Rozdział XI

Katherine
      Rafael spojrzał na ojca, po czym mruknął:
      - Na pewno nie wiesz, czemu Katherine przyjechała do Anglii akurat teraz?
      Mężczyzna wzruszył ramionami, po czym siadając na krześle obok syna, odparł:
      - Nie, synu, nie okłamuje cię. - Po tych słowach spojrzał na Rafaela poważnym wzrokiem i dodał - Wątpię, żeby Katherine była jakimś zagrożeniem dla ciebie i... eee... twojej dziewczyny.
      Młodzieniec wywrócił oczami. Jego ojciec starał się nie poruszać sprawy Elizabeth, a gdy już to robił, starał się nie wymawiać jej imienia. Z tego, co mówiła Lili, jej ojciec miał podobnie. „Jak dzieci”, pomyślał, po czym wzdychając odparł:
      - Skoro tak mówisz...
      Victor przez chwilę milczał i wyglądało na to, że się nad czymś zastanawia. Po kilku minutach rzucił:
      - No ale może na wszelki wypadek uważaj teraz jeszcze bardziej.
      Czarnowłosy pokiwał głową, po czym zapytał:
      - Tato, gdzie ty i mama poznaliście Katherine? I jak w ogóle poznałeś mamę? Nigdy o niej nie opowiadasz - dodał, nie patrząc na rozmówcę, tylko na swoje ręce.
      Szatyn milczał przez chwilę, po czym pustym głosem oparł:
      - Rafael, proszę cię, nie pytaj. Nie mam ochoty o tym rozmawiać.
      „Do cholery, znów to samo! Chyba nigdy nie będzie w stanie porozmawiać ze mną i Laurą o mamie”, pomyślał ze złością, po czym warknął:
      - Ale dlaczego?! Od śmierci mamy nie mówisz o niej, zupełnie tak, jakby w ogóle nie istniała! Nie zauważyłeś, że Laurze potrzebna jest rozmowa o matce?! Przecież ona wcale jej nie zna!
      Victor westchnął i ze zbolałą miną odparł:
      - Wiem, synku, wiem… Ale zrozum, dla mnie wasza mama była najważniejsza na świecie i… Po prostu boję się, że nie będę w stanie o niej rozmawiać, zwłaszcza z Laurą, ona jest do niej tak podobna…
      Rafael tylko westchnął. Rozumiał ojca, ale trudno było mu pogodzić się z tym, że jego siostra nie zna własnej mamy. Choć starał się jej opowiadać o Caroline, to przecież kiedy ona umarła, był jeszcze mały, więc sam niewiele pamiętał. Po chwili wstał z krzesła i kierując się do wyjścia, rzucił:
      - Idę spotkać się z Katherine.
      Rafael po jakichś piętnastu minutach był już na umówionym miejscu. Usiadł na ławce i zaczął rozmyślać o tym, co przydarzyło mu się przez ostatnie miesiące. Uśmiechnął się na myśl o tym, że jakieś pół roku temu nie uwierzyłby w to, że zakocha się do szaleństwa w wampirzycy. Jego rozmyślania przerwał zapach wilczycy i chichot.
      - Coś ty taki zamyślony, co?
      Chłopak uśmiechnął się subtelnie, po czym odparł:
      - A tak sobie.
      Jak zwykle nie mógł pomyśleć, że Williams nie jest ładna - ona była wręcz śliczna, a przede wszystkim była wilczycą jak on. Rafael tak naprawdę nie znał innych wilkołaków niż jego ojciec i siostra. Victor trzymał ich z dala od polityki i tym podobnych spraw.
      Czarnowłosa pocałowała chłopaka na przywitanie i z kokieteryjnym uśmiechem zaczęła:
      - Chciałeś ze mną porozmawiać, tak?
      Młodzieniec zrobił zdziwioną minę, po czym zapytał skonsternowany:
      - Skąd wiesz?
      - Ma się tę kobiecą intuicję.
      Brunet zachichotał.
      - No tak… - odpowiedział z lekkim uśmiechem, po czym dokończył - Przede wszystkim chcę ci podziękować za to, że jesteś taka miła dla mojej siostry, a poza tym, chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć… Ojciec w ogóle nie chce mi powiedzieć, gdzie i kiedy się spotkaliście ani nic...
      Dziewczyna wybuchła śmiechem, po czym rozbawiona powiedziała:
      - Ech, ten Victor, mogłam się tego po nim spodziewać. A co do Laury, to nie ma za co. Powiedzmy, że był to mój obowiązek. A jeżeli chodzi o mnie, to urodziłam się w Anglii. Mój ojciec…
***
      Zeszłam na dół, gdzie siedziała mama czytająca jakąś książkę.
      - Cześć, mamo. Co czytasz? - westchnęłam przygnębiona.
      Szatynka podniosła na mnie wzrok i odparła:
      - „Królową potępionych”. Uwierzysz, że według tej książki śpimy w trumnach? - zachichotała, po czym spoglądając na mnie, z wyraźną troską zapytała - Lil, coś się stało? Wyglądasz na zmartwioną.
      Westchnęłam, po czym odparłam:
      - Mamo, gdy wczoraj wróciłam z polowania z Gabryelem i poszłam zobaczyć się z Rebeccą, zobaczyłam, jak dostaje ataku, ona… Mamo, ona była ledwo żywa! Czy nie możemy jej w jakiś sposób pomóc?! - zapytałam, niemal krzycząc i płacząc. Na moje słowa wampirzyca westchnęła smutno, po czym odpowiedziała:
      - Córeczko, naprawdę próbowaliśmy wszystkiego. Mieliśmy nadzieję, że ten wyjazd dobrze jej zrobi, ale cóż, przeliczyliśmy się… Chociaż tyle, że biedna Becky rzadziej choruje… Ech, sama nie wiem, co jeszcze moglibyśmy zrobić, żeby nie musiała tyle cierpieć - dodała ze smutkiem, ja zaś tylko westchnęłam i zatopiłam się we własnych myślach. Czułam się taka bezsilna i słaba z powodu tego, że nie jestem w stanie pomóc przyjaciółce. W końcu mama, przyglądając mi się, rzuciła - Lili, Becky jest jeszcze młodziutka. No, jak na wampira - dodała szybko - więc może samo jej przejdzie… Musimy mieć nadzieję, tylko to nam pozostało… - dokończyła wzdychając.
      - Tak, chyba masz rację…
      To dziwne, ale ludzie często podejmują jakieś decyzje pod wpływem właśnie nadziei. Nie wiem dlaczego, ale od dziecka zawsze miałam na coś nadzieję - a to że będę w stanie nad sobą zapanować, a to że Gabryel wróci, a to że Tom zaakceptuje Rafaela… Czasami tylko ona nam zostaje…
      - Więc nie martw się i pomagaj Rebecce, tylko tyle możemy dla niej zrobić - wyrwała mnie z zamyślenia mama. Pokiwałam głową, po czym zjadłam śniadanie i ruszyłam do szkoły.
      Po piętnastu minutach byłam już pod budynkiem i ruszyłam w jego kierunku. Zanim jednak do niego dotarłam, podbiegła do mnie Maia (jedna z moich przyjaciółek) i krzyknęła:
      - Hej, Lil, przyjedzie po ciebie twój brat?
      Westchnęłam i zaśmiałam się w duchu. Większość moich szkolnych koleżanek zachwycała się Tomem i nieraz głupio mi było słuchać, jak wzdychają nad moim własnym tatą. Zaprzeczyłam, na co szatynka zrobiła zawiedzoną minę. Po krótkiej chwili obie ruszyłyśmy do szkoły, paplając o bzdurach. W pewnym momencie dzięki mojemu wyostrzonemu słuchowi usłyszałam głos Ann, a po chwili, ku mojemu zdumieniu, odpowiedział jej przesiąknięty kpiną głos Katherine.
      - Nie przejmuj się, Lil jest czasami tajemnicza, ale to naprawdę świetna dziewczyna i przyjaciółka.
      - Doprawdy? No nic, dziękuję za rozmowę.
      Miałam ochotę jak najszybciej pobiec w stronę mojej przyjaciółki i wilczycy, jednak musiałam pamiętać, że jestem wśród ludzi, więc zanim tam dotarłam, zdołałam jedynie zobaczyć, jak Katherine wchodzi do jednej z sal, a Ann wyciąga jakieś rzeczy ze swojej szafki. Podeszłam do niej czym prędzej, nie zwracając większej uwagi na Maię. Kiedy byłam już na tyle blisko blondynki, by mogła mnie usłyszeć, ukrywając swoje zdenerwowanie, spytałam:
      - Rozmawiałaś z Katherine?
      Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym odparła:
      - Cześć, Lili. No tak, to naprawdę miła dziewczyna.
      - Taa… Ale o czym rozmawiałyście? - zapytałam szybko.
      Ann zrobiła zdziwioną minę, po czym nieco zdumiona moim zachowaniem odparła:
      - A o tym i o tym… Pytała się też o twojego brata i spytała, dlaczego byłaś taka dziwna w niedzielę.
      „Katherine interesowała się moją rodziną”, zdenerwowałam się w duchu. „To wszystko zaczyna być coraz bardziej dziwne i coraz bardziej boję się, że ze mną i Rafaelem będzie podobnie jak z mamą i tatą, tylko obawiam się, że w tym przypadku nie skończyłoby się to happy endem”, pomyślałam, po czym wypaliłam:
      - No ale co konkretnie mówiła?
      - Rany, zapytała, co wiem o tobie i twojej rodzinie i tyle - odparła coraz bardziej zdziwiona moim zachowaniem blondynka, po czym dodała - Lil, wyluzuj, ona po prostu chce cię poznać i tyle.
      - Taa... No nic, mniejsza z tym.
      Rose bacznie mi się przyglądała, po czym z poważną miną zapytała:
      - Ej, Lili, coś się dzieje?
      - Nie, nic, nie martw się - odpowiedziałam szybko. Być może za szybko jak na szczerą rozmowę, ale nie dbałam o to. Nastolatka westchnęła, po czym rzuciła:
      - Skoro tak mówisz… Ale wydaje mi się, że po prostu boisz się tej nowej.
      Ech, Ann i Rebecca zawsze umiały mnie przejrzeć. Było mi wstyd i miałam wyrzuty sumienia, ale musiałam okłamać przyjaciółkę.
      - Co ty pleciesz? Chodźmy do klasy.
      Ann nic więcej już nie powiedziała, tylko poszła do sali, gdzie obie miałyśmy język francuski. Przez następne trzy godziny lekcyjne nie byłam w stanie choć odrobinę skupić się na zajęciach. Po prostu słowa moich nauczycieli nie docierały do mnie. Myślałam tylko i wyłącznie o trzech rzeczach. O tym, czego tak naprawdę chcą Katherine i ta ludzka dziewczyna, jak pomóc Becky i kiedy wreszcie zobaczę się z Rafaelem. W końcu, zbierając w sobie całą odwagę, postanowiłam przestać zachowywać się jak tchórz i wziąć sprawy w swoje ręce, więc zamierzałam porozmawiać z wilczycą. Gdy na kolejnej przerwie zobaczyłam ją szukającą czegoś w swojej szafce, starając się, by mój głos był stanowczy, aczkolwiek nie napastliwy, rzuciłam:
      - Możesz mi powiedzieć, czego ode mnie chcesz?
      Katherine powoli zamknęła szafkę i spojrzała na mnie z nikłym uśmiechem, po czym odparła spokojnie:
      - A czego mam chcieć od takiej pijawki jak ty?
      Spojrzałam wprost w jej brązowe oczy, po czym równie spokojnie (sama nie wiedząc, jakim cudem głos nie drży mi ze zdenerwowania) odparłam:
      - To ty mi powiedz.
      Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, po czym uśmiechając się, odparła z nutą kpiny:
      - O rety, i myślisz, że się ciebie przestraszę? Zresztą nawet, gdybym szykowała dla ciebie niespodziankę, chyba nie jesteś na tyle głupia, że myślisz, iż grzecznie ci o tym powiem, co?
      W sumie miała rację. Czego ja się spodziewałam? Że wszystko mi wyjawi jak na spowiedzi? Nie mogłam jednak dać po sobie poznać, że się zdenerwowałam, więc o dziwo całkiem spokojnie odparłam:
      - Mniejsza z tym, tylko nie mieszaj w to mojej przyjaciółki, Ann. Ona o niczym nie wie, więc łaskawie zostaw ją w spokoju.
      Wilczyca wybuchła głośnym śmiechem, po czym podeszła do mnie i szepnęła:
      - Przyjaciółki, tak? Powiedz, czy twoja „przyjaciółka” wie, że musisz powstrzymywać się, by nie rzucić się jej na szyję?
      Po tych słowach przeszyła mnie zimnym spojrzeniem i dodała spokojnie:
      - Jestem ciekawa, jak ty tu w ogóle wytrzymujesz. Pewnie przebywając w otoczeniu tylu smakowitych kąsków musisz nieźle świrować… To cud, że jeszcze nikogo nie zabiłaś.
      Po czym odeszła, nawet nie czekając, czy coś powiem, a ja nie byłam w stanie się poruszyć. Byłam po prostu zbyt przerażona i zdruzgotana, by móc to zrobić.  Mimo iż tylko na samym początku nie umiałam się kontrolować i dlatego rodzice nie posyłali mnie do szkoły przez dwa miesiące od chwili, gdy zaczęłam odczuwać głód, to słowa wilczycy uświadomiły mi jedno: że pomimo mojej samokontroli, jestem wampirzycą, przez co jestem niebezpieczna dla ludzi. Czy to możliwe, że byłabym w stanie kogoś skrzywdzić? Czy to możliwe, że kiedyś moje pragnienie weźmie nade mną górę…?
      Byłam tak zamyślona, że gdy usłyszałam głośny dzwonek, aż podskoczyłam. Gdy dotarło do mnie, że muszę iść na lekcję biologii, ruszyłam do klasy, gdzie usiadłam koło Mai, która po sekundzie zapytała:
      - Lili, coś się stało? Wyglądasz na nieźle zdenerwowaną i przerażoną.
      Ja tylko bezmyślnie zaprzeczyłam i znów zatopiłam we własnych myślach.
      Lekcje niemiłosiernie mi się dłużyły. Nieraz nauczyciele mnie upominali, ale mimo tego ani odrobinę nie skupiłam się na zajęciach. Po skończeniu ostatniej lekcji z ulgą wstałam i ruszyłam do wyjścia. Ann paplała coś z Maią, a ja po prostu szłam zatopiona we własnych myślach. W końcu blondynka naburmuszona jęknęła:
      - Lil, czy ty nas w ogóle słuchasz?
      Spojrzałam na nią półprzytomnym wzrokiem i pokiwałam głową. Moja przyjaciółka tylko westchnęła i nic już nie powiedziała.
      - O rety, dziewczyny, spójrzcie na niego! - rzuciła z zachwytem Maia, gdy we trzy wyszłyśmy z budynku. Podniosłam wzrok i ujrzałam przystojnego, wyglądającego na siedemnaście lat blondyna, który uśmiechał się do mnie i upierał się o mur. Byłam tak zaskoczona widokiem mojego przyjaciela, że wyszeptałam:
      - Gabryel?
