Uczucia matki
Miał kompletny mętlik w głowie. Co powinien zrobić? Co powiedzieć?
Czy naprawdę wszystko zawalił? Nagle wszystko stało się jasne. Zachowanie
Victora, ojca Lili, dziwne przeczucie… No i słowa tej Łowczyni…
Wciąż klęcząc, patrzył w twarz Elizabeth, nie będąc w stanie
wyksztusić z siebie słowa. Co miał jej powiedzieć? Wszystko, co przychodziło mu
do głowy, w tej sytuacji było albo głupie, albo śmieszne. Dziewczyna również
przyglądała mu się swoimi szmaragdowymi oczami, w których, ku swojemu
zaskoczeniu, zobaczył spokój i coś, co kazało mu przypuszczać, że się o niego
martwi. W końcu dotknęła zimną dłonią jego policzka i gładząc go po nim,
wyszeptała spokojnym głosem:
- Już dobrze… To nic…
Przez chwilę wpatrywał się w szatynkę, nie rozumiejąc, co ma
na myśli. Jak to jest dobrze?! Jak może mówić mu, że to nic?! Przecież
wszystko, czego się obawiali, spełniło się! Przez kilka sekund nie potrafił
tego zrozumieć, lecz gdy szatynka położyła sobie dłoń na zaokrąglonym brzuchu i
spojrzała na niego wzrokiem pełnym miłości, lekko się uśmiechając, zrozumiał.
Ona po prostu kochała i chciała tego dziecka!
- Ty to…? To znaczy… - wyksztusił w końcu, choć i tak nie był
w stanie dokończyć.
Elizabeth oderwała wzrok od swojego brzucha i ponownie na
niego spojrzała. Westchnęła i powiedziała cichym i łagodnym tonem, zupełnie
tak, jakby bała się, że jeżeli powie to inaczej, może go stracić:
- Rafael, posłuchaj… Wtedy, kiedy przyszedłeś się ze mną
pożegnać…
- Wiem, ale… Przecież… To nie miało być tak! - przerwał jej,
nie będąc w stanie powstrzymać drżenia głosu i narastającej w nim paniki.
Przecież to wszystko nie mogło się wydarzyć! Gdyby to było chociaż normalne
dziecko, ale przecież czytał tę przeklętą legendę i doskonale zdawał sobie
sprawę, że to COŚ, co rośnie teraz w Elizabeth, nie powinno nigdy przyjść na
świat!
Wampirzyca uklękła obok niego i biorąc w swoje dłonie jego
twarz, rzekła spokojnym, a zarazem pewnym siebie głosem:
- To wszystko jest inne niż ci się wydaje. ON jest inny niż się
wszystkim wydaje.
Znów ogłupiały jakiś czas wpatrywał się w ukochaną. Miał wrażenie,
że to tylko zwykły koszmar. Że niedługo się obudzi, a wszystko, co wydarzyło
się od chwili, gdy Katherine zaatakowała Lili w czasie pełni, okaże się zwykłym
snem. Przestanie być synem Laury Wolk, a znów będzie Caroline Evans, nie dowie
się o jakieś chorej przepowiedni, nie wyjedzie do Rosji i co najważniejsze… nie
zobaczy, jak z jego winy na świat ma przyjść zło wcielone.
- On…? Inny…? Lili, co ty wygadujesz…? Co się, do licha, tak
naprawdę wydarzyło przez ten czas, gdy mnie nie było?! - rzucił w końcu.
Dziewczyna wyraźnie posmutniała i wzdychając wyszeptała:
- To, co Wyrocznia powiedziała na zebraniu… To, co mówiła
twoja ciotka, to musi być kłamstwo… Nasz syn nie jest taki.
- Jak to? Skąd możesz to wiedzieć? - wyszeptał, zupełnie nie
mogąc dojść do ładu ze swoimi myślami i uczuciami.
- To proste, Rafael, widziałam go. Uwierz mi, to dziecko nie
jest tym z tych przepowiedni.
„Widziała to…? Jak to? Co tu się dzieje?!”
- Co to ma znaczyć? - mruknął cichym głosem.
Wampirzyca, ponownie siadając na łóżku, poprosiła:
- Może najpierw usiądziesz?
Kiedy
chłopak wstał i zajął miejsce obok niej, opowiedziała mu o tajemniczym wampirze
imieniem Etenan, dzięki któremu tak naprawdę zorientowała się, że spodziewa się
dziecka. Dokładnie opisała mu to, co zobaczyła, gdy po jego spotkaniu pobiegła
do domu.1 Kiedy skończyła, westchnęła głęboko i dodała:
-
Teraz rozumiesz… To wszystko musi być jakąś wielką pomyłką.
Brunet
przez moment nie odzywał się ani słowem, ale potem, przenosząc wzrok na twarz
ukochanej, rzucił:
-
Lili, co mam rozumieć? To, że uwierzyłaś jakimś omamom, które tak naprawdę nie
wiadomo, co oznaczają… Poza tym… Skąd wiesz, że ten cały Etenan nie ma jakiejś
mocy, którą namieszał ci w głowie, tak żebyś zobaczyła taką, a nie inną scenę?
-
Rafael… Nie wiem, kim był ten wampir. Nie wiem,
czemu powiedział mi to wszystko, ale wiem jedno. Miał rację. Pokochałam to dziecko i mam dwa dary, a nie
jeden. Dzięki jednemu z nich mogłam zobaczyć naszego syna, nim się urodził. Gdybyś tylko mógł
zobaczyć to co ja…
Chciała
położyć mu dłoń na ramieniu, ale chłopak wstał gwałtownie i patrząc wprost w
jej szmaragdowe oczy, rzucił:
-
To co…?! Lili, gdy byłem na Syberii, czytałem tę legendę, o której mówiła moja
ciotka. Wszystko się zgadza… To, co tam było, o pół wilkołaku, pół wampirze na
pewno by ci się nie spodobało… - Przewał na moment, po czym odwrócił się do
niej tyłem i zaciskając dłoń w pięść, szepnął zrezygnowanym głosem - Co ja, do
diabła, narobiłem… - Po chwili ponownie spojrzał na wampirzycę i mruknął -
Lili, wybacz, muszę sobie to wszystko poukładać i przemyśleć…
Szatynka
nic nie odpowiedziała, tylko jeszcze bardziej posmutniała i nie ruszając się z
miejsca, skinęła głową.
Rafael
widział w jej oczach, że ją zranił i zawiódł, ale nie potrafił postąpić inaczej
niż tylko wyjść z jej pokoju i zostawić ją samą. Sama myśl o tym, że zostanie
ojcem, nie przerażała go zbytnio, lecz to, kim było, a raczej miało się stać to
dziecko. Gdyby nie to, zapewne zachowałby się inaczej…
Gdy
schodził ze schodów, nie zwracał na nic uwagi. Chciał po prostu stamtąd wyjść i
wszystko na spokojnie sobie przemyśleć. Nie zauważył więc, że rodzice Elizabeth
siedzieli w kuchni, więc zapewne słyszeli całą albo większą część rozmowy. Nie
dostrzegł również tego, że nim opuścił dom, Lili wyszła z pokoju i stojąc na
schodach, wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym smutku, zawodu, ale
jednocześnie i nadziei.
-
Lili, wszystko dobrze? - zapytała Vanessa, gdy zostali tylko w trójkę.
