Rozdział XII

Błędy przeszłości
       Penelopa przez kilka sekund tylko przypatrywała się dziewczynce, próbując zrozumieć, co znaczą jej słowa. Jak wszyscy goście z zaświatów, ta dziewczyna niby przypominała żywą nastolatkę, jednak było coś, co ją od takowej różniło. Coś ulotnego, choć tak ważnego, że zupełnie zmieniało całą postać tej dziewczynki. Jej czarne włosy powiewały na wietrze, a ciemnoniebieskie oczy wpatrywały się w Penelopę z wyrazem zmęczenia. Po kilku chwilach ciszy łowczyni zapytała:
       - Co masz namyśli?
        Brunetka odwróciła się do dziecka za nią, wzięła je na ręce i patrząc w bok, odparła:
       - Jestem taka zmęczona Chciałbym, by to wszystko wreszcie się skończyło. Widzisz, Penelopo, gdy pojawia się zło, pojawia się coś, co ma mu przeciwdziałać. Tak jak w przypadku króla Mikołaja pojawiła się Laura… Choć ona nie do końca spełniła swoje zadanie.
       - Więc Laura miała być lekarstwem na rany zadane przez jej ojca?
       Czarnowłosa skinęła głową, po czym wyjaśniła:
       - Jej ojciec mógłby być wspaniałym władcą, jednak wybrał inną drogę. Dlatego jego córka była zupełnie inna. Ród królewski zostanie zniszczony z powodu krwi mojej i mojego dziecka i to będzie jego kara. Podobnie jak ty i reszta Wybranek pokutujecie za błędy swoich przodkiń… - Spojrzała na chłopca, który przytulał się do niej i patrzył na nią smutnymi oczkami, których jedna źrenica miała barwę czerwieni, a druga błękitu, po czym dodała - Jednak już niedługo to wszystko się skończy… Mój biedny syn i ja zaznamy spokoju, tak jak ty…
       Penelopa skinęła głową i zapytała:
       - Ale nie ma innego wyjścia niż zniszczenie rodu królewskiego wilków?
       Na zadane pytanie nie odpowiedziała dziewczyna, lecz chłopiec, który spojrzał na Penelopę i powiedział spokojnie:
       - Królowa Clarinos pogrąża się w bólu i strachu. Już niebawem stanie się taka jak jej ojciec. Książę Rafael… Sama wiesz. Ale tak jak powiedziała moja matka, z każdym złem pojawia się dobro. Nic nie jest pewne.
       Łowczyni skinęła głową, na co brunetka uśmiechnęła się lekko, po czym postawiła chłopca na ziemi i biorąc go za rękę, rzekła:
       - Do zobaczenia, Penelopo, Przeklęta Wybranko, następnym razem zobaczymy się już po drugiej stronie, gdy to wszystko się skończy…
       Gdy zaczęła mówić, na śnieżnej sukience w okolicy brzucha pojawiła się czerwona plama, która w miarę jak nieznajoma mówiła, powiększała się. Nie minęło pół minuty, a dziewczynki i dziecka już nie było.
       Patrząc na miejsce, w którym jeszcze kilka sekund temu stały te dwa duchy, Penelopa westchnęła, po czym ze smutkiem przeniosła wzrok na niebo.
***
      Miesiąc po tym, jak Aya dowiedziała się o tym, że spodziewa się dziecka, jej ojciec siedział w jadalni ze swoją żoną i jadł późną kolację, gdy niespodziewanie do ich domu ktoś zapukał. Kage nie pamiętał, by spotkał kogoś o tym zapachu. Po kilkunastu sekundach usłyszał, jak kamerdyner otwiera drzwi i z kimś rozmawia, a po chwili ów wampir wszedł do pomieszczenia i zwrócił się do jasnowłosego arystokraty:
      - Posłaniec to przyniósł.
      Gdy zobaczył na kopercie szkarłatne płomienie, natychmiast wstał z krzesła i otwierając list, ruszył w kierunku salonu. Drżącymi dłońmi wyciągnął zwitek papieru i zaczął czytać. W połowie tej czynności stanął zamurowany i nawet nie zdał sobie sprawy, że żona stanęła za nim i położyła dłoń na jego plecach.
      Gdy skończył czytać, śnieżnobiała kartka wypadła mu z dłoni.
***
      Kage-san!
      Wiem, że zapewne dziwi cię mój list, ale mam cudowną wiadomość zarówno dla rodziny Hiou, jak i Hell.
      Z ogromną radością informuję C, że Twoja córka, a moja żona oczekuje mojego dziecka. Tak więc, mój drogi Kage-san, już niebawem zostaniesz dziadkiem. Aya jest już prawie w czwartym miesiącu. Przykro mi, że informuję Cię o tym dopiero teraz, ale mam mnóstwo spraw na głowie, a moja żona musi odpoczywać.
      Aya czuje się dobrze i zarówno ona, jak i dziecko są pod doskonałą opieką, więc nie musisz się o nic martwić.
Z wyrazami szacunku,
Michael Hell
***
Eva Hell oglądała zabytkowe książki, naczynia, obrazy i rzeźby znajdujące się w specjalnie do tego celu wygospodarowanemu przez Dana pomieszczeniu. Choć wiedziała, że wampir w czasie swojego długiego życia musiał zebrać sporo staroci, co zresztą od razu dało się zauważyć, zwiedzając inne części posiadłości, to bogactwo, wiek i rzadkość przedmiotów znajdujących się w jego zbiorach i tak ją szokowały. Spojrzała na mężczyznę, który siedział na antycznym krześle i czytał książkę, która zapewne była dwa razy starsza od niej, po czym rzuciła:
- Wiedziałam, że będziesz mieć sporo bibelotów, ale żeby coś takiego! Widzę tu rzeczy jeszcze sprzed pierwszej wojny między wampirami a wilkołakami…
Mężczyzna podniósł na nią swoje różnobarwne tęczówki, po czym unosząc kącik ust, stwierdził:
- Wiesz, kim jestem i jeszcze się dziwisz, że mam tak stare rzeczy?
- W sumie racja - odparła chichocząc, gdy wampir wrócił do lektury, po czym biorąc do ręki dwustuletni wazon i bawiąc się nim, rzuciła niby od niechcenia - Odkąd widzieliśmy się ostatnio, zdarzyło się coś, co zapewne cię zainteresuje…
- Doprawdy? Cóż takiego, moja droga? - zapytał, nie odrywając się od książki.
  Odstawiła flakon na miejsce, po czym usiadła na kolanach Dana, wyciągnęła mu z rąk lekturę i podnosząc jego podbródek, by mógł spojrzeć na nią jedną tęczówką czerwoną, a drugą błękitną, wyszeptała mu na ucho:
- Moja słodziutka szwagierka jest w ciąży.
Mężczyzna chwycił dziewczynę za ramiona i odciągając ją od siebie oraz przeszywając ją spojrzeniem, spytał:
- Co takiego?! Hiou da dziecko Hell?!
Eva zaśmiała się i zarzucając mu ręce na szyję, stwierdziła:
- Tak myślałam, że to cię zaciekawi. Mówiłeś mi, że nasza krew nigdy nie powinna się zmieszać, ale jak widać mój braciszek nieźle zabawiał się tą przeklętą Hiou…
Dan uśmiechnął się pod nosem. Patrząc na Evę i jednocześnie głaszcząc ją po policzku, mruknął:
- Najwyraźniej masz rację… Jestem bardzo ciekaw, co z tego wyniknie. Nigdy nie myślałem, że do tego dojdzie. To dziecko będzie zapewne prawie tak fascynujące jak mój mały as, a właściwe dwa asy - dodał na końcu, przypominając sobie niespodziankę, jaką zgotowała mu swoimi narodzinami córka Elizabeth Collins.
