie przypuszczała, że po wysłuchaniu jej historii i rozmowie z nią przepełni ją współczucie dla niej. Patrząc tak na tę niepozorną postać kobiety i wyobrażając sobie, co musiała wycierpieć za życia, widziała w niej tylko zranione, wzgardzone i przepełnione poczuciem winy dziecko, które nie potrafiło poradzić sobie ze sobą, przez co popełniło masę błędów. W końcu ciszę przerwała Grisel, która, patrząc na Wybrankę i uśmiechając się łagodnie, powiedziała:
- Już się z tobą pożegnam. Wiesz teraz wszystko i mam nadzieję, że moja historia pomoże ci w ochronie przyszłości świata i tego, co kochasz.
- Postaram się. Naprawdę wierzę, że można jeszcze zmienić przeznaczenie. Do zobaczenia, Grisel.
Penelopa uśmiechnęła się do swojej przodkini, na co ta odwzajemniła gest, po czym ruszyła przed siebie, by po kilku sekundach zniknąć.
Łowczyni jeszcze długo wpatrywała się w miejsce, w którym zniknęła Grisel. W końcu odwróciła się i ruszyła do domu. Musiała spotkać się z władczynią wilkołaków i niezależnie jak, ale przekonać ją, by poszła po rozum do głowy i przestała kierować się emocjami.
***
Penelopa, stojąc pod drzwiami sali tronowej Jej Wysokości, po raz setny zastanawiała się, jak ma z nią porozmawiać. Chciała uzmysłowić jej, jakie błędy popełnia, lecz jak ma to zrobić? Clarinos stała się taka impulsywna, taka nieprzewidywalna… Gdy została poproszona do środka, pokłoniła się przed królową, jak to nakazywała etykieta, po czym odezwała się w jej stronę:
- Wasza Wysokość, chciałabym z tobą porozmawiać na osobności.
Władczyni spojrzała na nią chłodnym spojrzeniem, po czym milczała przez dłuższą chwilę, aż w końcu odparła nieprzyjemnym głosem, w którym można było wyczuć ogromny dystans:
- Najpierw powiedz, o czym chcesz porozmawiać, a ja zastanowię się, czy jest to warte tego, bym marnowała na ciebie mój czas.
Penelopa westchnęła. Widząc Clarinos w takim stanie i słysząc jej nieprzyjemny ton, wiedziała już, że będzie mieć jeszcze trudniejsze zadanie niż myślała. Cóż, nie pozostało jej jednak nic innego, jak tylko spróbować z całych sił nakłonić królową do racjonalnego myślenia. Spojrzała zatem na nią znacząco, po czym rzekła opanowanym tonem:
- Wasza Wysokość, wydaje mi się, że to, o czym chcę z tobą pomówić, jest dla ciebie naprawdę istotne. Mianowicie chcę z tobą porozmawiać o rodzinie Hell.
Twarz wilczycy momentalnie zszarzała, lecz po chwili wróciła do normalnego wyglądu, a Clarinos mruknęła opanowanym głosem, w którym jednak wyczuwalny był gniew, a zarazem strach:
- Kiedy ostatnio chciałam z tobą porozmawiać odnośnie tych pijawek, nie chciałaś mi nic powiedzieć i myślisz, że interesuje mnie, co chcesz mi powiedzieć teraz?
Wybranka, nie odrywając spojrzenia swoich lodowych oczu od królowej, wyjaśniła:
- Zrozum, powiedziałam ci, co mogłam. Teraz przyszłam przekazać ci coś bardzo ważnego.
- Teraz?! Teraz to nie potrzebuję od ciebie niczego! Sama sobie poradzę! - syknęła królowa, posyłając Wybrance piorunujące spojrzenie, na co ta zaczęła łagodnym tonem:
- Clarinos, proszę, zrozum...
Słowa Samaras zostały jednak przerwane przez rozkaz władczyni.
- Dość tego! Mówię po raz ostatni, nie chcę i nie będę słuchać tych twoich żałosnych historyjek. Masz stąd natychmiast odejść.
Łowczyni wiedziała, że władczyni wilkołaków może nie chcieć przyjąć do wiadomości tego, co będzie chciała jej przekazać, ale nie przypuszczała, że w ogóle nie będzie chciała jej wysłuchać. Jednak nie mogła pozwolić, by córka Mikołaja popełniła te same błędy co on. Patrząc hardo w oczy królowej, odparła:
- Wasza Wysokość, to naprawdę jest coś ważnego, musisz mnie wysłuchać, proszę!
Wybranka nigdy nie przypuszczała, jakie słowa mogłaby wypowiedzieć Clarinos. Nie przypuszczała, że królowa jej zagrozi… Po jej słowach wilczyca uśmiechnęła się ironicznie, po czym wpatrując się w nią złośliwym i pełnym nienawiści spojrzeniem, rzuciła:
- Ja nic nie muszę, moja droga. Jestem królową, czyżbyś zapomniała? Jeżeli zaraz nie wyniesiesz się z mojego pałacu, mogę ponowie cię w nim zamknąć, no, chyba że chcesz, żebym wymyśliła coś dla twojego brata i jego rodziny?
„Ona tylko tak mówi, Clarinos na pewno nie byłaby zdolna zrobić coś tak potwornego i perfidnego! Do takiego bestialstwa był zdolny Mikołaj, nie Clarinos!”
Gdy Penelopa spojrzała na uśmiech, oczy i całą postać władczyni, dotarło do niej, że jednak się myliła i Clarinos nie żartowała. Potrzebowała dobrych pięciu minut, by móc wydusić z siebie pustym głosem:
- Clarinos, jak możesz...?
Mrożąc Wybrankę swymi pięknymi oczyma, królowa warknęła tylko:
- Mogę i zrobię to, jeżeli nie uczynisz tego, co ci każę. Teraz masz się stąd wynosić!
Więc to koniec. Clarinos Wolk zatraciła samą siebie. Zapomniała, kim tak naprawdę chciała być. Zapomniała, czemu nienawidziła ojca. Jedyne, co pozostało tej kobiecie, to uczucie nienawiści i chęć zemsty.
- Rozumiem. Jednak nim odejdę, powiem ci tylko, że powinnaś zmienić plany odnośnie rodziny Hell, a Annabel Hell powinna żyć.
To powiedziawszy, Penelopa Samaras, nie oglądając się na kogokolwiek, wyszła z sali tronowej, zostawiając Clarinos osłupiałą. Nic już nie mogła dla niej zrobić. Skoro sama nie chce pomocy, nikt jej do tego nie zmusi.
***
Aya uśmiechnęła się do córki, którą trzymała za rączki, dzięki czemu pomagała jej stawiać pierwsze chwiejne kroki. Ta radośnie zapiszczała, na co Aya, śmiejąc się, wzięła ją na ręce i okręciła się wokół własnej osi. Wówczas usłyszała głos swojego męża:
- No proszę, Annabel niebawem nauczy się chodzić.
Aya spojrzała na wysokiego mężczyznę i lekko się uśmiechając, rzuciła:
- Masz rację, Ann-chan szybko się rozwija. - Przeniosła spojrzenie na córkę i wpatrując się w nią jak w najcenniejszą rzecz na świecie, dodała: - Dzielna dziewczynka!
 Michael uśmiechnął się przyjaźnie, po czym podszedł do żony i córki, po czym położył dłoń na główce niemowlęcia, by głaszcząc go po niej, zagadnąć:
- Kochanie, pamiętasz, że dziś przyjadą moi rodzice i Eva, prawda? Musimy ustalić kilka rzeczy odnośnie oficjalnych zaręczyn mojej siostrzyczki.
Aya sposępniała i przytaknęła, nie wypowiadając ani jednego słowa. Hell na ten widok położył dłoń na policzku żony i uśmiechając się dobrotliwie, rzucił:
- Chyba nie denerwujesz się pobytem mojej siostry? Dobrze wiesz, że Ev ma na głowie coś zupełnie innego niż dogryzanie ci. - Przerwał na moment, by podnieść twarz Ayi, dzięki czemu wpatrywał się w jej szare oczy, po czym dokończył: - Poza tym ja tu jestem i w razie czego uciszę tę złośnicę.
Córka Kage przytaknęła, lecz w jej oczach wciąż było widać niepewność.
Kilka godzin później zjawili się William, Amica i Eva Hell. Przywitanie rodziny męża jak  zawsze wprawiało Ayę w ogromne  zakłopotanie, zwłaszcza teraz, gdy jej stosunki z Michaelem tak diametralnie się zmieniły, a ani Amica, ani William, ani Eva nie byli u nich przez ponad pół roku. Ku zdziwieniu młodej Hell, córka Wyroczni była nad wyraz spokojna i opanowana. Właściwie wydawało się, że Eva jest poza tym, co się wokół niej działo, i jest jedynie obserwatorem. Nie wiedzieć czemu, taki stan jej bratowej przerażał ją bardziej niż jej zwyczajne zachowanie.

