Wąż między
różami
Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze.
Piękna bladoniebieska suknia idealnie komponowała się ze srebrną biżuterią i
długimi czarnymi rękawiczkami na dłoniach. Uśmiechnęłam się krzywo i
westchnęłam. Od wczorajszego dnia w mojej głowie siedziały tylko dwa zdania.
„Mam mieć dziecko…”. „Mój syn ma być
potworem…”.
Jak miałam iść na przyjęcie zaręczynowe
Michaela i Ayi, wiedząc, czego jego rodzina dopuściła się w przeszłości i co
wiedzą o mnie Hell? Jednak nie mogłam odrzucić tego zaproszenia. Bądź co bądź
byłam wampirzycą i podlegałam regułom świata wampirów. Westchnęłam chyba po raz
setny w ciągu tego dnia, a po chwili usłyszałam pukanie do mojego pokoju.
Wchodząc do środka i starając się, by jej głos był w miarę normalny, mama
rzuciła:
- Lili, wyglądasz ślicznie.
- Dzięki, mamo, ale nie musisz udawać…
Tata chyba miał rację. Nie powinnam spotykać się z Rafaelem… - mruknęłam, nie patrząc na szatynkę. Wampirzyca usiadła na moim łóżku
i łagodnym głosem zaczęła:
- Nie mów tak. Tata na pewno nie chciał,
by tak się to wszystko potoczyło…
- Wiem. Tyle tylko, że
to nic nie zmienia - odparłam, po czym spuszczając wzrok, dodałam - Wczoraj
razem z Rafaelem doszliśmy do wniosku, że jak na razie nie powinniśmy się
widywać.
Vanessa posłała mi smutne spojrzenie i
pocieszającym tonem powiedziała:
- Lili, tak mi przykro… Ale wierzę, że jakoś
się to wszystko poukłada.
Sama
miałam taką nadzieję, ale… Ale serce krzyczało, że to wszystko jest jeszcze
bardziej skomplikowane niż myślałam. Że tu nie chodzi wyłącznie o mnie i
Rafaela. Nie chciałam jednak wspominać mamie o moich uczuciach, więc szepnęłam
tylko:
- Ja też, mamo… Ja też…
Nic nie mówiąc, wampirzyca jedynie
uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco. Byłam jej za to wdzięczna. Nie był mi
potrzebny potok słów, tylko poczucie, że dalej jestem tym, kim byłam przed
wizytą młodej Hiou. Momentami miałam wrażenia, że po tym, co usłyszałam,
przestałam być Lili, którą wszyscy znali. Spojrzałam na szatynkę wystrojoną w piękną suknię
koloru srebra i patrząc prosto w jej oczy, rzuciłam:
- Powiedz, czy… Czy zanim dowiedziałaś się
o moim istnieniu, myślałaś wcześniej o dziecku? Byłaś przecież ledwie trzy lata
starsza ode mnie…
Szatynka westchnęła i spoglądając gdzieś w
bok, odparła:
- I tak, i nie… Od zawsze chciałam mieć
spokojny dom, w którym wszyscy pomimo problemów czuliby się szczęśliwy.
Chciałam mieć męża, gromadkę dzieci. Chyba każda sierota ma podobne marzenie. W
moim przypadku ono się spełniło - rzuciła, posyłając mi uroczy uśmiech, po czym
wzdychając dodała - Co prawda nie jestem już człowiekiem, ale cóż, nikt nie
powiedział, że szczęście jest za darmo, nieprawdaż?
No tak, mama miała nieco inną sytuację.
Bardzo wcześnie straciła dom i ciepło ogniska rodzinnego, więc to naturalne, że
chciała stworzyć go sobie od nowa. Patrząc na miłość, jaką darzy tatę, a on ją,
nie mogę nie przyznać, że jej się to nie udało, ale to racja, zapłaciła za to…
„Nikt nie
powiedział, że szczęście jest za darmo…”. A jaka będzie cena za moje szczęście…?
- Masz rację, szczęście kosztuje -
wyszeptałam niemal bezgłośnie, po czym spoglądając na mamę, zapytałam - Wiesz
coś nowego w sprawie matki Gabryela?
Vanessa wzięła głębszy wdech i ze strapioną
miną opowiedziała mi, czego dowiedziała się o bracie Daniela.
- Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie
Margaret i długo z nią rozmawiałam. Ona, Daniel i Gabryel bardzo martwią się o
Gabryelę. Jej mąż, jakby to powiedzieć… nie bardzo cieszy się z powodu jej
odmiennego stanu. Dowiedziałam się jeszcze, że to właśnie ona poprosiła
Gabryela, żeby przyjechał do Włoch, bo chciała mieć jakieś wsparcie. Nie wiem,
o co dokładnie chodzi, ponieważ ani Daniel, ani jego brat nie są do końca
rozeznani w sytuacji, ale jedno jest pewne: ojciec Gabryela okropnie się
zmienił i nie chce kolejnego dziecka.
Z tego wszystkiego aż usiadłam na łóżku
koło mamy. Chciało mi się płakać i niszczyć co popadnie. Wolałam nie wiedzieć,
co czuł w takiej sytuacji mój przyjaciel, Daniel ani tym bardziej Gabryela.
Przecież ona musiała być załamana. Mimo że widziałam ją jedynie raz w życiu,
gdy żegnałam Rebeccę, kiedy wyjeżdżała razem z resztą rodziny do
Włoch, pamiętam, że wówczas wydała mi się naprawdę sympatyczną i dobrą kobietą.
Na pewno sobie na to nie zasłużyła. Przypomniałam sobie, jak Gabryel opowiadał
mi, dlaczego jego matka nie przyjechała razem z nim do Anglii. Po prostu
kochała swojego męża i robiła, co jej kazał.
Miłość…
Najsilniejsze uczucie, którym można obdarzyć drugą istotę… Czy ona usprawiedliwia wszystkie konsekwencje
wynikające z chęci bycia z ukochaną osobą?
Nie wiem, kiedy
zaczęłam drżeć, a w moich oczach zebrały się łzy. Nie dość, że ja mam
zmartwienia, to jeszcze coś tak okropnego spotyka Gabryelę oraz jej bliskich i
to z powodu miłości! To nie jest sprawiedliwe! Miłość powinna przecież dawać
radość, spokój, ukojenie, a nie sprawiać ból, cierpienie bliskich i poczucie
rozdarcia! Mama, przeczuwając nadejście mojego wybuchu płaczu, przytuliła mnie
do siebie i szepnęła:
- No już, córeczko, wszystko będzie
dobrze, zobaczysz, jakoś się to wszystko poukłada.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, po
prostu wtuliłam się w kobietę, którą tak kochałam i która, by być z moim ojcem
i ze mną, poświęciła swoje człowieczeństwo.
***
Tak
jak ostatnim razem, moi rodzice i ja na przyjęcie do wampirzej śmietanki
towarzyskiej zostaliśmy zawiezieni przez zwykłego wampira. Ani ja, ani moi
rodzice nie odzywaliśmy się przez całą podróż. Tata z zasępioną miną przyglądał
się widokom za szybą samochodu. Nieco uspokoiłam go informacją, że jak na razie
nie zamierzam się spotykać z Rafaelem, ale znając go, i tak się o mnie
zamartwiał. I to zapewne nie tylko o mnie… Kiedy w końcu dotarliśmy do celu,
myślałam, że zaraz nogi odmówią mi posłuszeństwa i nie wyjdę z samochodu. Ku
mojemu zdziwieniu, udało mi się wysiąść i ruszyć ku wejściu. Posiadłość rodziny
Hell okazała się nieco bardziej okazała i monumentalna niż ta, w której
przyjęcie urządziła rodzina Hiou. Nie było tu również tak bajkowej roślinności.
Co prawda znajdowały się tam drzewa, krzewy i kwiaty, ale nie tworzyły one
wrażenia bajkowego lasu, stwarzały raczej iluzję, że posiadłość to jakiś
mroczny dwór czy coś w tym rodzaju. Podobnie jak podczas ostatniego balu,
przywitał nas jakiś służący i życząc miłej zabawy, zaprosił nas do środka.
Jeżeli ten budynek z zewnątrz był jedynie tylko nieco bardziej okazały o tego
należącego do rodu Ayi, o tyle wewnątrz był o niebo bardziej pełny przepychu. Z
każdej strony było widać, że posiadłość należy do ludzi posiadających ogromną
fortunę. Na marmurowych ścianach wisiały liczne dzieła sztuki, a gdzieniegdzie
odbijało się światło od złocień na suficie i ścianach. Liczna służba ubrana w
nienaganne stroje obsługiwała przybyłych już gości, a stoły uginały się pod
ilością jedzenia i napojów do wyboru. W porównaniu z tym angielska posiadłość
Hiou była jedynie pałacykiem. Byłam tym tak bardzo zszokowana, że nie
zorientowałam się, iż podchodzi do mnie Daniel. Dopiero jego powitalne słowa
sprawiły, że wróciłam na ziemię. Kiedy on i tata zamienili kilka słów,
zaprowadził nas do miejsca, w którym czekały na nas Margaret i Becky. Młodsza
uśmiechnęła się do mnie lekko i przytulając się, szepnęła:
- Hej, Lili, jak dobrze, że się widzimy,
ostatnio tyle się działo, że nie miałam jak z tobą porozmawiać…
Westchnęłam głęboko i głaszcząc ją po
włosach, mruknęłam:
- Masz rację, działo się zbyt wiele…
Gdy już oderwałyśmy się od siebie,
Margaret ze smutnym uśmiechem przywitała się ze mą. Gołym okiem było jednak
widać, że zamartwia się o matkę Daniela i Gabryela.
- I jak, Gabryel albo Gabryela się
odzywali? - zapytał Tom, gdy już wszyscy się ze sobą przywitali na tyle cicho,
by nikt z przypadkowych gapiów tego nie usłyszał. Daniel sposępniał i odparł:
- Niestety nie…
- Ale wszystko musi być dobrze, prawda,
tato? - wtrąciła słabym głosikiem Rebecca.
- Tak, kochanie, na pewno - pocieszył ją
ojciec, a ja, wysilając się na uśmiech, poprałam go.
Nagle zrobiło się małe zamieszanie.
Łagodna muzyka, która do tej pory akompaniowała rozmowom zabranych wampirów przestała grać i wszyscy zwrócili
się w stronę ogromnych, dębowych drzwi, a dwaj służący powoli zaczęli uchylać
wejście na salę. Oznaczało to jedno. Przybycie członków Starożytnej Rady.
Nim pierwsza z par wyszła, minęło dobrych
kilkanaście sekund. Sala tonęła w ciszy, którą gdzieniegdzie przebijały ciche
szepty w stylu: „Cała Rada na jednym balu, tego nie było od wieków!”,
„Niesłychane, połączenie dwóch pierwotnych rodów!”, „Nareszcie Wyrocznia
zagościła w rodzinnych stronach!”. Wreszcie po pełnym napięcia oczekiwaniu na salę
wyłoniła się pierwsza członkini Rady. Wszyscy zebrani zaczęli się kłaniać.
Wampirzyca o pięknych kasztanowych włosach ubrana w czarną suknię idealnie
dopasowaną do jej ciała obrzuciła spojrzeniem swoich lawendowych oczu całe
zgromadzenie i uśmiechnęła się lekko. Na jej szyi zauważyłam piękny naszyjnik z
białą różą. Więc to musiała być Andrea Ferro. Kobieta szła pod rękę z
miedzianowłosym mężczyzną, a tuż za nimi szedł wyglądający na jakieś
dziewiętnaście lat młodzieniec mający barwę oczu jak u Andrei, a włosy o pół
tonu ciemniejsze od jej towarzysza. Domyśliłam się, że była to najmłodsza część
rodziny Ferro - Cristoforo. Nie
spoglądając na nikogo, chłopak szedł dumnie niczym jakiś król.
Nie
mogłam dużej im się przyglądać, gdyż na scenie pojawiła się kolejna para.
Mężczyzna w wieku jakichś dwudziestu sześciu lat o blond włosach i niemal
granatowych oczach trzymał pod rękę mającą z wyglądu jakieś szesnaście lat
dziewczynę. Tuż za tą parą wyszła niska złotowłosa dziewczyna, również o
granatowych tęczówkach, ubrana w jedwabną srebrzystą suknię, pięknie
podkreślającą barwę jej włosów i oczu. Towarzyszył jej ciemnowłosy młodzieniec
wpatrujący się w nią swoimi bursztynowymi oczami niczym w jakąś boginię.
-
To Henry i Judith
Costello oraz Meg Costello wraz ze swoim narzeczonym, Jamesem Connolly. Ich
matka zmarła lata temu - szepnął mi do ucha Tom.
Przyjrzałam się młodszej z sióstr. Na jej
bladych policzkach można było dostrzec niewielki rumieniec, a jej grzywka
koloru brązu wpadającego w złoty zasłaniała oczy. Widocznie była nieco tym
wszystkim oszołomiona.
Jako ostatni z familii, która wchodzi w
skład Rady, a nie jest pierwotną rodziną, pojawił się ród Masuhiro. Szatyn ubrany w ciemny garnitur
przenosił spojrzenie brązowych oczu z jednego gościa na drugiego. Obok niego
szła czarnowłosa kobieta trzymająca za rękę małego, mającego na oko osiem lat
szatyna z wesołymi oczkami barwy gorzkiej czekolady.
-
Co ta za kobieta i chłopiec? - spytałam, na co tata odparł:
-
To żona Josuke, Megumi, i jego syn, Reiji. Słyszałem, że Dai nie zjawi się,
gdyż musi zająć się jakimiś sprawami klanu Masuhiro.
Nic
nie odpowiedziałam, gdyż na salę weszła pierwsza z rodzin pierwotnych -
rudowłosa dziewczyna trzymana pod rękę przez przystojnego blondyna. Oboje
zerkali swoimi bursztynowymi oczami to na siebie, to na arystokrację. Po
symbolu na wisiorze wampirzycy domyśliłam się, że była ta rodzina Gessner.
Kiedy
rodzeństwo dołączyło do pozostałych członków Rady i znów przeniosłam spojrzenia
na wejście, ujrzałam w nich nikogo innego jak Ayę i trzymającego ją pod rękę
Kage. Mężczyzna nie patrzył na gości, tylko szedł powoli z miną bez żadnych
uczuć. Podobnie jego córka - patrzyła przed siebie, wydając się niczym niewzruszona.
Niespodziewanie usłyszałam kilka szeptów wychwalających urodę dziedziczki i
zachwyt nad jej związkiem z Michaelem Hell. Kiedy to usłyszałam, ogarnęła mnie
taka wściekłość i żal, że miałam ochotę wygarnąć, co naprawdę myślę o tej całej
szopce. Nim jednak zdołałam choćby się ruszyć, umilkły wszelkie rozmowy, gdyż
pojawiła się rodzina Hell. Eva, odziana w stylową purpurową kreację zwieńczoną
pięknymi zdobieniami, szła z mniej więcej dwudziestoletnim mężczyzną, który,
podobnie jak ona, był brunetem. Gdy dostrzegłam jego oczy, po moim ciele
przeszły ciarki. Jego tęczówki miały barwę krwistej czerwieni, a ich wyraz mógł
jedynie przywodzić na myśl jakiegoś demona. Cała jego postać wręcz emanowała
potęgą i dawała wrażenie diabelskiej aury. Więc tak wyglądał Michael Hell,
przyszły mąż Ayi? Nie wyobrażałam sobie, żeby dziewczyna, którą tak naprawdę
poznałam wczoraj, miała za niego wyjść za mąż… Przecież to było zbyt okrutne!
Nic jednak nie mogłam zrobić, więc jedynie zacisnęłam dłonie w pięść. W
niewielkim oddaleniu do rodzeństwa Hell szli ich rodzice. William z pogodnym
uśmiechem na twarzy oraz spokojnym spojrzeniem i białowłosa kobieta o
czerwonych tęczówkach odziana w szarą sukienkę, której tren z niewielkim
szelestem sunął się po ziemi. Po raz pierwszy w życiu miałam przed sobą Amicę
Hell… Wyrocznię i najważniejszą wampirzycę naszej społeczności.
Po
kilku sekundach Hell dotarli do członków Rady, a wszystkie zebrane wampiry
wyprostowały się, czekając na słowa oficjalnie otwierające przyjęcie. Michael
podszedł do stojącej w niewielkim oddaleniu Ayi i ujmując ją za rękę, na której
miała grafitowe rękawiczki pasujące do sukni tego samego koloru, złożył na niej
pocałunek. Wampirzyca nawet przy tym nie drgnęła. Zachowywała się jak posąg
niemający żadnych uczuć. Mogłam tylko wyobrazić sobie, jakie emocje nią
targają.
-
Witam wszystkich zebranych. Mam zaszczyt oficjalnie ogłosić, że mój syn wkrótce
weźmie za żonę tak wspaniałą osobę, jaką jest Aya Hiou. Cieszę się jeszcze
bardziej, iż to małżeństwo połączy ród Hell z czcigodnym rodem Hiou. Chciałabym
życzyć narzeczonym dużo szczęścia, a was wszystkich zapraszam do świętowania
tego niezwykle ważnego dnia zarówno dla rodziny mojej, jak i familii Kage-san -
rzuciła Wyrocznia z lekkim uśmiechem, gdy Michael już odsunął się od Ayi.
Wzrok
Wyroczni przesuwał się po każdym zgromadzonym wampirze. Kiedy jej wzrok padł na
mnie, zauważyłam, że lekko się uśmiechnęła. Zatrzymała na mnie spojrzenie
swoich krwistoczerwonych oczu, przez co po moim ciele przeszły ciarki, a mną owładnął
strach. Dopiero gdy Amica przestała przeszywać mnie wzrokiem, udało mi się
nieco opanować. Wzięłam głębszy wdech i postanowiłam nie poddawać się emocjom,
nie mogłam przecież dać po sobie poznać, że coś wiem.
Po
powitaniu Wyroczni Michael wziął pod rękę swoją narzeczoną i poprowadził na
środek sali, by później dać znać muzykom, którzy przed pojawieniem się sześciu
rodów zamilkli. Sekundę później ich muzyka ponownie rozbrzmiała delikatnymi
dźwiękami, a arystokrata objął w pasie Ayę, zaczynając z nią taniec. Wszyscy
goście patrzyli w niemym zachwycie na parę idealnie poruszającą się w rytm
walca. Mężczyzna uśmiechał się delikatnie, a Aya cały czas miała spuszczony
wzrok. Nim się
zorientowałam, muzyka ucichła, narzeczeni pokłonili się sobie, a po pomieszczeniu
rozeszły się salwy oklasków.
-
Córka Kage raczej nie wygląda na szczęśliwą narzeczoną - szepnęła mi niemal
bezgłośnie Rebecca, na co odparłam ze smutkiem, jednocześnie spuszczając wzrok
i uważając, by nikt oprócz mojej przyjaciółki mnie nie dosłyszał:
-
Bo nie jest, Becky…
Szatynka
posłała mi zdziwione spojrzenie, jednak o nic nie pytała. Spojrzałam na
przyjaciółkę i zauważyłam, że dziewczyna wygląda nieco lepiej, niż gdy ostatnim
razem ją widziałam.
-
Wyglądasz lepiej, mam nadzieję, że też lepiej się czujesz- rzuciłam do Rebecci, na co ta, uśmiechając
się delikatnie, odparła:
-
Ogólnie tak. Ostatni atak miałam wtedy, kiedy mi pomogłaś, gdy się nasilił.
-
Rozumiem i mam nadzieję, że będzie lepiej - oznajmiłam, posyłając arystokratce
pokrzepiający uśmiech.
Pewnie
rozmawiałybyśmy dalej, jednak do Becky podszedł młody arystokrata o nieco
kręconych jasnobrązowych włosach brany zapewne za szesnastolatka i kłaniając
się, poprosił moją przyjaciółkę do tańca. Dziewczyna posłała mi pytający wzrok,
na co ja tylko pokiwałam głową z delikatnym uśmieszkiem.
Następnych kilka godzin przyjęcia
spędzałam głównie na rozmowie z Danielem, Margaret i ich córką, tańczeniu i
obserwowaniu zgromadzonych gości. Wśród tłumu dostrzegłam Narinn Ashidę,
kuzynkę Ayi. Gabryel kiedyś poinformował mnie, że dziewczyna zaczyna studiować
właśnie w Anglii. Wampirzyca widocznie dobrze bawiła się w towarzystwie
licznych arystokratów. Jej widok przypomniał mi listopadowy bal u rodziny Hiou.
Pomyśleć, że wtedy nie miałam dobrego zdania o rodzinie Ayi i niej samej, nie
wiedziałam, że Gabryel darzy mnie innym uczuciem niż ja jego, wszyscy mieli
Rafaela za zwykłego wilkołaka, a nie księcia, no i nie miałam zielonego pojęcia
o dziecku, które ma być panem świata… Czy to naprawdę możliwe, żeby w tak
krótkim czasie aż tyle się zmieniło? Najwidoczniej tak…
Spojrzałam na rodziców, którzy rozmawiali
między sobą i rzuciłam w ich stronę:
- Idę
na balkon się przewietrzyć.
Tata
tylko pokiwał głową, a mama posłała mi delikatny uśmiech. Szłam jakiś czas, aż
w końcu znalazłam wejście na taras. Obok niego, opierając się o kolumnę, stał
młody chłopak mniej więcej w wieku jakiś siedemnastu, osiemnastu lat z blond
czupryną i wpatrującymi się w coś błękitnymi tęczówkami. Zatrzymałam się i
podążyłam wzrokiem w miejsce, któremu się przyglądał. Zorientowałam się, że
musi to być wielki stół dla członków Rady. Obecnie siedziała przy nim jedynie
Aya. Widocznie pozostali albo tańczyli, albo gdzieś się ulotnili. Zauważyłam,
że dziewczyna spojrzała na młodzieńca, a na jej obliczu na ułamek sekundy
pojawił się wyraz przerażenia, zawstydzenia i wyrzutów sumienia. Szybko jednak
spuściła wzrok, przez co nie mogłam dłużej przyglądać się jej twarzy. Ruszyłam
z miejsca, a nim zdołałam dotrzeć do blondyna, zjawił się jakiś wampir
wyglądający na jakieś trzydzieści kilka lat i rzucił w jego kierunku:
-
Hej, ty, wiem, że jesteś nowy, ale nie możesz się obijać. Pani Eva cię wzywa.
Chłopak
westchnął i ruszył w swoim kierunku, podobnie jak służący, który go skarcił.
Nie wiem czemu, ale ten wampir jakoś mnie zaintrygował. Byłam ciekawa, kim był
i dlaczego tak przypatrywał się młodej Hiou i czemu jego widok wywołał u niej
taką reakcję. Po chwili wzięłam głęboki wdech i z mętlikiem w głowie udałam się
na balkon.
Niebo
było wyjątkowo piękne, pozbawione
jakiejkolwiek chmurki, dzięki czemu mogłam podziwiać miliardy gwiazd i mocno
świecący księżyc. Oparłam ręce na balustradzie i spojrzałam na miejsce pode
mną. W spowitym mroku ogrodzie dostrzegłam niewielkiego węża między dwoma
krzewami róż. Jeden o kwiatach błękitnych, a drugi o krwistoczerwonych. Choć od
dłuższego czasu było zimno, widocznie nie wszystkie płatki już odpadły z
krzewu.
Wąż, symbol
grzechu… Błękitna róża - czegoś niemożliwego, a czerwona - miłości…
***
Victor siedział w kuchni i od czasu do
czasu wzdychając, sączył swoją herbatę. Ostatnio tyle się wydarzyło.
Najpierw związek jego syna z wampirzycą, poznanie Elizabeth, później Rafael i
Laura dowiedzieli się o swoim prawdziwym pochodzeniu… Był ciekawy, co jeszcze szykuje
mu los. Jedyne, czego pragnął, to żyć w spokoju i by jego
dzieci były szczęśliwe. Był tak zamyślony, że prawie podskoczył, gdy usłyszał
pukanie do drzwi. Westchnął i podszedł je otworzyć. Wyczuł jakąś wilczycę i
choć jej zapach wydał mu się znajomy, nie mógł skojarzyć, do kogo należy.
Oniemiał, gdy zobaczył jasnowłosą kobietę lustrującą go bacznym i poważnym
spojrzeniem. Spodziewał się wszystkiego, ale nie przypuszczał, że się tu zjawi.
Zszokowany wyjąkał:
- Królowo Clarinos, ty tutaj?
Wilczyca mruknęła:
- Mamy chyba do porozmawiania, Victorze,
nie sądzisz? Zostawiłam ci pod opieką swoich siostrzeńców, tak jak prosiła
Laura, nie wtrącałam się, ale zawiodłeś moje zaufanie…
Tak
właśnie wygląda przedostatni rozdział Księgi I…
Wiem, że jest o niebo krótszy od poprzedniego, więc nie będziecie się długo męczyć…
Co
do kolejnego rozdziału („Poddając się emocjom”), powiem tak, że jest już niemal w
całości napisany. Problem w tym, że już od dłuższego czasu zastanawiam się, jak napisać
zakończenie. W każdym bądź razie jak dobrze pójdzie i uda mi jakoś wpaść na zakończenie, to ostatni rozdział ukaże się 11.08 (sobota).
Jak
na razie to tyle, pozdrawiam i życzę miłych wakacji…
Jestem pierwsza? Super! :D
OdpowiedzUsuńWięc dzięki za info!
Rozdział... no...super ^^" Serio, na nic lepszego mnie chyba nie stać ^^"
U mnie na Home nn! Wpadłam by go opublikować, a tu taka niespodzianka!
Poza tym zgadzam się! Historia rodziny Ayi jest świetna! Smutna, ale świetna!
Poza tym niedługo myślę opublikować coś na czarownicy...Czas najwyższy! ^^" Za długo z tym zwlekałam... Ale! Poczekam kilka dni i wrzucam nn na CZzarownicę :D
Ave!
K.L.
Więc ( pomijając, że nie zaczyna się zdania od "więc") powiem tak: podoba mi się. Nawet bardzo. W ogóle historia w moim klimacie.
OdpowiedzUsuńRozdzialik jest ciekawy. Ma w sobie... to coś. Podoba mi się sposób w jaki opisujesz wygląd postaci. Mam nadzieję, że Aya znajdzie jakiś sposób, by nie wychodzić za Michaela. Gość od razu mi się nie spodobał (chociaż ostatnio ma słabość do takich postaci).
No... to chyba wszystko.
Pozdrawiam- Andzik
Dobra, kochanie, chyba wezmę się za ten komentarz na raty, bo być może pojadę dziś na działkę (mama wciąż się nie zdecydowała -.-).
OdpowiedzUsuńLili faktycznie pewnie ślicznie wyglądała w takiej sukience. Kurczę, ale bym chciała kiedyś coś ładnego założyć... Najlepiej suknię z jakiegoś XVIII wieku xD
Zwariowałabym, gdybym miała wciąż myśleć o tym, że mam mieć dziecko i będzie ono potworem. W sumie opowiadaniowa ja nie ma lepiej... No, póki co ma nawet gorzej, ale wiesz, przynajmniej nie wie, że Ann-chan będzie ździebko bebe x_x Choć to jest do przewidzenia. Z takim ojcem? x_x
Ech, właściwie decyzja o niespotykaniu się nie była najlepsza, jak się niebawem okaże ^.^'
Vanessa wiele przeszła, ale chyba nie warto żałować, skoro ma taką rodzinkę, nie? ;) Nawet jeśli jest to wampirza rodzinka...
Żal mi Gabryela i jego matki. To przykre, że ten jego ojciec stał się taki... nieczuły.
Wychodzi na to, że miłość to niemal same problemy -.- No ale co zrobić...
Dobra, póki co kończę, bo Miki i Kao marudzą mi pod nosem o Harry'ego x_x Więc lecę grać...
Aya
Aj, aj, w takim pełnym przepychu miejscu nie mogłabym mieszkać x_x To przytłaczające :/ Moje rodzinne posiadłości są lepsze <3
OdpowiedzUsuńNareszcie konkretne przedstawienie członków Rady xD Niach, Reiji! <3 Słodki maluch ^.^ W ogóle to faktycznie musiało być niezłe wydarzenie dla wampirów - niemalże wszystkie najważniejsze osobistości w jednym miejscu...
O ja biedna i mój biedny tatuś T^T Żal mi nas x_x
Hell to wparadowali jak rodzina królewska. Hm, w sumie to są kimś w tym rodzaju, jakby nie patrzeć...
Ach, mój "kochany" dżentelmen nie omieszkał się przywitać. Nie no, nie wiem, czy mam się cieszyć, czy płakać ^^' Osoba Michaela jest otoczona wątpliwościami i mieszanymi uczuciami z mojej strony ^^'
Hehe, pamiętasz "czeszę się..."? xD To było u Ciebie czy u mnie?
Kogo nie owionąłby strach, gdy Wyrocznia się w niego wpatrywała? Współczuję Lili, wiem, jak to jest x_x
Ach, taniec z narzeczonym, nie ma co *wzdycha* Raz się zachwycam, innym razem mnie to przeraża... Sama nie wiem, co myśleć ^^'' Wiem, jestem nienormalna.
Cieszę się, ze z Becky jest trochę lepiej... Ona jest taka biedna!
Will Q.Q Moje biedne kochanie. Rety no, że też kazali mu się patrzeć na moje przyjęcie zaręczynowe T^T Nie no, ten to ma przechlapane T^T Wytrzymaj jeszcze trochę, Will! *krzyczy do ukochanego*
Narzekałaś na tego całego węża i róże, ale mnie tam się podoba ta przenośnia, bardzo pasuje do sytuacji i ogólnie do Twojego opowiadania. Pełne jest grzechów, miłości i rzeczy, które wydają się niemożliwe... Czyż nie?
No to pojawiła się Clarinos, by zabrać nam Rafcia *wzdycha* Life is brutal.
Dobra, przepraszam, że tak skromnie, ale przynajmniej jest ^.^'' I skończ mi z tym pesymizmem w dopisku pod rozdziałem -.- To ja tu jestem pesymistką xP
Buziaki!
Aya
Nowy rozdział Whisper, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńHey!
OdpowiedzUsuńNa Czarownicy długo wyczekiwany rozdział 8!
Zapraszam!
K.L.