Ostatnio w życiu Dana wydarzyło się więcej niespodziewanych rzeczy niż w przeciągu ostatnich kilkuset lat. Zapowiadają się naprawdę ciekawe czasy…
***
Trzy dni po dostaniu informacji od Michaela, że Aya spodziewa się dziecka, Kage Hiou znalazł się przed drzwiami angielskiej posiadłości rodziny Hell.
Przez dwa dni siedział w domu jak na szpilkach, myśląc wyłącznie o córce i w końcu, nie mogąc znieść dłużej niepewności i bezczynności, zwłaszcza że nie dostawał żadnych listów od jedynego dziecka od dnia, w którym to złożył niezapowiedzianą wizytę Michaelowi, postanowił sprawdzić, co się u niej dzieje. Maaya poparła decyzję męża o wyjeździe do Anglii i żywiła nadzieję, że tym razem uda mu się zobaczyć ich córkę. Mężczyzna postanowił sobie, że nieważne, co powie zięć, nie pozwoli się tak łatwo spławić. On po prostu musi zobaczyć Ayę. Była jego jedynym dzieckiem, które teraz zostanie matką, musiał więc zamienić z nią chociaż kilka słów.
Drzwi do dworu otworzył mu jakiś lokaj, który poinformował go, że zarówno pani Aya, jak i pan Michael znajdują się w domu, więc zawiadomi ich o jego wizycie. Nim jednak ów wampir zdołał się ruszyć, na schodach pojawiła się ciemnowłosa kobieta i uśmiechając się z zaszklonymi oczami, szepnęła:
- Tato, jak dobrze cię widzieć…
Uśmiechnął się do niej delikatnie, a wtedy brunetka wciąż z lekkim uśmiechem na ustach zaczęła schodzić ze schodów. Nie zdążyła jednak zejść z czterech stopni, gdy zarówno ona, jak i Kage usłyszeli opanowany męski głos:
- Aya.
Wampirzyca natychmiast zatrzymała się, a z jej twarzy znikł uśmiech, który został zastąpiony wyrazem strachu. Hiou natomiast dzięki swojej mocy nie tylko zobaczył lęk swojej córki, lecz również go odczuł. Po sekundzie on i Aya spojrzeli w miejsce, z którego dobiegł głos i zobaczyli ciemnowłosego arystokratę stojącego na szczycie schodów i wpatrującego się w dziewczynę ze stoickim spokojem. Po chwili zaczął on schodzić, a gdy znajdował się przy brunetce, mruknął opanowanym tonem:
- Powinnaś odpoczywać.
Nie patrząc na męża, cichym, piskliwym głosem zaczęła:
- Wiem, ale… Chciałam…
Nim skończyła mówić, Michael podniósł jej podbródek i zmuszając ją, by na niego spojrzała, mruknął:
- Cii… Nic nie mów. - Przerwał na sekundę, nachylił się, by móc namiętnie ją pocałować, po czym szepnął jej na ucho - Idź do pokoju, porozmawiamy później.
Nie odpowiadając ani nawet nie potakując, Aya ruszyła ponownie do góry, lecz gdy miała już zniknąć za filarami, na chwilę zatrzymała się, spojrzała na ojca i przesłała mu przepraszające spojrzenie.
Kage patrzył na całą tę scenę z niedowierzaniem. Uczucia, które emanowały z jego córki, najzwyczajniej w świecie go przerażały. Mimo iż był świadomy, że Aya raczej nie jest chociażby w najmniejszym stopniu szczęśliwa, nie przypuszczał, że gdy tylko pojawi się Michael, owładnie nią takie przerażenie, żal i wręcz histeria. Ponadto nie mógł pojąć, jak Michael mógł przy nim tak się w stosunku do niej zachować. Gdy ją pocałował, Kage mógł poczuć, jak bardzo Aya poczuła się zawstydzona i zażenowana tym faktem. To wszystko sprawiło, że nie był w stanie zrobić ani wyksztusić z siebie czegokolwiek, dopóki nie usłyszał głosu Michaela:
- Co ty tu robisz? Ostatnio chyba dałem ci wystarczająco do zrozumienia, że nie życzę sobie żadnych niezapowiedzianych wizyt, prawda?
Jakby oprzytomniawszy, Kage przeniósł wzrok na Michaela, który znalazł się tuż przed nim i mruknął:
- Wiem, ale teraz, kiedy Aya jest w ciąży, chyba mogę się z nią zobaczyć, prawda?!
Hell westchnął, po czym odparł beznamiętnym głosem:
- Naturalnie, że tak. Zresztą nigdy nie powiedziałem, że nie zobaczysz się z moją żoną. Tylko że… Zrobisz to, gdy ja tak powiem - dokończył, podnosząc na szarookiego rubinowe tęczówki.
Kage przez kilka chwil nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. W końcu, nie mogąc wymyślić nic lepszego, rzucił:
- Ale czemu?! Zrozum, Ayi jest potrzebne wsparcie, zwłaszcza teraz! Poza tym coś ty jej, do diabła, zrobił, że tak panicznie się ciebie boi?!
- Kage, nie podnoś głosu w moim domu. Wiem, że ona teraz tego potrzebuje, ale o to się nie martw, już dawno o to zadbałem, a jeżeli chodzi ci o strach, to chyba rozumiesz, że kobiety w jej stanie są niestabilne emocjonalnie…
- Michael, nie wmówisz mi, że to przez ciążę! - warknął Kage, nie mogąc już nad sobą zapanować.
Jego zięć westchnął i odparł opanowany:
- Nic mnie nie obchodzi, co myślisz. Aya na razie potrzebuje spokoju, więc nie powinna póki co się z tobą widywać. Jak będzie to możliwe, dam ci znać, teraz więc opuść moją posiadłość.
Kage złapał go za ramię i krzyknął:
- To moja córka, Michael, zrozum!
Syn Wyroczni westchnął i ściągając zaciśniętą dłoń Kage, powiedział spokojnie:
- Powiedziałem ci, że mojej żonie potrzebny jest spokój… Spotkasz się z nią już niedługo, ale jeszcze nie dziś.
Po tych słowach po prostu skierował się po schodach na piętro, nie czekając na odpowiedź rozmówcy. Kage z niedowierzaniem się w niego wpatrywał. Co miał zrobić? Jak wymusić na Michaelu możliwość spotkania z własnym dzieckiem? Gdy tak zastanawiał się nad tym, usłyszał znajomy głos:
- Kage-sama, proszę iść… Nie wiem, co się stało, kiedy byłeś tu ostatnio, ale Aya-sama od tego dnia bardzo się zmieniła…
Hiou wpatrywał się w służkę swojej córki szeroko otwartymi oczami. Co to miało znaczyć? Czy to możliwe, że to z jego winy coś stało się jego dziecku?! On chciał po prostu się z nią zobaczyć! Ale jeżeli Michael naprawdę wyżywa się przez niego na Ayi?
Po kilku sekundach skinął głową i z krwawiącym sercem ruszył do wyjścia. Głowa mu pękała, serce piekło od żalu, podobnie jak oczy od powstrzymywanych łez. Nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, następnych kilka godzin spędził na spacerowaniu po różnych uliczkach.
Czemu ciągle powtarza te same błędy z przeszłości? Gdyby był bardziej zdecydowany i nie był takim wielkim tchórzem, może nie musiałby składać tej przeklętej przysięgi, a dziś udałoby mu się zobaczyć córkę, która z jego winy jest żoną takiego drania?

- Aya-chan - rozległ się w komnacie męski głos. Brunetka leżąca bokiem na łóżku odwróciła się do właściciela owego głosu i spojrzała na niego oczami niewyrażającymi żadnych uczuć, tylko pustkę. Czarnowłosy mężczyzna z lekkim uśmiechem podszedł do niej, usiadł i głaszcząc ją po głowie, powiedział - Świetnie się zachowałaś. Zrobiłaś to, co ci kazałem.
Kiedy skończył mówić, nachylił się i namiętnie pocałował wampirzycę, która w najmniejszym stopniu nie odwzajemniła jego pieszczoty. Gdy ponownie patrzył w jej oczy, położył dłoń na już lekko zaokrąglonym brzuchu i uśmiechając się dobrotliwie, szepnął żonie na ucho ciepłym głosem, jednocześnie całując jej policzek:
- Naprawdę cieszę się, że jesteś taka grzeczna, a już niebawem urodzisz nasze dziecko. Dajesz mi tak wiele szczęścia…
***
       Czarnowłosa wilczyca trzymała w ramionach śpiące trzytygodniowe niemowlę i lekko się do niego uśmiechała. Jej brat wpatrywał się natomiast w chłopca leżącego spokojnie w łóżeczku i błądzącego wzrokiem zielonych ocząt po suficie i również uśmiechał się z rozrzewnieniem. Odwrócili się od buź dzieci dopiero, gdy usłyszeli spokojny kobiecy głos:
       - Lauro, Hope naprawdę cię lubi! Strasznie szybko zasypia, gdy trzymasz ją na rękach.
       - Pewnie dlatego, że wymyśliła jej imię - dodał wilkołak, śmiejąc się.
       Przez pierwsze dwa dni od narodzin dzieci ani Elizabeth, ani Rafael nie mieli pomysł na imię dla córki. O ile dla syna nie stanowiło to żadnego problemu (choć wszyscy byli nieco skonsternowani tak oryginalnym imieniem), o tyle dla dziewczynki nic im nie pasowało. Gdy Laura przysłuchiwała się ich debacie na ten właśnie temat, wpatrując się w bratani rzuciła, że skoro jej bliźniak nosi imię oznaczające nadzieję, to może Hope byłaby odpowiednia. Rodzice dziewczynki od razu zgodzili się na tę propozycję.
       Nastolatka zaśmiała się i stwierdziła, że to bardzo prawdopodobne, na co rodzice maluchów wybuchli śmiechem, po czym Elizabeth wzięła od wilczycy córkę i położyła ją w łóżeczku koło jej brata, któremu powoli zamykały się oczka. Sekundę później, gdy głaskała bliźnięta na dobranoc, usłyszała poważny głos Laury:
       - Clarinos jeszcze nie wiem o dzieciakach, prawda?
       - Nie… Noszę się z napisaniem do niej, ale nawet nie wiem, jak zacząć - wzdychając odparł Rafael.
       Laura spochmurniała i patrząc na śpiące maluchy, mruknęła:
       - Musicie to jak najszybciej załatwić. Lepiej żeby ciotka dowiedziała się od was niż jakoś inaczej.
       Rafael dobrze wiedział, że jego siostra ma rację. Wreszcie będzie musiał przyznać się ciotce do swojego błędu. Jeżeli tego nie zrobi, popełni kolejny…
       Dwa dni po tej rozmowie w domu Collins tuż przed wieczorem pojawił się gość, którego nikt się nie spodziewał.
       Victor przyglądał się wnuczce, którą kołysała Vanessa i uśmiechał się błogo. Tom natomiast wpatrywał się we wnuka, którego na rękach trzymał Rafael. Obaj mężczyźni mieli identyczny wyraz twarzy. Elizabeth, która siedziała razem z Laurą na kanapie i obserwowała całą tę sytuację, rzuciła chichocząc:
       - Tato, nie wiem, czy wiesz, ale ty i Victor macie takie same miny, gdy patrzycie na maluchy…
       - Fakt. Hope i Espoirn chyba u wszystkich wywołują te same uczucia i łagodzą obyczaje - dodała Laura, również się śmiejąc.
       Wilkołak i wampir spojrzeli na siebie ze zdziwionymi minami i oboje westchnęli z rezygnacją, uśmiechając się pod nosem, na co wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. Odkąd pojawiły się bliźnięta, chcąc nie chcąc zarówno ojciec Rafaela, jak Elizabeth musieli się tolerować. I choć początkowo ich stosunki były ogromnie oficjalne, to po jakimś czasie można było powiedzieć, że na swój sposób się ze sobą zaprzyjaźnili.
       Tę rodzinną sielankę przerwał wilczy zapach, którzy niespodziewanie wszyscy wyczuli. Elizabeth szybko podbiegła do matki i biorąc na ręce córkę, zaczęła wpatrywać się w drzwi, do których ktoś zapukał. Victor podszedł do nich i otworzył je. Ujrzał w nich kobietę, która obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i patrząc za niego, mruknęła:
       - Czyli to, co powiedział mi Wybranka, to prawda… - Na końcu warknęła - Czy ktoś z was może mi, do diabła, wyjaśnić, co to wszystko ma znaczyć?!
       Rafael oddał syna Vanessie i podszedł do ojca, po czym powiedział:
       - Wczoraj wysłałem do ciebie list, w którym wszystko ci wyjaśniłem… To mój syn i córka, są bliźniętami.
       Clarinos ominęła ich i wszedłszy do salonu, zaczęła wpatrywać się w niemowlaki i mrużąc oczy, warknęła:
       - Nie obchodzi mnie to! Pytałam się, co w ogóle mają znaczyć te bachory?! Przecież mówiłam wam, do diabła, o tej przeklętej przepowiedni!
       Rafael podszedł do ciotki i wyjaśnił:
       - Uspokój się… Zrozum, dowiedziałem się o tym, gdy przyjechałem do domu…
       - I co mnie to obchodzi?! - warknęła blondynka, po czym dodała - Nawet jeżeli byliście na tyle głupi, by doszło to pojawienia się tego potwora, to mieliście aż nadto czasu, by się go pozbyć, a wy sobie tu spokojnie siedzicie jak gdyby nigdy nic!
       - Co ty chcesz powiedzieć? - szepnęła z przerażeniem Lili, mocniej przytulając córkę, która pod wpływem podniesionego głosu królowej zaczęła popłakiwać.
       - To, że powinnaś zabić te bachory, gdy były jeszcze w twoim brzuchu! Skoro tego nie zrobiłaś, masz to zrobić teraz!
       - Ciociu, opanuj się, przecież to tylko niemowlaki - mruknęła spokojnie Laura, na co Clarinos prychnęła:
       - To nie są zwykłe niemowlaki, Lauro. Wy nic nie rozumiecie, przez nie cały ród królewski zostanie zniszczony! Nie mam zamiaru umierać, bo wam się zachciało wychowywać jakieś małe potwory! - warknęła na końcu.
       - Clarinos, uspokój się, przecież nie mamy zamiaru pozwolić, by wyrosły na jakieś demony. Poza tym sama widziałaś, że w przepowiedni była mowa tylko o chłopcu, a ja mam jeszcze córkę…