Dziewczyna
pokiwała twierdząco głową, po czym uśmiechając się krzywo, mruknęła:
-
Czego innego mogłam się spodziewać? Że podskoczy z radości, gdy się dowie? Że
od razu zrozumie? Nie, mamo, wiedziałam, że tak będzie…
-
Lili… Na pewno niedługo wróci. Po prostu musi sobie to wszystko poukładać…
-
Wiem, mamo… Wiem - szepnęła spokojnie, a gdy podnosząc oczy zobaczyła, że Tom
bez słowa kieruje się w stronę drzwi, zapytała zaniepokojona - Tato, dokąd
idziesz?
-
Muszę z nim porozmawiać - mruknął spokojnie.
-
Tato, proszę cię, daj spokój… - westchnęła, lecz wampir, naciskając klamkę,
szepnął tylko:
-
Wiele razy wysłuchiwałem twoich próśb, Lili, ale nie teraz.
Nie
czekając na jakąkolwiek reakcję żony czy córki, Tom wyszedł. Wiedział, że musi
zamienić z tym wilkołakiem kilka słów i jego decyzji nie zmienią żadne prośby
czy błagania Elizabeth czy Vanessy.
Dogonienie
Rafaela nie zajęło mu wiele czasu. Minutę, może dwie… Chłopak oczywiście wyczuł
go wcześniej, więc zatrzymał się i odwracając się do niego, rzucił:
-
Teraz chyba chce pan wyegzekwować
swoją część naszej umowy?2 No cóż, jak układ, to układ, czyż nie?
Mężczyzna,
podchodząc bliżej, stwierdził:
-
Cóż, widzę, że pamięć masz dobrą. Jednak teraz
to raczej nie najlepszy moment na coś takiego. - Gdy był na tyle blisko
wilkołaka, by móc uderzyć go w twarz, dodał - Ale to ci się należy.
Pod
wpływem uderzenia Toma w szczękę Rafael upadł na ziemię, a gdy po chwili
doszedł do siebie, opierając ręce na trawie, usiadł i mruknął:
-
Należało mi się…
Wampir
spiorunował go wzrokiem i warknął:
-
Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! Czy ty zdurniałeś do końca?! Do cholery,
najpierw dowiaduję się, że jesteś jakimś nieistniejącym księciem wilkołaków, później zjawia się
dziedziczka pierwotnego rodu i twoja ciotka i obie oświadczają, że moja córka
będzie mieć z tobą dziecko, które będzie jakimś chorym władcą świata. W tym
całym szaleństwie twoja cholerna cioteczka twierdzi, że jak będziesz trzymał
się z daleka od Lili tego a tego dnia, wszystko będzie dobrze, dlatego też
zabiera cię na Syberię. Jednak ledwie mija miesiąc, jak się zabrałeś z Anglii,
a moja córka ni stąd, ni zowąd oznajmia mi, że jest w ciąży - i mało tego,
opowiada o jakimś wampirze, który pomógł jej i wie wszystko o tych
przepowiedniach. Ba, wie nawet to, że jest w ciąży, choć ona sama jeszcze tego
nie wiedziała! Ach, i Elizabeth twierdzi, że miała jakąś wizję czy coś w tym
rodzaju, w której wszystko jest dobrze, więc według niej nie mamy się czym
martwić! A ty wracasz po pół roku siedzenia sobie w najlepsze w jakimś
idiotycznym pałacyku cholernych kundli i jedyne, na co cię stać, to
stwierdzenie „należało mi się”?! Może z łaski swojej wyjaśnisz mi, do diabła,
co to ma, do cholery, znaczyć?!
-
Sam chciałbym to wiedzieć… - mruknął Rafael, po czym nie patrząc na rozmówcę,
tylko wbijając wzrok w ziemię, wyjaśnił - Nie mam zielonego pojęcia, czemu Lili
jest w ciąży. Czytałem tę
przeklętą legendę i wszystko jest w niej tak, jak mówiła Clarinos. Więc sam nie rozumiem,
co tu się dzieje…
-
Widocznie twojej cioteczce coś się pomyliło! Trzeba było myśleć, zanim się coś
zrobiło! - warknął wampir, lecz po chwili uspokoił się nieco i mruknął - No ale
tego i tak nic już nie zmieni. Powiedz lepiej, co teraz zamierzasz?
Wciąż
nie podnosząc na Toma oczu, chłopak odparł:
-
Nie wiem… Na razie mam kompletny mętlik w głowie… Kocham Lili i oczywiście nie
zamierzam jej zostawić, ale to dziecko… Nie mam pojęcia, jak powinienem się
zachować w tej sytuacji, zwłaszcza że ona ma do niego taki, a nie inny
stosunek…
Nastała
chwila ciszy. Rafael bił się z myślami, gdy poczuł, że wampir siada obok niego,
po czym zwrócił się do niego:
-
Kiedy dowiedziałem się o tym wszystkim, uwierz, miałem ochotę udusić cię gołymi
rękami. Jednak w naszym układzie mogłem to zrobić wtedy, gdy Lili byłaby
bardziej szczęśliwa bez ciebie, jednak tak nie jest. Po pierwsze, moja córka
urodzi twoje dziecko i na razie nie ma znaczenia, czy jest ono tym z
przepowiedni, czy nie, gdyż Lili potrzebuje cię jak każda kobieta w takiej
sytuacji. Po drugie… Ona nigdy nie wybaczyłaby mi i załamałaby się, gdyby
przeze mnie coś ci się stało. Więc muszę
uznać, że nasza umowa w tej sytuacji przestaje obowiązywać.
Wilkołak
uśmiechnął się pod nosem i mruknął:
-
Czyli jeszcze trochę pożyję…? - Po chwili westchnął i zapytał - Jak ona się w
ogóle czuje?
Szatyn,
patrząc przed siebie, odparł:
-
Pod względem fizycznym Lili czuje się całkiem dobrze, gorzej jeżeli chodzi o
jej stan emocjonalny…
Rafael
spojrzał na niego i nie rozumiejąc jego słów, poprosił o wyjaśnienie, na co Tom
powiedział:
-
Widzisz… Odkąd Lili spodziewa się dziecka, jest bardzo rozchwiana emocjonalnie. Niby w jej stanie to nic
nadzwyczajnego, ale… Sam nie wiem… Poza tym silne uczucia takie jak radość,
złość, smutek powodują, że bezwiednie używa mocy…
-
Rozumiem - szepnął w zamyśleniu brunet.
Oboje
siedzieli przez chwilę w milczeniu, każdy zatopiony w swoich myślach, aż w
końcu Rafael zapytał:
-
Lili mówiła, co zamierza, gdy… urodzi?
-
Nie rozmawialiśmy z nią na razie na ten temat, ponieważ nie chcieliśmy jej
dodatkowo denerwować, by znów czego nie zamroziła, ale sądząc po jej stosunku
do… dziecka, zapewne będzie chciała je wychować… - odparł wampir.
Podnosząc
się z ziemi, Rafael stwierdził:
-
Tak myślałem… Muszę porozmawiać z ojcem i przemyśleć sobie wszystko, ale proszę powiedzieć Lili, że jak
tylko to zrobię, to porozmawiam z nią na spokojnie…
Arystokrata,
nie spoglądając na niego, lecz wciąż wpatrując się w przestrzeń, mruknął:
-
Mam nadzieję, że tak będzie…
Rafael
ruszył przed siebie, jednak nagle zatrzymał się i rzucił:
-
Przez to wszystko zapomniałbym… Twoja rodzina nie brała czynnego udziału w
krwawej wojnie, prawda? - Kiedy szatyn potwierdził, dokończył - W takim razie
mam dla ciebie ciekawe informacje. Ale o tym
później.
-
W takim razie Lili i ja będziemy na ciebie czekać.
Czarnowłosy
nie odpowiedział, tylko czym prędzej ruszył w kierunku domu. Dotarcie tam nie
zajęło mu zbyt wiele czasu. Gdy wszedł do budynku, Victor siedział w kuchni i
wpatrywał się w okno. Nim Rafael zdążył cokolwiek powiedzieć, rzucił:
-
Więc już wiesz…
-
Dlaczego nikt nic mi nie napisał i dlaczego nie powiedziałaś mi, nim do niej
poszedłem? - zapytał pozornie spokojnym głosem, na co ojciec wyjaśnił:
-
Bo Elizabeth prosiła, bym tego nie robił. Sama chciała ci to powiedzieć.
Zresztą chyba powinieneś mieć świadomość, że to mogło się stać… - Po tych
słowach spojrzał na syna i dokończył - Wszyscy was ostrzegali…
-
Wiem, ale Clarinos mówiła…!
-
Co z tego? W takiej sytuacji należało być szczególnie ostrożnym, ale wy
zlekceważyliście zagrożenie i teraz mamy problem, synu… - przerwał Victor.
Chłopak
miał już coś odpowiedzieć, jednak w ostatniej chwili zamiast tego westchnął, po
czym podszedł do stołu i siadając obok ojca, mruknął:
-
Masz rację, zlekceważyłem ostrzeżenia i zachowałem się nieodpowiedzialnie.
-
Dobrze, że chociaż umiesz przyznać się do błędu. Teraz musisz zastanowić się, jak postąpić w
tej sytuacji - rzucił szatyn.
-
Wiem, tato… Tylko nie wiem, co mam zrobić… Wszystko nie byłoby tak
skomplikowane, gdyby nie fakt, że to, co Lili urodzi, będzie jakimś potworem…
Victor
spojrzał na syna i stwierdził:
-
Też tak uważam… Jedno jest pewne, będzie bardzo trudno wyjaśnić Elizabeth, że
to dziecko jest złem i że stanowi zagrożenie.
Rafael
już chciał coś odpowiedzieć, jednak nim zdążył to zrobić, usłyszał głos
siostry, która nie wiadomo kiedy pojawiała się na schodach.
-
O czym w ogóle mówicie?
Obaj
obrócili się w jej stronę, a starszy z nich mruknął:
-
Lauro, proszę, nie wtrącaj się do tej rozmowy…
-
Tato, przestań traktować mnie jak małą dziewczynkę, jeżeli nie zauważyłeś, już
nią nie jestem - szepnęła brunetka, po czym zwróciła się do brata - Rozumiem,
że jesteś w szoku, ale oskarżanie nienarodzonego dziecka o to, że jest
potworem, to chyba lekka przesada, braciszku, nie uważasz?
Chłopak
posłał wilczycy zdumione spojrzenie, po czym powiedział:
-
Słuchaj, ty nic nie rozumiesz… Tata ma rację, nie powinnaś się wtrącać.
Dziewczyna
jednak, nie słuchając, zeszła ze schodów, po czym oparła się o blat i
spoglądając przez okno, mruknęła:
-
Nic nie rozumiem? Naprawdę tak myślisz? Jeżeli tak, to mylisz się… Rozumiem
wszystko. Boisz się, że ten malec będzie jakimś wcieleniem zła z legendy, o
której mówiła nam ciotka. Boisz się, że
przez ciebie będzie cierpieć wiele istot. Boisz się,
że popełnisz fatalny w skutkach błąd, którego będziesz żałował do końca życia. - Spojrzała na bruneta i
patrząc się w jego ciemne oczy, kontynuowała - Lili obawia się tego samego.
Kiedy ty siedziałeś sobie na Syberii, dużo z nią rozmawiałam. Ona też czuje
takie same obawy, ale chce dać waszemu synowi szansę, by udowodnił, kim tak
naprawdę jest. Elizabeth
bez względu na to, co ktoś jej powie, chce dać szansę temu dziecku. Każda matka, która kocha
swoje dziecko, tak postąpi… - Przerwała na moment, po czym jeszcze intensywniej
wpatrując się w brata, dodała - Poza tym mnie też poniekąd można nazwać
potworem, a mimo tego ty i tata mnie kochacie…
Rafael
był zbyt zszokowany, by coś jej odpowiedzieć, dlatego po chwili odezwał się
Victor.
-
Lauro, co ty wygadujesz?
Wilczyca
uśmiechnęła się pod nosem i przymykając oczy, rzuciła:
-
Zabiłam własną matkę, by przyjść na świat, więc jak inaczej można mnie
nazwać...?
-
Lauro, rozmawialiśmy na ten temat tyle razy… - przerwał córce szatyn, na co ta
rzekła spokojnym głosem:
-
Wiem, ale to prawda… Gdyby nie to, że ja się pojawiłam, mama żyłaby nadal. Poza tym, tato, ty
najlepiej ją znałeś, więc sam powiedz, czy gdyby wiedziała, że przy moich
narodzinach umrze, chciałaby, bym nie pojawiła się na świecie? Sam powtarzałeś
mi, że ona zrobiłaby dla mnie wszystko i kochała mnie, choć nie zdążyła mnie
poznać. Czy nie tak?
Albo czy któryś z was… chciałby zmienić przeszłość, by uratować mamę, ale za to
stracić mnie…?
-
Lauro… - szepnął Victor, jednak dziewczyna z lekkim westchnieniem kontynuowała:
-
Zrozumcie, skoro wy nie odważylibyście się
zmienić przeszłości dla mojej matki, nie możecie oskarżać, potępiać czy nie
rozumieć tego, że Lili kocha tego chłopca ani oczekiwać, że się go wyrzeknie. Ona jest teraz matką, a
każda normalna kobieta w takiej sytuacji nie pozwoli skrzywdzić własnego
dziecka, chociażby mówiono, że to dla czyjegoś dobra.
-
Ja to rozumiem, ale jeżeli to dziecko jest tym z przepowiedni…? - odparł po
chwili Rafael zrezygnowanym tonem.
-
Nawet jeżeli to prawda, to będziecie mieć tego świadomość i będziecie go
obserwować. Przecież mordercą nie staje się z dnia na dzień. Kiedy zauważycie,
że dzieje się coś niepokojącego, będziecie mogli zareagować. Dlatego ten malec
będzie potrzebował od nas wszystkich dwa
razy więcej miłości i uwagi niż normalne dziecko.
-
Lauro… Jesteś jeszcze bardziej podobna do matki niż na to wyglądasz… -
stwierdził Victor, wpatrując się w córkę z mieszanką wzruszenia i podziwu, a
Rafael wstał z krzesła, podszedł do siostry i przytulając ją, szepnął jej do
ucha:
-
Wiesz, kocham cię… Jesteś o wiele
mądrzejsza i dojrzalsza niż wskazuje na to twój wiek, siostrzyczko…
***
Elizabeth
siedziała w kuchni i wpatrywała się w widok za oknem. Gdy Tom streścił jej
rozmowę z wilkołakiem i
powiedział, że Rafael, gdy tylko przemyśli sobie wszystko, przyjdzie z nią
porozmawiać, kamień spadł jej z serca. Nie chciała się do tego przyznać, ale
tak naprawdę obawiała się, że Rafael nie będzie
chciał jej już widzieć…
Dziecko
poruszyło się, na co ona pogłaskała się po brzuchu i lekko się uśmiechając,
rzuciła:
-
Wiem… Ja też chciałabym, by tata wszystko zrozumiał… - W jej zielonych oczach
zebrały się łzy, przez co kontynuowała łamiącym się głosem - Na pewno tak
będzie… Zobaczysz, on zrozumie…
Otarła
łzy rękawem i ponownie spoglądając w szybę, zatopiła się w myślach.
Dlaczego
nikt nie rozumiał, że chce po prostu pozwolić swojemu dziecku dorastać przy
niej? Że kocha je tak mocno, że poświęciłaby dla niego wszystko, co ma? Czemu
wszyscy już
skreślili jej syna i uważają go za potwora, choć nie zrobił nic złego?
Do
rozwiązania zostały jej jeszcze trzy miesiące. Już nie mogła się doczekać, by naprawdę
zobaczyć swojego malca i wziąć go w ramiona… Nagle przypomniała sobie, że mały
braciszek Gabryela i Daniela będzie od niego ledwie kilka miesięcy starszy,
więc będą mogli się ze sobą bawić. Było jej go jednak tak żal… Nie wyobrażała
sobie, by ona kilka dni po urodzeniu synka popełniła samobójstwo i zostawiała go samego. Co
prawda z tego, co wiedziała, Gabryela w liście pożegnalnym prosiła swoich
synów, by się nim zaopiekowali, ale sama świadomość, że z własnej woli
osierociłaby swoje dziecko, przerażała ją.
Westchnęła
i spojrzała na swój zaokrąglony brzuch, po czym uśmiechnęła się leciutko i
pogłaskała go.
Już
niebawem będzie mogła przytulić swoje maleństwo… Swojego syna…
***
Wampir o czekoladowych włosach przejechał dłonią po
jedwabistej skórze ramienia arystokratki leżącej obok niego na wielkim łożu. Ta
obróciła się do niego i wpatrując się w jego oczy, rzuciła:
- Powiedz, jak ty to robisz, że gdy jestem z tobą, zapominam o
całym świecie? Ech, mogłabym nie wychodzić z sypialni przez cały rok albo i
dłużej - mruknęła po chwili, wzdychając i przymykając na chwilę powieki.
Mężczyzna uśmiechnął się zawadiacko i nachylając się, szepnął
jej na ucho:
- No cóż, Ev… Można powiedzieć, że to przez lata praktyki. - Po tych słowach
odsunął się od jej twarzy, objął jej policzek i rzucił pociągającym głosem -
Nie spodziewałem się, że nasza znajomość potoczy się... w taki sposób.
Dziewczyna zachichotała i szepnęła:
- Cóż, Dan… Jeżeli o mnie chodzi, nie powiem, że żałuję…
Eva Hell po swoim pierwszym spotkaniu z tajemniczym
arystokratą niemal nieustannie o nim myślała. Zastanawiała się, kim jest, czego
chce… Kiedy więc po niecałych trzech tygodniach od jej wizyty znów dostała
zaproszenie od Dana, oczywiście skorzystała z niego. Początkowo rozmawiali o
błahych sprawach bądź o rodzinie Hell, później jednak wampir zaproponował, że
oprowadzi ją po swojej posiadłości. W trakcie spaceru po wspaniałym dworze
trafili do jednego z pokoi gościnnych. Eva zaczęła z ciekawości rozglądać się
po pomieszczeniu, a w końcu od niechcenia usiadła na łóżku i uśmiechając się
zawadiacko, stwierdziła, że piękniejszej posiadłości nie widziała. Gospodarz
przyglądał jej się przez chwilę, po czym bez słowa pchnął ją na łóżko i nie czekając na jej reakcję,
pocałował… Od tego dnia Eva Hell i Dan zostali kochankami.
- Ja tym bardziej, moja droga - powiedział czarującym tonem,
po czym zatopił w jej wargach swoje.
Nie minęło pięć minut, gdy szatyn usiadł na łóżku i zaczął się
ubierać. Gdy zapinał koszulę, dziewczyna, wpatrując się w niego, zapytała
opanowanym głosem:
- Powiesz mi wreszcie, po co tak naprawdę zaprosiłeś mnie do
siebie po raz pierwszy?
Wampir, nie spoglądając na nią, tylko dalej zajmując się swoją
koszulą, mruknął:
- Już ci mówiłem. Chciałem
kilku informacji o twoim bracie i jego żoneczce.
Arystokratka gwałtownie wstała i zarzucając mu ręce na szyję,
odparła z uśmieszkiem:
- Tak, wiem, mówiłeś mi… Tylko ciekawi mnie, jaki masz w tym
cel? Nie powiesz mi chyba, że tak zupełnie bez powodu chciałeś tych informacji?
Może nie jestem tak przebiegła jak moja matka, ale nie jestem też tak naiwna,
by uwierzyć w tę wersję. Poza tym
chyba wiem, kim jesteś, drogi DANIE… - dokończyła uwodzicielskim głosem, muskając
wargami jego policzki.
Wampir uniósł kącik ust i odpowiedział:
- Doprawdy, wiesz? No to
słucham, kim według ciebie jestem?
Kobieta jeszcze mocniej objęła go rękami i wyszeptała do ucha
jedno słowo. Imię, którego mężczyzna od tak dawna nie słyszał z niczyich ust
prócz Etenana, swego wiernego
sługi.
Dan obrócił do niej twarz i rzucił spokojnym tonem:
- Cóż, jesteś bystrzejsza niż myślałem… Nie przeszkadza ci to?
Brunetka odsunęła się od niego i wzruszając ramionami, rzekła:
- Niby dlaczego? Chciałam przecież
zostać żoną własnego brata, a to jest chyba bardziej... niestosowne. Jeżeli
natomiast chodzi o to, że się domyślałam, to nie było to przecież takie trudne…
- Ponownie zbliżyła się do niego i całując jego szyję, kontynuowała - Wiesz
więcej o historii mojej rodziny niż ja, masz pełno drobiazgów z zamierzchłych
czasów, których nie sposób
znaleźć, a co dopiero kupić, masz za służbę samych arystokratów, no i to imię,
Dan… - Tu spojrzała w jego tęczówki i mruknęła - Nie myślałeś chyba, że jestem
tak głupia, by zmylił mnie taki skrót twojego imienia? Wystarczy przecież dodać
tylko odpowiednią literkę…
- No tak… Byłem nieostrożny - powiedział, uśmiechając się pod
nosem, po czym stwierdził -Skoro wiesz już o mnie tyle, to mogę coś ci
wyjaśnić… Wiesz, założycielki rodu Hell i Hiou były swoim największymi
przyjaciółkami, a stały się wrogami… Pewnej osobie zależy na tym, by taka
sytuacja trwała przez wszystkie pokolenia tych rodów, gdyż ma wtedy zapewnionych służących. Dlatego zdziwił mnie
ślub twojego brata.
Hell przez pewien czas milczała, bacznie wpatrując się w
mężczyznę, aż w końcu mruknęła tylko:
- No proszę… Nie powiem, ciekawie to brzmi. A mógłbyś mi
powiedzieć coś więcej na ten temat?
Wampir uśmiechnął się, wstał i nachylając się, namiętnie
pocałował czarnowłosą, po czym wymruczał:
- Może później o tym
porozmawiamy. Teraz się ubierz…
Oderwał się od Evy, spojrzał w jej szmaragdowe oczy i wyszedł.
Wątki, które warto sobie
przypomnieć:
1 Księga I: Epilog
2 Księga I: rozdział V - „Układ”
No więc tak, po długiej przerwie nareszcie udało mi się napisać co nieco…
Cóż, rozdział jest, jaki jest ,ale cóż, niektóre wątki muszą być… Mam nadzieję, że mimo wszystko jakoś przeżyjecie :P
Co do następnego rozdziału, „Dwie twarze”, może ukaże się niedługo, kto wie…
Na dziś to tyle. Dedykacja
dla wszystkich czytelników ;)
Gomen, komentarz raczej nie będzie długi, ale cóż począć. Weny brak, czasu też… T^T
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Rafciowi, że nie mógł dojść z tym wszystkim do ładu i składu, ale z drugiej strony… On i Lili sami są sobie winni ^^’ Gdyby trochę pomyśleli, zanim się zacnie „pożegnali”, uniknęliby może tego wszystkiego, a tak… No ale co się stało, to się nie odstanie, muszą teraz wypić piwo, które sami nawarzyli.
Jak już wspominałam, stęskniłam się za Tomem i jego wybuchowym charakterem! Miło było sobie poczytać, jak wygarnia to i owo Rafciowi (bez urazy, po prostu lubię Toma podobnych momentach xd). Co do układu, to faktycznie Lili byłaby zła i załamana, gdyby jej tatko zrobił coś złego jej lubemu, a że dzieciaki spodziewają się dzieciaka (dobijające), to niech razem dźwigają to brzemię (ależ górnolotnie to zabrzmiało xd).
Hehe, Laura górą! Wiesz już, jak bardzo spodobały mi się jej teksty, więc nie będę się jakoś szczególnie powtarzać. Naprawdę cieszę się, że chociaż ktoś myśli w tej sytuacji tak, jak powinien, i rozumie Lili. Bo na facetów to w takich sytuacjach nie można liczyć ^^’
Nieźle Lili napadł instynkt macierzyński xd W sumie to normalne, choć pewnie dziewczyny w jej wieku różnie myślą o swoich dzieciach… Nie no, nie wyobrażam sobie zajść w ciążę w wieku kilkunastu lat. Dobrze, że już mi to nie grozi xd (Ależ z nas stare babsztyle!) Ogólnie rzecz biorąc słodkie te uczucia Elizabeth :) Chociaż ktoś prawdopodobnie będzie dobra matką i kocha swoje dziecko od początku -.-‘’
No, Eva wreszcie ma coś z życia. Żal mi jej było, więc niech trochę się pocieszy (E)Danem. Co prawda sporo jeszcze namiesza w życiu mojej rodzinki, ale cóż, to takie tam szczególiki ;] Nie no, wciąż do końca nie wiem, co myśleć o tej postaci. Na jej miejscu pewnie też nienawidziłabym wielu osób… Ale chyba mimo wszystko nie umiałabym być taka wredna (choć Twój brat może sądziłby inaczej xd).
Dobra, gomen, że tak krótko, ale naprawdę póki co nie wyduszę z siebie nic więcej T^T Zresztą na bieżąco mówiłam, co myślę o danym fragmencie, więc jakiś tam obraz sytuacji masz xd Buziaki, kotek :* Jak mniemam, następny rozdział faktycznie pojawi się już niebawem ;)
A w ogóle gdzie specjalna dedykacja dla bliźniaczki, dzięki której tyle ostatnio piszesz? xd
Dzięki za info!
OdpowiedzUsuńO cholera!!! Padłam! Zwłaszcza po tym jak Dan i Eva zostali kochankami! Nadal nie wiem kim jest ten facet, ale... Taka tajemniczość dodaje historii pikanterii ;)
Poza tym... Do diaska! Rafael zareagował dokładnie tak jak się tego spodziewałam... Cóż... Mężczyźni!
Tom był genialny jak przywalił Rafaelowi! :D Nie żebym współczuła temu ostatniemu... Należało mu się (mimo iż go lubię, tak właśnie uważam).
Laura jest mega dojrzała! Świetna siostra! :D
Wracając do Evy i Dana... Ciekawe, że kiedyś Hell i Hiou się przyjaźnili, aż ciężko mi w to uwierzyć! Choć z drugiej strony...nie ma rzeczy niemożliwych!
A! No i co do dziecka Lili i Rafaela, to uważam, że przepowiednia mogłaby się spełnić dopiero jakby je zostawili. Dlatego moim zdaniem powinni je wychować. I wyrośnie z niego mądra hybryda (nie wiem jak inaczej to określić ^^").
Ave i weny! :*
K.L.
Od dłuższego czasu nachodzą mnie wspominki. Różnego rodzaju, ale sporo z nich związanych jest z początkami naszej znajomości i tak dalej. A to nierozerwalnie wiąże się z blogami i opowiadaniami, bo, bądźmy szczere, gdyby nie VK, nie poznałybyśmy się. Kao i ja zaczęłyśmy publikować nasze gryzmoły, Ty zdecydowałaś się w końcu skomentować - i poszło! Poznawałyśmy się coraz lepiej i w końcu Ty również zaczęłaś dzielić się z innymi tym, co piszesz. I było zacnie, gdy my i parę innych osóbek tworzyłyśmy pewną grupę znajomych o podobnych zainteresowaniach, odwiedzających się na blogach, czytających wszystkie wypociny, udzielających się na forum.
OdpowiedzUsuńI ja się pytam: NAPRAWDĘ chcesz zrezygnować z części tego świata?
Będę szczera. Kiedy nie publikujesz PP, to już nie jest to samo. Oczywiście cieszę się szalenie, że w ogóle piszesz, bo, jak wiesz, szlag by mnie trafił, gdybyś to zupełnie rzuciła (i mi tu z tego powodu nie jęcz, bo tak samo byś się zachowywała, gdybyśmy to my z Kao postanowiły porzucić bloga), ale… No właśnie, ALE. Naprawdę Ci to pasuje? Bo mi nie. Może jestem egoistką, może się mylę, lecz prawdą jest, że wydaje mi się, iż wiele głupstw sobie wmawiasz. Po części dlatego, a po części z tego prostego powodu, że miałam na to po prostu ochotę, po raz kolejny przeczytałam PP. Od deski do deski. Stąd w ogóle pomysł, żeby napisać ten komentarz.
Zacznijmy od Elizki. Pewnie, wkurzająca i tak dalej, naiwna, blablabla. Tworzy z Rafciem parę niemalże przesłodzoną, ale właśnie: niemalże. Co mam na myśli? Ano to, że czytając całość, prawie nie „rzygałam tęczą”. I kiedyś, w czasach początków PP, też tak nie było. Przez długi czas Lili i Rafael byli mi raczej obojętni, ot tacy bohaterowie, którzy są w porządku, ale nie należą do moich ulubieńców i nie zanosi się na to, by mieli do nich w przyszłości dołączyć. Prawda wygląda tak, że Twoje słowa sprawiły, że zaczęłam ich nie lubić. Miałam tak z wieloma postaciami z filmów itp. Weźmy taką Bonnie z „Pamiętników wampirów”. Była mi zupełnie obojętna, nie lubiłam jej, ale mi jakoś szczególnie nie przeszkadzała, ale kiedy nasłuchałam się wystarczająco dużo „hejtów” ze strony Kao, porządnie ją znielubiłam. I dokładnie tak samo było z Elizką. Najęczałaś mi, jaka to ona jest okropna, głupia, przesłodzona i tak dalej - i proszę bardzo. Tymczasem, jak się zastanowić, na początku była po prostu w miarę zwykłą nastolatką, która zwariowała na punkcie nowego ukochanego. No wiesz, bądźmy szczere, Kao była jeszcze gorsza, gdy zaczęła chodzić z M. xD Więc to naturalne. Musieli się trochę z Rafciem życiem nacieszyć, tym bardziej, że planowałaś im takie dramaty. No i moment, w którym załamałabym nad tą parą ręce i tak (w sensie gdybyś mi ich wcześniej nie obrzydziła xD), to ten, w którym robią wiadomo co mimo tylu ostrzeżeń. To było naprawdę głupie z ich strony (no błagam, naprawdę trzeba być idiotą, żeby robić coś takiego nie dość, że w takim wieku i po stosunkowo krótkim czasie chodzenia ze sobą, to jeszcze mimo ostrzeżeń odnośnie ewentualnych konsekwencji tego czynu!), ale, jakby nie patrzeć, musieli to zrobić, żeby w ogóle opowiadanie można było kontynuować. xD
Dobra, co dalej? Nie wiem, chociażby Gabryś i jego rodzinka. Wszyscy są fajni, a Becky taka biedna ;_; Znaczy wiem, że reszty też mi powinno być żal z różnych powodów, no ale jednak Becky jest number one w tym przypadku. Biadolenie na temat tego, jaki to biedny jest Gabryel, zostawię Kao. xD A jego wątek z Kat w dalszym ciągu bardzo mi się podoba i naprawdę nie uważam, że to naciągane czy coś. Kat ma pokręcony charakter i mimo tego, że nie lubi wampirów, takie szaleństwo do niej pasuje, a Gabryś… Taka trochę cicha woda xD Więc bez marudzenia mi tu, ich wątek jest cudny i nie widzę powodów do zmartwień! Jedyne tylko, czego mi brakowało, to jakiejś wzmianki o Narinn. Wzmianka (powtórzenie! D: ) o niej była kilka razy, ona pojawiła się ze dwa czy trzy razy (znowu!) i tyle, a miała przecież studiować w Anglii i być gdzieś blisko Gabrysia. Nie wiem, może scenka zazdrości? :D Kat by jej oczy wydrapała, gdyby zobaczyła ją z Gabrysiem xD
Clarinos! Uwielbiam tę postać, bo jest taka… prawdziwa. Osobiście na przykład wolę ją niż Penelopę, choć niekoniecznie tak jest z Tobą, bo wiem, że Penelopę bardzo lubisz. Ale P. (pozwolisz, że będę używać skrótów?) jest taka… no, w pewnym sensie idealna. Wiadomo, Wybranka i te rzeczy, ale chodzi mi o to, że ona wciąż jest taka sama. Oczywiście to naturalne w jej przypadku, to powinna być taka postać, ale zdecydowanie wolę taką C., która jest bohaterką jak najbardziej dynamiczną. Od słodkiej, kochanej córeczki i młodszej siostrzyczki, poprzez załamaną i zdenerwowaną nastolatkę, morderczynię własnego ojca, po zagubioną, zmierzającą do obłędu królową. Ogólnie wkurza mnie jej krótkowzroczność i tak dalej, ale to jest właśnie takie prawdziwe! Iluż to ludzi tak robi? Ma klapki na oczach, boryka się z wyrzutami sumienia, jest zgorzkniałymi samotnikami? No dobra, jak już jestem przy C., to warto jednakowoż napomknąć o Laurze 1 i Laurze 2. Laura 1, czyli, jak się domyślasz, siostra C., w dużej mierze kojarzyła mi się z Tobą bądź dawną mną. Grzeczna panienka, altruistka, staroświecka księżniczka… Lubiłam ją, bo była kochana, ale gdyby nie to, że uciekła z Victorem, też byłaby raczej mdła. Co do Laury 2, jej córki, trudno jej nie lubić. Chociaż trochę przykre jest to, że tak szybko wydoroślała. W początkowych rozdziałach była wesołą, energiczną czternastolatką, a potem tak spoważniała… Cóż, dowiedziała się wielu rzeczy o sobie i swojej rodzinie, a jej brat bynajmniej nie dał jej dobrego przykładu co do postępowania w życiu ( ;] )… Jest mi jej żal, bo w pewien sposób oberwało jej się, choć nie była niczemu inna. Niekoniecznie ktokolwiek inny odbierze to w podobny sposób, ale cóż, może jestem dziwna. Nie, dobra, wiem, ja po prostu jestem dziwna, ale mniejsza z tym. W każdym bądź razie wolałam tę pierwszą wersję Laury 2, bo poważnych i wiecznie zatroskanych postaci oraz dzieci nie do końca zachowujących się jak dzieci jest wystarczająco wiele.
UsuńVanessa, Tom i spółka. Cóż by o nich powiedzieć? To, że ich lubię, nie zmieniło się od początku, ale brakuje mi tego Toma-choleryka z pierwszych rozdziałów. A jego rodzice chyba jednak trochę za mało uczestniczą w życiu rodziny xD A Van… Niezmiennie kochana, choć taka trochę cichociemna, mam wrażenie.
Za to do cichociemnych na pewno nie należy Eva! Czyli zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci. Znaczy wiesz: ulubionych i znienawidzonych. To trochę jak z „Grą o Tron”, była tam mowa o postaciach, które czytelnicy/widzowie kochają i o tych, które „kochają nienawidzić”. I Eva Hell zalicza się właśnie do tej drugiej kategorii. No tyle sobie babsztyl nagrabił, że szlag może człowieka trafić, ale, ale! Ile to daje smaczku fabule! No bo bądźmy szczere, gdyby każda postać była jak naiwna Elizka albo wiecznie płacząca Aya, to nawet ja bym wymiękła. A dzięki takiej Evie, Clarinos czy na przykład Kat historii dodaje się swego rodzaju przypraw. No ale dobra, co do samej Ev: trochę (no dobra: bardzo) przeraża mnie to, że ostatnimi czasy coraz bardziej się z nią utożsamiam, za to moja postać schodzi gdzieś na bok (przepraszam, po prostu jestem szczera, a nic nie poradzę na to, że tak czuję). Naprawdę, naprawdę, naprawdę nie wiem, jak to się stało i dlaczego. Kiedy zaczęłam stawać się taka wredna, złośliwa i nieczuła? Kojarzysz może? Przecież gdy się poznałyśmy tych kilka lat temu, byłyśmy do siebie bardzo (chyba aż nazbyt) podobne. Obie takie naiwne miągwy, co to niczego nie umiały sobie wywalczyć ani nic. A teraz? Z jednej strony nadal jestem słabeuszem i tak dalej, ale nie jestem już aż tak uległa jak kiedyś. To może plus, ale co z moją wredotą? Z moim egoizmem? I całą masą innych negatywnych cech… Nie wiem, naprawdę nie wiem, kiedy się tak zmieniłam. Ale dobra, zamiast mówić o sobie, powinnam pisać o Evie. Oczywiście wiele się od niej różnię, bo nie potrafiłabym chociażby kopać leżącego (chociaż… nie jestem przekonana! A co jeśli miałabym okazję do skopania pamiętnej wuefistki z podstawówki?! D: -> żeby nie było, to żart), do tego daleko mi do… rozwiązłości Evy (łagodnie mówiąc), ale jednak… Jednak dostrzegam w niej kilka cech, które charakteryzują również mnie i to mnie dobija. Niemniej jej portret psychologiczny jest zacny, choć w sumie powinnam się nad tym porozwodzić kiedy indziej, przy okazji fragmentów, które jeszcze nie zostały opublikowane. Ale a propos tego, co już było: ja jej się naprawdę nie dziwię, że tak nienawidzi Ayi, że jest wściekła na matkę, ale jednocześnie gdzieś głęboko w sobie pragnie jej aprobaty i pochwał z jej strony… Nie no, to jedna z tych postaci, których jest mi najbardziej żal. Nie Elizki czy Rafcia, bo oni mają problemy z powodu własnej głupoty, nie Gabrysia, skrzywdzonego zakochanego chłopczyka, nie np. Vanessy z powodu traumatycznych wydarzeń z dzieciństwa (ostatecznie dobrze na tym wyszła, jakkolwiek by to nie brzmiało), nie Ashley czy Toma… Ale właśnie Evy. Ona nie jest po prostu czarna, do bieli też jej dużo brakuje, ale to jest w niej najlepsze - nie jest taka jednoznaczna. Z jednej strony wredna pinda, z drugiej - skrzywdzone, niedocenione dziecko z podciętymi skrzydłami. O rety, rozpisałam się, a miało być krótko! x_x
UsuńKto następny? W sumie skoro była Eva, to niech będzie jej cudowna mamusia. Nie no, co za wredny babsztyl! Jak można tak traktować własne dziecko?! Ale mimo tego ją też na swój sposób uwielbiam (czyt. kocham nienawidzić, jw.). Jak ją scharakteryzować? Ciężka sprawa. No bo tak: nie cofnie się przed niczym, jeśli czegoś chce, wyznaje zasadę „po trupach do celu” i w ogóle, ale z drugiej… Jest inteligentna, sprytna, dumna. Urodzona dyktatorka xD W „Długu”, jeszcze zanim weszła do Rady, to William był tym ważniejszym, ale potem... Cóż, od kiedy Amica została Wyrocznią, on żyje pod pantoflem xD Nie no, jakby nie patrzeć, William nie odgrywa już większej roli, spadł na dalszy plan. Nie żebym żałowała. Zdecydowanie wolę Amicę! I Evę. No, Michaela też, ale o nim zaraz. Albo w sumie nie, teraz - a to dlatego, że on i Amica niejako należą do jednej kategorii. Naprawdę są do siebie podobni (mamisynek, mamisynek! *wytyka palcem i śmieje się niczym dziewczynka z przedszkola*). Z tego względu nie dziwię się, że się tak nawzajem lubią, ale z drugiej… Przez to Ev ma przerąbane. Chociaż w sumie to dobrze, bo gdyby nie to, nie byłaby taką fajną i wkurzającą postacią. Ale dobra, wracając do A. i M. - no kurczę, bez problemu mogliby świat zawojować, cieszmy się, że tego nie zrobili :D Zawsze dostają to, czego chcą, świetnie się rozumieją, w podobny sposób patrzą na dane zagadnienia. Cud, miód i orzeszki. Na nieszczęście Ayi i jej rodziny, ale cóż ^^’ Nie no, dobra, na temat Hell mogłabym mówić i mówić, ale to zostawię na odległą pewnie przyszłość, kiedy to może wreszcie doczekam się dodatku o nich <3
UsuńAle akurat do Pana M. muszę wrócić, wiadomo. Chociaż w sumie napomknę najpierw króciutko o Kage i Maayi: są kochani, gdziekolwiek by się nie pojawili. Cieszę się, że stworzyłam tak sobie tych bohaterów, choć w oryginale, czyt. naszym VK, oboje zdecydowanie zbyt szybko zeszli z tego świata <3 Moje słonko biedne. Szkoda, że nie zakradł się kiedyś do komnaty Evy, by dokonać skrytobójstwa! :D Dobra, żartuję (normalnie musiałam to zaznaczyć, toć nikt by się sam nie skapnął! xD). Cóż, na razie bez sensu się na jego temat wypowiadać, bo jego pięć minut dopiero nadejdzie, ale… Co tu dużo gadać, kocham go. Co się dla mnie źle skończyło, bo w jednej książce był jego imiennik, którego polubiłam chyba najbardziej ze wszystkich bohaterów (choć to postać drugoplanowa) i co? Oczywiście on właśnie musiał zginąć! >.< Ale wracając do mojego niedoszłego faceta… Albo nie. Co ja się będę rozdrabniać. Jak posłuchasz rady starszej bliźniaczki i łaskawie reaktywujesz bloga, jeszcze się o nim naczytasz (przynajmniej mam nadzieję, bo nie wiem, na ile mi studia pozwolą T^T).
I w sumie może na tym zakończę ględzenie o bohaterach, bo za bardzo się rozpisałam. Miało być krótko i co z tego wyszło? Prawie trzy strony, a chcę jeszcze napomknąć o paru sprawach.
UsuńSkoro już mowa (od dłuższego czasu zresztą) o opowiadaniu, warto napomknąć o stylu, fabule i tak dalej. Po pierwsze, jestem pod wrażeniem całej tej historii, bo, choć co poniektóre sprawy wyszły w praniu bądź w tak zwanym międzyczasie, wiele miałaś wymyślone od początku, a to się chwali, bo my na przykład nie wiedziałyśmy za bardzo, co robić (i nadal do końca nie wiemy xD -> no dobra, to mała przesada). O ile na początku PP w dużej mierze przypominało „Zmierzch”, o tyle czym dalej, tym bardziej to wszystko się rozrastało i wyszło z tego naprawdę ciekawe opowiadanie. Po drugie, sporo postaci i wątków rozwinęłaś bardziej niż zrobiliby co poniektórzy (akurat do tych się nie zaliczam xD) i to jedna z cech, które tu uwielbiam. Po trzecie, sam styl pisania też masz dobry. Pewnie, jest masa błędów, ale od czego masz bliźniaczkę-niedoszłą polonistkę? :D Po czwarte, wstawki z odległej przeszłości typu Edan i spółka też mi się podobają. I jak tak przeczytałam całość, to mogłam to poskładać, bo wcześniej, czytając oddzielne fragmenty w dużych odstępach czasowych, nieraz się gubiłam. Ale żeby nie było tak kolorowo, odrobinkę sobie też pomarudzę (nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła, nieprawdaż? :D). Ale oczywiście to zupełnie subiektywne uwagi. Raz: jako iż jestem fanką opisów, byłoby miło, gdyby pojawiało się ich więcej (szczególnie opisów uczuć, wiesz, że jestem wręcz maniaczką takich <3). Dwa: nieco większa częstotliwość pisania by się jednakowoż przydała, choć akurat doskonale rozumiem, że jest z tym ciężko, bo jakże miałoby nie być? A to weny nie ma, a to czasu, a to ochoty, a to motywacji… Trzy: na litość Boską, ogranicz użycie wielokropków! Czasami mam wrażenie, że wrzucasz je co drugie zdanie, zazwyczaj zupełnie niepotrzebnie. ^^’ Pamiętaj, że co za dużo, to niezdrowo. Cztery: uważaj na zbytnie opisywanie postaci występujących w scenach za pomocą przymiotników itp. (np. „brunetka zrobiła to, a szatynka tamto”, „zielonooki spojrzał na niebieskooką blondynkę”, tego typu rzeczy), częściej używaj po prostu ich imion. Mam wrażenie, że ta tendencja wyszła trochę od nas, bo bardzo długo robiłyśmy tak samo (Kaori co rusz występowała jako „błękitno/niebieskooka” bądź „blondynka”, a Aya - jako „szarooka” lub „brunetka”, a obie jako „x-latki” - oczywiście bierze się to głównie z zamiaru niedopuszczania do zbyt wielkiej ilości powtórzeń, ale tu też nie można przesadzać) - zaczęłyśmy to ograniczać, gdy mama zwróciła nam na to uwagę. I faktycznie, od dłuższego już czasu zupełnie się z mamą zgadzam, że to nie ma większego sensu i wprowadza tylko zamęt do umysłu czytelnika. Ech, nie wiem, czy przypadkiem jeszcze czegoś nie chciałam dodać, ale w tej chwili nie mogę sobie przypomnieć.
No i dobrze, całe to moje przynudzanie prowadzi do puenty pod tytułem „Reaktywujże wreszcie bloga!”. Ja wiem, że tego chcesz! *uśmiecha się uroczo* Pomyśl o tym chociażby w taki sposób: tracisz czas na komentarze dla nas, Andzika i tak dalej, więc z jakiej racji my nie mamy robić tego samego dla Ciebie? :D (Bo to, że nie masz co liczyć na komentarze ode mnie, kiedy nie publikujesz rozdziałów, już chyba zdążyłaś zauważyć. xD No dobra, pomijając ten oto.) A tak na poważnie (choć tamto też było na poważnie, choć może tak nie wyglądać): naprawdę warto. Po pierwsze, Twoje opowiadanie marnuje się „w szufladzie”. Po drugie, jak się ma jakiś krąg czytelników, ciepło się na serduchu robi. Nie chodzi tu przecież o to, by mieć tych czytelników nie wiadomo jak wielu, ale parę zaufanych osóbek. Kotek, nie wmówisz mi, że w ogóle za tym nie tęsknisz. Nie i tyle. Po trzecie, jak już się coś zaczyna, to powinno się to skończyć (odzywa się pedantka i tak dalej) *działa na poczucie obowiązku* I napisanie opowiadania do końca to jedno, a opublikowanie tego - drugie. No kurczę, co to za problem? Krzywda Ci się stanie, jeśli wrócisz? Możesz na tym jedynie zyskać. Dowartościowanie, miłe komentarze, bliższy związek z resztą piszących-i-publikujących… Po czwarte, kiedy się publikuje, jest większa motywacja do tego, żeby więcej i częściej pisać, bo jednak ma się jakieś poczucie obowiązku, prawda? A trochę Ci jeszcze do napisania zostało!
UsuńWiesz co? Jest mi po prostu smutno, że tak to rzuciłaś, wmawiasz sobie pełno głupstw wyssanych z palca, ot tak, by się czymś podobijać (jakby w życiu było mało problemów!), że w jakiś sposób olałaś sporo osób. Nie pomyślałaś o tym? Pewnie, wiem, że bez opowiadań da się żyć, no bo jakżeby inaczej, ale kurczę, to nie w porządku. Wiadomo, jedni ludzie przychodzą, inni odchodzą z naszego blogowego półświatka, ale to normalne i nie ma co się dołować, że na przykład jakiś tam rozdział skomentowała dajmy na to tylko jedna osoba czy coś. Wiem, to działa na psychikę, bo czy człowiek chce, czy nie, jednak liczy na jakieś miłe słowa i tak dalej, ale różnie to bywa. U nas też tak jest, nie ma to, tamto. Ale w sumie skoro już jestem przy temacie komentarzy, to naprawdę Cię proszę, byś nie wygadywała więcej bzdur typu „Nie chcę, by X komentował/a!”. Co to ma znaczyć, do jasnej ciasnej? Piszesz, ktoś to czyta, komuś się podoba, to ma prawo (nie obowiązek) skomentować, wyrazić swoje zdanie i w ogóle i autor powinien być za to wdzięczny, a nie jęczeć, że ktoś to robi. I jeszcze to Twoje przeświadczenie, że ja czytam PP dla, nie wiem, M. na przykład, Kao dla Kat i Gabrysia, Ev dla Edana… No bez przesady! Po pierwsze, lubię wiele postaci i wątków w PP (Kao zresztą też, trochę już przecież rozmawiałyśmy na ten temat), a po drugie, nie staraj się na siłę wszystkich uszczęśliwiać, bo pisanie opowiadań to nie koncert życzeń. Chcesz pisać o kimś/czymś tam? Pisz, bez względu na to, że ja akurat mam fazę np. na Michaela czy Willa, Kao na Gabrysia czy Eva na Dana. Pewnie, fajnie czytać o „swoich” wątkach, ale nie tylko z nich składa się opowiadanie. Nie dawaj się za bardzo presji i maślanym oczkom. Kao i ja tak nie robimy, a jeszcze nikt nie zakradł się do nas przez okno w środku nocy, by dokonać na nas zabójstwa.
Eva zupełnie niezadowolona, Ty też nie bardzo, bo nie ma Kanaru, nie ma Deia, blablabla, bohaterka Kiran nie żyje, no ale trudno, przecież nie będziemy z Kao zmieniać fabuły i tak dalej, bo komuś się tak podoba! Nie o to tu przecież chodzi, prawda? Co jeszcze… Nie bierz do siebie tego, że nie darzę wszystkich bohaterów miłością. Przecież to byłoby wręcz nienaturalne, gdyby tak było! I w przypadku moim, i w przypadku innych czytelników. I chyba powinno właśnie być tak, że każdy ma jakichś tam swoich faworytów, bo to znaczy, że dociera się do odbiorców o różnych cechach charakteru, o różnych poglądach, preferencjach… A co do scenek, które uważasz za zbyt obsceniczne, czy jak to w ogóle nazwać… Jak uważasz, że coś jest zbyt ostre, to to okrój i tyle, nikt Cię przecież nie zmusi do dodawania czegoś, czego nie chcesz i ja też nie zamierzam nalegać, bądź co bądź rozumiem to podejście, nie? Tyle że fakty są takie, iż ludzie takie sceny lubią, a Twoje opowiadanie skupia się przede wszystkim na osobach dorosłych czy wręcz starych jak na ludzką modłę. To chyba normalne, że nie bawią się w świętoszków, prawda? Przesadą byłoby na przykład, gdyby romans miała dajmy na to taka Laura 2 - no to by było przegięcie. Ale Eva, Kat…? Toż to staruchy, na dodatek o wybuchowych charakterach! Edan i spółka z dawnych czasów? Normalka, czego to „ludzie” nie robili w takich dzikich epokach? Ech, jest chyba jeszcze wiele innych kwestii, nad którymi chciałam się porozwodzić, ale jak przychodzi co do czego, to mam pustkę w głowie, jak na złość >.< Ale mimo wszystko o wielu sprawach rozmawiałyśmy, o innych jeszcze pewnie porozmawiamy, a tymczasem jestem w połowie piątej strony w Wordzie, więc chyba jednakowoż powinnam skończyć ten referat, bo dostaniesz fioła, jak będziesz to czytać. Ogółem oczywiście całość sprowadza się do tego, iż byłoby miło, gdybyś wróciła. Na pewno nie tylko ja tak myślę, ale jako jedyna jestem na tyle szalona, by truć Ci w kółko, byś reaktywowała bloga. Ktoś musi! Wmawiasz sobie tylko, że tego nie chcesz, a doskonale wiesz, że było fajnie i znowu może tak być. Więc masz kilka dni na zastanowienie się. Jak dokończysz „Marionetki”, będziesz miała z siedem czy osiem rozdziałów gotowych do dodania, a to Ci daje nawet kilka miesięcy zapasu (w zależności od tego, jakie odstępy czasu chcesz mieć między publikacjami). Wcześniej można dać króciutkie streszczenie (dosłownie na jedną-dwie strony), bo nie wszyscy pewnie pamiętają, co i jak + jakąś notkę zapowiadającą powrót i voila! Co w tym trudnego? Czy rezygnacja i ucieczka naprawdę Ci pasują? Jeśli tak, to trudno, ale jak tak będziesz postępować przez całe swoje życie w różnych o wiele ważniejszych przecież kwestiach, to daleko nie zajdziesz i dobrze o tym wiesz. I nie gadaj mi tu, że to Cię nie obchodzi czy coś. Trzeba się za siebie wziąć i małymi kroczkami nad sobą pracować. I nie wmawiaj mi, że ja robię to samo, bo gdyby tak było, nie studiowałabym przecież na japonistyce. :P Więc podejmij męską decyzję! xD A ja mogę po prostu mieć nadzieję, że będzie ona taka, jaka być powinna. <3
UsuńA tak swoją drogą: no nie mów mi, że nie stęskniłaś się za moimi pokręconymi wywodami. :D
Twa kochająca bliźniczka
Ai-chan <3
PS. Po raz nie wiadomo który życzę wszystkiego najlepszego z okazji imienin! :D
Jak ja nie znoszę dzielenia komentarzy na części! x_x
Usuń