Przeszłość i
przyszłość
Gabryel
uśmiechnął się i zachichotał.
- Wiesz,
ma się ten siódmy zmysł…
Popatrzyłam
na niego i z miną nauczycielki zapytałam:
-
Kochany, gdzie pokora, co?
Chłopak
zrobił minę niewiniątka i stwierdził:
-
Przecież ja jestem pokorny.
Zaczęłam
się śmiać, na co chłopak zrobił urażoną minę i wymamrotał coś w stylu „No
wiesz, jak możesz?”. Po dłuższej chwili przestałam chichotać i odpowiedziałam:
-
Oj, no już, nie denerwuj się.
-
Zgoda, ale pod jednym warunkiem - rzucił z tajemniczym uśmiechem. Zdziwiłam się
i nieco niepewnie wydukałam:
-
Jakim?
Chłopak
zrobił groźną minę i złowieszczym tonem zaproponował:
-
Co ty na to, że w ramach przeprosin wybierzemy się na polowanie? Tak jak wtedy,
gdy byliśmy dziećmi.
Spojrzałam
na blondyna i unosząc brew, odpowiedziałam:
-
Chcesz teraz iść na polowanie?
On
tylko wyszczerzył zęby i zarechotał.
-
Tak, a niby dlaczego nie?
„Zupełnie
jak gdyby nadal miał dwanaście lat”, przeszło mi przez myśl. Dobrze pamiętam,
że gdy mieszkaliśmy niedaleko siebie, urządzaliśmy sobie we dwoje zawody na
polowaniu. Jeżeli była taka możliwość, dołączała do nas Rebecca, ale biorąc pod
uwagę jej stan zdrowia, takie sytuacje były niestety rzadkością.
-
W sumie racja, dlaczego nie? - odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie.
Młodzieniec
złapał mnie za przegub dłoni i zaprowadził do salonu, w którym moi rodzice i
gospodarze wesoło ze sobą gawędzili. Margaret, gdy zobaczyła, że nie ma z nami
jej córki, zatroskanym głosem spytała:
-
A gdzie podziała się Rebecca?
-
Poszła się położyć, nie martw się - wyjaśniłam, na co wampirzyca odetchnęła z
ulgą.
-
My idziemy na małe polowanko - wtrącił z ogromnym uśmiechem Gabryel. Dorośli
popatrzyli na nas nieco zaskoczeni, ale nic nie powiedzieli.
Zanim zostałam wyciągnięta przez blondyna,
usłyszałam prośbę mamy, bym uważała na sukienkę. „Taa, moje polowania kończą
się zwykle kupnem nowych rzeczy”, pomyślałam z niechęcią.
Gdy
znaleźliśmy się przed domem, wampir spojrzał na mnie wyzywająco i niby od
niechcenia rzucił:
-
Ciekawy jestem, czy zrobiłaś jakieś postępy… Bo zwykle to
ja wygrywałem.
Zamknęłam
oczy, skupiając wszystkie swoje zmysły na znalezieniu jakiejś zdobyczy, po czym
odpowiedziałam spokojnie:
-
No to zaraz się przekonamy… Mam nadzieję, że jesteś w formie, kochanieńki.
Po
czym ruszyłam co sił w nogach przed siebie, zapominając o wszystkim, co mnie
dziś spotkało i myśląc tylko o jednym: o krwi.
Wytarłam
usta od czerwonej cieczy i oparłam się o pień drzewa, wdychając świeże,
wczesnozimowe powietrze. Po chwili przyjrzałam się chłopakowi, który kończył
swój posiłek. Wyglądał powalająco z tą rozwianą przez wiatr blond czupryną, a
przez krwistoczerwone oczy sprawiał wrażenie drapieżnego i niebezpiecznego. To
zabawne, ale zapamiętałam go jako czternastoletniego chłopca, który był dla
mnie niemal całym światem. Był dla mnie nie tylko najlepszym przyjacielem, ale
śmiało mogę powiedzieć, że był zupełnie jak starszy brat, choć… Choć na krótko
przed jego wyjazdem zaczęłam dostrzegać w nim coś innego… Jak tak teraz o tym myślę,
wydaje mi się, że coś podobnego widziałam w Rafaelu tuż przed tym, jak się w
nim zakochałam.
-
Czemu tak mi się przyglądasz? - spytał mój przyjaciel, tym samym sprowadzając
mnie na ziemię. Posłałam mu figlarny uśmiech i stwierdziłam:
-
Czy ja wiem… Bez powodu.
Chłopak
podszedł do mnie i wyszczerzył się.
-
Ha! Przyłapałem cię! Po prostu podziwiasz mistrza w
akcji!
Mimowolnie
i ja się zaśmiałam, po czym rzuciłam:
-
No pewnie, że tak.
Przez
chwilę oboje rechotaliśmy jak nienormalni, aż w końcu Gabryel zacmokał z
dezaprobatą.
-
Biorąc po uwagę twój wygląd, nie za wiele się zmieniło, jeżeli chodzi o twoje
umiejętności łowieckie.
Spojrzałam
na swoją sukienkę, która gdzieniegdzie była poplamiona krwią albo rozdarta
przez jakieś krzaki.
-
O rety, mama mnie chyba zabije - jęknęłam z nietęgą miną, na co mój towarzysz
poczochrał mnie po włosach, w które wplątały się drobne liście i pocieszył mnie:
-
Nie przesadzaj, w sumie wyglądasz całkiem nieźle w takim obdartym wdzianku.
Dałam
mu kuksańca w bok i poprosiłam, żeby się ze mnie nie nabijał, na co on tylko
zachichotał. Nie miałam ochoty jeszcze wracać, a poza tym chciałam porozmawiać
w spokoju z blondynem i pomyśleć o wielu sprawach, więc zamiast ruszyć w drogę
powrotną, usiadłam pod drzewem i zamykając oczy poprosiłam:
-
Zostańmy tu jeszcze, co?
Sekundę
później poczułam, że wampir siada koło mnie i podobnie jak ja rozkoszuje się
czystym powietrzem. Chwilę milczeliśmy, aż odezwał się mój towarzysz.
-
No i jak ci się podobało przyjęcie? To było chyba twoje pierwsze, prawda?
-
Znasz mnie, nie przepadam za takimi rzeczami… Za dużo ludzi… A poza tym, sam
widziałeś, jak patrzyli na mnie i mamę. Zupełnie jakbyśmy były z nic nie warte
- fuknęłam rozeźlona, po czym kontynuowałam - Tata nas uprzedzał, więc to nie
była niespodzianka, ale mimo to byłam wściekła, bo wiem, co sobie co
poniektórzy myśleli… Chociaż tyle, że Margaret pocieszyła nas, że na nią też
tak reagowali, a później się przyzwyczaili - westchnęłam, na co młodzieniec
odparł nieco wzburzony:
-
Nie przejmuj się tym, Lil, co poniektórzy z tej całej arystokracji nawet nie
zasługują na to, by przebywać w obecności twojej, Vanessy czy mojej ciotki.
-
Wiem, wiem - mruknęłam, po czym zapytałam - A tak swoją drogą, nie uważasz, że
pojawienie się kogoś takiego jak Hell zupełnie bez zapowiedzi jest dziwne?
Blondyn
zamyślił się na moment, po czym kładąc się na trawie i patrząc na niebo,
poważnym tonem zaczął mówić.
-
Jeszcze nie bardzo znam się na polityce wampirów, ale z tego, co wiem, z
pierwotnych sześciu rodów wampirów wchodzących w skład Rady pozostały trzy:
Hell, Hiou i Gessner. Pozostałe trzy wygasły jeszcze przed pierwszą wojną
oświeceniową.