       - Nic mnie to nie obchodzi! Macie się ich pozbyć, jasne?!
       Na te słowa Elizabeth zaczęła się cała trząść, a maluch jeszcze bardziej płakać. Vanessa stojąca obok niej przytuliła ją. Rafael położył dłoń na ramieniu ciotki i mruknął poważnym tonem:
       - Nie pozwolę, by ktokolwiek tknął i obrażał moje dzieci, rozumiesz? Powinnaś chyba iść i ochłonąć…
       Kobieta spojrzała na niego wzrokiem mrożącym krew w żyłach i warknęła:
       - Skoro tak stawiasz sprawę, to muszę cię ostrzec, że będę bacznie obserwować wszystko, co wiąże się z tymi dzieciakami. Jeżeli będzie coś, co mi się nie spodoba, osobiście je zabiję, więc radzę wam uważać! - Ostatnie słowa powiedziała, spoglądając na wszystkich obecnych.
       Gdy Clarinos skończyła mówić, nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Collinsów czy Victora, Laury i Rafaela, wyszła z domu Toma. Jak oni mogli być tak spokojni, tak nieodpowiedzialni?! Rozumiała, że byłoby im ciężko zabić niemowlaki, ale przecież mogli podać coś Elizabeth, żeby w ogóle ich nie urodziła! Ona naprawdę już bała się tego chłopca… Z tego, co powiedziała jej Penelopa, ten dzieciak zniszczy rodzinę królewską. Ona nie chciała umierać. Tak bardzo się tego bała Bała się kary za zabójstwo ojca…
***
       Aya Hell siedziała w swoim pokoju i czytała kolejny list z gratulacjami od jakiejś wampirzej rodziny. Mimo iż była w już w piątym miesiącu, wciąż przychodziły listy z tych bardziej odległych miejsc, dokąd wiadomość o przyszłym dziedzicu rodu Hell i Hiou doszła zapewne z dość dużym opóźnieniem.
       Westchnęła, odłożyła list i spojrzała na widok za oknem. Jesień już powoli ustępowała zimie, więc widok był bardzo ponury, jednak pogoda już od jakiegoś czasu przestała wpływać na jej nastrój. Dawniej, gdy przez gęste chmury nie przedostawał się żaden promyk słońca, wpadała w dziwną melancholię, natomiast gdy była cudowna pogoda, automatycznie miała lepszy nastrój, niezależnie jak kiepski miała wcześniej humor, teraz tak nie było… Po kilku minutach oderwała wzrok od szyby i podeszła do lustra. Jej czarne, rozpuszczone włosy opadały jej na ramiona, szare oczy patrzyły na nią bez żadnego wyrazu, a zaokrąglony brzuch już od jakiegoś czasu zdradzał jej odmienny stan. Położyła na nim swoją dłoń i spojrzała na niego. Sama nie wiedziała, co powinna myśleć o dziecku, które rozwijało się pod jej sercem. Z jednej strony wiedziała, że powinna je kochać i z niecierpliwością czekać na jego narodziny, w końcu była jego matką, lecz z drugiej… Czasami tak bardzo chciała, by go nie było… Choć to ją przerażało, w takich chwilach pragnęła, by ono w ogóle się nie urodziło. Wówczas zastanawiała się nawet, czy by nie poprosić Suzue, do której miała bezgranicze zaufanie, by podała jej coś, co zabiłoby tę część Hell w niej siedzącą. Zawsze jednak opamiętywała się i odczuwała ogromne wyrzuty sumienia na samą myśl o tym. W końcu ta istota nie była niczemu winna. Jednak takie tłumaczenia nie pomagały jej, gdy czuła, że nosząc cząstkę Michaela, on posiadł nie tylko jej ciało, ale też coś jeszcze cenniejszego, że jej ciało przez to jest jeszcze bardziej zbrukane. Widząc swoje odbicie, przypominała sobie każdy dotyk, każdy pocałunek męża. Dostawała mdłości nie tylko na te wspomnienia, ale również na myśl, że jej dziecko może być podobne do swojego ojca. Niemal codziennie borykała się z wątpliwościami, czy w takiej sytuacji będzie zdolna je pokochać, a jego widok będzie przypominał niechciane wspomnienia. Przecież gdyby tak się stało, jak miałaby być dla niego dobrą matką? Jak miałaby opiekować się kimś, kto samym swym wyglądem będzie sprawiał jej ból? Widząc, jak powoli pokoik dla jej syna czy córki jest urządzany, nie potrafiła czuć nic innego jak tylko przygnębienie. Nie potrafiła cieszyć się z rzeczy dla dziecka, które pokazywał jej mąż, a gdy kazano jej wybrać dla niego kołyskę, niemal się rozpłakała. Jednak najbardziej nienawidziła, gdy Michael z tym swoim diabelskim uśmiechem dotykał jej brzucha. Czuła się wówczas jak jego własność…
       Jej rozmyślania przerwał odgłos otwieranych drzwi. Spojrzała na ciemnowłosego mężczyznę, który z lekkim uśmiechem się jej przyglądał, a po chwili rzucił:
       - Kochanie, ciąża naprawdę ci służy, wyglądasz cudownie!
       Aya nie odpowiedziała, tylko lekko się rumieniąc, spuściła wzrok, patrząc pod nogi. Mężczyzna natomiast podszedł do niej, objął ją od tyłu i całując w policzek, szepnął jej na ucho pociągającym głosem:
       - Mam dla ciebie prezent. Na jutrzejszy wieczór zaprosiłem twojego ojca.
       Wampirzyca spojrzała na Michaela szeroko otwartymi oczami, po czym wydukała nieco drżącym głosem:
       - Zobaczę tatę? Nie żartujesz?
       Hell położył dłoń na policzku żony i uśmiechając się dobrodusznie, stwierdził:
       - Oczywiście, że nie żartuję. Powiedziałem ci przecież, że gdy będziesz grzeczna, spotkasz się z Kage, prawda?
       Wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszała, dziewczyna skinęła głową, nadal wpatrując się w twarz męża, który bez przerwy uśmiechał się do niej. Po chwili ciszy pocałował jej czoło, po czym ponownie na nią patrząc, rzucił:
       - Dobrze, kochanie, teraz sobie odpocznij. Później każę ci przynieść herbatę, którą poleciła ci pić moja matka. - Położył dłoń na jej brzuchu, po czym dodał - Wszystko dla dobra naszego dziecka, prawda?
       Aya przytaknęła, a sekundę później została w pomieszczaniu sama. Usiadła na krześle i przymykając powieki, uśmiechnęła się sama do siebie.
       Michael dotrzymał słowa. Naprawdę zobaczy ojca!
***
       Kage Hiou przekroczył próg posiadłości zięcia, nie mogąc powstrzymać radości na myśl, że wreszcie porozmawia z córką. Nie miał pojęcia, jak to będzie wyglądać, ale nie obchodziło go to, liczyło się tylko to, że ją zobaczy, że usłyszy jej głos… O niczym innym nie mógł myśleć od chwili, gdy tydzień temu dostał list od Michaela Hell.
       Gdy znalazł się w salonie, Michael pojawił się nie wiadomo kiedy i po oficjalnym powitaniu kazał mu iść za sobą. Gdy znaleźli się w mniejszym, aczkolwiek pięknie urządzonym pomieszczeniu, brunet rzucił:
       - Rozgość się, a ja przyprowadzę Ayę.
       Nie czekając na odpowiedź, po prostu wyszedł, zostawiając gościa samego. Zamiast usiąść sobie na jednej z sof, Kage chodził w kółko, nie mogąc opanować nerwów. Czas wydawał mu się płynąć niemiłosiernie powoli i choć zdawał sobie sprawę, że to jego własna wyobraźnia, wydawało mu się, że czeka już całe wieki. W końcu jednak drzwi otworzyły się i stanęli w nich Michael i Aya. Kage miał ochotę natychmiast ją przytulić, ale jego entuzjazm przygasiła twarz jego córki. Jej mina nie wyrażała niczego. Ani radości, ani smutku, nic… Nie patrzyła na niego, tylko pod nogi, a ręce miała złożona na zaokrąglonym brzuchu. Kage już miał coś powiedzieć, gdy Michael, całując żonę w czubek głowy, powiedział:
       - Porozmawiajcie sobie teraz, a ja za jakiś czas do was wrócę.
       Podniósł je podbródek i muskając jej wargi swoimi, pogłaskał ją po głowie, po czym nie czekając na niczyje słowa, opuścił pokój. Gdy zostali sami, Hiou podszedł do niej i nie mogąc się powstrzymać, przytulił ją, witając ja ciepłymi słowami. Zasmuciło go, że gdy on trzymał ją w objęciach, ona stał wyprostowana jak struna, zupełnie jakby bała się okazać jakiekolwiek uczucia. Czuł jednak, że mimo iż nie było tego po Ayi widać, ona naprawdę cieszyła się, że go widzi. Gdy odsunął się od niej, wskazał na sofę i lekko się uśmiechając, zaproponował, by usiedli. Dziewczyna lekko skinęła głową i zajęła najbliższe miejsce siedzące. Hiou ukucnął naprzeciwko wyprostowanej jak struna córki i biorąc jej dłonie w swoje oraz spoglądając na jej spuszczoną i zasłonięta przez włosy twarz, zapytał, jak się czuje. Dziewczyna, nie podnosząc głowy, odparła bezbarwnym głosem:
       - Dobrze… Amica mówi, że nic mi nie jest, a dziecko rozwija się prawidłowo.
       - Jak to Amica? Aya, co ty masz na myśli? - zdziwił się Kage, na co córka odparła tym samym pustym tonem:
       - Ona co jakiś czas przyjeżdża i zajmuje się mną i dzieckiem. Sprawdza, czy wszystko jest w porządku, mówi mi, co mam jeść, co złagodzi objawy ciąży i tak dalej…
       Kage ze przerażeniem wpatrywał się w swoje jedyne dziecko i zabrakło mu słów. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak miał ją pocieszyć czy choćby złagodzić ból spowodowany tym wszystkim, co musi przechodzić. Bał się, że cokolwiek powie, będzie to coś, co zamiast jej pomóc, jeszcze bardziej jej zaszkodzi - jak wówczas, gdy na siłę chciał ją zobaczyć. Położył dłoń na jej zimnym jak lód policzku i wyszeptał jaj imię. Choć chciał coś jeszcze powiedzieć, przerwała mu, szepcząc bezbarwnym głosem:
       - Tato, nie mogłabym wrócić do domu, chociaż do narodzin dziecka? - Przerwała na sekundę i dodała wzdychając - Oczywiście, że nie, Michael się nie zgodzi…
       Hiou wpatrywał się w córkę, zszokowany jej pytaniem. Dzięki swojej mocy czuł, jak bardzo Aya jest zmęczona, załamana i wystraszona, a jednocześnie jak bardzo zobojętniała na wszystko, co wokół niej się działo. To było tak nienormalne, tak inne niż to, czego się spodziewał… Obawiał się widoku załamanej, płaczącej i przerażonej Ayi, ale to, co miał przed sobą, wydawało mu się jeszcze straszniejsze. Po chwili, zdobywając się na jakieś słowa, zaczął:
       - Dziecko, obiecuję ci, że…
       Aya jednak jakby nie zwróciła uwagi na te słowa, tylko spokojnym głosem zaczęła wypytywać:
       - Co u mamy? Wszystko w porządku? Pozdrowisz ją ode mnie?
       Zdziwiony nagłą zmianą tematu, odparł:
       - Tak, u niej wszystko dobrze. Kazała cię pozdrowić i ucałować. Bardzo za tobą tęskni…
       Aya uśmiechnęła się leciutko, wyciągając ręce spod dłoni ojca i nerwowo bawiąc się końcówkami swoich rozpuszczonych włosów, szepnęła:
       - Ja za nią też… Brakuje mi jej głosu, rad…
       Kage, nie bardzo wiedząc, co powinien dalej zrobić, po chwili wstał i usiadł obok córki, po czym po prostu ją przytulił i zaczął głaskać po włosach. Dziewczyna, choć na początku była spięta, to po niedługim czasie bez słowa objęła go i ukryła twarz w jego ramionach. Trwali tak w ciszy przez kilka minut, aż Kage uśmiechając się rzucił:
       - Czemu nie spięłaś włosów? Przecież zawsze mówiłaś, że rozpuszczone ci przeszkadzają i cię denerwują.
       Aya niespodziewanie po tych słowach odsunęła się od ojca i ponownie zaczynając bawić się swoim czarnymi końcówkami, mruknęła:
       - Michael woli, gdy ich nie związuję. Poza tym tak jest wygodniej, bo jak je spinam, on i tak zaraz mi je rozpuszcza…
       Kage patrzył na swoje dziecko z przerażeniem. Co ona musiała przeżywać? Nie potrafił sobie nawet tego wyobrazić. Chcąc ją jakoś wesprzeć, zaczął:
       - Aya, wiesz przecież, że...
       Jednak nim zdołał skończyć mówić, otworzyły się drzwi i w pomieszczeniu rozległ się męski głos:
       - Na dziś wystarczy, Aya musi odpocząć.
       Natychmiast wstała z kanapy i na pożegnanie oficjalnie skinęła głową, po czym bez żadnego słowa wyszła z salonu.
       Gdy Kage został sam na sam z synem Wyroczni, mruknął do niego:
       - Michael, czy Aya na czas ciąży mogłaby się przenieść do nas? Tam miałby spokój, opiekę… Poza tym Maaya udzieliłaby jej wsparcia i porad…
       Mężczyzna westchnął i patrząc na teścia zmrużonymi oczami, prychnął:
       - Jeszcze czego… Zapewniłem mojej żonie odpowiednią opiekę, więc nie musisz się o to martwić.
       - Michael, proszę, to jest jej naprawdę potrzebne…
       Jeszcze bardziej mrużąc krwiste oczy, brunet rzucił:
       - Kage, mówię ostatni raz. Moja żona zostaje ze mną.
       Jasnowłosy arystokrata spuścił głowę i nic już nie powiedział, bo niby jakich argumentów mógłby użyć? Tak bardzo żałował, że popełnił tak wiele błędów, które doprowadziły do małżeństwa jego córki
