Światełko w
ciemności
Elizabeth Collins wpatrywała się w swoje dzieci, które nareszcie zasnęły i nie
mogąc się powstrzymać, uśmiechnęła się. Mała Hope
trzymała za rączkę brata, który spał już od dłuższego
czasu, a jej pyzata buzia wyglądała spokojnie, więc pewnie
nie śniły jej się żadne koszmary. Lili wierzyła, że gdy jej
córka podrośnie, będzie wsparciem dla brata i w razie czego
będzie miała na niego dobry wpływ. Może właśnie dlatego od razu zgodziła się na
zaproponowane przez Laurę imię? „Hope” oznaczało nadzieję, którą od początku miała i która powinna
towarzyszyć nie tylko jej, ale i tym dwóm małym szkrabom.
Niespodziewanie Espoirn zaczął się krzywić, jednak nie otworzył ocząt, tylko ścisnął mocniej rękę siostry. Elizabeth pogłaskała go po gęstych czarnych włoskach i
westchnęła. Jej synek był naprawdę cudowny. Kochała go z całego serca i choć
nie wierzyła, że mógłby być tym potworem z przepowiedni, nie mogła pozbyć się jakiegoś dziwnego
uczucia. Jej niepokój jeszcze się zwiększył po wizycie królowej wilkołaków. Czy
ona naprawdę myślała, że byłaby zdolna zabić dwoje niewinnych dzieci? Poza tym zastanawiała się, skąd ona wiedziała o tym, że zaszła w ciążę i urodziła bliźnięta? I skąd ona w ogóle wytrzasnęła te
katastroficzne wizje, że jej mały synek zniszczy ród
królewski i ją zabije? Przecież ten mały aniołek nie
mógłby tego zrobić… Prawda?
Pogłaskała chłopca po policzku i wpatrując
się w niego, szepnęła:
- Nie jesteś nim, prawda? Ty nie staniesz się zły…
Niespodziewanie usłyszała dzwonek do drzwi.
Po zapachu wiedziała, że to nie jej rodzice ani nikt z
rodziny Evans, tylko osoby, których nie
widziała od tak dawna. Zeszła na dół i nieco
zestresowana otworzyła drzwi. Ujrzała w nich niską szatynkę, która wpatrywała się w nią i lekko
uśmiechała oraz chłopaka o blond włosach, który lustrował ją spokojnym wzrokiem
bursztynowych oczu. Rebecca w mgnieniu oka przytuliła się do
Elizabeth i rzuciła:
- Lili, tęskniłam! Powinnam się obrazić, że tyle czasu nas nie odwiedzałaś. Jesteś
okropna!
Elizabeth uśmiechnęła się i obejmując przyjaciółkę, przyznała:
- Wiem. Masz rację, jestem okropna, wybacz mi, Becky…
Dziewczyna oderwała się od Lili i uśmiechając się leciutko, rzekła:
- Powiedzmy, że ci wybaczam… No ale od teraz masz do nas
częściej wpadać, czy to jasne?
Lili skinęła głową, po czym
przeniosła wzrok na blondyna, który nie odezwał się póki co ani słowem. Patrząc na jego
niewyrażającą uczuć minę, szepnęła:
- Witaj, Gabryel…
Chłopak odpowiedział jej tym samym, a jego głos był niemalże oficjalny. Po kilku
sekundach niezręcznej ciszy Rebecca stwierdziła z entuzjazmem:
- Hej, może
pokażesz nam wreszcie swoje maluchy? Ciekawa jestem, czy są równie urocze jak mój mały wujaszek! Koniecznie musisz nas
odwiedzić i go zobaczyć!
Elizabeth uśmiechnęła się i przytaknęła. Gdy
goście zdjęli płaszcze, zaprowadziła ich na górę, prosząc, by byli cicho, gdyż bliźnięta właśnie zasnęły. Zobaczywszy dzieci, Rebecca uśmiechnęła się szeroko i
wpatrując się w nie z zachwytem, rzuciła cicho:
- One są prześliczne! Są niemal tak urocze jak mój wujek. Jak mają na
imię?
- Chłopiec Espoirn, a dziewczynka Hope - odparła Lili, patrząc na przyjaciółkę, której tak dawno nie widziała. Zauważyła, co bardzo ją zaniepokoiło, że Becky była bledsza niż gdy się ostatni
raz widziały. Poza tym pod oczami miała ledwie widoczne cienie. Postanowiła, że gdy nadarzy się taka okazja, porozmawia z nią na osobności.
- Espoirn? To dość oryginalne imię…
Niech zgadnę, ty je wymyśliłaś? - mruknął niespodziewanie Gabryel, tym samym przywołując Elizabeth do
rzeczywistości. Spojrzała na niego i lekko zawstydzona odparła:
- Tak, ja… Nie
wiem czemu, ale to imię wydaje mi się dla niego idealne.
Blondyn, patrząc na wampirzycę, głosem wciąż bez żadnych emocji rzucił:
- Skoro tak mówisz, pewnie masz rację, w końcu jesteś jego matką… Hope jest do
ciebie naprawdę bardzo podoba - dodał na końcu, spoglądając
na śpiącą w łóżeczku dziewczynkę.
- Faktycznie, ona trochę bardziej niż Espoirn mnie przypomina. Choć to on ma kolor oczu taki jak ja. Hope ma piwne - mruknęła Elizabeth, wpatrując
się w swoje pociechy.
Gabryel patrzył na Collins
przez kilka sekund, aż w końcu, nie
zważając na jej ostatnie słowa, spytał:
- Możemy się przejść i porozmawiać?
Zdziwiona jego propozycją, podniosła na niego oczy i odparła:
- Przecież nie mogę zostawić dzieci
samych. Jeżeli poczekacie i rodzice wrócą, to wtedy porozmawiamy, dobrze?
- Oj, jeżeli
chodzi o niańkę, spokojnie, mogę się
nimi zająć - wtrąciła się Becky i lekko się uśmiechając, dodała na koniec: - Czasami opiekuję się Jackiem, więc na pewno sobie poradzę, nic się nie martw.
- Jesteś tego pewna? - zapytała Elizabeth.
- Oczywiście, że tak. Idźcie i porozmawiajcie sobie - rzuciła Rebecca, nie odrywając
spojrzenia od niemowlaków.
Gdy Lili przekazała przyjaciółce wszystkie
instrukcje, wyszła wraz z Gabryelem z domu i oboje ruszyli w niewiadomym
kierunku. Po pięciu minutach spaceru w kompletnej ciszy odezwała się Elizabeth:
- Gabryel, przepraszam… Nie było mnie przy tobie, gdy najbardziej potrzebowałeś mojego
wsparcia, ale bałam się, że mój widok, zamiast
dodać ci otuchy, tylko niepotrzebnie rozdrapie rany…
Chłopak nagle zatrzymał
się i usiadłszy pod pobliskim drzewem, mruknął:
- Wiem. Lili, naprawdę wszystko rozumiem… Poza
tym miałaś rację, wtedy twój widok naprawdę by mnie dobił. Zwłaszcza że byłaś wówczas w ciąży…
Wampirzyca podeszła do niego nieco bliżej i
siadając obok, stwierdziła:
- Naprawdę strasznie mi przykro z
powodu twojej mamy. Choć wiem, że to poniewczasie, ale zawsze możesz na
mnie liczyć… To się nie zmieniło i nigdy nie zmieni.
Uśmiechnął się pod nosem i wyznał:
- To też wiem… Becky strasznie za
tobą tęskniła, a poza tym, gdy
dowiedziała się od Daniela, że już urodziłaś, strasznie chciała zobaczyć twoje dzieci… Ona
kocha maluchy i mało tego, doskonale
się nimi zajmuje. Przykładem jest mój mały braciszek. Jack… - Tu uśmiechnął się z rozrzewnieniem, po czym dokończył już normalnie: - Daniel i
Margaret też pewnie chcieliby przyjść, ale obecnie są we Włoszech. Mój
brat chciał porozmawiać sobie z moim ojcem, a Margaret postanowiła go
wspierać.
- A ty chciałeś tu przyjść?
- Ja? - spytał zamyślony, po czym
zaczął: - Tak, chciałem… Nie widziałem cię od ładnych kilku
miesięcy, a poza tym chciałem wyjaśnić wszystkie nasze
sprawy. - Przeniósł wzrok na niebo i
kontynuował: - Wiesz, ja cię nie nienawidzę. Choć muszę przyznać, że początkowo okropnie się denerwowałem i byłem na ciebie wściekły. Jednak teraz jest inaczej. Choć rana dalej się jątrzy, mogę normalnie funkcjonować i nie mam już do
ciebie żalu. Także naprawdę nie musisz się bać odwiedzać
Becky.
Lili uniosła kącik ust i rzuciła:
- Czyżby to była zasługa Katherine?
- Jej też - mruknął chłopak, uśmiechając się leciutko. - Choć wydaje się bardzo oschła, to tak nie jest. Odkąd Daniel i Margaret wyjechali, pomaga mi zajmować się Jackiem. Dogaduje się też z Becky, co ogromnie mnie cieszy.
- Naprawdę? To świetnie, cieszę się - odparła
szczerze Elizabeth.
Wciąż patrząc w niebo, Gabryel wyznał:
- Wiesz… Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie zamieszkać z Jackiem i z nią w
jednym mieszkaniu. Mam już kilka ładnych lat, więc chyba najwyższy czas się usamodzielnić. Poza tym odciążyłbym Daniela, ostatnio on i Margaret nie mają kiedy
odpocząć…
- Rozumiem… Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Właśnie, co z Becky? Nie wygląda zbyt
dobrze…
Blondyn westchnął. Odwracając wzrok od chmur i patrząc na ziemię, powiedział:
- Bo nie jest z nią dobrze. Od jakiegoś czasu miewa ataki… Niektóre są
naprawdę silne.
Szatynka spuściła wzrok i wyszeptała ze
skruchą:
- A ja nic nie wiedziałam? Naprawdę
bardzo mi przykro… Wiadomo już, czemu tak jest?
- Nie… Daniel pojechał do Włoch nie
tylko po to, by poinformować mojego jakże kochanego
tatusia, że mama odebrała sobie życie i że ma syna, ale też by porozmawiać z lekarzem, który nam wcześniej pomógł.
- Rozumiem… Mam nadzieję, że coś się wyjaśni.
- Ja też - szepnął.
Przez kolejnych pięć minut
panowała kompletna cisza, a Gabryel i Elizabeth zmagali się ze swoimi
uczuciami. W końcu odezwał się chłopak, wyciągając rękę w stronę Lili:
- To jak, między nami wszystko już jasne?
Szatynka uśmiechnęła się i wyciągając swoją
dłoń w stronę przyjaciela, przyznała:
- Tak, wszystko
jasne.
Na te słowa uśmiechnął się lekko i przymknął oczy, a Lili, wpatrując
się w przyjaciela, nie posiadała się z radości, że mimo wszystko nie straciła go i że być
może za jakiś czas między nimi będzie tak jak dawniej.
Elizabeth i Gabryel rozmawiali z sobą jeszcze
parę chwil, nadrabiając czas, który stracili, nie widząc
się niemalże rok. Gdy w końcu zdecydowali się wrócić, zastali Rebeccę kołyszącą
śpiącą Hope. Matka dziewczynki, widząc to, rzuciła lekko podenerwowana:
- Becky, coś się stało? Płakała?
Dziewczyna uśmiechnęła się i kiwając
przecząco głową, wyjaśniła:
- Nic się nie stało. Po prostu Espiorn obudził się i zaczął
troszkę płakać, przez co obudził Hope. Musiałam uspokoić te dwa małe aniołki.
Lili uniosła leciutko kącik ust i
podziękowała Becky, zabierając od niej córkę, po czym stwierdziła, że ma naprawdę dobre podejście do dzieci, skoro udało jej się uspokoić bliźniaki.
- Mówiłem ci, że moja bratanica świetnie opiekuje się małymi dziećmi - rzucił blondyn chichocząc, po czym patrząc na bratanicę, dodał: - Becky, już chyba pora wracać.
Rebecca skinęła głową, po czym ona i jej wujek
pożegnali się z przyjaciółką i ruszyli w drogę powrotną do domu. Tam Katherine, która podczas ich nieobecności opiekowała
się małym Jackiem, siedziała w salonie i czytała jakąś książkę, a obok niej stała przenośna kołyska, w której spało niemowlę. Gdy usłyszała, że drzwi się otwierają, nie unosząc wzroku znad kartki, mruknęła:
- Bądźcie cicho, Jack niedawno zasnął.
Gabryel i Rebecca skinęli głową. Rebecca, podchodząc do kołyski i spoglądając na spokojnie śpiącego
chłopczyka, szepnęła:
- No i jak, wujaszku, byłeś
grzeczny?
- Powiedzmy, że był - mruknęła cicho wilczyca, zamykając książkę i odkładając ją na stół.
Nikt nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Becky nagle zgarbiła się i przykładając
rękę do ust, zaczęła pokasływać. Blondyn natychmiast
podbiegł do bratanicy i kładąc jej dłoń na czole, spytał poważnym
tonem:
- Jak się czujesz? Wszystko w
porządku?
Dziewczyna, kiedy mogła
normalnie mówić, spojrzała mu w oczy i nieznacznie się
uśmiechając, uspokoiła:
- Gabryel, wszystko w porządku. Przecież coś takiego mi się zdarza i nie
musi być to od razu atak. Lepiej idź odprowadzić Katherine, już i tak za dużo zajmuje się Jackiem.
- Rebecca, posłuchaj…
Nie przeszkadza mi zajmowanie się Jackiem, jeżeli źle się czujesz, mogę jeszcze zostać - oświadczyła opanowanym tonem Kat, patrząc na wampirzycę, a Gabryel spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Ale ja naprawdę czuję się dobrze, więc możesz iść odpocząć.
- Skoro tak mówisz, to dobrze - rzuciła z westchnieniem
Katherine, jednocześnie wstając z kanapy.
Pięć minut później ona i Gabryel wyszli z
domu. Po kilku minutach ciszy wilczyca, patrząc przed siebie, a nie na towarzysza, zapytała:
- No i jak było? Wszystko w
porządku?
Arystokrata uśmiechnął się pod nosem i patrząc na Kat, odparł spokojnym głosem:
- W porządku. Porozmawiałem z Lili i czuję, że nareszcie zamknąłem za sobą pewien
rozdział i zacząłem nowy.
Czarnowłosa spojrzała na niego i unosząc
kącik ust, powiedziała:
- Cieszę się… To było ci naprawdę
potrzebne.
Chłopak skinął głową i
biorąc dłoń towarzyski, zatrzymał się, zmuszając ją tym samym, by i ona przystanęła, po czym mruknął:
- A ty, Katherine? Nie chcesz zobaczyć się z tym
Rafaelem? Nie chcesz z nim porozmawiać, powiedzieć, co czujesz?
Kat pokręciła przecząco głową i z wyrazem przypominającym
minę naburmuszonego dziecka rzuciła:
- Nie, nie mam
ochoty na niego… na nich oboje patrzeć. Mam troszkę inny charakter niż
ty. Teraz naprawdę nie jestem w stanie udawać, że akceptuję ich związek. Może kiedyś…
Blondyn przymknął oczy i westchnął, po czym
przyznał, że rozumie jej decyzję. Po tych słowach, trzymając się za ręce, ruszyli przed siebie.
Po kilku sekundach Gabryel, przenosząc swoje bursztynowe
oczy na niebo, rzucił:
- Wiesz… Nie myślałem, że to powiem, ale gdy dziś
zobaczyłem maluchy Lili, sądzę, że one są najlepszym przykładem, że oni musieli być razem. Dali życie naprawdę uroczym dzieciakom.
- Doprawdy? - wyszeptała wilczyca, nie mogąc spojrzeć na
wampira.
- Tak… Gdybyś ich zobaczyła, pewnie
doszłabyś do tego samego wniosku. Ten chłopczyk jest chyba bardzo
podobny do ojca… - dodał blondyn, spoglądając
na brunetkę.
Katherine niemal niezauważalnie drgnęła. Nie
wiedziała, czemu sprawa dzieci Rafaela wywołuje w niej jakiekolwiek uczucia. Przecież to nie
była jej sprawa. Co interesowały ją obce dzieciaki? A teraz, gdy usłyszała od Gabryela stwierdzenie, że syn Rafaela jest do niego podobny, choć nie powinno tak się stać, jej serce coś ukłuło. Jednak nie dała tego
po sobie poznać i nic nie odpowiedziała. Wiedziała, że potrzebuje czasu, by do końca pozbyć się bólu, złości i
goryczy. Na słowa chłopaka rzekła tylko, że może kiedyś sama się
przekona. On tylko mocniej ścisnął jej dłoń, po czym zmieniając temat, tym samym rozładowując napięcie, rzucił:
- Kat, naprawdę
dziękuję, że pomagasz zajmować się moim bratem. Wiem, że nie przepadasz za wampirami, a mimo to dogadujesz się z moją rodziną i
opiekujesz się małym Jackiem…
Dziewczyna zaśmiała się i przyznała, że cieszy się, że może
pomóc mu przy bracie, ponieważ to sprawia, że czuje się potrzebna, więc nie ma za co dziękować, a Rebecca i jej rodzice są w porządku, więc nie zmusza się, by być dla nich miła. Nie powiedziała tego
na głos, ale naprawdę polubiła nie tylko jego, ale i jego rodzinę. Dzięki temu, że zobaczyła, jak bardzo
ta rodzina się o siebie troszczy mimo tylu problemów, zdała sobie sprawę, że niektóre wampiry mogą być naprawdę w
porządku. Co prawda dalej uważała, że większość krwiopijców to
wredni, perfidni mordercy, ale mimo tego są i takie, które są w miarę normalne. I właśnie to się
zmieniło.
- Powiedz… Gdybym poprosił cię, byś zajmowała się ze mną Jackiem znacznie
częściej i to na dłuższą metę, zgodziłabyś się?
Wilczyca zaśmiała się i stwierdziła:
- Pewnie. Wiesz, twój brat jest kochanym brzdącem. Poza tym chcę ci pomóc.
- Więc zamieszkajmy razem. Ty, ja i Jack.
Katherine, natychmiast, gdy dotarło do niej znaczenie tych słów, zatrzymała się i spojrzała na chłopaka, który wpatrywał się w nią ze spokojem, a jednocześnie wyczekiwaniem. Przez chwilę
była tak zaskoczona propozycją Gabryela, że nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Bacznie obserwując wampira, mruknęła:
- Czemu mnie o to pytasz?
- Ponieważ chcę z tobą zamieszkać. Z tobą i moim młodszym bratem - odpowiedział, jakby to było jasne jak słońce.
- Przecież mnie nie kochasz, a to do ciebie niepodobne…
Blondyn skrzywił się i patrząc jej w ciemne
oczy, przyznał:
- Tak, to prawda…
Ale wiem też, że tylko ty mnie rozumiesz, tylko ty wiesz, jak się czuję, tylko tobie mogę powiedzieć o
każdym moim problemie… Wiesz, w każdym momencie możemy się rozstać, jeżeli będziesz tego chciała…
Wilczyca uśmiechnęła się pod nosem i łapiąc
wampira za koszulę, przyciągnęła go do siebie, namiętnie
pocałowała i wymruczała mu na ucho:
- Czemu ty zawsze tak dużo mówisz? Nie martwym się tym, co przyjdzie, żyjmy dniem dzisiejszym.
- Zgoda, tak zróbmy - rzekł wampir, unosząc kącik ust.
- To kiedy chcesz zamieszkać razem?
***
William Clark zapukał do pokoju swojej pani.
Gdy usłyszał pozwolenie na wejście, otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia.
Ku jego zdziwieniu, Evy nie było w sypialni. Dopiero po chwili, gdy usłyszał kroki dobiegające z łazienki,
zrozumiał, gdzie ona jest. Po kilku sekundach ujrzał, jak zza drzwi po
prawej stronie wychodzi wampirzyca, której czarne włosy były
całe mokre i która miała na sobie jedynie ręcznik. Uśmiechnęła się do niego
kokieteryjnie i siadając na łóżku, rzuciła:
- Will, powiedz mi, nudzisz się tu, prawda?
Wampir odwrócił wzrok i prychnął tylko, na co
dziewczyna zaśmiała się i zakładając nogę na nogę, stwierdziła:
- Widzę, że tak, dlatego, kochanieńki, mam
dla ciebie zadanie. Pojedziesz do mojego braciszka i dasz mu list ode mnie.
Mogłabym sobie zadzwonić, ale… Tobie przyda się rozrywka. Ach, no i może
zobaczysz moją szwagierkę… W ogóle wiesz, że Aya niedługo urodzi dziecko mojemu
braciszkowi?
Chłopak spojrzał na Evę wściekłym wzrokiem, lecz nic nie
odpowiedział. Ona tymczasem zaśmiała się, po czym bawiąc się swoimi wilgotnymi
włosami, niewinnym, słodkim głosikiem rzuciła:
- Widzę, że niczym cię nie zaskoczę…
Will przybrał kamienny wyraz twarzy, po czym
mruknął beznamiętnym głosem:
- Mogę już iść?
Wampirzyca uniosła kącik ust, wstała z łóżka,
podeszła do ogromnej szafy i stając do chłopaka tyłem, odwiązała ręcznik, który swobodnie zsunął
się na podłogę, po czym wciąż z uśmiechem na ustach
przeglądając zawartość szafy, odparła:
- Tak. Na biurku masz list. Od razu jedź do
Michaela.
Blondyn natychmiast wziął wiadomość i już
chciał wyjść, jednak usłyszał spokojny głos:
- Will… Masz małą siostrzyczkę, prawda? Nie
wiem, czy wiesz, ale bardzo lubię dzieci…
Blondyn odwrócił się do Evy, która teraz stała do niego przodem i patrząc z przerażeniem na jej diaboliczny
uśmiech, dzięki któremu widać było jej śnieżnobiałe
kły, wyszeptał drżącym ze zdenerwowania głosem:
- Eva… Ty chyba nie… Obiecałaś mi
coś!
Kobieta z diabolicznym wyrazem twarzy
podeszła do Willa, położyła mu dłoń na blady policzek i
szepnęła mu na ucho:
- Will, posłuchaj i zapamiętaj. Robię, co chcę i kiedy chcę. Więc bądź
grzeczny…
Po tych słowach przez chwilę obserwowała
twarz oszołomionego, zdezorientowanego i przerażonego blondwłosego chłopaka, po czym uśmiechając się dobrodusznie i
muskając jego wargi swoimi, szepnęła:
- Teraz zmykaj stąd, kochanieńki.
Młodzieniec bez chwili zastanowienia obrócił
się i niemal wybiegł z sypialni Evy.
***
Aya Hell siedziała w salonie i piła herbatę, czytając po raz kolejny jedną ze swoich
ulubionych powieści. Michael w tym czasie uzupełniał jakieś ważne dokumenty,
Amica była w Hiszpanii, więc Aya mogła w spokoju
rozkoszować się jedną z nielicznych chwil całkowitego spokoju. To i jeszcze
fakt, że niedawno zobaczyła ojca i mogła z nim
swobodnie rozmawiać sprawiło, że jej nastrój był nie najgorszy, a zarazem
najlepszy, jaki miała przez niemal rok. Dziecko w jej
brzuchu mocno ją kopnęło, więc wampirzyca oderwała się od
książki i kładąc sobie jedną dłoń na brzuchu, westchnęła
głęboko. Przeszło jej przez myśl, że normalna matka chyba powiedziałaby coś w
takiej sytuacji, jednak ona nie była w stanie tego zrobić. Przez tych siedem miesięcy nie odezwała się do dziecka
rozwijającego się pod jej sercem ani słowem. Jej rozmyślania przerwało pukanie
do drzwi. Dopiero to przywróciło ją do rzeczywistości, przez co zorientowała się, że wyczuwa znany sobie zapach. Nim zdała
sobie z tego sprawę, usłyszała, jak lokaj otwiera drzwi i po usłyszeniu, że gość przyniósł list, każe mu przejść i rozgościć się w salonie.
Po chwili Aya, unosząc wzrok na wejście do pomieszczenia, ujrzała, jak wchodzi do niego młody chłopak
o blond włosach, który wpatrywał się w nią z nieodgadnioną
miną. Dziewczyna niemal natychmiast wstała i drżącym głosem wydukała cichutko:
- Will… Co ty tu robisz?
Jasnowłosy przeniósł wzrok na widoczny zarys
brzucha na szarej sukience wampirzycy, na co ona zaczerwienia się lekko
i spróbowała zasłonić go obiema dłońmi.
- Przyjechałem do twojego męża… Aya…
- szepnął, ponownie patrząc na
twarz arystokratki.
- Doprawdy, do mnie? Co sługus mojej siostry może ode mnie chcieć? - niespodziewanie rozległ się głos
w salonie.
William i Aya obrócili się w stronę miejsca, skąd dochodził głos i ujrzeli
czarnowłosego mężczyznę wpatrującego się w blondyna krwistoczerwonymi
tęczówkami. Will przybrał formalny wyraz
twarzy i powiedział poważnym, aczkolwiek spokojnym głosem:
- Eva chciała przekazać ci
wiadomość.
Michael podszedł bliżej posłańca, po czym lustrując go wzrokiem, mruknął niby to od niechcenia:
- Powinieneś chyba powiedzieć „panienka Eva”. Ale jesteś
jeszcze dzieckiem, więc można wybaczyć ci brak ogłady… - Po tych słowach spojrzał na żonę, która błądziła zagubionym wzrokiem od bruneta
do jasnowłosego i rzekł: - Aya, do pokoju.
Dziewczyna natychmiast zatrzymała wzrok na
mężu i nerwowo bawiąc się palcami, zaczęła szeptem:
- Ale…
- Aya, do pokoju. Nie chcę się powtarzać - przerwał jej niemal
natychmiast Hell, piorunując ją mrożącym krew w żyłach
wzorkiem.
Szarooka wampirzyca aż cofnęła się pod
wpływem wzroku Michaela i jego stanowczego głosu (co nie uszło uwadze blondyna) i
wydukała drżącymi ustami:
- Przepraszam…
Po tych słowach córka Kage niemalże wybiegła
z salonu, zostawiając mężczyzn samych. Brunet, przeszywając wzrokiem Willa, rzucił:
- Daj mi ten list od Evy.
Chłopak wyciągnął z kieszeni marynarki kopertę i bez słowa
wręczył ją Michaelowi, który błyskawicznie otworzył ją
i zaczął czytać. Will, który pozostał, by dowiedzieć się, czy Hell nie zechce odpisać, mruknął po sekundzie, nim brunet
skończył czytać:
- Nie powinieneś tak traktować
żony…
Michael uniósł wzrok znad papieru i patrząc
na Williama, odparł niby spokojnym głosem:
- Aya jest moją żoną, więc nie mów, jak mam ją
traktować. Moja siostra chyba nie nauczyła cię, chłopcze, jak zwracać
się do członka pierwotnego rodu…
- Może to i racja… Ale ja
przynajmniej nie muszę nikogo do niczego zmuszać.
Hell uśmiechnął się kpiąco
na słowa blondyna, po czym spoglądając na jego spokojny wyraz
twarzy, rzucił niby to łagodnym i pobłażającym
tonem:
- Jesteś jeszcze dzieckiem. Dla was, ludzi, czas płynie inaczej niż dla nas… Pewnie
niedługo zobaczysz tę różnicę. Mały chłopczyk nie zrozumie świata dorosłych.
Na chwilę zapadał cisza, w trakcie której Michael zdążył przeczytać
list od siostry. Gdy to zrobił, ponownie włożył kartkę do
koperty i mruknął do Willa:
- Powiedz mojej siostrze, że nie
odpowiem jej na list. Niedługo porozmawiam z nią
osobiście.
Clark tylko odwrócił się i chciał wyjść, jednak usłyszał poważny, a zarazem spokojny głos męża Ayi:
- Posłuchaj mnie, chłopczyku… Nienawidzę, gdy ktoś choćby pomyśli, że może położyć swoje łapy na czymś, co należy do mnie. Mam nadzieję, że będziesz
o tym pamiętał.
Jasnowłosy odwrócił się do mężczyzny, który wpatrywał się w niego i odparł spokojnie:
- Czemu, boisz się? Mężczyzna
powinien umieć strzec tego, co należy do niego zwłaszcza przed
dzieckiem.
Po tych słowach Will, czując mieszankę najróżniejszych uczuć, które potęgowały narastające pragnienie, udał się do drzwi, by móc opuścić posiadłość
Hell. Natomiast Michael, gdy wyczuł, że służący siostry oddalił się od jego domu, ruszył w stronę schodów, by skierować się do pokoju, w którym znajdowała się jego żona. Zastał ją
stojącą przy oknie wychodzącym na ogród i obejmującą się. Gdy usłyszała otwieranie się drzwi, odwróciła się,
jednocześnie cofając się kilka kroków i wyszeptała drżącym głosem:
- Przepraszam… Michael, naprawdę
przepraszam…
Mężczyzna patrzył na czarnowłosą beznamiętnym
wzrokiem i tonem niewyrażającym żadnych uczuć
rozkazał:
- Podejdź.
Dygocząc na całym ciele, wampirzyca podeszła do niego i
stanęła ze spuszczoną głową kilka kroków przed nim, wciąż trzęsąc się jak osika. On po sekundzie
wyciągnął dłoń, by złapać ją za ramię i przyciągnąwszy ją do siebie, trzymając
ją jedną ręką w pasie, a drugą podnosząc jej twarz, by była
zmuszona na niego patrzeć, zapytał:
- Aya, powiedz…
Czyją żoną jesteś?
Patrząc na niego wystraszonym wzrokiem, wydukała po chwili:
- Twoją, Michael…
- Czyje dziecko nosisz w sobie?
- Twoje…
Hell uśmiechnął się, po czym namiętnie pocałował żonę, a po sekundzie, muskając
jej szyję wargami, szepnął:
- Pamiętaj o tym, Aya-chan… Należysz do mnie i to mi dasz
dziecko…
***
Aya urodziła swoją córkę w mroźną,
bezgwiezdną noc czternastego stycznia, choć Amica przewidywała, że poród
odbędzie się dopiero w połowie lutego. Tego dnia Michael musiał wyjechać na dwa
dni w jakichś ważnych sprawach, a Wyrocznia postanowiła
uporać się ze wszystkim bieżącymi zajęciami, by móc w ostatnich dniach przed
narodzinami wnuczki być cały czas przy synowej.
Gdy Aya spojrzała na blondynkę, która trzymała na rękach owiniętego
śnieżnobiałym kocykiem noworodka, poczęła zastanawiać się, co powinna zrobić. W
końcu została matką, powinna więc chcieć zobaczyć swoje dziecko, nieprawdaż?
Jednak tak nie było… Ona właśnie tego najbardziej się bała przez te wszystkie
miesiące. W końcu skąd miała być pewna, że będzie zdolna
pokochać córkę, której ojcem jest Michael…?
Kiedy po kilku minutach od narodzin
dziewczynki Suzue, która była obecna podczas porodu, odebrała od jasnowłosej
wampirzycy zawiniątko i skierowała się do łóżka, w którym leżała Aya, ta zaczęła odczuwać jeszcze większy
niepokój i z lękiem wpatrywała się w idącą w jej stronę szatynkę. Służąca,
będąc już przy świeżo upieczonej matce, odsłaniała nieco kocyk, by ta mogła
lepiej zobaczyć twarzyczkę dziecka i rzuciła spokojnym tonem:
- To twoja córka, Aya-sama.
Czarnowłosa nie patrzyła na noworodka dłużej
niż kilka sekund, po czym, nawet go nie dotykając, odwróciła głowę i wypranym z
uczyć tonem rozkazała:
- Zabierz ode mnie to dziecko…
Choć pokojówka po tych słowach coś jeszcze
mówiła, do Ayi zupełnie nic nie docierało. Liczyło się to, że spełniło się to,
czego najbardziej się obawiała… Dziecko, które zobaczyła i które było jej
córką, wyglądało niemal identycznie jak jego ojciec. Można było to stwierdzić
nawet mimo tego, iż był to zaledwie noworodek. Dziewczynka miała kilka kłębków
czarnych włosów, lekko zadarty jak u Michaela nos i duże usteczka, które w
ogóle nie przypominały drobnych ust matki. Najgorsze jednak w tym wszystkim
były oczy… Choć miały kształt migdałów, który na pewno był odziedziczony po
matce, to ich barwa była krwistoczerwona…
Przez następnych piętnaście
minut Aya nie odezwała się ani słowem i dopiero kiedy miała pewność, że pokój,
w którym się znajdowała, był uprzątnięty, nie spoglądając na nikogo, mruknęła:
- Wszystkie możecie iść. Chcę teraz zostać
sama.
Każda wampirzyca znajdująca się w
pomieszczeniu bez słowa wykonała rozkaz - poza Suzue, która w milczeniu stała
na swoim miejscu.
- Nie słyszałaś, co powiedziałam? Chcę zostać
sama. CAŁKIEM sama - mruknęła czarnowłosa, gdy wciąż wyczuwała w pomieszczeniu
przyjaciółkę. Ta na jej słowa odpowiedziała tylko:
- Nie wydaje mi się, by to było mądre… W
twoim stanie, Aya-sama, różne rzeczy mogłyby ci przejść przez głowę.
Aya uśmiechnęła się pod nosem i wciąż patrząc
w ścianę, rzekła spokojnym głosem:
- O czym ty w ogóle mówisz, Suzu? Chyba nie
myślisz, że byłabym w stanie zrobić krzywdę jakiemuś dziecku, prawda?
- Oczywiście, że nie, ale…
Pokojówka nawet nie dokończyła, gdyż
przerwała jej Aya, mówiąc wciąż przerażająco opanowanym tonem:
- Skoro tak, to natychmiast stąd wyjdź. To
rozkaz.
Suzue, choć nie chciała tego robić, musiała
wykonać rozkaz swojej pani. Zwłaszcza że do tej pory nigdy tak naprawdę nie
wydawała jej rozkazów. Jej polecenia miały bardziej formę prośby niż przymusu. Tak
więc zostawiła matkę samą ze swym dzieckiem leżącym w kołysce.
Po zamknięciu drzwi przez przyjaciółkę Aya
wciąż wpatrywała się w jeden punkt, nie mając najmniejszego zamiaru się
poruszyć. Nawet gdy usłyszała dziecięcy płacz, przez myśl jej nie przeszło, że
powinna cokolwiek zrobić. W tamtej chwili nie liczyło się nic poza jej czarnymi
myślami. Dopiero gdy płacz córki stał się tak żałosny i głośny, że Aya nie
mogła już skupić się na jakiejkolwiek myśli, obróciła głowę w stronę kołyski, a
po chwili powoli wstała z łóżka i nieco niepewnym krokiem podeszła do niej. Gdy
zobaczyła całą czerwoną od płaczu buzię noworodka, mimowolnie zrobiło jej się
żal tak bezbronnej i bezradnej istotki. Jednak nie była w stanie chociażby jej dotknąć. Jedyne, co mogła wówczas zrobić, to
powiedzieć cichym, uspokajającym głosem:
- Czemu płaczesz? Proszę, nie rób tego…
Na dźwięk głosu Ayi noworodek momentalnie
przestał łkać i spojrzał na nią. Wówczas brunetka zaczęła dokładniej się mu
przyglądać. Bez wątpienia było to najpiękniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek
widziała. Na pierwszy rzut oka wydawało się niemal idealne. Miało słodką,
pyzatą buzię bez żadnych niedoskonałości, piękne oczy, a włosy, choć było ich
niewiele, sprawiały wrażenie lśniących i gładkich jak aksamit. Poza tym było niesamowicie
maleńkie. Aya nie wiedziała o tym, ale nawet jak na wcześniaka dziewczynka
urodzona w takim terminie ciąży powinna ważyć i mierzyć nieco więcej.
Nie
minęła minuta, a maluszek w kolebce znów zaczął kwilić, tym razem jeszcze
głośniej i żałośniej niż wcześniej, zupełnie jakby był zdenerwowany brakiem
zainteresowania ze strony matki. Wtedy w sercu Ayi coś pękło i nie mogąc już
się powstrzymać, wzięła córkę na ręce, przytuliła ją i zaczęła uspokajać. Ku
jej zdziwieniu, w jej ramionach dziewuszka niemal natychmiast zaczęła się
uspakajać. Gdy całkiem przestała płakać i zasnęła, Aya z nią na rękach podeszła do łóżka, położyła
córkę na nim i kładąc się obok niej, przytuliła ją i przez krótką chwilę
wpatrywała się w jej śpiącą twarzyczkę. Nie minęła minuta, a w oczach kobiety
pojawiły się łzy. Drżącymi ustami i coraz bardziej płacząc, wciąż wpatrując się
w noworodka, wyszeptała:
- Przepraszam, maleńka… To nie twoja wina, że
jesteś, jaka jesteś. Wybacz mi, córeczko, obiecuję, że
wszystko będzie dobrze. Proszę cię, wybacz mi,
dziecinko, mamusia jest taka słaba… - dodała na końcu, a jej łzy strumieniami
leciały po jej bladych policzkach.
Leżąc i tuląc do siebie swoją pierworodną
córkę, Aya wiedziała, że już obdarzyła ją ogromną matczyną miłością i że nic
nie jest w stanie tego zmienić. Nawet fakt, że to niemowlę jest dziedzicem rodu
Hell, że w jego żyłach płynie krew Michaela, Amicy, Evy ani to, że jest ono uderzająco podobne do swojego
ojca. Czuła jednak - co zresztą powodowało u niej ogromne wyrzuty sumienia - że
mimo wszystko gdzieś w najdalszych zakamarkach jej serca i umysłu to wszystko
sprawia, że odczuwa i będzie odczuwać pewnego rodzaju nienawiść do dziecka,
które nosiła pod sercem i wydała na świat.
Na zawsze będzie rozdarta pomiędzy miłością
do córki a nienawiścią, gdyż jest dzieckiem człowieka, którego nienawidzi i
który sprawił jej tak wiele bólu…
Kochani kolejny rozdział za nami…
Dziękuje Ayi i Kiran za wyrażenie swojej opinii naprawdę to mnie motywuję
jeszcze raz dziękuje :* Mam nadziej ze rozdził nie zanudz was i liczę że mimo
wszystko umile wam tan jak że ciężki czas nauki, pisania pracy itp.
Do usłyszenia!
Suzu
*9.10.14* Ech, z wiadomych względów długo nie będzie, ale tym bardziej nie chcę sobie robić zaległości, póki to „możliwe”, więc… Co będzie, to będzie. ;_;
OdpowiedzUsuńHeh, początek = sielanka z nutką katastroficznych wizji. xD Nie no, Lili dobrze podchodzi do kwestii dzieciaków, to jej trzeba przyznać. Większość normalnych osób tak by się czuła na jej miejscu.
Becky! Nareszcie. Moje kochane biedactwo! ;_; W sumie trochę się dziwię, że tak długo się z Lili nie widziały, no bo kurczę jedna co rusz chora, druga w ciąży, mieszkają tak blisko siebie, a wpaść któraś do którejś to już nie łaska? o.O Na dodatek i w jednym, i w drugim domu jest/są maluch/maluchy, tym bardziej powinny się poodwiedzać i nimi pozachwycać.
„Witaj, Gabryel…”//Chłopak odpowiedział jej tym samym(…)” - wiadomo, o co chodzi, ale czytając to teraz, wyobraziłam sobie Gabrysia mówiącego do Lili „Witaj, Gabryel…”. O.O Jeny, co te studia robią z człowiekiem, że takie dziwne wizje go napadają? xD
Dobrze, że G. i Lili sobie to i owo wyjaśnili, ale to i tak przykre, że sytuacja wyglądała tak, a nie inaczej. Bądź co bądź znali się od zawsze, a tu takie akcje musieli przeżyć. Szacun dla G., że dość szybko się pozbierał po wyczynach Elizki, śmierci matki i tak dalej. Cóż, niemała w tym zasługa Kat. ;) Tworzą świetną parę. Ale mimo wszystko lepiej rozumiem postawę Kat. To, że nie chce i być może nie może („może nie może”, okej…) patrzeć na Rafaela, Elizkę i te ich dzieciaki, jest jak najbardziej zrozumiałe i naturalne. Ale ma szczęście, choć nie do końca o tym wie. Bądź co bądź trafiła dużo lepiej, mogąc być z G. zamiast z R. :D
No, nareszcie poważniejszy krok do przodu! ^^ Super, że K. i G. razem zamieszkają. Będzie… wesoło, co by nie użyć słowa typu „pikantnie”. xD Choć Jack momentami będzie pewnie studził ich zapał do płomiennych romansów. xD
Will, słonko moje! <3 (W sumie blond czupryna sprawia, że „słonko” tym bardziej do niego pasuje! :D) Nie no, jak ja mu współczuję, że musi znosić Evę na co dzień. Masakra jakaś. Ta wredna jędza wie, gdzie ukąsić, by jak najbardziej bolało. To straszne, jak ona się wszystkimi bawi (no dobra, nie wszystkimi, tylko tymi, którymi może). Wysyła Willa do M., wiedząc, że i jego widok, i widok Ayi go dobije (jeny, jeszcze ta ciąża, więc tym bardziej :/), zachowuje się jak… ee, no wiesz, nie użyję wiadomego słowa (ale w każdym razie na zbyt wiele sobie pozwala! co to za całusy?! co to za paradowanie nago?!), a do tego wszystkiego straszy go, że skrzywdzi Vicky! Nie no, chamstwo i tyle. ;( I cóż, dla M. też jest wredna, no bo upiekła dwie (a właściwie to trzy) pieczenie na jednym ogniu. Dopiekła Willowi, bratu i Ayi. No czegóż chcieć więcej? :/ Wredna zołza.
Nie dziwię się Ayi, że nie odzywa się do dziecka, pewnie w takiej sytuacji też bym tego nie robiła… No ale ja jestem dziwna, wiem. Dobra, Aya też, ale jakże miałoby być inaczej, skoro to moja postać? Każda Aya ma przerąbane w jakiś sposób i można jej zarzucić to i owo (albo nawet sporo). Ale to dobrze, bo nikt nie jest idealny i różna osoby w różny sposób patrzą na świat i w ogóle.
W sumie tak się zastanawiam, że to ciekawe, że skromnych posłańców przyjmuje się do salonu, zamiast odebrać list i przekazać swemu jaśnie wielmożnemu panu. Z drugiej strony, faktycznie może być tak, że JWP będzie chciał odpisać, więc żeby nie tracić czasu przyjmie się „plebs” (że tak posłużę się wyrażeniem Tamakiego z Ourana) na salony. xD
Jeny, to musiało być straszne, i dla Willa, i dla Ayi. Dla Willa, bo ją kocha, a tu widzi ją w ciąży z facetem, którego oboje nienawidzą, widzi też, jak ten koleś ją traktuje (+ domyśla się reszty), ma świadomość, że jego miłość nigdy się nie ziści i tak dalej, i tak dalej. A ona… No cóż, pewnie wciąż ma wyrzuty sumienia, musi być jej go żal, no a dodatkowo ten wstyd i w ogóle… Nie będę się już rozpisywać, bo o tym też gadałyśmy, a poza tym czasu mam coraz mniej, bo jeszcze na uczelnię trza iść, więc… :/
W ogóle szok, jaki M. jest pobłażliwy w sumie. o.o Will zwraca się bez szacunku i do niego, i do jego żony, i do jego siostry, a on stwierdza tylko, że dziecku można to wybaczyć. xD Heh. W Japonii pewnie by to nie przeszło, choć w sumie gaijinowi można odpuścić… xD
UsuńJaa, no i mamy słynne „Azor, do budy”, to jest, PRZEPRASZAM, „Aya, do pokoju”. -.- Nie będę tego komentować, ot co. Tylko by hejty na mnie poleciały, a już się ich wystarczająco dużo nasłuchałam. xD No i nie mam czasu, do jasnej ciasnej, co ja tu w ogóle robię?! x_x
Ach, uwielbiam wymianę zdań W&M. Krótko, a dosadnie. Nawet nie dałoby rady powiedzieć, kto wygrał, każdy utrzymał fason. Więc gratuluję, bo zanim ten dialog powstał, zastanawiałam się, jak Ty to właściwie zrobisz, żeby osiągnąć taki, a nie inny efekt. No i proszę, udało się - i to jak ładnie!
Swoją drogą, śmiesznie to wygląda, że M. tak czyta to i czyta, a tam jest tylko jedno zdanie napisane. xD No ale musiał udawać, żeby nie było… xD W ogóle nieźle jest opanowany, skoro wytrzymał taki żarcik Ev i wizytę Willa z takim spokojem. I to samo mogę powiedzieć o Willu, który też nie dał ponieść się emocjom. Brawo, chłopaki! *klaszcze z uznaniem*
Nie no, ja go zabiję, no zabiję drania! Naprawdę szlag mnie trafia, gdy traktuje Ayę tak przedmiotowo. Szok, jak ona to znosi, ja bym już dawno się powiesiła chyba. :/ (Tak, wiem, że to wampirowi nic nie da, ale rozumiesz przekaz.) Rety, posypałyby się tu przekleństwa z mojej strony, no ale…
Ann-chan! <3 Styczniowa, choć miała być lutowa, tak jak ja. :D Chociaż u mnie to była oczywiście mniejsza różnica. Jeny, jak dobrze, że w trakcie rozwiązania nie było na miejscu ani M., ani Amicy. Chociaż tyle…
Ech no, cały ten fragment jest taki smutny… Choć jednocześnie niesie ze sobą jakąś nadzieję. Rozpisywać się nie będę, bo moje uczucia odzwierciedla opis uczuć Ayi, a zresztą rozmawiałyśmy o tym nie raz i nie dwa.
Ale, ale, nie mogę się powstrzymać: „(…)niemowlę jest dziedzicem rodu Hell, że w jego żyłach płynie krew Michaela, Amicy, Evy(…)” - William jak zawsze cichociemny i pominięty. xD Chyba dogadałby się z Mamoru, hahah. xD
No i to by było na tyle, i tak za bardzo się rozpisałam jak na możliwości. :o Ale grunt, że przynajmniej tego rozdziału nie będę miała zaległego, bo jak będzie z kolejnymi, nie jestem w stanie przewidzieć. Ogółem: rozdział udany i fajnie, że pojawiły się w nim postaci, które ostatnimi czasy występują raczej rzadko. ^^ Buziaki, życzę weny i powodzenia (we wszystkim, nie tylko o pisaniu tu wszak mowa!)! :*
PS. Nie czytałam tego, więc mogą być kwiatki i w ogóle jakieś dziwactwa!
Dzięki za info! Odpowiedziałam już na Twój komentarz, więc powtarzać się nie będę ;)
OdpowiedzUsuńAh! Wiele można by napisać. Lili i jej historia jakoś mnie nie absorbują. Choć trzeba przyznać, ze dobrze, że pogodziła się z Gabryielem. I podoba mi się jego pomysł zamieszkania z Kat. Mogłby między nimi zaiskrzyć!
A teraz czas na Ayę!
Urodziła. Dziewczynka. Gratulacje, Aya. Choć wiem, że to dla Ciebie bolesne. Bo to dziecko człowieka...wampira, którego nienawidzisz. Do chrzanu. Ale! Pojawił się Will. Mmmm... Ma chłopak jaja, nie powiem. Nie można od tak sprzeciwiac się Michaelowi! Zaimponował mi. Nie ma co.
Michael nie może go skrzywdzić? Możliwe... Albo Will ma to w głębokim poważaniu! Ot co!
No i był ZAZDROSNY. Coś wyczuł, nie powiem... Tym swoim idealnym nosem... Panie Hell, ma pan chyba konkurenta!
Hm... Eva. A na szafot z jędzą. Ja wszystko rozumiem, ale szantaż? Cholera, może dlatego, że mam młodszych braci i gdyby ktoś im groził to bym nogi z dupy powyrywała, nie ważna, czystokrwista, wilkołak, czy cholerny król!
Dzięki za podziękowania! :* Zawsze do usług jako motywator xD
Pozdro i weny!