- Tak więc za tydzień przyjedziecie do naszej posiadłości, by spokojnie przygotować się na przyjęcie zaręczynowe Evy - stwierdził William, na co Michael skinął twierdząco głową, po czym zerkając na żonę, która bawiła się swoją filiżanką z zieloną herbatą, mruknął, unosząc kącik ust:
- To będzie świetna okazja, by się nieco rozerwać, prawda, kochanie?
Aya nieświadomie spłonęła rumieńcem i lewą ręką znajdującą się pod stołem zaczęła nerwowo gnieść swoją sukienkę. Tak bardzo chciałaby, żeby to wreszcie się skończyło. Chciała wrócić do spokojnych chwil z córeczką i... no cóż, z Michaelem. Nie chciała wciąż być obserwowana. Dobrze wiedziała, że Wyrocznia wciąż jej się przygląda i ocenia jej zachowanie.  W taki chwilach czuła się jak zwierzę w zoo. Wiedziała jednak, że musi wytrzymać, a gdy to się skończy, wróci do swojego spokojnego życia, które dopiero niedawno nabrało choć trochę barw.
Zatopiona we własnych myślach, nawet nie zorientowała się, kiedy poczuła na skórze szyi i na policzku oddech męża, a później usłyszała jego szept:
- Po przyjęciach zawsze miło spędzamy razem czas, prawda, Aya-chan?
Gdy syn Wyroczni skończył mówić, ucałował żonę najpierw w policzek, później w szyję, a na końcu w ramię.
Hiou doskonale zdawała sobie sprawę, że wszystkie wampiry przy stole musiały słyszeć wypowiedź Michaela, a ponadto te pocałunki... Była tak okropnie zawstydzona i zażenowana, że najchętniej uciekłaby z jadalni i zamknęła się w sypialni dopóty, dopóki cała rodzina jej męża nie wyjedzie, jednak tego nie zrobiła. Spuściła tylko niżej głowę i jeszcze mocniej się zaczerwieniła, jednocześnie zaciskając dłoń na sukience. Musiała wytrzymać tę próbę. Dla dobra jej małej Ann i dla własnego. Tyle już przeszła, tak bardzo się przełamała, więc teraz nie może tego zrujnować tylko dlatego, że jest jej wstyd przed rodziną męża. Zresztą czemu tak bardzo krępują ją czułe gesty czy jakieś dwuznaczności Michaela? Wszak ma do tego prawo, prawda? Może dostanie od niego pochwałę, jeżeli dobrze się zachowa? Może nawet zobaczy matkę? Michael powiedział jej, że kiedyś ją zobaczy, więc musi być tylko grzeczna i cierpliwie czekać... Wszystko się ułoży, musi tylko zacisnąć zęby i zachowywać się, jak chciałby tego jej mąż. Tak więc Aya spokojnie siedziała na swoim miejscu i pozwoliła, by syn Amicy po kilku sekundach wziął jej rękę w swoją dłoń i unosząc ją nieco, złożył na niej delikatny pocałunek, mówiąc pociągającym głosem:
- Znów będę mógł pochwalić się moją piękną żoną. 
Aya tego nie widziała, ale Michael posłał swojej matce tryumfalny uśmiech i znaczące spojrzenie, które ta odwzajemniła. Eva natomiast nie odezwała się ani słowem, tylko obserwowała całą tę sytuację.
Po krótkiej rozmowie na błahe tematy Wyrocznia zaczęła temat, którego Aya bała się najbardziej:
 - Jeżeli chodzi o Annabel… -Gdy tylko z ust Amicy padło imię jej córeczki, serce Ayi zabiło mocniej. Czuła, że Wyroczni coś zamierza w związku z Ann, lecz cóż to takiego mogło być? Jedyne, co mogła zrobić, to z drżącym sercem słuchać dalszych słów teściowej. - Rozmawialiśmy ostatnio na jej temat i doszliśmy do wniosku, że nasza wnuczka powinna za jakiś czas zamieszkać razem z nami.
- U nas zostałaby nauczona wszystkiego, co powinna wiedzieć przyszła Wyrocznia, którą zapewne zostanie. Dawno wszak nie było dziecka płci żeńskiej, które pochodziłoby z dwóch pierwotnych rodów. No i na dodatek jej babką jest Wyrocznia, a gdyby wychowywała się u nas, dodatkowo umocniłaby się jej pozycja i byłby to kolejny argument, by to ona została przywódczynią Rady, czyż nie? - dodał William.
Aya zamarła. Nie mogła uwierzyć w sens słów teściowej. Nie odezwała się, tylko wsłuchiwała się w rozmowę. Czy naprawdę chcą odebrać jej dziecko? Jej malutkie słoneczko? Przecież bez jej dziecięcego śmiechu, jej słodkiego głosiku i jej uroczej buzi ona chyba umrze! Jak tak w ogóle można?! Nie! Nie! Nie! Ona się nie zgadza! Chce, by jej mała dziewczynka była bezpieczna w jej ramionach. Chce móc patrzyć, jak dorasta, tulić ją w każdym momencie, pocieszać ją, gdy coś ją wystraszy... Tylko jak ma powstrzymać Wyrocznię przed odebraniem jej ukochanej córki?!
Zupełnie nie myśląc, co robi, spojrzała otępiałym wzrokiem na Amicę i Williama i drżącym głosem przerwała ich rozmowę z synem:
- Chcecie zabrać Ann...? Przecież jestem jej matką...
Wyrocznia przeniosła spojrzenie swych rubinowych oczu na synową i uśmiechając się subtelnie, odparła przyjaznym tonem:
- Ależ, Aya, nikt nie chce ci odebrać dziecka. Jak w ogóle mogło przejść ci to przez myśl? Wszak będziesz mogła ją odwiedzać, a od czasu do czasu Annabel mogłaby pobyć z wami tutaj. Zresztą mówimy o przyszłości, gdy Annabel będzie wyglądać... nie wiem na jakieś pięć, może sześć lat. Poza tym to chyba najlepsze dla niej wyjście. Aya, jesteś jeszcze bardzo młoda i dopiero niedawno sama przestałaś być dzieckiem, więc jak chcesz sama wychować moją wnuczkę?
- Ale ja... - zaczęła, lecz nie dokończyła, gdyż poczuła na dłoni uścisk męża. Ten gest Michaela jakby natychmiast ją uspokoił, przez co tylko spuściła głowę i wymamrotała przeprosiny. Reszta rodziny Hell z ogromnym zdziwieniem przyglądała się jej reakcji.
Co mogła zrobić...? Przecież sama nie będzie w stanie przekonać Amicy, by zaniechała pomysłu przeniesienia Ann-chan do Hiszpanii. Pozostało jej jedno wyjście. Musi przekonać Michaela, by nie zgodził się na plan matki. By to zrobić, musi być jeszcze bardziej posłuszna. Musi pokazać mu, że naprawdę zależy jej na ich rodzinie i szczęściu i że naprawdę potrafi być dla niego dobrą żoną. Wówczas na pewno uda jej się uzmysłowić mu, że Wyrocznia nie może zabrać ich córki. W końcu on też kocha Annabel i na pewno nie chce, by odebrano im ich dziecko. Przecież on również nie będzie chciał się z nią rozstawać na dłuższy czas. Musi tylko być posłuszna, kochająca i opanowana, a wszystko się jakoś ułoży...
Aya, będąc pochłoniętą swoim myślami, nie zwracała uwagi na otoczenie, więc nie zauważyła, jak Eva przewierca ją spojrzeniem swych zielonych oczu.

