Rozdział XV

Cień przeszłości i plany na przyszłość 
Złotowłosa wilczyca o oczach barwy zieleni w cudowny sposób połączonej z błękitem późnym wieczorem siedziała w swojej komnacie i wpatrywała się w prószący za szybą śnieg. W jej umyśle pojawiły się wspomnienia z dzieciństwa, gdzie nieraz, siedząc samotnie w swoim pokoju, wypatrywała z okna ojca, którego lata później znienawidziła, a w końcu zabiła. Jak to życie płata figle… Będąc małą dziewczynką, marzyła o tym, by jej ukochany tatuś spędzał z nią jak najwięcej czasu, by pobawił się z nią i z Laurą w cokolwiek tak jak robiła to mama, by uraczył uśmiechem jej rodzicielkę, która tylko na to czekała. To jednak nigdy się nie wydarzyło. Zamiast tego Małgorzata wpadła w rozpacz po stracie syna, którego tak bardzo pragnął Mikołaj, co spowodowało jej śmierć, Laura opuściła ją, idąc za głosem serca, co w końcu doprowadziło do jej przedwczesnego zgonu, a ona… Ona od ojca słyszała tylko to, że jest bezużyteczna, że nie jest tak dobra jak Laura, że powinna się zmienić… Z ust mężczyzny, który powinien ją wspierać, pocieszać i kochać, słyszała jedynie obelgi, nakazy i zakazy, więc jej bezwarunkowa i naiwna dziecięca miłość zamieniła się w nienawiść, która z biegiem czasu rosła, a jej owocem była noc, w której pozbawiła własnego ojca życia. Czy tak musiało być? Czy mogła zrobić cokolwiek, by zapobiec śmierci siostry i matki, by Mikołaj pokochał ją i Laurę i by wybaczył Małgorzacie, by cała ich czwórka mogła tworzyć szczęśliwą rodzinę? A teraz… Czy jest coś, co może zrobić, by zapobiec katastrofie, by uchronić świat przed dzieckiem własnego siostrzeńca? Najchętniej zabiłaby tego chłopca, póki był tylko niemowlęciem, ale… Ale czy miała prawo zbrukać ręce jeszcze większą ilością krwi? A może jest jakiś inny sposób?
Spojrzała na swoje dłonie i uśmiechnęła się pod nosem.
- Wasza wysokość - usłyszała głos kobiety, którą teraz najmniej chciała zobaczyć. Penelopa Samaras, łowczyni, która zawsze prawiła morały i która zawsze robiła wszystko idealnie, która zawsze wiedziała, co ma zrobić… Nawet na nią nie patrząc, Clarinos mruknęła:
- Czego chcesz? Znowu mam słuchać kazań i co mam robić? A może przyszłaś, by powiedzieć mi, jak bardzo jestem zła i jakie kary czekają mnie po śmierci za zamordowanie mojego tatusia i dopuszczenie do narodzin tego małego potwora?
Jasnowłosa łowczyni westchnęła. Patrząc na sylwetkę tej wilczycy, poczuła ogromne współczucie dla niej, choć tak bardzo nienawidziła jej ojca, ponieważ zrujnował jej całe dzieciństwo. Doskonale pamiętała, ile razy będąc dzieckiem tęskniła za rodzicami, jak bardzo bała się nocami, samotnie leżąc w łóżku i próbując zasnąć, ile razy dostawała szpicrutą, gdy czegoś nie zrobiła… Jednak to nie była wina Clarinos. Ona też tak bardzo przez niego cierpiała. Duch jej matki pomagał Penelopie, gdy już nie dawała rady i wiele opowiadał o swojej młodszej córeczce i jej starszej siostrze. Małgorzata, podobnie jak Laura, i zza grobu troszczyła się o swoje dzieci.
Siadając na krześle tuż obok, łowczyni powiedziała:
- Clarinos, nie przyszłam prawić ci kazań, rozkazywać czy cię potępić i straszyć wiecznymi karami.
- Więc czego ode mnie chcesz? Znów jakiś duch powiedział ci równie cudowną wiadomość jak ta, że mimo wszystko mój siostrzeniec doczekał się dziecka z przepowiedni?
Penelopa położyła dłoń na ramieniu blondynki i powiedziała spokojnym, łagodnym głosem:
- Chcę z tobą po prostu porozmawiać. Pamiętasz, gdy pierwszy raz się spotkałyśmy? Wraz z siostrą zabłądziłyście. Powiedziałam ci, że w tobie jest tak wiele sprzecznych uczuć, że aż dziw, mogą współistnieć w jednej osobie. Wiele w życiu przeszłaś, zrobiłaś wiele złego, ale mnóstwo twoich czynów było dobrych. Chciałaś dać siostrze odrobinę radości, więc pozwoliłaś jej odejść, mimo iż była twoim jedynym wsparciem, uwolniłaś mnie, dzięki czemu poznałam brata, mogłam przez tych kilkanaście lat być przy rodzicach, chciałaś uchronić Rafaela i jego ukochaną przed przeznaczeniem, starasz się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki jako królowa… Jedynym błędem, jaki wciąż popełniasz, jest zbytnia troska o przyszłość. Ciągle chcesz ingerować, chcesz coś naprawić… Czasami powinnaś odpuścić, zdać się na los…
Blondynka uśmiechnęła się pod nosem. Łatwo jej mówić. To nie ona zawiodła siostrę, matkę i tylu ludzi, to nie ona zabiła ojca i będzie musiała za to pokutować… To nie ona nie wie, co ma zrobić, by pomóc innym i by ocalić samą siebie.
Wciąż kpiąco się uśmiechając, mruknęła:
- Chcesz mi powiedzieć, że jestem dobra i że powinnam spokojnie czekać na śmierć, ciesząc się, że w ogóle mam szczęście, mogąc o czymkolwiek decydować? Może jeszcze mi powiesz, że powinnam cieszyć się, że ten gówniarz wyśle mnie na tamten świat?
- Nie, nie chcę, byś to robiła. Choć ja sama już dawno pogodziłam się z losem i wiem, że będę patrzeć na śmierć tak wielu bliskich mi osób i zawsze będę sama, bez kogoś, kto mnie zaakceptuje, to wiem, że ty nie należysz do osób, które łatwo się poddają. Być może dla ciebie nie wszystko jeszcze jest stracone, lecz jedno jest pewne, to nie będzie zależało od ciebie, więc proszę, odpuść sobie. Zostaw syna Laury i jego rodzinę w spokoju i niech nawet ci nie przejdzie przez myśl, by zabić wnuka własnej siostry. Nie chcę, byś stała się taka jak twój ojciec.
Clarinos gwałtownie odwróciła głowę w stronę rozmówczyni i zaczęła wpatrywać się w nią przerażonym wzrokiem. Nie! Ona nie będzie jak człowiek, którego nienawidzi! Nie będzie taka okrutna, bezduszna, egoistyczna! Wstała z krzesła i cofając się kilka kroków, drżącymi ustami wydukała:
- Co ty chcesz mi powiedzieć?! Nie jestem taka jak mój ojciec, rozumiesz?!
Łowczyni patrzyła na nią smutnym wzrokiem i wyjaśniła spokojnie:
- Wiem… Jednak twój ojciec niegdyś również nie był potworem, którym się stał. Mógł być wspaniałym władcą, jednak wolał wybrać inną drogę. Tak samo ty, Clarinos. Stoisz teraz nad przepaścią, do której popycha cię strach, żal, ból, nienawiść… Musisz zrozumieć, że pogrążając się w tych uczuciach, powili zamieniasz się w kogoś, kim nigdy nie chciałabyś być.
Królowa, patrząc na Penelopę coraz bardziej przerażonym wzrokiem, znów cofnęła się kilka kroków, po czym wskazując jej drzwi i zaczynając cała się trząść, wrzasnęła:
- Wyjdź stąd! Rozumiesz?! Wyjdź i zostaw mnie w spokoju!
Łowczyni zaczęła podchodzić do niej, jednak Clarinos znów cofnęła się i jeszcze mocniejszym tonem krzyknęła:
- Wynoś się stąd! Wynocha!
Penelopa westchnęła smutno i odwróciwszy się, ruszyła w kierunku wyjścia. Gdy znalazła się tuż przy drzwiach i już miała nacisnąć klamkę, poczuła znajomy zapach i odwróciła się w stronę królowej, by móc jeszcze raz na nią spojrzeć. Córka Mikołaja stała tyłem przy oknie i wpatrując się w widok za szybą, obejmowała się ramionami. Łowczyni ujrzała również trzy postaci. Szarowłosą kobietę odzianą w śnieżnobiałą tunikę, wyglądającą na nieco młodszą brunetkę i mającego z wyglądu jakieś dziesięć lat chłopca łudząco podobnego do szarowłosej kobiety, która trzymała go za rękę. Cała trójka miała tę samą zielonobłękitną barwę oczu i wpatrywała się we władczynię smutnym i zatroskanym wzrokiem. Po sekundzie odwrócili się do łowczyni i spojrzeli na nią tym samym wzrokiem co na Clarinos. Po twarzy jasnowłosej kobiety po sekundzie spłynęła pojedyncza łza. Penelopa na ten widok drżącymi wargami wyszeptała:
- Przepraszam…
Po tych słowach gwałtownie odwróciła się i wyszła z komnaty królowej.
***
Clarinos siedziała na pięknym, zdobionym krześle i spoglądała na wiszący na ścianie obraz jej zmarłej siostry. Co Laura zrobiłaby na jej miejscu? Czy naprawdę miała pozwolić żyć chłopcu, który, gdy podrośnie, stanie się kimś znacznie gorszym od Mikołaja? Niby Laura była łagodna i nikomu nie chciałaby zrobić krzywdy, zwłaszcza niewinnemu póki co dziecku, ale gdyby mogła w ten sposób ochronić innych…? Poza tym to, co powiedziała jej Penelopa… Czy faktycznie mogła stać się podobna do własnego ojca? Już dawno zauważyła, że niektóre cechy charakteru odziedziczyła właśnie po nim, ale nie chciała i nie mogła stać się kimś, kogo nienawidziła od tylu lat! Na samą myśl o tym zaczęła lekko drżeć i zrobiło jej się zimno na całym ciele.
 Z zamyślenia wyrwał ją głos skryby, który poinformował ją, że pora rozpocząć posiedzenie. Gdy skinęła głową, do przestronnego pomieszczenia weszli członkowie Zgromadzenia, którzy zajęli swoje miejsca przy sporych rozmiarów okrągłym stole. Królowa dała głową znak, że obrady mogą zostać rozpoczęte.
- Wasza wysokość, kilkoro łowców składa zażalenie z powodu braku dostatecznej ochrony przed pojedynczymi grupami wampirów polującymi na naszym terytorium - zaczęła kobieta o długich, rudobrązowych włosach i oczach o barwie tak jasnego błękitu, iż ich kolor był niemal przezroczysty.
- Ponoć w ostatnim tygodniu dziecko wywodzące się z niezmiernie szanowanej rodziny łowieckiej zostało zamordowane przez świeżo przemiennego wampira. Była to ledwie czteroletnia Judit - mruknął szatyn o oczach w odcieniu niemal złota.
- Inna młodziutka Łowczyni, czternastoletnia Alexis, miesiąc temu została zamieniona w wampira. Jej rodzina zajmowała się nią, póki ta w amoku nie zabiła młodszego brata i nie zaatakowała własnej matki. Wówczas jej ojciec był zmuszony ją zabić - rzucił wilkołak o rudoblond włosach i zielonych oczach.
- Z kolei dwudziestoletni Łowca Iwan zginął, próbując ocalić przed jakimś wampirem jedną z ludzkich dziewcząt. To tylko niektóre z przykładów - dokończył jasnowłosy mężczyzna.
Po tych słowach jednego z członków Zgromadzenia władczyni przymknęła na chwilę oczy i opierając na złożonych dłoniach podbródek, głęboko się nad czymś zastanawiała. Wszystkie wilkołaki zebrane w sali wpatrywały się w Clarinos, czekając na jej słowa. W końcu otworzyła swoje zielonobłękitne oczy i mruknęła:
- Rozumiem. Czy łowcy powiązani z tymi sprawami są gdzieś w pobliżu? - Gdy skryba zaprzeczył, dodała: - Zatem każcie im jutro zjawić się u mnie. - Skryba skinął głową, na co królowa zapytała: - Czy któryś z incydentów mógł odkryć istnienie łowców?
- Nie, wasza wysokość. Aczkolwiek obawiam się, że tak się w końcu stanie, jeżeli nic z tym nie zrobimy - rzekł szatyn.
Clarinos chwilę zastanawiała się nad czymś, po czym, opierając podbródek na splecionych dłoniach i przeszywając każdego członka Zgromadzenia chłodnym wzrokiem, jednocześnie unosząc kącik ust, powiedziała:
- Więc nie możemy do tego dopuścić. Od dziś podwajam liczbę osób w patrolach zarówno tych łowieckich, jak i wilczych. Ponadto każda obca pijawka przekraczająca naszą granicę ma być bez ostrzeżenia zabita, a te mieszkające w okolicy mają zostać sprawdzone.
- Pani… Czy to aby nie nazbyt pochopne kroki? - zaniepokoiła się jedna z wilczyc.
- Nie, Irina. Tak trzeba postępować z tymi krwiopijcami - odparła królowa, nawet nie patrząc na kobietę, po czym zapytała: - A co u Wyroczni naszych pijawek? Ostatnio słyszałam, że ma zostać babunią…
- Już nią została. Aya Hell miesiąc temu urodziła córkę syna Wyroczni. Z tego, co wiem, dano jej na imię Annabel Michelle - zaczął skryba, po czym kontynuował: - Gdy dorośnie, będzie zapewne nie lada osobistością. Nie dość, że jej ojciec to syn Wyroczni i potomek pierwotnego rodu, to jej matka jest jedyną dziedziczką rodu Hiou. Na pewno już teraz jej narodziny spowodowały ogromny szum u arystokracji.
- Zapewne… - mruknęła Clarinos, po czym, znów opierając głowę o dłoni, dodała: - Więc mamy małą wampirzą królewnę. W przyszłości będziemy musieli na nią uważać. Jestem ciekawa, jaki ruch zrobi teraz Amica… - Po tych słowach uśmiechnęła się pod nosem i rzuciła: - Będzie trzeba napisać do niej z gratulacjami z okazji narodzin wnusi. To da nam pretekst do wspomnienia o polowaniach na naszym terytorium i o podjętych przez nas działaniach. Niech ta pijawka nie myśli, że będę coś takiego tolerować - dokończyła niemal warcząc.
I niech nie myśli, że plany odnośnie tego małego potwora się spełnią. Nieważne, jakie by one nie były. Już moja w tym głowa. Nieistotne, co będę musiała zrobić…”, dodała w myślach, po czym przeszła do omawiania innych spraw. Obrady trwały jeszcze jakieś dwadzieścia minut, a następnie Clarnios wreszcie mogła w spokoju pomyśleć. Martwiło ją to, co w ostatnim czasie wydarzyło się na jej terenie. Ona jako królowa powinna móc chronić łowców i ludzi mieszkających tutaj... Postanowiła, że już nie pozwoli na taką samowolkę tych wstrętnych pijawek. Przeszło jej przez myśl, że to nie dziwne, że syn Rafaela ma być jakąś bestią. W końcu mając matkę wampirzycę nie może być normalny. Żądzę krwi ma zapewne w genach. Zupełnie nie pojmowała, jak jej siostrzeniec mógł tego nie widzieć. Tę głupotę miał pewnie po matce.
Oprócz sprawy z napadami wampirów królową niepokoiło jeszcze jedno. Wnuczka Amicy Hell, córka Michaela Hell i Ayi Hiou… Zapewne za jakiś czas będzie nie lada znakomitością, a być może przejmie po babce władze w Radzie? Kto wie? Clarinos będzie musiała jeszcze o niej pomyśleć…
***
Mały, pięciomiesięczny chłopczyk wpatrywał się w grzechoczącą zabawkę, którą machała mu przed zielonymi oczkami matka. Chciał ją dosięgnąć, jednak nie potrafił jeszcze tego zrobić, co nieco go złościło. Szatynka tymczasem uśmiechała się do niego i dźwięcznie chichotała na widok jego skupionej minki. W pewnym momencie do pokoju, wszedł ciemnowłosy wilkołak, trzymając na rękach małą dziewczynkę, która na widok wampirzycy zaczęła wyciągać do niej rączki. Rafael podszedł do Elizabeth i uśmiechając się lekko, rzucił w jej kierunku:
- Hope najwyraźniej stęskniła się za tobą przez te pół godziny.
Szatynka wstała z uśmiechem na ustach, wzięła dziewczynkę na ręce i zaczęła lekko ją kołysać. Rafael oparł się o ścianę i zaczął przyglądać się Elizabeth i dwójce swoich dzieci, uśmiechając się przy tym pod nosem. Po kilku minutach niby to od niechcenia zagadnął:
- Lili, kochasz mnie?
Szatynka na te słowa zaśmiała się i spoglądając na bruneta, odparła rozbawiona:
- Oczywiście, że tak. Co to w ogóle za pytanie?
Evans po tych słowach podszedł do wampirzycy, objął ją w tali i przykładając swoje czoło do jej czoła, dzięki czemu mógł patrzeć w jej soczystozielone oczy, rzekł:
- Więc zostań moją żoną. Wiem, że to wszystko nie po kolei, ale chcę, żebyśmy tworzyli prawdziwą rodzinę. Ty, ja, Hope i Espoirn.
Elizabeth przez chwilę wpatrywała się w Rafaela szeroko otwartymi oczami, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszała. W końcu udało jej się wydukać:
- Naprawdę chcesz się ze mną ożenić?
Rafael zaśmiał się i przytaknął, wciąż trzymając wampirzycę w ramionach. Dziewczyna przez krótką chwilę nic nie mówiła, będąc zbyt oszołomioną, by to zrobić, aż w końcu uśmiechając się przytaknęła, a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy szczęścia. Brunet uśmiechnął się, po czym złożył na ustach Lili delikatny pocałunek, a po chwili ucałował córkę w czoło.
Pół godziny później, gdy bliźnięta spały, Elizabeth wraz z Rafaelem stała przy łóżeczku, opierając dłoń o jego balustradę i wpatrując się w dzieci pogrążone w głębokim śnie. W pewnym momencie odezwała się do wilkołaka spokojnym tonem:
- Rafael, gdzie będziemy mieszkać po ślubie?
- Myślałem, żeby kupić jakoś dom niedaleko stąd. Co ty na to? - odparł, a dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i przymykając oczy, wyznała rozmarzonym głosem:
- Byłoby cudownie… - Po chwili, patrząc na spokojnie śpiącego syna, dodała z westchnieniem: - Zauważyłeś, że Espoirn rozwija się nieco szybciej niż Hope?
Spoglądając na dziewczynę, Rafael westchnął. Faktycznie, od jakiegoś czasu zauważał, że Espoirn we wszystkim wyprzedza siostrę. Wcześniej chociażby potrafił utrzymać zabawkę w dłoni, a gdy on w wieku pięciu miesięcy potrafił już niemalże sam siedzieć, Hope robiła to ledwie przy czyjejś pomocy. Poza tym chłopiec był zdecydowanie silniejszy fizycznie. Bez trudu można było to zauważyć, gdy dzieci trzymały czyjś palec bądź jakąś grzechotkę. Po chwili odezwał się spokojnym tonem:
- Zauważyłem to już jakiś czas temu. Martwisz się tym?
- Sama nie wiem. Po prostu boję się… Tak bardzo chcę, żeby byli dla siebie wsparciem, a zwłaszcza żeby Hope pomagała bratu… - wyznała cicho Elizabeth.
Wilkołak położył dłoń na ręce arystokratki i patrząc na nią, zapewnił:
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by tak właśnie było. Jesteśmy ich rodzicami i zapewnimy im, co tylko będziemy mogli .Miłość, wsparcie, ciepły i bezpieczny dom… Poza tym oni są bliźniętami, więc łączy ich specyficzna więź, więc wydaje mi się, że będą mieli na siebie jeszcze większy wpływ niż normalne rodzeństwo. Każde z nich pomoże temu drugiemu, gdy będzie tego potrzebować. Więc niepotrzebnie się martwisz - dokończył z uśmiechem.
Elizabeth westchnęła i wciąż wpatrując się w twarz synka, która wyglądała jak u małego aniołka, wyszeptała:
- Oby tak właśnie było…
***
Aya późnym wieczorem siedziała w swoim pokoju, trzymając miesięczną córkę na kolanach i rozmawiając z Suzue. Od kiedy pojawiła się Ann, Aya czuła, że nieco odżyła. Miała kogoś, o kogo musiała dbać, kogo musiała chronić, kogo mogła obdarzyć miłością. Dzięki temu czasami potrafiła się uśmiechnąć i zapomnieć o tym, co ją gnębiło.
W pewnym momencie służąca, wpatrując się w niemowlę, które coś gaworzyło, uśmiechając się rzuciła:
- Aya-sama, ona jest naprawdę przeurocza!
Arystokratka leciutko uniosła kącik ust i biorąc dłoń niemowlęcia w swoją rękę, przyznała z matczyną miłością:
- Masz rację, Ann-chan jest cudowną dziewczynką…
Nie minęła minuta, gdy do pomieszczenia wszedł Michael. Spojrzał na pokojówkę i mruknął rozkazującym głosem:
- Ty. Wyjdź stąd i zabierz Annabel. Pora, by poszła spać.
Suzu skinęła głową, by po chwili zabrać od brunetki dziewczynkę, która zaczęła popłakiwać, gdy tylko została zabrana od matki i bez słowa opuściła pomieszczenie.
Hell, gdy został z żoną sam, podszedł do niej i bez słowa zaczął rozpinać koralową koszulę, w którą była ubrana.
Aya, siedząc na łóżku, zacisnęła dłonie na pościeli i spuściła wzrok. Ach, gdyby tak mogła kazać Michaelowi przestać! Gdyby tak mogła przestać być jego zabawką… Gdyby chociaż mogła przestać czuć do siebie obrzydzenie ilekroć spojrzy w lustro…
Już zaczęła oczyszczać umysł, by o niczym nie myśleć, kiedy mąż zacznie ją całować i dotykać jej ciała, gdy nieoczekiwanie Michael, zamiast skończyć rozpinać jej bluzkę, brutalnie obrócił jej twarz ku sobie i warknął, mrużąc przy tym oczy i wpatrując się w nią dzikim i pełnym pożądania wzrokiem:
- Gdybyś wiedziała, do jakiego szału mnie doprowadzasz, nie byłabyś tak obojętna. Kiedyś chyba przez ciebie oszaleję…
Nie czekając na jej odpowiedź, nachylił się nad nią i brutalnie wpił usta w jej wargi, obdarzając ją bardzo gorącym pocałunkiem.
Aya po raz pierwszy czuła, by Michael całował ją z taką pasją, z takim pożądaniem i zachłannością. Gdy oderwał się od niej, miała wrażenie, że wargi jej płoną, a wzrok męża przewierca ją na wylot. Już miała coś odpowiedzieć, gdy znów odezwał się brunet:
- Powiedz, jak sądzisz, kim ty dla mnie jesteś?
Zaniemówiła na moment, nie rozumiejąc, do czego zmierza Michael, po czym, chcąc nie chcąc patrząc w jego krwistoczerwone oczy, wyszeptała drążącymi wargami:
- Lalką, z którą można się pokazać i którą można się od czasu do czasu bawić…
Hell uśmiechnął się pod nosem i wciąż trzymając jej twarz, rzucił:
- Nie sądziłem, że jesteś tak mało spostrzegawcza. Nie widzisz tego, co do ciebie czuję?
Aya przecząco pokręciła głową, zupełnie nie spodziewając się takich słów ze strony Michaela i nie rozumiejąc, po co jej to wszystko mówi, po czym nie wiedząc czemu, odparła cichym głosem:
- Skąd mam wiedzieć, skoro nigdy nie powiedziałeś mi tego wprost?
- Czy to by coś dało? Spytaj o to ojca, bo mi i tak nie uwierzysz.
Aya otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nim zdążyła to zrobić, została popchnięta przez Michaela na łóżko i obdarzona kolejnym gorącym pocałunkiem.
***
Amica Hell siedziała w salonie hiszpańskiej posiadłości i kończyła swój posiłek składający się z jakiegoś jasnowłosego dwudziestokilkuletniego mężczyzny. Wstała z kanapy, na której leżał ów blondyn i wycierając usta w jedwabną chusteczkę, ruszyła do salonu, zostawiając służbie zmianę wspomnień młodzieńca. Gdy znalazła się w pomieszczeniu, zapytała błękitnookiego chłopca będącego osobistym służącym Evy, gdzie ona się podziała. Niestety, wampir stwierdził tylko, że jego pani powiedziała, wróci zapewne za parę godzin. Białowłosa westchnęła i odesłała chłopaka. Zupełnie nie rozumiała, po co Eva przemieniła tego dzieciaka, skoro nawet nie raczyła przekazać mu, dokąd się wybiera.
Wampirzyca usiadła na sofie i zamykając oczy, oparła głowę na dłoni. Córka coraz bardziej ją irytowała. Była krnąbrna, nie słuchała się jej, dawała się ponosić emocjom… Tak bardzo się na niej zawiodła! Teraz żałowała, że dała namówić się Williamowi, by urodziła drugie dziecko. Miała już dziedzica, który spełniał jej aspiracje, więc mogła pozbyć się drugiej ciąży. Jednak mąż wymusił na niej, by tego nie robiła. Ach, gdyby go nie posłuchała, nie miałaby tyle problemów! No ale cóż, przeszłość to przeszłość, nic z tym nie zrobi.
 Przeszło jej przez myśl, iż już czas wydać Evę za mąż. Pewnie jej się to nie spodoba, ale cóż, nie obchodziło jej zdanie córki. Jej przyszły zięć powinien być z rodziny należącej do Rady, by małżeństwo choć w niewielkim stopniu przyniosło tyle korzyści co związek Michaela. Po chwili białowłosa stwierdziła jednak, że jest jej kompletnie obojętne, kto pojmie za żonę Evę, byle tylko pozbyć się tej rozwydrzonej pannicy, która zupełnie do niczego się nie nadawała. O narzeczeństwie córki będzie musiała pomówić z Williamem, ale póki co nie miała ochoty dłużej zaprzątać sobie tym dziewuszyskiem myśli. Teraz ma na głowie ciekawsze zajęcia. Dzięki Ayi ma cudowną wnuczkę, z której będzie bardzo dumna. Annabel daleko zajdzie, już ona i Michael o to zadbają! Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o przyszłości małej dziedziczki Hell. Była ciekawa, jak zareagują na to, kim się stanie, jej matka i Kage. Choć po tym, co ostatnio stało się z pewną siebie, dumną i wyniosłą w stosunku do rodziny Hell Ayą Hiou, Amica raczej wątpiła, by synowa zrobiła cokolwiek bez wiedzy męża.

Rozmyślania przerwał jej kamerdyner, który przyniósł list dostarczony, gdy była w trakcie posiłku. Arystokratka skinęła głową i wzięła zwitek papieru. Gdy przeczytała wiadomość, uśmiechnęła się pod nosem. Jeden z jej szpiegów informował ją, że syn Elizabeth Collins rozwija się jak najlepiej, podobnie jak jego siostra. Poza tym jakiś czas temu rodzinie Collins wizytę złożyła sama królowa wilkołaków. Amica nieco zdziwiła się informacją o spotkaniu Clarinos z Elizabeth. No cóż, nawet jeżeli ona wie coś odnośnie syna Elizabeth, nic nie może zrobić. On już się urodził, a nawet gdyby próbowała, Amica już jej w tym przeszkodzi… Nie pozwoli, by cokolwiek czy ktokolwiek zrujnował jej plany.


W telegraficznym skrucie: Na ostatnią chwilę ale jest już rozdział XV. Tygodniowa obsówka ponieważ i tak każdy ma nawał pracy więc nie ma sensu dodawać rozdziału wcześniaj a i jak widać kończą mi się rozdziały. Z tego również powodu nastęny rozdział dopiero za 3 tygodnie.
Do usłyszenia i przepraszam za wszelkie zaległość. 

7 komentarzy:

  1. Clarinos! Uwielbiam ją. Początek rozdziału jest świetny, widać, jak królowa powoli zmierza ku własnym granicom wytrzymałości. Nie dość, że ona, jej matka i siostra tyle wycierpiały, nie dość, że jej ojciec był taki, a nie inny (nauczyłby się cieszyć z córki jak mój mąż, ale nie!) i że ostatecznie go zamordowała, nie dość, że spodziewa się, iż Espoirn ją zabije, to jeszcze w gruncie rzeczy jest sama z tym wszystkim… Naprawdę jej współczuję. Ma nieco trudny charakter, ale życie ją skrzywdziło i w sumie jest jedną z wielu tu postaci tragicznych (w sumie to chyba każdy ma przerąbane na swój sposób, nie ma co, żyć, nie umierać!). Nie wiem, może gdyby miała faceta albo jakąś mega cudowną przyjaciółkę, to byłoby jej łatwiej, ale cóż, jest sama. Chociaż zastanawia mnie od dawna (tylko oczywiście zawsze zapomniałam o tym wspomnieć - tylko ja jestem do tego zdolna!), czemu Aurora z prologu nigdy się nie pojawiła (chyba że o czymś zapomniałam). Nazwała tam Clarinos swoją przyjaciółką, no nie? A potem chyba nie było nawiązania. Ale wracając do tematu, po trosze utożsamiam się z Clarinos. No wiesz, ma problemy ze sobą i ze światem, jest samotna, trochę zaczyna świrować… Skąd ja to znam?
    No i mamy Twoją cudowną Penelopę. Nie no, osobiście naprawdę wolę Clarinos. Lubię takie nieidealne postaci. Huhu, wygląda na to, że w takim razie powinnam nie przepadać za Kairenem, ale tak nie jest. :o Cóż, może dlatego, iż to mój syn. xD
    „Jedynym błędem, jaki wciąż popełniasz, jest zbytnia troska o przyszłość. Ciągle chcesz ingerować, chcesz coś naprawić… Czasami powinnaś odpuścić, zdać się na los…” - to akurat taka Penelopa powinna powiedzieć Tobie, choć wiadomo, w nieco innym kontekście. Jak mówiłam, carpe diem, przestań się tyle zamartwiać tym, co będzie, bo trzeba się bardziej skupić na tym, co jest teraz. :)
    Ty i te Twoje duchy. xD Matki Polki i bezimienny brat Clarinos i Laury jak zawsze na straży.

    Początek kolejnej sceny skojarzył mi się z rozważaniem tego, czy gdyby było wiadomo, kim stanie się taki na przykład Hitler, byłoby w porządku zabić go, gdy był dzieckiem. Jejku, jest pełno podobnych wątpliwości, tu akurat i w przypadku Espoirna tak naprawdę żadne wyjście nie byłoby dobre. Impas jak się patrzy. x_x
    Hihi, córcia taka osobistość! <3 Moja kochana! <3

    Ojoj, rodzinna sielanka. Rafcio wreszcie wyskoczył z zaręczynami, no brawo. Trzeba było o tym najpierw pomyśleć, a nie, kurczę, wpadać. -.-‘ W ogóle zastanawiam się, co z koleżaneczkami Lili. Raczej nie zostawiłyby jej w spokoju, a o nich ani widu, ani słychu…

    Sytuacja Ayi w sumie taka podobna do licznych historii kobiet z dawnych czasów. Zero szczęścia w małżeństwie, ale dzieci wprowadzają jakiś sens do życia.
    Hahah, KORALOWA koszula. xD *przypomina sobie zakup koralowych spodni Kao*
    Michael jakie biedactwo… -.-‘ Uwaga, bo się popłaczę. Swoją drogą, Aya nie posłuchała M. i nie spytała Kage o uczucia M. względem niej. xD Uch, ale kto by się zdobył na odwagę na to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Córka coraz bardziej ją irytowała. Była krnąbrna, nie słuchała się jej, dawała się ponosić emocjom… Tak bardzo się na niej zawiodła! Teraz żałowała, że dała namówić się Williamowi, by urodziła drugie dziecko. Miała już dziedzica, który spełniał jej aspiracje, więc mogła pozbyć się drugiej ciąży.” - Amica jest doprawdy okropna! To głównie przez nią mam tak mieszane uczucia względem Evy. -.-‘ Jak w ogóle mogła pomyśleć o tym, by dokonać aborcji? To znaczy… Ayi też przechodziło to przez myśl, ale ona była w diametralnie innej sytuacji, a ponadto miała po takich myślach wyrzuty sumienia i koniec końców pokochała córkę, a Amica… wręcz przeciwnie. Jeny, co za zołza no.
      Heh, śmiesznie czytać o planach Clarinos i Amicy. Jedna i druga nie chce dać za wygraną. I fajnie to tak w sumie wyszło - na początek Clarinos, potem „łącznik” w postaci wspominanych przez nią, a potem przez Amicę Espoirna i Annabel, a na koniec właśnie Wyrocznia. No, naprawdę ciekawie to wyszło, że też wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.

      No cóż, przepraszam, że tak krótko, ale i tak jestem z siebie dumna, że udało mi się cokolwiek naskrobać. Niby człowiek nie ma życia, ale dla bliźniaczki czasu troszkę znajdzie. Buziaki! :*

      PS. Komentarz gotowy był już na zeszły tydzień, ale jako iż nie raczyłaś dodać wówczas rozdziału, masz go teraz. *udaje, że strzela focha* Leniuch jeden no, przepisałabyś to i owo - i miałabyś ładnych parę rozdziałów gotowych bądź na ukończeniu. -.-

      Usuń
  2. Dzięki za info! :*

    Oh, co do Clarinos-to wariatka. Moim skromnym zdaniem kompletna wariatka. Choc potrafię zrozumieć czemu oszalała i jej współczuć... Nie zmienia to jednak faktu, ze jest zaślepiona... ;/ Penelopa miała rację, gdy z nią rozmawiała. Ale co się dziwić? Ona zawsze ma rację. Cóż, Clarinos... Dostało się kobiecie nie ma co. Choć kto wie? Ostateczne decyzje należą do niej. Może się zmienić. Musi tylko tego chcieć. No i musi sobie uświadomić swoje...hm... błędy.

    Dalej-zaręczyny mnie zaskoczyły... Choć chyba nieco brakowało mi tu tej całej romantycznej otoczki... Ale po co ona komu, gdy ma się dwójkę dzieci??

    Espoirn już sprawia, że wszyscy się martwią, choć to dziecko... A ja jestem ciekawa na kogo wyrośnie. On i jego siostra, Hope.

    Zdania na temat Michaela i jego zaborczych uczuć nie zmieniłam. Na temat sytuacji Ayi też nie ;)

    Hm... Amica to wredna, stara krowa. Na pohybel jędzy! Jak napisała wyżej Aya, co pozwolę sobie zacytować " Amica jest doprawdy okropna! To głównie przez nią mam tak mieszane uczucia względem Evy. -.-‘ " Podpiszę się pod tym. Może gdyby Eva miała kontakt z innymi ludźmi... Może gdyby... Może byłaby inna. Może. A może nie. Teraz to już chyba nieistotne.

    Suzu, wybacz, zapomniałam... Albo nie dodało mi komentarza, a ja nie sprawdziłam ;/ Mea Kulpa. Ale na swoje usprawiedliwienie dodam "zdarza się nawet najlepszy". W sensie-zapominać xD

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za komentarz :*

    Cóż, nie wiem jak będzie z następnym rozdziałem bo nie mogę się zdecydować co w nim przedstawić! Tak więc znając mnie- wszystko się okaże gdy zacznę pisać...

    Co do PS. zaintrygowałaś mnie! Jak diabli! Teraz chcę wiedzieć więcej. Duuuużo więcej! No i za co mamy cię zlinczować?? Eh... ładnie to tak zasiać ziarno niepewności??
    Może jeśli przytoczysz motywy Amici to może ją zrozumiem. Albo inaczej-zrozumiem na pewno... Nie oznacza to jednak, że ją polubię. Ma etykietkę wrednej, starej krowy i niech tak pozostanie.

    Hm... niom, skleroza nie boli xD

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie?? Eh... Jak ci profesjonalni pisarze to robią, że nie mylą się w fabule i ogarniają te pareset stron książki bez żadnych błędów???
    Ja też na to liczę, ha ha ha xD

    Tia... Zobaczymy, Suzu xP Choć ja tam sądzę, ze spodobają się na pewno ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie? To jest absolutnie niezwykłe i niesamowite! Ja nie pamiętam co jadłam dzisiaj na śniadanie, a jak coś piszę, to mam sterty notatek dookoła siebie, czy czasem nie pomylić jakiegoś ważnego szczegółu...
    No to gratulacje! :D

    Hehe prawda ;)

    OdpowiedzUsuń