Rozdział XIVa

Królewska linia krwi
      Młoda, na oko dwudziestoletnia wilczyca uśmiechnęła się i pogłaskała się po nieco już zaokrąglonym brzuchu. Była taka szczęśliwa, że mimo trwającej wojny nie potrafiła często się nad nią zastanawiać. Wyjrzała przez okno na piękny ogród i zatopiła się w radosnych myślach dotyczących przyszłości jej i maleństwa.
      Królowa Małgorzata pochodziła z niewielkiego europejskiego kraju o nazwie Polska i jednego z najbardziej wpływowych rodów wśród wilkołaków. Była to kobieta o rzadko spotykanych u wilkołaków szarych kręconych włosach i oczach koloru zieleni w piękny sposób połączonej z błękitem. Kiedy dostała propozycję małżeństwa z samym królem, była nieco wystraszona, ale gdy młody władca się z nią spotkał i oczarował ją swoimi manierami, zaletami i - co tu dużo mówić - urodą, była spokojna i zgodziła się na ślub. Mikołaj był dla niej naprawdę dobrym mężem: czułym, kochającym, dbającym o nią, spełniającym niemal każdą jej zachciankę… Od kiedy zaś spodziewała się jego dziecka, był jeszcze cudowniejszy, niemal nosił ją na rękach.
      Uśmiechała się dalej ze złożonymi na brzuchu dłońmi, gdy usłyszała przyjemny męski głos.
      - Jak się czuje nasz mały książę?
      Dziewczyna zachichotała i spojrzała na przystojnego bruneta, który niezauważenie wszedł do pokoju, po czym odparła radośnie:
      - Dobrze, kochanie… Dziś jest wyjątkowo spokojny.
      Mikołaj, przystojny ciemnowłosy mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu ciemnobrązowych oczu, podszedł do żony i siadając obok niej, pocałował ją delikatnie, po czym wyszeptał:
      - A ty jak się czujesz?
      Uśmiechnęła się szeroko i odparła:
      - Dobrze. Co prawda wcześniej maluszek nieco mi dokuczał, ale teraz jest w porządku.
      Król zachichotał, po czym pogłaskał Małgorzatę po brzuszku i powiedział wesoło:
      - To na pewno silny chłopiec.
      Królowa czule odpowiedziała:
      - Tak, Mikołaju, to na pewno będzie piękny, silny książę.
***
      - Dziewczynka! - zakomunikowała jedna z lekarek asystujących przy narodzinach królewskiego potomka.
      Królowa, mimo iż była wykończona porodem, obróciła swoją spoconą twarz do czarnowłosej kobiety, która miała około dwudziestu lat i wyszeptała niemal ze łzami w oczach:
      - Dziewczynka? Caroline, to… To nie może być prawda… 
      Lekarka uśmiechnęła się, opatulając noworodka kocykiem, po czym spojrzała na Małgorzatę i podając jej zawiniątko, powiedziała:
      - Wasza wysokość, to piękna dziewczynka, od razu widać, że to księżniczka!
      Szarowłosa spojrzała na dziecko, które robiło kwaśnie minki i od razu je pokochała, mimo że nie był to oczekiwany syn. Jej córeczka bezradnie poruszała rączkami i wpatrywała się w nią oczkami, których barwę odziedziczyła po niej. Zaśmiała się, kiedy zauważyła na czubku głowy malucha dwa małe czarne loczki. Po chwili przytuliła córeczkę i wyszeptała:
      - Moja malutka…
      Nagle do pomieszczenia z szerokim uśmiechem wszedł Mikołaj. Spojrzał na żonę i trzymane przez nią maleństwo. Już chciał podejść, gdy odezwała się jedna z wilczyc.
      - Masz przepiękną córkę, wasza wysokość.
      Twarz wilkołaka natychmiast zmieniła wyraz na zdumioną i nieco zdezorientowaną. Podszedł bliżej łóżka, na którym leżała Małgorzata, spojrzał na noworodka, po czym bez słowa wyszedł.
      Kiedy drzwi się zamknęły, dziecko zaczęło cicho kwilić, a jego matka przez kilka sekund wpatrywała się w drzwi ze łzami w oczach.
***
      - Jak będzie miała na imię, wasza wysokość? - zapytała ciemnowłosa wilczyca.
      Małgorzata, jakby wyrwana z zamyślenia, spojrzała na swoją przyjaciółkę, która była jej pokojówką i osobistą lekarką, po czym odparła szeptem:
      - Mikołaj, kiedy go zapytałam, jak chciałby, by miała na imię, kazał mi samej coś wymyślićNie wiem, może Laura?
      Kobieta, kołysząc wilczą księżniczkę i uśmiechając się lekko, odparła:
      - Laura to naprawdę piękne imię. Niby proste, ale ma coś w sobie… Będzie idealnie pasować do królewskiej córki.
      - Uhm… Pewnie masz rację - mruknęła w odpowiedzi jasnowłosa, znów wpatrując się w widok za oknem. Była tak zamyślona, że nie dosłyszała pytania swojej przyjaciółki. Dopiero gdy ta zadała je drugi raz, rzekła spokojnie:
      - Caroline, czy król aż tak się zawiódł? - Po czym dodała z ponurym uśmiechem - Przez te cztery dni on widział ją raptem dwa, może trzy razy. O nic nie pyta, wcale się nią nie interesuje… Zresztą w stosunku do mnie też stał się bardziej oschły, mniej czuły… Coś się między nami zmieniło… - dokończyła, a jej łzy spadły na sięgającą nieco za kolana fioletową spódniczkę.
      Caroline podeszła do wilczycy i po prostu ją objęła. Już od kilku lat była nadworną lekarką i osobistą pokojówką królowej i jeszcze nigdy nie widziała, by ta płakała. Złościło ją to, że tak słodką dziewczynką nie interesuje się jej własny ojciec i było jej żal Małgorzaty, bo cała ta sytuacja widocznie odbiła się na jej związku z królem, a ona najlepiej wiedziała, jak bardzo jej przyjaciółka go kochała.
      Jedyne, co mogła zrobić, to pocieszać Małgorzatę i pomagać jej, w czym się da.
***
      Mikołaj faktycznie stał się bardziej oziębły dla żony. Przestał mówić jej czułe słówka, a kiedy spędzali ze sobą noc, nie okazywał jej uczuć tak jak kiedyś. Robił po prostu to, na co miał ochotę. Małą Laurą prawie w ogóle się nie interesował. Od czasu do czasu po prostu na nią spojrzał i tyle. Natomiast Małgorzata przestała być radosna i szczęśliwa. Zawsze duchem nieobecna i zamyślona, większość czasu poświęcała swojej córce, którą kochała nad życie. Marzyła, żeby wszystko między nią a jej mężem było jak dawniej i kiedy pół roku po narodzinach Laury dowiedziała się, że znów zostanie matką, miała nadzieję, że kolejne dziecko wszystko naprawi. Jednak niemowlę, które miało wszystko zmienić na lepsze, zmieniło na jeszcze gorsze…
      W pewien wrześniowy poranek na świat przyszła mała dziewczynka o blond włosach odziedziczonych po matce Mikołaja i oczach takich jak u matki. Władczyni dała jej imię po jednej z legendarnych bohaterek z mitów - Clarinos.
***
      Pięcioletnia Laura usłyszała dochodzące z pokoju obok hałasy i przebudziwszy się, zeskoczyła z łóżka i powolnym, nieco bojaźliwym krokiem podeszła do drzwi, za którymi znajdowała się komnata jej matki. Delikatnie uchyliła drzwi i zobaczyła swoich rodziców. Jej mama siedziała na brzegu wielkiego łoża i ze spuszczoną głową zaciskała ręce na pościeli, natomiast ojciec stał nad nią i coś do niej mówił, lecz dziewczynka nie mogła tego usłyszeć, gdyż Mikołaj mówił naprawdę cicho. Niespodziewanie drzwi z korytarza (z jej pokoju były dwa przejścia - albo na korytarz, albo do pokoju Małgorzaty) uchyliły się i do jej uszu dobiegł dziecięcy głosik.
      - Siostrzyczko, tatuś znów kłóci się z mamusią?
      Mała wilczyca przeniosła wzrok na miejsce, z którego dobiegał dźwięk i ujrzała niespełna czteroletnią blondynkę o długich, prostych blond włosach ubraną w bladoróżową koronkową koszulkę nocną. Dziewczynka, przyciskając do siebie swojego ulubionego misia, spoglądała na nią smutnym wzrokiem. Laura podeszła do Clarinos i tuląc ją do siebie, głosem tak poważnym, że z jej uroczym wyglądem dziecka i białą słodką koszulką w ogóle się nie komponował, wyszeptała:
      - Nie, Clarinos, po prostu rozmawiają. A dlaczego nie jesteś w łóżku? Powinnaś spać, jutro znów nie będziesz mogła wstać.
      Przecierając sobie oczka, dziewczynka odpowiedziała smutnym głosem:
      - Naprawdę? Obudziłam się i bałam się być sama, więc przyszłam do ciebie, siostrzyczko…
      Nim jednak starsza coś odpowiedziała, do uszu księżniczek dobiegł płaczliwy głos ich matki.
      - Dlaczego…? Dlaczego tak bardzo się zmieniłeś? Co ja zrobiłam nie tak? Kiedyś byłeś zupełnie inny… Dlaczego?
      - A jak myślisz?! Nie dałaś mi tego, czego pragnąłem! - krzyknął Mikołaj, a Clarinos na dźwięk jego zimnego głosu zadrżała w ramionach siostry i zaczęła popłakiwać.
      Laura mocniej przytuliła blondynkę i zaczęła głaskać ją po głowie. Nastała chwila zupełnej ciszy. Obie dziewczynki z drżeniem czekały na to, co się teraz wydarzy. Po niedługim czasie usłyszały odpowiedź Małgorzaty.
      - Nie dałam ci tego, czego pragnąłeś? A dwie wspaniałe córki się nie liczą, co…? Naprawdę one nie są dla ciebie ważne?! - krzyknęła królowa, a Laura i Clarinos mogły usłyszeć po chwili jej szloch.
      - Powiedz, po co mi one? Wyobrażasz sobie, żeby któraś z nich została w przyszłości władcą? - zapytał po chwili Mikołaj zimnym, oschłym głosem. To zdanie na zawsze zapadło w pamięć malutkiej wówczas Clarinos.
      Księżniczki po chwili podeszły, trzymając się za ręce, i zaczęły oglądać całą sytuację przez szparę w dębowych drzwiach. Laura zauważyła, że jej mama już nie zaciska dłoni na kołdrze, lecz ukrywa w nich twarz i drży od płaczu. Po kilku minutach ciszy ciemnowłosy brunet podszedł do drzwi wychodzących na korytarz i nie patrząc na żonę, mruknął:
      - Zapamiętaj, że mi potrzebny jest syn, dziedzic.
      Po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.
      Laura po niedługim czasie wstała i podchodząc do Małgorzaty, która nadal ukrywała twarz w dłoniach, smutnym, dziecięcym głosikiem powiedziała:
      - Przepraszam, mamusiu… Powinnam być chłopcem… Przepraszam…
      - Ja też przepraszam, mamusiu… Nie gniewaj się na nas... - płacząc dodała Clarinos, która szła tuż za siostrą. Małgorzata podniosła na córki załzawione, podpuchnięte oczy i odparła:
      - Mój Boże, wy to wszystko słyszałyście? - Przytuliła je i drżącym od szlochu głosem dodała - Nie macie za co mnie przepraszać, jesteście moimi skarbami i nie zamieniłabym was na nikogo… To ja was przepraszam, nie powinnyście tego wszystkiego słyszeć…
***
      Małgorzata powoli zaczynała popadać w depresję. Kochała swoje córeczki, ale były takie dni, kiedy najzwyczajniej w świecie nie miała siły, by się z nimi pobawić. Zarówno ona, jak i dziewczynki rzadko kiedy widywały Mikołaja, który bardzo często wyjeżdżał. Mówił, że w jakichś ważnych sprawach odnośnie wojny, ale królowa domyślała się, że powód był zupełnie inny - czuła, że mąż ją zdradza. Nawet jeżeli Mikołaj już był na Syberii, i tak prawie nie widywał córek, a jeżeli już spotkał się z nimi, okazywał im niemal kompletną obojętność. Po prostu słuchał, kiedy coś mówiły, odpowiadał na ich pytania… Małgorzatę natomiast traktował ozięble i prawie nigdy nie zaczynał z nią rozmowy. Nocami, kiedy miał na to ochotę, przychodził do niej bądź kazał jej przyjść do siebie. Zawsze po takiej nocy jasnowłosa wilczyca bardzo długo płakała. Minęło siedem lat, od kiedy królowa urodziła Laurę i prawie sześć, od kiedy na świat przyszła Clarinos, kiedy okazało się, że będzie mieć kolejne dziecko. Z jednej strony cieszyła się, ale z drugiej… Bała się, że jeżeli to znów nie będzie chłopiec, lecz dziewczynka, jej mąż do końca ją znienawidzi.
      Któregoś razu, tępo patrząc przez okno na ogród, w którym bawiły się jej dzieci, mruknęła smętnie do swojej przyjaciółki:
      - Caroline, co ja zrobię, jeżeli to znów nie będzie dziedzic, tylko nic nieznacząca księżniczka?
      Wilczyca spojrzała na nią smutno i siadając obok, wyszeptała:
      - Wasza wysokość, nie powinnaś o tym teraz myśleć, najważniejsze jest zdrowie twoje i dziecka, a poza tym, nie możesz mówić, że jeżeli to nie książę, to nie będzie miało ono znaczenia.
      - Uhm… Może masz rację… Choć Mikołaj uważa inaczej… - odparła pustym głosem, nie patrząc na rozmówczynię.
      - Król na pewno kiedyś zrozumie - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, po czym podając szarowłosej wodę, dokończyła - Może i jesteś wilczycą, ale musisz o siebie zadbać, więc proszę, wypij to…
      Caroline jednak nie podejrzewała, że królowa ma niezwykle rzadką wrodzoną wadę. W normalnych warunkach choroba ta nie wywoływała u wilkołaków jakichś szczególnych objawów, po prostu chora osoba bywała nieco bardziej osłabiona, czasami więc chory nawet nie wiedział, że coś mu dolega, ale w przypadku, kiedy organizm wilczycy był obciążony nowym życiem…