Następnego dnia późnym wieczorem Eva siedziała w przydzielonym jej pokoju, rozmyślając nad sytuacją podczas wczorajszej kolacji. Ewidentnie pomiędzy jej bratem a Ayą coś się zmieniło, ale nie do końca wiedziała co. Wiedziała jedno. Musiała dowiedzieć się, jakie są konsekwencje tych zmian dla Ayi. Po dłuższych rozmyślaniach na ten temat postanowiła wyjść na zewnątrz. Miała nadzieję, że nocne powietrze pomoże jej myśleć, dzięki czemu na coś wpadnie. Ledwie przeszła trzy metry, a w salonie zobaczyła, jak Aya, siedząc na jednym z foteli w salonie, jest całowana przez Michaela w kark, a później usłyszała jego pociągający głos:
- Wiesz, kochanie, dziś przy kolacji byłaś naprawdę grzeczna. Później nieco przesadziłaś, ale moja matka cię zaskoczyła, no i szybko się opanowałaś, więc możemy o tym zapomnieć.
Wampirzyca obróciła nieco twarz, by móc patrzeć na męża, po czym powiedziała drżącym głosem:
- Proszę, zrozum... Boję się, że stracę naszą córeczkę, dlatego tak zareagowałam. - Przerwała na moment, po czym spuszczając wzrok, szepnęła: - Naprawdę pozwolisz matce odebrać nam nasze dziecko?
Michael złapał Ayę za podbródek, po czym patrząc w jej szare oczy i uśmiechając się z pobłażaniem, odparł:
- Oj, Aya, Aya... Nawet gdyby Annabel zamieszkała za jakiś czas w Hiszpanii, nie zmieni to faktu, że to nasza córka. Poza tym moja matka ma rację. Annabel będzie potrzebować specjalnego wychowania, w końcu w przyszłości może zostać następną Wyrocznią, a ty, skarbie, jesteś jeszcze młodziutka. W każdym razie nie zawracaj sobie tym głowy. Gdy nadejdzie odpowiedni czas, podejmę najlepszą decyzję.
- Proszę, ja na pewno... - zaczęła, lecz Hell przyłożył jej palec do ust i uśmiechając się dobrotliwie, mruknął:
- Ciii... Jesteś jeszcze niemalże dzieckiem, więc Annabel i jej przyszłością ja się zajmę, a ty po prostu się nią ciesz. Tak więc na dziś koniec tematu. - Widząc, że żona widocznie posmutniała, pogłaskał ją po policzku i dodał: - Tak w ogóle muszę ci powiedzieć, że naprawdę jestem z ciebie dumny. Tak sobie myślałem i doszedłem do wniosku, że może zasłużyłaś na jakąś nagrodę...
Wampirzyca lekko się zarumieniła i cichutkim głosem spytała:
- Naprawdę...?
Hell zaśmiał się, po czym nachylił się, by złożyć na ustach żony namiętny pocałunek, a później, prostując się, powiedział z uśmiechem:
- Tak, naprawdę, kochanie. Pamiętasz, kiedyś powiedziałem ci, że może pozwolę przyprowadzić twojemu ojcu twoją matkę, prawda?
Aya przez dłuższą chwilę wpatrywała się w męża, chcąc upewnić się, że dobrze rozumie jego słowa i intencje. Jeżeli Michael mówi jej to z powodu, o jakim marzyła, byłaby taka szczęśliwa! Tylko czy naprawdę Hell chce jej przekazać to, co myśli? A jeżeli nie? W końcu odważyła się spytać:
- Chcesz mi powiedzieć, że zobaczę mamę...?
Michael zaczął głaskać ją po czarnych puklach, po czym nieco się śmiejąc, odparł:
- No nie wiem, nie wiem, Aya-chan... Muszę się chyba jeszcze nad tym zastanowić.
Aya na te słowa zarzuciła mu ręce na szyję, po czym szepnęła błagalnym i przymilnym głosem dziecka, jednocześnie wtulając się w jego tors:
- Kochany, kochany, proszę cię! Obiecuję, będę jeszcze grzeczniejsza!
- Naprawdę? - zapytał Michael niemal ze śmiechem, na co Aya podniosła na niego oczy i wpatrując się w niego błagalnym wzrokiem, odparła słodkim, niemal dziecięcym głosem:
- Tak, obiecuję! Zobaczysz, będziesz ze mnie zadowolony!
Hell, wpatrując się w buzię żony, zaśmiał się, po czym odgarniając kilka pasm czarnych jak heban włosów Ayi, które opadały jej na twarz, stwierdził, uśmiechając się delikatnie:
- Skoro tak, kochanie, to chyba się zgodzę. Za miesiąc zobaczysz Maayę, co ty na to?
Więc zobaczy matkę! Po jakichś dwóch latach zobaczy mamę! Nie mogła uwierzyć we własne szczęście! Wszystko zaczyna się tak wspaniale układać… Ma wspaniałą córkę, męża, który jej już nie przeraża i który na swój sposób okazuje jej uczucia, widuje ojca i już niebawem zobaczy matkę! Gdyby ktoś jakieś trzy lata temu powiedział jej, że będąc w związku z synem Wyroczni, będzie tak szczęśliwa, nie uwierzyłaby mu. Teraz jednak, nie panując nad własną radością, obdarzyła Michaela delikatnym uśmiechem, po czym złożyła kilka pocałunków na jego policzku i ponownie się w niego wtulając, szepnęła ze łzami w oczach:
- Dziękuję, kochany. Jestem tak bardzo szczęśliwa...
Michael nic nie odpowiedział, tylko uśmiechał się dobrotliwie i głaskał wczepioną w niego dziewczynę po głowie zupełnie jak małe dziecko.
Ta scena wystarczyła, by Eva zrozumiała wszystko, co działo się pomiędzy jej bratową a bratem. Po cichu udała się z powrotem do swojej tymczasowej sypialni, po czym rzuciła się na wielkie łóżko i wlepiła tępy wzrok w sufit, oddając się swoim myślom.
To zabawne... Michael tak wytresował Ayę, że ta spełnia każdą jego zachciankę, a ta nie dość, że nie jest tym faktem zdołowana, to jeszcze jest zadowolona, że on ją pochwali za jej zachowanie… Skojarzyło jej się to z jakimś dzikim koniem, który został złamany. Tylko że nie tego chciała. Chciała, by Aya cierpiała, by przeklinała swój los, by nienawidziła dotyku Michaela. Tymczasem, jakby nie było, córka Kage jest szczęśliwa i o dziwo nie tylko bez problemu pozwala się dotykać mężowi, ale sama również obdarza go czułymi gestami i pocałunkami. Tak nie miało być... Aya nie może mieć tak słodkiego i poukładanego życia…
***
Następnego dnia, tuż przed tym, jak rodzina Michaela miała wrócić do swej posiadłości w Hiszpanii, Eva zapukała do gabinetu brata, a gdy usłyszała pozwolenie na wejście, przekroczyła próg pomieszczenia i rzuciła na przywitanie:
- Hej, braciszku! Co tam?
Michael podniósł oczy znad jakiegoś świstka, po czym mruknął:
- Pracuję. Nie masz nic ciekawego do roboty, że mi przeszkadzasz?
Wampirzyca westchnęła, po czym wzruszając ramionami, rzuciła niby to od niechcenia:
- Oj, przyszłam do brata, bo mi się nudzi. Nie musisz być od razu taki niemiły.
- Eva, dobrze wiesz, że mam powody, by być dla ciebie taki, a nie inny - stwierdził, świdrując  siostrę rubinowymi tęczówkami, na co ona zachichotała i siadając na fotelu naprzeciwko brata, wyjaśniła:
- Braciszku, wciąż się na mnie boczysz? No weź, znasz mnie przecież. Tak swoją drogą, to zauważyłam, że całkiem nieźle układa ci się z żonką - dodała niby to mimochodem.
- Może, ale tobie nic do tego - stwierdził spokojnie dziedzic Hell, na co Eva, opierając głowę na dłoni stwierdziła:
- W sumie masz rację... Tak się tylko zastanawiałam, kiedy Aya zaczęła sobie owijać ciebie wokół palca i od kiedy spełniasz każdą jej zachciankę.
Wampir gniewnie zmrużył oczy, po czym niby to spokojnym tonem, w którym jednak od razu wyczuwało się irytację, zapytał:
- Co masz na myśli? I skąd w ogóle przyszło ci do głowy, że spełniam każdą zachciankę mojej żony?
Córka Amicy tylko zaśmiała się, po czym wyjaśniła:
- Wczoraj całkiem przypadkowo usłyszałam rozmowę twoją i Ayi. Muszę przyznać, że dziewczyna wcale nie jest taka głupia, na jaką wygląda. Doskonale wiedziała, co i kiedy zrobić, byś zatańczył, jak ci zagra.
- To nieprawda. Jestem jej mężem i to ona ma mnie słuchać i robić to, co ja chcę.
Eva na te słowa wybuchła niepohamowanym śmiechem, a gdy wreszcie udało jej się nieco uspokoić, wciąż rozbawiona powiedziała:
- Z waszej wczorajszej rozmowy wynikało coś zupełnie innego. Wystarczy, że ta Hiou zacznie się do ciebie przymilać czy da kilka całusów, a ty już robisz to, o co cię poprosi. Gdy byłam u ciebie ostatnio, to ty tu rządziłeś, a teraz ona udaje niewiniątko, by dostać to, czego chce. Chociażby to spotkanie z Maayą... Proszę cię, jeszcze jakiś czas temu nigdy w życiu nie zgodziłbyś się na to, by Aya zobaczyła matkę, a teraz? Pewnie z Annabel będzie tak samo. Zacznie cię prosić, błagać, zrobi się słodziutka i pozwolisz córce dalej mieszkać w Anglii.
