Rozdział XI

Światło nadziei
       - Wiesz co, braciszku, to naprawdę niesamowite - szepnęła czarnowłosa nastolatka, spoglądając na brata, który krzątał się po kuchni, robiąc sobie herbatę. Na słowa dziewczyny brunet wziął swój napój, spojrzał na nią brązowymi oczami i rzucił:
      - Tak? Ale co?
      Laura wzięła w ręce kubek, w którym miała gorącą czekoladę i patrząc na niego, wyjaśniła:
      - Wszystko. To, że nasza mama była księżniczką, to, że ciotka Lili uratowała życie Kat, to, że zostaniesz ojcem, to, że niektórzy uważają mojego bratanka za kogoś z legend… Powiedz… Nie wydaje ci się, jakby to wszystko było jak jakaś pajęcza sieć? Wszystko jest w jakiś sposób ze sobą połączone, zupełnie jak nici w pajęczynie…
      Rafael spojrzał na dziewczynę zdziwiony, po czym mruknął:
      - Nigdy tak na to nie patrzyłem… W sumie, jak się nad tym zastanowić, to można odnieść takie wrażenie - dodał wzdychając.
      Rafael przez chwilę patrzył z lekkim uśmiechem na siostrę, zastanawiając się, kiedy ta tak dojrzała i zaczęła przejawiać taką skłonność do refleksji. Do tej pory Laura była niezwykle żywiołową, radosną, roztrzepaną dziewczynką, choć faktycznie zdarzało jej się czasami popadać w melancholię. Teraz jednak nie tylko takie refleksyjne napady występowały u niej znacznie częściej, ale ogólnie było widać, że jego siostra stała się znacznie mniej beztroska. Z tego, co słyszał od Clarinos, ich matka była taka od samego początku…
      Wciąż z czułością wpatrując się w siostrę, rzucił w jej kierunku:
      - Bardzo się zmieniłaś.
      Laura tylko wzruszyła ramionami, po czym mruknęła, że wychodzi i późno wróci. Odprowadzając ją wzrokiem, Rafael dziękował niebiosom, że dały mu taką siostrę. To ona od najmłodszych lat była dla niego powodem, dla którego musiał przezwyciężać wszelkie trudności, to ona była tą, którą musiał się opiekować, a teraz jej słowa pomogły mu w podjęciu decyzji dotyczącej jego dziecka. Nie wiedział, czy w przyszłości nie będzie tego żałował, ale miał pewność, że teraz nie mógł podjąć innej decyzji. Zresztą Laura miała rację, najważniejsze, że wiedział, czego można się spodziewać po tym chłopcu.
      Poczochrał się po włosach w geście rozdrażnienia i bezradności, po czym wzdychając wyszedł z domu, by spotkać się z Elizabeth. Obecnie najbardziej martwiło go, że jej moc wymyka się spod kontroli w najmniej oczekiwanych momentach. Rozmawiał o tym z Tomem i on wysnuł przypuszczenie, że najprawdopodobniej jest to spowodowane niezwykłością dziecka albo tym, że Lili ma w sobie trochę ludzkich genów. Pewnie coś w tym było…
      Idąc leśną drogą i przypominając sobie, że wszystkie problemy ma na własne życzenie, po raz tysięczny przeklął swoją głupotę. Gdyby nie ten jego idiotyczny pomysł z pożegnaniem się z Elizabeth, nic by się nie wydarzyło! Ale nie, on zawsze musi wymyślić coś durnego! Ojciec miał rację, powinien myśleć, skoro ciotka i ta cała Hiou - a właściwe już Hell - przyniosły im tak cudowne wieści… Właśnie, Clarinos… Zastanawiał się, jak zareaguje, gdy dowie się, że jej plan nie do końca się powiódł… W czasie tego półrocznego pobytu na Syberii zdążył poznać siostrę swojej matki i zauważył, że mimo iż początkowo sprawiała wrażenie niezwykle opanowanej i łaskawej królowej, to zdarzało jej się wpadać w okropną złość z byle powodu i potrafiła wydawać okrutne wyroki. Wyglądało to tak, jakby w tej kobiecie istniały dwie natury. Jedna dobrotliwa i powściągliwa, druga - gwałtowna i mściwa.
      Jego rozmyślania przerwał widok domu Elizabeth i zapach jej oraz Vanessy. Wzdychając przyspieszył, by sekundę później otworzyć drzwi.
      Lili i jej matka siedziały w kuchni i oglądały album ze zdjęciami. Gdy wszedł do pomieszczenia, podniosły na niego wzrok, a Elizabeth uśmiechnęła się do niego ciepło. Chłopak odwzajemnił gest, po czym siadając obok niej, rzucił:
      - Jak się czujesz?
      Spojrzała na niego i uśmiechając się, stwierdziła:
      - Całkiem dobrze. Mamie zebrało się na wspominki i postanowiłyśmy obejrzeć stare zdjęcia. Rozmawiałeś z Katherine? - zapytała na końcu, już nie uśmiechając się, lecz z poważną miną.
      Gdy Tom dowiedział się, że imię jego siostry znajduje się w raporcie dotyczącym śmierci dwóch wilkołaków, postanowił odkryć, co tak naprawdę kryło się za jej śmiercią. Po wizycie w swoim rodzinnym domu i przejrzeniu osobistych rzeczy Ashley oraz odwiedzeniu swojego przyjaciela, który, jak się okazało, był nieoficjalnym narzeczonym zmarłej Collins dowiedział się bardzo wielu rzeczy. Philip Massimo opowiedział mu, jak któregoś razu dostał od niej list, w którym opisała, co się stało, gdy poszła zapolować. Wówczas to była świadkiem, jak zamordowano młodą wilczycę i to samo miało spotkać jej córkę. Arystokratka jednak zdołała ją uratować dzięki swojej mocy panowania nad umysłami innych. Dziewczynkę oddała pod opiekę jakiejś kobiety, na której również użyła swojej mocy. Tak jak poradził jej Philip, miała napisać do króla, gdzie się ona znajduje, jednak nie zdążyła, gdyż, jak wynikało z raportu, zginęła, ponieważ osoby mające odnaleźć owe dziecko pomyślały, że jako wampirzyca ma zamiar je porwać bądź zabić. Dziewczynką, która została uratowana przez Ashley Collins, była Katherine Williams.
       Gdy rodzina Collins dowiedziała się o tym, wszyscy byli w niemałym szoku. Jednak cała historia najbardziej wstrząsnęła Tomem. Całe życie myślał, że to wilkołaki zabiły jego siostrę i choć poniekąd była to prawda, to jednak Ashley zginęła, ratując wilcze dziecko…
      Na pytanie wampirzycy Rafael pokiwał głową, po czym zaczął mówić spokojnym tonem:
      - Tak, opowiedziałem jej o wszystkim. Delikatnie mówiąc, była w szoku.
      Dziewczyna przytaknęła i wzdychając stwierdziła:
      - Chyba wszyscy byliśmy… Tata od chwili, gdy się o tym dowiedział, przez cały dzień nie potrafił znaleźć sobie miejsca.
      - Myślę, że Tom bardzo przeżywa fakt, iż siostra tak wiele przed nim ukrywała. Zawsze myślał, że Ashley była z nim we wszystkim szczera, a tu okazało się, że nie dość, że ukrywała przed nim fakt zakochania się, to jeszcze zataiła tak poważną sytuację jak zabójstwo wampirów, uratowanie dziecka powiązanego z pałacem wilków… - wtrąciła się Vanessa, która niezauważalnie wstała i zaczęła przygotowywać poczęstunek. Córka spojrzała na nią i skinąwszy głową, szepnęła:
      - Pewnie masz rację… Ale trudno ją winić. Ciocia chciała po prostu chronić tatę.
      Kilka godzin później Vanessa postanowiła poszukać Toma, który wyszedł na spacer kilka minut przed przybyciem wilkołaka, toteż Elizabeth i Rafael zostali w domu sami. Niedługo po wyjściu matki Elizabeth, która nagle źle się poczuła, postanowiła się położyć. Rafael poszedł za wampirzycą i ułożywszy się obok niej, przytulił ją do siebie, po czym przymknął oczy. Leżeli tak kilka minut w ciszy, dopóki brunet, nie unosząc powiek, szepnął:
      - Lepiej się już czujesz? - Gdy dziewczyna skinęła głową w geście potwierdzenia, rzucił spokojnym głosem - Wiesz Gdy poszedłem do Katherine, spotkałem tam jakiegoś wampira i jak się domyślam, to był ten cały Gabryel. Faktycznie było widać, że dobrze się dogadują… Wydaje mi się, że o tę dwójkę raczej nie ma się co martwić.
      Elizabeth uśmiechnęła się pod nosem i również mając zamknięte oczy, odparła cichym głosem:
      - Dziękuję
      Dobrze wiedziała, że wilkołak mówi jej o tym tylko po to, by ją uspokoić i by nie musiała już martwić się o przyjaciela. Po chwili ciszy, która zapadła, powoli udając się w objęcia Morfeusza, wyszeptała:
      - Wiesz… Nasz syn naprawdę nie będzie nikim złym. On nie może być kimś z tych legend. Ja w to nie wierzę…
      Ledwie wypowiedziała te słowa, a poczuła, jak Rafael kładzie dłoń na jej głowie i zaczyna ją głaskać, a sekundę później usłyszała jego głos:
      - Lili, nie myśl teraz o tym. Postaraj się zasnąć.
***
      Siedząc w salonie swojej posiadłości i czytając jakieś dokumenty, Michael rzucił w stronę żony, która tępo wpatrywała się w widok za oknem:
      - O czym tak myślisz, Aya-chan?
      Speszona natychmiast oderwała wzrok od szyby. Spuszczając głowę i lekko się rumieniąc, szepnęła ledwie dosłyszalnym głosem:
      - O niczym, tak tylko patrzę na ogród.
      Mężczyzna oderwał się od przeglądania papierów i bacznie obserwując, mruknął opanowanym tonem:
      - Rozumiem, kochanie. Powiedz, dawno nie miałaś żadnego zadania od mojej matki, prawda?
      Aya podniosła wzrok, który wyrażał zdziwienie, po czym tylko pokiwała głową na potwierdzenie jego słów, czekając na to, co powie dalej. Michael odłożył kartki na siedzenie obok i podpierając głowę ręką, uśmiechając się stwierdził:
      - Może powinnaś się rozerwać? Dziś wieczorem mam pewną misję, więc może do mnie dołączysz?
      Patrząc na męża jeszcze bardziej zszokowanym wzrokiem, wydukała:
      - Ale ja… To znaczy wolałabym nie. - Po chwili spuściła wzrok i dodała jeszcze cichszym głosem - Musiałabym wtedy użyć swojej mocy.
      - No właśnie nie - przerwał jej, uśmiechając się z zadowoleniem i jednocześnie pobłażaniem. - Jesteś już dużą dziewczynką, nie uważasz? Pora chyba skończyć z tą dziecinadą - dodał, przeszywając wzrokiem krwistych oczu.
      Młoda Hell przez moment nie bardzo rozumiała, co przez te sława chce powiedzieć jej mąż. Gdy wreszcie dotarło to do niej, jej spojrzenie wyrażało ogromne przerażenie i niedowierzenie. Drżącymi wargami rzuciła:
      - Ty chyba nie chcesz, żebym wykonywała misję, będąc sobą?
      - Aya, będziesz mi tylko pomagać. Zresztą to nie będzie nic strasznego, mam tylko przesłuchać pewnego wampira. Zresztą, tak jak mówiłem, chyba powinnaś przestać tak bujać w obłokach i zobaczyć, jaki naprawdę jest świat.
      Arystokratka po chwili odwróciła głowę i skinęła nią. Choć na samą myśl, że będzie wykonywać jakąś misję z Michaelem, robiło jej się niedobrze i miała ochotę coś zniszczyć, musiała zgodzić się na ten idiotyczny pomysł męża. Co niby miała zrobić? Zacząć płakać? Od dnia ślubu robiła to niemal codziennie i choć bądź co bądź miała do tego powody, to czy coś jej to dało? Nic. Jej niemal nieustanny szloch pokazywał tylko, jak bardzo jest słaba i żałosna. Może powinna zacząć krzyczeć i kategorycznie się sprzeciwiać? Czy w czymś by jej to pomogło? Michael i tak wymusiłby na niej to, co chce… Gdy raz głośno powiedziała to, co myśli, gorzko tego pożałowała. Oj, gorzko…
      Przeniosła spojrzenie na dłoń, na której miała białą atłasową rękawiczkę skrywającą jej największe przekleństwo. Czarny tatuaż w kształcie kajdan…

      Kilka godzin później Aya siedziała w salonie w wygodnych, obcisłych spodniach i zwykłej luźnej podkoszulce. To ubranie nie krępowało jej ruchów, więc było idealne na misję z mężem. Co prawda Michael powiedział, że jej jedynym zadaniem będzie przyglądanie się oraz w razie czego udzielenie mu pomocy, ale i tak musiała mieć swobodę ruchu, więc ta odzież była najodpowiedniejsza.
      - Aya-chan, czas na nas - usłyszała niespodziewanie męski głos.
      Podniosła głowę i spojrzała na czarnowłosego arystokratę. Ubrany był podobnie jak ona, w ciemną, szeroką koszulkę i wygodne spodnie. Nic nie odpowiadając, skinęła głową i powoli podniosła się z kanapy. Michael obrzucił żonę uważnym spojrzeniem, po czym uśmiechając się, oświadczył:
      - Wiesz, w takich obcisłych spodniach wyglądasz naprawdę cudownie. Doskonale podkreślają twoje idealne kształty.
      Zaczerwieniła się i szeptem podziękowała, po czym ruszyła za Michaelem.
      Niespełna piętnaście minut później zatrzymał on samochód przed jakimś niewielkim domem i uśmiechając się do żony, zagadnął:
      - I jak, kochanie, jesteś gotowa?
      Nie odrywając wzroku od szyby w aucie, mruknęła beznamiętnym tonem:
      - A mam wyjście?
      Mężczyzna westchnął tylko, po czym wyszedł z pojazdu, otworzył drzwi i wyciągnął do niej dłoń. Brunetka bez słowa podała mu rękę i wysiadłszy, nie patrząc na niego, ruszyła w stronę budynku, z którego można było wyczuć zapach czterech wampirów i krwi któregoś z nich. Już wówczas Aya obawiała się, co ujrzy w środku i czego będzie świadkiem. Nim jednak doszła do budynku, Hell zrównał się z nią i złapał ją pod rękę, po czym otworzył drzwi.
      W środku ujrzała przywiązanego do krzesła wampira z głową spuszczoną tak, że jego blond włosy, których niektóre końcówki były poplamione jakąś czerwoną substancją, zasłaniały mu całą twarz. Nieopodal stali z założonymi na piersiach rękami oparci o ścinany arystokraci. Gdy zorientowali się, że Hell znaleźli się w pomieszczeniu, ukłonili się, a gdy powrócili do pozycji pionowej, jeden z nich, unosząc kącik ust, rzucił:
      - Panie Michaelu, wstępnie porozmawialiśmy sobie z tym tutaj… - Wskazał głową na związanego mężczyznę, po czym dodał - Niestety, koleś raczej nie jest skłonny do rozmów.
      - Doprawdy? Mam wrażenie, że niebawem zmieni zdanie - rzucił Michael z diabelskim uśmieszkiem.
      Aya nie patrzyła na to wszystko. Chciała po prostu zapomnieć, gdzie się znajduje i co ma robić. Chciała zniknąć jak dym, który rozpływa się na wietrze. Po sekundzie od słów małżonka usłyszała jego kroki, a po chwili jakiś trzask oraz jęki. Nie mogąc już wytrzymać, podniosła odrobinę głowę, by móc zobaczyć, co się dzieje. Ujrzała, jak Michael kuca naprzeciwko przesłuchiwanego, który leżał na podłodze, gdyż krzesło, do którego był przywiązany, zostało przewrócone. Twarz chłopaka była umęczona, ale bez żadnej skazy. Widocznie jego rany już się zagoiły.
      Hell odgarnął blond włosy z twarzy więźnia i mruknął:
      - No, teraz porozmawiasz sobie ze mną. Powiedz, czy ty aby nie handlujesz informacjami z narad? Ponoć wiele informacji wyciekło do kundli…
      Chłopak drżącym głosem wyjąkał:
      - Ja naprawdę nic o tym nie wiem… To nie ja…
      Michael uśmiechnął się dobrodusznie, po czum podnosząc podbródek chłopaka, który z wyglądu miał jakieś dziewiętnaście, dwadzieścia lat rzucił:
      - Może, może… No ale zapewne przypomnisz sobie, gdy posmakujesz mojej trucizny.
      Na te słowa na twarzy blondyna pojawiło się przerażenie i bezwiednie zaczął błagać o litość. Aya wiedziała, czemu ten biedak tak zareagował na słowa Michaela. Powszechnie było wiadomo, że druga umiejętność Hell jest niemalże zabójcza i przysparza wiele bólu.
      Aya z przerażenia zasłoniła sobie dłonią usta, gdy widziała tak kajającego i rzucającego się wampira, który z przerażeniem wpatrywał się, jak w dłoni Michaela pojawia się coś na kształt żarzącego się czerwienią robaka. Brunet uśmiechnął się diabolicznie i podwijając rękaw więźnia, położył owo stworzenie na jego przedramieniu. Robak wówczas za pomocą czegoś, co przypominało szczęki, naciął skórę blondyna i wszedł do rany. Niemal natychmiast chłopak zaczął wrzeszczeć i błagać, by to się skończyło. Po kilku chwilach brunet położył dwa palce na przegubie przesłuchiwanego i wówczas natychmiast z wciąż otwartej rany wypełzł piekielny robak, jak wszyscy nazywali stworzenie, za pomocą którego syn Wyroczni rozsiewał w organizmie wroga truciznę, która wręcz paliła od środka. Robak wpełzł na dłoń swojego pana, po czym zniknął.
      - I co, Max, przypomniałeś sobie coś?
      Mężczyzna ze łzami w oczach przecząco pokiwał głową i wyszeptał, że naprawdę nic nie wie o wynoszeniu tajnych informacji z zebrań. Spojrzał w szare oczy kobiety stojącej nieopodal przesłuchującego go wampira i szepnął jakby do niej:
      - Błagam… Nic nie wiem…
      Aya, wciąż zasłaniając sobie usta, zaczęła cała się trząść. Była tak przerażona, że nawet nie była w stanie płakać. Wiedziała, że Michael może przysporzyć cierpienia, ale żeby coś takiego? Tak bardzo chciała jakoś pomóc temu mężczyźnie i już zamierzała zacząć błagać męża, by przestał, gdy stało się coś niespodziewanego. Jej ręce, które do tej pory drżały, niespodziewanie przestały dygotać, twarz, która wyrażała przerażenie i niedowierzanie, nagle stała się obojętna, a oczy zimne jak lód. Wciąż z kamienną twarzą podeszła do swojego męża i kładąc mu dłoń na ramieniu, nachyliła się i wyszeptała mu na ucho:
      - Ależ jesteś niebezpieczny, kochanie…
      Mężczyzna odwrócił wzrok od blond wampira i spojrzał na żonę. Po chwili westchnął i bardziej do siebie niż do dziewczyny mruknął:
      - Czyli nie wytrzymała…
      - Sama nie wiem… Nie wzywała mnie - odezwała się brunetka, po czym spoglądając na więźnia, który patrzył na to wszystko z ogromnym niedowierzaniem, mrożącym krew w żyłach głosem powiedziała - Posłuchaj mnie, Max. Radzę ci być grzecznym i wyśpiewać mojemu mężowi wszystko, co wiesz. Uwierz, że teraz on jest jeszcze miły  Ale cierpliwości to on nie ma.
      Po tych słowach wyszła zza męża i nadeptując na rękę blondyna oraz patrząc na niego z góry i uśmiechając się, rzuciła:
      - Wiesz, ja też nie jestem zbyt miła i mi się spieszy, więc bądź grzeczny.
      Nic nie mówiąc, Michael ponownie stworzył swojego robaka i położył go na ręce Maxa. Po dwudziestu minutach takich tortur chłopak stracił przytomność, więc Michael zarządził, by przerwano przesłuchania do jutra. Trzech arystokratów, którzy do tej pory tylko się przypatrywali, ze znużeniem skinęli głową. Hell wziął żonę za ramię i wyprowadził ją z budynku. Gdy byli w połowie drogi do samochodu, dziewczyna chichocząc stwierdziła:              
      - Jesteś prawdziwym brutalem.
      Mężczyzna spojrzał na nią, po czym odparł obojętnym tonem:
      - To moja praca. Zresztą ty lepsza nie byłaś.
      Zaśmiała się, lecz się nie odezwała. Po kilku sekundach znaleźli się przy samochodzie. Tak jak wcześniej Michael otworzył przed żoną drzwi auta, a ta z kokieteryjnym uśmiechem wsiadła do niego.
       W połowie drogi Aya wróciła do siebie. Zamrugała kilkakrotnie, nie bardzo rozumiejąc, co się właściwe dzieje i czemu jest w samochodzie, skoro powinna być w tamtym domu. Nagle usłyszała spokojny głos Hell:
      - Czemu to zrobiłaś? Mówiłem ci, żebyś nie używała swojej mocy.
      Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, po chwili domyślając się, co się stało. Spuszczając głowę, szepnęła:
      - Ja tego nie zrobiłam. Musiało się stać to samo co po przyjęciu.
      Przypominając sobie, jak to kilka tygodni temu straciła kontrolę nad swoim darem i kokietowała przez to Michaela, zaczerwieniła się. Po przebudzeniu się nago w łóżku też początkowo nie wiedziała, co się dzieje. To mąż wyjaśnił jej, że poprzedniego wieczora stała się tą drugą. Gdy wtedy przypomniała sobie, co robiła z Hell, myślała, że umrze ze wstydu. Teraz również dopiero po chwili przypomniała sobie, co zrobiła temu biednemu chłopakowi. Zakryła sobie dłonią usta i miała się rozpłakać, gdy usłyszała spokojny głos męża:
      - Tylko nie płacz, bo troszkę poturbowałaś tego chłoptasia… Uwierz mi, należało mu się. Z powodu tego, że ten cholerny zdrajca sprzedał kilka informacji wilkołakom, zginęło trzech szpiegów i kilkuletni syn jednego z nich. W końcu nie byłbym dla niego aż tak nieprzyjemny, gdybym nie miał poważnego powodu…
      Aya spojrzała na niego szeroko otwartymi ze zdumienia oczami i szepnęła:
      - Nie wiedziałam… Powiedz, co z nim będzie? - zapytała, nie patrząc na męża.
      - Nie wiem. To zależy od tego, czy zacznie mówić, czy dalej będzie udawał idiotę.
      Dziewczyna skinęła głową i nie odezwała się już ani słowem do końca podróży. Gdy ona i Michael znaleźli się w domu, mężczyzna podszedł do niej, dał jej całusa w czoło i szepnął na ucho:
      - Idź spać, miałaś dziś ciężki dzień.
      Skinęła głową i nie odpowiadając, ruszyła do swojego pokoju. Tymczasem Hell usiadł w salonie na kanapie i kazał służącemu przynieść sobie kieliszek krwi. Wziął Ayę na misję, by pokazać jej, że może uczestniczyć w czymś takim bez zmiany w tą drugą i by zobaczyła, że mimo iż dla innych jest dość brutalny, ona jest wyjątkowa i nigdy by jej nie skrzywdził. No dobrze, raz go poniosło, ale nie mógł już wytrzymać tej jej wściekłości i musiał w jakiś sposób ją uspokoić… W sumie ta cała sytuacja wyszła mu na dobre. Aya stała się bardziej posłuszna, uległa… Powoli jednak zaczął zastanawiać się, czy aby nie za szybko stara się ją w sobie rozkochać i zmienić. Może te jej niekontrolowane zmiany osobowości wynikają właśnie z tego? W końcu ta druga powiedziała, że Aya śmiertelnie się go boi… Może powinien innymi sposobami starać się do niej dotrzeć? Albo chociaż wolniej zrywać jej więzi z rodziną i te chore idee?
      Jego rozmyślania przerwał mu służący, który przyniósł mu zamówiony napój. Wyciągnął dłoń po kieliszek napełniony czerwoną cieczą i wpatrując się w niego oraz jednocześnie się nim bawiąc, szepnął do siebie:
      - Jeszcze trochę, Aya-chan, a oddasz mi swoje serce. Jeszcze trochę…
***
      Aya z trudem uniosła ociężałe powieki, zbudzona czyimś krzątaniem się po komnacie, w której spała. Jednak niemal natychmiast ponownie zamknęła oczy, rażona ostrym światłem przedostającym się przez odsłonięte okiennice.
      - Błagam, Suzu, zasłoń okna. Chcę spać…
      - Aya-sama, ale przecież jest już niemal południe…
      Kobieta uniosła nieznacznie powieki i mruknęła cichym głosem:
      - Już? Mam wrażenie, że niedawno zasnęłam. Najchętniej przespałabym cały dzień. Na dodatek te nudności… Mam już dość - westchnęła, bardziej do siebie niż do pokojówki i wpatrując się przed siebie.
      Od jakiegoś czasu Aya okropnie sypiała i ogólnie czuła się jakoś dziwnie, dlatego przez ostatni tydzień nie wstawała wcześniej niż przed dwunastą, a i tak miała wrażenie, jakby przespała ledwie trzy godziny. Ponadto okropnie dziwne były te incydenty z wymykaniem się jej mocy spod kontroli. Do tej pory rumieniła się i czuła ogromne upokorzenie, ilekroć pomyślała o tym, jak jej alter ego zachowywało się stosunku do Michaela, a gdy wspominała, jak potraktowała tego więźnia, Maxa, dopadały ją ogromne wyrzuty sumienia, z którymi nie mogła sobie poradzić. Na szczęście dowiedziała się, że chłopak wszystko wyśpiewał i dostał jakąś lżejszą karę. Jednak Michael nie chciał jej powiedzieć jaką…
      Z zamyślenia wyrwał ją głos szatynki.
      - Aya-sama, mogę zadać ci osobiste pytanie? - Gdy ta machinalnie skinęła głową, służąca mruknęła - Już od jakiegoś czasu miałam pewne podejrzenia, ale nie chciałam cię niepotrzebnie denerwować, lecz teraz… Aya-sama, czy ty aby nie… - zawahała się na chwilę, po czym bacznie obserwując arystokratkę, dokończyła - Nie spodziewasz się dziecka…?
      Twarz czarnowłosej w jednej chwili przybrała wyraz strachu, a jej ciało nie było zdolne, by się w jakikolwiek sposób poruszyć. Milczała chwilę, nie będąc w stanie wyksztusić z siebie żadnego słowa. Dopiero po minucie, zakrywając sobie drżącą ręką usta i niemal ze łzami w oczach, wyszeptała głosem przesiąkniętym przerażeniem:
      - Suzu, to nie może być prawda… Ja nie mogę i nie chcę urodzić mu dziecka! - krzyknęła, już nie panując nad sobą i zanosząc się od płaczu.
      Tak naprawdę już od tygodnia zastanawiała się, czy przypadkiem sytuacje z brakiem kontroli i jej złe samopoczucie nie ma związku z tym, że po prostu jest w ciąży, ale ilekroć coś takiego przychodziło jej do głowy, odpychała tę myśl w najgłębsze zakamarki umysłu, nie chcąc nawet dopuścić do siebie takiej możliwości. Jednak słowa pokojówki sprawiły, że musiała wreszcie stawić czoła prawdzie. Nosiła w sobie dziecko Michaela…
      Była tak pochłonięta swoimi myślami, że nie docierały do niej słowa Suzue, która z troską głaskała ją po plecach i tłumaczyła jej, że ma wiele objawów odmiennego stanu kobiety, a zresztą trudno byłoby wyjaśnić nudności, złe samopoczucie czy problemy z zasypianiem u wampirzycy czymś innym niż właśnie ciążą. Aya doskonale wiedziała, że szatynka ma rację. Zdawała sobie również sprawę, że Namizawa mówi jej to wszystko po to, by dotarł do niej fakt, że oczekuje dziecka, w przeciwnym bowiem razie pewnie jeszcze bardzo długo by się oszukiwała. Kiedy nieco się uspokoiła, spojrzała na zatroskaną twarz przyjaciółki i szepnęła:
      - Suzu, mogę zostać na chwilę sama? Chcę sobie to wszystko przemyśleć. Nie martw się o mnie, już jestem spokojna…
      Suzue uśmiechnęła się blado i pokiwała głową, po czym wyszła. Aya tymczasem przeniosła wzrok na sufit i zaczęła się w niego tępo wpatrywać.
      Zostanie matką. Matką dziecka mężczyzny, którego przeraźliwe się bała i którego nienawidziła…
      Jakąś godzinę później przy wczesnym obiedzie Aya zdecydowała, że musi powiedzieć o dziecku mężowi. Musiała kiedyś go o tym powiadomić, a wolała nie ryzykować, że Michael wścieknie się, że nie zrobiła tego wcześniej.
      Patrząc się w swój pusty talerz, zastanawiała się, jak powinna to zrobić, gdy do rzeczywistości przywrócił ją głos bruneta:
      - Aya-chan, coś się stało? Nic nie jesz.
      Podniosła na niego zaskoczone oczy, po czym znów je opuszczając, szepnęła:
      - Chciałabym z tobą porozmawiać… Tylko że na osobności.
      Michael przez moment ze zdziwieniem przyglądał się żonie, nie rozumiejąc, czemu ta zachowuje się tak dziwacznie, po czym dał znać dwóm służącym, którzy stali w jadalni, by odeszli. Gdy ci zamknęli za sobą drzwi, zagadnął:
      - No więc słucham, kochanie.
      Dziewczyna potrzebowała kilka chwil, by zdobyć się na odwagę, po czym niemal niedosłyszalnym głosem zaczęła:
      - Chodzi o to, że ja… jestem w ciąży…
      Michael przez moment nie odzywał się, tylko przeszywał czarnowłosą wzrokiem krwistych oczu, po czym spytał spokojnie:
      - Jesteś tego pewna?
      Aya ze zmieszaniem i rumieńcami na policzkach pokiwała głową i szepnęła, że inaczej nie można wytłumaczyć jej ostatniego zachowania i złego samopoczucia. Na te słowa wampir uśmiechnął się pod nosem, po czym rzucił:
      - Podejdź do mnie.
      Gdy brunetka zrobiła to na drżących nogach, on wyciągnął rękę, by złapać jej dłoń i posadzić ją sobie na kolanach. Nie minęła sekunda, a kładąc rękę na jej brzuchu, szepnął na ucho:
      - Grzeczna dziewczynka… - Po tych słowach podniósł głowę żony i patrząc w jej szare, niewyrażające żadnych uczuć oczy, unosząc kącik ust, powiedział - Sprawiasz mi ogromną radość tą nowiną. Jestem z ciebie dumy.
      Gdy skończył mówić, jeszcze mocniej przycisnął do siebie Ayę i zaczął ją namiętnie całować.
***
      Aya leżała na wielkim łóżku, tępo patrząc w sufit, a jej obie dłonie były złożone na brzuchu.  Nadal nie mogła uwierzyć w to, że spodziewa się dziecka Michaela. Była tym faktem przerażona i zdegustowana. Przyglądając się pięknym zdobieniom sufitu, przypomniała sobie noc, gdy w pokoju, w którym teraz się znajdowała, pokłóciła się z Michaelem, a później dostała od niego „karę”. Mimowolnie w kącikach jej szarych oczu zebrały się łzy. Serce podpowiadało jej, że właśnie wtedy pojawiła się ta istota, którą teraz nosiła pod sercem. W pewnym momencie przesunęła jedną dłoń po swoim brzuchu, zastanawiając się, co będzie czuła, gdy zobaczy własne dziecko. Czy będzie w stanie je pokochać? Nie spoglądając na Suzue, która przyniosła jej herbatę, szepnęła:
      - Suzu… Jeżeli to dziecko będzie bardzo podobne do Michaela, to czy ja… Myślisz, że będę potrafiła obdarzyć je miłością?
      Pokojówka westchnęła i siadając obok swej pani, odpowiedziała:
      - Aya-sama, na razie się nad tym nie zastanawiaj. Zresztą jestem pewna, że kiedy zobaczysz swoje dziecko, nie będziesz musiała o nic się martwić.
      - Może masz rację - odparła beznamiętnym tonem, ani na sekundę nie odrywając wzroku od sufitu.
      Namizawa tylko patrzyła ze smutkiem na Ayę. Ona najlepiej wiedziała, jak się teraz czuła. Przecież lata temu była w tak podobnej sytuacji… Nim zdążyła coś odpowiedzieć, do pomieszczenia wszedł Michael, który, gdy tylko ją zobaczył, zwrócił się do niej opanowanym głosem:
      - Wyjdź, chcę zostać z żoną sam na sam.
      Dziewczyna nie mogła zrobić nic innego, jak tylko kłaniając się, bez słowa opuścić pokój. Po wyjściu zamknęła drzwi pomieszczenia i z ogromnym uczuciem smutku i współczucia dla swojej pani udała się do kuchni.
      Arystokrata podszedł do brunetki, której spojrzenie nadal było utkwione w jednym punkcie, usiadł obok niej, po czym wziął kilka kosmyków rozrzuconych na poduszce czarnych włosów. Po chwili, bawiąc się nimi, szepnął:
      - Kochanie, mam dla ciebie dobrą wiadomość. Domyślam się, że jesteś nieco wystraszona, przejęta i zdezorientowana swoim stanem, a Maaya w niczym nie może cię wesprzeć, ale moja matka, dowiedziawszy się o naszym dziecku, postanowiła ci pomóc.
      Aya gwałtownie odwróciła w jego stronę twarz i z przerażeniem zaczęła błagać:
      - Proszę, nie. Dam sobie radę. Naprawdę nie trzeba…
      Mężczyzna uśmiechnął się dobrodusznie, po czym kładąc na złożonych na brzuchu dłoniach żony swoją rękę, szepnął jej do ucha:
      - Aya, chcę, byś miała w tym czasie najlepszą opiekę, a któż zadba o ciebie lepiej niż moja matka? W końcu to będzie jej wnuk
      Aya nic nie odpowiedziała. Wiedziała, że cokolwiek powie, nie zmieni to decyzji Hell. Na samą myśl, że będzie musiała o wiele częściej znosić wizyty Amicy, czuła skurcz żołądka i było jej niedobrze. Z trudem powstrzymała chęć płaczu i nasilające się mdłości, po czym znów przeniosła wzrok na sufit. Po chwili poczuła, jak wampir głaszcze ją po głowie, a następnie całuje ją w policzek i mówi ciepłym głosem:
      - Ostatnio jestem z ciebie naprawdę zadowolony… Odpocznij sobie teraz.
      Po tych słowach wyszedł, a ona marzyła tylko o tym, by przestać istnieć.

      Tego samego dnia, tuż przed kolacją, zjawiła się Amica. Aya od razu ją wyczuła, a po jej ciele przeszedł dreszcz. Wiedziała, że Wyrocznia będzie chciała ją zobaczyć. Chciała jakoś się przed tym ukryć, gdzieś uciec. Nie miała jednak dokąd. Usiadła na brzegu łóżka i zaczęła przysłuchiwać się krokom, które nieubłaganie zmierzały w jej kierunku i szeptom jej męża oraz Wyroczni.
      - Nie spodziewałam się, że tak szybko będziecie mieli dziecko - powiedziała Amica, a Aya była przekonana, że kobieta się uśmiecha. Chwilę później do jej uszu dobiegł głos Michaela.
      - Ja również nie sądziłem, że to nadejdzie tak prędko. Nie powiem jednak, bym nie cieszył się z takiego obrotu sprawy - dodał tonem, jakiego młoda Hell najbardziej nienawidziła. Tonem demonicznego zadowolenia.
      Na te słowa rozległ się głos Wyroczni.
      - Zapewne… Jak ona się czuje, no i który to miesiąc?
      - Jej pokojówka mówi, że jest nieco osłabiona, ale ogólnie wszystko jest w porządku. Jeżeli chodzi o miesiąc, sama dokładnie nie wie, ale mniej więcej drugi, trzeci.
      - Rozumiem. Cóż, obejrzę ją, to się przekonamy.
      Aya przełknęła gulę w gardle. Podniosła nogi na materac i obejmując je, oparła na nich głowę, która od natłoku uczuć i myśli zdawała się być ciężka jak kamień. Co Amica zamierzała z nią zrobić? Dlaczego nie dadzą jej po prostu spokoju? Czemu musi znosić kolejne upokorzenia?
      Nim się zorientowała, drzwi do jej pokoju zostały otworzone. Podniosła na dwa wampiry swoje szare oczy, jednak nie była w stanie się odezwać. Była po prostu sparaliżowana przez strach i zażenowanie, jakich doświadczała. Te wszystkie uczucia potęgował fakt, że białowłosa spoglądała na nią z wyrazem tryumfu i ogromnego zadowolenia. Po chwili usłyszała jej delikatny głos.
      - Kochanie, moje gratulacje. Nic się nie martw, już ja zadbam o ciebie i o to maleństwo. Będziesz robić, co ci każę i informować mnie o wszystkim, co ma związek z twoim samopoczuciem. To dla dobra dziecka - dodała, lekko uśmiechając się w jej stronę.
      - Musisz o siebie dbać, a moja matka wyjaśni ci, jak masz to robić - dorzucił spokojnie brunet, bacznie obserwując żonę.
      Dziewczyna czuła, że zaczyna wolniej oddychać i trudniej jej zaczerpnąć powietrza, więc zamiast odpowiedzi pokiwała tylko głową. Wkrótce potem Amica kazała synowi wyjść, a gdy była już sam na sam z brunetką, nakazała:
      - Połóż się wygodnie, muszę cię dokładnie obejrzeć.
      Aya bez słowa zrobiła, co jej kazała i by nie myśleć o niczym, skupiła się na obserwacji lampy stojącej na stoliku nocnym. Kiedy Amica dotykała ją w najróżniejszych miejscach, zacisnęła ręce na pościeli i usilnie starała się skupić na liczeniu kwiatów zdobiących klosz lampy. Czuła się tak zawstydzona i upokorzona, że miała ochotę rozpłakać się jak małe dziecko i gdzieś uciec. Nie mogła uwierzyć, jak bardzo stała się potulna. Dawniej nigdy nie pozwoliłaby tej kobiecie na coś takiego. Teraz zaś, po tylu miesiącach zamknięcia i upokarzania przez męża, robiła to bez słowa skargi.
      Gdy Wyrocznia nareszcie skończyła swoje oględziny, rzeczowym tonem spytała:
      - Kiedy pojawiły się pierwsze objawy?
      Nie patrząc na nią, Aya szepnęła pustym głosem:
      - Sama nie wiem… Chyba od jakichś trzech tygodni w nocy mam trudności z oddychaniem, a rano budzę się z zawrotami głowy i z dziwnym uczuciem w żołądku.
      Wampirzyca jeszcze raz dotknęła jej odsłoniętego brzucha i mruknęła:
      - Rozumiem… Nic się nie martw, to powinno minąć. - Przerwała na chwilę, by móc podjeść do drzwi i z uśmiechem na bladej twarzy dokończyła - Teraz masz odpoczywać. Co prawda jesteś prawie wampirzycą, ale lepiej dmuchać na zimne. Poza tym nie wiemy, jak to, że masz nieco ludzkich genów, wpłynie na ciebie w tym stanie.
      Po tych słowach wyszła z pokoju, a Aya skuliła się, tłumiąc napad płaczu, gniewu i bezsilności.

      Po wyjściu z pokoju przyszłej matki Amica udała się do salonu, w którym czekał na nią syn. Kiedy się tam znalazła, przystojny wampir coś pił, a gdy ją wyczuł, rzucił:
      - No i jak?
      Kobieta westchnęła i siadając naprzeciwko mężczyzny, odparła:
      - Sądząc po niewielkich zmianach jej ciała i czasie, kiedy zaczęły się symptomy, to zapewne połowa drugiego miesiąca. Nie wydaje mi się, by wystąpiły jakieś komplikacje, ale ostrożność nie zawadzi.
      Michael upił łyk swojego napoju, po czym mruknął:
      - To zrozumiałe… Aya będzie na siebie uważała, a ja zadbam o to, by zrobiła wszystko, co poradzisz.
      Białowłosa obrzuciła bruneta uważnym spojrzeniem, po czym stwierdziła:
      - Po tym, co zobaczyłam, nie wątpię… Nie wiem, jak ci się to udało, ale trzeba ci przyznać, synku, zrobiłeś z niej potulnego baranka. Byłam przekonana, że podczas oceniania jej stanu będzie się jakoś stawiać, a tu nic, była posłuszna i grzeczna jak aniołek.
      Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i dokończywszy swój napój, rzucił:
      - Wiesz, mam swoje sposoby, by nauczyć kobietę posłuszeństwa.
      - Wierzę ci na słowo - odpowiedziała z diabolicznym uśmiechem, po czym dodała - Będę do was wpadać trzy, cztery razy w tygodniu. Jestem Wyrocznią, więc częściej niestety nie mogę.
      - Wiem, wiem, rozumiem - mruknął od niechcenia.
      Jakiś czas później Amica dostała wcześniej zamówione wino i upijając jego łyk, mruknęła:
      - Michael, to dziecko będzie dla nas naprawdę cenne… Będziesz z niego bardzo dumny - dodała z uśmiechem. Mężczyzna uniósł brew, dając do zrozumienia, że nie bardzo rozumie, o czym kobieta mówi, na co ona roześmiała się i rzuciła - Nie zapominaj, że jestem Wyrocznią. Powiedzmy, że mam pewne przeczucia co do twojej córki…
      Mężczyzna westchnął, po czym przenosząc wzrok na okno, rzucił:
      - Więc to będzie dziewczynka?
      Białowłosa pokiwała głową i odparła spokojnie:
      - Resztę opowiem ci, jak będziemy w bardziej odpowiednim miejscu… Ty ją naprawdę kochasz… - stwierdziła, gdy Michael nie odpowiedział, tylko nadal patrzył się w widok za szybą. Brunet przeniósł na matkę wzrok, by zamykając oczy i lekko się uśmiechając, rzucić:
      - Czyżby znów twoja intuicja Wyroczni? - Po czym dokończył spokojnie - Aya od zawsze mnie fascynowała. Była zupełnie inna niż reszta wampirzyc, które poznałem i nie chodziło tu tylko o jej pochodzenie. Nie wiem, jak ci to wyjaśnić. Ona ma w sobie coś, co mnie przyciąga. Musiałem ją mieć, nawet nie wiesz, jak bardzo jej pragnąłem. Jeżeli coś takiego nazywa się miłością, to tak, jestem w niej zakochany.
      Wyrocznia uśmiechnęła się pod nosem i odparła z lekkim rozbawieniem:
      - Rozumiem… Tym bardziej się cieszę, że nieco pomogłam ci w zdobyciu tej egzotycznej piękności.
      Mężczyzna uniósł powieki, ukazując krwiste tęczówki i patrząc na matkę, przesyconym obojętnością tonem mruknął:
      - Nawet gdybyś nie wykorzystywała swojego wpływu na rodzinę Hiou, Aya byłaby moja. Choćbym miał zabić Kage, a z niej zrobić swoją kochankę, to ona należałaby tylko i wyłącznie do mnie. Nikt ani nic by mnie przed tym nie powstrzymał - dodał z diabelskim uśmiechem i złowrogim błyskiem w oku.
      Wyrocznia oparła głowę na dłoni. Uśmiechając się i wpatrując się w syna, stwierdziła:
      - Nie wątpię, że tak właśnie by było. Jesteś naprawdę strasznie do mnie podobny. Zawsze dostajesz to, czego chcesz, bo wiesz, jakimi sposobami dotrzeć do celu. - Przerwała na sekundę, po czym wzdychając dodała - Niestety, w przeciwieństwie do twojej siostry. Naprawdę nie wiem, w kogo ona się wdała.
      - Chyba nie doceniasz mojej siostrzyczki… Wbrew pozorom myślę, że ona jest bardziej przebiegła niż na to wygląda - stwierdził Michael, wzruszając ramionami.
      - Nie wiem, może, ale szczerze w to wątpię - mruknęła wampirzyca, uśmiechając się pod nosem, po czym lekko się krzywiąc, dodała - Zresztą Eva od jakiegoś czasu zachowuje się inaczej niż normalnie. Znika na całe dnie, a czasami nie wraca przez kilka dni, kompletnie nie liczy się z moim zdaniem… Dawniej przynajmniej słuchała się mnie, a teraz… Robi się coraz bardziej nieznośna - prychnęła na końcu.
***
      Dwudziestego dziewiątego września Elizabeth Collins ku zaskoczeniu wszystkich urodziła bliźnięta. Chłopca i dziewczynkę.
      Rafael, dowiedziawszy się od ojca, który odebrał telefon od Toma, że u Lili rozpoczęła się akcja porodowa, natychmiast chciał pobiec do domu Collinsów, jednak Victor powiedział mu, że dziewczyna nie chciała, by był przy niej w takiej sytuacji. Wilkołak uznał, że skoro takie jest życzenie wampirzycy, dostosuje się do niego. Przez dwie następne godziny chodził w kółko, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Gdy nareszcie dostał wiadomość, że dziewczyna urodziła, natychmiast pobiegł do domu Collinsów, nie czekając na inne informacje. Gdy tam dotarł, Tom siedział w kuchni dziwnie blady. Spojrzał na niego tępym wzrokiem i powiedział bezbarwnym głosem:
      - To bliźniaki…
      - Jak to bliźniaki?! - rzucił oszołomiony Rafael, wpatrując się w szatyna szeroko otwartymi oczami i wyrazem ogromnego szoku.
      - Masz syna i córkę… To niesamowite, ich serca biją w identycznym rytmie, dlatego nie można było ich odróżnić i wyglądało to tak, jakby było to jedno serce
      Rafael, nie słuchając już, po prostu wbiegł na górę. W pokoju, w którym się znalazł, zobaczył siedzącą obok leżącej na łóżku Elizabeth Vanessę, która trzymała w ramionach zawiniątko. Świeżo upieczona matka trzymała drugie i lekko je kołysała, uśmiechając się uroczo. Starsza z wampirzyc spojrzała na wilkołaka, podeszła do niego i podając mu zawinięte w różowy kocyk dziecko, uśmiechając się powiedziała:
      - To twoja córka.
      Spojrzał na dziewczynkę, która robiła kwaśne minki. Nie była tak blada jak jej matka, ale również nie miała tak ciemnej karnacji jak ojciec, natomiast na główce można było zauważyć jasne włosy. Oczka dziecka były zamknięte, więc Rafael nie mógł zobaczyć ich koloru.
      - Jest śliczna, prawda? - usłyszał głos Lili.
      Młodzieniec bezwiednie skinął głową, wciąż nie mogąc wydusić z siebie słowa. Podszedł do wampirzycy, usiadł obok niej i spojrzał na noworodka trzymanego przez nią na rękach. Po kilku sekundach wpatrywania się w dziecko ponownie usłyszał głos Elizabeth, który nieco drżał:
      - To nasz syn… Rafael, mamy syna i córkę, rozumiesz?
      - Lili, one… One są cudowne - wydukał tylko.
      Pierwszym, co rzucało się w oczy, patrząc na tego chłopca, były czarne włosy. Miał ich znacznie więcej niż siostra. To nie była jedyna różnica pomiędzy nim a jego siostrą. Dziewczynka była od niego znacznie mniejsza, a jak się okazało, gdy oboje dzieci otworzyło oczka, ich kolor też był różny. Dziewczynka miała oczy barwy jasnego brązu, a chłopiec zielone jak oczy matki.
      Rafael nie wiedział, czy każdy ojciec tak reaguje na swoje dzieci, ale widząc córkę i syna, wydawało mu się, że to są najpiękniejsze dzieci, jakie kiedykolwiek widział. Z miejsca je pokochał. Gdy patrzył na syna otulonego błękitnym kocykiem, nie mógł uwierzyć, że kiedyś go nie chciał i myślał, że będzie zły do szpiku kości. Był tak uroczy, tak śliczny, tak bezbronny…
      Dziewczyna zaśmiała się, po czym patrząc prosto w ciemne oczy wilkołaka, powiedziała:
      - Skoro nas syn ma siostrzyczkę, to chyba nie musimy się przejmować jakąś przepowiednią, prawda? - Gdy chłopak wybuchnął śmiechem, dodała - Nie wiem, co z imieniem dla dziewczynki, ale chciałabym, by on miał na imię Espoirn, czyli po francusku nadzieja”. Co prawdę trochę dziwne, ale…
      Chłopak uśmiechnął się, pocałował czoło ukochanej i szepnął jej do ucha:
      - To cudowne imię. Nadzieja jest przy nim od samego początku. Nadzieja, że będzie lepiej
***
      Penelopa Samaras w niezwykle ciepłe popołudnie siedziała w ogrodzie razem ze swoim bratem, jego żoną Sandrą i dziesięcioletnią bratanicą Larysą, która bez przerwy paplała. Kobieta tak bardzo cieszyła się, że brat ma tak cudowną rodzinę! Wszyscy czworo mieszkali w jednym domu i byli bardzo szczęśliwi. Jej brat po tylu latach rozłąki był dla niej nadopiekuńczy, co jednak jej nie przeszkadzało. Sandra była dobrą i uroczą kobietą, a mała Larysa była wręcz cudownym dzieckiem. Gdy tak przysłuchiwała się potokowi słów bratanicy, co rusz się śmiejąc, wyczuła dziwny zapach. To nie był zapach, który dotychczas było dane jej poczuć. Zazwyczaj zapach, który roztaczał się od NICH, był czymś w rodzaju przyjemnych woni bądź takich, które były duszące i drażniące. Tym razem nie był to ani piękny zapach, ani taki, który byłby nieprzyjemny. Nim zdążyła się nad tym zastanowić, pośrodku ogrodu ujrzała dziecko wyglądające na jakieś trzy, cztery lata w śnieżnobiałych ubraniach, które z zaciekawieniem się w nią wpatrywało. Mruknęła do rodziny, że musi się przejść i zaczęła podchodzić do chłopca, który śmiejąc się, zaczął przed nią uciekać. Wyszedł z ogrodu, po czym pobiegł niewielką polną dróżką. Penelopa szła za nim, wiedząc, że ONI nigdy nie zjawiają się bez przyczyny. Po kilku minutach znalazła się na pobliskiej polanie, na której łowczyni wyczuła kolejny zapach różniący się od innych. Ujrzała na niej młodą, na oko czternastoletnią, piętnastoletnią dziewczynkę, która siedziała pośród kwiatów, traw i innej roślinności, wpatrując się w niebo. Chłopiec podbiegł do niej, przytulił ją i coś szepnął. Nieznajoma wstała, a chłopiec schował się za nią, po czym spojrzała wprost na Penelopę i powiedziała spokojnym, pięknym głosem:

      - Pamiętaj, każdemu złu towarzyszy dobro…



No i kolejny rozdział mamy za sobą…
Rozdział choć pisałam szmat czasu temu to doskonale pamiętam jak świetnie mi się go pisała mimo iż bodajże była jeszcze sesja xD Ach te duchy, ach ci ulubieni bohaterowie! <3 Naprawdę pisanie pomaga zając czas w czasie sesji kiedy ma się go aż nad to xD 

Chciałabym dedykować rozdział Ayi jako że jego fabuła na pewno jej się spodoba i że sprawdziła rozdział na czas czym sprawiła mi w osłupienie O.o"
To by było na tyle. Zapraszam na kolejny rozdział już za dwa tygodnie.

Suzu 

5 komentarzy:

  1. Dzięki za info!

    Ah! Wiesz co? Pierwsza rzecz jaka przyszła mi na myśl to "Dzieci po urodzeniu mają niebieskie oczy. Wszystkie". Hehehe a twoje bliźniaki? Jedno brązowookie, a drugie zielonookie! Ojejku, ale zwalmy to na karb ich pomieszanych genów!

    Poza tym szczerze współczuję Ayi. Nie chciałabym urodzić dziecka takiemu dupkowi. Dodam, że teściowa... No wiesz, w tych kawałach zawsze mów się, ze teściowa to demon z piekła rodem. A tu mamy doskonały tego przykład! Urwałabym małpie łeb! Serio! A Michaela wysłała na tortury.

    A skąd ten tekst, ostatnia linijka? Mam wrażenie, że gdzieś to już widziałam... Nie wiem, w książce? Może w mandze... Albo filmie?? Hm... Dręczy mnie to...

    Poza tym-tak a propos przepowiedni- na miejscu Rafaela i Lili wcale bym się tak nie cieszyła, że ona się nie spełni. ;/

    Pozdro i weny!

    K.L.

    PS. wpadnij do mnie na http://home-kiran.blogspot.com/ -mój blog, który przypomina bloga lifestylowego xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Co się nadrobi jedne zaległości, to zaraz się robią kolejne! Ach, ciężkie życie czytelnika-tylu-opowiadań! *teatralna gestykulacja*

    Rafael ma rację, że Laura się zmieniła. Pisałam Ci o tym chyba w pamiętnym „komentarzu ryjącym psychikę”, ale powtórzę: brakuje mi tamtej Laury. Energicznej, wesołej, „normalnej” nastolatki. To trochę tak jak z Tomem-cholerykiem, który troszku popadł w zapomnienie na rzecz Toma-statecznego-ojca, co to w sumie godzi się ze wszystkim dookoła. Ech, no ale cóż, trudno. Sytuacje życiowe się zmieniają, to niektórzy ludzie (ewentualnie wampiry, dhampiry, wilkołaki) też.
    Nie wiem w sumie, co napisać na temat Rafaela i Lili. Wiesz, jaki mam do nich stosunek. xD Nie no, obiektywnie patrząc, słodko jest i w porządku, choć jak zwykle dobija mnie to, że najwięcej problemów i rozterek ma kobita, a facet to by w sumie mógł umyć ręce i nikt by mu nic z tego powodu nie zrobił (co najwyżej kazał płacić alimenty, ojejku, normalnie świat by się gościowi rozpadł!). :/

    Jeny, na miejscu Ayi ześwirowałabym, mieszkając w tak wielkim domu i nie mając przy tym nic do roboty (poza wariowaniem ze strachu, obrzydzenia, nienawiści itp., spacerowaniem i czytaniem książek). -.-
    Michael naraża się raz za razem! Co mu w sumie robi, czy Aya używa mocy, czy też nie? :/ No ale cóż, on nie jest w stanie zrozumieć tego, iż ktoś może mieć uczucia typu współczucie, niechęć do wyrządzania innym krzywdy/do straszenia kogoś itp. Bez komentarza. >.<
    „Może powinnaś się rozerwać? Dziś wieczorem mam pewną misję, więc może do mnie dołączysz?” - on to traktuje jak rozrywkę?! „Człowieku”, lecz się! *puka palcem w czoło, patrząc na wyimaginowanego Pana M.*
    Kurczę, niestety muszę przyznać, że w tym „roboczych” wdziankach Aya i M. musieli wyglądać super ;_; Żeby nie rzec: sexi. xD I jeszcze ten komplement (coś nowego :P)! Pamiętam, jak Ci go zasugerowałam - co mnie podkusiło?! xD
    Mam mieszane uczucia co do tego całego przesłuchania. Z jednej strony fajna scena, z drugiej - dobijająca. A moc M. jest straszna (nie chciałabym tego doświadczyć na własnej skórze) i w sumie ohydna (nie mogę się pozbyć tego wrażenia - robak?! bleh ;_; trzymaj to z dala ode mnie!). Współczuję Maxowi, ale, jak się potem okazało, właściwie zasłużył - stąd moje wielkie rozdarcie wewnętrzne. ;__; Od razu nachodzą człowieka refleksje na temat tego, jak powinno się karać różnego rodzaju złoczyńców, czy zasada „oko za oko, ząb za ząb” jest w porządku i wiele innych…
    Ech, i znów mamy „drugą Ayę”. Prawdziwa… hm, prawie dzielnie się trzymała, powiedzmy. A druga… No cóż, ona raczej nie zna skrupułów. Już się boję, co musiał czuć ten Max, gdy tak pastwiło się nad nim dwoje sexi brutali. -.-‘’ W sumie kto wie, może widok wystrzałowej laski przynosił mu ciut wytchnienia podczas tortur? xD *żenujący żart prowadzącego*
    No i jako wisienkę na torcie tej sceny mamy rozważania Pana M. Powoli zaczyna chyba zauważać, że coś robi nie tak i może warto by zmienić taktykę, ale cóż, póki co raczej nie wprowadzi tego za bardzo w życie. Ale, ale, co się odwlecze, to nie uciecze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, no i czas na jakże cudowne odkrycie/ jakże cudowną nowinę (niepotrzebne skreślić). Jejciu, załamałabym się totalnie na miejscu Ayi, więc i tak brawa dla niej, że od razu z dachu nie skoczyła (pomińmy fakt, że w przypadku wampira na nic by się to nie zdało). Dobrze chociaż, że ma Suzu. Tylko trochę szkoda, że Suzu nie raczyła opowiedzieć Ayi swojej historii. Może by się jakoś nawzajem powspierały i w ogóle. No i może wówczas Aya nie byłaby taka trochę, jakby nie patrzeć, egocentryczna, no bo bądźmy szczere, wciąż jest tylko „Jaka ja jestem biedna”. No cóż. (Jeny, zdecydowanie nadużywam „no”! :/) Swoją drogą, na miejscu Ayi też pewnie odwlekałabym „chwilę prawdy” jak najdłużej i udawała, że nie ma problemu, że nic się nie stało… Trudno dopuścić do siebie myśl, że siedzi w tobie część osoby, która zniszczyła ci życie, upokorzyła cię na tysiąc różnych sposobów, czuje się twoim panem i władcą, której się boisz, której nienawidzisz, której nie chcesz na oczy widzieć, która co rusz cię do czegoś zmusza, która wygląda jak demon prosto z piekieł, która… Dobra, wystarczy tej wyliczanki, ale mogłabym tak podać jeszcze kilka określeń. :/ W każdym bądź razie tak niesamowicie współczuję Ayi, że nie da się tego wyrazić słowami. Po prostu nie da. Naprawdę nie wyobrażam sobie być w podobnej sytuacji (wiesz, typu gwałt->dziecko). Aż boję się myśleć o takich rzeczach… Zresztą gadałyśmy już na tego typu tematy w okresie, gdy napisałaś tę scenę, więc wiesz dobrze, co czuję w odniesieniu do niej. I choć w jednych sprawach się zgadzamy, w innych nie: nic nie zmieni faktu, że Aya ma przerąbane. I tyle.
      Jejku, i jeszcze konieczność powiedzenia tego mężowi… Masakra, jak ona musiała się czuć, kiedy musiała to wyznać, a potem jeszcze zapewne patrzeć na jego chorą satysfakcję itp…. Niech go piekło pochłonie no! T^T

      Na miejscu Ayi też bym zadawała sobie takie pytania (a nawet więcej) i miałabym setki wątpliwości. Jeju, aż nie wiem, co napisać na ten temat. Z drugiej strony, o tym też gadałyśmy, więc i tak bym się powtarzała.
      Gdyby M. miał trochę rozumu, to by pozwolił Ayi pojechać do Japonii na parę miesięcy. Nie dość, że dobrze by jej to zrobiło, to dziecku też, bo przecież jest zupełnie zależne od matki. Ale nie, bo po co, lepiej narazić żonę na jeszcze więcej stresu i zaprosić jej teściową! Pff.
      „Ton demonicznego zadowolenia” - kocham! Choć nie chciałabym takowego słyszeć we własnym małżeństwie, o ile kiedykolwiek do takowego dojdzie!
      Wolę nie wiedzieć, co robiła Ayi Amica. Rany, czym się ta dziewczyna naraziła, że musi ją spotykać tyle zła i upokorzeń, ja się pytam?! Nie wyrobiłabym na jej miejscu, nie wyrobiłabym…! *mówi przez zaciśnięte zęby* Ale brawa dla niej, że to jakoś przetrwała… :/
      Taak, nie ma to jak rozmowa matuli i mamisynka. W ogóle to chamskie, jemu to powiedziała, że to będzie dziewczynka, a Ayi to już nie łaska! Głupia. Wredna. Żmija. Matka powinna wiedzieć, mogłaby już imię wybrać! Choć raczej póki co pewnie mało by to ją obchodziło, najpierw musi uporać się z Weltschmerzem, a to może trochę potrwać. Wracając do Amicy i M.: wow, Amica jaka spostrzegawcza. Zauważyła, że synuś się zabujał. A M. jaki beznamiętny. -.- Wkurza mnie to jego „nieważne co, i tak dostanę to, czego chcę”. Jeszcze się doigrasz, koleś, jeszcze się doigrasz! *krzyczy, celując w niego palcem* Swoją drogą, szkoda, że nie było nic na temat tego, co Amica zobaczyła w „wodzie czasu i życia” („Resztę opowiem ci, jak będziemy w bardziej odpowiednim miejscu…”. Może napiszesz o tym w dodatku? Cóż, okaże się.

      Usuń
    2. Tak, i oto mamy wielkie wydarzenie, rodzą się bliźniaki. Z narodzin jednego się cieszę, z narodzin drugiego bynajmniej! Cóż poradzić. W każdym bądź razie to słodkie, że ich serca biły w jednym rytmie i nie dało się odróżnić jednego od drugiego, no ale… Dobra, nie wypowiadam się. *z wiadomych względów zazdrosna o bliźniaczą więź* Oj, ale będą hejty leciały za jakiś czas! *zaciera rączki*
      Zabiłabym Elizabeth za to pokręcone imię. Jak można zrobić dziecku taką krzywdę?! Jak Rafael mógł się na to zgodzić?! Naprawdę są siebie warci. -.- Zresztą ja nie wiem, co ta rodzina ma, że daje imiona będące jakimiś słowami (bo chyba nie imionami, choć się na tym nie znam) z obcych języków. Raz Miracolo z włoskiego bodajże, teraz Espoirn z francuskiego… Jejku, współczucia, dzieci!

      Hihihi, scena, którą tak mistrzowsko rozgryzłam! xD No, jedna z takowych. W sumie to ciekawe, że nienarodzone dziecko jest duchem jak inne i to na dodatek rośnie. Hm.
      Z jednej strony współczuję temu dwojgu, ale z drugiej… Przynajmniej nie musieli znosić cierpień, które by ich spotkały za życia (wszak każdego jakieś spotykają) - pomijając morderstwo w młodym wieku i w przypadku dziewoi molestowanie seksualne ze strony wuja… Dobra, może lepiej już się przymknę.
      Fajnie, że wplotłaś tu zdanie przewodnie bloga, o ile mogę to tak nazwać. Idealnie pasuje do narodzin bliźniaków i, hm, na swój sposób również do postaci „mojego” jeszcze nienarodzonego dziecka.

      Pisanie w czasie sesji (ewentualnie olewanie ćwiczeń z PNJ, „bo ja chcę i muszę pisać!”) jest the best xD
      Dziękuję za dedykację! :* Ale nadal jestem troszkę zła za to całe osłupienie, toć zawsze Ci sprawdzam rozdziały i chyba zawsze (a jak nie, to prawie zawsze) na czas! -.-
      Dobra, zmykam, buziaki!

      Usuń
  3. Hej! Zapraszam na 16 rozdział Czarownicy i Bestii!

    OdpowiedzUsuń