      Dziewczyny widocznie to usłyszały, bo obie spojrzały na mnie zaskoczone i zapytały:
      - Lili, ty go znasz?!
      - Tak, to mój przyjaciel - odpowiedziałam jak w transie, po czym w podobnym stanie podeszłam do młodzieńca i gdy byłam już dość blisko, wyjąkałam zszokowana - Skąd wiedziałeś, że chodzę do tej szkoły i o której kończę?
      Chłopak zaśmiał się, po czym podszedł jeszcze bliżej i mocno mnie przytulając, wesoło odparł:
      - Tom mi powiedział.
      Gdy odsunął się ode mnie, uśmiechnęłam się lekko i mruknęłam:
      - No tak, mogłam się tego domyślić.
      Spojrzałam na moje przyjaciółki, które wpatrywały się w Gabryela jakby był co najmniej ósmym cudem świata i chichocząc, szepnęłam na tyle głośno, by to usłyszały, jednocześnie wskazując na nie:
      - Gabryel, to moje przyjaciółki, Ann Rose i Maia Craven.
      Nastolatki zrobiły krok w naszym kierunku, a ja usłyszałam, jak ich serca przyspieszają. W duchu zachichotałam, po czym zwróciłam się do nich:
      - Ann, Maia, to mój przyjaciel, Gabryel Jones.
      Blondyn, lekko się kłaniając, wziął dłoń blondynki i składając na niej pocałunek, rzekł uwodzicielskim głosem:
      - Miło mi was poznać.
      Daję sobie rękę uciąć, że Ann o mało co nie zemdlała, jednak po sekundzie odparła:
      - Ach… Nam też…
      - No to my już idziemy - wtrąciła się po chwili Maia, a gdy Ann nie reagowała, szturchnęła ją w rękę i mruknęła - Ann, idziemy.
      Dziewczyna jakby oprzytomniała i wyjąkała:
      - No tak… To do zobaczenia jutro, Lil.
      Pożegnałam się, a gdy dziewczyn nie było już w polu widzenia, zachichotałam:
      - Gabryel, nie stosuj tych swoich sztuczek na moich koleżankach, bo doprowadzisz je do zawału.
      Chłopak wyszczerzył się i mierzwiąc sobie włosy, odparł:
      - Oj, Lil, ja tylko chciałem być miły.
      Znów się zaśmiałam, jednak w tej chwili zarówno do mnie, jak i do mojego przyjaciela dotarł wilczy zapach. Gabryel zmarszczył nos i z poważną miną mruknął:
      - Lili, masz wilkołaka w szkole?
      - Tak jakby… - odparłam beznamiętnym tonem i spojrzałam na drzwi, w których pokazały się Katherine i Ferris. Czarnowłosa spojrzała na mnie i uśmiechając się, zaczęła schodzić po schodach. Gabryel bacznie jej się przyglądał. Gdy ta zaś do nas dotarła, spojrzała na blondyna i z szyderczym uśmieszkiem rzuciła:
      - No proszę, i kogóż ja tu widzę? Kolejna pijawka, jak miło.
      Gabryel spojrzał wprost w jej oczy i ku mojemu zdziwieniu, na sekundę mina wilczycy zmieniła się jakby na bardziej łagodną. Szybko jednak znów przywdziała maskę szyderstwa i złośliwości. Mój przyjaciel tymczasem odpowiedział spokojnie:
      - Jestem Gabryel, a wy to…?
      Szatynka prychnęła.
      - Myślisz, że mamy zamiar ci powiedzieć? Katherine, jak chcesz porozmawiać z tymi pijawkami, to proszę bardzo, ja spadam.
      Nie mówiąc już nic więcej, Walker ruszyła przed siebie. Brunetka natomiast uśmiechnęła się pod nosem i odparła spokojnie:
      - Ech, ta Ferris… No cóż, do zobaczenia później, Elizabeth.
      Po tych słowach, nie oglądając się za sobą, ruszyła za przyjaciółką.
      - Lili, twoi rodzice wiedzą, że chodzisz do szkoły z tymi dziewczynami? - zapytał Gabryel, gdy ani Katherine, ani Ferris nie mogły nas usłyszeć.
      - Nie… I błagam, nie mów im! - dodałam, gwałtownie odwracając głowę w jego stronę, by móc na niego pojrzeć. Chłopak westchnął.
      - Zgoda, ale proszę, uważaj na siebie.
      Pokiwałam głową na znak zgody. Po chwili uśmiechając się do mnie, chłopak rzucił:
      - W takim razie idziemy na mały spacer. Ciekaw jestem, czy dalej jestem od ciebie szybszy.
      Uśmiechnęłam się delikatnie i stwierdziłam w duchu, że ten chłopak chyba nigdy się nie zmieni.
***
      Siedziałam nad lekcjami i czekałam na Rafaela. Rodzice gdzieś wyszli i mogłam spokojnie porozmawiać z ukochanym. Po jakimś kwadransie usłyszałam dzwonek do drzwi i poczułam zapach wilkołaka, więc zbiegłam na dół i gdy otworzyłam drzwi, rzuciłam się na szyję czarnowłosego, po czym pocałowałam go. Gdy chłopak mógł już oddychać, zachichotał:
      - Lil, skąd takie przywitanie?
      Znów leciutko go pocałowałam, po czym wtulając się w niego, odparłam:
      - Stęskniłam się.
      Tak naprawdę po tych wszystkich przeżyciach i emocjach potrzebowałam bliskości kogoś, kogo kocham i kto kocha mnie.
      Poszliśmy do mojego pokoju. Chłopak usiadł na sofie i pociągając mnie za rękę, posadził mnie sobie na kolanach i namiętne pocałował, po czym szepnął:
      - Ja też się za tobą stęskniłem.
      Zaśmiałam się, jednak po chwili westchnęłam i zapytałam smutno:
      - Rozmawiałeś z ojcem o Katherine?
      Chłopak pokiwał głową, po czym odparł:
      - Tak. Według niego, ona wcale nie jest niebezpieczna… Ale radzi, byśmy byli ostrożniejsi - dodał po chwili, na co ja pokiwałam głową, po czym opowiedziałam mu w skrócie o mojej konfrontacji z wilczycą i o tym, że wypytywała o mnie i moją rodzinę. Rafael wysłuchał mnie ze spokojem, po czym pocałował mnie w czoło i pogłaskał po głowie, a następnie powiedział smutno:
      - Kochanie, wydaje mi się, że Katherine nie jest niebezpieczna, tylko przez swoją przeszłość nienawidzi każdego wampira i dlatego jest dla ciebie niemiła. Co prawda jest jeszcze Ferris, ale nie wydaje mi się, żeby od ciebie czegoś chciała.
      Spojrzałam na niego zdziwiona i zapytałam:
      - Z powodu swojej przeszłości?
      Chłopak westchnął, po czym zaczął:
      - Bo widzisz, jej ojciec zginął podczas ostatniej wojny, kiedy miała prawie dwa latka. Później jej matką zainteresował się król Mikołaj i miała zostać jego żoną, jednak któregoś dnia na ich dom w Anglii napadło kilkoro wampirów. Wtedy straciła matkę i starszego brata…
      Z przerażenia zakryłam usta dłonią. Mimo iż Williams nie jest dla mnie miła i raczej nie ma możliwości, żeby mnie choć tolerowała, było mi jej niesamowicie żal. Stracić rodzinę w taki sposób… To musiało być naprawdę traumatycznym przeżyciem i w sumie nie dziwię się, że nienawidzi wampirów. Przecież mój ojciec z podobnego powodu znienawidził wilkołaki. Wzięłam głębszy wdech i oparłam głowę o ramię Rafaela.
      - To straszne - szepnęłam.
      Chłopak pokiwał głową, po czym kontynuował:
      - Tak, wiem… Na szczęście ludzie króla znaleźli ją i zaprowadzili do pałacu. Tam też została, a jak podrosła, została kimś w rodzaju damy do towarzystwa księżniczki Laury… W pałacu poznała mojego ojca i mamę. Podobno mama była pokojówką księżniczki Laury, a mój tata jej osobistym strażnikiem.
      Uniosłam głowę, by móc spojrzeć w ciemne tęczówki wilkołaka i wyjąkałam:
      - O rany, nie wiedziałam, że twoi rodzice pracowali w pałacu.
      Chłopak zamyślił się, by po chwili mruknąć:
      - Ja też… Tata nigdy nie mówi o mamie i o swojej przeszłości.
      Westchnęłam i znów oparłam głowę o ramię Rafaela. Zatopiłam się we własnych myślach. Brunet wkrótce zaczął bawić się moim włosami, po czym zapytał szeptem:
      - O czym myślisz?
      Nie podnosząc głowy, odparłam smętnie:
      - To takie smutne… Mój tata nienawidzi wilkołaków, bo któryś z nich zabił moją ciocię, a Katherine nienawidzi wampirów, bo zabiły jej rodziców i brata. Czy to nigdy się nie skończy? - zapytałam niemal płacząc, po czym jeszcze mocniej przytulając się do chłopaka i podnosząc wzrok na jego poważną twarz, kontynuowałam - Powiedz, czy ta nienawiść nigdy się nie skończy? Nasze rasy od wieków się nienawidzą, a przecież tak naprawdę nie różnimy się aż tak bardzo… Jesteśmy postaciami z legend, a mimo to zabijamy się tak naprawdę bez powodu.
      Ostatnie zdania powiedziałam już płacząc. Brunet pogłaskał mnie po głowie i mruknął:
      - Wiem, kochanie… Dzięki tobie zrozumiałem, że te wszystkie stereotypy i wojny do niczego nie prowadzą, lecz tylko niszczą nasze rasy… Ale popatrz, nam udało się przezwyciężyć przeciwności, więc może damy innym przykład jak powinni się zachowywać - dodał, całując mnie w czoło.
      Mam nadzieję, że słowa mojego ukochanego się spełnią i dzięki nam co poniektórzy uświadomią sobie, że ta cała nienawiść pomiędzy wilkołakami i wampirami do niczego nie prowadzi. Może Rafael i ja choć w niewielkim stopniu przyczynimy się do pojednania między naszymi rasami…
***
      Katherine przekroczyła próg mieszkania i westchnęła widząc, że jej współlokatorki nie ma. Zajrzała do lodówki i nalała sobie soku pomarańczowego. Usiadła na kanapie i z westchnieniem pomyślała: „Jak na razie wszystko idzie po mojej myśli, ale mam złe przeczucia… Ech, gdyby chociaż Rafael wiedział o grzechu swoich rodziców… Ale oczywiście Victor mu nie powie”, dokończyła rozdrażniona.
      Chciała, żeby młody Evans poznał całą prawdę o przeszłości swojego ojca i matki, bo tylko wtedy jej plan całkowicie się uda. Jednak nie mogła tego zrobić, obiecała coś wiele lat temu swojej przyjaciółce i zamierzała dotrzymać danego jej słowa, a poza tym taka rewelacja nie powinna być serwowana ot tak sobie, chłopak mógłby różnie zareagować. Pocieszało ją jedno. Co się odwlecze, to nie uciecze…
      Brunetka wypiła napój, po czym podeszła do swojej szafki i wyciągnęła z niej małą drewnianą szkatułkę ozdobioną złotymi i srebrnymi ornamentami. Katherine nie była osobą sentymentalną, jednak dzisiejsza rozmowa z Rafaelem spowodowała napływ wspomnień. Otworzyła wieko, a jej oczom ukazała się jedyna pamiątka po matce.  Złoty naszyjnik błyszczał jak zwykle, a rubinowe oczy wilka jak zawsze zachwycały. Wisior był wykonany ze szczerego złota, gdzie przed uformowaniem wtopiono drobne kawałki brylantów. Naszyjnik oprócz złotego łańcuszka składał się z zawieszonego na nim złotym okręgu (również mającego drobne kawałki brylantu), na którym artysta stworzył obraz twarzy wilka w koronie - symbol rodziny królewskiej - wykonanej z brylantu, a naokoło wygrawerował kilka rosyjskich słów. Oczy zwierzęcia to dwa małe rubiny, co nadawało mu dzikości bestii. Wilczyca delikatnie przejechała dłonią po naszyjniku, jednocześnie czytając w myślach inskrypcję:
      „Vonest swiet ite błogosławinia i prakrecja”, co w przełożeniu z rosyjskiego oznacza: „Blask księżyca to błogosławieństwo i przekleństwo”. W przypadku wilkołaków była to święta racja.
      Nagle usłyszała jakiś hałas, a sekundę później poczuła z tyłu głowy lufę pistoletu. Westchnęła i zanim zdołała coś powiedzieć, osoba z bronią zachichotała, po czym rzuciła:
      - Katherine, nie wiedziałam, że jesteś taką sentymentalistką, no, no…
      Brunetka zupełnie pozbawionym emocji głosem mruknęła:
      - Louise, to nie twoja sprawa… A poza tym nie uważasz, że to niemiło z twojej strony atakować kogoś z wilkołaków, skoro to MY, WILKOŁAKI, uratowaliśmy wasz rodzaj przed zmieceniem z powierzchni ziemi?
      Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo, po czym odparła:
      - Tak, ale kazaliście sobie za to słono płacić i nie zapominaj, że pierwotnie polowaliśmy również na was… psy. I doskonale wiesz, że nasza broń nadal działa nie tylko na pijawki.
      - Tak, wiem… Wiem też, że mogę ci połamać te dwie rączki, jeżeli zaraz nie weźmiesz tej zabaweczki.
      Dziewczyna włożyła broń do kabury zasłoniętej przez długi płaszcz, po czym odparła urażona:
      - Ech, aleś się zrobiła nerwowa… Już nawet nie można robić sobie żartów. Ale cóż, ja w innej sprawie. Clarinos kazała odebrać od was raport i przekazać ci korespondencję.
      Brunetka spojrzała na blondynkę i już miała odpowiedzieć, gdy do pomieszczenia weszła Ferris z przystojnym szatynem. Oboje chichotali i dopiero po chwili zorientowali się, że przyglądają im się ich przyjaciółki. Młodzieniec wyglądający na jakieś dziewiętnaście lat wyszczerzył się i rzucił:
      - Katherine, dawno cię nie widziałem.
      - Eric, nie tak dawno, tylko pewnie byłeś zbyt zajęty obściskiwaniem się z Ferris i nie zwróciłeś na mnie uwagi - odparła z szyderczym uśmiechem czarnowłosa.
      - Nie pora na pogaduchy, robota czeka. Gdzie raport? - wtrąciła Louise ze znudzoną miną. Ferris, wskazując na biurko, odparła:
       - Tam, właśnie wczoraj go skończyłyśmy.
      Gdy Louise zebrała już dokumenty, wręczyła Katherine list od królowej. Po jego przeczytaniu pomyślała rozbawiona: „No proszę, martwisz się o nich… Ale z ciebie obłudna kobieta, do tej pory nie interesowali cię…”
      Tylko ona wiedziała, że to nie Clarinos powinna zasiadać na tronie, lecz zupełnie ktoś inny.




No więc tak, mamy kolejny rozdział - z dedykacją dla Kao ;p
Nie mam pojęcia, kiedy ukaże się nowy rozdział, ale wątpię, żeby był tak szybko jak ten ^.^’
Z okazji Świąt chcę życzyć Wam wszystkim wesołych świąt, udanego Sylwestra i aby nadchodzący Nowy Rok był o wiele lepszy niż ten ;*

Wesołych Świąt jeszcze raz życzy Suzu ;* 

4 komentarze:

  1. Heh, na początku trudno było mi się przestawić na „niedodatek” xD Cóż, mamy powrót do teraźniejszości i tych młodszych cud chłopców (czyt. Rafcio i Gabryś xD).
    Z powodu świąt nie mam czasu na szczególne rozpisywanie się ^.^’’ Mam nadzieję, że mi wybaczysz (choć znając życie i tak będę musiała dzielić komentarz na części…). Zresztą w tym rozdziale to Kao powinna się wykazać jakimś fajnym referatem, w końcu to jej postać jest tu tytułową :D (Ku jej wielkiej uciesze xD)
    To smutne, ale też nieco zabawne, w jaki sposób Victor reaguje na Lili, a Tom na Rafaela ^^’ Ech, niby dorośli mężczyźni, a zachowują się jak niedojrzali chłopcy xD Kurczę, biedny Rafcio, biedna Laura T^T Znaczy Victor też jest biedny, ale mógłby mimo wszystko opowiedzieć dzieciakom o Caroline, przecież im to jest potrzebne :(
    No i do akcji wkracza Kath xP Jej też mi strasznie żal, ale o tym później… Ech, sama nie wiem, co o niej myśleć. Ma irytujący charakterek, ale wyjdzie na ludzi, więc… ^^’
    To teraz szybko powrót do Lili. Ech, moja biedna Becky T^T Jakie kurka to Twoje opo jest smutne no T^T Ech, chociaż tyle, że Rebecca ma wspaniałą rodzinkę i przyjaciół, którzy ją kochają i wspierają…
    No i proszę, pokazała się Maia, o którą nie tak dawno (chyba ) pytałam xD No ja tam się jej nie dziwię, że zachwyca się Tomem, choć to rzeczywiście musi być dziwne uczucie, gdy ktoś tak wzdycha do ojca koleżanki (co prawda bezwiednie). Ech, ja to byłabym chyba totalnie przerażona, gdyby ktoś tak rozpytywał moje przyjaciółki o moją rodzinę x_x Z kolei na miejscu Ann byłabym zupełnie zdezorientowana zachowaniem Lil ^^’ Tak to jest, jak się nic nie wie
    Yare, yare, ileż to stresu może przyczynić biednej Lil Katherine ^^’ Cóż, też jestem ciekawa, co ona tam dokładnie knuje…
    Hahah, no proszę, któż by pomyślał, że Gabryś zjawi się w szkole? xD Nie no, nie dziwię się, że Ann i Maia niemal dostały zawału xP Tak nawiasem, po raz enty Gabryel skojarzył mi się z Suzaku, z kolei jak czytam „Ann”, to od razu myślę o mojej biednej Annabel Q.Q Dobra, wracając do tematu… Ciekawa jestem reakcji Toma i Van, gdyby dowiedzieli się o Kath i Ferris ^.^’ Heh, a co do Katherine, to od razu zauważyła, że Gabryś jest smakowitym kąskiem xP
    Kurka, relacje Lil&Rafcio mnie rozczulają. Jestem zazdrosna ;( Mnie tam jakoś nie wolno być z kimś, kogo kocham Q.Q Przynajmniej na razie. No ale dobra, znowu nawijam nie o tym, co trzeba.
    Ech, biedna Kath T^T To takie smutne, co spotkało ją i jej rodzinę… Same nieszczęścia no T^T
    No proszę, rodzice Rafcia pracowali w pałacu, i to tak blisko księżniczki Laury… Dodatek o wilczych księżniczkach na pewno też będzie ciekawy i prawdopodobnie nawiąże do rodziców Rafcia, co?
    Ech, byłoby super, gdyby nienawidzące się od dawna rasy nawiązały jakąś nić porozumienia. Teoretycznie nasze dzieciaki mogłyby coś zrobić, ale one chyba będą siać zamęt x_x Chyba żeby jednak…
    To żeś mnie zastrzeliła tym „grzechem” rodziców Rafcia! Moja niezaspokojona ciekawość daje mi się teraz we znaki x_x Ale dobra, nie będę Cię o nic wypytywać… Chyba. Ech, w każdym razie nie opłaca się tego obiecywać, bo później miałabym wyrzuty sumienia…
    Ech, nawet u Kath odzywa się czasem sentymentalizm… No proszę, wisiorek z symbolem rodziny królewskiej…
    Tak przeczuwałam, że w tym rozdziale pojawią się Louise i Eric xD Czyli wilczki pomogły łowcom, ale każą sobie za to płacić (hm, ciekawe, z czym mi się ta historyjka kojarzy? )… Kurczę, robi się naprawdę interesująco! Rety, jak ja bym chciała przeczytać już całość… Ale nie, trza „cierpliwie” czekać na ciąg dalszy x_x Rajciu, i jaką to tajemnicę skrywa Clarinos? Kurka, niby tyle wiem, ale w sumie jeszcze więcej jest chyba sekretów…
    Dobra, uznajmy ten pisany fragmentami (pomiędzy jednym a drugim „Ada, chodź! Zrób to, zrób tamto.”) komentarz za skończony… Tradycyjnie czekam na następny rozdział <3 I cieszę się, że na ten nie trzeba było tak koszmarnie długo czekać xD Wesołych świąt, skarbie :*

    ~Aya

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, witam!
    Na Czarownica i Bestia pojawił się rozdział 7!
    Zapraszam! I życzę wesołych Świąt!
    Ave!
    Kiran Lilith

    OdpowiedzUsuń
  3. Hey!
    Właśnie zobaczyłam powiadomienie... Szczerze mówiąc, wcześniej nie zerknęłam na rozdział i jakoś nie przeczytałam... ^^"
    Więc... Dzięki za info!
    Rozdział super!
    Pozdro i weny!!!
    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pewna, że komentowałam ten rozdział. Musiał się jednak albo nie dodać (i głupia nie sprawdziłam) albo zaginął w akcji .. Dziwne.

    Zaczynając- smutne, że ojciec Rafcia nie potrafi rozmawiać o zmarłej żonie. Teoretycznie rozumiem, że wciąż boli go strata, ale czasem trzeba przecież przymknąć oko na siebie samego i zatroszczyć się o dzieci, które zapewne potrzebują rozmów o matce. Chociaż fakt, że jej/ich przeszłość owiana jest nutką tajemniczości mi się podoba ;)
    Ach, spotkali się a ona domyśliła się, ze on chce rozmawiać? Jakim cudem? Chyba naprawde nie potrzeba kobiecej intuicji by do tego dojść xD Mimo wszystko pocałowała go na przywitanie <3 mrau. No i stwierdził, ze Kath jest ładna <3 w sumie.. nie śmiałby twierdzić inaczej ! :D W końcu potęguje to jeszcze fakt, że są tej samej rasy <3 jeny, dużo bym dała za jedną ciut pikantniejszą scenkę w ich wykonaniu :D W końcu Kath taaaka miła dla Laury, może by się dobry brat odwdzięczył? :PP

    Przykre jest to, co się dzieje z Becky. Jestem ciekawa czy ma to jakieś głębsze przesłanie dla całości, czy po prostu kiedyś umrze, zbliżając niektórych bohaterów do siebie..
    Kath interesuje się Lil. No i dobrze, niech poczuje dziewczyna dreszczyk emocji :D W końcu nie może być tak sielankowo <3
    Fakt. Lil myślała, że coś wskóra rozmowa z Kath? Proszę, nie ma tak łatwo :D No, ale ! Lece do mojej ukochanej części. Kogo ja tu widzę ? Gabryś ? <333333 No niee :D I Kathcia go poznaje <3 rar! Mięknie jej serce. Przecież każdemu mięknie przy takim aniele. Nawet jak jest troche pijawkowaty <3

    Biedna Kathcia ! Tyle wycierpiała . To ją teraz usprawiedliwia ! Niech niszczy wrogów <3

    Stereotypy , stereotypami, tu jest po prostu rasizm xD jedna osoba z grupy nie podpasowała, nienawidzi się wszystkich. Smutne to, ale prawdziwe.

    O, no i tu zgadza się moje wcześniejsze stwierdzenie. Owiana tajemnicą przeszłość rodziców Rafcia. No czyli Kath coś wie, i coś knuje <3 rar !
    Moja sentymentalistka ! Ale tylko czasami! I to jest dobre podejście !

    Mam ! Ktoś inny, czyli może ktoś z rodziny Rafcia? Ale to nie byłoby nazwane grzechem.. Kurcze.

    Ogólnie na zakończenie powiem (tudzież napiszę) , że podoba mi się to w jaki sposób przedstawiasz każdą rasę. Od razu widać, że bliskie kontakty między wampirami są inne niże między samymi wilkołakami. W ich zachowaniu jest więcej zezwierzęcenia, takiej ikry. U wampirów, o dziwo, jest bardziej „ciepło i milusio”, tak emocjonalnie. Ale fajnie, że każda rasa ma swoje odmienne cechy :D
    Całuski dziękuję za dedyk. ;* Kolejne rozdziały postaram się komentować w miarę możliwości :D a przypominam , że ja nie mam jeszcze wakacji xD ;* Buziaki.
    Kao.

    OdpowiedzUsuń