Zatkało
mnie. Może i nie znałam za bardzo historii wampirów, ale nawet ja wiedziałam,
że pierwsza wojna pomiędzy wampirami a wilkołakami odbyła się jakieś trzysta
lat przed powstaniem Imperium Rzymskiego. Zastanowiło mnie, skąd więc tak stare
rody mają japońskie, angielskie i niemieckie nazwiska, przerwałam więc
Gabryelowi jego wypowiedź i zapytałam o to, na co on wzruszył ramionami i
odpowiedział:
-
To proste, początkowo żaden ród nie miał nazwy, dlatego wampiry z trzech
familii, które nie przetrwały, nazywamy wyłącznie imionami. Nazwiska Hell, Hiou
i Gessner pojawiły się wieki później. Wracając jednak do rodziny Hell, przez
stulecia udowadniali, że jej członkowie są raczej nieprzewidywalni, więc to ich
wtargnięcie nie wydaje mi się jakimś szczególnym wydarzeniem.
-
Rozumiem…
Zamyśliłam
się nad tym, co powiedział mi mój przyjaciel. Ta cała opowieść wydała mi się
naprawdę ciekawa, aż zaczęłam żałować, że wcześniej nie wypytywałam o historię
wampirów. Poprosiłam więc, aby opowiedział mi coś więcej o współczesnym
składzie Rady.
-
Dwie rodziny już sama spotkałaś - zaczął. - Teraz Wyrocznią jest Amica Hell, wcześniej
była nią Petra Ferro. Jak już sama wiesz, nasza Wyrocznia związała się ze swoim
bratem, z którym ma córkę Evę i starszego od niej syna Michaela. - „Więc
Wyrocznia ma jeszcze syna”, zdziwiłam się, jednak nic nie powiedziałam, tylko
słuchałam z uwagą. - Eva jeszcze nie wchodzi w skład Rady, ale jej brat tak.
Kolejni są Hiou: Kage, jego córka Aya i tajemnicza Maaya, której nikt nigdy nie
widział i tak naprawdę nie wie, skąd się wzięła. Potem mamy ród, z którego
pochodziła Petra. W Radzie pozostała jej siostra Andrea, która związała się z
jakimś węgierskim arystokratą, i jej syn Cristoforo. Irlandzka rodzina to
Costello, do której należą Harry i jego dwie córki - Meg i Judith. Podobnie jak
Hiou, Masuhiro pochodzą z Japonii. Należą do niego Josuke i jego starsza
siostra, Dai. Ostatnia z wielkich familii to Gessner wywodzący się z Niemiec.
Reprezentuje go rodzeństwo, które jest jednocześnie narzeczonymi, Otto i Julia.
- Na chwilę się zamyślił, po czym spojrzał na mnie i rzucił - Lili, a ty w
ogóle wiesz, że każda z tych rodzin ma swój symbol?
„Wyjdę
na kompletną ignorantkę”, jęknęłam w duchu i nieco się czerwieniąc,
odpowiedziałam:
- To, że każdy ród ma znak, wiem, ale nie
mam zielonego pojęcia jaki.
Chłopak
uśmiechnął się i zaczął:
-
Symbolem rodziny Hell są języki ognia, co ma zapewne związek z ich nazwiskiem.
Hiou za herb wzięli kwiat wiśni, pewnie dlatego, że to drzewo jest kojarzone z
ich krajem. Ferro odznacza się białą różą, gdyż założycielem tej familii była
wampirzyca o imieniu Rosa, co po włosku oznacza różę. Podobnie jak Irlandię,
tak i Costello symbolizuje koniczyna. Masuhiro jako znak wybrali żurawia, co w
Japonii kojarzy się z szczęściem. Niemiecka część Rady odznacza się dwoma
skrzyżowanymi mieczami, co ma podkreślać ich siłę.
Nic
nie odpowiedziałam, tylko oparłam się o pień i zamknęłam oczy, by móc dokładnie
przemyśleć to wszystko, co powiedział mi Gabryel. Naprawdę aż wstyd, że tak
mało wiem o swojej, jakby nie było, rasie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę,
jak mało orientuję się w świecie wampirów. Do tej pory znałam nazwy
najważniejszych rodzin i największych wojen. To znaczy tych, które były
prowadzone z wilkołakami. Były ich cztery. Dwie pierwsze
nazwano oświeceniowymi - o ile mi wiadomo dlatego, że każda z nich przynosiła
jakąś naukę. Trzecia została nazwana czarną wojną, gdyż głównie to wampiry
napadały na wilki, które się broniły, a co za tym idzie, była ona prowadzona
głownie w nocy. Ostatnia nazwana została krwawą, gdyż zginęło w niej najwięcej
wilków i wampirów - w tym moja ciocia Ashley. Jeżeli chodzi o walki wampirów i łowców czy wilków i łowców, nie wiedziałam praktycznie nic.
Pewnie
rozmyślałabym nad Radą, wojnami i tak dalej, gdyby nie wesoły głos blondyna,
który nie wiedzieć kiedy wstał z ziemi i przeszywał mnie wzrokiem wesołych
bursztynowych oczu.
-
To co, wracamy?
Spojrzałam
na niego i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie zapytałam, czemu jego
rodzice nie wrócili razem z nim. Na moje słowa chłopak spochmurniał i wybąkał:
-
Mój ojciec to kretyn i zacofany hipokryta, a moja mama… Cóż, mama jest w nim
zakochana, więc robi, co jej każe.
To,
co mi powiedział, nieźle mnie zaskoczyło. To, w jaki sposób nazwał własnego
ojca…
-
Gabryel, co się stało? - zapytałam, nie odrywając od niego zlęknionych oczu.
Młodzieniec
oparł się o najbliższe drzewo i przez dłuższą chwilę nic nie mówił. W końcu
westchnął.
-
Lili, nie wiem, czy powinienem ci o tym mówić.
Posłałam
mu groźne spojrzenie i zmuszając go, by na mnie spojrzał, odpowiedziałam:
-
Gabryel, wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko. Jesteśmy przyjaciółmi. Ale zrobisz, jak będziesz chciał - dodałam,
delikatnie się uśmiechając. Blondyn zastanawiał się chwilę, aż wreszcie
mruknął:
-
Jakby to powiedzieć… Mój ojciec pochodzi z naprawdę wpływowej rodziny, bodajże
mój dziadek jest kimś w rodzaju skryby na spodniach Rady, oczywiście mieszka w
posiadłości Wyroczni.
-
O rety, nie wiedziałam - wymsknęło mi się, na co mój przyjaciel uśmiechnął się
ponuro i odpowiedział:
-
Taa, ja przez długi czas też nie… No więc gdy tata wrócił do rodzinnych Włoch,
zaczął się zmieniać. Przestał być kochającym ojcem i mężem, który miał czas dla
najbliższych, a stał się samolubnym i nietolerancyjnym arystokratą jakich
wielu… Kiedy więc mój brat postanowił wrócić do Anglii, on rzecz jasna nie chciał
wrócić. Oczywiście wolał, żebym i ja został, chciałby pewnie, bym stał się
jakimś karierowiczem, ale co to, to nie. - Ostatnie słowa powiedział ze wzgardą
w głosie.
Widziałam,
jak bardzo przeżywa to, co się stało z jego ojcem. Mimo że nie znałam go osobiście,
z opowiadań Gabryela wynikało, że był dobrą osobą, a teraz… Naprawdę żałuję, że
nie mogłam być przy nim we Włoszech i mu jakoś pomóc, przynajmniej go
pocieszając. Z bolącym sercem wstałam, podeszłam do niego i przytuliłam go.
-
Nie martw się, może twój ojciec zrozumie, co jest w życiu ważne.
Chłopak
uśmiechnął się i odsuwając się ode mnie na tyle, by móc mi spojrzeć w oczy,
stwierdził:
-
Może masz rację… A teraz wracajmy, pewnie już się o nas martwią - dodał sekundę
później.
„Faktycznie,
spędziliśmy mnóstwo czasu poza domem, reszta pewnie zaczyna się niepokoić”,
stwierdziłam i uśmiechając się, pokiwałam głową.
W
domu znaleźliśmy się po upływie jakichś dziesięciu minut. Gdy weszliśmy, mama
zlustrowała mnie zagniewanym spojrzeniem i jęknęła:
-
Lili, przecież prosiłam cię, żebyś uważała na ubranie…
Wyszczerzyłam
zęby i odparłam:
-
Oj tam, oj tam, powinnaś się do tego przyzwyczaić.
-
No właśnie, a poza tym nie uważasz, że w lekko poszarpanym ubraniu bardziej
przypomina wampirzycę?
Mama
spojrzała z pobłażaniem na naszą dwójkę i stwierdziła:
-
No już dobrze, dobrze.
Bardzo
chciałam jeszcze choć przez chwilę porozmawiać z Rebeccą, więc gdy upewniłam
się, że moja przyjaciółka jeszcze nie śpi, ruszyłam do jej pokoju.
Niestety,
gdy zapukałam, nikt nie odpowiadał, więc pomyślałam, że wampirzyca jednak
usnęła i już miałam odejść, gdy usłyszałam czyjś kaszel, po czym brzęk
tłuczonego szkła. W ogóle się nie namyślając, weszłam do pomieszczenia.
Rozejrzałam się po ciemnym pokoju, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swojej
przyjaciółki. Dopiero po minucie zorientowałam się, że drzwi do jej łazienki są
lekko uchylone i dochodzi stamtąd światło. Podeszłam do drzwi, lekko je
pchnęłam i zobaczyłam Rebeccę pochyloną nad umywalką. Jej widok autentycznie
mnie przeraził, była dosłownie biała, ręce jej drżały, loki były mokre od potu
(zresztą jak całe jej ciało), a nienaturalnie rumiane policzki wskazywały na
wysoką temperaturę. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, spojrzała na mnie pełnym
zażenowania i wstydu wzrokiem, po czym szepnęła tak cichutko, że ledwie mogłam
ją usłyszeć:
-
Lil, przepraszam, zaraz mi przejdzie.
-
Wezwać Margaret albo Daniela?
Dziewczyna
popatrzyła na mnie ze strachem i pisnęła:
-
Nie, w żadnym wypadku, naprawdę zaraz mi przej… - urwała, bo znów zaczęła
kaszleć. Szybko do niej podbiegłam i dopiero wtedy zauważyłam, że na jej rękach i na umywalce są ślady krwi. Podtrzymywałam
ją lekko, bo gołym okiem widać było, że zaraz upadnie. Gdy zaczęła normalnie
oddychać, westchnęła.
-
Naprawdę mi przykro, że musiałaś oglądać mnie w takim stanie…
Zrobiłam
zdziwioną minę i kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć, mruknęłam:
-
Głuptasie, nie masz za co przepraszać. Powiedz lepiej, jak się czujesz?
Szatynka
wzruszyła ramionami, po czym westchnęła.
-
Jak po każdym takim ataku. - Widząc moją minę, dodała z gorzkim uśmiechem -
Lili, nie bądź tak zaskoczona, moja choroba przebiega właśnie w taki sposób. -
Nigdy nie widziałam Rebecci podczas ataków, jednak przez myśl mi nie
przeszło, że mogą one tak wyglądać. Nagle jej oczy zrobiły się krwiście
czerwone i zaczęła szybciej oddychać, po czym cofnęła się kilka kroków tak, by
dotknąć ściany i osunęła się na ziemię. Czym prędzej wybiegłam z pomieszczenia
i biorąc z szafki nocnej szklankę pełną krwi, podałam jej ją do ust. Moja
przyjaciółka zaczęła łapczywie pić, a gdy jej tęczówki przybrały już normalny
kolor, wymamrotała zawstydzona - Zwykle po krwawym kaszlu mam napad głodu…
Pogłaskałam
ją po głowie i uśmiechając się pokrzepiająco, odpowiedziałam:
-
Spokojnie, to zrozumiałe… Może jednak zawołać twoich rodziców?
Rebecca
podniosła na mnie udręczony wzrok i kręcąc na znak sprzeciwu głową, poprosiła:
-
Lil, błagam, nie rób tego, naprawdę to nic szczególnego, już mi przeszło, a
mama z tatą niepotrzebnie by się denerwowali.
Westchnęłam,
ale uszanowałam decyzję przyjaciółki. Gdy nabrała trochę sił, zaprowadziłam ją
do łóżka i usiadłam obok niej. Becky westchnęła, po czym spojrzała na mnie
wzrokiem poważnej osoby, który bardziej pasuje do dorosłych niż do dziewczynki,
której można dawać najwyżej czternaście lat, po czym rzuciła:
-
Dziękuję, że zrobiłaś to, o co cię prosiłam i nie zawołałaś moich rodziców.
Uśmiechnęłam
się i stwierdziłam, że nie ma za co, ale mam nadzieję, że sama im powie.
Czternastolatka spojrzała gdzieś w bok i szepnęła:
-
Powiem, ale zrozum… Moi rodzice dość się już na mnie napatrzyli,
gdy byłam w jeszcze gorszym stanie, więc chcę im oszczędzić podobnych widoków.
Pokiwałam
ze zrozumieniem głową i o nic więcej nie pytałam. Na jakiś czas zeszłyśmy z poważnych
tematów i rozmawiałyśmy o zupełnie błahych sprawach. W pewnym momencie
wampirzyca, patrząc przez okno, wyznała cicho:
-
Lil, chciałabym się kiedyś zakochać, ale zważywszy na moje zdrowie, to raczej
mało prawdopodobne...
-
Becky, co ty gadasz? Niejeden chłopak padnie ci w przyszłości do nóg -
odparłam, uśmiechając się delikatne do przyjaciółki, która przeniosła wzrok na
mnie i chichocząc zapytała:
-
A ty już się zakochałaś?
Natychmiast
się zaczerwieniłam i przepraszając w duchu, skłamałam. Jednak reakcja Jones
nieźle mnie zaskoczyła - spojrzała na mnie jakby niedowierzając, po czym przez
sekundę jej oczy wyrażały zawód, aż w końcu, uśmiechając
się nieznacznie, delikatnie zachichotała:
-
Lili, nic się nie zmieniłaś, dalej nie umiesz kłamać. No dobra, to opowiadaj, jaki on jest: wysoki,
niski, brunet, blondyn…?
"Najwyraźniej
jestem najgorszą kłamczuchą świata", mruknęłam w duchu, po czym z nietęgą
miną odparłam:
-
Becky, ty chyba zawsze będziesz umiała mnie rozszyfrować… To, co ci teraz
powiem, musi zostać między nami, rozumiesz?
Nastolatka
z uśmiechem spiskowca pokiwała głową i zaczęła słuchać. Stwierdziłam, że skoro
wampirzyca domyśliła się tego i owego, powiem jej prawdę o całej sprawie. Po
pierwsze, chciałam się komuś zwierzyć ze wszystkich moich wątpliwości, a
rodzicom nie mogłam. Po drugie, mimo że Rebecca wyglądała na młodziutką
dziewczynę, to tak naprawdę była ode mnie sporo starsza, więc liczyłam, że może
ona mi coś doradzi.
Przyjaciółka
wysłuchała ze spokojem moich wyznań i ani razu mi nie przerwała. W końcu
uśmiechnęła się łagodnie i przyznała, że czegoś takiego się nie spodziewała,
ale życzy mi dużo szczęścia. Kiedy jednak zaczęłam temat Katherine i Ferris,
spoważniała i poradziła, bym na razie nic nie robiła i poczekała na ich pierwszy
ruch. Po naszej długiej rozmowie poczułam się o niebo lepiej - wygadanie się
bliskiej osobie chyba zawsze przynosi ulgę.
Zamieniłyśmy
ze sobą jeszcze kilka słów, ale potem Jones zasnęła. Wychodząc z jej sypialni,
nie mogłam przestać myśleć o stanie, w jakim ją zastałam. Musiałam jej jakoś pomóc…
***
Młoda,
wyglądająca na mniej więcej dwadzieścia jeden lat wilczyca siedziała na złotym
tronie, który zdobiony był licznymi płaskorzeźbami i wysłuchiwała członków
Zgromadzenia. Od ostatniej wojny nic nadzwyczajnego się nie działo, zwykłe
drobne przestępstwa jak bezpodstawny atak na wampira lub człowieka czy drobne
sprzeczki pomiędzy poszczególnymi rodzinami. Jednak tylko ona i kilkoro jej
zaufanych ludzi wiedziało, że ta sielanka już niedługo może się skończyć, w
końcu przeczuwała burzę od tylu lat…
-
Wasza wysokość, czy wyrok jest ostateczny?
Blondynka
kiwnęła głową na znak potwierdzenia, po czym wyszła z sali głównej i skierowała
się w nieznanym sobie kierunku.
Spacerowała
korytarzem jakiś czas, zastanawiając się, czy jej
siostra postąpiłaby tak jak ona. W końcu to ona była tą ładniejszą, tą
mądrzejszą księżniczką - przynajmniej według niej. Ni stąd, ni zowąd usłyszała
głos swojej przyjaciółki.
-
Królowo Clarinos, Alexander chce się z tobą widzieć.
Wilczyca
podziękowała i bezzwłocznie udała się w stronę obserwatorium astronomicznego, w
którym na pewno znajdował się jej nadworny astronom.
Bez
pukania weszła do małego, zaciemnionego pomieszczenia, w którym pełno było map
nieba i teleskopów o różnych wielkościach, po czym wypaliła:
-
Słucham, coś się stało?
Mężczyzna
wyglądający na około pięćdziesiąt lat odwrócił się do Clarinos (gdy weszła,
patrzył przez teleskop) i rzekł poważnym tonem:
-
Wasza miłość, za miesiąc słońce zasłoni księżyc.
Zdawała
sobie sprawę z tego, co to mogło oznaczać. Nie spuszczając mężczyzny z oczu,
zapytała rzeczowym tonem:
-
Alexandrze, myślisz, że zaćmienie księżyca zwiastuje…? - Nie zdążyła dokończyć,
bo wilk wszedł jej w słowo.
-
Clarinos, przez tyle lat nie mogłem uwierzyć, że to się wydarzy, ale teraz… Teraz
wiem, że się nie myliłaś.
***
Młoda,
z wyglądu dwudziestoczteroletnia wampirzyca otworzyła ciężkie, marmurowe drzwi
i weszła do malutkiej, zaciemnionej komnaty. Pomieszczenie było zbudowane z
czarnego marmuru, a na środku stało ogromne kamienne naczynie, które ustawione
było na grubej, kamiennej podstawce. Na całości przedmiotu wykute były znaki,
których już od dawna nikt nie rozumiał.
Białowłosa
zapaliła pochodnię, którą trzymała w ręku i powoli zaczęła podchodzić do
naczynia. Gdy nareszcie znalazła się na środku, zdjęła z misy delikatny, czarny
materiał i spojrzała w lustrzaną taflę wody, by po chwili uśmiechnąć się, ponownie
nakryć przedmiot i wyjść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz