Rozdział XVII

To, czego się boję
Była całkiem sama w jakiejś zaciemnionej komnacie. Czuła dziwny strach, niepokój i coś, czego nie potrafiła nazwać. Coś, co sprawiało, że miała ochotę się rozpłakać, jej ręce drżały, a  największym pragnieniem było najzwyczajniej w świecie przestać istnieć. Spojrzała na swoje dłonie i krzyknęła jak oszalała. Były całe we krwi. Ciepłej, lepkiej, rubinowej krwi… Z tego powodu jeszcze bardziej zaczęła się trząść, a w jej oczach pojawiły się łzy. Bezwiednie cofnęła się kilka kroków, po czym ponownie spojrzała przed siebie, lecz zamiast ujrzeć pustą przestrzeń, zobaczyła przed sobą dość wysokiego mężczyznę o czarnych włosach i ciemnych oczach, które świdrowały ją nienawistnym spojrzeniem. Gdy przeniosła wzrok z twarzy mężczyzny na jego sylwetkę, ujrzała, że w jego brzuchu tkwi srebrny sztylet, a jego biała koszula naznaczona była śladami szkarłatnej posoki.
 Co on tu robił?! On przecież nie żył! Ona nie chciała go widzieć! To, co zrobiła, nie było jej winą, tylko jego! Czuła się tak, jakby spojrzenie jej ojca rozdzierało jej ciało, jakby gniew, który od niego bił, palił jej skórę. Ona już nie czuła strachu, ona  po prostu umierała z przerażenia! Łzy jak oszalałe ciekły po policzkach, czuła mdłości, a całe ciało zaczęło niemiłosiernie drżeć. Gdy plecami dotknęła zimnej ściany, krzyknęła:
- Odejdź stąd! To wszystko była twoja wina, rozumiesz?! Gdybyś był inny, nie doszłoby do tego! Gdybyś tylko był inny… - Ostatnie słowa wypowiedziała szeptem, wciąż zalewając się łzami.
Postać mężczyzny, nie zmieniając wyrazu twarzy i nie odwracając od niej wzroku, wyjęła sztylet tkwiący w ciele i trzymając broń skierowaną w jej stronę, zaczęła do niej podchodzić.
Mimo iż chciała uciec, chciała zamknąć oczy, by nie patrzeć na tego, któremu odebrała życie, nie mogła tego zrobić. Jedyne, na co było ją stać, to bezsilnie przyglądać się, jak ten, którego nienawidziła, idzie, by wymierzyć karę za zbrodnię, którą popełniła. Ona po prostu chciała pomścić matkę, siostrę i tych wszystkich, których skrzywdził jej ojciec! Była tak zrozpaczona i przerażona, że czuła, jakby miała zaraz oszaleć.
Nim się zorientowała, jej ojciec stanął przed nią i przez kilka sekund wpatrywał się w nią tym zimnym, nienawistnym wzrokiem mętnych brązowych oczu. Wówczas była w stanie jedynie kręcić przecząco głową, szlochać i trząść się jak osika. Jej gesty nie zrobiły na mężczyźnie najmniejszego wrażenia. Po chwili bez najmniejszego uprzedzenia wbił w jej brzuch sztylet, który trzymał w dłoni.
To był potworny ból… Palił ją od środka, rozprzestrzeniał się na każdy zakamarek jej ciała. Spojrzała na ranę, z której ciekła szkarłatna ciecz, po czym ponownie uniosła wzrok na ojca. Jednak to nie on stał przed nią. Zamiast bruneta o brązowych oczach i ostrych rysach twarzy zobaczyła nieco niższego i młodziej wyglądającego chłopaka o czarnych jak węgiel włosach, soczystozielonych ochach i znacznie łagodniejszych rysach, który uśmiechał się do niej, ukazując śnieżne kły.

- Wasza wysokość! Wasza wysokość!
Clarinos otworzyła oczy i spostrzegła, że leży w swojej komnacie, a nad nią z lekko przestraszonym wyrazem twarzy stoi pokojówka. Gdy spytała, co się stało, pracownica odpowiedziała:
- Wasza wysokość strasznie krzyczała przez sen, dlatego strażnicy pobiegli po mnie, bym cię obudziła, pani.
Królowa skinęła głową, po czym nakazała dziewczynie, by zostawiła ją samą. Gdy ta opuściła już jej sypialnię, Clarinos odwróciła się na lewy bok i kuląc się, cała zaczęła drżeć.
Czemu ten koszmar musiał się powtarzać? Czemu od dnia, gdy Penelopa powiedziała jej o narodzinach tego bachora, nie może spokojnie spać? Czemu to wszystko przywołuje tak bolesne wspomnienia? Wspomnienia jej zbrodni… Od tylu lat starała się wyprzeć z umysłu to, co łączyło się z tym, który dał jej życie, a to wszystko nagle do niej wróciło… Ona nie chciała, by ten koszmar się ziścił!
Drżącymi dłońmi złapała się za głowę i kręcąc nią przecząco, wyszeptała:
- Nie… Nie pozwolę na to. Ja nie chcę…
Clarinos wiedziała, że zrobi wszystko, by jej koszmar się nie ziścił.
***
Katherine przeczytała właśnie list od Ferris Wallker. Jej przyjaciółka pisała w nim między innymi o ostatnich rozkazach królowej i napiętej atmosferze, którą dało się wyczuć w całym zamku.
W związku z tym, że rozmowy między Anglią a Syberią były bardzo drogie, Kat i Ferris postanowiły, iż tylko od czasu do czasu będą korzystać z telefonu, a w normalnych warunkach po prostu będą pisać do siebie listy.
Katherine zaniepokoiła się tym, o czym donosiła jej Ferris. Sytuacja między wilkołakami a wampirami stawała się coraz bardziej napięta, a ponadto z tego, co pisała łowczyni, wynikało, że z Clarinos od pewnego czasu działo się coś naprawdę dziwnego. Ponoć czasami (a właściwie bardzo często) budziła się z krzykiem, więc kazała strażnikom stać u drzwi swojej sypialni, gdy kładła się spać.
Czy ogólna sytuacja między rasą wilkołaków a wampirów może wpłynąć na jej ledwie co poukładane życie? Tyle razy wszystko, co zbudowała, legło w gruzach, więc czy mogła czuć się bezpiecznie, gdy nad wilkołakami i wampirami wisiała nowa wojna, a ona związała się z przedstawicielem pijawek…?
Długo jednak nie mogła rozmyślać nad listem przyjaciółki, gdyż usłyszała spokojny męski głos, a na ramieniu poczuła silną dłoń.
- Kat, co się dzieje?
Uniosła głowę i zerknęła nieco w lewo. Popatrzyła na złotowłosego chłopaka trzymającego na ręku małego chłopczyka, który uśmiechał się do niej uroczo.
Katherine już od miesiąca mieszała z Gabryelem i Jackiem jakieś cztery kilometry od domu rodzinnego chłopaka, dzięki czemu mogli w razie czego szybko do nich przybiec.
- Dostałam list od przyjaciółki pracującej w pałacu - zaczęła Kat, wzdychając lekko. - Ponoć królowa od jakiegoś czasu okropnie dziwnie się zachowuje. Z opisu Ferris wygląda to tak, jakby Clarinos zaczynało odbijać. Choć w sumie ona zawsze była dość dziwna - dodała, unosząc kącik ust w szyderczym uśmiechu. Po chwili, ponownie głęboko nabierając powietrza, kontynuowała: - Oprócz jakichś majaków Jej Wysokości, między nią a waszą Wyrocznią coraz bardziej narasta napięcie. Niektórzy przypuszczają nawet, że niebawem wybuchnie kolejna wojna…
 Jones usiadł obok dziewczyny i trzymając na kolanach brata, mruknął dość poważnym tonem:
- Daniel jakiś czas temu wspominał mi coś o tym, że Amica coraz bardziej interesuje się wilkołakami, Syberią i tym, co dzieje się z arystokracją, która zamieszkuje te tereny. Z tego co słyszałem, na Syberii zaczęły się ogromne rewizje i represje odnośnie wampirzych rodzin, a nawet morderstwa wampirów przekraczających granicę. Myślałem jednak, że to tylko przesadzone pogłoski - dokończył, marszcząc jasne brwi.
- To nie są tylko pogłoski, o tym też pisała Ferris - rzuciła pustym głosem Kat, po czym spoglądając na wkładające piąstkę do buzi dziecko spoczywające na kolanach mężczyzny, dodała: - Clarinos bardzo przypomina swojego ojca i obawiam się, że wystarczy nawet coś mało istotnego, by te póki co niewielkie przepychanki między nią a Wyrocznią przerodziły się w coś większego.
- Amica na razie jest chyba zajęta córką, bo, jeśli wierzyć plotkom, niebawem zostaną ogłoszone zaręczy jej i Cristoforo Ferro, a poza tym ma też pewnie niezłe problemy z utrzymaniem w ryzach innych członków Rady. Szczególnie Gessner… Bądź co bądź Julia i Otto należą do rodziny pierwotnych, a ich wpływy drastycznie spadły - najpierw z powodu ślubu Ayi Hiou i Michaela Hell, a później, gdy pojawiła się ich córka, Annabel… Fakt, że należą do Gessner, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Nikt nie ma wątpliwości, że gdy ta mała tylko dostatecznie podrośnie, rodzina Hell będzie kontrolować każde zebranie Rady, a jeżeli jeszcze potwierdzi się, że Eva również ma wyjść za kogoś z Rady… Może okazać się, że niektórym z arystokracji zacznie być w niesmak, że ktoś jest tak potężny jak ród Hell. Co prawda nikt otwarcie tego nie powie, ale zawsze można coś knuć... Być może więc Wyrocznia nie będzie miała czasu na potyczki z królową.
- Być może, być może… - mruknęła Katherine, opierając głowę na dłoni, a po chwili, uśmiechając się pod nosem, rzuciła: - Wasza polityka jest naprawdę pokręcona. Intrygi, gra pozorów, wojna o to, kto jest bliżej „tronu”… Z jednej strony to musi być całkiem fajne, taki dreszczyk emocji, ale z drugiej… Na dłuższą metę to strasznie męczące.
Gabryel zachichotał, po czym wstając z kanapy z podsypiającym bratem na rękach, rzucił:
- Akurat ty w świecie naszej polityki czułabyś się jak ryba w wodzie, straszna z ciebie intrygantka… - Puścił do dziewczyny oczko, po czym patrząc na dziecko, rzucił: - Idę położyć Jacka.
Po tych słowach, odprowadzany rozbawionym spojrzeniem Kat, ruszył na drugie piętro, gdzie znajdował się dziecięcy pokój. Gdy po pół godzinie wrócił, zastał ją obserwującą ciemniejące za oknem niebo. Usiadł obok niej i zsuwając z ramienia rękaw luźnej podkoszulki, w którą była ubrana, mruknął:
- Ciągle myślisz o liście od tej swojej przyjaciółki?
Katherine spojrzała na wampira i rzuciła:
- Wiesz, że ostatnia wojna odebrała mi niemal całą rodzinę. Nie chcę, by przez ambicje tej idiotki Clarinos znów coś zagroziło Ferris czy innym…
Gabryel odgarnął kilka czarnych pasm loków zasłaniających jej twarz i wpatrując się w jej duże ciemne oczy, powiedział spokojnie:
- Rozumiem, Kat, że możesz tak myśleć, ale, jak już mówiłem, wydaje mi się, że Amica na razie będzie zbyt zajęta, by skupiać się na Syberii, więc może jakoś rozejdzie się to po kościach. - Nachylił się nad czarnowłosą, by muskając jej policzki wargami, szepnąć: - Poza tym, jeżeli chodzi o mnie, nie musisz się bać, jestem dość silnym chłopcem.
Katherine, uśmiechając się pod nosem, odparła spokojnie:
- Kto ci w ogóle powiedział, że się o ciebie martwię? Stałeś się naprawdę zbyt pewny siebie, Gabryel.
Chłopak zachichotał, po czym obejmując wilczycę w talii i składając pocałunki na jej szyi, mruknął rozbawionym głosem:
- Coś mi się wydaje, że jednak troszkę się o mnie martwisz, a jeżeli chodzi o pewność siebie, uczyłem się od mistrzyni. Skromnością to ty nie grzeszysz, Kat.
Po skończeniu wypowiedzi Gabryel nie dał jej dojść do słowa, tylko namiętnie ją całując, zmusił ją, by położyła się na kanapie, a chwilę później, unieruchamiając jej ręce swoimi i patrząc w jej powoli zachodzące mgiełką oczy, zapewnił spokojnym, kojącym głosem:
- Posłuchaj… Niezależnie od tego, co się będzie działo, nie pozwolę, by coś stało się tobie, Jackowi czy mnie, rozumiesz?
Kat uśmiechnęła się tylko, na co on nachylił się i znów namiętnie ją całując, powoli zaczął wodzić ręką po jej udach, aż w końcu jego dłoń powędrowała pod jej podkoszulek.
Katherine, uśmiechając się pod nosem, chłonęła każdy dotyk wampira. Przeszło jej przez myśl, że nigdy nie wpadłaby na to, że będzie jej tak dobrze z jakąś pijawką. Odkąd zamieszkała wraz z Gabryelem i Jackiem, czuła, że znalazła swoje miejsce na ziemi i że jest komuś potrzebna.
Następnego ranka napisała odpowiedź do Ferris, licząc na to, że łowczyni dość szybko jej odpisze. Postanowiła, że mimo tego, iż chciała jak najszybciej zapomnieć o całym pałacu, będzie musiała kontrolować sytuację na bieżąco.
***
Tom Collins patrzył, jak jego ośmiomiesięczny wnuk bawi się ze swoją siostrą kolorowymi klockami. W całym domu można było wówczas usłyszeć radosny dziecięcy śmiech. Jego córka Elizabeth siedziała razem z dziećmi i wpatrywała się w nie jak urzeczona z wymalowanym na twarzy uroczym uśmiechem. Z twarzy córki przeniósł spojrzenie na buzię wnuka. Gdy Lili była w ciąży, nie mógł wyobrazić sobie, jak to będzie, gdy na świat przyjdzie jej syn. Miał setki wizji i obrazów. Od naprawdę szczęśliwej rodzinnej sielanki, gdzie wszystko okazuje się jednym wielkim nieporozumieniem, po tragedię, która naprawdę normalnej osobie raczej nie przyszłyby do głowy. Tak bardzo bał się tego dnia… Doskonale pamiętał panikę, jaka ogarnęła go, gdy usłyszał płacz dziecka i szok, jaki przeżył, gdy Vanessa oświadczyła mu, że Elizabeth urodziła bliźnięta. Oprócz chłopca, którego wszyscy się spodziewali, na świat przyszła urocza dziewczynka. Tom zrozumiał, czemu nikt nie zorientował się, że Lili nosi bliźniaki, gdy posłuchał rytmu serc dzieci. Biły one w niemal identycznym tempie. To było naprawdę nienaturalne. W końcu serce każdego wampira, człowieka czy wilkołaka bije w różnym rytmie, a serca tego dwojga przez niemal cały czas biły w tym samym tempie. Początkowo przeszło mu przez myśl, że może istotnie narodziny Hope to dowód na to, iż cała ta sprawa z jakimś chorym władcą świata to jedna wielka pomyłka, ale po wizycie Clarinos, gdy to sobie wszystko na chłodno przemyślał… Cała to sytuacja nie wydawała się taka prosta… Patrząc na śliczne, pełne ufności i radości oczy wnuka, na jego serdeczny, niewinny uśmiech, czuł, że to dziecko nie potrafiłoby skrzywdzić nawet muchy, ale z drugiej strony, to póki co było dziecko, a co będzie później…?
- Lili… Powiedz, zauważyłaś, że Espoirn różni się od Hope? - mruknął, ponownie patrząc na młodą matkę. Ta, biorąc córkę na kolana i obserwując syna, odparła z uśmiechem:
- W jakim sensie, tato? Jeżeli chodzi o wygląd, to chyba nic nadzwyczajnego, nie uważasz?
Mężczyzna, nie spuszczając oczu z twarzy córki, wyjaśnił spokojnym tonem:
- Nie, nie w tym sensie. Hope wyraźnie odstaje z rozwojem od Espoirna. On uczy się wyjątkowo szybko. Hope potrzebuje kilku do kilkunastu tygodni, by go dogonić. Uważasz, że to normalne?
Dziewczyna spuściła wzrok, po czym, patrząc gdzieś w bok, przyznała:
- Zwróciłam na to uwagę już jakiś czas temu… Tylko co ja mam z tym zrobić, skoro nie wiem, czy to w przypadku pół wampira, pół wilkołaka jest w jakichkolwiek granicach normy?
Tom westchnął, po czym rzucił:
- Córeczko, rozumiem, ale na Espoirna będziemy musieli szczególnie uważać, wiesz o tym? Zdaję sobie sprawę, że kochasz go ponad wszystko, w końcu to twój syn, ale bierzesz pod uwagę fakt, że on naprawdę może być tym dzieckiem z przepowiedni, prawda?
- Tak, tato, biorę… - szepnęła, po czym, głaszcząc dziewczynkę po włoskach, które na końcach się wywijały, dodała: - Nocami nie mogę przez to spać… Jednak wierzę, że Hope jest dowodem na to, iż Espoirn to nie chłopiec z przepowiedni.
Tom rozumiał swoją córkę. W końcu na jej miejscu też chroniłby i wierzyłby we własne dziecko. Od tego właśnie są rodzice, czyż nie? Tylko czy miłość rodzicielska nie za bardzo zaślepia tych, którzy dali życie, by móc dobrze oceniać krew ze swojej krwi, ciało ze swojego ciała? Dlatego by móc spać spokojne, zapytał:
- Co zatem zamierzacie ty jako jego matka i Rafael jako jego ojciec? Bo mam nadzieję, że on czuje się odpowiedzialny za tę dwójkę i też podejmuje jakieś decyzje odnośnie dzieci.
Lili, wciąż nie mogąc spojrzeć ojcu w oczy, odparła:
- Tato, dobrze wiesz, że Rafael stara się jak może i widać, że kocha bliźniaki, więc nie szukaj już w nim winy. Oboje popełniliśmy błąd, za który teraz płacimy. A co zamierzamy zrobić? Jestem matką Espoirna, więc będę uczyć go szacunku do życia każdej istoty, jak radzić sobie z pragnieniem, gdy i o ile takowe poczuje, będę starała się przekazać mu wszystko, czego wy mnie nauczyliście. Przede wszystkim jednak chcę, by wiedział, jak bardzo kochają go jego rodzice i że zawsze może na nich liczyć. Wraz z Rafaelem zapewnimy mu dom i kochającą rodzinę, gdzie będzie mógł bezpiecznie dorastać, z dala od tego zakłamanego świata obłudy, fałszu i nienawiści.
Tom westchnął, po czym podszedł do małego chłopca i biorąc go na ręce, powiedział:
- Twoi rodzice będą bardzo się starać, byś wyrósł na kogoś, kto będzie potrafił pokochać innych, kogoś, kto będzie chciał chronić bliskich. Masz szczęście.
Dziecko spojrzało na niego wielkimi, soczystozielonymi oczami, po czym uśmiechnęło się. Tom uniósł kącik ust, po czym rzucił:
- Liczymy na ciebie, pamiętaj o tym.
Tom ucieszył się z odpowiedzi córki. Uważał, że rodzina jest najważniejsza. Jeżeli coś się dzieje, to właśnie ona powinna stanąć za tobą murem. To właśnie ona sprawia, że masz do kogo zwrócić się o pomoc… Mimo iż wciąż nie mógł pogodzić się, iż jego córka urodziła dziecko wilkołakowi, mimo iż wciąż nie przepadał za tą rasą, był świadom, że Rafael naprawdę jest tym, z kim powinna ułożyć sobie życie.
***
- Aya, dziś na kolacji będą moi rodzice i Eva - mruknął Michael, przypatrując się żonie, która siedziała przy kołysce i z lekkim uśmiechem wpatrywała się w dziewczynkę pogrążoną w głębokim śnie.
Syn Wyroczni uwielbiał patrzeć na żonę, która napawała oczy ich córką. Wówczas widział w oczach Ayi iskry radości i ogromną miłość macierzyńską, jaką obdarzała ICH dziecko. Ona po prostu promieniała, ilekroć miała przy sobie Ann. Już od bardzo dawna nie widział jej takiej. Podobny wzrok miała chyba, zanim została zmuszona wykonywać misje Wyroczni. Ach, no i obdarzała go nim, gdy będąc małą dziewczynką, podbiegała do niego z tym swoim uroczym uśmiechem. Mimo iż te śliczne szare oczy Ayi nie błyszczały teraz dla niego, i tak odczuwał ogromną radość i satysfakcję, widząc od jakiegoś czasu, że wyraźnie się uspokoiła. Ponadto zaczęła z nim w miarę normalnie rozmawiać, co już stanowiło ogromny plus w ich relacjach. Niestety, musiał znosić wizyty Kage, ale cóż, czego nie robi się dla kobiety, dla której straciło się głowę? Poza tym być może już niedługo…? Kto wie…
Jego rozmyślania przerwał delikatny, cichy głosik Ayi:
- Rozumiem. A czy… Czy Eva zostaje na długo?
Hell uśmiechnął się pod nosem, po czym rzucił:
- Wciąż boisz się mojej siostrzyczki? - Kiedy nie dostał odpowiedzi, wstał z kanapy, na której siedział, po czym podchodząc do żony i kucając, by móc spojrzeć w jej oczy, wyjaśnił z uśmiechem, odgarniając kilka pasm jej czarnych włosów: - Kochanie, wydaje mi się, że moja siostrzyczka nie będzie rzucać żadnymi głupimi tekścikami. Wiesz przecież, że jest zaręczona z dziedzicem Ferro. Z tego, co mówiła mi matka, nie za dobrze to przyjęła, więc wątpię, by chciała narażać się na jakieś komentarze odnośnie jej zaręczyn czy przyszłego ślubu.
Jakieś dwa tygodnie temu Michael poinformował Ayę, że Eva zaręczyła się z dziedzicem Ferro. Aya sama nie wiedziała, jakie uczucia wywołała u niej ta wiadomość. Z jednej strony powinna być usatysfakcjonowana, ale z drugiej… Żadna kobieta nie zasłużyła na taki los jak aranżowane małżeństwo…
 Pokiwała jedynie głową, na co mężczyzna uśmiechnął się i musnął jej usta swoimi.
Kilka godzin później Aya, trzymając na rękach niespełna pięciomiesięczą Ann ubraną w odświętną bordową sukieneczkę, stała lekko z tyłu, patrząc gdzieś w bok, kiedy jej mąż witał się z rodziną. Doskonale wiedziała, że lada moment zostanie zmuszona znosić towarzystwo i zainteresowanie rodziny Hell nie tylko sobą, ale i swoją córeczką. Tak bardzo chciała dokądś uciec, chciała ochronić swoje jedyne dziecko przed Williamem, Amicą, a szczególnie przed Evą. Przez myśl przeszło jej, że siostra Michaela ma na głowie swoje problemy i bądź co bądź została postawiona w jakiś sposób w podobnej sytuacji co ona, dzięki czemu może da już sobie spokój z tą nienawiścią w stosunku do niej. I choć musiała przyznać, że taka sytuacja poniekąd ją satysfakcjonowała, gdyż osoba, która tak, a nie inaczej traktowała ją praktycznie od dziecka, została w jakiś sposób ukarana, to z drugiej nie potrafiła jej nie współczuć. W końcu była kobietą, która najlepiej rozumiała, co córka Amicy musi teraz przeżywać, będąc zmuszaną do małżeństwa z kimś, kogo się nie kocha. Musiała przerwać swoje rozmyślania, gdyż Wyrocznia podeszła do niej i patrząc na maleństwo trzymane przez nią na rękach, rzuciła:
- Moja kochana Annabel, jakaś ty duża! Naprawdę rośnie jak na drożdżach! - Podniosła oczy na synową i przywitała się, przyjaźnie się uśmiechając. - Witaj, Aya. Mam nadzieję, że z tobą wszystko w porządku?
Na te słowa Aya w milczeniu skinęła głową, nie chcąc wdawać się w dyskusję. Po chwili usłyszała głos Williama:
- Naprawdę, Michael, możesz być dumny z córki. Jest jeszcze ładniejsza i do tego niesamowicie do ciebie podobna. Widać, że to twoja krew.
Pod wpływem tych słów Aya odczuła głęboki smutek. Spojrzała na dziewczynkę, która wpatrywała się w nią swymi rubinowymi oczkami i doskonale zdawała sobie sprawę, że William mówił prawdę. Jej mąż i córka byli do siebie podobni niczym dwie krople wody. Każdy by to dostrzegł na pierwszy rzut oka.
- Jestem z niej dumny - odparł Michael, po czym patrząc na Ayę z uśmieszkiem, dodał: - W końcu to córka moja i Ayi. No nic, chodźmy do jadalni, pora na kolację.
Tak rozpoczęła się kolacja, a Aya jak zawsze, gdy zmuszona była tolerować rodzinę męża, pragnęła jak najszybciej stamtąd uciec. Mimo to atmosfera tego spotkania było nieco inna niż poprzednie. Po pierwsze, za sprawą Ann, którą należało się zająć, a po drugie, z powodu milczenia i ciskającego we wszystkie strony gromy wzroku Evy, która nie uraczyła nikogo żadnym słowem od chwili przywitania się z bratem. To tak bardzo nie pasowało do tej wampirzycy, że żonie Michaela wydawało się w pewnym momencie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę.
Aya trzymała córkę na kolanach i bawiła się jej małymi rączkami, podczas kiedy jeden ze służących podał kolejne danie, a inny dolewał państwu napoje do opróżnionych kieliszków i właśnie wtedy usłyszała spokojny głos Amicy:
- Michael, ja i ojciec podczas rozmowy o weselu Evy doszliśmy do wniosku, że jej ślub byłby świetną okazją, by pokazać publicznie Annabel. Będą to zaślubiny jednej z Hell, więc ukazanie arystokracji nowej dziedziczki będzie świetnym posunięciem, nie uważasz?
- W sumie czemu nie? Myślę, że ślub mojej siostry będzie idealnym momentem, by moją córkę ujrzało całe społeczeństwo. Zatem postanowione.
Czy jej mała córeczka naprawdę zostanie wciągnięta w ten cały owładnięty obłudą świat? Niby domyślała się, że to kiedyś nastąpi, lecz przypuszczenia a pewność to zupełnie inna kwestia. Objęła nieco mocniej dłoń dziewczynki, gdy niespodziewanie usłyszała cichy, lecz przesiąknięty wściekłością głos Evy, która miała spuszczone oczy i wpatrywała się w dłonie na kolanach.
- Czy, do jasnej cholery, w tej popieprzonej rodzinie ktoś łaskawie może zapytać mnie o zdanie?
Zarówno Michael, jak i jego rodzice przenieśli wzrok na Evę. Tylko Aya patrzyła wciąż na niemowlę w swoich ramionach, bojąc się tego, co może ujrzeć. Wybuch szwagierki zwiastował burzę, której nie chciała być świadkiem. Nie minęły dwie sekundy, aż usłyszała głos Wyroczni, a po nim jej męża:
- Eva, jak ty się zachowujesz? Opanuj się. Więcej godności.
- Dziecko, rozmawialiśmy na ten temat. To dla twojego dobra, więc przestań histeryzować.
- Wy wszyscy po prostu żarty sobie ze mnie stroicie. To jakiś chory dowcip.
Usłyszawszy przesiąkniętą gniewem i frustracją odpowiedź Evy, Aya uniosła szare oczy, by na nią spojrzeć. Córka Wyroczni wciąż miała spojrzenie utkwione w jednym punkcie, a jej twarz zdobił krzywy uśmiech. Każde jej zachowanie, każdy gest, każde słowo, które Aya usłyszała od chwili, kiedy ta pojawiła się na kolacji, świadczyło, jak bardzo nie chce tego ślubu. Dopiero gdy to sobie uświadomiła, mimo wciąż tlącej się nienawiści, mogła naprawdę poczuć współczucie i zrozumienie dla kobiety, która poniżała ją, upokarzała i życzyła jej wszystkiego, co najgorsze od najwcześniejszych lat. Nie będąc tego nawet świadomą, posłała Evie spojrzenie wyrażające pewnego rodzaju litość nad sytuacją, w której ta się znalazła i utożsamienie się z nią.
- Mam dość. Wracam do samochodu - zakomunikowała Eva po sekundzie i nic więcej nie mówiąc, ruszyła w stronę wyjścia. Mimo iż słyszała nakazy matki, czuła, jakby była poza tym wszystkim. Liczyło się tylko jedno: by nie musieć tam zostać i wysłuchiwać, jak ktoś inny debatuje nad jej życiem. I jeszcze ten żałosny wyraz oczu jej drogiej bratowej! Nie mogła go zdzierżyć! Nie chciała współczucia dla siebie od kogoś takiego jak Aya. To tak bardzo ją upokarzało! Matka przeszła samą siebie! Jak mogła rzucić czymś takim, wiedząc, jaki miała stosunek do swojego ślubu i to w dodatku w obecności tego wybryku natury?! Czuła tak wielkie upokorzenie, iż wydawało jej się, że to wszystko zaraz rozsadzi ją od środka. Była niczym bomba z opóźnionym zapłonem. Wystarczyła błahostka, nic nieznaczące głupstwo, by spowodować eksplozję.
Wyszła na ciepłe, świeże powietrze i odetchnęła, próbując się uspokoić. Kładąc dłonie na balustradzie werandy, spojrzała w niebo. Dostrzegła na nim ledwie kilka gwiazd i fragment księżyca. Reszta była skrzętnie schowana za licznymi chmurami.
Tak bardzo nienawidziła matki za to, jak ją w ostatnim czasie upokarzała, Michaela za to, że, jak jej się wydawało, dopuścił się zdrady i Ayi za ten jej ideał pod każdym względem. Nieskazitelną urodę, idealne maniery, cierpliwość i godność w niemal każdej sytuacji opanowane do perfekcji.
Ach, gdyby mogła jakoś zmienić swoje życie… Gdyby tak mogła pozbyć się tego, co ją wewnętrznie blokuje i tego lęku, że zatraci samą siebie…
***
Aya Hell wczesnym popołudniem usypiając swoją córkę, która najwyraźniej nie miała zamiaru zasnąć, usłyszała skrzypienie drzwi, a następnie męski głos:
- Aya-chan, nasza córka jeszcze nie usnęła?
Nie odrywając wzroku od kołyski z dzieckiem i wciąż ją kołysząc, wyszeptała tylko, że nie. Michael westchnął, po czym podszedł do niej i głaszcząc dziewczynkę w kolebce, powiedział spokojnym, opanowanym głosem:
- Annabel wyrośnie na naprawdę wspaniałą kobietę. - Przeniósł spojrzenia na żonę i wpatrując się w jej szare oczy, dodał: - Zrobię wszystko, żebyście ty i nasza córka były szczęśliwe.
Aya przez moment wpatrywała się w mężczyznę, którego naprawdę nie potrafiła zrozumieć. Gdy została jego żoną, czuła się wręcz jak jego własność i choć starała się mu jakoś przeciwstawić, on zawsze wymuszał na niej posłuszeństwo. Teraz zaś, odkąd dostała od niego pamiętną „karę”, odkąd pojawiło się ich wspólne dziecko, zaczął się zmieniać. Od czasu do czasu pytał ją o zdanie w najróżniejszych kwestiach jak chociażby tych związanych z Ann. Jeszcze gdy Aya była w ciąży, zauważyła, że zaczął spędzać z nią więcej czasu i to nie tylko nocami. Nieraz po prostu przychodził do salonu, gdy czytała i najzwyczajniej w świecie siedział wraz z nią, by z delikatnym uśmiechem się jej przyglądać. Gdy już na świecie pojawiła się Annabel, niejednokrotnie wieczorami siedzieli wszyscy troje w pokoju dziecięcym. Aya bawiła się z córeczką, a Michael obserwował to z jakimś takim dziwnym wyrazem oczu i nikłym uśmiechem, od czasu do czasu zaczynając jakiś temat.
Minęło dobrych kilka chwil ciszy, aż w końcu Aya, spuszczając wzrok, szepnęła:
- Wciąż mówisz o moim szczęściu, ale bardziej ci zależy na tym, bym… - Zaczerwieniła się i dokończyła: - Zadowoliła cię w sypialni.
Hell przeniósł dłoń z ramy kołyski na drobną dłoń żony i odpowiedział śmiertelnie poważnym tonem:
- Kochanie, zastanów się, gdyby tak było, to czy nie kazałabym ci zostać tylko swoją kochanką? Albo czy nie zmuszałbym cię, byś zmieniała się w tą drugą? W końcu ją nietrudno namówić na te rzeczy - dodał, unosząc kącik ust.
Aya podniosła na niego wzrok i wyszeptała łamiącym się głosem:
- Ale gdy ona się pojawiła, to… to wykorzystałeś sytuację.
- Kochanie, żaden mężczyzna nie oparłby się, gdyby przyszła do niego kobieta, którą kocha i zachowywałaby się wobec niego w tak kokieteryjny sposób. Taka jest po prostu męska natura.
Po wpływem słów Michaela Aya przypomniała sobie swoje pierwsze spodkanie z Willem. Wówczas, gdyby nie powstrzymała drugiej siebie, zapewne między nią a tym biednym chłopcem doszłoby do czegoś więcej niż tych kilka pocałunków. Czy więc Michael miał rację, mówiąc, że każdy mężczyzna zareagowałby tak samo jak on? Czyli to oznacza, że jemu naprawdę zależało na jej szczęściu?
Miała kompletny mętlik zarówno w głowie, jak i w sercu, przez co nie była w stanie odpowiedzieć na jego pytanie, więc to on odezwał się z niewinnym uśmieszkiem:
- Skoro nic nie odpowiadasz, zapewne już wiesz, że to, co powiedziałem, jest prawdą. - Przerwał, by spojrzeć na dziecko, które w międzyczasie usnęło i głaszcząc je po czarnych puklach. - Tak jak ci powiedziałem, postaram się, by moja córka była szczęśliwa i by niczego jej nie zabrakło oraz byś i ty była ze mną szczęśliwa… - Po chwili ciszy odwrócił się do żony i biorąc jej oblaną rumieńcem twarz w swoje dłonie, dokończył: - Aya, teraz ty i ja tworzymy dla Annabel rodzinę, dlatego proszę cię, pogódź się wreszcie z tym, że jesteś moją żoną, że tu mieszkasz, że moja rodzina to też twoja… Jeżeli nie chciałaś zrobić tego dla mnie, to zrób to chociaż dla naszego dziecka. Zrób to, by Annabel miała szczęśliwą i kochającą rodzinę, by miała szczęśliwe dzieciństwo. Możemy jej to dać tylko wówczas, gdy sami będziemy się chociaż rozumieć i nie będziemy żywić do siebie negatywnych uczuć.
Aya gwałtownie podniosła wzrok, po czym rozchyliła nieznacznie wargi, dając tym samym dowód, jak wielkie wrażenie wywołały na niej słowa mężczyzny, który stał przed nią.
Czemu od pewnego czasu Michael zachowywał się w tak dziwny sposób? Czemu mówił jej te wszystkie rzeczy, które powoli, lecz systematycznie burzyły jej poukładany światopogląd? Czasami czuła, że od tego wszystkiego postrada rozum! Z jednej strony wciąż w jakiś sposób nienawidziła i przeraźliwie bała się Hell, ale z drugiej… zaczęła dostrzegać w nim coś, czego wcześniej nawet nie przypuszczała chociażby się doszukiwać. Ujrzała w nim kogoś, kto w jakiś swój pokręcony sposób kocha ją i troszczy się o nią. Przede wszystkim zaś nie mogła zaprzeczyć, że Michael obdarzał Ann ojcowską miłością. Co prawda nie okazywał tego w taki sposób jak Kage, ale bez wątpienia było widać, że Annabel jest jego oczkiem w głowie.
Nie mogąc nic lepszego wymyślić, drżącymi ustami wydukała jedynie:
- Ja… postaram się…
Hell uśmiechnął się, po czym unosząc lekko kącik ust, odparł, jednocześnie głaszcząc żonę po policzku:
- Trzymam cię za słowo, kochanie.
Gdy skończył mówić, nachylił się i dał całusa w czoło dziewczynce w kołysce, po czym wyprostował się, by musnąć policzki żony ustami i wyszeptać jej na ucho:
- Aya-chan, jesteś tak cudowną matką. Annabel ma szczęście, że to ty ją urodziłaś. Zobaczysz, nasza córka dzięki nam będzie pełną radości i marzeń dziewczynką.
Przejechał dłonią po policzku Ayi, po czym wyszedł, zostawiając ją samą ze swoimi sprzecznymi myślami i uczuciami.

Kilka następnych dni minęło w bardzo monotonny sposób. Aya zajmowała się Annabel, a Michael albo siedział w gabinecie, albo przychodził do niej, by przyglądać się, jak opiekuje się ich córeczką, od czasu do czasu zaczynając jakiś błahy temat. Przez te wszystkie dni córka Kage nie tylko nie pozbyła się swoich wątpliwości, lecz nawet stały się one jeszcze większe. Nie potrafiła rozpoznać, czy to, co czuje do Michaela, to wciąż nienawiść i strach. To, co ostatnio mówił, jego gesty, sprawiały, że po prostu zaczynała zapominać o tym, co wydarzyło się, nim zaszła w ciążę, nim urodziła się Ann. Poza tym Aya zdawała sobie sprawę, że jej jedyną nadzieją na choć odrobinę szczęścia była akceptacja sytuacji, w której się znalazła i choć próba uwierzenia w słowa Michaela.
 Kiedy po tych kilku monotonnych dniach w odwiedziny, do których raz w miesiącu od chwili narodzin Ann miał prawo, zjawił się Kage, Aya zastanawiała się, czy aby nie spytać ojca o uczucia, którymi darzy ją mąż. Jednak zbytnio bała się odpowiedzi na to pytanie. Jeżeli powiedziałby, że Michael w żaden sposób jej nie kocha, załamałaby się, że została tak perfidnie wykorzystana i oszukana, lecz gdyby dostała przeciwną odpowiedź… W takiej sytuacji nie mogłaby patrzeć na niego w taki sam sposób jak do tej pory. Te wszystkie wątpliwości sprawiły, że gdy Kage wypytywał, co ją tak dręczy, nie zdobyła się na odwagę i tylko uśmiechając się delikatnie, stwierdziła, że nic takiego. Hiou, mimo iż wiedział, że to nieprawda, nie chciał naciskać na córkę. W duchu stwierdził, że gdy będzie na to gotowa, sama mu to wyjaśni. Poza tym nie chciał burzyć Ayi spokoju, który od niej wyczuwał. Od pierwszych chwili czuł, jak wiele się zmieniło od jego ostatniego spotkania nieco ponad miesiąc temu. Mimo iż wciąż dało się wyczuć od Ayi strach, a teraz jakieś targające nią wątpliwości i zagubienie, to wszystkie te uczucia były w jakimś sensie uporządkowane. Nie był to jeden wielki chaos czy pustka jak dotychczas. Było coś jeszcze… Coś, co go nieco zaniepokoiło… Nienawiść jego córki do syna Wyroczni wyraźnie straciła na intensywności, a może nawet zmieniła się w pewnego rodzaju złość czy wręcz przykrość. Trudno było mu to jednoznacznie stwierdzić. Chcąc zorientować się, co dzieje się w życiu jego dziecka, że tak wiele się zmieniło, patrząc na Ayę uśmiechającą się do niemowlęcia, które bawiło się swoimi rączkami, rzucił:
- Córeczko, powiedz, czy naprawdę wszystko u ciebie w porządku? Nic ważnego się nie stało?
Hell uniosła na ojca wzrok szarych oczu i szczerze się do niego uśmiechając, odparła:
- Tato, wszystko jest dobrze… Annabel rozwija się wzorowo, jest słodka, kochana i wręcz zbyt spokojna jak na niemowlę. Każdy spędzony z nią dzień daje mi wiele radość i nadziei. Naprawdę nie wiesz, co jej obecność dla mnie znaczy i jak wiele mi pomaga samo jej istnienie… - Przerwała na chwilę, po czym przenosząc wzrok gdzieś w bok, szepnęła: - Poza tym Michael okazał się być innym ojcem niż myślałam. Jest lepiej niż mogłam chociażby przypuszczać, wiesz, tato?
Kage nie wiedział, czy odpowiedź córki powinna go uspokoić, czy wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej zaniepokoić. Pamiętał doskonale, gdy będąc małą dziewczynką, Aya była zauroczona synem Amicy i to, jak wówczas się o nią bał. Obawiał się, że Michael może wykorzystać naiwność takiego dziecka dla swoich celów… Czy teraz sytuacja mogłaby się powtórzyć?
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ do jego uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi, a kilka sekund później głos zięcia:
- Aya, Annabel musi iść spać. Zabiorę ją, a ty, jeżeli chcesz, możesz jeszcze chwilę porozmawiać z ojcem.
Dziewczyna spojrzała najpierw na zegar wiszący na ścianie, a później na męża i odparła spokojnym, łagodnym tonem:
- Faktycznie, Ann-chan powinna iść spać. Weź ją, tylko pamiętaj, żeby puszczono jej tę melodię z pozytywki, inaczej nie zaśnie przez pół godziny i będzie płakać.
- Wiem, wiem nie musisz się o nic martwić - odparł Michael, uśmiechając się lekko, po czym podszedł do żony, nie racząc Kage nawet spojrzeniem, nachylił się nad Ayą, by musnąć jej wargi swoimi, wziął Annabel znajdującą się na kolanach matki i ruszył w kierunku wyjścia. Nim jednak opuścił pomieszczenie, odwrócił się do teścia i spokojnym głosem zakomunikował: - Dwadzieścia minut, Kage. Potem masz się zbierać.
Hiou był niezmiernie zdumiony, widząc sytuację, w której jego córka nie panikowała na widok męża, a mało tego, cała ta scena wyglądała zupełnie tak, jakby potrafiła z nim zupełnie normalnie rozmawiać. To wszystko jednak nie zszokowało go tak jak fakt, że gdy Michael ją pocałował, jej emocje nie zmieniły się. Nie było tak jak wówczas, gdy zjawił się w domu rodziny Hell po informacji, że jego córka oczekuje dziecka, a Michael pocałował ją na schodach. W tamtej sytuacji Kage mógł wyczuć od Ayi zakłopotanie, zawstydzenie czy wręcz upokorzenie. Dziś tych uczuć nie było… Co to wszystko miało znaczyć? Czy coś między Ayą a Michaelem się wydarzyło, skoro nastąpiły tak wielkie zmiany w zachowaniu młodej pani Hell? A jeżeli tak, to czy on jako ojciec powinien się bardziej obawiać, czy cieszyć z takiego obrotu spraw?
Jego rozmyślania zostały przerwane przez zaniepokojony głos Ayi:
- Tato, coś nie tak?                                                          
Zaprzeczył. Bo co miał powiedzieć? Że martwi się tym, że odzyskała jakąkolwiek równowagę emocjonalną? Że nie wie, czy nie wolałby, by dalej była tak nieszczęśliwa jak na początku? Jak mógłby jej powiedzieć coś tak obrzydliwego? Postanowił więc po prostu obserwować sytuację i jeżeli Aya będzie potrzebować jego pomocy, bez względu na wszystko ją wesprzeć.
***
Aya zerknęła na Michaela, który siedział na sofie i czytał jakieś dokumenty. Widocznie był bardzo pochłonięty pracą, gdyż nawet nie poprawiał włosów, które opadały mu na oczy.
Czy powinna zadać mu pytanie, które tak nurtowało ją już od jakichś kilku tygodni? A może zezłości się na nią, gdy zacznie ten temat? Niby od nocy, gdy dostała od niego karę, ani razu nawet nie podniósł na nią głosu, a od chwili, gdy urodziła się ich mała córeczka, był dla niej jakiś inny, jakby mniej egocentryczny… Lecz czy tylko dlatego mogła uwierzyć, że nie wścieknie się na nią z byle powodu? Czy mogła mieć nadzieję, że będą rozmawiać nie tylko o jej uczuciach do niego i na odwrót, nie tylko o sprawach łóżkowych, nie tylko o Ann?
Wzięła głębszy wdech i ponownie spojrzała na Annabel, która siedziała na jej kolanach i oglądała trzymaną przez nią książeczkę dla dzieci. Gdy tak patrzyła na dziecko jej i Michaela, przypomniała sobie jego słowa o zaakceptowaniu życia w Anglii, gdyż tylko wówczas dadzą córce szczęśliwe dzieciństwo i dom.
Być może nadszedł czas, by przestać brnąć pod prąd. Być może pora stać się jak łódź, która, płynąc zgodnie z prądami morskimi, trafia bezpiecznie na stały ląd, a porzucić walkę z losem niczym statek, który, siłując się z nurtami, rozbija się o fale… W końcu jeżeli miałoby to być dla dobra Ann… Dla dobra najważniejszej istoty, którą ma…
Nie patrząc na męża, tylko na zaciekawione obrazkami niemowlę, szepnęła ledwie dosłyszalnym głosem:
- Michael, powiedz… Jak to jest u ciebie w rodzinie?
Mężczyzna uniósł wzrok znad papierów, po czym zdziwiony, że został zapytany o coś takiego, spytał:
- O co ci tak konkretnie chodzi, kochanie?
- Tak się zastanawiałam… - zaczęła niepewnie Aya, po czym kontynuowała: - Ja byłam oczkiem w głowie rodziców, którzy zawsze znajdowali dla mnie czas, dzięki którym nauczyłam się panować nad głodem, nad swoją mocą, zwłaszcza tą drugą osobowością, zawsze wiedziałam, że mogę na nich liczyć, do niczego mnie nie zmuszali. To, że jestem jedynaczką, pewnie sprawiło też, że, jak sam stwierdziłeś, nieco mnie rozpieścili, więc tak się zastanawiam, jak to wyglądało u ciebie. Masz siostrę, a twoi rodzice są… są nieco inni niż moi…
Michael po wyjaśnieniach żony przymknął na chwilę swe krwistoczerwone oczy, po czym uśmiechając się po nosem, rzucił:
- Więc o to ci chodzi, Aya-chan… - Przerwał na moment, by wstać, usiąść obok małżonki i kładąc sobie na kolana Annabel, kontynuować, wpatrując się w twarz Ayi: - Widzisz, moja matka niezmiernie rzadko miała dla mnie i Evy czas, zapewne w przeciwieństwie do Maayi. Wiesz, jest Wyrocznią, a gdy byliśmy z moją siostrą dziećmi, trwała wojna, więc sama rozumiesz… Choć muszę przyznać, że ja i tak miałem szczęście, gdyż jak już, to mi matka poświęcała swój wolny czas. Eva od urodzenia była przez nią ignorowana, zwłaszcza gdy była niemowlęciem. Kiedy przyszła na świat, zajmowały się nią liczne niańki, które dbały o jej najmniejszą potrzebę, lecz matka niezmiernie rzadko w ogóle zwracała na nią uwagę. Od początku było widać, że narodziny drugiego dziecka były jej nie na rękę. Choć teraz, z tego, co zauważyłem, już tak nie jest, to do niedawna Eva bardzo chciała zaimponować matce, chciała być przez nią traktowana jak ja… Za to ojciec był moją siostrzyczką zachwycony. On i Ev mają ze sobą całkiem dobry kontakt, choć pewnie okropnie irytuje ją, że on wciąż traktuje ją jak małą dziewczynkę, którą trzeba pokierować. - W tym miejscu uniósł kącik ust, po czym ciągnął: - Jeżeli chodzi o mnie i niego… Szanuję go jako mojego ojca, jestem mu wdzięczny za to, co mi dał, ale nie mam z nim tak głębokich relacji jak ty i Kage. Nawet w stosunku do Ev jest raczej stonowany. Zazwyczaj po prostu siedział i pisał jakieś raporty, nadzorował pracę służących… Z nami spędzał niewiele czasu. To tyle, jeżeli chodzi o tę kwestię.
„Więc to dlatego jest taki inny w stosunku do Ann niż tata, gdy to ja byłam mała… On po prostu nie wie, jak może zachowywać się kochający ojciec”, przeszło Ayi przez myśl, gdy wysłuchała historii Michaela. Po tym, co usłyszała, nie dziwiła się, że jej mąż jest, jaki jest. On po prostu został wychowany bez miłości, troski, zrozumienia. Popatrzyła na Annabel i wiedziała, że chciałaby, by jej dziecko miało inne dzieciństwo niż Michael czy Eva. Uniosła głowę, spojrzała na męża i szepnęła:
- Chcę, aby Ann-chan czuła, że jej rodzice ją kochają, nie chcę, byśmy nie mieli dla niej czasu. Zróbmy wszystko, by spędzać z nią jak najwięcej chwil, dobrze?
Michael uśmiechnął się, po czym kładąc dłoń na jej policzku, odparł:
- Oczywiście, że tak, kochanie. Zrobimy wszystko, by nasza córka była szczęśliwa.

Aya, choć nie zdawała sobie z tego sprawy, bezwiednie posłała Michaelowi uroczy uśmiech. Tak bardzo chciała chronić swoje dziecko przed bólem i smutkiem. Tak bardzo pragnęła dać Ann całe szczęście tego świata… Dla dziecka mężczyzny, którego do niedawna nienawidziła, który sprawił jej tak wiele bólu, byłaby w stanie zrobić wszystko.


W ramach świątecznego prezętu dodaje rozdział ^ ^
Kolejny „Życie w bajce” może jeszcze przed końcem roku :p
Jako że już niedługo święta życze wam Wesołych Świąr Bożego Narodzenia odpocznijcie i cieszcze się tym radosnym czasie ^ ^
Suzu

7 komentarzy:

  1. Niestety, tym razem komentarza nie mam i nie wiem, kiedy uda mi się nadrobić :(
    Ale życzę weny, wolne jest, to pisz! :D ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O by to jasne diabli!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Kliknęłam coś i skasował mi się komentarz!!!!!!!!!!!!!!!! *&$$%^&*^&*&&***@!@!@**!!!!! *przeklina głośno i dużo, aż uszy więdną*

    Okey... Nie chce mi się znowu odtwarzać tego co napisałam tak więc w telegraficznym skrócie: rozumiem uczucia Evy, nie rozumiem w ogóle Ayi, zaskoczył mnie związek Garyela i Kat, psychozy Clarinos są spodziewane (może ma schizofrenie??), eee... Michael i jego zachowanie konfundują, a Amica to podła szmata, że wciąga dziecko Ayi w swoje gierki.

    No to by było na tyle...

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uch, będzie skrótowo, choć co do tego rozdziału, to miałabym ochotę się rozpisać, ale niestety to już nie liceum, żebym mogła sobie na to pozwolić. Gdybym miała laptopa przed świętami, to może bym fragmentami to ogarnęła, ale tak to już nie będzie kiedy. Za to jutro się widzimy, zawsze jakieś pozytywy mamy, nie? xD

    Uwielbiam pierwszą scenę i wciąż pamiętam, jak mną wstrząsnęła, gdy czytałam ją po raz pierwszy. Strasznie współczuję Clarinos, ale, kurczę… Może to dziwnie zabrzmi, ale cieszę się, że ma takie schizy. Raz, że to po prostu pasuje do jej postaci (w sensie że to nic dziwnego po tym, co kobita przeszła), dwa - to stwarza tyle możliwości! I jak się można porozwodzić nad tymi wszystkimi psychologicznymi aspektami…! Yay!
    Genialny ten sen. Najbardziej podobała mi się końcówka, kiedy to Mikołaj już po wbiciu sztyletu w córkę zmienił się w Espoirna. No jak tu nie zwariować? Jak tu dziwić się Clarinos, że nie wytrzymuje? Jejku, na jej miejscu też bałabym się Espoirna. Serio. Póki co to dzieciak, ale przecież nigdy nie wiadomo, co z takich słodkich maleństw wyrośnie. I znów przypomina mi się tu wiersz Szymborskiej. Ten o małym Hitlerze. Kojarzysz?
    Ech, Mikołaj jak najbardziej zasłużył na swój los, to pewne. Ale oczywiście za każdą zbrodnię się płaci. Jakby nie patrzeć, Clarinos jest przecież morderczynią. Na dodatek ojcobójczynią. Nie ma szans, żeby to się na niej w żaden sposób nie odbiło.

    Jejciu, Kat i Gabryel są tacy uroczy! No po prostu ryjek mi się śmieje, jak o nich czytam, nawet jeśli sytuacja jest niezbyt kolorowa. To, jak się przekomarzają i w ogóle… Tak trochę udają, że im nie zależy, a w istocie stali się dla siebie bardzo ważni… Nawet jeśli to nie jest miłość, to jakoś nie chce mi się wierzyć, by w przyszłości miała się nią nie stać, wiesz? Bo oni świetnie do siebie pasują. Zresztą - kto się czubi, ten się lubi, nie? A ich relacje od początku można tak nazwać! xD
    Nawiązując zaś do sytuacji politycznej - no widać, że Clarinos odbija. Wampirki nie mogą się czuć na Syberii bezpieczne, o nie! Jak tak dalej pójdzie, to sprawa naprawdę może się zrobić poważna. :/ Oby nie wybuchła kolejna wojna! ;___;
    Ależ ta moja droga teściowa ma przerąbane, NO JAK STRASZNIE JEJ WSPÓŁCZUJĘ. *ocieka sarkazmem* Wrogowie ze wszech stron! Niech ją ktoś wreszcie zaciuka, a co! :D
    Gessner muszą być naprawdę wściekli. Ja na ich miejscu bym była. ^^’ (Tak, wiem, jestem okropna.) Niby tacy ważni, a zupełnie zeszli na boczny tor. Ja bym się ich bała. Zapewne tylko udają takich niewinnych i przyjaźnie nastawionych, a wewnątrz się gotują. Jejku, aż się boję pomyśleć, jak muszą nie znosić mojej biednej córci! D: Nie no, jak będą chcieli ją w jakikolwiek sposób skrzywdzić, to osobiście zabiję!!!

    Sielanka, sielanka, ciekawe, jak długo potrwa? Zapewne nie tak długo, jak by chcieli Elizka i jej rodzina. No ale cóż, sami są sobie winni. Lili i Rafcio w sensie. Ot co. *nadal nie pochwala ich występku*
    Dzieciaki są słodkie, ale kto wie, co z nich wyrośnie? (Tak. Ja wiem. I. Nie będę. Tego. Teraz. Komentować.) „Ludzie” z ich otoczenia muszą mieć niezły mętlik w głowie. Dobre, niedobre, trochę dobre?
    Postawa Elizki godna pochwały, ale i tak jej nie lubię. :D Nie żeby coś. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aya - wieczne dziecko. xD Mogłaby wreszcie przestać bać się Evy, jest nad nią górą, a co! :D *tak bardzo optymistyczna i - bądźmy szczere - chwilowa wersja*
      Nie wiem no, jakoś tak miałam całą tę scenę przed oczyma. I za każdym razem tak jak Aya zastanawiam się, jak można by było się zachować w tego rodzaju sytuacjach pod tytułem „Przyjeżdża rodzina męża” (dodajmy, że każdego członka tej rodziny się nie trawi - łagodnie mówiąc).
      Biedna córcia, taka podobna do ojca. ;_; Na zawsze naznaczona. ;_;
      Ech, co tu dużo mówić, M. ma ode mnie plusa za to, że kocha Ann (na swój sposób) i jest z niej dumny. No bo nie musiałby. A jest. Mimo wszystko. Ale i tak gościu mnie wkurza, bo… Bo tak. Za bardzo władczy jest, mimo wszystko. Niby słodki, ale jest w nim coś takiego… Niepokojącego? Chyba można to tak ująć.
      Żal mi Evy… Ale o tym już pisałam. Niemniej na jej miejscu też by mnie szlag trafił, gdybym była tak upokorzona na oczach innych. A już szczególnie na oczach znienawidzonej po stokroć bratowej. Jeny, zwariowałabym ze złości. Co do Ayi zaś… Obawiam się, że na jej miejscu nie byłabym w stanie poczuć wobec Evy współczucia. Kiedyś pewnie tak, ale teraz… Cóż, po prostu w to wątpię. Chociaż może? Ach, sama już nie wiem.

      Jeny, ja się dziwię, że Aya jeszcze nie ześwirowała do końca. Zwariować można z tym M. Raz zachowuje się tak, raz siak. Raz mówi to, raz tamto, raz siamto. Kiedy mu wierzyć? Który on to ten prawdziwy, a który to jedynie maska? Które uczucia, o których mówi, faktycznie istnieją, a które tylko powołuje „do życia” za pomocą słów?
      Wiesz, szczerze mówiąc, prawie nie pamiętałam tej scenki. Czułam się niemalże, jakbym czytała ją po raz pierwszy, gdy ją wreszcie przepisałaś i wysłałaś, co sprawiło, że o wiele bardziej ją przeżywałam. Przypomniałam sobie nagle, jak żeśmy o tym wszystkim rozmawiały (albo pisały?)… I jedną z rzeczy, które mnie dobijają, jest to, jacy są faceci, a przynajmniej większość z nich. Takie trochę zwierzęta, co to udają porządnych ludzi. Jasne, dziewczyny też święte nie są, ale faceci są chyba bardziej… Nie wiem, jak to określić. Mniej nad sobą panują pod tym względem. Łagodnie rzecz ujmując. Przykre i, hm, stresujące.
      No i ten cios poniżej pasa! ;_; M. zmądrzał i wreszcie załapał, że niczego nie wskóra w taki czy inny sposób, więc najłatwiej będzie posłużyć się córeczką! T^T Kurczę no, pewnie, że jeśli powie się „Zrób to dla naszej córki!”, to będzie trzeba się o to coś postarać. Czego się nie robi dla dzieci, czyż nie? A tu jeszcze Ann jest przecież dla Ayi światełkiem w ciemności… Tym bardziej pragnie dać jej szczęście całego świata i uchronić ją ode złego. Jakże więc nie postarać się o to, by małżeństwo było względnie zgodne? Wiadomo, bez tego dziecko do końca szczęśliwe nie będzie…
      Jeny, jak przychodzi co do czego, to zawsze mi brakuje słów. Do tego zasypiam już, bo godzina straszna (prawie północ!), więc pewnie piszę bzdury, także przepraszam. ;_;

      Usuń
    2. Tatuś, tatuś, mój biedny tatuś! ;_; Nie no, ja mu się wcale, ale to wcale nie dziwię, że nie bardzo wie, co zrobić i jak się zachować. Biedaczek. Z jednej strony na pewno cieszy się, że Aya nie zachowuje się już jak zombie czy robot, z drugiej - niepokoi go, jak stoją sprawy między jego ukochaną (i jedyną!) córeczką a zięciem, którego z całego serca nienawidzi. Masakra. Naprawdę jest mi go tak żal! A jak pomyślę o jego późniejszych sprawach, to mi się płakać chce…
      Mogłabym się tu rozpisać, ale, przepraszam, naprawdę nie mam na to siły, a bądź co bądź rozmawiałyśmy o tym w wakacje. Pamiętasz, jak byłyśmy na działce i w piwnicy rozmawiałyśmy na temat tych wszystkich rodzinnych dramatów? ;_; Biedactwa z nich wszystkich! ;_;
      Muszę tylko napomknąć o progressie! Aya mówiąca M., co ma zrobić - nareszcie! Mała sprawa, ale zawsze jakoś krzepi! :D

      Uch no, ostatnia scena ciągle przyprawia mnie o mętlik w głowie. No, nie ona jedna, ale… W każdym razie: jakby nie patrzeć, nie ma nic dziwnego w tym, że M. i Ev są, jacy są. Prawda? Kto by był normalny na ich miejscu? Wychowywać się w takiej rodzinie… Bez ciepła, miłości, bliskości… Współczuję im. Naprawdę. Ale to nie zmienia faktu, że mam im SPORO do zarzucenia i tak łatwo się nie wykpią. O nie.
      Z drugiej strony… M. chyba naprawdę zależy na tym, by Ann była szczęśliwą dziewczynką, prawda? To bądź co bądź dobrze o nim świadczy… *ledwo przeszło jej to przez gardło* Mógłby przecież być obojętny w stosunku do niej, trochę jak William co do swoich dzieci (ok, Evę niby uwielbia, ale to trochę inna więź niż ta pomiędzy M. i Ann, a przynajmniej takie mam nieodparte wrażenie), a tak bynajmniej nie jest…
      Ech, tyle złożonych postaci. Z jednej strony to bardzo dobrze, z drugiej - co rusz mam mętlik w główce. O ja biedna.

      To by było na tyle. Po raz kolejny przepraszam, że tak krótko. Uwielbiam ten rozdział i gdybym miała masę czasu, to pewnie bardziej bym się rozpisała. Ale że rozmawiamy sporo na temat PP, to siłą rzeczy znasz mój stosunek do… chyba wszystkiego i wszystkich. xD
      Rety, za pięć północ, co ja tu robię? Dobranoc i do jutra, bezpiecznej podróży~! <3 :*

      Usuń
  4. Mistrz nielogicznego komentarza znowu w akcji! xD

    Clarinos... ach, biedna wariatka! ;_;
    Ale to dobrze, to bardzo dobrze... *mruczy do siebie, zacierając rączki* Właściwie, to do pełni szczęścia brakowało mi tu tylko psychozy, a teraz, kiedy u Clarinos zdiagnozowano objawy schizofrenii, jestem przeszczęśliwa! :D
    Chociaż... nie dziwię się jej szaleństwu i temu, że chce się pozbyć dziecka Rafcia i Elizki. Gdyby mnie nachodziły takie sny z ojcem, którego zamordowałam i dzieckiem, które ma mnie zamordować, w pierwszej kolejności skonsultowałabym się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda psychoza niewłaściwie stosowana zagraża życiu lub zdrowiu... a następnie sprzątnęłabym tego gówniarza. Okrutne? Może i tak, ale tak właśnie bym zrobiła. Wiem, jestem złym człowiekiem. ^^

    *wychodzi na chwilę, żeby nakroić masła na kanapkę*
    No, to możemy kontynuować! :D
    „W związku z tym, że rozmowy między Anglią a Syberią...” - bo ekonomiczne podejście to podstawa! xD
    „Czy ogólna sytuacja między rasą wilkołaków a wampirów może wpłynąć na jej ledwie co poukładane życie?” - a czy ktoś łudzi się, że nie? Oczywiście, ze tak! Nie ma tragedii – nie ma akcji, a wtedy jest nudno! Koniec sielanki, czas zburzyć to szczęście! A kto wymyśli bardziej tragiczną tragedię niż nasza Suzu? Liczę na Ciebie! :*
    Nie no, ale trochę sielanki musi być, tak dla urozmaicenia. :D A oni są super! Słodcy, ale nie przesłodzeni. Gdyby blogger miał przycisku „Lubię to!”, Kat z Gabryelem mieliby lajka! A trzeba wiedzieć, że nie rozdaję lajków na prawo i lewo! :D
    „Postanowiła […] kontrolować sytuację na bieżąco.” - O to, to! Mądra dziewczyna, lepiej kontrolować wszystko na bieżąco (i z daleka!) i być przygotowanym na każdą ewentualność!

    Ojojki, od tej słodyczy aż mnie mdli! A żeby tę Elizkę pokręciło! Jak ja jej nie znoszę... tego nawet największy poeta by nie opisał! Współczuję dzieciakom matki (a Tomowi córki!)! Chociaż... z tymi dzieciakami też coś nie tak jest... Znaczy, Hope jest cudownie urocza, ale jej braciszek (jak ma na imię, to ja za cholercię nie zapamiętam – wszystko wina Elizki!)... oj, no sama nie wiem. On faktycznie może być tym okropnym dzieckiem z przepowiedni, które doprowadza Clarinos do obłędu. „Jestem matką Espoirna, więc będę uczyć go szacunku do życia każdej istoty.” - jestem pod wrażeniem! Wyjątkowo mądre słowa jak na tę nierozważną dziewczynę! W tym ma rację, , nawarzyli z Rafciem piwa, to niech je teraz wypiją. Życie „letkie” nie jest, za głupotę się płaci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michael! *o* Mistrzu mój ukochany! (Suzu, nie mów Ayi! xD)
      Och, nie wytrzymam, on jest taki genialny! Normalnie jak ciastko z kremem, jak dobre espresso, jak... zupa pomidorowa! <3
      Kocham każdy jego tekst, sposób w jaki działa – konsekwentnie dąży do celu, ten charakter, spryt, determinacja i niebywała inteligencja...
      Jak już mówiłam, M. w każdej wersji zawsze spoko! :D Zdobywa to, co chce, nieważne jakim sposobem. Wersja „na właściciela” nie przynosi pożądanych efektów? Eins, zwei, drei... i już jest kochającym tatusiem! Jedno słowo: geniusz!
      O skubany! I to w dodatku działa! Chociaż... chyba na każdą kobietę by zadziałało. Bo która nie pragnęłaby szczęścia swojego dziecka? Ech, Aya odpuści. Faza buntu i rozpaczy przeszła w zobojętnienie, a teraz czas na akceptację sytuacji. Szkoda, mogła się jeszcze trochę pobuntować! :D Teraz jest Ann, a M. nie skrzywdziłby matki swojego dziecka, także... hulaj dusza, piekła nie ma! :D
      I pojawia się Kage!
      Ja to mu współczuję! Jakiś (mega władczy, boski i seksowny [nie mów Tamakiemu!]) wampir żeni się z jego córką, a potem jeszcze perfidnie mu mówi kiedy i czy w ogóle może ją zobaczyć! Na miejscu Kage zgniotłabym M. jak robaka! A, no i oczywiście nie można zapomnieć o uczuciach Ayi! Boże, biedny Kage, musiał się czuć tak zdezorientowany! W jednej chwili (no, może nie chwili! :D) jego córcia była zdruzgotana, a w drugiej... oaza spokoju. I to jak pouczała M., co ma zrobić, by Ann zasnęła... matko, pomyślałabym, że to jakiś alternatywny świat! Tak bardzo przez tę chwilę przypominali normalną, niepatologiczną (xD) rodzinę! Ach, i: „Dwadzieścia minut, Kage. Potem masz się zbierać.” - czy mówiłam już, że to kocham? xD
      Kurczę, Ann to będzie jednak miała w porządku dzieciństwo! Michael naprawdę ją kocha, choć, jak zauważyła Aya, nie wie jak powinien zachować się kochający ojciec. Biedny! Tak bardzo brakowało mu w dzieciństwie miłości! ;_; Mam ochotę biedaka przytulić do Andzikowego serduszka i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze!
      Ach, ale czy ja pominęłam Evę? Karygodne, jak mogłam?! Ona ma teraz tak bardzo przechlapane... i w dodatku nic nie ma do powiedzenia! Na jej miejscu wyszłabym stamtąd bez słowa... a w domu urządziła im taki Meksyk z Kambodżą, że przez pół roku nie wyszliby z szoku! Uch, mam pomysł! Usmażmy Amicę na stosie! Po spaleniu Suzaku pewnie zostanie trochę drewna i podpałki!!! :D
      Ale no nic to. Mam nadzieję, że Eva pokaże jeszcze matce, gdzie jej miejsce (w drodze na Łysą Górę! :3), a ojcu udowodni, że nie jest już dzieckiem i sama potrafi podejmować decyzje!

      Mam nadzieję, że ogarniesz jakoś ten mój wywód. Starałam się w miarę logicznie pisać, ale... no, cholercia, nie wyszło! Przepraszam za wszystkie błędy i nieścisłości. Wiesz to przez emocje (bo przecież nie dlatego że jestem debilem)! xD

      Pozdrawiam - Andzik

      Usuń