- Eva, przesadzasz. Zgodziłem się na wizytę matki Ayi, ponieważ ona na to zasłużyła. Ostatnio naprawdę jest zupełnie inna. Nie dyskutuje, nie narzeka i jest posłuszna.
Eva westchnęła, jakby musiała tłumaczyć coś pięcioletniemu dziecku, po czym patrząc na brata, który obserwował ją z nieodgadnioną miną, stwierdziła:
- Matko, Michael, nie chcę ci ubliżać, ale jesteś taki naiwny! - Widząc wściekłość na twarzy brata, dodała: - Naprawdę nie widzisz, że ona tobą manipuluje? Wystarczy, że Aya zdejmie te swoje ciuszki, a ty już tracisz głowę. Wszystkie kobiety znają te sztuczki. Sama zamierzam ich używać, gdy zostanę mężatką - oznajmiła, strzepując niewidzialny pyłek z bluzki, w którą była ubrana. Gdy podniosła twarz, zobaczyła, jak Michael patrzy na nią już ze spokojem i opanowaniem, po czym usłyszała jego głos, który nie wyrażał żadnych emocji:
- Nie jestem idiotą, by nabierać się na takie zagrywki. Aya należy do mnie. Mam prawo robić, co chcę i nie widzę powodu, by od czasu do czasu nie sprawić żonie przyjemności. Zresztą ty tego nie zrozumiesz...
- No nie wiem, nie wiem. Chyba nie doceniasz kobiet, wiesz? W sumie jak większość mężczyzn. Dlatego tak łatwo wami manipulować. Wystarczy kilka czułych gestów, kilka słodkich słówek i jesteście nasi. Wszystkie kobiety znają te sposoby. Nawet tak niewinnie wyglądające i młodziutkie jak twoja żonka - zauważyła Eva, po czy przerwała, by po chwili wzruszyć ramionami, wstając z fotela i udając się do wyjścia, dodać: - Zresztą to twoja sprawa, nie moja. Rób, jak chcesz, ale żeby nie było, że cię nie ostrzegałam.
Jakąś godzinę później rodzina Hell udała się w drogę powrotną do Hiszpanii, a Michael siedział w swoim gabinecie i rozmyślał nad słowami siostry. Czyżby naprawdę dał się tak łatwo omotać jakiejś kobiecie? Nie, to nie mogła być prawda. Jednak obiektywnie rzecz biorąc od chwili, gdy Aya urodziła mu córkę i oddała mu się z własnej woli, chyba niczego jej nie odmówił...
„Doskonale wiedziała, co i kiedy zrobić, byś zatańczył jak ci zagra”,  „teraz ona udaje niewiniątko, by dostać to, czego chce”, „ona tobą manipuluje”, „wszystkie kobiety znają te sztuczki”, „Chyba nie doceniasz kobiet, wiesz?”, „wystarczy kilka czułych gestów, kilka słodkich słówek i jesteście nasi”.
Po dłuższej chwili gwałtownie wstał z krzesła i ruszył do pokoju córki, w którym, jak przypuszczał, znajdowała się jego żona. Miał rację. Aya faktycznie przebywała w pokoju Annabel, gdzie pochylona nad kołyską, w której zasypiała Ann, uśmiechała się leciutko, wpatrując się w dziecko znajdujące się w kolebce. Kiedy usłyszała otwieranie drzwi, wciąż z uśmiechem podniosła wzrok na przybysza, lecz gdy spostrzegła wyraz twarzy Michaela, natychmiast zbladła. On nic nie mówiąc i nie zwracając uwagi na cokolwiek, podszedł do niej i złapawszy ją za ramię, siłą wyprowadził ją z pokoiku dziecięcego. Na pytanie Ayi, co się stało, że tak się zachowuje, Michael nic nie odpowiedział, tylko otworzył drzwi swojej sypialni i pchnął ją do niej. Kiedy zaś sam znalazł się w pokoju, popchnął ja na ścianę, by błyskawicznie podejść do niej i spokojnym, lecz mrożącym krew w żyłach głosem wyszeptać jej na ucho:
- Kochanie, nie jestem głupi, wiesz? Myślałaś, że mnie przechytrzysz? Oj, tu się grubo mylisz. -Po chwili spojrzał na żonę, uśmiechając się drapieżnie i jednocześnie głaszcząc ją po policzku, stwierdził tak lodowatym tonem, że Aya poczuła jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa: - Chyba zapomniałaś, że jesteś moją żoną i masz robić to, co ci każę. Nie waż się wykorzystywać słabości, jaką do ciebie czuję. Czas ci przypomnieć, że ze mną się nie zadziera.
Aya była śmiertelnie przerażona. Nawet kiedy dostała od męża pamiętną „karę”, on nie zachowywał się w taki sposób. Wówczas co prawda okropnie ją potraktował, ale był opanowany i bądź co bądź jego zachowanie z czegoś wynikało, natomiast teraz... Był wściekły, na dodatek bez jakiejkolwiek racjonalnej przyczyny. Ona przecież nie zrobiła niczego, co mogłoby doprowadzić do takiej sytuacji! Przecież tak bardzo starała się zadowolić Michaela… Jeszcze wczoraj wszystko układało się tak wspaniale. Naprawdę nic z tego nie rozumiała. Jak on mógł jej robić coś takiego, gdy ona tyle poświęciła, by móc zaakceptować go w pełni jako męża i ojca jej dziecka? Czy naprawdę aż tak bardzo pomyliła się co do niego? Czy możliwe, że zaprzedała samą siebie, nie dostając nic w zamian? Czy możliwe, że oddała całą siebie komuś, kto tak naprawdę będzie się nad nią pastwił całe życie?! Nie, to nie mogła być prawda! Nie mogła aż tak nisko upaść!
Zdjęta niedającym się opisać strachem, spojrzała na Michaela zrozpaczonymi, pełnymi łez oczyma i ledwie wydobywając głos, odezwała się piskliwym, drżącym tonem:
- Michael, ja naprawdę nie rozumiem, o co chodzi. Błagam, uspokój się. Jeżeli zrobiłam coś złego, obiecuję, że jakoś to naprawię, tylko błagam, opamiętaj się.
Syn Wyroczni uśmiechnął się kpiąco, po czym brutalnie chwytając żonę za podbródek, by ani na moment nie przestała na niego patrzeć, syknął:
- Milcz! Chyba za bardzo cię rozpieściłem. Czeka cię więc nowa kara, najdroższa.
Źrenice Ayi rozszerzyły się tak bardzo, że nie można było już ujrzeć barwy tęczówek, a ona sama zaczęła niemiłosiernie się trząść i coraz mocniej wpadając w panikę i histerię, powtarzać tylko błagalnym tonem jedno słowo: „nie”. Wówczas jednak Michael nie zwracał najmniejszej uwagi ani na to, jak wiele bólu jej przysparza, ani na jej błagania. Dwie minuty później w angielskiej posiadłości rodu Hell można było usłyszeć krzyki, płacz i inne niepokojące odgłosy.
W tamtym momencie cały poukładany i spokojny świat Ayi runął w gruzach, a ona sama wpadła w przepaść tak głęboką, że nigdy nie przypuszczała, że można upaść aż tak nisko. Ta noc była znacznie gorsza od tej, w której mąż dał jej pierwszą karę. Wówczas przynajmniej nie zranił jej ktoś, kogo kochała, tylko osoba, której wręcz nienawidziła. Wszak nikt nie sprawia tak wielkiego cierpienia jak bliska twemu sercu osoba. Ten jeden czyn Michaela zrujnował wszystkie marzenia, uczucia, plany i wyobrażenia Ayi. Dotarło do niej, że już nigdy, ale to przenigdy nie będzie szczęśliwa. Niezależnie od tego, jak by się nie starała,  czego by nie robiła, zawsze będzie kończyć się tak samo. W tamtym momencie stała się pustą skorupą. Nie istniało dla niej nic. Ani ona, ani jej córka, ani świat, w którym żyła. Nic nie miało sensu. Ani jej wiara w Michaela, ani jej przełamanie się względem niego pół roku temu, ani jej miłość do Annabel, ani jej męki na początku małżeństwa, ani wiara w jej sen jak z bajki... Były tylko pustka i ciemność. Nic więcej...
To wydarzenie miało przynieść ból nie tylko samej Ayi, lecz również zapoczątkować łańcuch wydarzeń, który odmieni świat nie tylko dziedziczki Hiou, lecz i wielu, wielu innych ludzi.
***
Michael Hell, siedząc na łóżku bez koszuli, przez moment wpatrywał się przed siebie, nie odzywając się ani słowem. W końcu nieco odwrócił głowę, by móc spojrzeć na znajdującą się obok niego żonę. Nie widział jej twarzy, gdyż Aya leżała odwrócona do niego tyłem i skulona tak bardzo, że przypominała małe, przestraszone zwierzątko. Nie płakała. Przestała to robić już jakiś czas temu. Teraz jedynie trzęsła się jak osika. Miała podarte ubranie, włosy w nieładzie, a obok niej na pościeli gdzieniegdzie znajdowały się plamy krwi. Michael, nic do niej nie mówiąc, wstał, po czym wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

Kolejny dzień Aya spędziła w łóżku. Nic nie jadła, nic nie piła, nie zmieniała podartego ubrania, nie spała, a na pytanie przerażonej jej stanem Suzue nic nie odpowiadała, tylko tępo patrzyła przed siebie. Nic ją również nie obchodziło. Nawet dający się usłyszeć płacz Annabel, która nie wiedzieć czemu nieustanie zawodziła, mimo iż teoretycznie nic jej nie dolegało. Michael natomiast siedział w gabinecie, z nikim nie zamieniając więcej niż kilka słów. Cała posiadłość wydawała się dziwnie ponura i cicha. Służba, mimo iż nie wiedziała, co dokładnie się stało, słysząc nocne wrzaski i płacz, wolała trzymać się od państwa z daleka.
Późnym wieczorem do pokoju, w którym znajdowała się Aya, wszedł Michael, który przez krótką chwilę przyglądał się jej. Postać Hiou, leżąca do niego tyłem na wielkim łóżku w tak opłakanym stanie, przypominała czternasto- czy piętnastoletnią dziewczynkę. Hell podszedł do niej, usiadł na brzegu łoża i podniósł rękę, by pogłaskać ją po głowie. Widząc jednak, jak Aya zaczyna cała drżeć, nim nawet jej dotknął cofnął dłoń, po czym westchnął, by po chwili powiedzieć spokojnym tonem:
- Aya, posłuchaj… Za cztery dni mieliśmy jechać do Hiszpanii, jednak zmieniłem zdanie. Ty i Annabel zostaniecie tutaj, a ja już dziś teleportuję się do matki. Gdy wrócę, wszystko sobie wyjaśnimy.
Córka Kage nie odpowiedziała, więc Michael jakiś czas jeszcze przypatrywał się żonie, po czym wstał i ruszył do pokoju dziecięcego, gdzie Annabel, wymęczona niemal ciągłym płaczem, wreszcie zasnęła. Podszedł do kołyski, w której znajdowało się niemowlę i głaszcząc je po głowie i lekko się uśmiechając, rzucił:
- Annabel, zobaczysz, dostaniesz wszystko, czegokolwiek sobie zażyczysz. Będą ci się kłaniać wszyscy. I Rada, i Zgromadzenie, i sama królowa wilków, już twój ojciec się o to zatroszczy. Jesteś moją córką i zasługujesz na to. Będziesz jednak musiała znów mi pomóc z mamą, a ja na razie rozmówię się z twoją ciotką. Teraz naprawdę przesadziła.
Po tych słowach nachylił się, ucałował córkę w policzek i wyszedł, by teleportować się do posiadłości, która od wieków należała do Wyroczni.
***
Aya, którą wreszcie udało się zmusić, by cokolwiek zjadła i by chociaż ubrała koszulę nocną, leżała w swojej sypialni i wpatrywała się w jeden, bliżej nieokreślony punkt. Nawet nie dotarło do niej, że przez pewien czas w posiadłości wybuchło nagle dziwne zamieszanie. Ktoś przychodził, coś mówił, wychodził, ktoś gdzieś biegał, coś się stłukło… To jednak było poza nią. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła Suzue. Jakiś czas nie odzywała się, tylko nerwowo przygryzała wargę, błądząc gdzieś myślami. W końcu podeszła do Ayi, kucnęła, by móc widzieć twarz swej pani i spokojnym tonem, który jednak dziwnie drżał, rzekła:
- Aya-sama, dostaliśmy widomości z Hiszpanii... - Zamilkła na jakiś czas, jakby zastanawiając się, jak ma przekazać dalszą część informacji. W końcu biorąc dłoń Hiou w swoją, kontynuowała: - Chodzi o to, że na posiadłość Wyroczni został przypuszczony atak wilkołaków. Nie mamy jeszcze żadnych informacji, jak to wyglądało i jakim w ogóle cudem do tego doszło, lecz bezsprzecznie w tej napaści… zginęli Amica-sama, William-sama, Eva-sama i... i Michael-sama… - Widząc, że do brunetki nie dociera sens jej słów, dodała: - Aya-sama, twój mąż nie żyje.




* imię żeńskie pochodzenia celtyckiego.

9 komentarzy:

  1. Komentarz musi być, więc jest, ale dłuższy będzie potem. :D
    ALL MEN MUST DIE! Ha!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeszło 2 tygodnie minęły, a nadal nie napisałam komentarza. Zła ja. :( W sumie... Sesja się zbliża, a wiadomo, że to czas nadrabiania wszystkiego, więc może wtedy... xD

      Usuń
    2. Napisane dawno, dawno temu w odległej galaktyce (naprawdę dawno temu, nie mam pojęcia, ile miesięcy musiało minąć…):
      Ej no, co to za numery?! Ten dupek Dan mnie podgląda! *oburzenie* Ja się tak nie bawię, biorę zabawki i idę do domu! *odwraca się na pięcie niczym urażona księżniczka*
      Ach, karty, zawsze karty! Taki duży chłopiec, a bawi się kartami. xD Zadowolony z asów (cha, cha, ciekawe, co mu z tego wyjdzie :P), zaniepokojony napiętrzeniem się reszty. Tylko czemu musi pozbywać się akurat pików? xD Wszyscy zawsze muszą się uczepić Ayi, doprawdy! Grunt, że mój asik jest bezpieczny! <3

      „Nie cierpiała, gdy w trakcie posiłku niszczyła sobie ubranie.” - To trzeba nie być taką pierdołą! xD Gomen, musiałam!
      Ech, ta Eva, za nic ma ludzkie życie (no, nie tylko ludzkie) i jakiekolwiek zasady! :/ Wredota jedna. Ech, takiej to już nic chyba nie pomoże. *głośne westchnienie* Ale jak ona śmie tak się bawić moim (niedoszłym) Willem?! >.< Ta zniewaga krwi wymaga! Moje biedactwo no! :( Zmaterializowałabym go, przytuliła i uciekła z nim na koniec świata. :D A jak nie, to przynajmniej na działkę, tylko we dwoje (bez skojarzeń!). ^^
      Ta to go szczuje... Jak tak można no? T^T Biedny Will, życzę ci niczym niezmąconej wolności, a najlepiej śmierci Evy. I kontroli nad sobą, by nikogo nie skrzywdził ani więcej nie zabił, bo przez wyrzuty sumienia jeszcze skoczy mi z mostu i dopiero będzie! ;(

      Penelopa... Dobrze, że ma brata i jego rodzinkę, bo tak to by chyba ześwirowała jak sama Clarinos, która tyle szczęścia nie ma. Znaczy... Mogłaby niby ogarnąć się z Rafciem i jego rodziną, no ale w sumie nie dziwię jej się, że nie chce. xD Ale z Laurą teoretycznie mogłaby się jakoś dogadać. Może. Kiedyś.
      Ha! No i mamy powrót do przeszłości, czyli monolog Grisel. Jak ja lubię takie wstawki. ^^ Przeszłość jest najlepsza. xD No dobra, może nie NAJ, ale na pewno bardzo ciekawa. ;) [Dzisiejszy dopisek: Teraz to od razu inaczej się na to patrzy. xD W sensie jak jest NP.]
      „Urodziłam się w miejscu i czasach, gdy bano się wszystkiego, co inne, a ludzie, którzy nie zachowywali się jak wszyscy, wzbudzali niepokój, lęk czy wręcz odrazę.” - Szczerze? Obawiam się, że w obecnych czasach jest podobnie. Ludzie nadal krzywią się na tych, którzy są w jakiś sposób inni. Unikają ich. Szydzą z nich. Pogardzają nimi. Przykre, ale prawdziwe. Nie wiem, czy ludzkość kiedykolwiek się z tego wyleczy...
      No, w każdym razie historyjka z przeszłości naprawdę zacna. Wszystko się tak ładnie łączy. Sama patologia, no ale dobra. ^^’ Ech, Edan to jest naprawdę niedobry facet. Znaczy rozumiem, że był zły, ale taka zemsta to „lekka” przesada. Nie dość, że zniszczył życie córkom, to jeszcze zesłał na świat konflikt ciągnący się zapewne tysiące lat. Żeby było śmieszniej, „zakazane dzieci” urodziły się praktycznie w tym samym czasie, mamy więc dzidzię, która ma podbić świat i zakończyć ród Ahearna oraz dzidzię, której w ogóle nie powinno być, bo jedna jej połowa będzie wiecznie walczyć z drugą (biedna Ann-chan! ;( ). Taak... Kolorowo. Nie ma co, jak się bawić, to się bawić! :D Już się nie mogę doczekać, co z tego wyniknie, choć pewnie będzie to krew, pot i łzy. Obawiam się, że jak najbardziej dosłownie.

      Usuń
    3. Koniec tego, co miałam. Czas się trochę naprodukować. Jakoś mega rozpisywać się nie będę, bo to nie ten czas (sesja i te rzeczy) i nie ta pora (jest po 22), no ale nadrobić kiedyś muszę, bo kto, jak nie ja? :P

      Biedna Clarinos. Całkiem jej się w głowie pomieszało. Niby jej się za bardzo nie dziwię, ale i tak mi jej żal. Z kolei Penelopa… Nie wiem, jakoś nie jestem szczególną fanką tej postaci, jak już kiedyś tam wspominałam. Znaczy nic do niej nie mam tak ogólnie, ale mam dziwne wrażenie, że w jakiś sposób dałaby radę zrobić cokolwiek pożytecznego, w końcu to nie byle jaka osoba, a tymczasem… Ech, no ale co zrobić.

      Jeeeej, Ann-chan, najsłodsza! Moje duzie maleństwo uczy się chodzić! *.* Mam to przed oczami! Jak ja uwielbiam takie maluchy! ^^ A M. też jeszcze taki rozkoszny. ;_; No, Aya, naciesz się ostatnimi chwilami szczęścia!
      „Poza tym ja tu jestem i w razie czego uciszę tę złośnicę.” - Kocham. *.*
      Ech, ale jak rodzinka mężusia przyjeżdża, to zawsze jest strasznie. Niby spoko, nawet Ev siedzi cicho, ale to całe bycia obserwowaną… Zapadłabym się pod ziemię, gdyby taki Michael robił takie rzeczy przy… w sumie przy kimkolwiek. Może jestem staroświecka, ale wolę, gdy takie czułe gesty zostawia się na chwile pod tytułem „sam na sam”.
      TA WREDNA *cenzura* CHCE „MI” ZABRAĆ DZIECKO! >.< NIGDY! *bojowy nastrój; zaczyna się uzbrajać*
      Aya, fajnie, że o dziecko zamierzasz walczyć jak lwica, ale, do jasnej ciasnej, jak mogłaś tak ulec M.?! Biedne, żałosne, naiwne dzieciątko… Ta to dopiero jest styrana psychicznie. :( To takie przykre, co się stało z tą dziewczyną… M. ją wytresował. Jak metoda A nie podziałała, za namową mamusi zmienił ją na metodę B i voila! T^T Żoneczka/niewolnica/zwierzątko jak marzenie…
      Ev-podglądacz. To się dobrała z Danem… Czemu wszyscy podglądają Ayę?! x_x
      „Ciii... Jesteś jeszcze niemalże dzieckiem, więc Annabel i jej przyszłością ja się zajmę, a ty po prostu się nią ciesz. Tak więc na dziś koniec tematu.” - Żal. ;_; Co za dupek. T^T Seksowny, bo seksowny (i brunet!), ale dupek. *wzdycha i bezsilnie kręci głową*
      „Tak w ogóle muszę ci powiedzieć, że naprawdę jestem z ciebie dumny. Tak sobie myślałem i doszedłem do wniosku, że może zasłużyłaś na jakąś nagrodę...” - Ten to potrafi umiejętnie skierować rozmowę na inne tory i zwrócić całą uwagę Ayi na zupełnie co innego. x_x Na tym etapie, na jakim tu jest Aya, przypomina ona Jenn u Andzika, nie sądzisz? Obie naiwne, nie dostrzegają tego, co powinno być widoczne na pierwszy rzut oka… Jakie to przykre. :(
      „Aya na te słowa zarzuciła mu ręce na szyję, po czym szepnęła błagalnym i przymilnym głosem dziecka, jednocześnie wtulając się w jego tors:
      - Kochany, kochany, proszę cię! Obiecuję, będę jeszcze grzeczniejsza!” - *zapada się ze wstydu pod ziemię* Aya, opanuj się, nie widzisz, że on tobą manipuluje?!
      „To zabawne... Michael tak wytresował Ayę, że ta spełnia każdą jego zachciankę, a ta nie dość, że nie jest tym faktem zdołowana, to jeszcze jest zadowolona, że on ją pochwali za jej zachowanie… Skojarzyło jej się to z jakimś dzikim koniem, który został złamany.” - Przykro mi to przyznać, ale Ev ma tu zupełną rację… -.-

      Usuń
    4. W następnej scenie „inteligencją” popisuje się zaś sam M. No do jasnej ciasnej, jak można być takim idiotą? No ale Ev ma rację. Facetami łatwo sterować. Aya podświadomie też trochę nim sterowała, ale tutaj to ewidentnie Eva go wykorzystuje. A debil ukarze nie tę, co trzeba… Żałosny dureń. Wszystko zepsuć przez coś takiego!
      „Nie waż się wykorzystywać słabości, jaką do ciebie czuję.” - Dobra, wiem, że moment głupi i w ogóle, ale to jest na swój pokręcony sposób słodkie. ;_; No bo nie da się ukryć, że słabością jakże wszechmocnego M. jest właśnie jego „miłość” do Ayi…
      Ale, ale. Wracając do sceny, która wszystko niszczy… Nie no, nie mogę, jakim trzeba być idiotą, żeby zepsuć coś, co z takim trudem się zbudowało! Tak długo tych dwoje dochodziło do jakiegokolwiek porozumienia, a tu chwila-moment i koniec!
      No i masz ci los. Koniec. Koniec. Koniec. The end. Owari.
      T_____________________T
      Nie no, nie jestem w stanie wyrazić w słowach tego, jak musiałabym się czuć na miejscu Ayi. Umarłabym. Tak jak i ona, stałabym się na pewno skorupą, wrakiem człowieka. Nie, naprawdę nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. To tak przerażające, że się w głowie nie mieści. Tak bardzo się przełamać, tak bardzo się poświęcić, porzucić wszystko, w co się wierzy, by zaznać jakiegokolwiek szczęścia, a potem… Potem świat nagle się wali. Osoba, którą pokochałaś, mimo wszystkich jej wad i tego, jak bardzo cię kiedyś zraniła, znów okazuje się potworem i bez przyczyny wymierza ci „karę”, która niszczy ci życie. Nie, to naprawdę zbyt straszne. Brak mi słów.

      „Służba, mimo iż nie wiedziała, co dokładnie się stało, słysząc nocne wrzaski i płacz, wolała trzymać się od państwa z daleka.” - To też mnie masakrycznie dobija, wiesz? Nietrudno się domyślić, co się stało, a to przecież taka intymna sprawa… Okropieństwo…
      Oho, no i mamy decyzję M., która zaważyła na przyszłości. M. znajdzie się w środku chaosu, a Aya i Ann bezpiecznie nie ruszają się z „domu”…
      „Annabel, zobaczysz, dostaniesz wszystko, czegokolwiek sobie zażyczysz. Będą ci się kłaniać wszyscy. I Rada, i Zgromadzenie, i sama królowa wilków, już twój ojciec się o to zatroszczy. Jesteś moją córką i zasługujesz na to. Będziesz jednak musiała znów mi pomóc z mamą, a ja na razie rozmówię się z twoją ciotką. Teraz naprawdę przesadziła.” - Jak już wiesz, tu mnie masz. Uwielbiam tę scenkę, mam to przed oczami (chociaż… w sumie to wszystko mam, stety lub niestety, w zależności od sceny…)!
      NIE ŻYJĄ! NARESZCIE! Ścierwa zasłużyły na swoje! Ha!
      No dobrze, ale skoro już doszło do tej wiekopomnej chwili planowanej od lat, wyspowiadam się i przyznam się szczerze, że będzie mi bardzo brakowało Michaela. Bezsprzecznie była to świetna postać. Ogólnie cała rodzina Hell miała w sobie to demoniczne coś, co się tak lubi. No ale M. to perełka, a jakże. Wyznaję więc wszem i wobec moją miłość do niego, ale niech nie spoczywa w pokoju, bo na niego nie zasługuje. Nienawidzę go i kocham jednocześnie. To się nazywa toksyczny związek. ^^ No cóż, reasumując, nagrabił sobie - i to nieźle - ale będzie mi go brakowało. Naprawdę. Dziękuję, Suzu, za tę postać, za tego męża (choć taki z niego potwór), bo choć wiele przez niego wycierpiałam (nie mówię o Ayi, tylko o sobie - przypomnij sobie chociażby pierwsze chwile z nocą poślubną… a w sumie w pierwszej wersji: przedślubną), to dostarczył mi tak wielu różnorodnych emocji, że szok. Dzięki niemu naprawdę wiele przeżyłam. Śmiałam się, płakałam, miałam ochotę kogoś zabić, smutałam, no po prostu doświadczyłam chyba wszelkich możliwych emocji. Dlatego Ci za to dziękuję, Suzu. :)
      Niemniej jednak czas przejść do „nowej ery”! :D Odłóżmy żałobę na bok, wszak jest świat do rozwalenia, nie? :D Więc pisz, Suziczku, pisz! ^^
      Buziaki! Przepraszam za to, że dopiero teraz dokończyłam ten komentarz, ale wiesz, jak jest. x_x

      Usuń
    5. Czytać mi się tych moich bazgrołów nie chce, więc przepraszam za ten groch z kapustą. xD

      Usuń
  2. O proszę... Dlaczego nie szkoda mi Hell'ów?? Ano, nie szkoda. Chciałabym wiedzieć tylko kto ich zabił... Czyżby tajemniczy Dan?
    PS. mogłaś mnie powiadomić :P
    PPS. Happy New Year! :D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przybywam, by skomentować ten rozdział!

    Wizje z wody zawsze spoko! xD
    O rety, jaki to jest praktyczny wampir! Lubię rozsądnych bohaterów. Najpierw zastanowi się kto się przyda, a kto nie, a potem – trach! :D Ma lajka! <3

    Eva… jaka ona jest zła! <3 Po co się będzie przejmować jakimś typem, którego zabiła? A dajcie spokój! Przecież ma coś mamusi do udowodnienia! A jeszcze trzeba życie bratowej uprzykrzyć, no bo jak to tak, żeby jej się żyło tak cudownie z syndromem sztokholmskim? Nie ma! :D
    I ten Will! Ach, jak ona się nim bawi, jak go dręczy cudnie! Poezja! <3
    Ale, czy Eva o wszystkim nie wiedziała? Znaczy, o tym, że wszyscy zginą i w ogóle… Przecież rozmawiała wtedy z Marią, a teraz ta rozmowa z Willem… A może miała swoje plany? Hm… nie wiem, ale… A MOŻE ONA PRZEŻYŁA?! :O To by było jedno z najbardziej epickich zmartwychwstań EVER! xD

    O rety… Tak się słodko zrobiło, że aż mnie zemdliło. Tak ckliwie i w ogóle… nie rozumiem tego. Taka Penelopa wie co się dzieje, wie do czego może doprowadzić szaleństwo Clarinos, a siedzi cicho. Bo duszki. I ona potrzebuje wsparcia. A co ma powiedzieć Clarinos? Jest oficjalną wariatką, wszyscy to wiedzą, ale wariaci też potrzebują wsparcia… No, może gdyby wiedziała co się dzieje, to tak by nie wariowała, ale nie. Bo duszki. :/
    Grisel! Czekałam na to! :D Świetnie Ci wyszła ta scena, a Grisel jest drugą postacią, która dostaje dziś lajka! No proszę, Dan jednak jest tak zły jak zawsze mi się wydawało! Ale dobrze. Zemsta być musi! I ta część o Annabel… Cieszę się, że będzie miała przerąbane. Jest córką Ayi, pochodzenie do czegoś zobowiązuje! xD I to pogrążanie świata w mroku… Jestem za! :D
    „W końcu odwróciła się i ruszyła do domu. Musiała spotkać się z władczynią wilkołaków i niezależnie jak, ale przekonać ją, by poszła po rozum do głowy i przestała kierować się emocjami.” – powodzenia! xD
    Hahahahahaha. xD Clarinos – piątka! <3 Jest wariatką, ale czego Penelopa się spodziewała przychodząc do niej z jakimś informacjami? Jak były jej naprawdę potrzebne, to nie. Bo duszki. Teraz niech sobie te informacje zatrzyma dla siebie! I wypieprza z pałacu!

    Awww, jakie urocze maleństwo! <3 I jak sobie chodzi słodziutko~! :3
    Nie ma to jak wizyta teściów! Nie no, spoko, nie ma to jak sugerować rodzince, że ma się udane życie intymne! Aż mi trochę żal Ayi, bo się dziewczę zawstydziło, no ale co zrobić? Takie życie. ^^
    Amica! Jak ja tej suczy nie lubię! To jest jakiś dramat! Ale powiedzieć trzeba, że jest cholernie przebiegłą mendą. W końcu wnuczka w roli Wyroczni dalej utrzymałaby pozycję rodziny, a wychowana przez Amicę, bez zbyt dużych wpływów Ayi, byłaby wierną kopią swojej babki. Trochę szkoda, że nie wyjdzie. ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, i Aya, której się wydaje, że może jakoś wpłynąć na Michaela, żeby nie pozwolił matce zabrać Ann, ach, biedna naiwna!
      „Poza tym moja matka ma rację. Annabel będzie potrzebować specjalnego wychowania, w końcu w przyszłości może zostać następną Wyrocznią, a ty, skarbie, jesteś jeszcze młodziutka” – tak skarbie, jesteś zbyt młodziutka, żeby wychowywać córkę, znaczy, żebym mógł cię gwałcić i żebyś urodziła mi dziecko, to jesteś w sam raz, ale wychowywanie zostaw mojej matce. Żal. xD
      „Kochany, kochany, proszę cię! Obiecuję, będę jeszcze grzeczniejsza!” – ja pierniczę, nie wytrzymam. Śmieszne to jest, ale na miejscu Michaela kazałabym jej aportować patyk. xD
      Zawsze można liczyć na Ev! Dobrze, że chociaż ona ma poczucie tego, że tak sielankowo być nie może. xD Swoją drogą, ślicznie wkręciła w to wszystko M., a on, jak porywczy gimnazjalista (Michael, jak mogłeś? ;_;), dał się na to nabrać.
      No tak, była marchewka, to teraz pora na kij. Wciąż nie wierzę w to, że Michael działał w sposób aż tak nieprzemyślany. Jak mógł tak łatwo dać się nabrać? Miał żonę z objawami syndromu sztokholmskiego, wytresowaną niczym policyjny owczarek. Nie złamał jej. Człowiek złamany ma jeszcze resztki dumy, by próbować się podnieść. Aya nie miała nic. Sprowadził ją do parteru i przygniótł tak, że nie było możliwości, by wstała. Przecież można było się nad nią pastwić w nieskończoność, co jakiś czas rzucając jej jakiś ochłap jako „nagrodę”. Ale nie, bo po co. Lepiej wszystko spieprzyć przez durną insynuację Evy (którą podziwiam, a jakże, ale…wiadomo).
      Ech, no i co teraz? I co ja mam powiedzieć? Aya jest martwa za życia. Cały jej fałszywy świat, namiastka szczęścia, runął jak domek z kart (pozdrowienia dla Dana! :*). Ciężko będzie się po tym podnieść, zwłaszcza, że naprawdę uzależniła się od prześladowcy i go pokochała. No życie.
      Jejku, jak M. pięknie pożegnał się z Ann! To było takie słodkie, a jednocześnie przykre… Ach, rozkleję się zaraz! T.T

      *przywdziewa czarny strój, niczym Amy Winehouse w teledysku do „Back to Black”*
      NIEEEEEE! MICHAEL! SUZU, BŁAGAM, OŻYW GO! OŻYW GO, BO JA UMRĘ! T.T
      Nie zniosę tego, jak mogłaś go zabić?! Pal licho całą resztę Hell! Oni mogli zginąć, znaczy, Ev trochę mi szkoda, William to menda, a Amica… KILL HER WITH FIRE! Znaczy, już za późno, ale… Ale dlaczego Michael nie żyje?! Dlaczego?!
      On był doskonały! Sadysta w każdym calu, nieposkromiony geniusz zła… Idealny jak zupa pomidorowa! Mógł jeszcze tak bardzo udręczyć Ayę, chociaż… Gdyby nie wpływ Amicy, to kto wie, ale… TERAZ JUŻ SIĘ NICZEGO NIE DOWIEMY!!! ;_; Serce mi krwawi, gdy myślę o tym, że już nigdy nie ujrzę oczyma wyobraźni jego sadystycznego uśmiechu! Wiedz, że życie bez niego traci sens (tak jakby kiedykolwiek go miało…)! Jeszcze długo się po tym nie pozbieram…

      Koniec… Przepraszam, że tyle zwlekałam z tym komentarzem! Czasem tak się zdarza, ale zrozum, jestem w głębokiej depresji po tej stracie. Ale, opowiadanie toczy się dalej! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!

      Pozdrawiam - Andzik

      Usuń