Rozdział XIV

„Romeo i Julia”
      - Hej, Lili, masz może ochotę na wypad do kina? - zagadnęła Ann, gdy wychodziłyśmy ze szkoły. Uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym odpowiedziałam:
      - Wybaczcie mi, ale mam na dziś inne plany.
      - Doprawdy? Co może być ciekawszego od wypadu do kina z przyjaciółkami? Może jakaś randka, co? - rzuciła z chytrym uśmieszkiem Maia.
      - Muszę cię rozczarować, to nie żadna randka - zachichotałam, na co dziewczyna zrobiła zawiedzioną minę. Ja tylko jeszcze raz się zaśmiałam, po czym wyjaśniłam - Po prostu idę na przedstawienie.
      Moje przyjaciółki popatrzyły na mnie zdziwione, ale o nic nie pytały. W pewnym momencie Maia westchnęła i rzuciła:
      - Ech, Lili, ty to masz szczęście… Taki przystojny i świetny brat, a do tego ten cały Gabryel… Na kilometr widać, że jest w tobie zakochany. Powiedz prawdę, spotykacie się? Lepiej bądź szczera, bo Ann gotowa jest ci go odbić, zresztą sama widziałaś, jak się przy nim zachowywała -dokończyła chichocząc, na co wtrąciła się oburzona i zaczerwieniona Ann:
      - Gadasz głupoty! Ja miałabym odbić Lili chłopaka? No proszę cię! Poza tym, oni do siebie idealnie pasują, nie to co ja...
      Pod wpływem uwag dziewczyn posmutniałam. Nie dość, że miałam wyrzuty sumienia z powodu tego, jak potraktowałam swojego najlepszego przyjaciela, to jeszcze moje przyjaciółki musiały wyciągnąć tak pochopne wnioski…
      Westchnęłam tylko i z nietęgą miną odparłam:
      - Muszę was rozczarować, nie mam zamiaru zdobywać Gabryela. To tylko i wyłącznie mój przyjaciel.
      Dziewczyny popatrzyły na mnie, jakbym pochodziła z innego świata i dopiero po chwili Ann udało się odpowiedzieć:
      - Wybacz, Lili, myślałyśmy… Dobra, nieważne, co myślałyśmy, w każdym bądź razie nie było tematu - dodała zakłopotana.
      - Nic się nie stało, nie przejmujcie się - pocieszyłam je, na co Ann i Maia tylko westchnęły.
      Kiedy miałyśmy się już rozstawać, życzyłam im miłego seansu, a one mi spektaklu. Piętnaście minut później byłam już w domu. Tata coś czytał, a mamy nigdzie nie było. Gdy zapytałam o to Toma, okazało się, że Vanessa pojechała na zakupy. Porozmawiałam chwilę z tatą o błahych sprawach, czego tak dawno nie robiliśmy. Tęskniłam za czymś takim. Mimo że tata nie wtrącał się między mnie i Rafaela, było widać, że mój związek go drażni. Na szczęście zauważyłam, że powoli zaczyna naprawdę akceptować mojego ukochanego.  Kiedy skończyliśmy naszą pogawędkę, poszłam do siebie i spojrzawszy na zegarek ścienny, zdałam sobie sprawę z tego, iż do przedstawienia zostały mi jakieś cztery godziny. Postanowiłam zabrać się za lekcje. Niedługo potem wróciła zaś mama.
      Właśnie czytałam podręcznik od historii, gdy nagle wyczułam obcego wampira, a kilka sekund później usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam na dół, gdzie tata właśnie szedł otworzyć nieznajomej, a mama z miną pokerzystki stała na środku salonu. Podeszłam do niej, a ona uśmiechnęła się do mnie delikatnie, jednak szybko znów zaczęła wpatrywać się w drzwi. Kilka sekund później do domu weszła młoda, nieznana mi wampirzyca.
      Dziewczyna wyglądała na jakieś osiemnaście, dziewiętnaście lat i obrzuciła nas spokojnym spojrzeniem zielonych oczu, po czym zwróciła się do nas łagodnym, delikatnym głosem:
      - Nazywam się Suzue Namizawa, przysłała mnie tu moja pani, Aya Hiou. Mam przekazać zaproszenie na jej zaręczyny.
      - Dziękujemy - rzucił Tom.
      Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni swojego płaszcza dwie koperty, a następnie jedną z nich wręczyła mnie, a drugą mojemu tacie.
      Otworzyłam śnieżnobiałą kopertę - ku mojemu zaskoczeniu, były tam aż dwie kartki. Wyciągnęłam najpierw tę, która była zaproszeniem.

Zaproszenie
Mam zaszczyt zaprosić Elizabeth Miracolo Collins na moje przyjęcie zaręczynowe z Michaelem Hell, które odbędzie się 15 grudnia w dworku rodziny Hell. Bal rozpocznie się o godzinie 19:00.
Liczę na Twoje przybycie,
Aya Hiou

      Westchnęłam. Czyli czekało mnie kolejne przyjęcie… Szybko jednak przestałam o nim myśleć i z ciekawością, ale i zdenerwowaniem sięgnęłam po drugą wiadomość.

      Droga Elizabeth,
      Wiem, iż fakt, że piszę do Ciebie list, wydaje Ci się zapewne dziwny, ale muszę to zrobić.
      Jeżeli byłoby to możliwe, chciałbym Was odwiedzić, gdy będę w drodze do posiadłości, w której odbędzie się moje przyjęcie zaręczynowe. Wtedy postaram się wszystko Ci wyjaśnić i mam nadzieję, że Tobie i Twoim rodzicom uda się zrozumieć motywy mojego działania.
      Suzue ma mnie poinformować, czy nasze spotkanie będzie możliwe, więc proszę, daj jej odpowiedź.
      Z wyrazami szacunku,
      Aya Hiou

      Byłam w szoku, zupełnie nie wiedziałam, co powinnam o tym myśleć. Członek Rady chciał się ze mną osobiście spotkać - i to nieoficjalnie. Może i nie byłam zbyt obyta w świecie wampirów, ale nawet ja widziałam, że to dość niezwykłe. Podniosłam wzrok na szatynkę, która bacznie mi się przyglądała, po czym dziwiąc się, że mój głos nie drży, odparłam:
      - Powiedz swojej pani, że nie widzę przeszkód, byśmy mogły się spotkać.
      Może powinnam skonsultować tę decyzję z rodzicami, ale coś mi mówiło, że dobrze zrobię, jeśli porozmawiam z tą wampirzycą. Suzue tylko pokiwała głową, po czym powiedziała:
      - Dziękuję, panienko Elzabeth. Aya-sama na pewno się ucieszy. - Ukłoniła się i dokończyła -Żegnam i życzę miłego dnia.
      Po tych słowach dziewczyna wyszła, a moja mama ze zdziwieniem zapytała:
      - Lili, o czym wy mówiłyście?
      - O tym… - odparłam i podałam wampirzycy list. Ojciec przybliżył się do niej, by móc zobaczyć, o co mi chodzi.  Kiedy mama z tatą skończyli, Tom mruknął:
      - Więc oprócz balu czeka nas wizyta Ayi Hiou…
      Usiadłam na fotelu. Wzdychając i nie patrząc na rodziców, odpowiedziałam:
      - Na to wygląda.
      Nie wiem dlaczego, ale miałam jakieś dziwne przeczucie. Ciekawe, co skłoniło kogoś takiego jak Aya Hiou do tego, by się ze mną spotkać…
***
      Usiadłam na jednym z wolnych miejsc w wielkiej sali, gdzie miało odbyć się przedstawienie, w którym grała Laura. Byłam naprawdę ciekawa tego spektaklu. Może nie byłam taką fanką Szekspira jak siostra Rafaela, ale i ja lubiłam nie tylko „Romeo i Julię”, ale i inne jego dramaty. Po jakichś dwóch minutach usłyszałam za sobą głos.
      - Lili, dziękuję, jeszcze raz dziękuję, że się zgodziłaś!
      Odwróciłam głowę i zobaczyłam idącą w moim kierunku wilczycę. Uśmiechnęłam się i odparłam:
      - Nie ma za co, chętnie zobaczę to przedstawienie.
      Kiedy dziewczyna była już koło mnie, zaśmiała się i rzuciła:
      - Przynajmniej ty doceniasz prawdziwą sztukę… - Po tych słowach przytuliła mnie i wzdychając mruknęła - Jeszcze raz dzięki, ale ja znikam, przecież muszę się jeszcze przygotować.
Nie czekając na moją odpowiedź, odbiegła - zapewne do garderoby. Ta dziewczyna ma naprawdę wiele energii. Nie wiem dlaczego, ale przypomniało mi się, jak się poznałyśmy. Tak bardzo cieszę się, że od tamtego momentu siostra Rafaela mnie zaakceptowała i można chyba powiedzieć, że nawet w pewien sposób polubiła. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie uczucia Gabryela, list od Ayi… Właśnie, Aya Hiou, członkini Rady i przyszła żona syna najważniejszej wampirzycy w naszej społeczności… Czego mogła ode mnie chcieć? I dlaczego mam jakieś okropne przeczucia? Kiedy zadawałam sobie te pytania, moje serce lekko przyspieszyło. To, że ma mnie odwiedzić tak ważna wampirzyca, nie musi przecież oznaczać nic złego… Prawda…?
Moje rozmyślania pełne chaotycznych myśli, obaw i prób uspokojenia się przerwało podniesienie kurtyny i głos młodej dziewczyny.
- Dwa rody, zacne jednako i sławne -
Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie1
Przedstawienie się zaczęło. Po wydeklamowaniu przez jakąś mniej więcej szesnastoletnią dziewczynę prologu sztuki wystąpili aktorzy aktu pierwszego. Muszę przyznać, że Laura zagrała swoją rolę wręcz świetnie. Było w niej tyle emocji, prawdy, że momentami czułam się, jakby to nie było tylko przedstawienie teatralne, ale rzeczywistość. Oglądając ten dramat, nie mogłam nie odnieść wrażenia, że moja sytuacja jest podobna do sytuacji Julii. Przecież ta bohaterka zakochała się w swoim wrogu, do którego powinna czuć jedynie odrazę… Ponadto, choć sama nie wiem dlaczego, Parys skojarzył mi się z Gabryelem. Może dlatego, że Julia znała swojego kuzyna od dziecka i na pewno musiała go w pewien sposób kochać, choć nie darzyła go taką samą miłość jak on ją. Choć czy w jego przypadku należy mówić o miłości? Cóż, może po prostu za bardzo wczułam się w przedstawienie. Zastanawiałam się, co by było, gdyby Julia nie poznała swojego ukochanego. Zapewne wyszłaby za kuzyna. Pewnie w końcu by go pokochała i byłaby z nim szczęśliwa… Gdyby nie ten feralny bal, na którym Romeo ujrzał młodziutką Capuletti, ich losy potoczyłyby się zupełnie inaczej, ale los, przeznaczenie, Stwórca, a może ktoś lub coś jeszcze innego chciało, aby tych dwoje się w sobie zakochało, skazując ich tym samym na śmierć… A w moim przypadku? Co by było, gdyby Gabryel nie wyjechał? Gdybym kilka miesięcy temu nie zapolowała i nie spotkała Rafaela? Co by było, gdyby…?  Nie wiem… Ale czy w ogóle jest jakiś sens, by się nad tym zastanawiać? To już nic nie zmieni…
      Kiedy odegrana została ostatnia scena, pomyślałam, że nieważne, jak bardzo moja historia podobna jest do historii Romea i Julii, ale chciałabym, by moja zakończyła się podobnie jak ta ze sztuki genialnego pisarza. Nie chodzi mi oczywiście o śmierć kochanków, ale o pojednanie rodów. Przecież wampiry i wilkołaki nie różnią się od siebie aż tak bardzo… Skoro moja matka i ojciec zakochali się w sobie (co już jest niemal niemożliwe) i do tego dali mi życie, to czy miłość moja i Rafaela nie może choć w małym stopniu przyczynić się do złagodzenia waśni między naszymi pobratymcami?
      Nie zdążyłam odnaleźć odpowiedzi, gdyż musiałam opuścić teatr i wyjść na dwór. Laura zaproponowała mi, żebyśmy pewien kawałek drogi przeszły razem, gdyż dziś miała nocować u koleżanki, a że dowiedziała się, że mój dom jest po drodze, chciała, bym ją odprowadziła. Ubrana w czerwony płaszcz i rękawiczki chroniące mnie od zimna, czekałam na wilczycę jakieś dziesięć minut. Wtedy w drzwiach budynku pojawiła się uśmiechnięta od ucha do ucha czarnowłosa dziewczyna. Podeszła do mnie i bacznie mnie obserwując, zapytała:
      - I jak, podobało ci się?
      - Oczywiście, że tak! A ty byłaś świetna, naprawdę zagrałaś rewelacyjnie! - odparłam szczerze. Dziewczyna zarumieniła się leciutko i mruknęła:
      - Dzięki, miło mi to słyszeć. Dobra, chodźmy, bo nie wiem jak tobie, ale mi jest zimno - rzuciła po chwili z uśmiechem. Ja tylko pokiwałam głową i obie ruszyłyśmy w drogę.
      - Lili, mam do ciebie pytanie - w pewnym momencie powiedziała z westchnieniem Laura.
      - Słucham, o co chodzi? - zachęciłam ją wesoło do odpowiedzi.
      Było widać, że wilczyca układa sobie coś w głowie i nie wie, jak zacząć, jednak w końcu, znów wzdychając, zaczęła:
      - Chodzi o Katherine… - Automatycznie nieco się spięłam i zestresowałam, jednak nic nie odpowiedziałam, tylko czekałam na dalsze słowa. - Wiem, że ty i ona… No, nie bardzo za sobą przepadacie… Przynajmniej ona za tobą. I nie wiem, czy nie przeszkadza ci, że się z nią przyjaźnię?
      Byłam w szoku. Jak ona mogła pomyśleć, że mogłabym mieć do niej żal, że spotyka się z osobą, która jest taka jak ona? Przecież to jest tak, jakby ona zarzucała mi, że spotykam się z Gabryelem czy Rebeccą! Zatrzymałam się, co zrobiła również brunetka, i wpatrując się w nią oszołomiona, wydukałam:
      - Lauro, jak mogłaś tak pomyśleć? Przecież to normalne, że skoro Katherine jest wilczycą, chcesz się z nią zaprzyjaźnić. A poza tym, przecież wiesz, że Rafael też się z nią widział dwa czy trzy razy.
      Dziewczyna jakby się nieco zmieszała i po chwili, łapiąc większy oddech, wyjaśniła:
      - Tak, ale mój brat robił to raczej dla ciebie, by dowiedzieć się, w jakich zamiarach tu przyjechała. Nie mówię, że nie był jej ciekawy czy że w jakiś sposób jej nie polubił, tyle że… Ja traktuję ją jak starszą siostrę, do której mogę zwrócić się ze wszystkimi problemami odnośnie tej cholernej przemiany i reszty wilczych spraw… Nie mam przecież nikogo, kto by mnie zrozumiał, bo Rafael czy tata to faceci, a wiesz, jak to z nimi jest, z kolei ona przecież przeszła przez to samo. Tylko czuję, jakbym cię w pewien sposób zdradzała… Więc nie jesteś na mnie zła…? - zapytała, podnosząc na mnie oczy wyrażające wyrzuty sumienia i skruchę.
      Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc po prostu podeszłam do niej i ją przytuliłam. Po chwili uśmiechając się szepnęłam:
      - Wiem, że jest ci ciężko i mimo że Katherine i ja nie dogadujemy się, cieszę się, że pomaga ci przejść przez to wszystko, więc naprawdę nie zadręczaj się mną, dobrze? - zapytałam. Nie wiedzieć czemu, w oczach stanęły mi łzy. Laura pokiwała głowa i po chwili odsunęła się ode mnie. Ocierając zaszklone oczy i uśmiechając się delikatnie, odparła:
      - Ale się wzruszyłam… W każdym bądź razie dziękuję, Lili. Mój brat naprawdę dobrze wybrał sobie dziewczynę.
      Zachichotałam lekko, słysząc te słowa.
      - Ja też… Cóż, to się jeszcze okaże - dodałam, puszczając do dziewczyny oczko, na co ona zaśmiała się i chichocząc zaproponowała:
      - Tak, to się okaże, ale zanim to nastąpi, ruszmy się wreszcie, bo Sara mnie zabije, jeśli się spóźnię.
      Wciąż z uśmiechem na twarzy, pokiwałam głową, po czym ja i Laura ruszyłyśmy w dalszą drogę. Przez następne piętnaście minut paplałyśmy o bzdurach, śmiejąc się przy tym. Kiedy już pożegnałam przyjaciółkę (bo chyba mogę tak nazwać siostrę Rafaela po naszej szczerej rozmowie), sama ruszyłam w dalszą drogę. Było już dość późno, więc postanowiłam iść na skróty przez las. Znałam go jak własną kieszeń, więc niczego się nie obawiałam, a poza tym byłam w tak dobrym nastroju, że nie myślałam, że coś może mi się stać. Szłam spokojnie, wdychając chłodne, nocne powietrze. Zima zapewne już niebawem zaatakuje na całego. Drzewa były już całkiem pozbawione kolorowych liści, po licznych kwiatach i roślinach, do niedawna jeszcze tak bujnie rosnących, nie było już śladu, a owady skrzętnie gdzieś się skryły.
      Nagle, po jakichś piętnastu minutach mojego spaceru, wyczułam wilkołaka. W mgnieniu oka rozpoznałam, do kogo należy ten zapach. Była to woń Katherine.
      „Przecież dziś pełnia!”, pomyślałam przerażona i kompletnie ogłupiała. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, z krzaków wyłonił się wielki wilki. Zwierzę miała miodowe futro i spoglądało na mnie oczami o barwie srebra, w których dostrzegłam rozbawienie. Moje serce momentalnie zaczęło bić jak oszalałe, a w żyłach zaczęła buzować adrenalina. Nie zastanawiając się zbyt długo, wskoczyłam na pierwsze lepsze drzewo, mając nadzieję, że to mi jakoś pomoże. Wilczyca warknęła raz czy dwa i albo miałam omamy, albo w tym dźwięku można było dosłyszeć śmiech, po czym powolnym krokiem zaczęła podchodzić do drzewa, na którym siedziałam. Nie miałam pojęcia, co zrobić. Mój mózg pracował na najszybszych obrotach, z nadmiaru adrenaliny szumiało mi w uszach, jednak nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Miałam dwa wyjścia - albo spróbować w jakiś sposób zmylić wilkołaka i uciec, albo go pokonać. Druga opcja była mało realna, a poza tym mimo wszystko nie chciałam zrobić Katherine nic złego, więc wybrałam pierwszą. Był jednak drobny problem. Mianowicie taki, iż nie miałam pojęcia, jak ją zrealizować i gdy wilczyca prawie pokonała dystans, który dzielił ją od mojej kryjówki, wyczułam zapach, który tak kochałam - zapach Rafaela. W ułamku sekundy pojawił się ogromny czarny wilk, który stanął na drodze dziewczyny i zaczął na nią warczeć. Ta cofnęła się kilka kroków i wpatrywała się w mojego obrońcę z miną, którą, choć była pod postacią zwierzęcia, można było rozszyfrować jako zdziwioną i skonsternowaną. Po chwili przeniosła na mnie swoje oczy, które teraz wyrażały szok i dezorientację, po czym wskoczyła w zarośla i pognała w tylko sobie znanym kierunku. Byłam tak zaskoczona i przerażona całą sytuacją, że dopiero po chwili przeniosłam spojrzenie na wilkołaka, który stał już do mnie przodem. W jego wielkich i pięknych srebrnych oczach malowały się troska i wyrzuty sumienia. Zdziwiłam się ich barwą, ale po chwili przypomniałam sobie, że Rafael kiedyś mi mówił, że kiedy wilkołaki przemieniają się w czasie pełni, ich oczy zmieniają kolor na barwę srebra. Wcześniej nie zwróciłam uwagi na kolor oczu Katherine, byłam zapewne w zbyt wielkim stresie, lęku i szoku. Nie mając siły na nic więcej, po prostu wydukałam:
      - Rafael…?
      Zwierzę tylko położyło po sobie uszy, po czym po prostu rzuciło się w ciemności lasu.
      „Więc tak wygląda mój ukochany w postaci wilka?”, pomyślałam sekundę później i nie będąc w stanie jak na razie zejść z wysokiego drzewa, oparłam się o pień. Oddychałam spokojnie, starając się opanować mdłości, szumienie w uszach, przyspieszony rytm pracy serca i uporządkować myśli. Zimowy wiatr wiał mi prosto w twarz, tym samym nieco obniżając moją podwyższoną z powodu stresu temperaturę, a przez mój umysł przeszła niepokojąca myśl: jakie wnioski wyciągnie Williams z dzisiejszego incydentu? A co, jeżeli dowie się, co łączy mnie i Rafaela…?
***
      Rafael czuł okropny ból głowy. Zawsze odczuwał ten przejmujący ból następnego dnia po przemianie. Na dodatek niepokoiła go sytuacja z Elizabeth i Katherine. Nie chciał, by wilczyca wszystkiego się domyśliła, ale nie mógł przecież tak stać z założonymi rękoma, gdy Lili mogła stać się krzywda. Kiedy zobaczył ją przerażoną na drzewie i zbliżającą się do niej Katherine, myślał, że zaraz oszaleje. Świadomość, że mogłoby się jej coś stać, doprowadzała go do obłędu. Najwyraźniej tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy, jak silnym uczuciem obdarzył tę wampirzycę. Poczochrał się po włosach, po czym westchnął i powolnym krokiem ruszył ku drzwiom. Kiedy je otworzył, zorientował się, że w domu jest Katherine. Czekała go więc poważna rozmowa. Tak jak się spodziewał, czarnowłosa stała z założonym na klatce piersiowej rękoma, opierając się o ścianę. Kiedy był już na dole, mruknął:
      - Tak wcześnie na nogach?
      Dziewczyna spojrzała na niego, oszołomiona takim przywitaniem, po czym zapytała podniesionym głosem:
      - Co? Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
      - Tak, a niby co mam ci jeszcze powiedzieć? - spytał.
      Katherine, kompletnie już ogłupiała, warknęła:
      - Może to, dlaczego wparowałeś między mnie a tę pijawkę?
      Rafael westchnął. Opierając się o ścianę i nie patrząc na dziewczynę, rzucił:
      - Po pierwsze, nie wiem, dlaczego mam ci to tłumaczyć, to moja sprawa, a po drugie, nie obrażaj jej w mojej obecności.
      - Bo co?! - wrzasnęła, po czym syknęła przez zaciśnięte zęby - Do cholery, powiedz mi, co to ma znaczyć, bo ja tego nie rozumiem!
      Brunet spojrzał w bok, ale z jego ust nie padło żadne wyjaśnienie. Bo co niby miał jej powiedzieć? Że stracił głowę dla wampirzycy? Przecież to śmieszne… Kiedy dziewczyna przez pewien czas mu się przyglądała, nagle wszystko stało się dla niej jasne. Że też wcześniej na to nie wpadała!
      „Ale ze mnie idiotka! A ja jeszcze się w nim…”, pomyślała ze zgrozą, podchodząc do chłopaka. Wzięła głębszy wdech i bacznie się mu przyglądając, zapytała:
      - Ty się w niej zakochałeś?
      Rafael nic nie opowiedział, po prostu patrzył na Kat z poważnym wyrazem twarzy. Niespodziewanie dziewczyna zamachnęła się i uderzyła go w twarz, a następnie, waląc w jego klatkę piersiową pięściami, warknęła:
      - Ty idioto, jak mogłeś?! Cholera jasna, ty zakochany w jakiejś krwiopijczyni?! Nie no, to nie może być prawda! Ale byłam głupia! A ja chciałam, byś…! - Tu przerwała, bo chłopak złapał ją za ramiona i by przekrzyczeć zdenerwowaną wilczycę, wrzasnął:
      - Katherine, uspokój się!
      Nie wiadomo kiedy na schodach pojawił się Victor, który, zdziwiony sceną, którą zastał, zapytał:
      - Co tu się, u licha, dzieje? Od rana jakieś wrzaski… Katherine, co ty tu robisz tak wcześnie rano?
      Czarnowłosa wyrwała się Rafaelowi i zwracając się do Victora, krzyknęła:
      - Wiedziałeś! Ty kretynie, jak mogłeś pozwolić swojemu synowi na spotykanie się z jakąś pijawką?! Cholera jasna, Clarinos wpadnie w szał! Niech się tylko dowie! To był błąd, że pozwoliła wychowywać ci te dzieciaki bez żadnego nadzoru! Ja nie mogę, ktoś taki jak Rafael zakochany w arystokratycznej pijawce! Nie no, tego to świat jeszcze nie widział!
      - Katherine, nie wtrącaj się i ani mi się waż donosić o tym królowej! Wiesz dobrze, jaka była wola mojej żony. To jego sprawa, z kim się widuje - syknął Victor przez zaciśnięte zęby.
      Dziewczyna histerycznie się zaśmiała, po czym wypaliła:
      - A co niby mi zrobisz?! O nie, mój drogi, Clarinos powinna o tym wiedzieć, a ty już dobrze wiesz czemu! Pff, żony, dobre sobie… - prychnęła, po czym przeszywając mężczyznę wzrokiem, zapytała - Może wreszcie powiesz swojemu synowi, kim dla nas jest i przyznasz się, że zabrałeś to, co nie twoje?
      - Radzę ci, zamilcz! - warknął na dziewczynę Victor.
      Rafael słuchał tej wymiany zdań, kompletnie nic z tego nie rozumiejąc. O co chodziło z tym, że jego ojciec zabrał co nie jego? I co miała na myśli Katherine, mówiąc, żeby Victor powiedział mu, kim dla nich jest? I kim tak właściwie są ci „nas”? W końcu nie wytrzymał i by móc przekrzyczeć ojca i Katherine, wrzasnął:
      - Tato, o czym ona mówi? Niech mi to ktoś wyjaśni!
      - Rafael, nie słuchaj jej… Kiedyś ci to wyjaśnię… - odparł spokojnie Victor.
      - O nie, mój drogi, za długo to trwało! Słuchaj, ja z miłą chęcią uświadomię mu, kim jest i jakich „cudownych” ma rodziców… Rafael, po pierwsze, twoi rodzice nie są małżeństwem, a po drugie, twoja matka to nikt inny jak…

1  William Szekspir, „Romeo i Julia” (Prolog) 







No to mamy kolejny rozdział…
W sumie miałam duże problemy z napisaniem tego rozdziału z powodu braku umiejętności opisania wielu rzeczy, ale mniejsza z tym, ważne, że jako taki jest… Jeżeli chodzi o dalsze działania, to cóż mogę powiedzieć? Następny rozdział mam już napisany od jakiegoś czasu, więc nie będzie z nim problemu, gorzej z następnym, gdyż, o zgrozo, za mniej niż dwa tygodnie rozpoczyna się moja matura! Więc nie będę miała raczej czasu na pisanie (choć w sumie i tak się nie uczę i piszę, ale nie PP), więc możliwe, że rozdział XV ukaże się po dość długiej przerwie, ale cóż na pocieszenie (albo i nie ) powiem, że najbliższa notka będzie makabrycznie długa (32 stron bez żadnych poprawek Ayi!), więc może Wam to coś wynagrodzi. Powinnam jeszcze wspomnieć, że niebawem kończę Księgę I i rozpoczynam II zatytułowaną „Łzy smutku”. Zapewne Was nieco ucieszy, że owa księga nie będzie skupiona na Elizabeth i Rafaelu, choć bynajmniej się z nimi nie rozstaje…
Tak więc, podsumowując, 05.05 (sobota) zostanie opublikowany dodatek zatytułowany „Królewska linia krwi”, a niebawem przechodzę do Księgi II.
Trochę się dziś rozpisałam, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie ^ ^'
Pozdrawiam wszystkich!

9 komentarzy:

  1. Niach, niach, rozdzialik <3 Kurczę, będę miała do nadrabiania w komentowaniu - ten rozdział to pół biedy, ale kolejny faktycznie jest dłuuugi. Ale świetny Q.Q No nic, czekam więc na ciąg dalszy :* I niech Moc będzie z Tobą, bliźniaczko (i ze mną też D: ) Q.Q

    Ai-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo wiem wiem ^ ^" Zastanawiam się czy trochę z nim nie przesadziłam ale ok ^.^'

      Heh co do komentowania to przecież ja też będę miała ful roboty D: Ech no ale cóż zrobić matury

      Nooo niech moc będzie z nami Q.Q

      Usuń
    2. Nie, nie przesadziłaś, Twej bliźniaczce się podoba :P

      Ale i tak mniej niż ja ^.^' Ty będziesz miała do komentowania rozdziały normalnej długości xP

      Pocieszmy się tym, że za półtora miesiąca będziemy sobie siedziały razem i leniuchowały! :D

      Ai-chan

      Usuń
    3. Heh no wiem wiem że mojej bliźniaczce się podoba jestem tego nad wyraz świadoma xP

      Oj tam oj tam taki mały szczególik :p

      Hai hai to faktycznie jest pocieszenie xP

      Usuń
    4. Cieszy mnie to wielce xP

      Taak... ^.^'' Może dla Ciebie :P

      Noo Q.Q Zaraz zakończenie roku, potem "tylko" matury i wakacje ruszą pełną parą!

      Ai-chan

      Usuń
    5. Cóż, czas wziąć się za mozolne nadrabianie zaległości w komentowaniu. Maturalnej wymówki już nie ma xD Ech, rozpisywać się zanadto nie będę, ale dobra, mam nadzieję, iż mi to wybaczysz.

      Ann i Maia są jak… Hm. Kao? No, na przykład. Nic, tylko chłopcy, chłopcy, chłopcy. Nie to co my, nie? My to przynajmniej o mężach gadamy xD Ale tak swoją drogą, w sumie nie dziwię się, że dziewczyny są nieco zazdrosne o Lili - przystojny tata-brat, przyjaciel… Ho, ho, ho, nie ma co, żyć, nie umierać! Ach, i to rozczarowanie tym, że „to nie randka”. Skąd ja to znam?
      Żal mi Gabrysia. Ale dobra, w końcu się odkocha, co nie? Bądź co bądź jemu będzie łatwiej niż Suzaku ^.^’’ Moje biedactwo kochane Q.Q

      Suzu-chan <3 I zaproszenie na moje zaręczyny z tym bydlakiem -.-‘ Dalej nie wiem, co o nim myśleć x_x No ale dobra, mniejsza z tym.
      Buu, robię jeszcze za całe zło tego świata Q.Q Ale już niedługo, już niedługo *powtarza sobie jak mantrę*
      Ech, w sumie niepotrzebnie przyjdę do Lili, ale co tam ^^’’ Najważniejsze, że przestanę być „tą złą” ^^’

      Laura jest kochana. Naprawdę polubiłam jej postać. I to takie słodkie, że zaprosiła Lili na przedstawienie. Już sobie wyobrażam, jak to musiało wyglądać *.*
      Wspominałam już o tym, ale ten cytat z Szekspira jest świetny, idealnie pasuje do opowiadania. Z jednej strony dwie różne rasy, z drugiej - dwa nienawidzące się od wieków rody. Jedno i drugie już niebawem zostanie połączone… Niach <3 Cudeńko. Co prawda to tylko powody do traumy, rozpaczy, depresji i tak dalej, ale to tak by the way. :3
      Kurczę, chciałabym obejrzeć na żywo „Romeo i Julię”. Ale taką profesjonalną i oryginalną sztukę, nie zmienioną na nowoczesną czy coś. Ech…
      Rozkminki Lili skojarzyły mi się z rozkminkami Ayi z VK. Nie pamiętam, z którego rozdziału i nie wiem, czy to kojarzysz, ale też chodziło o to, co by było gdyby. W sumie na podstawie tych rozkminek powstała historia alternatywna xD (Suzaku! <3) No, w każdym razie Gabryś i Suzaku mają podobnie przerąbane, Rafcio i Zero powinni nie lubić Lili i Ayi, ale jest zupełnie odwrotnie i tak dalej ^.^’ A co do sytuacji Julka i Romki (tak mówię na Romeo i Julię :3), to faktycznie można do niej porównać losy Elizabeth. Heh, tak samo z M. można by zrobić wybitnego Romeo, co nie? xD Ale co za dużo, to nie zdrowo ^^’’
      Właśnie, właśnie, miłość Lili i Rafcia powinna załagodzić stosunki między pijawkami i kundlami (brzydko się wyrażając). Tak samo „miłość” A. i M. mogłaby przyczynić się do pojednania zwaśnionych rodów, ale w tym przypadku chyba coś nie wyjdzie ^^’ Oj tam, oj tam *mówi do siebie*
      Niach, kochana Laura! Wrażliwa z niej dziewusia, skoro tak się przejmowała, że Lili może mieć jej za złe, że przyjaźni się z Katherine…

      Yare, yare. Nie ma to jak zapomnieć o pełni księżyca i wybrać się na „przechadzkę” po lesie ^.^’’ I do tego wpaść na Kath xP Na szczęście książę Rafcio przybył na ratunek :D Ach, ależ to „reumatyczne” xD Dobra, zaczyna mi odbijać, ale to przez Ciebie! xP

      Nie no, nie mogę z tego szału Katherine xD Jakbym widziała Oleńkę ^.^’ Nie ma to jak charakterek, co nie? W każdym razie może to i dobrze, że się wkurzyła i wykrzyczała to i owo, bo w przeciwnym razie nie wiadomo, czy Rafcio i Laura dowiedzieliby się wreszcie prawdy o swoim dochodzeniu o.o’ Victor nie jest szczególnie gadatliwy, że tak powiem ^^’ Ale na jego miejscu nieźle bym się zdenerwowała, gdyby jakaś dziewucha wykrzyczała synkowi całą prawdę, nie bacząc na wszystko ^^’ Aj, aj.

      Dobra, gomen, że tak krótko, ale cóż, życie. I tak mam jeszcze ze dwa rozdziały do skomentowania. Co te matury robią z człowiekiem…? Ale grunt, że mamy to za sobą ;)
      Niech moc kisielu Frugo będzie z Tobą! xD

      Ai-chan

      Usuń
  2. Dzięki za info! :*

    Oh... Miałam się na początku rozpisać na temat miłości Gabryiela do Lili, ale... Końcówka zwaliła mnie z nóg! (a raczej z krzesła na którym siedzę xd) Więc... Kim jest Rafael? Zapewne dostanę odpowiedź już w następnym rozdzaile... Ale nie mogłam się powstrzymać i nie zadać tego pytania!
    Tak w ogóle... Rozdział super! ;)

    Ave!

    K.L.

    PS. Bardzo dziękuję za komentarz pod "Evangeline Bell"! Dziękuję róznież za Twoje miłe słowa, mam nadzieję, że jestem godna takiej pochwały :D

    PPS. Tak a propos... Nie wiem kiedy opublikuję nowy rozdział na Czarownicy... Ale myślę, że już niedługo. Ostatnio wzięło mnie na pisanie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh no tak plany w trakcje czytania się zmieniają :p Heh cieszy mnie że rozdział cię zaciekawił i podobał ci się ;) Heh co do Rafaele no to zobaczysz czy wszystko się wyjaśni w następnym rozdziale ;P


      Heh zasłużyłaś zasłużyłaś na ten kom i na pochwałę :p

      Heh mam nadzieje że skoro wzięło cię to coś popiszesz i dasz ludowi poczytać :p

      Usuń
  3. Hehe... Ooo NOWY ROZDZIAŁ!!! O.O ^.^ (!)

    Ah... "Romeo i Julia" Pamiętam, jak przerabiałam fragmentami w 3 gimnazjum... Jako jedyna przeczytałam całość i umiałam odpowiedzieć na pytania polonistki... Jedna z moich ulubionych romantycznych (arcy)dzieł...
    Hej! Czyli Laura jest utalentowana w teatrze? I do tego w pełni akceptuje Lily!

    Oo... Katherine... >_> Eh... teraz wie o romansie Lilith i Rafcia... (a tak sobie na nich mówię, gdy popełnią jakiś błąd i się na nich wkurzę ._.)Zaraz... A co ona mówiła, że ona do niego... Nie! O.O Nie może być! Ale tu też widać coś kiepsko myślącą bohaterkę... Przecież to niemożliwe, aby znajomość między młodymi wampirzycą i wilkołakiem odbyła się bez romansu. Czy ona nie wie, że nie ma "przyjaźni" damsko-męskich? Halo! Przecież wszyscy to wiedzą! (Suzu, nie obraź się, ale te twoje bohaterki jakieś niekumate są)

    Oh, Suzu - neechan, jak zwykle mistrzowsko napisany rozdzialik ^.^ Ty i Aya - neechan macie wielki talent (co zawsze powtarzam ^.^) i powinnyście się zająć pisarstwem na serio :D Ale dobra, nie przeszkadzam, pisz sobie pisz, w przerwach w nauce do matury :D A jak się nie nauczysz i zawalisz, to Antoś nas zabije... x_x (wiem, że wywieram presję, ale nie chcę zginąć z rąk tej ciapy. Co ludzie powiedzą?!)

    Dobra, to pozdrowionka! ;*

    OdpowiedzUsuń