***
       - Siostrzyczko, czemu od kilku dni jesteś taka przygnębiona? Coś się stało? - spytał jasnowłosy łowca, siadając obok srebrnowłosej kobiety na ławce ustawionej na niewielkiej altance. Nie odrywając wzroku od zachodzącego słońca, dziewczyna wyznała cichym głosem:
       - Czasem po prostu chciałabym odpocząć od tego wszystkiego… Nawet nie masz pojęcia, jak to jest mieć świadomość przyszłych wydarzeń. Jak to jest nie móc pomóc innym, mimo iż wie się, jak to zrobić… Jak to jest nie być pewnym, co mówić, a co nie… Boję się, że znów popełniłam błąd.
       Mężczyzna spochmurniał i kładąc dłoń na zimnych rękach siostry, szepnął:
       - Penelopo… Bycie Wybranką to ogromna odpowiedzialność, może powinnaś dokądś wyjechać? - Przerwał na moment i unosząc lekko kącik ust, dodał - Może nawet kogoś poznać?
       Kobieta spojrzała na brata, uśmiechnęła się dobrodusznie i kręcąc przecząco głową, wyjaśniła:
       - Nie, braciszku… Królowa Clarinos bardzo mnie teraz potrzebuje i choć tak jak poprzedni władca prawie w ogóle mnie nie słucha, to jednak jestem tu potrzebna. Poza tym nie chcę nikogo poznawać. Dobrze wiesz, że nie chcę nikogo więcej poza tobą i twoja uroczą rodziną.
       Blondyn objął siostrę ramieniem i stwierdził poważnym tonem:
       - Przestań tak martwić się o rodzinę królewską. Nie jesteś przecież winna ich głupoty i hardości. A co do ważnych osób… Siostrzyczko, chcę, żebyś była szczęśliwa i miała kogoś, kto będzie ci pomagać i wspierać w twojej ciężkiej drodze…
       Penelopa przeniosła spojrzenie na horyzont i wyznała beznamiętnym głosem:
       - Ja nie mogę się zakochać, jeżeli o to ci chodzi. Poświęcę się pracy w pałacu, to moje zadanie. - Spuściła głowę i patrząc na swoje dłonie, dodała szeptem - Wiesz, ktoś mi kiedyś powiedział, że żadna z nas nie miała łatwego życia. To nasza pokuta za błędy pierwszych Wybranek…
***
       Czarnowłosa, niespełna piętnastoletnia dziewczynka obudziła się w komnacie, w której jej ojciec trzymał swoje księgi. To właśnie tam wuj w tajemnicy uczył ją czytać i pisać. Rozejrzała się dookoła, lecz nigdzie nie zobaczyła Płomienia. Nagle spłonęła rumieńcami na wspomnienie tego, czego dopuściła się poprzedniej nocy. Błyskawicznie trzęsącymi się dłońmi zebrała swoje ubranie i zakładając na siebie wierzchnią tunikę, szybko pobiegła do swojej komnaty, trzymając w ręku swoją suknię i resztę odzieży.
       Gdy niepostrzeżenie przemknęła do swojej sypialni, rzuciła odzież na łoże, by móc opłukać twarz zimną wodą znajdującą się w miednicy. Wytarła twarz bawełnianym ręcznikiem i spojrzała na swoje odbicie w lustrzanej tafli.
       Co ona najlepszego narobiła?! Jak mogła w ogóle do tego dopuścić?! To było z jej strony bezwstydne! Sama nie wiedziała, jak to się wydarzyło… W jednej chwili czytała jedną z ksiąg ojca, a w drugiej…
       - Pani, dobrze spałaś? - niespodziewanie rozległ się w komnacie dźwięk głosu jej służki.
       W mgnieniu oka obróciła się w jej stronę i patrząc na rudowłosą dziewczynę, odpowiedziała drążącym ze zdenerwowania, piskliwym głosikiem, że całkiem dobrze. Służąca uśmiechnęła się i zbierając odzież z łóżka, rzuciła w stronę dziewczynki:
       - Pani, doprawdy? Wydajesz się dziś jakiś inna…
       - Wydaje ci się, Kelyn - odparła, spuszczając wzrok i nerwowo się uśmiechając.
       - Już dobrze, dobrze - rzuciła szybko kobieta, po czym dodała od niechcenia - Nie wiem, pani, czy wiesz, ale twój wuj zaraz wyjeżdża.
       Dziewczynka na te słowa przestraszyła się jeszcze bardziej i z szeroko otwartymi oczami wydukała:
       - Ale jak to?! Dlaczego?!
       Kelyn wyjaśniła, że jej wuj jeszcze przed świtem zaczął się pakować, a niedawno poinformował, że wraca do siebie, gdy tylko skończy przygotowania. Czarnowłosa słuchała tego wszystkiego z drżeniem serca. Co to ma znaczyć?! Gdy służka skończyła mówić, dziewczynka kazała pomóc sobie w porannej toalecie. Gdy była już ubrana, uczesana i tak dalej oraz dowiedziała się, gdzie jest Edan, natychmiast tam pobiegła. Znalazła go w towarzystwie brata i ojca, którzy z szerokimi uśmiechami i ciepłymi słowami przywitali ją, po czym jej ojciec rzekł:
       - Moje dziecko, zdążyłaś w samą porę, gdyż Edan właśnie wyjeżdża. Pożegnaj się z nim.
       Dziewczynka spojrzał na mężczyznę, który wpatrywał się w nią z nieodgadnioną miną i kłaniając się, powiedziała drżącym głosem:
       - Do zobaczenia, wuju. Mam nadzieję, że będziesz miło wspominać te odwiedziny…
       Szatyn stojący przed nią wziął jej dłoń w swoją i mruknął spokojnym tonem:
       - Oczywiście, że będę dobrze je wspominać, moja droga. Cieszę się, że mogliśmy się zobaczyć po tylu latach i że dotrzymywałaś mi swojego uroczego towarzystwa. Obiecuję, że za kilka miesięcy, gdy uda mi się załatwić swoje sprawy, wrócę tu - dodał, podkreślając ostatnie słowa.
       Dziewczynka podniosła na niego swoje ciemnoniebieskie oczy i lekko się uśmiechnęła.
       Pięć miesięcy później Kelyn odkryła, że jej pani jest w odmiennym stanie. Choć już od pewnego czasu podejrzewała u niej ten stan, to pewność miała, gdy zauważyła, że od jakiegoś czasu ta wyraźnie przytyła. Gdy powiedziała o tym odkryciu dziewczynce, ta rozpłakała się i zaczęła błagać, by nic nikomu nie mówiła. Widząc tak przerażone, załamane i zdruzgotane bądź co bądź dziecko, jej serce ogarnęło ogromne współczucie dla niej. Objęła ją i szepnęła ciepłym głosem:
       - Spokojnie, dziecko, nic się nie bój. Pomogę ci ukrywać to, że oczekujesz potomka. Przede wszystkim będziemy musiały zakryć twój brzuch. To da się zrobić… Całe szczęście tylko ja cię ubieram. Od dziś będę specjalnie zawiązywać twoje pasy, mam też doświadczenie jako akuszerka, więc z tym też sobie poradzimy…
       - Dziękuję, dziękuję, co ja bym bez ciebie zrobiła? - wychlipała dziewczynka, przytulając się do służki i mając nadzieję, że dzięki niej jakoś sobie poradzi.