      - Lauro, kochanie, biegnij po Caroline - wydyszała Małgorzata dwa miesiące po tym, jak dowiedziała się o ciąży.
      Jeszcze kilka minut temu bawiła się z dziewczynkami, kiedy nagle poczuła, że robi jej się słabo i zaczyna gorzej widzieć. Usiadła więc na krześle i starała się nie poruszać, jedną ręką trzymając dłoń na brzuchu. Mała brunetka, jak tylko usłyszała prośbę matki, szybko zerwała się z miejsca i wybiegła z pokoju, a Clarinos podeszła do Małgorzaty i wpatrując się w nią z przerażaniem, zapytała:
      - Mamusiu, co ci jest?
      Królowa spojrzała na córeczkę z grymasem bólu na twarzy i jęknęła:
      - Nie… Nie wiem, kochanie…
      Znów skrzywiła się pod wpływem bólu.
      Kilka sekund późnej do komnaty wbiegła Caroline i kazawszy strażnikowi zabrać z pomieszczenia księżniczki, zabrała się za udzielenie przyjaciółce pomocy.
***
      - Dlaczego tak się stało?
      - Najmocniej proszę o wybaczenie, ale popełniłam błąd i nie zauważyłam, że jej wysokość choruje i to było powodem poronienia - odparła Caroline po pytaniu króla.
      - Możesz mi wyjaśnić, na czym ta choroba polega? - rzucił władca, stojąc do wilczycy tyłem i patrząc przez szybę.
      - Królowa choruje na dziedziczną chorobę, która w normalnych warunkach nie powoduje prawie żadnych powikłań. Osoba cierpiąca na to schorzenie jest tylko cały czas bardziej osłabiona, rany goją jej się nieco wolniej niż u zdrowego wilkołaka, ale w przypadku, kiedy jest to wilczyca w ciąży… Jej organizm pod wpływem substancji wydzielanych w tym okresie zaczął produkować znaczniej mniej krwinek niż to wymagane w jej stanie, a w przypadku królowej do tego doszło złe samopoczucie, brak apetytu… Jej organizm, nie mając możliwości zaspokojenia swoich potrzeb, najpierw przestał dostarczać dziecku wielu potrzebnych substancji, aż w końcu postanowił je usunąć… - dodała, ze smutkiem spuszczając głowę.
      Król nic przez jakiś czas nie mówił, po czym zapytał:
      - Skoro tak, to dlaczego nic podobnego się nie wydarzyło wcześniej? I wiesz może, czy to dziecko byłoby chłopcem, czy dziewczynką…?
      - Objawy po każdej ciąży się nasilają. To cud, że księżniczka Clarinos urodziła się bez żadnych komplikacji… Jeżeli chodzi o dziecko, to… najprawdopodobniej był to chłopiec, wasza wysokość - dokończyła, nie podnosząc głowy.
      - Rozumem… Możesz odejść - odparł spokojnie Mikołaj.
      Wychodząc, Caroline rzuciła:
      - Królowa nie będzie już mogła mieć dziecka, z każdym kolejnym będzie tak samo… Ośmielę się zasugerować, że wasza wysokość powinien wesprzeć żonę, to dla niej naprawdę ogromne przeżycie…
      Po czym wyszła i udała się do pokoju Małgorzaty. Kiedy tam dotarła, kobieta leżała na łóżku z twarzą obróconą w stronę stolika nocnego, gdzie leżał jej naszyjnik z herbem rodziny królewskiej - dostała go od Mikołaja w dniu ślubu jako prezent - i wyczuwając lekarkę, mruknęła:
      - To był chłopiec, prawda…?
      - To już nie ma znaczenia, wasza wysokość - odpowiedziała brunetka, siadając koło królowej i biorąc ją za rękę.
      - Jestem do niczego… - wyszeptała, a po jej policzkach popłynęły łzy.

      Małgorzata, osłabiona wcześniejszą depresją, która po utracie dziecka była spotęgowana, oraz poronieniem i wiążącym się z nim upływem krwi coraz bardziej słabła. W końcu po tygodniu jej organizm nie wytrzymał i Małgorzata zmarła, osierocając w ten sposób dwie córki, które kochała nade wszystko.
***
      - Dlaczego mama do nas nie wróci? - chlipała mała blondynka, trwając w ramionach swojej starszej siostry.
      Laura i Clarinos siedziały na podłodze w pokoju starszej i obie płakały. W ich dziecięcych umysłach było nie do pomyślenia, że ich ukochana matka już nigdy nie weźmie żadnej w ramiona, a ich ojciec dwa dni po śmierci Małgorzaty wyjechał, zostawiając je same.
      Dławiąc się łzami, ciemnowłosa szepnęła:
      - Nie wiem, siostrzyczko… Naprawdę nie wiem…
      Nagle do pomieszczenia weszła Caroline i widząc, w jakim stanie są dziewczynki, podeszła do nich i spojrzała na nie ze współczuciem i czułością. Już chciała je pogłaskać, gdy cały czas szlochając, odezwała się Laura:
      - Może mama nie poszłaby do nieba, gdybym była chłopcem…
      - Albo ja… Mama na pewno nie zostawiłaby nas, jeżeli któraś z nas byłaby wymarzonym przez tatę księciem… - wtrąciła się Clarinos, po czym zanosząc się jeszcze większym płaczem, dodała - Dlaczego urodziłam się dziewczynką? Nie chcę nią być…
      Caroline nie pozostawało nic innego jak tłumaczyć księżniczkom, że to nie jest ich wina, że wszystko będzie dobrze i zająć się tymi dwiema uroczymi i osamotnionymi istotami. Od dawna zauważyła, że dziewczynki bardzo się między sobą różnią. Laura była nad wyraz odpowiedzialna i dojrzała, poza tym odziedziczyła po matce skłonność do zamyślania się i refleksji, natomiast Clarinos była bardziej wesołą dziewczynką, nieco lekkoduszną, bardziej zdecydowaną i upartą. Większość charakteru odziedziczyła po ojcu…
      Kobieta była niezwykle ciekawa, co wyrośnie z tych dwóch szkrabów i jak dalej potoczą się ich losy…
***
      Mikołaj przechadzał się korytarzem pałacu, gdy nagle usłyszał głos swojego najlepszego przyjaciela i jednocześnie dowódcy - Matthew Williamsa.
      - Wasza wysokość, miałbym prośbę. Chciałbym, żeby moja żona i syn mnie odwiedzili, bardzo za nimi tęsknię, zresztą oni za mną również.
      Król uśmiechnął się i wyraził zgodę na wizytę rodziny przyjaciela.
      Tydzień później, kiedy Mikołaj studiował jakieś papiery w sali tronowej, usłyszał, jak trzy osoby otwierają drzwi do pomieszczenia, w którym się znajdował. Podniósł oczy i oniemiał. Do pomieszczenia wszedł Matthew z jakimś dziesięcioletnim chłopcem, bardzo do niego podobnym, oraz z kobietą, która wręcz poraziła go swoją urodą. Ubrana była w idealnie podkreślającą jej kształty purpurową sukienkę nieco za kolana, czarne rajstopy i buty na obcasach. Rozpuszczone czarne loki nieco falowały, gdy się poruszała, a fiołkowe oczy wpatrywały się w króla. Wilkołak stał tak, patrząc na dziewczynę i dopiero po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że mężczyzna, z którym szła pod rękę, coś do niego mówi.
      - Wasza wysokość, chciałbym przedstawić ci moją żonę Sonię i syna Nicholasa.
      Brunetka ukłoniła się i wpatrując się w Mikołaja swoimi wielkimi i pięknymi oczami, rzekła z nutą nieśmiałości:
      - To zaszczyt poznać waszą wysokość.
      - Mnie również miło cię poznać, Soniu… - odparł władca, składając na dłoni żony przyjaciela pocałunek. Właśnie wtedy w sercu Mikołaja zrodziła się chęć posiadania Soni Williams.
      Po krótkiej rozmowie okazało się, że Matthew, który pochodził z Anglii i Sonia mają jeszcze półtoraroczną córkę, Katherine. Kobieta postanowiła nie męczyć dziewczynki i zostawiła ją pod opieką nianiek. Mikołaj po kilku chwilach spędzonych z żoną Matthew coraz bardziej jej pożądał. On po prostu musiał ją mieć…
***
      Nieco ponad tydzień po powrocie Soni do Anglii odbyło się spotkanie króla z członkami Zgromadzenia odnośnie wojny.
      - Josef, powiedz, gdzie jest największe prawdopodobieństwo, że jeden z nas zginie? - zapytał w pewnym momencie władca.
      Około dwudziestopięcioletni wilkołak o jasnobrązowych włosach zastanawiał się przez moment, aż w końcu odparł:
      - Wydaje mi się, że w Hiszpanii, wasza wysokość.
      Mikołaj uśmiechnął się pod nosem i mruknął:
      - Więc niech Matthew tam pojedzie, najlepiej sam… Dajcie mu jakąś misję specjalną.
      Mężczyzna spojrzał na ciemnowłosego i dopiero później zrozumiał, o co mu chodzi.
      Po dwóch tygodniach od tego zebrania Sonia Williams dostała wiadomość, że jej mąż zginął w Hiszpanii, wykonując tajną misję.
***
      - Ciekawa jestem, jaka będzie nasza macocha… - mruknęła Laura, kiedy siedziała z siostrą w swoim pokoju, a Caroline rozczesywała jej piękne, długie włosy.
      Mikołajowi udało się zdobyć serce Soni i już rok po śmierci Matthew ogłosili zaręczyny. Miała wraz z Nicholasem i nieco ponad dwuletnią Katherine przyjechać do pałacu, by móc zapoznać się z księżniczkami. Tak naprawdę to Soni bardziej zależało na ich poznaniu niż królowi na przedstawieniu jej swoich córek.
      - Ja też… W pakiecie z nową mamą dostaniemy brata i siostrę - zachichotała Clarinos, która wyglądała na jakieś dziesięć lat, choć podobnie jak Laura, która z wyglądu miała jedenaście, była nieco starsza.
      - Na pewno będzie miła i was polubi - rzekła Caroline, lekko się uśmiechając.
      Niespodziewanie drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł ciemnowłosy wilkołak. Obrzucił córki chłodnym spojrzeniem i zwrócił się do Caroline, której po śmierci Małgorzaty przekazał opiekę nad dziewczynkami:
      - Księżniczki mają być gotowe za godzinę.
      Kiedy wilczyca odpowiedziała, władca znów chłodnym wzrokiem spojrzał na córki i mruknął:
      - Macie się zachowywać. Szczególnie ty, Clarinos. Nie będę tolerował żadnych twoich wygłupów czy jakichś niedorzecznych pomysłów, zrozumiałaś?
      - Tak, ojcze - odpowiedziała blondynka, spuszczając wzrok.
      Równo godzinę późnej dziewczynki były ubrane w najlepsze sukienki, pięknie uczesane i gotowe do poznania wybranki ojca oraz jej dzieci. Nie czekały dłużej niż dwie minuty, gdy zjawił się pojazd i wysiadła z niego piękna, wyglądająca na jakieś dwadzieścia dwa lata wilczyca z lekkim uśmiechem na twarzy. Zaraz po niej pojawił się mniej więcej dziesięcioletni chłopiec o piwnych oczach i orzechowych włosach. Na samym końcu z auta wyszła kobieta trzymająca za rękę małą czarnowłosą dziewczynkę, która przyglądała się wszystkiemu szeroko otwartymi brązowymi oczkami. Mikołaj podszedł do Soni i z uśmiechem rzucił:
      - Witaj, Soniu, jak minęła podróż?
      Kobieta uśmiechnęła się i podając dłoń władcy, na której ten natychmiast złożył pocałunek, odparła:
      - Dobrze… Była co prawda nieco męcząca, ale jakoś to znieśliśmy… A oto moja córeczka Katherine oraz jej opiekunka, Vivian - dodała, wskazując na około dwu-trzylatkę, która patrzyła na wszystko i wszystkich roziskrzonymi z zaciekawienia i zachwytu oczami.
      Brunet przywitał się z Vivian i jej podopieczną, która nieco się go wystraszyła i podeszła bliżej opiekunki. Nicholas jako ostatni został powitany przez wilkołaka. Chłopak odpowiadał krótko i wszystkiemu przyglądał się tak, jak gdyby chciał rozgryźć jakąś ważną zagadkę.
      Laura i Clarinos stały kilka kroków od ojca i nie bardzo wiedziały, co myśleć o przyszłej żonie taty. Jedno widziały na pewno: Sonia w ogóle nie przypominała Małgorzaty. Były ciekawe, czy tylko z wyglądu, czy również usposobienie wilczycy było inne niż ich zmarłej matki. Zestresowały się nieco, kiedy Sonia spojrzała na nie i zwróciła się do nich:
      - Wy to zapewne Laura i Clarinos, prawda?
      Dziewczynki pokiwały głowami i nie bardzo wiedziały, co powinny powiedzieć. Wilczyca uśmiechnęła się do nich przyjaźnie i podchodząc nieco bliżej, rzuciła:
      - Strasznie chciałam was poznać, wiele o was słyszałam.
      „Na pewno nie od taty”, pomyślały obie dziewczynki, ale tylko uśmiechając się skinęły głowami, a Laura odpowiedziała:
      - My również cieszymy się, że możemy panią poznać.
      - Mam nadzieję, że się polubimy. Macie niezwykłe oczy - dodała wilczyca, w zachwycie dostrzegając wielkie i piękne oczy obu księżniczek.
      - Po mamie - rzuciła blondynka.
      Niedługo późnej król wraz z córkami oraz Sonią z Nicholasem zasiedli do wspólnej kolacji. Mała Katherine była zbyt senna, więc została położona w jednym z pokoi gościnnych. Laura i Clarinos zapewne uznałyby to spotkanie za miłe i udane, gdyby nie podarunek, jakim obdarzył narzeczoną władca.
      - Moja droga, mam dla ciebie prezent - rzucił Mikołaj, gdy wszystko było już sprzątnięte.
      Jakiś mężczyzna wkrótce potem przyniósł drewnianą szkatułkę, którą ozdobiono srebrnymi ornamentami. Po jej otwarciu przez wilkołaka oczom Soni, Laury i Clarinos ukazał się przepiękny złoty naszyjnik z godłem rodziny królewskiej. Trzy wilczyce wpatrywały się w niego szeroko otwartymi oczami, natomiast chłopiec jakby nie zwrócił na nic uwagi. W końcu Sonia wydukała:
      - Mikołaju, on… On jest piękny, naprawdę piękny… Dziękuję!
      Zanim jednak brunet coś odpowiedział, Clarinos wstała gwałtownie, zrzucając na ziemię kieliszek z wodą, który roztrzaskał się na drobne kawałki. Ze spuszczoną głową, zasłaniając dzięki temu grzywką swoją czerwoną od złości twarz, warknęła:
      - Jak mogłeś?! Tato, jak mogłeś podarować jej akurat ten medalion?!
      Nie czekając na żadną reakcję, wybiegła z jadalni, a po jej twarzy spływały łzy.
      Laura, która, odkąd zobaczyła naszyjnik, zaciskała dłonie na swojej sukience i miała spuszczoną głowę, wstała i nie podnosząc wzroku, mruknęła:
      - Proszę jej wybaczyć, moja siostra jest bardzo impulsywna, pójdę do niej. - Po tych słowach poszła szybkim krokiem za siostrą i już miała otworzyć drzwi, gdy nie patrząc na nikogo, dodała pustym głosem - Ten wisiorek należał do naszej mamy, był dla niej bardzo ważny… - Po czym wyszła i udała się do pokoju siostry.

      - Jak on mógł?! Przecież to on dał go mamie jako prezent ślubny! Pamiętasz, jak na niego patrzyła, gdy była smutna? - szlochając zapytała Clarinos.
      Laura posmutniała i głaszcząc blondynkę, która leżała skulona na boku i tuliła do siebie poduszkę, odparła:
      - Tak, pamiętam. Jakby on dawał jej na coś nadzieję… Ale spróbuj o tym nie myśleć, co, siostrzyczko? Ta cała Sonia wydaje się być miła, a mała Katherine jest taka słodka… Wreszcie będziesz wiedzieć, jak to jest być starszą siostrą - dodała, lekko się uśmiechając w stronę zapłakanej dziewczynki. Clarinos otarła łzy i siadając na brzegu łóżka, westchnęła:
      - Wiem, wiem, i to przecież nie jej wina, że nasz ojciec wręczył go jej jako podarunek, ale… Po prostu złości mnie, że nawet po jej śmierci nie potrafi choć udawać, że coś dla niego znaczyła… - Zaciskając dłonie w pięść, mruknęła - On nienawidził naszej matki za to, że nie dała mu syna, a nas nienawidzi dlatego, że jesteśmy zbędnymi, nic niewartymi księżniczkami. Jesteśmy jak piąte koło u wozu. Zobaczysz, wkrótce ta cała Sonia da mu to, czego chciał, a ty i ja będziemy dla niego jedynie balastem, którego nie można się pozbyć.
      Laura tylko przytuliła siostrę i głaszcząc ją po głowie, wyszeptała:
      - To nieprawda, głuptasku… A jeżeli nawet, to nie obchodzi mnie to. Nasza mama kochała nas bardzo mocno i nie możemy o tym zapominać. Pamiętaj, że mamy jeszcze siebie i że ja bardzo cię kocham, siostrzyczko.
      Blondynka po tych słowach rozpłakała się jeszcze bardziej i wtuliła się w siostrę. Niespodziewanie jednak do pomieszczenia wszedł Mikołaj, który trzasnąwszy drzwiami, warknął:
      - Co to miało być?! Pytam się was, co to, do cholery, miało być?!
      Dziewczynki spojrzały na niego przerażone, po czym Clarinos, zaczynając drżeć, wydukała:
      - Ja tylko… Po prostu… Chciałam… To znaczy…
      - Siedź cicho! Mówiłem ci, że nie będę tolerował żadnych twoich fanaberii! Zachowałaś się skandalicznie!
      - Ależ tato, ona tylko… Po prostu nas zaskoczyłeś i ją poniosło - odezwała się w obronie blondynki Laura. Była przerażona. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby ojciec patrzył na nie z taką wściekłością i tak szczerą niechęcią.
      Brunet przeniósł morderczy wzrok na brunetkę i syknął:
      - Ty też lepiej się nie odzywaj. Powinnaś siedzieć w jadalni, a nie iść za tą rozpieszczoną pannicą. Przez was Sonia miała zepsuty humor i nie chciała przyjąć mojego prezentu.
      Złapał starszą za ramię i pociągając za sobą, warknął:
      - Ty, Clarinos, zostaniesz w pokoju przez tydzień. Nie możesz z niego wychodzić i widywać się z siostrą. Jeżeli dowiem się, że coś kombinujesz, wymyślę coś gorszego.
      Po czym wyszedł razem z Laurą, trzaskając drzwiami i zostawiając zrozpaczoną blondynkę samą. Nie uszli dziesięciu kroków, gdy na korytarzu spotkali jakąś pracownicę. Mikołaj, puszczając rękę brunetki, która zaczęła sinieć pod wpływem jego uścisku, nakazał wilczycy:
      - Zaprowadź ją do pokoju i masz pilnować, żeby dziś z niego wychodziła, zrozumiałaś?!
      - Tak, wasza wysokość - odparła nieco przestraszona zachowaniem władcy służąca. Po chwili zaprowadziła roztrzęsioną i przerażoną dziewczynkę do pokoju i choć miała wyrzuty sumienia, zamknęła Laurę na klucz.
      Tak jak Mikołaj powiedział, Clarinos spędziła tydzień w pokoju, całkowicie odizolowana od wszystkich. Dostawała tylko posiłki od zupełnie obcej jej pokojówki, która miała rozkaz, by z nią nie rozmawiać. Laura tymczasem dostała zakaz wychodzenia z pałacu nawet do ogrodu i zostały jej zabrane wszystkie książki, które tak kochała czytać.
      Dwa dni po wyjeździe Soni z dziećmi kara dziewczynek skończyła się, a one zostały wezwane do komnaty tronowej, by spotkać się z ojcem. Gdy Laura z Clarinos weszły do sali, Mikołaj siedział na swoim tronie i intensywnie wpatrywał się w córki, które stały ze spuszczonymi głowami i nie podniosły na niego oczu. Po chwili mruknął:
      - Mam nadzieję, że czegoś was to nauczyło.
      - Tak, tato - szepnęła Laura, Clarinos natomiast tylko zagryzła dolną wargę, nie będąc w stanie nic odpowiedzieć.
      Wtedy po raz pierwszy przestała obwiniać siebie za zło, które spotkało jej matkę, za to, że ojciec się nią nie interesował, za zawiedzione nadzieje Mikołaja. Po raz pierwszy pomyślała, że to nie jest jej wina, tylko mężczyzny, który powinien ją chronić, opiekować się nią, jej siostrą i matką. Mężczyzny, który powinien kochać ją bez względu na to, jakiej była płci. Była jego częścią, w jej żyłach płynęła jego krew, a on zniszczył życie jej, Laury i Małgorzaty, którą tak mocno kochała. Wówczas po raz pierwszy oskarżyła ojca o wszystko, co wycierpiała i o śmierć matki. W ciągu tego tygodnia, który spędziła w samotności, coś w niej pękło. Przestała być grzeczną dziewczynką, znienawidziła tego, który dał jej życie.
      - A ty, Clarinos? - rzekł spokojnie król, na co blondynka spojrzała na niego hardo i odparła:
      - Wybacz, ojcze, ale nie widzę w swoim zachowaniu nic niestosownego. Po prostu zdenerwowałam się, że podarowałeś tej kobiecie naszyjnik tak cenny dla mojej matki. Naszyjnik, który zresztą sam jej dałeś…
      Władca spojrzał na dziewczynę najpierw nieco zaskoczony, a potem ze znużeniem i lekką irytacją, po czym mruknął:
      - Mogę robić, co chcę i tobie nic do tego. Wasza matka nie potrafiła was wychować, jesteście przez nią zbyt rozpieszczone i rozwydrzone… Ale Sonia już z wami sobie poradzi - dodał bardziej do siebie niż do córek.
      - Wątpię, tatusiu - szepnęła niemal bezgłośnie młodsza, przez co Mikołaj nic nie usłyszał.
      - Dobrze, mniejsza z tym, zejdźcie mi z oczu - rzucił kompletnie bez uczuć, na co obie księżniczki wyszły z pomieszczenia.
      Miesiąc po tej rozmowie miał odbyć się ślub Mikołaja i Soni Williams, jednak wydarzyło się coś, czego nikt nie przewidział. Na dom Soni napadły wampiry. W zdemolowanym budynku znaleziono zwłoki Nicholasa, ale nigdzie nie było ani kobiety, ani malutkiej Katherine. Dwa dni później odnaleziono zwłoki Soni i pył, który zapewne pozostał z wampirów, które porwały wilczycę i jej dziecko. Król rozkazał za wszelką cenę odnaleźć dziewczynkę. Tydzień później dostał wiadomość o tym, że córka Soni jest bezpieczna. Zdziwił go raport z tej misji. Ponoć brunetkę odnaleziono w towarzystwie wampirzej arystokratki, którą jeden z łowców zabił, zatruwając jej krew. Mikołaj widział, że wszystko wymyka się mu z rąk. Jego plany odnośnie Soni nie doszły do skutku, wojna, którą rozpoczął jego ojciec, szła w jak najgorszym kierunku… Za namową członków Zgromadzenia poddał się więc i tydzień po uwolnieniu Katherine przyjął warunki pokoju od Wyroczni. Postanowił, że córka Soni zostanie w pałacu. Nie miała nikogo, a w jego sercu zrodziły się wyrzuty sumienia. Wiedział, że to z jego powodu dziewczynka straciła wszystkich bliskich.
***
      - Ech, Lauro, nie wiem, jak ty możesz bawić się z tym dzieciakiem - rzuciła wyglądająca na jakieś dwanaście, trzynaście lat blondynka.
      Szczuplutka, z wyglądu czternastoletnia czarnowłosa wilczyca uśmiechnęła się i rzuciła w stronę rozmówczyni:
      - Oj, Clarinos, a ja nie rozumiem, dlaczego tak bardzo jej nie lubisz, przecież to tylko mała, pięcioletnia dziewczynka, która na dodatek miała zostać naszą przyrodnią siostrą. Poza tym nie ma nikogo, więc jest mi jej żal…
      Jasnowłosa spojrzała na wilczycę i warknęła:
      - I ta biedna mała dziewczynka zatrzymała sobie naszyjnik naszej matki tylko dlatego, że został znaleziony przy zwłokach Soni… Ech, Lauro, po prostu jej nie lubię i tyle - stwierdziła po chwili, wzruszając ramionami.
      Laura już chciała coś odpowiedzieć, gdy nagle usłyszały dziecięcy płacz, błagalny głos kobiety i przeniknięty boleścią męski głos próbujący kogoś uspokoić (zapewne ową kobietę). Spojrzały na siebie z powagą i potakując głowami, pobiegły w miejsce, z którego dobiegały dźwięki. Spojrzały na dół (znajdowały się na pierwszym piętrze) i zobaczyły małą, pięcio-sześcioletnią dziewczynkę o gęstych loczkach o dziwnym srebrzystym kolorze, która wyrywała się kilkorgu służącym i płakała:
      - Mamo! Mamo, ja nie chcę! Chcę zostać z wami!
      Kobieta, która najprawdopodobniej była matką małej, trzęsła się i szlochała w ramionach jakiegoś mężczyzny. Ten miał zbolałą minę i tylko głaskał po złotych włosach roztrzęsioną dziewczynę, która ukrywała twarz, tuląc się do niego.
      Laura zakryła dłonią usta i z przerażeniem przypatrywała się tej scenie. Nic z tego nie rozumiała. Wolała nie wiedzieć, co czuli ci ludzie. Kiedy dostrzegła na odsłoniętym ramieniu dziewczynki starożytny sumeryjski znak, domyśliła się, o co chodzi. Po paru sekundach usłyszała zdławiony przez łzy głos zrozpaczonej kobiety:
      - Iwo, czemu ona…? Czemu nasza mała…?
      Brunetowi stężały rysy twarzy i zaczął coś szeptać do ucha blondynce. Nagle dziecko wyrwało się i podbiegłszy do matki, kurczowo złapało się jej nogi i roniąc łzy, zaczęło błagać:
      - Mamo, proszę, nie zostawiaj mnie! Tato, dlaczego mam tu zostać…? Będę grzeczna, obiecuję wam! Mamo, błagam…
      Jasnowłosa szybko oderwała się od Iwo i kucając przytuliła dziewczynkę i zaczęła szeptać, co księżniczki usłyszały dzięki swojemu wilczemu słuchowi:
      - Penelopo, córeczko, wybacz mi… Moja kruszynko, tak bardzo cię kocham…
      Niespodziewanie w pomieszczeniu pojawił się Mikołaj i zapytał, co się dzieje. Kiedy jedna ze służących, która wcześniej trzymała dziewczynkę wyjaśniła, o co chodzi, wtrącił się ojciec małej.
      - Wasza wysokość, moja córka jest za mała… To, że okazała się tak niezwykła, nie znaczy, że musi tu mieszkać. Błagam, niech zostanie z nami, może być użyteczna nawet, jeżeli nie będzie w pałacu. Zrobię wszystko, tylko niech z nami zostanie - dodał pewnie, patrząc na władcę.
      - Błagam, to nasze jedyne dziecko… Niech z nami zostanie, sama ją tutaj przyprowadzę za kilka lat, ale teraz… To tylko dziecko, błagam… - dodała kobieta, podnosząc dziewuszkę, która w ramionach matki nieco się uspokoiła i patrzyła na wilkołaka załzawionymi wielkimi oczami o barwie lodu.
      Mikołaj obrzucił całą trójkę spokojnym wzrokiem, po czym stwierdził bez uczuć:
      - To dziecko bardzo mi się przyda, a wy, łowcy, zobowiązaliście się w zamian za ratunek wykonywać rozkazy władcy wilków, a z tego, co wiem, należycie do łowców, więc wasza córka zostanie tutaj. - Po czym rozkazał jednemu z pracowników - Zabrać dziecko, a im wypłacić rekompensatę.
      Po tych słowach po prostu wyszedł, a ciemnowłosy szatyn, do którego przemówił, podszedł do kobiety i wyrwał jej dziecko, które znów zaczęło wrzeszczeć i bić piąstkami w mężczyznę. Blondynka zaczęła jeszcze bardziej się trząść i płakać, a Iwo złapał ją z tyłu i przytrzymał, bo gołym okiem było widać, że gotowa jest pobiec za córką. Kobieta jakiś czas próbowała się mu wyrwać, jednak wkrótce uspokoiła się i upadła na kolana, drżąc niemiłosiernie. Szlochając, powtarzała, jak gdyby nic do nie docierało:
      - Zabrali, zabrali moją córeczkę…
      Łowca przytulił ją i głaszcząc szeptał:
      - Wybacz mi, Anastazjo, nic nie mogę zrobić.
      Kobieta mocno wtuliła się w Iwo i nic nie mówiąc, po prostu drżała od wylewanych łez. Nie minęła minuta, od kiedy z oczu zrozpaczonych rodziców zniknęła ich pociecha, gdy zjawił się ten sam wilkołak, który odebrał im dziecko i wyciągając dłoń, w której miał złotą kopertę, nie patrząc na łowców, rzucił:
      - To dla was.
      Mężczyzna spojrzał na szatyna i przez chwilę wpatrywał się w niego tępo, aż w końcu warknął:
      - Radzę ci, zabierz to…
      Pomógł Anastazji wstać, po czym bez słowa ruszył do wyjścia, trzymając żonę pod rękę.
      W oczach Laury błysnęły łzy, kiedy widziała oddalającą się na drżących nogach zrozpaczoną blondynkę i wściekłego łowcę. Przyglądała się całej sytuacji rozdygotana, nie wiedząc, co zrobić. Tak bardzo chciałaby im pomóc… Nagle usłyszała przerażony głos siostry.
      - Boże, Lauro, co to ma znaczyć? Po co naszemu ojcu to biedne dziecko?
      Dziewczyna spojrzała na wilczycę i zobaczyła, że blondynka jest bardzo zdezorientowana i na jej twarzy maluje się współczucie dla tej rodziny. Brunetka spuściła wzrok i szepnęła:
      - Nie pamiętasz, jak uczułyśmy się o historii wampirów, łowców i wilkołaków? - Kiedy młodsza potwierdziła, kontynuowała - Zauważyłam na ramieniu tej dziewczynki znak Wybranki…
      Wybranka. Dziecko, które rodzi się w rodzinie łowców raz na pięćset lat. Dziecko łączące dwa światy. Świat żywych i świat umarłych.
      - Czyli nasz tatuś zabrał rodzicom tę małą, żeby zyskać jej zdolności. Jak on może być aż tak podły?! - warknęła Clarinos.
      - Nie wiem… Naprawdę nie wiem… - szepnęła brunetka, a jej łza kapnęła na spódniczkę.
***
      Czas mijał. Laura bardzo zaprzyjaźniła się z Katherine, którą traktowała jak drugą siostrę, choć Clarinos do dziewczynki miała zupełnie inny stosunek, co zresztą mała wilczyca szybko zauważyła. W pałacu od zakończenia wojny było spokojnie. Jednak któregoś razu, siedem lat po ukończeniu wojny, na Syberię przybył arystokrata, Tom Collins, którego księżniczki miały okazję spotkać.
      - Co tam czytasz, siostrzyczko? - rzuciła blondynka, wyrywając lekturę starszej siostrze. Gdy spojrzała na treść, zachichotała - „Romeo i Julia”, czego innego mogłam się spodziewać?
      Brunetka obrzuciła siostrę pobłażliwym spojrzeniem i stwierdziła spokojnie:
      - Clarinos, może i ty byś coś poczytała? Ostatnio nie czytasz nawet podręczników, będziesz miała zaległości w nauce.
      - Oj przestań, zawsze znajdę na to czas, a teraz chodźmy do ogrodu, mam dość siedzenia w tych czterech ścianach - poskarżyła się blondynka.
      Kiedy Laura wzdychając zgodziła się, Clarinos złapała ją za rękę i chichocząc wybiegła. Brunetka również zaczęła się śmiać. Zawsze bawiła ją żywiołowość i spontaniczność siostry, która umiała ją rozbawić. Właśnie wtedy wyczuły zapach wampira. Mężczyzna ów, szatyn o dziwnie smutnych, zielonych oczach, początkowo nie zwracał na nie uwagi, jednak gdy młodsza skomentowała jego obecność, odezwał się do nich. Pewnie wymieniliby jeszcze kilka nieprzyjemnych słów, gdyby nie spokój i skarcenie blondynki przez siostrę i pojawienie się strażnika. Kiedy arystokrata wszedł do sali, Clarinos jęknęła naburmuszona:
      - Czemu stanęłaś w obronie tej pijawki?
      - Jak dla mnie te całe stereotypy odnośnie wampirów są bezsensowne. Nie uważasz, że mamy ze sobą wiele wspólnego? Uczyłaś się przecież o naszej historii. Chciałabym, żeby nasza rasa mogła z nimi koegzystować… Nie sądzisz, że byłoby to dla nas korzystne i zaoszczędziłoby wiele cierpienia? - rzekła brunetka, spokojnie patrząc na blondynkę, która tylko westchnęła i uśmiechając się, mruknęła rozbawiona:
      - Ach, Lauro, jesteś niepoprawną marzycielką i do tego zbyt naiwną… No ale byłoby miło, gdybyśmy nie musieli już walczyć… Choć nigdy nie będę wielbicielką wampirów - dodała, wzruszając ramionami.
      Po niedługim czasie zjawiły się w komnacie, w której przebywał ich ojciec. Mikołaj westchnął i powiedział spokojnie:
      - Rozmawiałem w waszej sprawie ze Zgromadzeniem i członkowie wyrazili zgodę, by jedna z was została moją następczynią. Oczywiście z racji tego, że Laura jest najstarsza, to ona ma pierwszeństwo do tronu.
      Brunetka wpatrywała się w ojca szeroko otwartymi oczami, nie będąc w stanie nic powiedzieć. W końcu wyjąkała:
      - Ja mam być królową…?
      - Tak. Rzecz jasna prędzej wyjdziesz za mąż, ale i tak będziesz miała więcej do powiedzenia z racji tego, że płynie w tobie królewska krew wilków…
***
      - Clarinos, mam do ciebie prośbę - powiedziała wyglądająca na jakieś osiemnaście lat wilczyca. Już kilka lat temu wraz z siostrą przeszła przeminę, więc jak każdy wilkołak dużo wolniej się starzała.
      Gdy weszła do pokoju Clarinos, oniemiała. Jej siostra siedziała na kolanach jakiegoś strażnika mającego nieco rozpiętą koszulą i całowała go, a on wodził dłońmi do jej plecach. Laura odchrząknęła i mruknęła:
      - Clarinos, jeśli możesz…
      Blondynka spojrzała na wilczycę i wzdychając szepnęła coś chłopakowi, który najwyraźniej był zażenowany i gdyby nie dziewczyna siedząca na jego kolanach, zapewne wybiegłby z pokoju. Kiedy księżniczki zostały same, biorąc głębszy wdech i siadając na sofie, starsza mruknęła:
      - Clarinos, nie uważasz, że nie powinnaś się tak zachowywać? Tu nawet nie chodzi o to, że jesteś księżniczką, ale przecież… Coś takiego powinno się robić z kimś, kogo się kocha. Powiedziałbym nawet, że wyłącznie z mężem.
      Zamykając drzwi po wyjściu strażnika, blondynka wybuchła śmiechem i stwierdziła:
      - Oj, Lauro, ależ ty słodka i niewinna… Przypominam ci, że nie żyjemy w średniowieczu. To naprawdę nic złego. Tak się tylko zabawiałam… Zresztą ja tam nie muszę być grzeczną dziewczynką, od tego mam moją starszą siostrę - dodała, uśmiechając się szeroko i siadając obok Laury, by móc ją przytulić. Ta tylko westchnęła i mruknęła:
      - Cóż, ja tego nie rozumiem, ale ciebie i tak nie przekonam… - Po czym rzuciła - Masz czas? Chciałabym poszukać jednej książki, ale samej w głównej bibliotece zajmie mi to wiele czasu, więc może mi pomożesz?
      - Oczywiście, że ci pomogę - wyszczerzyła się wilczyca.
      Dziewczęta spędziły czterdzieści minut na poszukiwaniu lektury, którą Laura chciała przeczytać, po czym pośpiesznie ruszyły w drogę powrotną, gdyż niebawem miała być kolacja. Z pośpiechu skręciły nie w ten korytarz co trzeba i znalazły się w części pałacu, w którym jeszcze nie były albo było to tak dawno temu, że już tego nie pamiętały. Po dwudziestu minutach błądzenia znalazły się przed dębowymi drzwiami z pozłacanymi ozdobami. Zaciekawione stanęły przed nimi, aż w końcu Clarinos stwierdziła, że mogą sprawdzić, co jest w środku. Pociągnęły za klamkę i znalazły się w niewielkim pokoju. Pomieszczenie było zaciemnione i niemal puste. Oprócz kanapy i niewielkiego stolika, na którym znajdowało się kilka kartek, pozytywka i półka z książkami, nie było tam nic. Niespodziewanie przez drzwi, których wilczyce nie zauważyły, przeszła młoda, mniej więcej piętnastoletnia dziewczynka o bardzo długich, srebrnych włosach, które układały się w piękne loki i przenikliwych, a jednocześnie dziwne zamglonych oczach koloru lodu. Ubrana była w białą, zwiewną suknię z długimi rękawami, która delikatnie zaszeleściła, kiedy nieznajoma przeszła kilka kroków.
      Zarówno Clarinos, jak i Laura nie mogły oderwać od niej oczu. Było w niej coś, co hipnotyzowało, coś magicznego. Nieznajoma uśmiechnęła się pod nosem i delikatnym, pięknym głosem zwróciła się do przybyszek:
      - Witajcie, wilcze księżniczki.
      Obie milczały przez jakiś czas, nie będąc w stanie nic z siebie wydusić, aż w końcu Clarinos wydukała:
      - Kim ty jesteś? I skąd się tu w ogóle wzięłaś?
      To, że był to człowiek, było pewne, ale dlaczego ta nieznajoma była w pałacu? Nawet jeśli była młodą łowczynią, nie powinna tu przebywać…
      Blondynka przyjrzała się drobnej postaci nastolatki. Sądząc po stroju i biżuterii, którą miała na sobie, była kimś ważnym. Wydawało jej się, że gdzieś już ją widziała, ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie dokładnie. Dopiero gdy dziewczyna wpatrując się w nie przedstawiła się, nagle ją olśniło.
      - Mam na imię Penelopa. Cóż, można powiedzieć, że jestem kimś w rodzaju więźnia jego wysokości Mikołaja… A ten pokój i pokój obok to moja złota klatka - dodała, uśmiechając się krzywo.
      - To ty byłaś tą małą dziewczynką? - rzuciła ze zdumieniem Laura.
      - Tak, to ja - mruknęła, po czym podeszła jeszcze bliżej wilczyc i wpatrując się to w jedną, to w drugą, szepnęła - W waszych sercach jest tak wiele złości, bólu… Tyle spopielałych nadziei… Jednak zupełnie inaczej te uczucia przyjęłyście. Jesteście jak dzień i noc, jak światło i mrok, niczym anioł i demon… Jedna z was początkiem będzie, droga zaś końcem swego rodu zostanie i krew rozlana przez was będzie… Wiele o was słyszałam, jeśli można tak powiedzieć… -dokończyła po chwili, odwracając się i kierując się do drzwi, przez które wcześniej przeszła.
      Jasnowłosa wilczyca zamrugała kilkakrotnie i rzuciła podenerwowana:
      - Co to ma znaczyć? Mów jaśniej!
      Łowczyni obróciła się na pięcie niczym najlepsza balerina i zlustrowała księżniczkę spokojnym, a jednocześnie nieco zirytowanym spojrzeniem, po czym odparła:
      - Moja droga, to znaczy dokładnie to, co powiedziałam. Ja mówię tylko tyle, ile mogę i powinnam. Swoją drogą, to naprawdę nadzwyczajne, jak w jednej osobie mogą współistnieć tak różne uczucia… - dodała, bacznie się jej przyglądając.
      Niespodziewanie główne drzwi (te, przez które przeszły wcześniej wilczyce) otworzyły się i do środka weszły dwie kobiety. Jedną z nich była Caroline, która, gdy spostrzegła córki Mikołaja w komnatach Penelopy, przestraszyła się i zapytała, dlaczego się tu znalazły. Kiedy wyjaśniły lekarce, dlaczego są w tej części zamku, ta postanowiła je odprowadzić i zwróciła się do jasnowłosej:
      - Penelopo, przyszykuj się, król za pół godziny chce cię widzieć, Sierra cię odprowadzi.
      Dziewczyna spojrzała na wilczycę i uśmiechając się krzywo, mruknęła:
      - Oczywiście, będę gotowa, jak chce mój pan…
      Caroline spojrzała tylko ze smutkiem i współczuciem na nastolatkę, po czym westchnęła i wyszła razem z siostrami.

      - Caroline, nie wiedziałam, że zajmujesz się tą dziewczyną. Jak ona się w ogóle czuje? - szepnęła w pewnym momencie Laura.
      Kobieta westchnęła, po czym mruknęła smutno:
      - Wasz ojciec, jako że jestem najlepszą lekarką w pałacu, wyznaczył mnie do opieki nad Penelopą. Teraz jest z nią lepiej, w końcu minęło tyle lat, odkąd się tutaj znalazła… Najgorzej było na początku, była wystraszona i cały czas płakała, a zważywszy na jej niecodzienne umiejętności, była jeszcze bardziej zdezorientowana.
      - Czy ojciec pozwolił jej choć raz na zobaczenie się z rodzicami albo choć na jakieś listy? - wtrąciła się Clarinos.
      - Nie. Jego wysokość nie chce, by coś ją rozpraszało… - szepnęła ze smutkiem czarnowłosa.
      Spotkanie z Penelopą oraz jej słowa na bardzo długo zapadły w pamięć zarówno Laurze, jak i Clarinos.
***
      Kilka lat później Mikołaj oświadczył Laurze, że wychodzi za mąż za syna członka Zgromadzenia. Jej przyszły mąż miał na imię Anthony i był wysokim oraz przystojnym mężczyzną o czekoladowych włosach i oczach w odcieniu niemal złota.
      - No proszę, moja siostrzyczka wychodzi za mąż - westchnęła Clarinos, zapinając siostrze srebrny łańcuszek idealnie pasujący do sukni, którą ta miała na sobie. Po chwili chichocząc dodała - Żegnaj, wolności, witaj, nudo… Ale w razie gdyby twój narzeczony ci się znudził, zawsze możesz sobie poszukać jakiegoś kochanka - dokończyła, jeszcze bardziej chichocząc.
      Laura, spoglądając na swoje odbicie w lustrze, odparła spokojnie:
      - Clarinos, nawet tak nie żartuj, nigdy nie zdradziłabym męża - zapewniła siostrę w dniu swojego ślubu.
      Jednak niczego nie można być pewnym…
***
      Victor Evans spojrzał na piękny zamek i westchnął. Tyle złego spotkało go podczas wojny i po niej. Najpierw śmierć rodziców, potem ukochanej i czteroletniej córki…
      „Może tu znajdę wreszcie spokój”, pomyślał, po czym wszedł do siedziby władcy.
      Przyjęła go młoda wilczyca i uśmiechając się lekko, zaproponowała mu coś do picia. Dziewczyna miała na imię Caroline i bardzo dobrze mu się z nią rozmawiało. Od śmierci żony i dziecka stał się małomówny i przygaszony, a ta nieznana mu wilczyca potrafiła go wysłuchać, rozbawić. Po rozmowie miał zostać przedstawiony księżniczce Laurze, której strażnikiem miał zostać. Otworzono mu drzwi i wprowadzono na niewielki taras, gdzie siedziała jakaś brunetka. Jak się domyślał, była to najstarsza córka Mikołaja. Nie widział jej twarzy, gdyż dziewczyna była odwrócona do niego plecami. Dopiero po chwili nieznajoma powoli obróciła się, ukazując swoją twarz Victorowi. Spojrzała na niego swoimi wielkimi zielononiebieskimi oczami, których barwa oczarowała mężczyznę, a jej pięknymi czarnymi lokami bawił się wiatr. Po chwili odezwała się spokojnym głosem, który dla wilkołaka był niczym muzyka:
      - To ten nowy strażnik?
      Victor oprzytomniał w jednym momencie i szybko się kłaniając, odpowiedział:
      - Tak, księżniczko, to ja. Nazywam się Victor Evans.
       Dziewczyna uśmiechnęła się i patrząc łagodnie na mężczyznę, rzuciła:
      - Miło mi, mam nadzieję, że w pałacu ci się spodoba…
      Wilkołak przytaknął, po czym oddalił się. Czuł coś dziwnego. Chyba po raz pierwszy od lat poczuł jakiś błogi spokój. Jednak szybko pozbył się tych myśli i udał się rozejrzeć po reszcie pałacu.

      Victor spędzał z Laurą wiele czasu jako jej osobisty strażnik, a im dużej przebywał w jej towarzystwie, tym mocniej oddziaływało na niego jakieś uczucie, którym zaczynał obdarzać księżniczkę. Córka króla okazała się zupełnie inna od jego wyobrażeń. Zazwyczaj była cicha, spokojna, małomówna i zawsze jakoś starała się komuś pomóc. A to jakiejś pokojówce, a to siostrze, która, nawiasem mówiąc, była niemal jej przeciwieństwem, a to dotrzymywała towarzystwa wilczycy imieniem Katherine… Victor zauważył, że relacje między tymi wilczycami były dość specyficzne. Katherine nie przepadała za Clarinos, Clarinos za Katherine, ale Laura zawsze umiała je jakoś pojednać. Można byłoby brać je za trzy siostry, gdzie młodsze wiecznie się kłócą, a najstarsza stara się je udobruchać. Jednak któregoś dnia odkrył coś, co go zasmuciło. Pewnego razu, przyglądając się Laurze, która była tak zamyślona, że nie zauważyła jego obecności, dostrzegł w jej oczach jakąś pustkę. Jak gdyby czuła, że już nic dobrego od życia jej nie spotka. To odkrycie uświadomiło mu, że nie widział, żeby wilczyca choć raz naprawdę się uśmiechnęła. Potrafiła w obecności siostry pozbyć się na chwilę swojego zwykłego wyrazu twarzy, jednak strażnik przypuszczał, że to tylko gra, by nie wzbudzać w Clarinos niepokoju. Nawet kiedy przebywała z mężem, Laura była pozornie radosna, jednak Evans jako dobry obserwator dostrzegł jakby dystans między księżniczką a Anthonym. Kiedyś przyłapał się na tym, że przypadkowo widząc czarnowłosą wilczycę obejmowaną przez męża, miał ochotę jakoś to przerwać. Zacisnął jednak pięść i po prostu udał się w swoim kierunku. Jego ulubionym zajęciem w czasie wolnym było przesiadywanie wieczorami na dworze i po prostu odprężanie się, nie myśląc o niczym i wdychając świeże powietrze lasu. Był wilkołakiem, więc syberyjskie zimno odczuwał nie tak mocno jak ludzie, ale i tak nie potrafił zbyt długo oddawać się temu zajęciu. Właśnie podczas jednego z takich wieczorów w pełni lata przeprowadził ważną rozmowę z Katherine i uświadomił sobie coś, o czym nawet nie wolno było mu pomyśleć.
      Siedział opierając się o drzewo i podziwiał rozgwieżdżone niebo. Zdążył przyzwyczaić się do pałacu oraz panujących tam reguł i zaczynało go już to nużyć. Gdyby nie rozmowy z księżniczką i Caroline, którą chyba najbardziej polubił z pracujących na Syberii wilkołaków, zanudziłby się na śmierć. Już chciał iść, gdy nagle jego wzrok padł na balkon od sypialni księżniczki. Zobaczył, jak Laura otworzyła drzwi i wyszła z pokoju, po czym oparła ręce na barierkach i zaczęła patrzyć się gdzieś w dal. Ubrana była w półprzezroczystą, jasnofioletową koszulę nocną, a jej długie włosy był w małym nieładzie. Chwilę tak stała niczym posąg, po czym objęła się i zaczęła pocierać rękoma ramiona. Victor nie mógł oderwać od niej oczu. Jej postać oświetlona blaskiem księżyca i gwiazd wydawała mu się niemal przezroczysta i tak krucha, jak nigdy dotąd. Jej twarz wyrażała ni to smutek, ni to zamyślenie, ni to rezygnację. Po jakichś dwóch minutach pojawił się brązowowłosy wilkołak, który podszedł do dziewczyny, objął ją, po czym coś szepnął i musnął wargami jej szyję. Victor mógłby przysiąc, że wówczas wilczyca westchnęła, a jej wyraz twarzy stał się bardziej obojętny. Po chwili ów wilkołak złapał brunetkę za dłoń i poprowadził do środka.
      Ta sytuacja wywołała w Victorze niemal gniew. Warknął coś pod nosem i jeszcze raz spojrzał na okno pokoju księżniczki. Nagle jednak usłyszał jakiś głos.
      - Nasza księżniczka jest naprawdę piękna, nieprawdaż?
      Obrócił się do ciemnowłosej dziewczyny, której, ku jego zdumnieniu, nie wyczuł, i zapytał zdziwiony:
      - Katherine? Co tu, u licha, robisz?
      Wilczyca zaśmiała się i odparła:
      - Wybrałam się na spacer. Swoją drogą, ładnie to tak szpiegować księżniczkę i jej męża?
      - Ja nie szpieguję, przypadkowo to zobaczyłem - mruknął zawstydzony, na co dziewczyna zachichotała, po czym podeszła bliżej i rzuciła:
      - Och, Victor, aleś ty słodki, kiedy tak się okłamujesz! Może wreszcie przyznasz, że jesteś zakochany w księżniczce?
      Victor patrzył na nią, z zaskoczenia nie mogąc wyksztusić ani słowa, aż w końcu wyjąkał:
      - Katherine, co ty gadasz, ja miałbym być zakochany w samej księżniczce? Proszę, przecież to śmieszne…
      Wilczyca tylko wzruszyła ramionami i mruknęła:
      - Rób, jak chcesz. Ale wiedz, że Laura wcale nie kocha Anthony’ego jest z nim raczej z obowiązku niż z powodu jakiegoś uczucia - dodała, patrząc wprost w oczy wilkołaka, po czym zostawiła go kompletnie ogłupiałego.
      Evans stał tak kilka minut, patrząc tępo przed siebie i bijąc się z myślami. W końcu jednak dotarło do niego, że to, co mówiła Katherine, było prawdą. Zakochał się w królewskiej córce. Pomyślał, że nikt nie ma większego pecha od niego. Znów nie móc być z ukochaną? Tym razem dlatego, że ma męża i nigdy nie odwzajemni jego uczuć? Wydało mu się to czymś iście groteskowym. Nie ośmielił się marzyć, by Laura go pokochała. Nie wiedział, jak bardzo się mylił…
***
      - To wszystko, Victorze, postaraj się załatwić tę sprawę jak najszybciej, to dla mnie bardzo ważne - powiedziała Laura, na co strażnik odparł:
      - Tak, księżniczko.
      Po tych słowach czarnowłosa udała się do drzwi wyjściowych. Przechodząc obok wilkołaka, niepostrzeżenie wsunęła mu w dłoń karteczkę, którą ten ukrył w rękawie. Kiedy znalazł się w jakimś spokojnym miejscu, wyciągnął wiadomość i przeczytał:

Dziś o 20:15, tam, gdzie zwykle.

      Victor podarł kartkę, po czym wyrzucił ją i poszedł do kuchni. Po dwóch godzinach znalazł się w umówionym miejscu. Wszedł do małego pomieszczenia będącego osobistą biblioteką księżniczki Laury, gdzie nie wchodził nikt prócz niej. Zamknął drzwi i usiadł na fotelu, czekając na wilczycę. Po jakichś dwóch minutach drzwi się otworzyły i weszła do niego wyglądająca na jakieś dwadzieścia lat kobieta. Błyskawicznie podeszła do niego i zarzucając mu ręce na szyję, szybko i namiętnie go pocałowała.
      Laura nie wiedziała, kiedy tak mocno pokochała swojego strażnika. Po prostu stało się i oddała swoje serce komuś, komu nie powinna, wręcz nie mogła. Kiedy którejś nocy nie mogła zasnąć i spotkała przechodzącego korytarzem Victora, poczuła się jakoś spokojniej i bezpieczniej. Choć wiedziała, że nie może nawet o nim marzyć, to jednak poprosiła, by poszedł z nią do kuchni. Później wszystko działo się tak szybko… Nagle wilkołak delikatnie musnął jej wargi swoimi, a ona przestała myśleć o czymkolwiek. Po raz pierwszy poczuła, że pocałunki i pieszczoty mężczyzny mogą być przyjemne i sprawiać wręcz dreszcze. Kiedy Anthony ją dotykał, czuła raczej niesmak i była na wszystko obojętna, ale wtedy… Wtedy czuła się prawdziwie kochana, czuła ogarniającą ją namiętność i fale gorąca. Było jej najzwyczajniej w świecie cudownie. Jednak za tę chwilę szczęścia musiała zapłacić ogromnymi wyrzutami sumienia. Może nie czułaby się tak okropnie, gdyby jej mąż był dla niej okrutny i podły, ale nie, on był dla niej miły, dobry, czuły i starał się, by była zadowolona. Myliła się sądząc, że miłość do męża przyjdzie później. Starała się jak mogła, ale nie potrafiła obdarzyć go uczuciem, a nie mając zamiaru, pokochała kogoś innego. Następnego dnia chciała z tym skończyć, ale nie mogła.  Po prostu na samą myśl o tym, że już nie zobaczy Victora, czuła, jakby odebrano jej powietrze. Trwała więc w swoim grzechu i wyrzutach sumienia, urządzając z nim potajemne schadzki.
      - Kochany, jak ja się za tobą stęskniłam - szepnęła wilkołakowi na ucho.
      - Oj, uwierz, że ja też - odpowiedział, po czym zapytał, jednocześnie składając pocałunki na jej szyi - Ile mamy czasu?
      - Jakieś półtorej godziny, Anthony dokądś pojechał, a służąca nie powinna się zjawić wcześniej - odparła drżącym głosem.
      Ciemnowłosy przycisnął dziewczynę do ściany i obejmując ją w pasie, warknął:
      - Kiedy go widzę, mam ochotę go zamordować… Kiedy pomyślę, że on zmusza cię…
      Nie dokończył, bo kobieta szybko złożyła na jego ustach pocałunek. Biorąc jego twarz w swoje dłonie i wpatrując się wprost w jego oczy, powiedziała:
      - Cii, nie myśl o tym, teraz jestem z tobą.
      Szatyn tylko westchnął, ale nic już więcej nie mówił, tylko wręcz wpił swoje wargi w usta ukochanej.
      - No proszę, kto by pomyślał? - usłyszeli nagle czyjś chichot.
      Oboje odwrócili się w miejsce, skąd dobiegł śmiech i ujrzeli młodą czarnowłosą wilczycę wpatrującą się w nich z ogromnym rozbawieniem. Dziewczyna zachichotała jeszcze na widok ich min, po czym dodała:
      - To ja się ulatniam, a wy sobie nie przeszkadzajcie. - Po czym jak gdyby nigdy nic wyszła.
      Laura rzuciła kilka słów do Victora, po czym pobiegła za przyjaciółką. Serce waliło jej jak oszalałe, nie mając zamiaru się uspokoić. W końcu znalazła ją w głównej bibliotece i widząc, że nikt tego nie usłyszy, zaczęła:
      - Katherine, błagam, nikomu nie mów…
      - Och, Lauro, nie bój się, nie zamierzam cię wydać - odpowiedziała chichocząc. - Cieszę się, że masz choć odrobinę przyjemności. Twój mężuś może i jest niczego sobie, ale jest za bardzo zapatrzony w siebie i traktuje cię raczej jak własność, więc co się dziwić, że poszukałaś sobie kogoś w zastępstwie? - rzuciła wzdychając.
      Laura spojrzała na wilczycę i niemal ze łzami w oczach rzekła:
      - Katherine, ja… Po prostu dziękuję… Ojciec by mnie chyba zabił… - dodała nieco drżąc.
      - Nie ma za co. Ech, w sumie to powinnam cię przeprosić, bo nieco popsułam ci randkę, ale kiedyś powiedziałaś, że mogę wchodzić do twojej biblioteki, kiedy zechcę i bez pytania, więc chciałam sobie wziąć jedną książkę - mruknęła.
      Laura zachichotała i jeszcze raz podziękowała za zachowanie tajemnicy, po czym wróciła do Victora. Mężczyzna poczuł ulgę, kiedy usłyszał, że wszystko jest w porządku i Katherine będzie milczeć. Nie chodziło mu o siebie, bardziej o Laurę, gdyż wiedział, że ona ma o wiele więcej do stracenia, a poza tym zdążył już poznać, jak władca traktuje ją i jej siostrę. Dlatego obawiał się, co by się z nią stało, gdyby ich romans wyszedł na jaw.
      Dwa tygodnie później mąż Laury poinformował ją, że Mikołaj wysyła go na jakieś trzy miesiące do Niemiec. Laura, usłyszawszy o tym, nie potrafiła się nie cieszyć. Sama pespektywa, że przez trzy miesiące będzie mogła urządzać schadzki z Victorem znacznie częściej sprawiała, że chciało jej się śmiać. Dzień po wyjeździe Anthony’ego, siedząc razem z siostrą i dobierając jej strój na przyjęcie u jednej z wysoko postawionych rodzin, usłyszała zdziwiony głos Clarinos.
      - Coś ty taka radosna? Zwykle jesteś taka poważna, że aż strach, a dziś…?
      Laura wzruszyła tylko ramionami i uśmiechnęła się sama do siebie. Mimo że nie czuła się dobrze z faktem, że cieszy się z wyjazdu męża, było to od niej silniejsze. Wstała, by poprawić siostrze sukienkę, jednak natychmiast usiadła, gdyż zakręciło jej się w głowie. Blondynka zaniepokoiła się tym, co się stało, jednak po zapewnieniach, że wszystko z nią w porządku niechętnie dała Laurze spokój. Jednak trzy tygodnie później zdarzyło się coś podobnego…
      Clarinos weszła do sypialni swojej siostry i rozchylając firanki, rzuciła:
      - Ej, śpiochu, wstawaj, to do ciebie niepodobne! Zawsze to ja śpię dłużej - dodała chichocząc.
      Brunetka, chowając się pod kołdrą, mruknęła niechętnie:
      - Błagam, daj mi spokój, źle się czuję… Prawie całą noc nie spałam… Miałam jakieś koszmary, było mi niedobrze i co chwilę kręciło mi się w głowie…
      Wilczyca usiadła na łóżku siostry i ściągając z niej pościel, przyjrzała jej się dokładnie. Faktycznie, nie wyglądała najlepiej. Była znacznie bledsza niż normalnie i miała sińce pod oczami. Teraz uświadomiła sobie, że Laura już od kilku dni narzekała na samopoczucie. Dotknęła jej czoła, ale było ziemne, więc nie mogła być przeziębiona (co i tak byłoby dziwne, w końcu wilkołaki z reguły nie chorują). Przyjrzała się jej jeszcze raz, po czym chichocząc rzuciła:
      - Że też od razu o tym nie pomyślałam! Siostrzyczko, jesteś w ciąży!
      Laura spojrzała na blondynkę niedowierzającym wzrokiem, po czym wpatrując się w nią z przerażeniem, wydusiła:
      - Nie… Tylko nie to… Nie teraz…
      - Lauro, co ci jest? Przecież chciałaś być mamą i zawsze kochałaś dzieci - odparła zaszokowana reakcją brunetki Clarinos. Myślała, że taka wiadomość ją ucieszy.
      Dziewczyna usiadła na łóżku i po sekundzie zaczęła drżeć i płakać, po czym chowając twarz w dłoniach, wydukała:
      - Tak, ale… Ale to nie może być dziecko Anthony’ego… Jeszcze zanim wyjechał, my długo nie… Zawsze znalazłam jakąś wymówkę… - wyjaśniła, nie patrząc na siostrę.
      Clarinos nie mogła w to uwierzyć. Nigdy nie pomyślałaby, że jej siostra będzie niewierna swojemu mężowi. Ona od zawsze była idealną córką, siostrą i księżniczką, a teraz okazuje się, że nie była taką żoną…?
      W końcu, bacznie obserwując czarnowłosą, poważnym głosem zapytała:
      - Skoro to nie on, to kto jest ojcem?
      Kobieta spojrzała na siostrę załzawionymi oczami i opowiedziała jej wszystko o swoim związku z Victorem, o tym, jak bardzo myliła się sądząc, że potrafi być szczęśliwa z mężczyzną, do którego czuje jedynie obojętność, o tym, jak odżyła dzięki Victorowi i jego miłości. Pozwoliła, by wszystkie jej emocje się wyzwoliły. Kiedy skończyła, znów ukryła twarz w dłoniach i wychlipała:
      - Co ja teraz zrobię? Przecież gdy ojciec się dowie… Nie, wolę o tym nie myśleć… - dodała, lekko się wzdrygając, po czym znów zaczęła płakać.
      Clarinos słuchała zwierzeń siostry z przerażeniem. Jak mogła tego nie zauważyć? Jak mogła nie dostrzec, że jej naiwna, wspaniałomyślna i wrażliwa siostrzyczka jest nieszczęśliwa? Powinna zauważyć, że coś jest nie tak, a tego nie zrobiła. Musiała więc za wszelką cenę jakoś jej teraz pomóc, skoro wcześniej była na tyle ślepa, by nie móc tego zrobić. Wiedziała bowiem, że jeśli niewierność i odmienny stan Laury wyjdą na jaw, ona zapłaci za to wielką cenę. Gdyby była to ona, Mikołaj zapewne jakoś by to przeżył, ale w przypadku gdy jest to Laura, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nie dość, że jest jego następczynią, co skutkuje tym, że jest swego rodzaju jego wizytówką, to przecież jej dziecko miałoby odziedziczyć po niej tron, więc tym bardziej Laura nie mogła mieć dziecka z byle kim. Póki co jednak, mogła tylko przytulić ją i głaszcząc ją po włosach, uspokajać:
      - Już dobrze, nie płacz, coś wymyślimy… Wybacz mi, że nie widziałam, jak cierpisz. Teraz nie będziesz już sama, nie martw się - dodała.
      Kiedy Laura w miarę się uspokoiła, blondynka poprosiła, by na nią chwilę zaczekała, po czym wyszła. Wróciła po piętnastu minutach z Victorem. Brunetka, gdy tylko zobaczyła ukochanego, podbiegła do niego i rzucając mu się na szyję, ukryła twarz w jego ramionach, po czym znów zaczęła szlochać. Wilkołak przytulił ją mocno i szeptał jakieś uspakajające słowa, a kiedy zapytał, co się stało, odpowiedzi udzieliła mu młodsza z księżniczek.
      - Moja siostra oczekuje twojego dziecka.
      - Lauro, to prawda? - zapytał zdumiony, na co wilczyca tylko pokiwała głową, nie podnosząc na niego wzroku.
      Victor był w szoku, kompletnie nie wiedział, co powinien powiedzieć czy zrobić, dlatego pierwsza odezwała się Clarinos.
      - Są dwa wyjścia z tej sytuacji. Albo poproszę Caroline o jakieś zioła czy coś w tym rodzaju i po prostu pozbędziemy się problemu, albo Laura wyjedzie ze mną, no i z tobą, w końcu jesteś jej strażnikiem, więc nie byłoby to dziwnie, niby to w celu odpoczynku na ładnych kilka miesięcy. Tam urodziłoby się wasze dziecko, później oddałoby się je pod czyjąś opiekę. W sumie po kilku tygodniach mógłbyś sprowadzić je do pałacu chociażby pod pretekstem, że jest to jakiś twój kuzyn, kuzynka czy tam bratanek, bratanica, a jego rodzice nie żyją czy coś w tym stylu... Gdyby Anthony nie wyjechał na tak długo, może można byłoby wmówić mu, że to jego dziecko, no ale cóż, trudno… - dodała wzdychając.
      Laura spojrzała na siostrę przerażonym wzrokiem. Pierwszy plan blondynki odpadał. Na pewno nie pozwoli zabić niewinnego dziecka, tym bardziej, że jest ono częścią jej i osoby, którą tak kocha. Drugie wyjście było o niebo lepsze, ale kiedy uświadomiła sobie, że miałaby porzucić własne dziecko, czuła, że zaraz znów się rozpłacze. W końcu szepnęła drżącym tonem:
      - Miałabym zostawić własne dziecko albo je zabić…?
      Clarinos spojrzała na nią ze smutkiem i pokiwała twierdząco głową. Wiedziała, że innego sposobu nie ma, jeżeli nie chcą, by prawda wyszła na jaw. Jednak nagle jak gdyby ją olśniło.
      - A gdybyś tak zniknęła…? - rzuciła. - Victor, masz gdzieś jakiś dom? - zwróciła się do wilkołaka. Kiedy ten odpowiedział twierdząco, Clarinos wtajemniczyła ich w swój plan. Kiedy skończyła, rzuciła w stronę Laury - Tylko to oznaczałoby rezygnację z tronu, przywilejów i wszystkiego, co teraz masz. Lauro, czy jesteś na to gotowa?
      Czarnowłosa wilczyca spojrzała na szatyna i uśmiechając się do niego, opowiedziała:
      - Oczywiście, że tak, tylko… Tylko martwi mnie, że to będzie sprawiało cierpienie ojcu i Anthony’emu… Może i go nie kocham, ale przecież był dla mnie dobry…
      - Och, Lauro, może choć raz pomyślisz, co jest dobre dla ciebie? - zapytała jasnowłosa, patrząc na siostrę z ogromną miłością. Ta tylko westchnęła i pokiwała głową.
      Następnego dnia Victor złożył rezygnację ze stanowiska strażnika, podając jakiś błahy powód, a Laura porozmawiała z Katherine, by wtajemniczyć ją w plan.
      - Rozumiem, mam po prostu zacierać ślady? - upewniła się Williams, na co księżniczka pokiwała głową, a po chwili, już zmierzając do drzwi, rzuciła:
      - Katherine, chcę, żeby moje maleństwo miało normalne życie i nie musiało borykać się z tym co ja od najmłodszych lat, więc chciałabym cię prosić, żebyś zachowała to wszystko w sekrecie, zgoda? Nieważne, ile czasu upłynie…
      - Nie martw się, ode mnie nikt niczego się nie dowie, obiecuję - odpowiedziała czarnowłosa.
      Tydzień po tej rozmowie Laura po prostu zniknęła podczas podróży na jeden z balów syberyjskiego rodu wilkołaków należącego do Zgromadzenia.
***
      Victor otworzył drzwi przyjemnie wyglądającego domku na niewielkim wzniesieniu. Wszedł do środka, a tuż za nim weszła opatulona w płaszcz kobieta o długich czarnych włosach. Obrzuciła spojrzeniem swoich pięknych zielononiebieskich oczu wnętrze domu. Mężczyzna westchnął i zwrócił się do niej:
      - Wiem, że jesteś przyzwyczajona do lepszych warunków, ale mam nadzieję, że szybko jakoś się przestawisz.
      Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym podeszła do niego i muskając jego wargi swoimi, szepnęła mu na ucho:
      - Głuptasku, co ty mówisz? Tu jest pięknie… A poza tym jestem tu z tobą, więc mogłaby być to nawet mysia norka.
      Victor uśmiechnął się i zamykając oczy, ucałował brunetkę w czoło, po czym mocno ją do siebie przytulił.
***
      Clarinos przechadzała się korytarzem. Była niespokojna. Od tak dawna nie miała żadnej wiadomości od siostry, a jeszcze dzisiejsza rozmowa z Katherine ją rozdrażniła. Westchnęła. Musiała się jakoś uspokoić. Zawsze reagowała zbyt impulsywnie, dawała się ponieść emocjom. Korytarz był zupełnie pusty, a to sprawiało, że dziewczyna szybciej odzyskała równowagę. Skręciła w kolejny korytarz i ni stąd, ni zowąd zobaczyła mniej więcej siedemnastoletniego chłopca o blond włosach skradającego się do jednej z komnat. Księżniczka wyczuła, że ten chłopiec to człowiek, a sądząc po broni, którą miał w ręku, był to łowca. Widocznie był tak skupiony na włamaniu się do komnaty, że nawet nie spostrzegł jej przybycia. Szybko zasłoniła mu usta i przypierając go do ściany, warknęła:
      - Co ty, u licha, tu robisz? Radzę ci, zmiataj stąd, młokosie, bo inaczej strażnicy cię zobaczą i będziesz miał przechlapane.
      Kiedy dziewczyna odsłoniła mu usta, chłopak wyrywając się warknął:
      - Cholerne psy! Puszczaj mnie! A niech mnie złapią, pokażę im, co potrafi prawdziwy łowca!
      - Tak, na pewno, zwłaszcza że masz tylko sztylet, a na alarm zjawi się z tuzin wilkołaków - prychnęła, na co blondyn syknął:
      - Nienawidzę was, kundle! Zabieracie nam wszystko, wysługujecie się nami jak jakąś rzeczą, to wstrętne! Dawniej pierzchaliście przed nami z podkulonymi ogonami!
      - Uspokój się i nie krzycz tak, nie zapominaj, że mamy fantastyczny słuch. Chodź ze mną… Chodź ze mną - powtórzyła pewniej, kiedy siedemnastolatek znów zaczął się z nią szamotać.
      W końcu udało się jej przekonać młodego łowcę, by z nią poszedł. Zaprowadziła go do jednej ze swoich prywatnych komnat i zapytała, kim on właściwie jest. Chłopak chwilę milczał, po czym mruknął:
      - Nazywam się Aleksiej Samaras, jestem młodszym bratem Penelopy Samaras, którą ten bydlak, wasz król, zabrał moim rodzicom lata temu… - Clarinos momentalnie przypomniała sobie każde spotkanie z tą łowczynią. Westchnęła i już chciała coś odpowiedzieć, ale chłopak warknął - Nie dość, że Mikołaj zleca nam jakieś szaleńcze misje, każe się przed sobą płaszczyć, to jeszcze zmusza nas do oddawana mu ukochanych osób! On zasługuje na śmierć!
      - Co dokładnie masz na myśli, mówiąc o oddawaniu ukochanych osób? - zapytała wilczyca, bacznie obserwując młodzieńca. Ten tylko prychnął z pogardą:
      - To ty nic nie wiesz? Moją siostrę zatrzymał w pałacu, bo okazała się tak bardzo szczególna, ale on zmusza też niektóre łowczynie, by przychodziły do niego i go zabawiały. - To słowo powiedział z taką pogardą, jakiej kobieta nigdy jeszcze nie słyszała, po czym dodał - Teraz upatrzył sobie dziewczynę mojego najlepszego przyjaciela.
      Clarinos była w szoku. Nie mogła w to uwierzyć. Jej ojciec robił takie wstrętne rzeczy?! To było dla niej nie do pomyślenia. Wiedziała, że Mikołaj święty nie jest, ale żeby robić coś tak obrzydliwego?! Spojrzała na wściekłego łowcę i kazała mu przysiąc, że to prawda. Gdy ten to zrobił, mruknęła beznamiętnym głosem:
      - Oddaj mi broń i zmiataj stąd, póki nikt cię nie przyłapał i żebym nie musiała powtarzać dwa razy.
      Chłopak zaczął protestować, ale kiedy uświadomiła mu, że jego rodzice nie mogą stracić drugiego dziecka, zrobił to, co kazała.
      Chwilę siedziała, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić. Czuła taką nienawiść, wstręt i chęć zemsty, miała wrażenie, że zaraz eksploduje. Spojrzała na broń pozostawioną przez Aleksieja na małym stoliczku, włożyła ją do rękawa i wyszła z pokoju. Nie wiedziała, dokąd powinna iść, po prostu szła przed siebie. Kiedy spotkała jakąś służącą i zapytała, gdzie jest Mikołaj, ta o dziwo znała odpowiedź. Skierowała się w miejsce, gdzie miał być jej ojciec. Przed drzwiami jednej z jego komnat nie było nikogo. Wyczuła, że w środku są dwie osoby. Jedną z nich był władca, co do drugiej, to musiał być to jakiś człowiek. Bez żadnych ceregieli otworzyła drzwi i to, co zobaczyła, napełniło ją obrzydzeniem i wstrętem. Na łóżku siedziała maksymalnie szesnastoletnia łowczyni w czarnej sukience na ramiączkach do kolan, a jej brązoworude włosy opadały na ramiona i zasłaniały jej twarz, natomiast jej ojciec głaskał jej ramię. Oboje na nią spojrzeli. Dziewczyna z przerażeniem i łzami w oczach, a król ze złością i niechęcią. Blondynka zamknęła oczy i mruknęła pustym głosem:
      - Wyjdź stąd i zostaw mnie z nim samą.
      Dziewczyna pospiesznie zerwała się i czym prędzej wyszła. Kiedy przechodziła obok księżniczki, ta zapytała o jej imię. Spojrzała na nią swoimi wielkimi, piwnymi oczami, po czym szepnęła:
      - Miranda, na imię mi Miranda.
      - Mirando, możesz wracać do domu, nie będziesz już dziś potrzebna mojemu ojcu - mruknęła, na co dziewczyna przez sekundę wpatrywała się w nią z niedowierzaniem, aż w końcu wyszła bez słowa, zaś               Clarinos zwróciła się do wilkołaka - Nie wstyd ci?! Przecież to jeszcze dziecko, mógłbyś być jej ojcem! To obrzydliwe!
      Mikołaj spojrzał na nią obojętnie, po czym mruknął:
      - Daj sobie spokój i mów, co chciałaś. Tak w ogóle to chyba zapomniałaś się? Kto pozwolił ci ją odprawić? I ani mi się waż drugi raz wchodzić tu bez pozwolenia.
      - Chciałam się tylko przekonać, czy to prawda, że wykorzystujesz niewinne dziewczyny i dostałam swoją odpowiedź - odparła beznamiętnym głosem. Podeszła bliżej wilkołaka i kontynuowała - Jesteś wstrętny… Zniszczyłeś moja matkę, sprawiłeś tyle bólu Laurze i mnie, a do tego wielu, wielu innym ludziom. Wstyd mi, że jestem twoją córką! - dokończyła, podnosząc wzrok i wpatrując się w oczy mężczyzny, którego z całego serca nienawidziła. Nim się zorientowała, wilkołak zamachnął się, spoliczkował ją, po czym warknął:
      - Milcz, przybłędo! Nie myśl sobie, że masz prawo mnie pouczać! Jak dla mnie, mogłabyś się w ogóle nie urodzić! Zejdź mi z oczu i nie pokazuj mi się! Twoja siostra przynajmniej była dobrze wychowana, nie to co ty! Że też jesteś księżniczką, ty się jedynie nadajesz na służkę czy ladacznicę…! - Nagle przerwał, bo jego ciało przeszyła fala bólu.
      Po dłoni Clarinos sączyła się krew spływająca z trzonu sztyletu przebijającego brzuch ciemnowłosego. Wilkołak wpatrywał się w nią z wyrazem niemego zaskoczenia. Przekręciła broń, by sprawić ojcu jeszcze więcej bólu, wyciągnęła go, po czym syknęła:
      - To za tę dziewczynę Mirandę i za inne jej podobne… - Ponownie wbiła mu sztylet w brzuch i mruknęła - To za Laurę… - Przekręciła go. - To za moją matkę… - Wyciągnęła broń i przebijając mu serce, rzekła - A to za każde upokorzenie, którego przez ciebie doświadczyłam… - Po czym szepnęła mu do ucha - Słodkich snów, tatusiu, i miłego pobytu w piekle…
      Wyciągnęła sztylet, co sprawiło, że wilkołak upadł na drewnianą posadzkę, na której chwilę potem pojawiła się kałuża krwi. Włożyła mu broń do ręki i spojrzała w jego martwe oczy. To było przerażające, ale nie czuła nic. Ogarnęła ją zupełna pustka. Podeszła do drzwi, spojrzała jeszcze raz na ojca, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła.
      Śmierć Mikołaja uznano za samobójstwo. Wilkołaki nie noszą broni łowców, a żaden łowca nie mógłby przejść do osobistej komnaty króla. Jedynie wampiry mogłyby posłużyć się tym orężem, ale natychmiast byłyby wytropione. Zgromadzenia postanowiło, że to Clarinos jako jedyna potomkini pierwszych wilkołaków zasiądzie na tronie.
      Nie mieli pojęcia, że pierworodna córka Mikołaja, Laura, w tym samym dniu urodziła swojego syna.
***
      Kochana siostrzyczko!
      Nie wiem, jak mam ci dziękować za to, że namówiłaś mnie na ucieczkę. Jestem taka szczęśliwa! Victor nosi mnie na rękach i jest dla mnie cudowny, a mój synek jest taki rozkoszny! Tak, masz siostrzeńca! Urodził się dwa dni temu. Dałam mu na imię Rafael. Prawda, że śliczne imię?
      Teraz nie nazywam się Laura Wolk1, tylko Caroline Evans. Oboje z Victorem doszliśmy do wniosku, że bezpieczniej będzie, jeżeli zmienię imię. Pomyślałam o imieniu naszej opiekunki, bo przecież ona tak bardzo o nas dbała i myślę, że jeżeli będę tak dobrą mamą, jaką ona była dla nas nianią, to mój synek będzie miał wspaniałe dzieciństwo! Poza tym wiodę teraz nowe życie, więc to dobry pomysł… Chyba w całym życiu nie byłam równie szczęśliwa jak teraz. Nie wyobrażasz sobie, ile radości daje mi każdy dzień spędzony z Victorem i Rafaelem. Może i nie jesteśmy z Victorem prawowitym małżeństwem, ale chyba miłość, która nas łączy, jest ważniejsza, nieprawdaż? A zresztą nawet, jeżeli przyjdzie mi za ten grzech zapłacić, to jest on tego wart.
      Dowiedziałam się o śmierci naszego ojca. Wiem, że nie był aniołem, ale w końcu to on dał nam życie, dlatego boli mnie jego śmierć… Dotarły do mnie również wieści, że teraz to ty zostaniesz przywódcą naszej rasy. Na pewno będziesz dobrą władczynią, po prostu to wiem. Katherine na pewno Ci pomoże. Wiem, że jej nie lubisz, ale to naprawdę wspaniała dziewczyna, więc bądź dla niej miła. Mam nadzieję, że wreszcie dojdziecie do porozumienia.
      Nie będę się rozpisywać, bo tego, co teraz czuję, nie da się opisać słowami. Mam nadzieję, że i ty wkrótce będziesz równie szczęśliwa jak ja. Tęsknię za Tobą niesamowicie.
Całuję,
Twoja kochająca siostra - Laura/Caroline Evans

      Clarinos otarła łzę z oka i uśmiechnęła się sama do siebie. Tak bardzo cieszyła się, że jej siostra znalazła szczęście u boku ukochanego i synka. Nie zamierzała mącić jej spokojnego życia wieściami o tym, czego dowiedziała się o Mikołaju oraz o tym, czego się dopuściła. Sama będzie musiała zmagać się ze swoją winą do końca życia. Nagle drzwi do jej pokoju się otworzyły. Weszła do niego młoda, czarnowłosa wilczyca, która rzuciła:
      - Dostałaś list od Laury?
      Królowa spojrzała na nią i warknęła:
      - Może głośniej? Niech wszyscy w pałacu dowiedzą się, że ona żyje i mieszka sobie w Anglii… A poza tym, chyba mogłabyś zapukać, zanim wejdziesz?
      Katherine wzruszyła ramionami i mruknęła sarkastycznie:
      - Och, proszę się na mnie nie złościć, wasza wysokość, będę cicho… Co napisała? - dodała już normalnie.
      Wilczyca westchnęła i odparła:
      - Że jest szczęśliwa jak diabli, urodził mi się siostrzeniec Rafael, zmieniła imię na Caroline, no i ma nadzieję, że się wreszcie dogadamy - dodała, uśmiechając się pod nosem.
      Czarnowłosa wilczyca wybuchła śmiechem i rzuciła rozbawiona:
      - Nie no, ona to wiecznie będzie bujać w obłokach… Gdyby mogła, pewnie wprowadziłaby miłość między łowcami, pijawkami i nami.
      - Oj, tak, uwierz mi, że ona byłaby pierwszą obrończynią praw krwiopijców - westchnęła królowa, po czym rzuciła - No ale po co tu przyszłaś?
      - A no właśnie, byłabym zapomniała, przyszli jacyś łowcy imieniem Samaras.
      Clarinos odłożyła list i wzdychając mruknęła:
      - No tak, wyleciało mi to z głowy… - Kiedy Katherine zapytała, czego od nich chce, odpowiedziała pustym głosem - Muszę oddać im to, co Mikołaj zabrał im lata temu…

      Dwa lata później stało się coś, co zaniepokoiło Clarinos. Pewnej kwietniowej nocy ujrzała na niebie dziwną czerwoną gwiazdę. Jej przyjaciółka Aurora była zdziwiona jej reakcją na to zjawisko. Powodem jej zachowania było dawne proroctwo, które właśnie wtedy sobie przypomniała…
***
      Caroline Evans siedziała w kuchni uśmiechając się sama do siebie i sączyła sok pomarańczowy. Nagle usłyszała przyjemny męski głos.
      - Już na nogach? O, i śniadanie zrobiłaś, za bardzo mnie rozpieszczasz…
      Kobieta uśmiechnęła się i podchodząc do ciemnowłosego mężczyzny, delikatnie go pocałowała, po czym rzuciła:
      - Oj tam, ja lubię to robić.
      - Ech, co ja bym bez ciebie zrobił? Nasz królewicz jeszcze sobie smacznie chrapie? - zapytał po chwili, siadając za stołem.
      - Tak. Zaraz go obudzę, ale najpierw chciałam ci coś powiedzieć… Chodzi o to, że nasz synek będzie miał rodzeństwo… Spodziewam się dziecka - dodała, uśmiechając się delikatnie.
      Victor wpatrywał się w czarnowłosą kobietę z lekko rozchylonymi ustami i już chciał coś odpowiedzieć, gdy do kuchni wparował cztero-pięcioletni chłopczyk, krzycząc radośnie:
      - Nie będę jedynakiem! To cudownie! Będę starszym bratem!
      - Rety, Rafael, nie skradaj się tak! - rzucił ojciec, uśmiechając się do niego.
      - Dobrze, dobrze - odparł szybko, po czym podbiegł do wilczycy i uśmiechając się słodko, rzucił - Mamo, a będę miał braciszka czy siostrzyczkę? Bo ja bym wolał siostrzyczkę.
      - Skarbie, jeszcze nie wiem, ale może będziesz miał wymarzoną siostrę - chichocząc rzuciła Caroline, po czym dodała - Tylko pamiętaj, że będziesz musiał opiekować się swoim młodszym rodzeństwem, synku.
      Chłopiec energicznie pokiwał głową, po czym rzucił:
      - Oczywiście, że będę, mamusiu!
      Kilka miesięcy później, kiedy Rafael i Caroline byli na jednym z pobliskich placów zabaw, spotkali pewną małą dziewczynkę i piękną kobietę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że były to wampirzyce. Wilczyca pomyślała, że Mikołaj, który nienawidził wampirów, przewraca się w grobie przez fakt, że jego wnuk bawi się w tym samym miejscu co jakaś wampirzyca. Niestety, jej synek nie zdążył się z nią pobawić, gdyż jej matka bądź opiekunka, zorientowawszy się, kim są, pospiesznie zabrała małą do domu. Caroline było przykro z powodu tego, że tak na nią zareagowała, nie chciała nikogo straszyć. Gdy już jej nie widziała, westchnęła, a do jej uszu dobiegł dziecięcy głosik:
      - Mamo, dlaczego ta pani wyglądała, jakby się nas wystraszyła? No i dlaczego ona i ta dziewczynka inaczej pachniały?
      Czarnowłosa zrównała się z chłopcem i westchnęła:
      - Widzisz, synku, ona się nas wystraszyła, bo jest wampirzycą. Pamiętasz, jak opowiadałam ci o wampirach, prawda? I dlatego miały taki dziwny zapach.
      - O rety, więc to były wampiry… - wydusił zszokowany pięciolatek.
      Caroline uśmiechnęła się blado do dziecka, po czym zabrała go i poszła do domu. Ani ona, ani Vanessa Collins nie wiedziały, że obie zdecydowały się diametralnie zmienić życie dla osób, w których się zakochały, a ich dzieci staną się dla siebie kimś niesamowicie ważnym.
      Następnego dnia zdarzyło się coś, co na zawsze zmieniło życie Rafaela i Victora.
      Laura od samego rana źle się czuła. Była blada, nie spała w nocy, była wręcz lodowata. Victor już wcześniej zauważył, że kobieta źle znosi ciążę. Zawroty głowy nie ustąpiły i kobieta cierpiała na nie przez cały okres ciąży, a nie zaledwie przez kilka tygodni jak w przypadku pierwszego dziecka. Ponadto bardzo często nie miała apetytu.
      Po południu Laura zasłabła, więc mężczyzna wezwał lekarza. Co prawda byli to ludzcy medycy, ale miał nadzieję, że jakoś jej pomogą, gołym okiem było widać, że jego ukochanej coś dolega. Niestety, nie mieli pojęcia, jak jej pomóc. Caroline Evans, która była jednocześnie wilczą księżniczką, Laurą Wolk, zmarła, wydając na świat swoją córkę.
***
      Pięcioletni Rafael wymknął się i wrócił do domu od sąsiadów, gdyż zanim przyjechali doktorzy mający pomóc jego mamie, ojciec odesłał go do nich. Zastał tatę siedzącego z twarzą w dłoniach na sofie w salonie. Szybko podbiegł do niego i zaświergotał radośnie:
      - No to mam brata czy siostrę?
      Victor podniósł na niego zbolałą minę, która miała grymas straszliwego cierpienia, po czym wydusił pustym głosem:
      - Masz siostrę…
      Chłopiec uśmiechnął się szeroko, po czym rzucił:
      - To świetnie! A mogę ją zobaczyć? I właściwie gdzie mama, nie wyczuwam jej? - dodał po chwili. Na jego słowa twarz Victora zrobiła się wręcz biała, a jej wyraz przypominał kogoś, kogo żywcem obdzierają ze skóry. Po chwili niemal płacząc wyksztusił:
      - Rafael, posłuchaj, mama… Ona… Bardzo źle się czuła… - Kompletnie nie miał pojęcia, jak ma przekazać synowi taką wiadomość. - I kiedy twoja siostrzyczka przyszła na świat… jej organizm nie był wystarczająco silny, by mogła dalej żyć… Synku, mama umarła - rzekł, a po jego bladej twarzy popłynęły łzy.
      Małemu wilkołakowi nie mieściło się to w głowie. Jak to jego mama nie żyje?! To nie mogła być prawda. Pobiegł do sypialni rodziców i jedyne, co tam zastał, to zakrwawione prześcieradło na łóżku i sterta szmat na ziemi, również poplamionych krwią. Wpatrywał się w ten widok, aż spojrzał na łóżeczko w kącie, gdzie spostrzegł, że coś się w nim porusza. Podszedł do niego i zobaczył noworodka, który robiąc kwaśne minki, bezradnie poruszał rączkami. Po chwili malutka wlepiła w na niego swoje oczka i przyglądała mu się tak jakiś czas, po czym po prostu zasnęła. Wówczas malec postanowił, że będzie dbał o siostrę jak obiecał mamie i nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić. Chwilę później podszedł do niego Victor, położył mu dłoń na ramieniu i patrząc na nowonarodzoną córkę, powiedział:
      - Musimy dać radę dla mamy, prawda, synku?
      Chłopiec tylko pokiwał głową, a po jego dziecięcej buzi spływały łzy.
***
      Clarinos otworzyła list, zdziwiona, że nadawcą jest Victor, a nie jej siostra.

      Królowo Clarinos,
      Piszę krótko, bo potok słów nic tu nie da, a poza tym nie jestem w stanie pisać o tym długo. Caroline nie żyje, zmarła przy porodzie naszej córki.
      Ponoć Wasza matka cierpiała na dziedziczną chorobę, przypuszczam, że moja żona ją odziedziczyła, gdyż lekarz powiedział mi, że po prostu się wykrwawiła. Może to kara za mój grzech miłości? Nie wiem…
      Moja córka otrzymała imię Laura, myślę, że będzie jej pasować, a poza tym chciałem, by miała prawdziwe imię swojej mamy, która oddała życie, by mogła się urodzić. Już teraz jest tak podobna do matki…
      Twoja siostra chciała, by nasze dzieci wiodły normalne życie, dlatego nie powiem im o naszej przeszłości i o tym, że w ich żyłach płynie królewska krew i Ciebie również proszę, byś się nie wtrącała.
Wybacz, że muszę donosić Ci o tak bolesnych sprawach,
Victor Evans
     
      Królowa usiadła na krześle, a na list, który trzymała w dłoniach, spadło kilka kropli jej łez.
***
      Rafael opiekował się siostrą najlepiej jak potrafił i pomagał tacie, jak tylko mógł. Złościło go jednak, że on nigdy nie mówi o Caroline. Laurze starał się w miarę możliwości opowiadać o mamie, jednak sam zaczynał powoli zapominać o wielu szczegółach. Dziewczynka najbardziej lubiła, kiedy brat pokazywał jej zdjęcia z okresu, gdy Caroline był z nią w ciąży. Już kiedy miała pięć lat, zaczęła myśleć, że to jej wina, że matka umarła. Kiedyś brat przyłapał ją, gdy oglądając fotografie mamy, była cała zapłakana. Gdy zapytał ją, dlaczego to robi, odpowiedziała, że dlatego, iż przez to, że jest tutaj, mama odeszła do innego świata. Choć i ojciec, i Rafael tłumaczyli jej, że to nieprawda, w głębi serca dziewczynka uważała inaczej. Victor natomiast, patrząc na dorastające dzieci, nie mógł nie czuć lęku. Wiedział, że kiedyś będzie musiał im wyjaśnić, jakie są ich prawdziwe korzenie, ale bał się tej rozmowy. Wychowywał swojego syna i córkę ze świadomością, że nie są oni zwykłymi wilkołakami, lecz, jak głosi legenda, potomkami pierwszego wilkołaka.
      Mijały lata. W wieku siedemnastu lat Rafael przeszedł swoją pierwszą przemianę. Był to dla niego szok. Niby ojciec tłumaczył mu, jak to będzie wyglądało, jednak co innego o tym słuchać, a co innego przeżyć na własnej skórze. Mimo tego dość szybko przyzwyczaił się do swojego stanu.  Dwa lata później wybrał się na przechadzkę po lesie. Lubił to miejsce, zawsze dawało mu poczucie wolności i swobody. Niespodziewanie jednak wyczuł woń wampira. Zakradł się i ujrzał postać mniej więcej siedemnastoletniej wampirzycy gotującej się do skoku. Szybko powalił ją na ziemię, po czym syknął:
       - Coś ty za jedna? O ile mi wiadomo, obcym wampirom zabronione jest polowanie na tych ziemiach.
      Nieznajoma zaczęła się szamotać, ale po chwili usłyszał jej wyrażającą złość odpowiedź:
      - Niby dlaczego mam ci się tłumaczyć, co?
      Chwilę jeszcze próbowała mu się wyrwać, lecz po krótkiej wymianie zdań postanowił ją puścić. W końcu w razie czego mógł ponownie powalić ją na ziemię.
      Wampirzyca wstała i obrzuciła go spojrzeniem soczystozielonych oczu. Jej twarz wydała się Rafaelowi taka… taka ludzka. Ponadto dziewczyna była naprawdę piękna. Chłopak musiał przestać myśleć o jej urodzie, gdyż nie mógł się zbytnio skupić. Ledwie dosłyszał, jak nieznajoma się przedstawiła.
      - Elizabeth Miracolo Collins, pół wampirzyca, pół człowiek do usług.
      Wilkołak przypomniał sobie, że Victor mówił mu, że gdzieś niedaleko mieszka arystokratyczna rodzina wampirów nazwiskiem Collins. Nie wiedząc czemu, jakoś przestało go drażnić to, że ma przed sobą jakąś czystokrwistą pijawkę. Po chwili roześmiał się i rzucił:
      - Ach, to ty. Miło mi cię poznać. Jestem Rafael Evans. Aa… i przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem.
      Właśnie tak syn księżniczki Laury, wnuk króla Mikołaja, w którego żyłach płynęła królewska krew wilkołaków, poznał owoc miłości ważnego arystokraty Toma Collinsa i ludzkiej dziewczyny Vanessy Tayor - Elizabeth Collins…

1 Wolk (ros.) - wilk




No to mamy kolejny rozdział ;P
Od razu przepraszam za długość ^.^' Ech, no ale cóż, może jakoś przez niego przebrniecie… Osobiście bardzo dobrze mi się go pisało i mam nadzieję, że Wam będzie się mile czytać...
Jeżeli chodzi o rozdział XV „Cisza przed burzą”, to możliwe, że ukaże się już niebawem. Jutro ustny polski, potem ustny angielskie i WOLNOŚĆ, koniec matur *.*  Więc będę miała czas do pisana xD
Chcę podziękować wszystkim, którzy poświęcili czas i zostawili komentarz :* Szczególne dziękuję, a zarazem dedykuję ten rozdział mojej bliźniaczce Ai-chan (Ty wiesz dlaczego Q.Q). Kochana, jesteś wielka i ciągle mnie motywujesz :*
Do usłyszenia ;)

7 komentarzy:

  1. Kochana ma bliźniaczko, przepraszam za zwłokę z korektą *bije pokłony w ramach przeprosin* Jak to dobrze, że te przeklęte po stokroć matury niebawem się skończą!

    Dodatek ten, jak już wiesz, uwielbiam i postaram się go konkretniej skomentować… no, za jakiś czas. Jak najdzie mnie wena xP O ile najdzie D: Bo czuję się, jakbym od wieków nie pisała opinii w moim stylu, a matury przeciągały się w nieskończoność T_T

    Buziaki i pisz dalej! Chociażby w przerwach od nauki do ustnych, co? ^.^’’ Tak nawiasem, mam nadzieję, że nowy rozdział rzeczywiście ukaże się niebawem xP Ach, i dziękuję za dedykację i podziękowania (nie ma to jak dziękować za dziękowanie xD), jest mi bardzo miło, że Ty tak wszystko doceniasz, kochana jesteś! Choć pewnie nieraz irytuję Cię tym moim narzekaniem pod tytułem „Hej, a może coś popiszesz, coo?” ^.^’

    Dobrze, na dziś koniec komentarzowego ględzenia. O ile moja skleroza mi na to pozwoli, powiadomię Kao, iż ma kolejny rozdział do przeczytania xD

    ~ Ai-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerażenie mnie ogarnia na myśl o komentowaniu tego dodatku ^^’’ Jest megadługi! Ale bardzo go lubię, jak już powtarzałam kilkakrotnie. No cóż, czas wziąć się do roboty. Może w przeciągu miesiąca albo dwóch uda mi się napisać ten komentarz xD Gomen, ale nie mam siły na jakieś straszne rozpisywanie się ^^’

      Fajnie, że na królową dałaś Polkę. Zawsze to jakiś powiew naszego skromnego państewka xP Ogólnie Małgorzata była kochana. Strasznie mi jej żal, tak kochała męża i w ogóle, a on… Ech, szkoda gadać T^T Najpierw taki czuły, kochający i tak dalej, a potem pokazał swoje prawdziwe oblicze ;( Na miejscu Małgosi totalnie bym się załamała… Ech, i te biedne księżniczki… Mieć takiego ojca… T.T Nie no, jak mnie to wkurza jak dziewczyny są dyskryminowane. Wciąż tylko „ma być syn, ma być syn”, bla, bla, bla (miau, miau, miau xD) >.< Życie jest niesprawiedliwe, ot co!
      Swoją drogą, Caroline też jest kochana i dobra. Małgosia miała chociaż tyle szczęścia, że miała taką przyjaciółkę. No i słodkie córeczki, które mogła ubóstwiać <3 Szkoda tylko, że ojciec ich nie doceniał >.<

      To musiała być trauma: słyszeć tak bolesną rozmowę rodziców, będąc jeszcze brzdącami. Takie rzeczy pozostają w człowieku na zawsze. Biedne księżniczki T^T Ech, i jeszcze przepraszały za to, że nie są chłopcami… Jakby to zależało od nich albo od Małgorzaty, no błagam! T^T

      Na miejscu Małgorzaty też bym popadła w depresję, serio. Biedna, biedna…
      Ech, nie ma to jak „klasyczna ironia losu” T^T Król doczekałby się wreszcie syna, może lepiej traktowałby Małgosię, ale… Los bywa okrutny T^T Nie no, tak mi żal Małgorzaty, księżniczek… Ech, i to dziecko… T^T Biedactwo… W ogóle to dobijające, kiedy choruje ktoś, kto teoretycznie powinien być zdrowy. Małgorzata, Laura, Rebecca… Wszystkie kochane, a tyle muszą wycierpieć…
      Buu, no i Małgosia umarła ;( Życie jest niesprawiedliwe T^T No i te dwa małe szkraby zostały w sumie same T.T Król za dobrego tatusia nie umie robić, a tak to pozostała im tylko Caroline Q.Q Chociaż tyle, że mają ją…
      Tak by the way, Laura i Clarinos to tak trochę jak ja i Kao ^^’

      Ale cham z tego Mikołaja no >.< (Dlaczego, do cholerci, dałaś mu to imię? ;( ) Nie ma to jak wysłać przyjaciela na śmierć, bo chce się mieć jego żonę x_x No błagam! Nie no, Mikołaj to by się chyba dogadał z Michaelem, jeśli chodzi o sprawy typu „Chcę ją mieć i nic mnie nie powstrzyma!” T_T

      Sonia wydaje się miła. Szkoda, że nie zdążyła poślubić Mikołaja - może zastąpiłaby księżniczkom matkę, którą te zbyt szybko utraciły… Do tego Kath i Nicholas weszliby do rodziny… Ech, ale nic z tego.

      ~ Ai-chan

      Usuń
    2. Kurczę, łagodnie mówiąc, to niemiłe i nie w porządku, że Mikołaj dał Soni ten wisiorek. I to jeszcze przy córkach, które tak kochały matkę D: Nie dziwię się, że Clarinos wybuchła. Nie no, z Mikołaja naprawdę jest totalny cham T^T To naturalne, że księżniczki źle się z tym poczuły, a on jeszcze na nie nawrzeszczał i je ukarał T^T Tak w ogóle to też bym chyba znienawidziła takiego ojca. Może bym go nie zabiła tak jak Clarinos, ale dobra ^^’ No ale o tym później. W każdym razie to dobrze, że dziewczyna przestała się o wszystko obwiniać, bo winę ponosił Mikołaj, ot co.
      Biedna Katherine *ryczy* Najpierw straciła ojca, a potem brata i matkę ;( Nie no, u Ciebie wszyscy mają przerąbane T^T Jedyny dobry skutek tego wszystkiego jest taki, że wojna wreszcie się skończyła… Swoją drogą, to szok (w trampkach), że w Mikołaju zrodziły się wyrzuty sumienia! Nie no, koniec świata jest już bliski…

      Ech, nie ma co, Kath i Clarinos nie zapałały do siebie sympatią ^.^’ Za to Laura była dla tej biednej sierotki kochana :)
      Sprawa z Penelopą mnie zdołowała. To okrutne, by zabrać rodzicom dziecko, bo jest szczególne. I to w takim wieku! To jakby nam zabrali Mikusia, bo coś tam. Straszne T^T Żal mi Penelopy i jej rodziców… Naprawdę musieli okropnie cierpieć. A król znów pokazał, że jest wyprany z uczuć T^T
      Nawiasem mówiąc, trzeba mieć pecha, by urodzić się wybranką, skoro takowa pojawia się raz na pięćset lat x_x

      To słodkie! Laura czytała „Romeo i Julię”, a potem ta sztuka była ulubioną jej córki Q.Q Jakie to wzruszające Q.Q
      Heh, ależ zbieg okoliczności - Laura i Tom się spotkali, nie mając pojęcia, że za X lat ich dzieci się ze sobą zwiążą xD Kawaii.
      Oj, ja to bym się załamała na wiadomość, że zostanę królową x_X Biedna Laura ^^’

      Taak, nie ma to jak zabawiać się ze strażnikami ^^’’ Ach, ta Clarinos! Za to Laura z tymi swoimi przekonaniami przypomina nas. I Ayę (o ja biedna! *teatralna rozpacz*).
      No i mamy ponowne spotkanie z Penelopą. Nie ma to jak być więzionym w pałacu… Trochę mi się to kojarzy z moją sytuacją podczas trwania małżeństwa z M. - też będę siedzieć w takiej złotej klatce, jakby nie patrzeć…
      Tak mi żal tej Penelopy no T^T Nie mogła nawet kontaktować się z rodzicami… To naprawdę okrutne T^T Mikołaj to nic, tylko by wszystkim wszystko zawalał, żeby nie wyrazić się gorzej… T^T Chociaż tyle, że Caroline opiekowała się Penelopą, na pewno ją wspierała na tyle, na ile mogła…

      Pff. To okropne, by zmuszać kogoś do małżeństwa T^T Niby Anthony to nie taki bydlak jak M., ale wiesz…

      ~Ai-chan

      Usuń
    3. Biedny Victor, kolejna postać tragiczna x_x Ech, ten to też się nacierpiał niemało… Dobrze, że rozpoczął nową pracę, bo poznał Laurę i odżył. Choć potem ją utracił… Ale przynajmniej tym razem pozostało mu dwoje kochanych dzieci.
      Ach, to słodkie, że był zazdrosny o Laurę i w ogóle <3 Niaaaach, jak to cudnie było, jak Victor zobaczył Laurę w koszuli nocnej. No, z czym mi się to skojarzyło, z czym? *oczyma wyobraźni widzi Willa; mdleje* *-*
      Heh, przed Katherine nic się nie ukryje xD To trochę tak jak przed Kao -.-

      Nie no, jakie to wzruszające i romantyczne. W sensie takie potajemne związki… Niby grzech, ale jednak… No wiesz…
      No i znowu Kath wszystko wywęszyła xD Ale dobrze jest mieć takiego sprzymierzeńca :)
      Ach, Rafcio jest w drodze <3 Kurczę, na miejscu Laury też byłabym przerażona… Ale ona przynajmniej mogła wynajdywać jakieś wymówki na sama wiesz co, nie to co ja x_x No ale dobra.
      Szok, że Victor nie padł po takiej nowinie na zawał ^^’ Na szczęście Clarinos miała głowę na karku i powymyślała kilka planów. Ach, ucieczka jest najbardziej romantyczna i w sumie niczego innego bym nie wybrała na miejscu Laury. Zabić dziecko lub je w jakiś sposób porzucić? O nie!
      Aj, aj, Kath nie dotrzymała obietnicy ^^’ Ale cóż, to impulsywna osóbka, więc…

      Ach, ależ sielanka u Laury i Victora <3 Szkoda tylko, że zbyt długo nie potrwa… :(

      Biedny Aleksiej T^T Ale odważny z niego chłopak, że sam poszedł do pałacu wilków… Co prawda gdyby nie Clarinos, to pewnie nie wróciłby stamtąd żywy, ale dobra…
      Nie no, jakby Mikołaj nie miał już wielu rzeczy na sumieniu, to jeszcze to x_x On chyba nie ma żadnych skrupułów T^T Wredny egoista ;(
      Masakra, co zobaczyła Clarinos x_x Nie wyobrażam sobie zobaczyć ojca w takiej sytuacji. Przecież to ohydne i w ogóle D: Ech, ale swoją drogą, Clarinos też święta nie jest… Zabić ojca i to jeszcze w taki sposób, starając się, by cierpiał… To okrutne, jakby na to nie patrzeć. Choć w pewien sposób gościu sobie na to zasłużył… Ech, mam mieszane uczucia.


      Już widzę tę różową aurę Laury xD Ai-chan też chce taką Q.Q No ale wracając do tematu, cieszę się, że Laura odnalazła szczęście u boku Victora i synka ^.^
      Heh, Clarinos i Kath jak zwykle się przekomarzają i w ogóle ^^’ To mi trochę przypomina jak swego czasu moja kuzynka i Kao non stop się żarły, a ja nieumiejętnie próbowałam załagodzić spory ^^’
      Czyli Clarinos zwróciła Penelopie wolność? To dobrze, cieszę się, że o tym pomyślała…
      Hehe, proroctwo. Cofamy się do prologu xD

      Yaay, jaka słodka rodzinna scenka! Rafcio jest rozkoszny ^.^ Ech, jaka szkoda, że Laura nie przeżyła tego porodu no T^T
      Nie ma to jak przeznaczenie, nie? Czyli spotkanie Lil&Rafcio jako małych szkrabów xP
      Biedny Rafcio, biedny Victor, biedne Laury *szlocha* To niesprawiedliwe ;(

      Przy tym liście Victora do Clarinos chciało mi się ryczeć x_x Nie no, ile ten facet musiał wycierpieć ;(

      Ach, no i na dobry koniec mamy poznanie Lili i Rafcia <3 Potem będą dzieciaczki… Ach, jeszcze trochę i druga księga ruszy, kochana! xP
      W każdym razie po raz setny wspomnę, iż ten rozdział bardzo mi się podobał i należy do moich ulubionych. Ogólnie uwielbiam dodatki, jak już wiesz, i choć ten nie przebije Długu (xD), to jest świetny!
      Przepraszam za tak skrótową recenzję, że tak nazwę te wypociny, ale wiesz jak jest. Poza tym trzeba by się powoli zabrać za pisanie komentarzy do napisanych już rozdziałów o.o’’
      Buziaki, bliźniaczko! :*

      ~ Ai-chan

      Usuń
  2. Dzięki za info!

    Ah! AH!!!! Ten rozdział był wg mnie najlepszy ze wszystkich! I dostałam swoją odpowiedź! Noo... może właśnie dlatego był najlepszy ^.^"

    Mam nadzieję, że na maturach dobrze Ci poszło! ;) Wiem jaka to męka xd Ale potem jest już tylko lepiej ^^

    Hm... ja sobie jakoś nie piszę... wiesz, sesja już niedługo, a ja mam 14 zaliczeń do zdobycia i 5 egzaminów do zdania... ;/

    W ramach takich jakby przeprosin (nie wiem jak inaczej to nazwać) zapraszam na home-kiran.blogspot.com Tam taka króciutka historyjka pt."Szklana Kula" Może Ci się spodoba!

    Ave!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział niesamowity ! :D Musiałam tylko to napisać!
    Kurczę, naprawdę mi się podobał i olałam biologię żeby go przeczytać :D
    Treściwy komentarz napiszę jak przyjdzie czas (czyli jak nadrobię komentowanie pozostałych) :D
    Buziaki i naprawdę- dobra robota ;)

    Kao.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi, że Ci się podobało ^.^
    Ah... Będzie dobrze! Angielski nie jest AŻ TAKI zły ;) Choć fakt, stres zżera...
    A mam, mam...jakoś dam sobie radę...
    Hi hi hi, błędy to rzecz ludzka, nawet nie zauważyłabym, gdybyś nie powiedziała ^^"

    Ave! :**
    K.L.

    OdpowiedzUsuń