Rozdział XII

„Niewinne” tajemnice
      - Właściwie gdzie są twoi rodzice? - zapytał Rafael, na co ja tylko wzruszyłam ramionami, po czym odparłam:
      - Nie wiem, wyszli gdzieś.
      - Rozumiem… A oni wiedzą o Katherine i Ferris?
      Pokręciłam przecząco głową, na co wilkołak westchnął i odparł:
      - Nie uważasz, że powinni wiedzieć? Masz mnie, ale oni też mogliby w razie czego jakoś ci pomóc.
      Zezłościłam się, że kolejna osoba każe mi iść z tym do rodziców. Najpierw Gabryel, teraz Rafael… Tego było już za wiele, przecież nie byłam znów tak bezbronna… Zrobiłam naburmuszoną minę i mruknęłam:
      - Nie uważasz, że mój tatuś tak się przejmie rolą mojego „wybawcy” od niebezpiecznych wilkołaków, iż stwierdzi, że jak na razie nie powinniśmy się spotykać? A poza tym, nie mam pięciu lat i nie muszę latać ze wszystkim do rodziców…
      Chłopak zaśmiał się, po czym odparł rozbawiony:
      - Nie wiem, czy wiesz, ale słodko wyglądasz, gdy się złościsz... - Już miałam dać mu kuksańca w bok, gdy Rafael podjął na nowo, ale już dużo poważniej - Lili, może i nie masz pięciu lat, ale nie musisz radzić sobie ze wszystkim sama, a poza tym nie uważasz, że twoi rodzice zasługują na to, byś była z nimi szczera?
      Westchnęłam. Rafael miał rację, ale ja po prostu nie chciałam ich już martwić. Przecież i tak mieli mnóstwo nerwów i strachu po moim urodzeniu, nie mogłam przysparzać im więcej kłopotów.
      - Zrozum… Moi rodzice już zbyt dużo się o mnie martwili. Odkąd się urodziłam niepokoili się, czy ktoś nie odkryje, kim naprawdę jestem, dlatego póki mogę, wolę przemilczeć obecność Katherine… - Spojrzałam na niego, lekko się uśmiechając i dokończyłam - Kiedy sytuacja zrobi się zanadto niebezpieczna, powiem im.
      Brunet westchnął i odrobinę się uśmiechając, odparł:
      - Ech, Lil, Lil, ty chyba zawsze myślisz o innych… No ale trzymam się cię za słowo.
      Zaśmiałam się delikatnie i odparłam:
      - Chyba mnie nieco idealizujesz. Po prostu martwię się o rodziców, to naturalne - stwierdziłam, wzruszając ramionami. Przecież nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że córka nie chce niepotrzebnie trapić rodziców. Wilkołak tylko uśmiechnął się pod nosem.
      - Pamiętasz, obiecałaś mi, że pokażesz mi kiedyś swoje zdjęcia z dzieciństwa - rzucił nagle szczerząc się.
      - Rany, że też ty takie rzeczy pamiętasz - jęknęłam.
      Chłopak zaczął chichotać, a ja chcąc nie chcąc wyciągnęłam pudełko ze swoimi fotografiami. Kiedy Rafael zobaczył mnie w wieku jakichś trzech lat, najpierw zrobił zdziwioną minę, a potem zapytał:
      - To ty?
      - No tak, to ja… - odparłam nieco zdumiona reakcją bruneta. Chłopak jakiś czas przyglądał się zdjęciu, po czym odparł zamyślony:
      - Wydaje mi się, że gdzieś już widziałem taką dziewczynkę…
      Zerknęłam na niego zdziwiona i zapytałam:
      - Naprawdę? Ale jakim cudem zapamiętałeś jakąś zwykłą dziewczynkę?
      Brunet westchnął i z nieco zakłopotaną miną odpowiedział:
      - Bo widzisz… Wtedy po raz pierwszy spotkałem wampira i… Cóż, następnego dnia zmarła moja mama - dodał z nutą smutku. Spojrzałam na niego zdumiona, po czym objęłam go.
      - Rozumiem… - wyszeptałam ze szczerym współczuciem.
      Wydawało mi się, że chłopak uśmiechnął się pod nosem. Chwilę potem pocałował mnie w czubek głowy. Oderwałam się od niego, a on mruknął:
      - Ech, w sumie i tak to wszystko pamiętam jak przez mgłę, wiem tylko, że była tam kobieta, która była zwykłą wampirzycą i mała dziewczynka… I wydaje mi się, że ona była bardzo podobna do ciebie… Ale przecież nie mogłaś to być ty… - dodał w zamyśleniu.
      Zachichotałam, po czym patrząc w ciemne tęczówki wilka, rzuciłam:
      - To by dopiero było… Zupełnie jak w jakiejś taniej brazylijskiej telenoweli.
      Evans uśmiechnął się zawadiacko, by następnie przyciągnąć mnie do siebie. Mocno obejmując mnie w pasie, wyszeptał uwodzicielsko:
      - Kto wie? Może to przeznaczenie…
      Zachichotałam, jednocześnie otumaniona bliskością kogoś, kogo tak kochałam. To, że spotkałam Rafaela, gdy był małym chłopcem, wydawało mi się niemożliwe, choć z drugiej strony… Może faktycznie nasz związek to przeznaczenie…
***
      - Ej, Lil, pobudka - zachichotała Rebecca. Spojrzałam na nią i uśmiechając się lekko, odparłam:
      - Przepraszam, jestem dziś jakaś zamyślona…
      Czas mijał i nic się nie działo. Od mojej rozmowy z Katherine minął tydzień i choć od czasu do czasu robiła jakieś dziwne aluzje, ignorowałam to, podobnie jak Ferris mnie. Zauważyłam, że w towarzystwie Walker pojawił się pewien chłopak, który ponoć miał na imię Eric. Zawsze po lekcjach przychodził pod szkołę właśnie po Ferris. Z tego, co zdążyłam zauważyć, Williams bywała z tego powodu nieco zirytowana. Może rzeczywiście Rafael miał rację i niepotrzebnie obawialiśmy się wilczycy i jej przyjaciółki, ale… ale mam wrażenie, że coś się wkrótce zmieni, choć może to tylko głupie i niepotrzebne wróżenie na ślepo - w końcu jak na razie wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Zarówno Tom, jak i Victor powoli przekonują się do naszego związku, nikt póki co nic nie wie o mnie i Rafaelu, Rebecca czuje się całkiem dobrze Sama już nie wiem. Zachowuję się jak wariatka.
      Becky westchnęła i przeniosła wzrok na blondyna, który był dziś dziwnie rozkojarzony i tępo wpatrywał się w okno, po czym mruknęła:
      - Właśnie zauważyłam. Ty i mój wujaszek jesteście dziś wyjątkowo nieobecni.
      Gabryel nie był dziś sobą. Naprawdę rzadko kiedy widywałam go zamyślonego, poważnego czy dumającego nad czymś. Uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym rzuciłam w stronę przyjaciela:
      - No waśnie… Gabryel, coś się stało?
      Chłopak dopiero po chwili spojrzał na mnie (od razu było widać, że wcześniejsze słowa moje i Becky do niego nie dotarły), po czym jakimś dziwnym głosem mruknął:
      - Co? Wybacz, ale nieco się zamyśliłem.
      Westchnęłam, po czym lekko się uśmiechając, powiedziałam:
      - Zauważyłam… Coś się stało? Jesteś dziś jakiś nieswój.
      Zanim dał odpowiedź, wtrąciła się Becky, która, wstając z fotela, na którym siedziała, rzekła:
      - Wiecie co, zastawię was samych, macie chyba do pogadania…
      Gdy młodej wampirzycy już nie było, podeszłam do arystokraty i wpatrując się w jego piwne tęczówki, zagadnęłam:
      - No to mów, co się dzieje?
      Blondyn zamknął oczy i z bladym uśmieszkiem stwierdził:
      - Naprawdę nic takiego… - Przerwał na chwilę, by zaczerpnąć świeżego powietrza i zaczął - Wczoraj rozmawiałam z moim ojcem. Pomijając fakt, że nie zapytał mnie o nic innego jak o bal u Hiou i tego typu rzeczy, to dowiedziałem się od niego, że ponoć coś na tym całym przyjęciu sprzed ponad tygodnia musiało się wydarzyć pomiędzy Hiou i Hell, bo nie wiadomo dlaczego, ale Aya ma wejść już niebawem w skład Rady, a jest za młoda. Zwykle wampiry zaczynają zasiadać w Radzie, gdy z wyglądu mają dwadzieścia lat, a ona ma jakieś szesnaście-siedemnaście, więc to na pewno nie czas. Poza tym Michael, syn Wyroczni, przeprowadza się do angielskiej rezydencji rodziny Hell, która jest ich główną posiadłością. Teoretycznie może chce po prostu zamieszkać sam i stać się niezależny, ale ta decyzja była tak nagła, że jest to mało prawdopodobne, a biorąc pod uwagę fakt, że jego ojciec i siostra zrobili niezapowiedzianą wizytę Kage Hiou, podczas której całkiem długo rozmawiali, przedwczesne wstąpienie Ayi w tak młodym wieku w szeregi członków Starożytnej Rady, mimo że jest tam przedstawiciel jej rodu, wskazuje na to, że Hiou i Hell coś razem szykują…
      Byłam w szoku. Nie tylko z powodu tego, co mi powiedział blondyn, ale również z racji tego, że był w posiadaniu takich wiadomości. Spojrzałam na niego oniemiała i zapytałam drżącym głosem:
      - Myślisz, że te familie zamierzając coś razem zrobić? I właściwie skąd twój ojciec wie o tym wszystkim?
      Gabryel, który już od pewnego czasu wpatrywał się nie we mnie, ale w szybę, mruknął:
      - Tak. I chyba domyślam się co, ale to są tylko moje przypuszczenia… Jeżeli chodzi o to, skąd on to wie, to proste. Mówiłem ci, że mój dziadek z jego strony pracuje w pałacu. Jakieś trzy dni temu Amica kazała przygotować mu księgę członków Rady i wpisać w nią Ayę Hiou. Kiedy panna Hiou podpisze się pod swoim nazwiskiem, oficjalnie wejdzie w skład Rady. O tym wszystkim powiedział mojemu ojcu.
      - Rozumiem… Nie wiedziałam, że jest taka książka - mruknęłam w zamyśleniu.
      To niesamowite, jak mało wiem o zwyczajach i tym podobnych sprawach związanych z wampirami. Dlaczego wcześniej się tym nie interesowałam? W końcu to moje korzenie… Ciekawa jestem, co kryje się za tymi z pozoru nic nieznaczącymi wydarzeniami związanym z Hell i Hiou…
      - Tak, ta książka ma wpisy wszystkich członków Rady…  Z datą ich wstąpienia w skład Rady, imieniem, datą narodzin, imionami rodziców, potem dopisuje się imiona małżonków i dzieci, no i naturalnie datę śmierci… - wyjaśnił mi Gabryel, wyrywając mnie jednocześnie z zamyślenia. Spojrzałam na przyjaciela i zauważyłam z wyrazu jego twarzy, że oprócz tego, że jego ojciec nie interesuje się nim, tylko polityką oraz dziwnymi stosunkami między Hiou i Hell, niepokoi go coś jeszcze. Gdy go o to zapytałam, nie odpowiedział mi, tylko dalej patrząc w krajobraz za oknem, rzucił pustym głosem:
      - Masz kogoś, prawda?
      Byłam jego pytaniem kompletnie zaskoczona, więc wpatrując się w niego, wydukałam:
      - Skąd ci to przyszło do głowy?
      Chłopak uśmiechnął się krzywo i odparł:
      - Becky mi powiedziała… Nie gniewaj się na nią, powiedziała mi tylko, że przez te lata wiele się zmieniło i że jesteś zakochana ze wzajemnością, nic więcej.
      Odetchnęłam z ulgą. Mimo że ufałam Gabryelowi, im mniej osób wiedziało o moim związku z wilkołakiem, tym lepiej. Westchnęłam, po czym rzuciłam:
      - Cóż, to bardzo skomplikowane…
      - Wiem, Becky mi mówiła - odparł Gabryel.
      Zdziwił mnie ton jego głosu. Był smutny i jakby wyrażał żal. Zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć, po prostu spojrzałam na jego brązowe oczy i wtedy zobaczyłam w nich coś, co mnie przeraziło. Pierwsze, co pomyślałam po moim odkryciu, to że to niemożliwe, by Gabriel chciał czegoś więcej…
                                                                                                  ***                                       
      Główna posiadłość rodziny Hiou znajdowała się w Japonii nad małą rzeką i była mniej okazała niż ta angielska. Nie miała tak wielu pokoi i nie była tak duża, ale podobnie jak tamta, zbudowana została z białego marmuru, miała duże okna i otoczona była bujną roślinnością. To, że rezydencja nie była tak wielka, wcale nie umniejszało jej uroku. Wręcz przeciwne - zamiast przytłaczającego przepychu, dawała wrażenie zarówno dobrobytu, jak i przytulnej atmosfery.
      Kilka służących krzątało się w kuchni, przygotowując śniadanie dla państwa. Niespodziewanie drzwi się otworzyły i do środka weszła młoda, na oko dwudziestotrzyletnia brunetka z nikłym uśmiechem na twarzy. Wszystkie obecne wampirzyce pokłoniły się, a najstarsza z nich, która była główną kucharką, spytała:
      - Maaya-sama, w czym możemy pomóc?
      Zielonooka uśmiechnęła się przyjaźnie i odparła:
      - Hikaru-san, ile razy mam powtarzać, żebyś się tak do mnie nie zwracała? Jestem taka jak ty.
      Kobieta, którą zapewne brano za trzydziestokilkulatkę o krótkich, czarnych jak węgiel kręconych włosach i błękitnych oczach, zaczerwieniła się i rzekła:
      - Owszem, ale… I tak należy ci się szacunek, Maaya-sama.
      Hiou westchnęła, po czym powiedziała:
      - Oj, Hikaru, Hikaru… Dobrze, mniejsza z tym. Szukam Suzue.
      - Wydaje mi się, że poszła do ogrodu - rzuciła po chwili zastanowienia osiemnastoletnia szatynka, na co Maaya poprosiła:
      - Kiedy wróci, niech pójdzie do Ayi… A może w czymś wam pomóc? - zapytała po chwili, patrząc na stół pełen warzyw i owoców. Wszystkie kobiety popatrzyły na siebie zdziwione i odpowiedziały jednocześnie:
      - Nie, dziękujemy, Maaya-sama.
      Brunetka nie lubiła, gdy tak się do niej zwracano, ale jej prośby nic nie dawały, dlatego już nic nie mówiąc, wyszła z kuchni i skierowała się do biblioteki. Ku jej zadowoleniu, spotkała trzymającą kwiaty Suzue Namizawę. Ta, gdy tylko dowiedziała się, że jest poszukiwana przez dziedziczkę, włożyła kwiaty do wazonu i poszła na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się sypialnia Ayi. Zapukała i po usłyszeniu zaproszenia weszła do środka.
      Aya siedziała przed lustrem i powoli rozczesywała swoje długie proste włosy. Kiedy zobaczyła odbicie i głos swojej pokojówki, odwróciła się w jej kierunku i uśmiechając się poprosiła:
      - Tak, Suzue, szukałam cię… Moja sukienka się roztargała, czy mogłabyś ją zszyć?
      Namizawa bezzwłocznie przytaknęła i zapytała, czy może w czymś jeszcze pomóc.
      - Przynieś mi herbatę… Sukienka jest na moim łóżku - dokończyła Hiou, wskazując na bursztynową kreację rozłożoną na ogromnym łożu. Suzue wzięła ubranie i kłaniając się wyszła.
      Gdy zaniosła sukienkę do swojego pokoju, by móc ją później naprawić, poszła przygotować napój dla swojej pani. Zaparzyła herbatę i nalała ją do porcelanowej filiżanki, po czym kładąc ją na srebrną tacę, udała się w stronę komnaty córki Maayi. Będąc w salonie, usłyszała dzwonek do drzwi. Zanim zdążyła wejść na schody, drzwi zostały otwarte i próg przekroczył młody, osiemnastoletni chłopak o blond włosach i błękitnych oczach. Suzue niemal od razu go rozpoznała, a szok wywołany jego obecnością, a tym bardziej faktem, że nie był już człowiekiem sprawił, że taca, którą niosła, wyślizgnęła jej się z rąk i z brzękiem upadła na podłogę. Szybko zabrała się za zbieranie odłamków i gdy ukradkiem spojrzała na młodzieńca, a on na nią, wiedziała, że i on ją rozpoznał. Kamerdyner zapytał, co go sprowadza, na co blondyn uśmiechnął się i zerkając na pokojówkę, odpowiedział:
      - Mam listy dla Kage i Ayi Hiou.
      Jego głos, mimo że był głosem, jaki dziewczyna słyszała, gdy prowadziła go pierwszy raz do pokoju Ayi, po przemianie stał się jeszcze bardziej dźwięczny i miły dla ucha. Tak samo jego wygląd - niby ten sam, ludzki, a jednak zmieniony. Kamerdyner już miał odebrać od niego koperty, gdy nagle na schodach pojawiła się Aya Hiou, która, gdy tylko ujrzała chłopaka, zbladła jeszcze bardziej i powoli zaczęła schodzić na dół. Dzięki temu, że dziewczyna trzymała jedną dłoń na poręczy schodów, Will zauważył czarny tatuaż, który oplatał jej nadgarstek i tworzył na nim wzór łańcucha. Arystokratka nie miała na sobie sukienki, lecz zwiewną bladoróżową koszulę nocną (nie zdążyła się jeszcze ubrać), która lekko prześwitywała, a jej czarne włosy wciąż były w lekkim nieładzie. Z przerażeniem wpatrywała się w gościa, a on w nią wzrokiem pełnym żalu i złości. Zapadła chwila ciszy, która dla obojga była chłostą dla serca i duszy. William patrzył na wampirzycę, która według niego przekreśliła całe jego życie i był wściekły, ponieważ gdy tak obserwował jej twarz zdającą się należeć do anioła i szare oczy wydające się być pełne przerażenia i współczucia dla niego, nie potrafił jej nienawidzić.  Co gorsza, uświadomił sobie, że mimo tego wszystkiego nadal ją kocha, to jednak sprawiło, że czuł jeszcze większą chęć znienawidzenia czytsokrwistej. Aya natomiast była przerażona tym, że chłopak jest wampirem. Serce jej się krajało na myśl o tym, co stracił i co teraz musiał przeżywać. Przecież miał przed sobą całe życie, na pewno miał ludzi, których kochał… Czy przez to, że został wampirem, musiał z nich zrezygnować? Kto i dlaczego mu to zrobił? Te i wiele innych pytań kłębiło się w jej sercu.
      Po chwili przypomniała sobie jego odwiedziny w angielskiej posiadłości. Na samo wspomnienie tej wizyty jej policzki zrobiły się czerwone. Dalej pamiętała smak jego krwi oraz pocałunków i musiała przyznać, że jeszcze nigdy nie kosztowała takiego nektaru jak krew Clarka, a wspomnienie jego pocałunków wciąż sprawiało, że jej serce przyspieszało, a ciało przeszywał dreszcz rozkoszy.
      W końcu jednak głuchą ciszę przerwał słaby głos panny Hiou.
      - Will, ja…
      Blondyn nie pozwolił jej dokończyć i patrząc na nią zimnym wzrokiem, warknął:
      - Nic nie mów… Nie usprawiedliwiaj się, to nic nie zmieni.
      Wampirzyca patrzyła na niego oniemiała, aż w końcu, zaskoczona, pełnym wstydu i żalu głosem wydukała:
      - Ale ja nie chciałam...
      - I myślisz, że to coś zmieni? - odparł z krzywym uśmiechem, po czym przeszywając arystokratkę zimnym spojrzeniem, kontynuował - Tego, co mi zrobiłaś, nie da się wybaczyć, odebrałaś mi wszystko: moją rodzinę, przyjaciół, moje życie…  Ale to i tak nie ma już znaczenia. Jestem, kim jestem, czasu nie cofnę, i przyszedłem tu tylko po to, by wręczyć list tobie i twojemu ojcu.
      Podszedł do całkowicie zdezorientowanej Hiou.
      Zupełnie nie miała pojęcia, dlaczego młodzieniec mówił do niej tak, jak gdyby to ona go zmieniła. Miała świadomość, że w trakcie przemiany przypomniał sobie, jak piła jego krew, ale miała nadzieję, że jej za to nie znienawidzi, że zrozumie… Najwyraźniej jednak pomyliła się.
      Gdy William stał naprzeciwko niej, miała ochotę dotknąć jego policzka i błagać o wybaczenie, gotowa była nawet paść przed nim na kolana, ale on tylko wyciągnął z kieszeni marynarki dwa listy, po czym podszedł do niej jeszcze bliżej i na tyle cicho, by tylko ona mogła to usłyszeć, wyszeptał:
      - Kiedyś… Wieki temu wydawałaś mi się aniołem. Wydawałaś mi się cudem…
      Po tych słowach odwrócił się i wyszedł, na nikogo nie patrząc.
      Aya spoglądała na oddalającego się chłopaka i nie była w stanie logicznie myśleć. Jak w transie spojrzała na koperty i gdy tylko spostrzegła na złotym papierze błyszczące czerwone języki ognia, zupełnie tak, jakby koperta się paliła, wiedziała, kim jest ich nadawca. Drżącą ręką otworzyła list zaadresowany do niej i zaczęła czytać.

      Aya-san, 
      Moi rodzice niestety są zbyt zajęci, by pisać do Was list, a mój brat naturalnie ma na głowie zupełnie co innego, dlatego to ja mam zaszczyt pisać do Ciebie i Twojego czcigodnego ojca. Mam nadzieję, że nie czujecie się urażeni tym faktem?
       Wyrocznia ma ważne sprawy do omówienia z członkami Rady, dlatego za cztery dni oboje z Kage-san macie zjawić się w Hiszpanii. Obrady zaczną się o 20:30. Nie spóźnij się!
Z poważaniem,
Eva Anna Hell
      P.S. Mam nadzieję, że moja niespodzianka Ci się spodobała… Will jest naprawdę dobrym służącym… Ach, no i wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, droga Aya-san!


      Brunetka przez długi czas wpatrywała się w wiadomość od Evy i nie była w stanie nic powiedzieć czy zrobić. Zaniepokojona Suzue podeszła do niej i zapytała z lękiem:
      - Aya-sama, czy ten list aż tak cię zaniepokoił?
      Dziewczyna spojrzała na nią niemal załzawionymi oczami i wyszeptała:
      - Nie, Suzu, nie… - Po chwili bardziej do siebie niż do niej dodała - On mnie nienawidzi
      Aya była w takim szoku, gdy zobaczyła Willa jako wampira i była tak zaskoczona tym, że ma przybyć na naradę, iż zupełnie nie zwróciła uwagi na ostatnie zdanie w liście. Nie miała wówczas pojęcia, że zapowiada jej ono pasmo nieszczęść i bólu - zarówno fizycznego, jak i psychicznego, choć mimo wszystko również odrobinę radości…




No i po dość długiej przerwie mamy kolejny rozdział ^.^”
No więc tak, jeżeli ktoś oprócz Ayi to czyta, to przepraszam za długą przerwę, ale cóż, szkoła, brak weny itp. uniemożliwiają szybką pracę x.x W każdym bądź razie następny rozdział powinien ukazać się niedługo ;)
Pozdro, 
Suzu.

5 komentarzy:

  1. Nareszcie nowy rozdział! Już myślałam, że się nie doczekam… Aczkolwiek i tak masz lepsze tempo niż moja siostra-nie-z-wyboru… Ech, cóż ja mam z nią zrobić, co…? Może czas zwinąć interes, że się tak wyrażę…

    Z jednej strony uważam, że Lili powinna powiedzieć rodzicom o Kath i tak dalej, ale z drugiej… rozumiem stanowisko Elizabeth i pewnie zachowałabym się na jej miejscu podobnie. Nie chciałabym martwić rodziców, obarczać ich kolejnymi problemami i w ogóle… No i nadopiekuńczy tatuś mógłby rzeczywiście nie wytrzymać i zrobić coś, czego później ktoś by żałował…
    Ech, jak tak przyszło do tych zdjęć z dzieciństwa, to jakoś przypomniało mi się, jak ledwie parę dni temu oglądałyśmy u Ciebie albumy Q.Q Chcę czerwiec T____T Wracając do opowiadania… To słodkie, że Lil i Rafcio widzieli się jako małe brzdące. Tak to już jest z tym przeznaczeniem… Przeklętym, bo przeklętym, ale jednak. Choć i tak to nasze dzieciaczki będą chyba najbardziej poszkodowane. T^T

    Biedna Becky, i Lil, i Gabryś byli tacy nieobecni, a ona pośród nich ^^’ Co prawda nie dziwię się im, ale dobra…
    Nie no, błagam, my niby mamy coś szykować z Hell? -.- To wina tych idiotów, tylko i wyłącznie >.< Życie nam marnują, a nas podejrzewają o jakieś spiskowanie z nimi, nie ma co, dobre sobie… Ech, Ai-chan nie chce do Rady T__T Moje „dzieciństwo” niniejszym się kończy On jest boski Q.Q Szkoda tylko, że mnie nienawidzi
    Nie ma to jak paradować po domu w piżamie ^.^’ Chociaż tyle, że Will zobaczył ten mój znak zniewolenia, łatwiej będzie mu potem wytłumaczyć, jak sprawy stoją T.T Nie no, to jest tak głupie, że aż śmieszne, ale jakoś tak czuję się zawstydzona (prześwitująca koszula i te rzeczy) ^^’ Nie ma to jak bycie wariatką x_x
    „Zapadła chwila ciszy, który dla obojga była chłostą dla serca i duszy.” – kocham to zdanie, sama nie wiem do końca czemu D: Takie kurczę tragiczne, smutne i romantyczne Q.Q Dobra, jestem dziwna, wiem…
    Niechże Will już pozna prawdę ;( Serducho mi się łamie na myśl, że jest przekonany, że uczyniłam mu jeszcze więcej zła niż w rzeczywistości, bo co jak co, ale święta to ja nie byłam T^T Ale, ale, jest światełko w tunelu: bądź co bądź moje kochanie mnie kocha <3 I nienawidzi, ale to szczegół… Ale to wszystko przez Evę Taa, ale co z tego, skoro i tak muszę się obwiniać… Gdyby nie to, że zrobiłam sobie z niego kolację, to Ev w ogóle by na niego nie trafiła, on dalej byłby człowiekiem i wiódłby zwykłe, nudne życie wraz ze swoją rodzinką i przyjaciółmi T_T
    Ach <3
    Ryczeć mi się chce za każdym razem, jak Will mówi do mnie szeptem, kim mu się wydawałam…
    Zabawne. W sumie Gabryś i Lil wcześniej dowiedzieli się o tym, że mam już zostać członkinią Rady niż ja sama… A Ev zasługuje na szubienicę albo coś w tym stylu, ale to nic nowego… Nie ma to jak kopać leżącego, czyż nie?
    Cóż, za tych kilka dni czeka mnie początek końca… Albo koniec początku, jak zwał, tak zwał. Ale i tak chcę już przejść do tej akcji, wciąż czekam niecierpliwie, aż wreszcie będzie mi dane o tym poczytać…

    No cóż, jak zwykle pozostaje mi czekać na kolejny dołujący rozdział… Nie każ mi tego robić zbyt długo, co…? Buziaczki, skarbie :*

    ~Ai-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh dzięki kochana za długi kom Q.Q Ech co ja bym bez nich zrobiła x_x Chyba przestała pisać...
      No ale w każdym bądź razie nie kazałam ci czekać na kolejny rozdział długo xP

      Usuń
    2. To wcale nie jest długi kom T^T Nie wiem czemu, ale ostatnio jakoś nie mogę wypocić nic więcej x_x Bebe Ai-chan T_T I nie gadaj głupot xP

      ~Ai-chan

      Usuń
  2. Dziękuję za info!
    Oh! Doczekałam się! Radość nieziemska ;D
    Nie piszę co masz pisać, więc wyrażę tylko swoją radość z powodu dodania rozdziału! ;)
    Hm... Zdałam już sesję, ale... na razie wciąż tkwię w dołku twórczym, a powodem tego jest... nowy rozkład zajęć. I nowe przedmioty. Eh... Wcale, a wcale nie będzie lepiej. Wręcz przeciwnie! Dlatego uprzedzam, ze na razie nie piszę i nie wiem kiedy to może się zmienić. :(

    Ave!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh ciesze się że mam kogoś kto to jeszcze czyta xD

      Heh no to moje gratulacje ^.^ Oj współczuję ale doskonale cię rozumiem ja mam taki kocioł przez maturę że szok x.x Ech w każdym bądź razie powodzenia i mam nadzieje że za niedługo będziesz mogła coś napisać ;)

      Usuń