        Po kilku tygodniach u jej ojca zjawiła się pewna niewolnica o iskrzących się srebrem włosach, która wyjawiła mu całą prawdę.

Ach wiem że powinnam dodać rozdział wczoraj ale eee cóż mój napad weny pokrzyżował mi plany no ale dobra nie ważne nie będę tego komentować… W każdym bądź razie przepraszam jeszcze raz ^ ^”
Rozdział dedtykuję studentom którzy zaczynają rok akademicki ;-; Mam nadziej że znajdziemy czas na przyjemność pomiędzy ćwiczeniami, wykładami a nauką Xd
Do następnego Suzu

10 komentarzy:

  1. *napisane 26.09.14*
    Dobra, nie będzie długo, bo, jak wiesz, mam masę rzeczy do powtórzenia, ale cóż. Parę słów skrobnąć trzeba.

    Duchy i Wybranka są siebie warci, wszystko, co mówią, muszą zawoalować, jak gdyby nie dało się inaczej! Niemniej jeśli jest się tak uważnym i wiernym czytelnikiem jak ja, da się wszystko ogarnąć. :D *tak bardzo skromna; próbuje się dowartościować po dobijających ćwiczeniach z japońskiego*
    Ech, Laurze coś misja nie wyszła, Rafael to już w ogóle do niczego się w tej kwestii nie nadaje… Mikołaj był zły, Clarinos też się taka staje… Jak tak na to spojrzeć, to może i dobrze, że ten ród wyginie. (Znaczy teoretycznie, bo do końca nie wiadomo, jak to się rozwiąże.) x_x Wiem, że brzmi to chamsko, ale cóż, wybacz, tak mnie refleksja naszła.
    Huhu, synek oczka odziedziczył po pożal się Boże tatuśku-pedofilu? Wyrazy współczucia, dziecko! A młodociana (nie)doszła matka nawet po śmierci musi krwawić z rany zadanej przez jakże ją kochającego tatusia? Czy to tylko taki chwyt podsycający dramaturgię sytuacji? xD Jeny, ale mnie czarny humor naszedł. To wszystko przez japoński, nie zwracaj na mnie uwagi!

    Serio? Ja się pytam: serio? Dopiero miesiąc po jakże wspaniałej nowinie Pan M. łaskawie powiadomił o tym Kage?! No co za chamidło przebrzydłe! Kage i Maaya powinni być pierwszymi, którzy się o tym dowiedzieli, a nie! Jasne, do mamusi to poleciał od razu, a teściów to niełaska poinformować, co? Jeny, ja nie mogę, co to jest za bydlę! Seksowne, okej, ale bydlę. (Choć czuję, iż mówiąc tak, obrażam bydło. Przepraszam, zwierzątka! .<

    Ech, widzę, że Eva czuje się u Dana jak ryba w wodzie. Jakże cudownie. Cieszmy się i radujmy. *beznamiętny ton*
    Taa, krew Hiou i Hell nie powinna się zmieszać, ale co tam, zróbmy eksperyment i na to pozwólmy, zamieniając życie niewinnej dziewczyny w piekło! Hura. *wkurzona, nie przebierając w środkach planuje niejedno morderstwo*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci szczerze, że strasznie ciężko mi się ostatnio komentuje. Z jednej strony w grę wchodzą różnego rodzaju czynniki zewnętrzne (jak stres - na przykład pod tytułem „Boziu, co ja znowu robię zamiast się uczyć?!”), ale z drugiej… Wydaje mi się, że gdybym komentowała coś, co dopiero co przeczytałam, byłoby łatwiej, bo wszelkie emocje byłyby świeżynką. A w tym przypadku mamy sceny, które czytałam już dziesiątki razy. Co trzeba było powiedzieć, już powiedziałam - i to nieraz, bo przecież rozmawiałyśmy o M. i tak dalej tyle, że szok. No i czego bym nie napisała, w taki czy inny sposób się powtarzam. Ech. Z tego powodu nie będę się rozwodzić nad tragiczną sytuacją Ayi, tylko skomentuję ją w kilku zdaniach. Raz: naprawdę, naprawdę, naprawdę nie wyobrażam sobie takiego życia. Ciągły strach, upokorzenie, bezsilność. A teraz jeszcze ta ciąża + świadomość, że do poczęcia „na pewno” doszło podczas kary. No przecież zwariować można! Do tego jeszcze dodatkowy stres związany z częstymi odwiedzinami Amicy, teściowej z piekła rodem, jakże troskliwej i słodkiej! Dwa: Kage. Załamałabym się totalnie na jego miejscu. Gdyby jeszcze nie ta jego moc… Wtedy tylko domyślałby się, co się dzieje, a tak… Odczytywanie uczuć to niemalże jak odczytywanie myśli. A może nawet jest gorsze? Myśli to jedno, ale co, gdy ma się dostęp do czyjegoś serca…? Co jeśli można dowiedzieć się o kimś czegoś, czego nawet ta osoba może nie być świadoma? Przerażające. Tu tym bardziej, że mowa jest o jego własnym dziecku. Jedynym dziecku, umiłowanej córce. Nie ma słów, które mogłyby dobrze wyrazić, jak bardzo jest mi żal Kage. Oczywiście Maayi również, szczególnie przez wzgląd na to, iż nie ma możliwości ujrzenia córki i ogólnie jest zupełnie bezradna w świecie, w którym zdecydowała się żyć, ale jednak Kage… Nie dość, że wie, że to wszystko jego wina (jakby nie patrzeć), to jeszcze musi na to patrzeć (powtórzenie, ale kit z tym). A teraz jeszcze dowiedział się, iż przez jego pozornie niewinną niezapowiedzianą wizytę M. wyżył się na Ayi. Nie, naprawdę nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak on musi się czuć. Trzy: Michael jest takim chamem, że to się w głowie nie mieści. I jeszcze ten pocałunek na oczach Kage! Szczyt chamstwa. W ogóle to on jest tak wkurzający w tym ciągłym podkreślaniu swojej pozycji męża (tudzież pana i władcy) Ayi, że dramat…
      Taa, niby krótko, a i tak więcej niż miałam pisać. A japoński czeka…
      Ale, ale, odnośnie kilku ostatnich zdań: zamordowałabym Michaela (ze szczególnym okrucieństwem, oczywiście!) za każdym razem, gdy dotyka brzucha Ayi. Serio. Zabiłabym go, poprosiła Hiroshiego, żeby go ożywił, i znów zabiła. I znów. I znów. Dostał wszystko (dobra, prawie wszystko - kwestia czasu), czego chciał, a teraz jeszcze… No nie wiem, jak to określić, ale oczywiście chodzi o to, co Cię tak niezmiennie wkurza w moim punkcie widzenia. Kobieta jako swego rodzaju własność mężczyzny. Nie tylko jej „ciało zewnętrzne” zostało zbrukane, ale teraz też „wewnętrzne”. Świadomość, że rośnie w tobie część oprawcy, który skrzywdził cię jak nikt inny, musi być tak dobijająca, iż nie jestem w stanie wyobrazić sobie ogromu tej tragedii. Wiem, że masz w tej kwestii odmienne zdanie. Wiem, że można kochać takie dzieci. Ale nie wiem, czy ja bym potrafiła. Pewnie tak, ale nie chciałabym się o tym przekonać na własnej skórze. Nigdy w życiu.
      „Naprawdę cieszę się, że jesteś taka grzeczna, a już niebawem urodzisz nasze dziecko. Dajesz mi tak wiele szczęścia…” - ja, mi, mnie, mój, moja, moje, bla, bla, bla. Co za parszywy egoista! We fragmentach tego typu naprawdę go nienawidzę! >.<

      Usuń
    2. Ale sielanka. Biedny Espoirn do końca życia będzie miał kompleksy z powodu tak porąbanego imienia. .<)

      Usuń
    3. Okej, nie wiem, co to ma być, ucięło praktycznie wszystko O.O Dobra, będziemy próbować do skutku *cichutko klnie pod nosem*

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. Ale sielanka. Biedny Espoirn do końca życia będzie miał kompleksy z powodu tak porąbanego imienia… Hope lepiej się trafiło, może imię dla Espoirna też powinna była wybrać Laura? -.-
      Jeny, Rafael naprawdę taki ździebko bezużyteczny jest. Nawet listu do ciotki napisać nie potrafi. Jasne, nie dziwę się, że się tego boi, ale cóż, skoro był na tyle głupi, by zaliczyć wpadkę, powinien umieć ponieść wszelkie konsekwencje, nie tylko od czasu do czasu zająć się własnymi dzieciakami.
      „Tato, nie wiem, czy wiesz, ale ty i Victor macie takie same miny, gdy patrzycie na maluchy…” - w sumie dlaczego Elizabeth zwraca się do Victora na ty? o.O Co za niewychowane dziecko. x_x Ech, brakuje mi Toma-choleryka i Victora z charakterkiem. A teraz co? Ze wszystkim się pogodzili i dali się ponieść jakże uroczej rodzinnej sielance jak cała reszta.
      „Uspokój się… Zrozum, dowiedziałem się o tym, gdy przyjechałem do domu…” - to tak się dzisiejsza młodzież zwraca do ciotek? Kolejny niewychowany bachor… x_x
      Ja się naprawdę nie dziwię Clarinos, że tak zareagowała i była wściekła. Na jej miejscu urządziłabym im „Meksyk z Kambodżą” (xD), a co! Jedno głupsze od drugiego, serio… No ale Clarinos przesadziła z tym, iż można było pozbyć się dzieci. Tak nie można i to potępiam, ale ogólnie rozumiem jej stanowisko. I strach, bo przecież wie, co ją może czekać.

      O, i oto dochodzimy do mistrzowskiego opisu uczuć Ayi. Zawiera chyba wszystko, o czym Ci opowiadałam na zasadzie „co bym najprawdopodobniej czuła na jej miejscu”. Pozostaje mi więc tylko tego pogratulować, bo nie mam temu fragmentowi nic do zarzucenia! Oby więcej takich scenek! (Nie mówię, że z Ayą, tylko ogólnie takich rozkminek na tle psychologicznym.)
      Nie no, wreszcie Pan M. poszedł po rozum do głowy, przynajmniej w jednej kwestii. Cóż, rzadkie i krótkie wizyty są lepsze niż żadne, prawda? Jego szczęście, że wreszcie na to pozwolił, bo inaczej nie miałby co liczyć na jakąkolwiek, choćby najmniejszą przychylność Ayi. Ale ogólnie to trochę dobijające, bo czego by nie robił, jakby nie postępował, wciąż zachowuje się jak treser. Jesteś niegrzeczna - dostajesz ostrzeżenie. Potem drugie, trzecie. Jeśli to nie skutkuje, dostajesz karę. Kiedy nie jesteś już w stanie oponować, coraz bardziej cię zmiękczamy, a następnie, gdy przez wystarczająco długi okres czasu jesteś grzeczną dziewczynką, zasługujesz na nagrodę. No brawo, mistrzu wychowania! x_x

      Usuń
    7. Wizyta Kage jest tak… Sama nie wiem, jednocześnie dobijająca i pocieszająca, mam wrażenie. Nie wiem, które z tych wrażeń przeważa. Z jednej strony to okropne, jak czuje się Aya i przez co musi przechodzić, z drugiej… Mimo wszystko zobaczyli się wreszcie, mogli porozmawiać, przytulić się, wesprzeć jakoś…
      W zeszłym semestrze, ucząc się historii Japonii, natrafiłam na wzmiankę o tym, że żony cesarzy na czas ciąży i wychowania maluchów przenosiły się do rodzinnych domów (co by siedziba władcy nie była zbrukana krwią o.O Ach, przesądy Japończyków!). No i o czym wówczas myślałam? Zamiast spróbować zapamiętać jakieś daty czy imiona, przypominałam sobie tę właśnie scenę. Niestety, na egzaminie mi to nie pomogło, ale grunt, że zdałam. xD

      Żal mi Penelopy, ale rolę uwielbiania jej pozostawiam Tobie. xD *team Clarinos (bo tak cudownie nieidealną postacią jest xD)* W sumie dogadałaby się z Mayumi (moje kochane biedactwo!)… Szkoda, że żyją w innych bajkach i nie mogą się nawzajem wspierać, ciekawe, co by z tego wyniknęło, gdyby było inaczej…

      Ech, no i na koniec przebłysk z przeszłości. Jeny, ja naprawdę nie wiem, co kierowało Edanem w tamtej chwili. Pedofil jeden no… x_x Żal mi tej małej, ale chociaż tyle, że miała wsparcie ze strony Kelyn. Ostatecznie nie na wiele się to zdało, ale jednak. Ale tak ogólnie to z takim pechem chyba trzeba się urodzić. x___x
      Swoją drogą, relacje córka Ahearna (ona miała jakieś imię? nie pamiętam)&Kelyn przypominają mi te Aya&Suzu. Słodko ;_;

      Jeju, miało być szybko i krótko, ale prawie trzy strony (jedenastką, bo jedenastką, ale jednak) chyba ciężko nazwać krótkim komentarzem. No nic, zwijam się i wracam do nihongo. Życzę weny i powodzenia w dalszym pisaniu! Oby M. dostał za swoje! .<)

      Usuń
    8. Rozgryzłam to! Złamane serduszka wszystko psują w dodawaniu komentarzy. Dlatego wtedy mi ucięło i końcówkę poprzedniego. Tak więc:
      Oby M. dostał za swoje! *tu było złamane serduszko* (Albo nie - no nie potrafię się zdecydować! *tu ta zdenerwowana emotka, z którą różnie bywa, więc jej teraz nie wklejam*)
      Dobra, chyba wreszcie się uda -.-'' Mały bajzel masz, ale to przecież nie moja wina! *teatralny gest w stylu sama-wiesz-kogo - i bynajmniej nie mam tu na myśli Voldemorta xD*

      Usuń
  2. Dzięki za info! :*

    Ah! Szczerze? Mogłabym opisać każdy akapit, dosłownie każdy, ale! Po kolei!

    Oczywiście, że Wybranka, czy jakkolwiek ich tam nazywają, nie może mieć łatwego życia. Cóż, wg mnie takie osoby mają najbardziej przechlapane ze wszystkich innych ;/
    Dodam, że ta retrospekcja na końcu daje wiele, wiele do myślenia!

    Poza tym... Michael! Rozszarpałabym go! Aya sobie nie zasłużyła na takiego męża! Mam szczerą nadzieję, że w końcu Los ją od niego wybawi... Co do Kage-lubię go, ale za tę przysięgę, małżeństwo i parę innych rzeczy, to bym go oskalpowała. No i musze wrócić do Michaela-szczerze? Mogłabym być jego żoną. A wiesz czemu? Bo po pierwsze: zmieniłabym jego zycie w piekło. Po drugie: dałabym mu popalić na każdym froncie. Po trzecie: sprawiłabym, że straciłby głowę *szatański uśmiech*. Cóż, ale to ja. No i dodam argument numer cztery: tata i moim bracia nie daliby mu chodzić po świecie, gdyby zrobił mi to co Ayi.

    Oh no i druga sprawa... Wizyta Clarinos. Cóż, ja to mam taka teorię na temat przepowiedni- spełniają się wtedy, gdy chcemy je powstrzymać. Dlatego właśnie Clarinos powinna dać sobie siana (że tak powiem kolokwialnie). Co się stało, to się nie odstanie.

    Dzięki za komentarz u mnie :D Widzę ekspresję i moc uczuć xD Rozdział jak widzę, wywołał ostrą reakcję :D

    Pozdro i weny!

    K.L.

    PS. zapraszam na home-kiran.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń