Rozdział XIX

Umysł przeciwko sercu
W przepięknej, bogato zdobionej komnacie na okazałym krześle kobieta w wieku około trzydziestu lat haftowała wzory na śnieżnobiałym płótnie i słuchała, jak jej córka gra na lutni. Przeniosła wzrok ze swojej robótki na długowłosą dziewczynkę wyglądającą na jakieś czternaście lat, której jasnozielone oczy wpatrywały się w widok za oknem, a dłonie, zamiast haftować ,były złożone na białym materiale,i odezwała się  do niej:
- Mario, zaśpiewaj nam coś, skoro i tak nie haftujesz.
Dziewczynka, jakby zbudzona ze snu, dopiero po chwili zrozumiała, że zwraca się do niej ciotka, toteż odgarniając swoje orzechowe włosy z twarzy, wyszła na środek komnaty, aby jej głos był lepiej słyszalny, po czym zaczęła śpiewać spokojną, kojącą melodię.
Maria miała głos jak słowik. Każdy, kto ją usłyszał, marzył o tym, by móc zrobić to ponownie i właśnie w jej głosie upatrywano atutu, którym dziewczynka zachwyci swego przyszłego małżonka. Nim jednak Maria skończyła swój występ, do pomieszczenia wszedł jakiś starszy mężczyzna i oznajmił:
- Pani, jakiś szlachcic imieniem Dan właśnie przybył . Czy zechcesz go przyjąć?
Kobieta westchnęła, odłożyła haft i skinieniem głowy dała znak zgody, a Maria, wiedząc, że już nie będzie śpiewać, usiadła nieopodal okna, by móc rozkoszować się widokiem nieba. Po niecałych pięciu minutach w komnacie pojawił się przystojny, wysoki szatyn, którego jedna tęczówka jaśniała chłodnym błękitem, a druga intensywną czerwienią. Nieznajomy pokłonił się, by po chwili, prostując się, rzec pociągającym tonem, uśmiechając się przy tym figlarnie:
- Wiele słyszałem o urodzie żony Alberta, najstarszego z rodu Darcy, ale, pani Cornelio, te pogłoski nie oddają w całości twego piękna.
Cornelia oparła głowę na dłoni i unosząc kącik ust, mruknęła:
- Widzę, że mam do czynienia z wytrawnym pochlebcą. Co cię do mnie sprowadza, panie? I właściwe z którego rodu się pan wywodzi?
- Można powiedzieć, że moje korzenie wywodzą się z rodu Hell. Słyszałaś może o nim, moja pani?
- Tak, słyszałam, ale niewiele. Praktycznie nie opuszczacie swojej posiadłości. Tylko raz widziałam jednego z was - odparła Cornelia, bacznie obserwując swego gościa.
- Masz więc okazję, pani, zobaczyć drugiego - rzucił Dan z łobuzerskim uśmiechem i kontynuował: - W każdym razie przybywam z dość daleka, gdyż chciałem zobaczyć się z twym mężem, ponieważ interesuje mnie jedna z jego praca. Mianowicie ponoć na dworze króla Edwarda* wygłosił bardzo ciekową przemowę odnośnie demonów zwanych wampirami.
Kobieta po chwili namysłu wzięła w dłoń złoty dzwoneczek i dzwoniąc nim, przywołała jedną ze służek, której zaczęła szeptać coś na ucho, a później, zerkając na tajemniczego szlachcica, zaczęła:
- Mąż mój niebawem powinien się zjawić, więc zostań, panie, do jego powrotu. Czegoś się pan napije?
Dan obrzucił spojrzeniem młodą służącą, która po słowach swej pani stała u jej boku. Dziewczyna musiała mieć jakieś osiemnaście, dziewiętnaście lat i był dość ładna. Może nie była piękna, ale… Gdy już się na nią napatrzył, przeniósł spojrzenia na dziewczątko, które nie mogło mieć więcej niż trzynaście lat, a później na piękną, mającą jakieś czternaście lat panienkę nie zwracającą na nic uwagi. Z niewinnym uśmieszkiem rzucił:
- W towarzystwie tak pięknych dam czas naprawdę będzie miło płynął.
Cornelia już chciała coś odpowiedzieć,  gdy niespodziewanie wszyscy usłyszeli delikatny, dziewczęcy głos, który był przesycony pogardą:
- Mężczyźni… Tylko uwodzą słówkami. Żałosne.
Każdy znajdujący się w komnacie z ogromnym szokiem spojrzał w stronę dziewczynki siedzącej na niewielkim krzesełku i obserwującej słońce powoli chylące się ku zachodowi. Widocznie była tak pochłonięta ową czynnością, że nawet nie zorientowała się, że wyraża swoje myśli na głos . Dopiero głos ciotki przywołał ją do rzeczywistości:
- Na Boga, Mario, jak ty się zachowujesz?! Dziewczyno, nie umiesz milczeć, tylko zawsze musisz paplać?!
Dziewczynka odwróciła twarz z lekko uchylonymi ustami w stronę, z której usłyszała głos i widząc rozeźloną minę Cornelii, pojęła, że ośmieliła się powiedzieć publicznie, co tak naprawdę myśli. Już wiedziała, że nie obędzie się bez kazań opiekunki. Tymczasem Cornelia ponownie spojrzała na Dana i rzekła:
- Proszę wybaczyć jej brak wychowania. Mam nadzieję, że nie czuje się pan urażony, to jeszcze dziecko. Dopiero niebawem skończy czternastą wiosnę.
Gość ponownie przyjrzał się sięgającym bioder brązowym lokom, dużym, jasnozielonym oczom podkreślonym przez szafirową suknię, brzoskwiniowej cerze i sylwetce Marii, po czym przymykając swe różnobarwne tęczówki, odpowiedział:
- Ależ oczywiście, że nie, moja pani. Ale kimże jest to niesforne dziecko? To pani córka?
- Jestem, panie, Maria Aurelia z rodu Allen - wtrąciła się hardo, patrząc wprost na Dana, który na te słowa tylko uniósł kącik ust, bacznie się w nią wpatrując.
- Mario, ileż razy mam ci mówić, że nie nie wolno ci odzywać się niepytaną? Za karę pójdziesz dziś pomóc kucharkom - rzekła żona Alberta, posyłając Allen wściekłe spojrzenie, a gdy ta tylko skinęła głową, ponownie przeniosła wzrok na Dana i wyjaśniła: - W żadnym bądź razie. Moja córka to Cristina. - Tu wskazała na nieco młodszą dziwczynkę i kontynuowała: - Maria to moja bardzo daleka krewna i w przeciwieństwie do mojej córki, w ogóle nie ma manier. Jej ojciec, a mój kuzyn, pół roku temu poprosił mnie, bym zajęła się jej ogładą i znalazła jej męża wśród angielskiej szlachty… - Po tych słowach Cornelia westchnęła i dodała ze strapioną miną: - Jednak z jej ciętym językiem jest to naprawdę trudne. Los nie poskąpił jej wdzięków, lecz któż zechce takie kapryśne dziewczątko? Nie dziwię się, że jej ojciec ją odesłał, ledwie już z nią wytrzywali.
Mężczyzna zachichotał i przyznał:
- Cóż, faktycznie, większość mężczyzn woli uległe i posłuszne żony, ale niektórzy mogą przymknąć oko na… brak ogłady tej młodej panny ze względu na jej urodę, bo faktycznie to piękne dziecko.
- Obyś miał rację, panie! - westchnęła Cornelia, po czym spoglądając na córkę kuzyna, rozkazała: - Mario, idź do kuchni i zachowuj się przynajmniej tam.
Dziewczyna bez słowa wstała i ruszyła do wyjścia, by udać się na odbycie swej kary, lecz gdy przechodziła koło tajemniczego Dana, usłyszała jego cichy głos:
- Do zobaczenia, Mario Aurelio z rodu Allen…
Odwróciła się natychmiast i prychnęła, by z uniesioną głową udać się do wyjścia.
***
Od dnia, w którym Aya się przełamała, jej życie uległo znacznej zmianie. Co prawda nie była to bajka, o jakiej śniła, ale w porównaniu do tego, co przeżywała wcześniej, było wręcz o niebo lepiej. Odkąd postanowiła nie być w stosunku do niego bierna i wrogo nastawiona, Michael był dla niej jakiś taki inny. Nie wiedziała, jak to określić, ale wyczuwała jakąś zmianę, gdy rozmawiali, gdy byli sam na sam… Oprócz tego przestał wychodzić z jej sypialni po spędzonych wspólnie chwilach namiętności, tylko zostawał do rana, więc Aya nie budziła się samotnie, lecz w jego objęciach. Być może za mało znała się na mężczyznach, by wiedzieć, co tak naprawdę stało się z jej mężem, ale naprawdę cieszyło ją to. To, co zauważali inni, to fakt, że znacznie częściej się uśmiechała, żartowała  i wykazywała jakieś emocje. Suzue, widząc zmianę swojej pani, nie mogła ukryć swojej radości. Aya zdołała również poukładać swoje uczucia i przestała wciąż być napięta do granic możliwości. Ann była spokojnym i uroczym brzdącem, a Amica, William i Eva byli zajęci swoimi sprawami, więc nie mieli czasu przyjeżdżać do Anglii, toteż Aya nie musiała znosić ich towarzystwa. Jedyne, co mąciło jej spokój, to wizyta ojca. Jak ona miała spojrzeć mu w twarz? Przecież doskonale wiedziała, że Kage nienawidzi Michaela, więc jak miała  z nim rozmawiać, skoro tak, a nie inaczej się w stosunku do niego zachowywała? A poza tym jej uczucia względem niego uległy znaczniej zmianie… Czuła się prawie jak zdrajczyni własnego ojca. Nigdy by nie pomyślała, że tak się stanie, ale ona najzwyczajniej w świecie bała się odwiedzin Kage. Może lepiej byłoby, gdyby nie przyjeżdżał? Przynajmniej dopóki nie będzie wiedzieć, jak ma się zachowywać…? Ale czy wówczas nie będzie jeszcze większą zdrajczynią? Ciekawe, czy gdyby Kage wiedział, co od jakiegoś czasu robi z własnej woli, wciąż kochałby ją tak jak teraz…
Z jej rozmyślań wyrwał ją melodyjny głos jej półrocznej córeczki bawiącej się jakimś pluszakiem. Spojrzała na dziewuszkę, obok której leżała na wielkim łożu i chichocząc, wzięła zabawkę. Głaszcząc nią pyzatą buzię Ann, spytała, wciąż się śmiejąc:
- Podoba ci się, skarbie? Lubisz misie?
Dziewczynka zareagowała na zaczepki matki uroczym dziecięcym chichotem i próbą odsunięcia dłoni Ayi od siebie swoimi krótkimi rączkami. Wtem nieoczekiwanie do uszu Ayi dobiegł głos Michaela:
- Co wam tak wesoło?
Odwróciła głowę w stronę opierającego się o futrynę przystojnego bruneta, na ustach którego widniał niewinny uśmieszek, po czym rzuciła radośnie:
- Ann-chan cały dzień śmieje się z byle powodu… W sumie jest tak od jakiegoś czasu - dodała na końcu, ponownie spoglądając na córkę i głaszcząc ją po włoskach, które sięgały jej już lekko za ramiona.
Ann dotąd była raczej bardzo spokojnym dzieckiem. Niewiele jak na noworodka płakała, zwykle długo spała i, co trochę niepokoiło Ayę, jak na dziecko nie za wiele się uśmiechała. To jednak uległo zmianie i Ann nagle zaczęła znacznie częściej się śmiać, chętniej bawić… Słowem jakby coś dało dziewczynce nagły zastrzyk energii.
- Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, Aya-chan. Myślę, że nasza córka po prostu wyczuła, że jej mamusia nie jest już tak smutna i ponura - stwierdził. - Prawda, Annabel?
Podszedł do żony i usiadł obok niej, jednocześnie spoglądając na jej pochyloną nad dzieckiem postać. Na jego słowa Aya uniosła na niego szare tęczówki i po dłuższym zastanowieniu wydukała z lekkimi wypiekami na bladych jak śnieg policzkach:
- Michael… Ja chciałam…
Nie zdążyła dokończyć zdania, gdyż Michael bez uprzedzania nachylił się nad nią i zaczął ją gorąco całować, a ona, jak to robiła już od prawie dwóch tygodni, odwzajemniła gest i przybliżyła się do niego. Gdy Hell oderwał się od niej, uśmiechnął się z zadowoleniem, po czym przejechał kciukiem po jej wargach, a następnie, głaszcząc ją po policzku, zagadnął:
- Wiesz co, kochanie, tak sobie pomyślałem… Powiedz, bardzo tęsknisz za matką?
Aya spuściła wzrok i uśmiechając się nerwowo, wyznała:
- Tak, bardzo za nią tęsknię… Chciałabym, by mama poznała Ann-chan. Jestem pewna, że obie by się pokochały…
Michael zachichotał, po czym podnosząc twarz żony tak, by mogła na niego spojrzeć, stwierdził:
- I ja tak myślę. Tak więc doszedłem do wniosku, że jeżeli nic się nie zmieni, za jakiś czas Kage mógłby przywozić ze sobą Maayę. Jak ci się podoba taki pomysł?
Źrenice Ayi rozszerzyły się pod wpływem szoku, jaki został wywołany przez słowa męża, a jej dłonie minimalnie zaczęły drżeć.
Czy to możliwe, że nareszcie zobaczy mamę?! Nie widziała jej przecież od półtora roku! Wszystko, co wiedziała o tym, co się z nią działo, wiedziała albo z listów, albo z rozmów z ojcem, a tu okazuje się, że być może niebawem ją zobaczy! Sama nie wierzyła we własne szczęście! Michael okazał się być dla niej naprawdę wspaniałomyślny! Ach, jakże się teraz cieszyła, że postanowiła się przełamać! Nie dość, że noce przestały być dla niej istną udręką, a można nawet powiedzieć, że dzięki Michaelowi, który dopytywał się, co jej sprawia największą przyjemność, ta sfera jej życia zaczynała jej się w jakiś sposób podobać, nie dość, że przestała tak panicznie się go bać, to jeszcze będzie mogła zobaczyć się i porozmawiać z matką! Jakie to wszystko niesamowite! I pomyśleć, że kiedyś tak bardzo nienawidziła Michaela!
Nie panując nad sobą, zarzuciła mu ręce na szyję i przytulając się do niego, powiedziała lekko drżącym z przeżywanych emocji głosem:
- Dziękuję! Michael, dziękuję!
Syn Wyroczni przymknął swe krwiste tęczówki i głaszcząc drżącą dziewczynę po plecach, odparł, unosząc kącik ust:
- Nie ma za co, kochanie… - Po tych słowach pociągnął żonę za ramiona, prostując ją w ten sposób, i odgarniając kilka pasm czarnych włosów z jej twarzy, dodał: - Widzisz, wystarczyła tylko odrobina twojej dobrej woli i proszę, jak to wszystko może wyglądać. Naprawdę aż tak trudno było to zrozumieć?
Aya uśmiechnęła się, po czym uniosła głowę, by lekko pocałować męża i jeszcze raz wtulając się w jego tors i chłonąc jego zapach, wyszeptała, wciąż ślicznie się uśmiechając:
- Wiem, przepraszam… Ja po prostu potrzebowałam czasu, by zrozumieć pewne rzeczy… Nie gniewaj się już na mnie, dobrze?
Michael objął ją swoimi silnymi ramionami i głaszcząc ją po głowie, odpowiedział:
- Ależ oczywiście, że nie będę się gniewał, kotku, bo wiem, że jesteś jeszcze bardzo niedoświadczona i młodziutka, więc trzeba mieć do ciebie cierpliwość, a jak wiesz, ja ją mam, tak więc zapomnijmy, co było wcześniej, dobrze?
Młoda Hell tylko pokiwała twierdząco głową i nie wierząc we własne szczęście, jeszcze jakiś czas trwała w ramionach Michaela, aż w końcu on odsunął ją od siebie, by pogłaskać obserwującą ich Ann, a następnie dać Ayi całusa w czoło i ruszyć w stronę drzwi. Gdy już miał wychodzić, odwrócił się jeszcze do niej i rzucił:
- Kochanie, twój ojciec napisał, że w przyszłym tygodniu będzie w jakiejś sprawie w Anglii i chce do nas wstąpić, więc odpiszę, że może to zrobić, ale nie dłużej niż na godzinę.
Aya przygryzła nerwowo wargę, nie wiedząc, co ma zrobić. Przecież ojciec będzie wiedział, że jej uczucia względem Michaela się zmieniły. Choć do tej pory nie przyznawała się przed samą sobą, to teraz musiała spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć sobie, że jej nienawiść i obrzydzenie do dziedzica Hell po półtora roku małżeństwa zamieniły się w pewien rodzaj miłości i fascynacji. Były to uczucia, które wciąż potrzebowały czasu, by dojrzeć i nabrać na intensywności, ale gdyby ich nie było, czyż byłaby w stanie sama z siebie obdarzać go pocałunkami, pieszczotami? Czy odczuwałaby radość, a nie złość, że musi dostać od niego pozwolenie, by zobaczyła się z matką i czy jej samotność przestawałaby jej tak dokuczać, ilekroć się pojawiał? Nie… Musiała poukładać sobie, jak powinna się zachować i jak wytłumaczyć wszystko ojcu, a jeżeli on zjawi się już w przyszłym tygodniu…
- Michael, proszę, napisz, by nie przyjeżdżał, dobrze…? Zobaczę się z nim tak jak było ustalone, za niecałe trzy tygodnie - odezwała się nagle, patrząc na pościel, gdy Hell już naciskał na klamkę, by wyjść z sypialni. On spojrzał na nią i uśmiechając się, odparł:
- Jak sobie życzysz, kochanie.
Po wypowiedzeniu tych słów wciąż z uniesionym kącikiem ust wyszedł, zostawiając żonę samą z dzieckiem.
Aya wzięła dziewczynkę na kolana i wzdychając, szepnęła, biorąc jej małe rączki w swoje dłonie:
- No i co ja mam zrobić z tym twoim tatą, co, Ann-chan?
To takie dziwne, jak bardzo wszystko się zmieniło… Początek małżeństwa był dla niej koszmarem. Nieustannie czuła się upokarzana, kontrolowana i zirytowana, a do Michaela czuła jedynie odrazę i wzgardę, a na myśl o spędzeniu z nim nocy dostawała mdłości, nie potrafiła cieszyć się z niczego ani myśleć pozytywnie o przyszłości, później po… po tej pamiętnej nocy jakby spadła w czarną dziurę. Stała się niemal obojętna na otoczenie, przeraźliwie bała się męża, a gdy ją dotykał, stawała się wręcz sparaliżowana. Nie potrafiła również w ogóle myśleć o przyszłości, póki nie dowiedziała się, że spodziewa się dziecka. To Ann wniosła w jej życie nową nadzieję i światło. To dzięki niej umiała się przełamać i zobaczyć w Michaelu kogoś, kto troszczy się o nią, kogoś, kto umie naprawdę pokochać i wcale nie jest jakimś demonem bez uczuć i sumienia… Przez to wszystko jej emocje względem niego mogły przybrać formę kiełkującej miłości, która potrzebuje jeszcze nieco czasu, by rozkwitnąć jako wspaniały kwiat…
Annabel przechyliła się lekko, przez co zwisła rączkami w dół na przedramieniu Ayi, która na ten widok zaśmiała się i poczochrała ją po aksamitnych włoskach i podnosząc ją, przytuliła do piersi,by wciąż chichocząc szepnąć:
- Moja mała córcia, moja królewna…
***
Niecałe dwa miesiące przed pierwszymi urodzinami swoich dzieci Elizabeth Collins i Rafael Evans wzięli skromny ślub, w którym uczestniczyli tylko ich najbliżsi. Clarinos, mimo iż dostała zaproszenie, odpisała, że nie ma najmniejszego zamiaru uczestniczyć w takiej maskaradzie. Gabryel i Katherine również odmówili uczestnictwa w ceremonii. Daniel wraz z rodziną wyjechali na dwa miesiące do Włoch, by ponownie skonsultować się z wampirem, który leczył Becky. W ślubie uczestniczyli natomiast dziadkowie Elizabeth, którzy już od jakiegoś czasu wiedzieli nie tylko o Rafaelu, ale i o dzieciach. Początko byli w niemałym szoku, lecz po rozmowie z Lili i Vanessą dość szybko doszli do siebie.
Tak jak postanowili, Rafael wraz z Lili zamieszkali nieopodal swoich rodziców w kupionym przez niego średniej wielkości domku. Tom i Victor podczas obrzędu mieli niemalże oficjalne miny, lecz gdy umiejący od jakichś trzech tygodni chodzić Espoirn wyrwał się Vanessie i zaczął ganiać po całym pomieszczeniu, chowając się, gdzie tylko popadnie, nie wytrzymali i nawet oni zaśmiali się z dziecka siedzącego pod ławką i uroczo śmiejącego się z prób jego wyciągnięcia. Tylko małej Hope, która i tak nie umiała jeszcze stanąć na własnych nogach, wszystko było obojętne i niemalże przez cały czas spokojnie spała w ramionach cioci Laury.
Elizabeth żałowała, że w tak ważnym dla niej dniu nie było jej szkolnych przyjaciółek, lecz wiedziała, że musiała wreszcie odciąć się od przeszłości dla dobra dzieci. Nikt przecież nie może odkryć, że te dwa małe szkraby są w połowie wampirami, a w połowie wilkołakami. Zwłaszcza że doskonale zdawała sobie sprawę, że Amica może chcieć wykorzystać Espoirna do jakichś niecnych celów, a Clarinos najchętniej by go zabiła. Dlatego wkrótce po porodzie spotkała się z przyjaciółkami i skłamała im, że wyjeżdża z kraju i nie będą się już widywać.
Mimo iż ciotka Rafaela była do nich wrogo nastawiona, mimo iż nie wiedzieli, co planuje Wyrocznia, to w życiu wilczego księcia i wampirzej arystokratki wszystko wydawało się zmierzać w jak najlepszym kierunku. Choć mieli tyle przeciwności losu, stworzyli rodzinę i mieli dwójkę naprawdę cudownych dzieci. Czyż można żądać czegoś więcej?
Nigdy nie należy zapominać, że wszystko kiedyś się kończy, a to, co dziś wydaje się błogosławieństwem, jutro może okazać się przekleństwem i drogą ku rozpaczy…
***
Clarinos ścisnęła w dłoni list, mnąc go w ten sposób, i zaczęła chodzić po komnacie będącej jej prywatnym gabinetem. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić.
List, który trzymała w ręce, był od Amicy Hell, wampirzej Wyroczni. W każdym napisanym słowie można było doszukać się jakiś aluzji, drugiego dna… Clarinos doskonale wiedziała, że ta przeklęta pijawka jest mistrzynią manipulacji i gry pozorów. Najgorsze jednak było to, że ona wiedziała o tym małym potworze! Na pewno ma wobec niego jakieś niecne plany i kto wie, być może będzie chciała jakoś wykorzystać tego bachora, by zniszczyć nie tylko rodzinę królewską, ale i wszystkie wilkołaki! O nie, Clarinos jako królowa nie może do tego dopuścić! Ale jak ma to zrobić?!
Co robić…? Co robić? Co, do diabła, zrobić?!
Do licha, przecież to nie ona powinna siedzieć na tronie, tylko Laura! To nie ona była uczona na królową, tylko Laura! To nie jej wbijano do głowy polityczne niuanse, tylko Laurze! To nie ona była wzorem wszelkich cnót, tylko Laura! I to nie ona była niemalże nieomylna, tylko Laura! Czemu więc musiała umrzeć?! Czemu zostawiła ją z tym wszystkim samą?! Czemu zdradziła męża i postanowiła uciec z kochankiem?! I wreszcie czemu jej syn ma dziecko z jakąś wampirzą arystokratką?! Czy ona nie potrafiła go, do cholery, wychować?!
Usiała na krześle i obejmując dłońmi głowę, która boleśnie pulsowała, zaczęła głęboko oddychać. Musiała przecież się uspokoić i logicznie pomyśleć, jakie kroki teraz podjąć, by pozbyć się choć części problemów. Ale jak tu zebrać myśli, gdy od kilku miesięcy nie zaznała spokojnego snu, tylko niemal każdej nocy budziła się z krzykiem, a do tego Zgromadzenie co chwilę męczy ją byle sporami pomiędzy różnymi rodami wilkołaków oraz między wilkami a Łowcami?
- Siostrzyczko, tak bardzo cię teraz potrzebuję… - szepnęła, gdy jej oddech w miarę się uspokoił, a głowa już tak bardzo nie bolała, po czym uśmiechając się krzywo, rzuciła: - Powinnam znienawidzić ciebie i matkę za to, że zostawiłyście mnie samą jak palec… Tamta noc to też wasza winia, gdybyście były ze mną, nie zabiłabym go…
Podniosła wzrok na ogromny portret wiszący w centralnym miejscu pokoju. Obraz przedstawiał piękną młodą kobietę o długich, szarych włosach i pięknych, zielonobłękitnych oczach. Jej oblicze zdobił nikły uśmiech, który, jeżeli dobrze się przyjrzeć, był podszyty goryczą i jakimś nieznanym smutkiem. Kobieta na ręku trzymała cztero-, może pięcioletnią dziewczynkę o tych samych oczach i dwóch złotych kucykach, która wyciągała do niej małe rączki i najwyraźniej z czegoś się śmiała. Natomiast obok szarowłosej stała inna dziewczynka, trzymając ją za drugą rękę. Dziecko nie mogło mieć z wyglądu więcej niż siedem, osiem lat. Dziewczynka uśmiechała się nieśmiało, zasłaniając zielonobłękitne oczy firanką rzęs, a jej czarne włosy powiewały na wietrze.
Clarinos jak przez mgłę pamiętała dzień, w którym namalowano ten portret. Z tego co pamiętała, ojciec miał wrócić tamtego dnia, więc matka wydawała się być bardziej ożywiona i radosna. Kazała przygotować wspaniałą ucztę, posprzątać cały zamek, sama również ubrała się skromnie, lecz szykownie, co podkreślało jej delikatną urodę…  Zawsze tak było. Jednak to, co najbardziej utkwiło w pamięci Clarinos, to to, że tuż po skończeniu pracy malarza nadeszła wiadomość od Mikołaja, po której matka już nie odezwała się do nikogo do końca dnia, tylko zamknęła się w sypialni. Gdy Clarinos i Laura zakradły się pod jej komnatę, usłyszały tylko jej zduszony szloch. Tego dnia ojciec nie przyjechał…
Wciąż patrząc na obraz matki i siostry, rzuciła w jego kierunku:
- Pomyślałyście choć przez chwilę o mnie? O tym, że zostawiacie mnie samą z tym tyranem…? - Uśmiechnęła się gorzko i dodała: - Mamo, powiedz, jak mogłaś kochać kogoś takiego jak mój ojciec? Musiałaś być naprawdę głupia i chyba zarówno ja, Laura i jej syn tę głupotę odziedziczyliśmy… Muszę porozmawiać z Penelopą - rzuciła w końcu, po czym powoli wstała i wyszła z gabinetu, by, napotykawszy pierwszego lepszego strażnika, kazać mu przyprowadzić do siebie Penelopę Samaras.
Trzy godziny później w pałacu zjawiła się łowczyni Penelopa Samaras, którą zaprowadzono do sali tronowej, gdzie królowa siedziała na tronie i gdy tylko ją zobaczyła, kazała wszystkim  obecnym wilkołakom wyjść. Gdy zostały sam na sam, podeszła do Wybranki i biorąc ją za ramię, mruknęła:
- Musimy porozmawiać.
Clarinos zaciągnęła ją do niewielkiej komnaty obok sali tronowej i puszczając jej rękę, która zaczęła powoli sinieć, mruknęła, podchodząc do krzesła i siadając na nim:
- Jesteś Wybranką i twoim zadaniem jest pomagać władcy wilków, a ja jestem królową, więc powiedz mi, co mam zrobić z Amicą Hell, Wyrocznią tych przeklętych pijawek i co ona będzie mieć wspólnego z tym mały potworem, bo te twoje duszki na pewno coś ci powiedziały na ten temat.
Łowczyni spojrzała na królową i widząc jej oczy, które zdawały się być przepełnione złością,  zniecierpliwieniem, a zarazem strachem i rozpaczą, podeszła do niej, ukucnęła i patrząc na nią łagodnym wzrokiem, odpowiedziała uspokajającym i współczującym tonem:
- Clarinos, posłuchaj… Kiedyś powiedziałam ci, że mówię tylko to, na co pozwolą mi zmarli. Nie mogę też powiedzieć, co jest dla kogoś zaplanowane. Nie jestem Bogiem, Clarinos. Mogę cię tylko zapewnić, że choć jest wiele dróg, rodzina Hell w taki bądź innym sposób wpłynie na losy nie tylko wampirów, ale i innych ras.
Królowa przez kilka sekund tylko wpatrywała się w rozmówczynię, zupełnie jakby nie docierały do niej jej słowa, aż w końcu z płonącymi wściekłością oczami gwałtownie wstała z krzesła i chwytając Penelopę za ramiona, zmusiła ją, by i ona się podniosła, po czym krzyknęła:
- Jak śmiesz?! Przecież cię stąd uwolniłam! Chcę tylko wiedzieć, czy powinnam mieć się na baczności, jeżeli chodzi o tę przeklętą pijawkę!
Tyle cierpienia… Tyle lęku… Tyle nienawiści… Tyle sprzecznych uczuć i pragnień w jednej osobie…
Penelopa wciąż nie mogła uwierzyć, że ktoś jest w stanie udźwignąć tak ogromny bagaż emocjonalny. Po chwili jednak musiała przyznać, że Clarinos tak naprawdę już nie daje sobie rady ze swoją przeszłością i lękiem przed przyszłością. Wystarczyło tylko spojrzeć na jej bladą jak śnieg i zroszoną kropelkami potu twarz, na jej drżące ręce, na wściekłe, a zarazem przerażone oczy czy na cienie pod nimi, by zrozumieć, że ta kobieta jest na skraju wytrzymałości. W tamtym momencie królowa wilkołaków przypominała zaszczute, zranione zwierzę, które miota się, by uciec przez zbliżającymi się do niej myśliwymi. Teraz wystarczył niewielki impuls, by zepchnąć ją w otchłań, z której nie będzie już ratunku, która definitywnie ją zniszczy.
A Penelopa nic nie mogła dla niej zrobić…
Jeżeli Clarinos nie będzie w stanie przezwyciężyć swojej ciemności, swojego lęku i samodzielnie podjąć właściwych decyzji, nikt nie będzie mógł jej pomóc.
Łowczyni, patrząc w oczy władczyni, poczuła tak ogromny smutek z powodu niesprawiedliwości losu, tak ogromne współczucie dla Clarinos i choć ta miała rację, że tylko dzięki niej mogła poznać brata, jego rodzinę i być przy rodzicach aż do ich śmierci, nie mogła dla niej zrobić nic innego, jak powiedzieć uspokajającym tonem:
- Clarinos, nigdy nie zapomnę, że pozwoliłaś mi odejść z pałacu, ale nie jestem w stanie ci pomóc w tej kwestii. Jedyne, co mogę ci poradzić, to to, byś nie robiła niczego pod wpływem emocji. Najlepiej będzie, jeżeli póki co wszystko będzie toczyć się swoim torem. Jeszcze nie czas, byś…
Penelopa nie skończyła mówić, a w pomieszczeniu rozległ się głuchy trzask towarzyszący spoliczkowaniu i dygoczący głos wilczycy:
- Przestań! Natychmiast przestań!
 Łowczyni podniosła dłoń do bolącego policzka, po czym zaczęła go sobie rozmasowywać. W chwili, w której Clarinos wymierzyła jej cios, przed jej oczami przeleciało tak wiele wspomnień, w których to Mikołaj tłukł ją szpicrutą bądź wymierzał siarczysty policzek. Nie zdążyła podnieść twarzy, a do jej uszu dobiegł wciąż drżący, pełen rozpaczy głos władczyni:
- Widzisz, do czego mnie doprowadzasz…? Ty chyba naprawdę uwielbiasz mnie dręczyć, prawda?
Gdy Wybranka ponownie patrzyła w twarz królowej, która teraz wyrażała tyle negatywnych uczuć, wciąż trzymając się za policzek, rzekła opanowanym, lecz stanowczym głosem:
- Clarinos, w taki sposób do niczego nie dojdziesz, tylko coraz bardziej się pogrążysz. Nie możesz tak bardzo kierować się uczuciami, to cię zniszczy.
Clarinos po sekundzie odwróciła się od Łowczyni i idąc w stronę okna, rzuciła:
- Łatwo ci się tak wymądrzać, skoro nie jesteś na moim miejscu. To nie ty musisz myśleć, co ta wiedźma knuje, wiedząc jednocześnie, że syn twojego własnego siostrzeńca może cię zabić. To nie ty musisz martwić się o całe społeczeństwo wilkołaków oraz łowców i to nie na ciebie czeka wieczna kara po śmierci za zabójstwo własnego ojca… - Zatrzymała się i gwałtownie odwracając głowę, by spojrzeć na łowczynię, dokończyła: - Penelopo, nic nie wiesz, nic nie rozumiesz…
Wybranka ciężko westchnęła i nie odrywając wzrok od pustych, matowych oczu królowej, odparła:
- Może masz rację i nie jestem w stanie wyobrazić sobie, co przeżywasz, ale naprawdę chcę ci pomóc, dlatego mówię ci, byś zaczęła działać bardziej na chłodno.
Clarinos przymknęła oczy i uśmiechając się kpiąco, rzuciła:
- Jesteś Wybranką, kontaktujesz się z duchami, które uchylają przed tobą przyszłość, możesz ocalić świat przed potworem, a twoją jedyną radą jest to, bym myślała na trzeźwo? Jesteś żałosna i okrutna, wiesz?
- Mówię ci, to nie tak, Clarinos. Mogę ci powiedzieć, jak dojść do odpowiednich wniosków, ale nie mogę decydować za ciebie. Sama musisz podjąć decyzję, którą drogą pójdziesz… - zaczęła łowczyni, lecz nim udało jej się dokończyć, przerwał jej krzyk królowej:
- Zamilcz! Nie chcę słuchać twoich wymówek, jeżeli nie chcesz mi pomóc, to masz się stąd wynosić! Nie potrzebuję tak niedorzecznych rad jak twoje!
Penelopa chciała coś odpowiedzieć, jednak widząc wściekłość i wręcz obłęd w oczach Clarinos, zrezygnowała. W takim stanie i tak nic do niej nie dotrze. Wzięła głęboki wdech i nie mogąc nic innego zrobić, skierowała się w stronę wyjścia. Nim jednak opuściła pomieszczenie, ponownie zerknęła na Clarinos i chcąc w jakikolwiek sposób ukoić jej serce i naprowadzić na odpowiednie tory, rzekła:
- Clarinos, twoja siostra i matka wciąż bardzo cię kochają, a jeżeli chodzi o tamtą stronę… Nie jest tak jak myślisz… To nie jest złe miejsce. Na wszystko przyjdzie czas. I na radość, i na smutek, i na powroty, i na rozstania…
Zamykając za sobą drzwi, Penelopa czuła, że Clarinos już przekroczyła granice własnej wytrzymałości i nie będzie już w stanie zawrócić. To była jej wina… Gdyby wcześniej jakoś zareagowała i porozmawiała z królową… Gdyby wcześniej zdobyła jej zaufanie… I wreszcie gdyby nie jej chęć zemsty na poprzednim królu, przez którą nie powiedziała o grzechach Laury Mikołajowi… Być może gdyby nie to wszystko, udałoby się jej powstrzymać bieg wydarzeń… Przecież gdyby Mikołaj dowiedział się o romansie córki, zareagowałby i choć Laura do końca życia byłaby nieszczęśliwa, to jednak najprawdopodobniej żyłaby nadal, miałaby przy sobie syna, a Clarinos nie sprowadziłaby nieszczęścia i cierpienia na tylu ludzi… Teraz jednak na to jest za późno… Teraz mogła jedynie spojrzeć na wrak kobiety, którą niegdyś była młodsza córka Mikołaja i ze skrzypieniem zamknąć drzwi.
***
Amica Hell siedziała na kanapie i czytała kolejny raport szpiega z okolic Syberii odnośnie poczynań Jej Wysokości królowej kundli. Wyglądało na to, że ta mała królewna zaczyna tracić panowanie nad swoimi nerwami i popełnia zasadnicze błędy jak wykonywanie pochopnych decyzji. Czy ona naprawdę myślała, że napaści na wampiry pozostaną bez echa? Jeżeli tak, to znaczy, że naprawdę jest głupia i nie powinna rządzić. Jeżeli komuś z arystokracji spadnie choć włos z głowy, wilkołaki gorzko tego pożałują. Dopóki sprawa dotyczy podrzędnych wampirów, dopóty mogła skupić się na kontroli Rady, a w szczególności na nadzorze nad rodziną Gessner, lecz jeżeli ta mała żmija ośmieli się zaatakować czystokrwistego… Wówczas będzie musiała inaczej się nią zająć. Amica zastanawiała się również, co takiego Clarinos wiedziała odnośnie syna Elizabeth. Coś musiała podejrzewać, skoro wkrótce po jego narodzinach zjawiła się w domu rodziny Collins. Uśmiechnęła się pod nosem i stwierdziła, że to nieistotne. To ona, Amica Hell, wykorzysta tego póki co słodkiego brzdąca. Nikt inny, tylko ona. Była niezwykle ciekawa tego chłopca. Toż to jeszcze rzadsze stworzonko niż jej słodka Aya-chan! Ach, jakże on i jego siostra będą fascynujący! Naprawdę nie mogła się doczekać, gdy będzie mogła poznać ich możliwości!
- Jakiś raport?
Podniosła spojrzenie na czarnowłosego mężczyznę, który stał w drzwiach i trzymał w ręce kieliszek z krwią, której aromat unosił się po całym salonie, po czym wzruszając ramionami,  odparła:
- Królowa kundli zaczyna sobie coraz bardziej pozwalać. Jeżeli nie przestanie warczeć, będę musiała jej te kły przytemperować - dodała, unosząc drapieżnie kącik ust.
William uśmiechnął się pod nosem i patrząc na żonę wzrokiem, w którym płonęły ognie pożądania, mruknął:
- Lubię, gdy mówisz coś z takim błyskiem w oku, jesteś wówczas taka… taka ponętna.
Amica oparła głowę na dłoni i wciąż z uśmieszkiem na ustach stwierdziła spokojnie:
- Doprawdy? Widzę, że nie interesują cię poczynania Clarinos…
Mężczyzna zaśmiał się i siadając obok żony, jednocześnie odkładając kieliszek na stolik, mruknął wzdychając:
- Interesuję, interesuję … Powiedz, co zamierzasz? Radziłbym ci nie czekać na jakąś szczególną akcję z jej strony. Wystarczy, że pozabijasz kilka psów i odeślesz jej ich łapy, to skutecznie ją zastraszy i nie odważy się wyściubić nosa ze swojej psiej budy.
Wyrocznia przyłożyła dłoń do policzka męża, wzdychając i głaszcząc zarys jego szczęki swoimi smukłymi palcami. Robiąc pobłażliwą minę, mruknęła:
- Oj, kochanie, pamiętaj, że jeśli jest się w gorącej wodzie kąpanym, to można się sparzyć, a nawet zostać ugotowanym. Nie mogę jako pierwsza jej sprowokować. Po pierwsze, wyszłabym na tą złą w oczach społeczeństwa, a dobrze wiesz, że po narodzinach Annabel jesteśmy najpotężniejszą rodziną i choć tak ma być, to należy mieć na uwadze, że wielka władza rodzi wielkich wrogów. Wiesz przecież, że Gessner zapewne tylko czekają na nasz fałszywy ruch, więc musimy być bardzo ostrożni. Po drugie, nie jestem taka pewna, jak ta królewna, która tak naprawdę jest jeszcze szczenięciem, zareaguje. Niech by coś strzeliło jej do głowy, a cała wina spadłaby na mnie, co jest niekorzystne w obecnej sytuacji.
William ściągnął dłoń małżonki ze swojej twarzy, po czym pocałował ją, a później podniósł wzrok, by móc patrzeć Amicy prosto w twarz i po chwili, nachylając się nad nią, wymruczał:
- Jakaś ty przebiegła. Jak lisica, wiesz?
Kończąc mówić, nachylił się jeszcze bardziej, by móc muskać wargami odsłoniętą szyję Wyroczni, ta zaś przymykając oczy, zaczęła:
- Wiem. Ponieważ aby coś mieć, należy do tego dążyć odpowiednimi metodami. Nie można się spieszyć i podejmować decyzji pod wpływem emocji. Należy planować i być cierpliwym, a wówczas można dostać cokolwiek się chce. Gdybym taka nie postępowała, nasz syn nie mógłby zabawiać się z uroczą Hiou. Choć w sumie gdyby nie „wieczysta przysięga”, Michael znalazłby inny sposób, by zrobić z Ayi nałożnicę. Od początku miałam przeczucie, że ta egzotyczna, delikatna piękność przypadnie mu do gustu. W sumie zastanawiałam się, czy nie kazać jej przyjeżdżać do nas, by zabawiała naszego syna, gdy tylko przestała wyglądać na małą dziewczynkę, ale przypuszczałam, że Michaela nie interesują ledwie dorastające podlotki.
William, który w czasie wypowiedzi Amicy zdążył zsunąć ramiączko jej sukni i zacząć całować jej ramię, uśmiechnął się pod nosem i rzucił:
- Ona musiała trochę dojrzeć. Owoc, który zrywa się zbyt wcześnie, nie daje tyle rozkoszy. Choć w sumie i tak jest jeszcze bardzo młoda. Widocznie naszemu synowi nie chciało się dłużej czekać. Jednak chyba wolałbym, by Michael zrobił z Ayi wyłącznie kochankę. Wyobrażasz sobie minę Kage, gdy oświadczyłbym mu, że zabieramy mu jego ukochaną córeczkę, by zabawił się nią dziedzic rodu Hell? No i rzecz jasna nie odmówiłbym sobie przyjemności odwiezienia jej po wszystkim do rodziców! Chciałbym zobaczyć wówczas jego oczy! Biedaczek, byłby chyba umarł z rozpaczy! - zachichotał na koniec, na co jego żona, wplątując dłonie w jego czarne włosy, wyjaśniła:
- Michael chciał mieć Ayę na własność. Nie pozwoliłby nikomu innemu jej tknąć. Poza tym, kochanie, Kage i tak cierpi męki. Widziałeś go na zebraniach od dnia, gdy Aya weszła do naszej rodziny? Przecież on wygląda jak zbity pies! A przecież doskonale maskuje uczucia, więc wyobraź sobie, co w nim tkwi! No i teraz jego jedyna, ukochana córeczka urodziła dziecko synowi rodu Hell! Przecież musi szaleć ze wściekłości!
William oderwał się od ciała Wyroczni, po czym odpinając kilka pierwszych guzików jej sukienki, przyznał:
- Może masz rację… Całe szczęście, że Annabel jest podobna do Michaela, nie do Ayi. Nie żeby nasza synowa nie była ślicznotką, ale nie chciałbym, by dziedziczka Hell przypominała kogoś z Hiou. Co prawda ma ten paskudny kształt oczu, ale cóż, jakoś się to zniesie…
Amica przybliżyła się do męża, który na ten gest mocno objął ją w pasie i ponownie zaczął całować ją po szyi i obojczyku, jednocześnie wkładając dłoń pod jej sukienkę, a ona mruknęła, przymykając oczy:
- Widać, że nasze geny są silniejsze. Co do oczu Annabel, uwierz mi na słowo, że ich kolor i kształt będą jej największym atutem, gdy tylko podrośnie. Będzie mieć wdzięk, dumę oraz słodycz Ayi i przebiegłość, spryt, a także inteligencję naszego syna. Zobaczysz, będzie nadzwyczajną kobietą. Wnuczka Kage zostanie wychowana na prawdziwą dziedziczkę Hell, już moja w tym głowa, a nasz drogi Hiou musi mieć tego świadomość. Wyobrażasz sobie, co musi czuć, gdy o tym pomyśli? - zapytała, diabolicznie unosząc kącik ust.
William uśmiechnął się tylko, wciąż nachylony nad żoną, i bez słowa wrócił do muskania jej skóry swoimi ustami. Oboje byli tak pochłonięci sobą, że nie zauważyli, że do posiadłości wróciła Eva. Dopiero gdy usłyszeli jej chrząknięcie, a później jej głos, wrócili do rzeczywistości:
- Wiecie co? Moglibyście chociaż migdalić się w sypialni, a nie w salonie.
Gdy William z niechęcią oderwał się od żony, ta spojrzała na córkę chłodnym wzrokiem i rzuciła spokojnym tonem, nie odrywając swoich rubinowych tęczówek od jej twarzy:
- Mam ci przypomnieć, ile razy przyłapałam cię w sypialni z byle służącym? Poza tym myślisz, że nie wiem o twoich romansach z kim popadnie? Niebawem moja córka będzie mieć opinię pierwszej lepszej. Na szczęście wkrótce ogłosimy twoje zaręczyny.
Eva posłała matce zabójcze spojrzenie, po czym zaciskając dłonie w pięść, warknęła:
- I musisz mi o tym przypominać dzień w dzień, prawda? Postawiłaś na swoim, możesz być zadowolona, więc z łaski swojej już przestań wspominać o tym przeklętym ślubie! A to, z kim sypiam, nie jest twoją czy kogokolwiek innego sprawą! Nie jestem dzieckiem!
- Tak, nie jesteś dzieckiem, tylko że byłaś nim, gdy na przyjęciach flirtowałaś z byle kim i kto wie, co jeszcze robiłaś, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Mam tylko nadzieję, że jako narzeczona i żona będziesz się zachowywać - stwierdziła Wyrocznia obojętnym tonem, bezustannie patrząc na swoje młodsze dziecko, które aż się zaczerwieniło i wrzasnęło:
- Jeżeli jeszcze raz…!
- Na litość, czy wy się wreszcie opanujcie? Mam już dość waszych kłótni - warknął William, przerywając w ten sposób córce, po czym patrząc na nią, dodał: - Eva, ty już przestań histeryzować z powodu ślubu, bo to dla twojego dobra. - Po tych słowach przeniósł wzrok na żonę i dokończył: - A ty, kochanie, może przestaniesz strofować na każdym kroku własną córkę?
Zarówno Amica, jak i Eva nic nie odpowiedziała, więc William wstał z kanapy i ruszając w stronę schodów, mruknął obojętnie:
- Róbcie, co chcecie, ale ja nie mam więcej zamiaru wysłuchiwać waszych absurdalnych sprzeczek.
Gdy zniknął za filarem, w salonie nastała głucha cisza. Dopiero po chwili odezwała się Eva, ruszając w kierunku schodów:
- Dobra, to ja idę do siebie…
- Eva, kiedyś naprawdę myślałam, że mimo wszystko któregoś dnia będę z ciebie dumna, w końcu jesteś moją córką… Jeszcze nikt mnie tak nie zawiódł jak moje własne dziecko.
Eva w jednej sekundzie zatrzymała się. Co słowa jej matki miały znaczyć? Czy ona chciała jej powiedzieć, że spisała ją na straty? Że nigdy nawet przez minutę nie była z niej dumna? Całe życie starała się, by ją dostrzegła, by była z niej zadowolona…
Nie spoglądając na Wyrocznię, mruknęła spokojnym, wypranym z uczuć głosem:
- Zawiodłam cię, mamo…? Wszystko, co robiłam do tej pory, robiłam po to, byś choć przez moment była ze mnie dumna. By choć raz usłyszeć pochwałę z twoich ust… Lecz ty nigdy tego nie zauważałaś. Ciągle robiłam coś nie tak, ciągle to córka Kage była dla ciebie ideałem, nie ja, twoja własna córka…
Amica, zapinając ostatni guzik swojej sukienki, odparła obojętnym głosem:
- Eva, czy ty jesteś dzieckiem, by cię głaskać po główce i chwalić z byle powodu? Poza tym co ty robiłaś, by sprawić, bym mogła być z ciebie dumna? Od dziecka byłaś rozpieszczoną, wyniosłą i rozpuszczoną osobą i myślisz, że takie dziecko zasługuje na pochwałę ze strony matki? Poza tym dziwisz się, że to Aya w moich oczach była ideałem? Ona w przeciwieństwie do ciebie jest dumną, umiejącą panować nad sobą i inteligentną kobietą. Ponadto jest niezwykle piękna i wszystko, co robi, robi z niezwykłym wdziękiem. Sama widzisz, że Aya jest niezwykła. Nie dziwię się, że Michael wybrał ją na żoną i że Kage tak ją kocha. Szkoda, że to Hiou jest jej ojcem, gdyby Aya była moją córką, z pewnością lepiej bym się nią zajęła. Przez niego dziewczyna jest nieszczęśliwa, ale dzięki Annabel i Michaelowi szybko się to zmieni.
Zielone oczy córki Wyroczni z każdym słowem matki stawały się coraz większe, a zarazem coraz bardziej puste, aż w końcu stały się jak martwe oczy porcelanowej lalki . Jej usta nieświadomie zaczęły drżeć tak samo jak dłonie, które miała zaciśnięte w pięści. Mimo iż nieraz słyszała od matki przykre słowa czy obelgi, to te zdania, które teraz wypowiedziała Amica, sprawiły, że serce Evy na sekundę stanęło, a w jej umyśle zagościła kompletna pustka. Dla własnej matki była nikim, zwykłym, bezużytecznym robakiem, który jest jak kamień w bucie. Ona nie zasłużyła sobie na takie traktowanie! Amica, Michael, Aya, Kage… Oni wszyscy powinni zapłacić za to, co jej zrobili!
Odwróciła nieznacznie głowę, by móc patrzeć na profil kobiety, która wydała ją na świat, lecz która nigdy nawet nie powiedziała jej, że jest wartościową osobą i nigdy jej nie pocałowała. Po chwili milczenia wypranym z jakichkolwiek uczuć głosem powiedziała:
- Wiesz, mamo… Gdy byłam mała, myślałam, że któregoś dnia zostanę żoną Michaela… Chciałam być taka jak ty. Gdy dowiedziałam się, że mój brat wybrał Ayę, byłam zła, bardzo zła, lecz dziś cieszę się, że tak się stało…
Wyrocznia uśmiechnęła się pod nosem i przymykając oczy, odparła:
- Ty nie nadawałabyś się na żonę Michaela. Nie dałabyś mu tak cudownego dziecka ani tak rozkosznych chwil jak Aya. Choć dziwię mu się, że najpierw nie została jego kochanką. Myślałam, że zainteresuje się nią, gdy tylko pozbędzie się dziecięcego wyglądu…
Eva, nie zmieniając wyrazu twarzy i przez dłuższy moment obserwując matkę, mruknęła spokojnym tonem:
- Rozumiem… Mam nadzieję, że przynajmniej z wnuczki Annabel będziesz dumna.
Po tych słowach po prostu ruszyła w stronę schodów prowadzących do jej sypialni. Nie zatrzymała się nawet, gdy usłyszała głos matki:
- O to się nie martw. Wiedziałam, że Aya da Michaelowi wspaniałe dziecko. Zresztą gdy dowiedziała się, że ma za niego wyjść, powiedziałam jej, że ma dać mu dziedzica i jak widać wywiązała się ze swojego zadania. Mam nadzieję, że w przyszłości i ty chociaż w taki sposób staniesz się użyteczna…
Po tych słowach w salonie nastała głucha cisza. Wszystkie gorzkie słowa zostały wypowiedziane i nie da się tego cofnąć…
***
Co ma zrobić?! Co ma zrobić?!
Królowa wilkołaków chodziła po swojej bibliotece, zadając sobie to właśnie pytanie. Nie była w stanie myśleć o niczym innym poza ostatnią rozmową z Penelopą. Jak ona mogła być taką egoistką?! Taką niewdzięcznicą?! Na samo wspomnienie jej idiotycznych i obłudnych wymówek Clarinos aż kipiała ze wściekłości i rozpaczy. Ta bardzo liczyła, że Penelopa jej pomoże, da jakąś radę… Jeszcze na nikim tak bardzo się nie zawiodła. Teraz będzie musiała sama sobie jakoś poradzić z rodziną Hell i tym potworem.
 To właśnie w ten zimny, ponury wieczór Clarinos uświadomiła sobie, jak bardzo jest samotna. Straciła matkę, siostrę, jej najlepsza przyjaciółka Aurora wyjechała, a bratanek i bratanica byli dla niej zupełnie obcy i po narodzinach tego małego mordercy szansa na zmianę ich relacji prysła. Sama zaś nigdy nie założyła rodziny. Choć nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą, to po prostu bała się, że jeżeli któregoś dnia naprawdę się zakocha, skończy tak jak matka… Z dziećmi, opuszczona i poniżana przez kogoś, dla kogo zrobiłoby się wszystko, o co tylko poprosi. Dlatego więc każdy romans Clarinos był wyłącznie zabawą i chęcią oderwania się od rzeczywistości i mimo iż Zgromadzenie już od jakiegoś czasu nakłaniało ją, by przynajmniej oficjalnie się zaręczyła, ona nie miała najmniejszego zamiaru tego zrobić. Teraz jednak tak bardzo potrzebowała kogoś, komu mogłaby zaufać, kogoś, kto potrafiłby ją zrozumieć i po prostu najzwyczajniej w świecie przytulić, mówiąc, że nieważne, co się będzie działo, nigdy jej nie opuści… Jednakże takiego kogoś nie było przy niej. Była pozostawiona sama sobie, bez jakiejkolwiek nadziei, jakiegokolwiek promienia w tym ciemnym labiryncie. Nie było nikogo, kto mógłby rozwiać jej wątpliwości, strach, smutek, żal, ból… Była tylko pustka wypełniająca jej całą przyszłość i przeszłość niczym rwąca rzeka swe koryto…
W końcu przystanęła i spojrzała na stosy książek znajdujące się na licznych półkach. Być może chociaż one dadzą jej jakąkolwiek radę? Nie miała przecież nic do stracenia. Sięgnęła po pierwsze lepsze tomiszcze i zaczęła je przeglądać. Gdy nic w nim nie znalazła, wyciągnęła z półki kolejne i kolejne, i kolejne… Tak przez blisko trzy godziny i wciąż nic… W końcu ze sterty ksiąg wybrała bardzo startą książkę oprawioną w grubą, pięknie zdobioną oprawę. Był to zbiór legend opowiadających o czasach jeszcze przed pierwszą wojną pomiędzy wilkołakami a wampirami. Jedno z tych podań opowiadało, jak to dzięki pewnej wilczycy została zniszczona jedna z rodzin pierwotnych…
Podstęp.
Walka.
Śmierć.
Już wiedziała, co ma zrobić… Nieważne, co by się nie miało stać. To, co zamierza zrobić, i tak w taki bądź inny sposób pomoże! Musi natychmiast zwołać naradę!
***
- Wasza Wysokość, jesteś pewna? Przecież to może wywołać kolejną wojnę!
W ogromnej sali rozległ się poddenerwowany głos jasnowłosego wilkołaka, którego piwne oczy wyrażały wręcz przerażenie. A wszystko z powodu słów królowej Clarinos. To, co planowała, było… było naprawdę ostatecznym posunięciem. Przecież jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak, rozpęta się piekło! Nie… Nawet jeżeli wszystko pójdzie po jej myśli, i tak zapewne nie obejdzie się bez konfliktu. Co Jej Wysokość sobie myśli?! Naprawdę chce narażać wszystkich na zemstę ze strony wampirów?! Czy to możliwe, że plotki krążące po zamku to prawda i władczyni naprawdę oszalała?
- Tak, jestem. To jedyne wyjście.
Spokojny, opanowany i wyprany z uczuć głos Clarinos dobiegł do uszu wszystkich zebranych członków Zgromadzenia, dając dostatecznie do zrozumienia, że podjęła już ostateczną decyzję. Nawet nie czekając na ich jakąkolwiek reakcję ze strony oszołomionych wiadomościami wilkołaków, wstała i opierając dłonie o stół, rzuciła:
- Dobrze, skoro o wszystkim was już poinformowałam, dzisiejsze zebranie uważam za zakończone. W najbliższym czasie odbędzie się kolejna narada odnośnie szczegółów.
Tym zdaniem Clarinos zakończyła swoją wypowiedź i po prostu wyszła, zostawiając oszołomionych członków Zgromadzenia w sali obrad.
Przez kilka minut w komnacie panowała kompletna cisza. Każdy z wilkołaków spoglądał na siebie. W końcu odezwał się szatyn o oczach w odcieniu niemal złota, a w jego tonie można było wyczuć kipiącą wściekłość:
- Jeżeli coś pójdzie nie tak… Królowa chyba naprawdę zwariowała! Gdybym to ja…
- Anthony, wszyscy wiemy, że wciąż nie możesz przeboleć, że nie zostałeś królem, mimo iż byłeś mężem księżniczki Laury, lecz to Jej Wysokość ma krew naszego przodka, więc już przestań ją oczerniać - przerwała mu spokojnym głosem jedna z wilczyc.
- Irina ma rację. Dobrze, więc koniec narady - zarządził najstarszy z wilkołaków o już siwiejących włosach. Po dziesięciu minutach sala świeciła pustkami. Jedynie martwe oczy z ogromnego portretu przedstawiającego króla Mikołaja, jego żonę Małgorzatę i ich córki spoglądały na okrągły stół pośrodku pomieszczenia.
***
Przechodząc przez korytarz, Irina zastanawiała się, co teraz się wydarzy. Plany królowej na pewno zachwieją stosunkami między wilkołakami a pijawkami. Mimo iż zganiła Anthony’ego, to faktycznie dało się zauważyć, że Jej Wysokość ostatnio dziwnie się zachowuje, ale mimo wszystko on nie mógł jej oczerniać przy wszystkich. Nawet jeżeli był mężem córki poprzedniego władcy. Cóż, miała tylko nadzieję, że mimo wszystko nie rozpęta się wojna podobna to tej ostatniej. To naprawdę byłoby straszne…
Niespodziewanie usłyszała jakąś śpiewaną przez kogoś śliczną melodię, a później słowa:
- Witaj, mały piesku.
Obróciła się gwałtownie i ujrzała na oko siedemnastoletnią dziewczynę o długich do pasa brązowych lokach i pięknych, jasnozielonych zielonych, która wpatrywała się w nią z uśmiechem. To dziwnie, ale od tej nieznajomej Irina nie wyczuła żadnego zapachu. Nie wiedziała zatem, czy dziewczyna była wampirzycą, wilczycą czy człowiekiem. Jednak słowa, których użyła, mogły świadczyć o tym, że była pijawką. Nim zdążyła odpowiedzieć, nieznajoma  rzuciła:
- Ach, jestem niewychowana! Nazywam się Maria Aurelia Allen, jestem wampirem i muszę trochę pogrzebać ci we wspomnieniach, kundelku. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
Po tych słowach wampirzyca uśmiechnęła się uroczo i zaczęła podchodzić do Iriny, która była w takim szoku, że nawet się nie zorientowała, kiedy nieznajoma znalazła się za nią, zasłoniła jej usta dłonią, tak że nie mogła wydobyć z siebie głosu, a później drugą rękę położyła na jej czole, szepcząc jej na ucho:

- Dobrze, piesku, teraz powiedz mi, co szykuje wasza królowa.


Więc tak jako że dziś zdałam prawo postanowiłam dodać rozdział zaznaczam tylko że nie jest do końca sprawdzony ^ ^” Nooo ale mam nadzieje że mimo wszystko będziecie zadowoleni ^ ^”
Rozdział dedykuje Andzikowi jako że to jego debiut :P
Pozdrawiam i do usłyszenia!

11 komentarzy:

  1. "Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko"! *rozpływa się*
    Musiałam to napisać. Komentarz będzie... kiedyś/nigdy (niepotrzebne skreślić). *złamane serce*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, jestem po egzaminach, przede mną 8 godzin drogi do Ciebie, to pasowałoby wreszcie skrobnąć kilka słów.

      Na wstępie mamy debiut Andzika. ;) Maria zdobyła moją sympatię przez wzgląd na jej podejście do facetów. xD Widzę też, że standardowo ma brązowe włosy i zielone oczy. xD Heh, niezłe z niej ziółko, tak swoją drogą. Ciekawa jestem, jak to tam dokładnie potoczą się jej losy.
      Dan, fałszywa żmija. Ech. Faktycznie tylko mami słówkami, poza tym, jakby nie patrzeć, kłamie, a do tego udaje kogoś, kim nie jest (człowieka), choć to akurat zrozumiałe, co nie zmienia faktu, że jako pierwszy wampir mógłby mieć więcej godności i się czasem światu pokazać. xD

      „Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, Aya-chan. Myślę, że nasza córka po prostu wyczuła, że jej mamusia nie jest już tak smutna i ponura.” - Kocham i wielbię! Ale od początku.
      To jedna z moich ulubionych scenek. Tak słodka (ale w pozytywnym sensie) i dająca tyle nadziei… Gdyby Aya nie musiała przejmować się tym, co o tym wszystkim pomyśli Kage, mogłaby być naprawdę szczęśliwa. Ale cóż, wszystkiego najwidoczniej mieć nie można, czyż nie? Mimo wszystko jest jednak o niebo lepiej i jako „Aya” bardzo się z tego cieszę! ^^ Kiedy jednak pomyślę o Kage, robi mi się taaak przykro… Nie no, załamałabym się na jego miejscu! Biedak. ;(
      Ann-chan jest przesłodka! „Moja” córeczka kochana! Yay!!! <3
      „Wszystko, co wiedziała o tym, co się z nią działo, wiedziała albo z listów, albo z rozmów z ojcem, a tu okazuje się, że być może niebawem ją zobaczy!” - Jakby żyli w średniowieczu. xD A co z telefonami, Skypem i tak dalej?! xD Prawie wszyscy bohaterowie PP zapomnieli o dobrodziejstwach technologicznych! xD
      „Michael okazał się być dla niej naprawdę wspaniałomyślny!” - Nie mogę przejść obok tego zdania obojętnie. Uch, no tak, faktycznie jest cudowny i dobry. Nie można było tak od razu? Trzeba było zmienić półtora roku życia żony w koszmar? -.- Dobra, ponarzekać sobie trochę muszę, ale to nie wpływa na to, że w tej scence M. jest całkiem kochany i ogólnie fajny. <3 (Daję mu serduszko, niech stracę!) Ale tak swoją drogą, M. nadal traktuje Ayę jak dziecko (pedofil!)…
      „Michael, proszę, napisz, by nie przyjeżdżał, dobrze…? Zobaczę się z nim tak jak było ustalone, za niecałe trzy tygodnie.” - Serduszko mi pęka. Oto właśnie Aya w pewien sposób zdradziła swojego kochanego tatusia. :( Buu! *idzie do kąta… wróć, na koniec autokaru, aby się wypłakać*
      „- Jak sobie życzysz, kochanie. / Po wypowiedzeniu tych słów wciąż z uniesionym kącikiem ust wyszedł (…)” - Już widzę tę jego satysfakcję! ;_;
      „No i co ja mam zrobić z tym twoim tatą, co, Ann-chan?” - Też bym to chciała wiedzieć! ;_; Biedna Aya… Ale przynajmniej Ann-chan jest szczęśliwa. (Taa, M. zapewne też nie posiada się z radości!)
      Nie no, jak tak pomyślę, jaką drogę Aya przebyła od początku małżeństwa, czyli w stosunkowo krótkim - szczególnie jak na wampira - czasie… Nic dziwnego, że w pewnym sensie wariuje. Ciekawa jestem, czy umiałabym pokochać kogoś, kto tak mnie skrzywdził… Mam nadzieję, że nie, bo nieźle bym się stoczyła. Nerwica wystarczy.

      Usuń
    2. No, wreszcie ślub, gratulacje! x_x Wszystko tak nie po Bożemu. :/ Pod tym względem „moje” małżeństwo jest lepsze. :D No i Annabel jest słodsza od Hope! xD
      Nie dziwię się, że Clarinos, Gabryel i Katherine nie mieli zamiaru pojawić się na tej maskaradzie. Punkt dla was, słonka! Mamy za to wreszcie zapomnianych na dość długi czas dziadków Elizki i wspomnienie o jej koleżaneczkach. :P W sumie ciężko im będzie nie wpaść na siebie od czasu do czasu, w końcu mieszkają bardzo blisko…
      „Elizabeth żałowała, że w tak ważnym dla niej dniu nie było jej szkolnych przyjaciółek, lecz wiedziała, że musiała wreszcie odciąć się od przeszłości dla dobra dzieci. Nikt przecież nie może odkryć, że te dwa małe szkraby są w połowie wampirami, a w połowie wilkołakami.” - Na jej miejscu bardziej chyba przejmowałabym się tym, że wpadłam w wieku siedemnastu lat z gościem, którego w sumie nie znam od szczególnie długiego czasu… :P
      „Nigdy nie należy zapominać, że wszystko kiedyś się kończy, a to, co dziś wydaje się błogosławieństwem, jutro może okazać się przekleństwem i drogą ku rozpaczy… - Jaaaki SPOILER! xD

      Biedna Clarinos! Nie no, naprawdę strasznie ją lubię i jej współczuję. Nic dziwnego, że wariuje i sobie z tym wszystkim nie radzi. Powinna sobie znaleźć dobrego psychologa/psychiatrę/ jednego i drugiego…
      „Powinnam znienawidzić ciebie i matkę za to, że zostawiłyście mnie samą jak palec… Tamta noc to też wasza wina, gdybyście były ze mną, nie zabiłabym go…” - Szczerze? Ma rację… Biedactwo. Samotna, opuszczona, niezrozumiana, zdana na siebie…
      „Mamo, powiedz, jak mogłaś kochać kogoś takiego jak mój ojciec? Musiałaś być naprawdę głupia i chyba zarówno ja, Laura i jej syn tę głupotę odziedziczyliśmy…” - Ehm… Znowu ma rację? *nieśmiały ton*
      „Jesteś Wybranką, kontaktujesz się z duchami, które uchylają przed tobą przyszłość, możesz ocalić świat przed potworem, a twoją jedyną radą jest to, bym myślała na trzeźwo? Jesteś żałosna i okrutna, wiesz?” - Znowu się zgadzam. Ja nie wiem no, to bez sensu. Nie dziwię się Clarinos, że tak do tego podchodzi. Jeny, też byłabym wściekła, gdyby ktoś tyle wiedział, a nie raczył się tą wiedzą (która może uratować wiele istnień!) podzielić, „bo jej duszki zabroniły”. Pff. Całym sercem stoję po stronie Clarinos, o.
      A tak wracając do jednej w wcześniejszych wypowiedzi Clarinos… „Penelopo, nic nie wiesz, nic nie rozumiesz…” - „You know nothing, Jon Snow.”. Gomen, musiałam! xD

      „Jeżeli komuś z arystokracji spadnie choć włos z głowy, wilkołaki gorzko tego pożałują. Dopóki sprawa dotyczy podrzędnych wampirów, dopóty mogła skupić się na kontroli Rady, a w szczególności na nadzorze nad rodziną Gessner, lecz jeżeli ta mała żmija ośmieli się zaatakować czystokrwistego…” - No wiecie co, co za dyskryminacja… -.-‘ Pff.
      Ech, Amica to cwana bestyja. Za to ją „lubię”, takie postaci są świetne. A William wreszcie wyszedł z cienia i ma coś do powiedzenia. xD Uch, ale zamordowałabym oboje za to, co mówią o „mojej” rodzince! >. <
      Nie lubię Evy, ale tak strasznie mi jej żal… Nie no, masakra z taką matką! A ojciec nie pomaga, tylko umywa ręce. -.- Ech, aż mam wyrzuty sumienia, że Amica bardziej przejmuje się Ayą zamiast Evą… Uch… :(
      Nie no, Amica powinna spłonąć za to wszystko… Jak można traktować tak własną córkę?! Niepojęte… I jak tu się dziwić, że Eva ją znienawidziła?

      Ech, no i zbliżamy się do potencjalnej (? xD) masakry… Clarinos ma już plan. „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?”
      Heh, Maria w akcji! Będzie się działo! ^^ Choć trochę współczuję Irinie, wydaje się w porządku, a tu TAKA SYTUACJA. ^^’

      No, to by było na tyle. Spać mi się chce… Ale pewnie nie zasnę. Chciałam obejrzeć anime, ale chyba nic z tego, bo net zamula… Ech.
      Do zobaczenia za 6 godzin!

      Usuń
  2. Dzięki za info!

    Omg! Ten początek! Zacznę od rodu Darcy-trąci mi to "Dumą i uprzedzeniem" i Jane Austen xD Tak samo imię Edward ;)
    No i kim jest ta mała Maria Aurelia Allen?? Hm... Bo ciekawa jestem po której stronie stanie... Czyżby trzymała z Danem??

    Dalej: Aya! No ja nie mogę! Tak łatwo dać się omotać Michaelowi! Choć... to zrozumiałe... Została jego żoną, pragnie szczęścia... Cóż, niektóre rzeczy mogę zrozumieć... I to, że martwi się reakcją ojca...

    Dalej: niech piekło pochłonie Amicę Hell i jej rodzinę! Williama Hella cięzko ocenić pozytywnie lub negatywnie, zwyczajnie mało o nim wiadomo, ale skoro jest mężem Amicy to na pewno musi być dupkiem.
    Rozmowa/kłótnia z Evą... Cholera! Jak matka może powiedzieć coś takiego córce? ;/ Jesli Eva z wściekłości zniszczy Hellów, Hiou i połowę świata, to ja się nie zdziwię. Wcale, a wcale!

    Clarinos odbija. Ale to nie nowina. Niestety, jak się żyje w takim stresie... Oj Boże, Boże... Już się tego boję...

    Hobbit i LOtR:
    Mnie też nie ciągnęło do przeczytania, więc nie znam na pamięć Hobbita xD
    Też wolę Władcę... :D
    Haha :D Ale film możesz sobie w wolnej chwili obejrzeć- bez uprzedzeń, gdyż nie znasz dobrze książki ;) I dobra rada-nie oglądaj wcześniej LOtR! Serio! Bo będziesz porównywać jedno do drugiego! A wtedy Hobbit wypadnie baardzo słabo.

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hey! Siedziałam, nudziłam się i z tego nudzenia się powstało krótkie opowiadanko! Zapraszam na Home!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nmzc :*
    Dziękuję, dla mnie też każda opinia jest ważna, a pochwały nakręcają do dalszego pisania ;)
    Cieszę się, że Ci się podobało! Leander miał być... czarusiem i miały się w nim zakochiwać kobiety, więc mam nadzieję, że nic się w tej kwestii nie zmieni w najbliższym czasie xD

    O! To się cieszę! Swoją drogą jedno z moich ulubionych imion to "Aurelia" ;)
    Nie, nie, jej zachowanie jest logiczne, ale zupełnie... Inaczej. Gdybym ja była na miejscu Ayi, to bym się tak jak ona nie zachowywała. Mam inny charakter, ot co! Ale jej zachowanie jest logiczne, tym się nie martw ;)
    OMG! Wiele? Czyli, ze zacznę im współczuć? nie rób mi tego! Lubię nienawidzić Hellów!
    Heh, obejrzyj! I oczywiście, trzymam Cię za słowo!

    Pozdro i weny! :D

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hey!
    Zapraszam na część drugą Krainy Wschodu!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oto przybywam, by skomentować ten zacny rozdział! Jak zwykle proszę nie liczyć na jakikolwiek sens, ład i skład mojej wypowiedzi! ;D

    Ojojki, ojojki, ojojki, ojojki!!! <3 DEBIUUUT!!! I to tak cudny, że lepszego sobie wymarzyć nie mogłam! :***
    *zerka wyżej na komentarz Kiran i widzi: „No i kim jest ta mała Maria Aurelia Allen??”* Mną, mną, mną! To ja, to ja!!! :D *podskakuje w miejscu, machając łapkami*
    Normalnie cieszę się jak małe dziecko! :3 Ale może zacznę komentować…
    Mam paskudną ciotkę. Już jej nie lubię, nie zasługuje na to by wychowywać tak cudowną istotę jak ja (xD)! Do kuchni? Ależ oczywiście, jestem przekonana, że Maria trafi tam na 1000 razy lepsze towarzystwo! Traktować mnie jak głupie i niewychowane popychadło? O nieee cioteczko, tak nie będzie!!! Mam nadzieję, że wychowanie u ciotuni skończy się krwawą rzezią. Nabijmy Cornelię na pal~! :3 Tak kończą czarownicę, to jej przeznaczenie. ^^
    A Maria… ach, co tu dużo mówić, jestem tak idealna i urocza, że aż słów mi brak (bo grunt to znać swoją wartość :3)! „Mężczyźni… Tylko uwodzą słówkami. Żałosne” – mądrze prawi, polać jej! A Cornelii zabierzcie kieliszek, ona z nami nie pije! :D Szczerość do bólu, czyli to co tygryski lubią najbardziej, mrr. :* Ach, i jaka odważna, dumna i niepokorna! Dobrze, popieram postawę! W trzech słowach: Maria jest mega! :D
    I jeszcze krótko o Danie! Jest… intrygujący. To na pewno. Ta aura otaczająca go, to, z jaką łatwością dobiera słowa, które nic nie znaczą, ale robią wrażenie… On jest zły. Nie ma skrupułów. I jest dewiantem. Największym dewiantem. Kocham go! <3 Oczywiście, nie bardziej niż M., ale… Och, no wiesz. :3 I to „Do zobaczenia, Mario Aurelio z rodu Allen…” Ojojki! <3 Będzie akcja! :3
    „[…] bo faktycznie to piękne dziecko”, „[…] piękne dziecko”, „[…] dziecko”, DZIECKO!!! Pamiętaj o tym, Dan, pedofilia jest karana!!!

    Oho, a oto i wzór szczęścia rodzinnego, czyli Aya i Michael Hell! Kiedy przeczytałam to pierwszy raz, wbiło mnie w ziemię. Nie wiem nawet dlaczego. Przecież to było do przewidzenia, że tak się stanie. Aya w końcu się poddała, by wszystkim żyło się lepiej. Na jej miejscu nie mogłabym spojrzeć w lustro… chociaż nie. Na jej miejscu kochałabym M. i od początku byłoby cudownie. ^^ No ale… O matko! Ale mi coś przyszło do głowy! xD Nieee, zdecydowanie nie powinnam pisać komentarzy. A już na pewno nie o tej porze. xD Potem zapoznam Cię z moją wizją. Już i tak robię z siebie idiotkę, boję się, że internety więcej nie zniosą. xD Wracając do Ayi, cóż, nie dziwię się dziewczynie, że boi się reakcji Kage. Chociaż mogłaby całą sytuację wytłumaczyć bardzo prosto! ->„Słuchaj, tatku… jest taka sprawa… no bo wiesz, okazało się, że cierpię na syndrom sztokholmski i kocham Michaela! Nie wiń mnie za to! To schorzenie może utrzymywać się nawet pół roku. Za pół roku wróć, jeśli mi nie przejdzie, to znaczy, że jestem naprawdę ciężkim przypadkiem!”. Boże, Aya, trochę kreatywności! :D
    Michael, ty wampirze rób karierę, a nie! Matko, tak wychować żonę… przecież gdyby sprzedał ten patent, zarobiłby miliony! „Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, Aya-chan.” *spogląda spod czoła na to zdanie* WTF? Jak „szczęśliwa mama”? Ej, Michael, ty tak na poważnie? :o Pewnie zmęczony jesteś, idź się chłopie połóż, wyśpij się i wróć. Wtedy może przestaniesz majaczyć… xD Ale… o matko, to teraz tak cały czas będzie wyglądało? :o Suzu, nie rób mi tego! *dźwięk pękającego serduszka* A tak kochałam i wielbiłam tego sadystę.. *powstrzymuje się od płaczu, jednak koronkową chusteczką ociera teatralnie łzy z oczu* Ale! Może i nadzieja matką głupich, jednak ja wierzę w to, że Michael, prawdziwy Michael wróci! Ten psychopata powstanie niczym Feniks z popiołów! Chociaż Michael zawsze spoko, nawet w wersji wzorowa głowa rodziny. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Michael okazał się być dla niej naprawdę wspaniałomyślny” i „Dziękuję! Michael, dziękuję!”… Oto efekty ciężkiej pracy M. – cierpiąca na syndrom sztokholmski kobieta, która uważa za przywilej coś, co jej się należy. I jeszcze jest mu wdzięczna!
      A tak na poważnie. Ja wiedziałam, że koniec końców się w nim zakocha. Czułam to (wróżbita Maciej to przy mnie dyletant!). Oczywiście rozumiem też jej poświęcenie, w końcu przełamanie się kosztowało ją bardzo wiele, a zrobiła to, by dać córce (no i sobie..) odrobinę szczęścia. Ech… Chociaż jestem w stanie to wszystko zrozumieć i jest to jak najbardziej naturalne… to będzie mi brakowało tego nieszczęśliwego i tragicznego wątku. Naprawdę lubiłam czytać o cierpieniu Ayi… A teraz niech żyje sielanka, Alleluja!
      Ach, i oczywiście jeszcze nasze maleństwo urocze! Ann-chan jest przesłodka! Już widzę takie roześmiane dzieciątko o pyzatej buźce i błyszczących oczkach… <3
      „No i co ja mam zrobić z tym twoim tatą, co, Ann-chan?” – to tak, ja zaczęłabym od nacinania skalpelem i przypiekania ran rozgrzanym żelazem. Potem przeszłabym do wyrywania paznokci i miażdżenia kciuków – bardzo popularna metoda stosowana przez średniowiecznych katów. Na koniec łamanie kołem. Jeśli jeszcze dycha – polecam uduszenie, a ponieważ delikwent jest ze szlachetnej rodziny (oddajmy szlachcie należny jej szacunek! :D), należy go udusić jedwabnym sznurem. Konopnym dusi się tylko pospólstwo. :D No, chyba że nie o to chodziło… ^^”

      No na co me oczy paczą! Elizka z Rafciem ślub bierze! No po prostu słodziutko! A tfu! Co to ma znaczyć?! To tak to się teraz robi? Najpierw dzieci potem ślub? No tak, jak już się kończy z dwójką dzieci, to trzeba myśleć o ślubie! Bo żeby Rafcio w drodze do Elizki w tę pamiętną noc zahaczył o stację benzynową, czy inny market, to dalej by w grzechu żyli! Ja bym im ślubu nie dała, nie są godni! :D
      Zaprosili Clarinos. Czy coś z nimi nie tak? Szczyt chamstwa po prostu! Rafcio by się stuknął w ten durny cymbał i pomyślał o tym, jak ciotka na to może zareagować. Przecież nie kryje się z tym, co myśli na temat tej całej szopki… No, ale myślenie wykracza poza zdolności Rafcia. On umie tylko dzieci robić. ^^

      Jest nasza biedna wariatka! Cholercia, szkoda mi jej. Tak wielka odpowiedzialność i władza w połączeniu z emocjami… z tego nie wyniknie nic dobrego. Albo to się szybko skończy, albo ona już długo nie pociągnie. A Penelopa? Tym razem nie ma racji. Kiedy ważą się dalsze losy całej społeczności, nie ma miejsca na jakieś durne zakazy. Sorry, taki mamy klimat. Ja rozumiem, że nie wszystko może zdradzić, ok. Ale nigdy nie uwierzę w to, że stałaby się taka wielka tragedia gdyby chociaż po ludzku naprowadziła Clarinos na właściwą drogę. Ale nie. Bo po co? Niech lepiej oszaleje, zalezie za skórę Wyroczni i zgubi całą rasę, a co, jak się bawić, to się bawić! „Jedyne, co mogę ci poradzić, to to, byś nie robiła niczego pod wpływem emocji” – serio? No dobrze, że powiedziałaś, bo sama pewnie by na to nie wpadła! Ech, Penelopa jest bezużyteczna. „To była jej wina…” – no przez grzeczność nie zaprzeczę!

      Usuń
    2. Pora na wiedźmę z Łysej Góry!
      „To ona, Amica Hell, wykorzysta tego póki co słodkiego brzdąca. Nikt inny, tylko ona. Była niezwykle ciekawa tego chłopca. Toż to jeszcze rzadsze stworzonko niż jej słodka Aya-chan!” – ona chce utrzymać władzę, czy otworzyć gabinet osobliwości? Dhampirka, wampir-wilkołak… jeszcze niech znajdzie kobietę z brodą , klauna (w sumie, to może być nawet pajac, więc przejdzie jej mężuś) i może otwierać cyrk! :D Jak ja tej baby nie trawię… Ale trzeba jej przyznać jedno. Jest cholera cwana. Jak wszystkie pasożyty! Usmażmy ją! :3
      William… wzbudza we mnie odrazę. W ogóle, cała ta scena sprawiła, że spóźniony obiad raptem zapragnął znów ujrzeć talerz. To jest o-brzy-dli-we. Jedynym dewiantem, którego jestem w stanie tolerować jest Dan. ^^
      Poza tym, ta rozmowa o Ayi… Niech oni się zgłoszą na jakąś terapię! Są nienormalni, powinni się leczyć!
      I jeszcze Eva… Na jej miejscu nie nazwałabym Amicy matką. Przez gardło by mi to nie przeszło. Jak w ogóle można tak traktować własne dziecko? Ta baba (od dziś tak ma na imię. „Ta baba” xD) jest zdrowo stuknięta. Mówić takie rzeczy córce? Przegięła. Zdecydowanie.
      Oj, Eva, zbieraj się i lepiej się wynoś z tego domu wariatów, bo jeszcze ci się udzieli! Ale zanim wyjdziesz, zrób porządek z mamusią. Tak, żeby już nikt więcej nie musiał jej oglądać. ^^

      Wracamy do Clarinos!
      „Już wiedziała, co ma zrobić… Nieważne, co by się nie miało stać. To, co zamierza zrobić, i tak w taki bądź inny sposób pomoże!” – ok… to mi się nie podoba. Cokolwiek wymyśliła, na pewno jest to głupie, niech tego nie robi! Ech… ale czy ktoś kiedyś słucha tego co ja mówię? Nie… bo po co? Przecież można zrobić dokładnie odwrotnie, po co słuchać dobrych rad? Ale jestem ciekawa co takiego wymyśliła. Pewnie coś okropnego, skoro te wilkołaki na naradzie były takie przerażone… Zapowiada się ciekawie! :3

      I ostatnia scenka! Kurczę, ale jestem super! „Ach, jestem niewychowana! Nazywam się Maria Aurelia Allen, jestem wampirem i muszę trochę pogrzebać ci we wspomnieniach, kundelku. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?” – Ach, jak teatralnie! LUBIĘ TO! (dlaczego blogger nie ma takiej opcji, ja się pytam?!) :D
      Iriny trochę mi szkoda, bo wstawiła się za Clarinos… Ale mówi się trudno! :D

      Typowo – śmietnik nie komentarz. Błagam o wybaczenie wszystkich błędów i głupot, które tu wypisywałam (moja wina, moja wina!)! I dziękuję bardzo za dedyk! :* A teraz już się żegnam, bo padam z nóg! Mam nadzieję, że następny rozdział ukaże się szybko!

      Pozdrawiam - Andzik

      Usuń
  7. 私の大切な彩ちゃん!彼に信じないでください!これはハネムーン期だけです。後で、彼はまた鬼になるはずです。気をつけてください・・・。

    Przepraszam, musiałam. To tylko wiadomość ostrzegawcza dla mojej biednej, zagubionej postaci (dlatego po japońsku xD). Nie musisz jej tłumaczyć, choć w tym przypadku tłumacz Google serwuje wersję, którą da się zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń