Powód
-
O czym rozmawiałeś z ojcem? - zapytałam po chwili, na co młodzieniec westchnął.
-
O niczym ważnym…
Spojrzałam
na niego karcąco, po czym mruknęłam:
-
Rafael, znam cię… Robiłeś mu wyrzuty z mojego powodu.
Wilkołak
oparł się o ścianę i wybąkał:
-
Wcale nie… Po prostu rozmawiałem z nim o jego niestosownym zachowaniu.
-
Już ja wiem, jaka jest ta twoja rozmowa - fuknęłam, a on uśmiechnął się
łobuzersko, zamykając przy tym oczy.
-
No dobrze, powiedzmy, że dałem mu do zrozumienia, że nie chcę, by cię tak
traktował.
Podeszłam
do niego i zmuszając go, by na mnie spojrzał, odpowiedziałam zmartwionym i
smutnym głosem:
-
Rafael, nie chcę, by twoje stosunki z ojcem z mojego powodu się popsuły.
Chłopak
wzruszył ramionami i powiedział od niechcenia:
-
Niech cię o to głowa nie boli. - Po tych słowach, łapiąc mnie w talii,
przycisnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Gdy się od siebie oderwaliśmy,
zauważyłam w jego oczach iskierki szczęścia. Odruchowo posłałam mu uśmiech, na
co on jeszcze raz musnął moje wargi, ale tym razem zrobił to znacznie
delikatniej i czulej.
-
To o czym plotkowałaś z moją siostrzyczką? - zapytał szeptem.
Zachichotałam,
po czym odpowiedziałam:
-
To nasz mały sekret.
Chłopak
wywrócił oczami, na co ja dałam mu całusa w policzek.
-
No i jak ci się tu podoba? - zapytał po chwili.
-
Jest naprawdę ślicznie.
Chłopak
wziął moją dłoń i poprowadził mnie na balkon, z którego mogłam dostrzec cudowny
las, a gdzieś w oddali wysokie góry. Z zachwytu aż mi dech w płucach zaparło i
wyjąkałam oczarowana:
-
Jak cudownie…
Przez
moment nie mówiliśmy nic, oddychaliśmy tylko świeżym, jesiennym powietrzem i
podziwialiśmy widoki. W końcu Rafael przerwał tę chwilę milczenia smętnym
głosem.
-
Zawsze tu przychodzę, gdy chcę się uspokoić, przemyśleć coś czy po prostu pobyć
sam…
Spojrzałam
na ukochanego. Stał oparty jak ja o barierkę i z miną zarówno smutną, jak i
zamyśloną wpatrywał się w niebo. Po sekundzie dokończył:
-
Tu dochodziłem do siebie po pierwszej przemianie… - Na chwilę przerwał,
widocznie rozmyślając o przeszłości. - Wiesz, jak się pierwszy raz znowu staje
człowiekiem, ma się w głowie mętlik… Czasem wydaje mi się, że… nie będę już
sobą… że zatracę się w tej swojej parszywej naturze
wilkołaka.
Spojrzałam
na niego zdumionym i pełnym współczucia wzrokiem. Po chwili podeszłam do niego
i, delikatnie obracając jego twarz w kierunku swojej, odpowiedziałam:
-
Rafael, wiem, co czujesz… Sama mam podobnie, na każdym polowaniu staję się kimś
innym… - Zrobiłam dłuższą przerwę i patrząc głęboko w jego oczy, powiedziałam - Zawsze
będę przy tobie, niezależnie od tego, co się wydarzy.
Chłopak
zamknął oczy, po czym z nikłym uśmiechem rzucił:
-
Wiesz co… Przy tobie staję się strasznym romantykiem… To do mnie nie pasuje.
Położyłam
mu głowę na ramieniu i odpowiedziałam:
-
I za to cię kocham.
Młodzieniec
spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zapytał:
-
Co? Jak to?
Zamiast
odpowiedzi delikatnie go pocałowałam, po czym wyszeptałam:
-
Za to, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Za to, że jesteś ze mną szczery. Za to,
że mnie kochasz mimo tego, że jestem tym, kim jestem…
Brunet
zaśmiał się.
-
Głuptasek z ciebie…
***
Stałam
przed domem, nie bardzo
wiedząc, co mnie w nim czeka. Niby tata zgodził się na mój związek z Rafaelem,
ale to nie oznacza, że będzie zachowywał się normalnie.
„Cóż
mówi się trudno i żyje się dalej… No, chyba”, pomyślałam, po czym nacisnęłam
klamkę i przekroczyłam próg budynku. Pierwsze, co zobaczyłam, to Tom siedzący
na fotelu i czytający coś z nieodgadnioną miną. Nie bardzo wiedziałam, co mam
zrobić - przywitać się czy raczej udać obrażoną i po prostu pójść do swojego
pokoju? Jednak zanim zdołałam zrobić cokolwiek, tata przeszył mnie spojrzeniem,
po czym mruknął:
-
Elizabeth, chodź, porozmawiamy.
Z
niechęcią stwierdziłam, że zapowiada się cudowna rozmowa. Bez słowa podeszłam
do pierwszego lepszego miejsca do siedzenia i beznamiętnym głosem zapytałam:
-
Słucham, tato?
Tom
wpatrywał się we mnie przez moment, aż w końcu powiedział:
-
Wiem, że masz mnie za hipokrytę i że jesteś na mnie zła z powodu tego, że nie
akceptuję tego… Rafaela… - Wymawiając imię mojego ukochanego, lekko się
skrzywił, co mnie zasmuciło. Ile ja bym dała za to, by oni mieli do siebie
przynajmniej neutralny stosunek... Jednak szybko przerwałam swoje rozmyślania,
by wysłuchać ojca do końca. - I nie twierdzę, że kiedyś zmienię zdanie co do
waszego związku… - Te słowa mnie zabolały i jednocześnie zirytowały. Warknęłam
więc przez zaciśnięte zęby:
-
Po co mi to mówisz, co? Takie pogadanki nie zmienią faktu, że go kocham, czy
tego chcesz…
-
Kochanie, możesz mi nie przerywać? - rzucił Tom smętnym tonem, na co ja szybko
umilkłam. - Jak już wspomniałam, nie twierdzę, że kiedyś polubię Rafaela i że
zmienię zdanie co do wilkołaków, jednakże… - Wziął głębszy wdech i zamykając
oczy, stwierdził -
Jednakże nie będę robił wam przeszkód, jak już wcześniej mówiłem, i… jeżeli
ten… wilkołak okaże się być kimś innym, to z całych siły będę wam kibicował, mimo
że raczej nigdy go nie polubię. - Znowu przerwał i uśmiechając się dokończył -
Kiedy wyszedłem z domu, byłem na ciebie strasznie wściekły… Najbardziej
dlatego, że miałaś rację. Zachowałem się jak hipokryta, co nie zmienia faktu,
że nie powinnaś się tak do mnie odzywać. - Ostatnie zdanie wypowiedział z
groźną miną.
Wmurowało
mnie, tata tak bardzo mnie zaskoczył, że wyjąkałam jedynie:
-
Tato... Wiem, że… No, nie powinnam tak do ciebie mówić i bardzo cię przepraszam
za to, jak się zachowałam.
Szatyn
zaśmiał się i odpowiedział:
-
No, masz za co… Ale skończmy ten temat, bo dzięki twoim słowom dotarło do mnie,
że nie jesteś już dzieckiem i przypomniało mi się, jak to było ze mną, więc… I
ja chciałem przeprosić.
Nie
wytrzymałam i rzuciłam mu się na szyję. Byłam tak szczęśliwa, że łzy popłynęły
mi po policzkach.
-
Dziękuję, tatusiu - wychlipałam cicho.
Wampir
pogłaskał mnie po głowie, po czym wesołym głosem powiedział:
-
To jak, między mami zgoda?
-
Oczywiście - odparłam radośnie.
-
Nareszcie poszliście po rozum do głowy! - usłyszeliśmy radosny głos mamy, która
stała na schodach i z wesołą miną nam się przyglądała. Na jej słowa tata i ja
jednocześnie pokazaliśmy jej język.
***
Od
spotkania z rodziną Rafaela minęły trzy tygodnie i jak na razie wszystko idzie
znakomicie. Tata co prawda nie polubił mojego chłopaka, ale też nie wyrażał się
źle na jego temat. W sumie to on w ogóle o nim nie mówi, stara się raczej
unikać tego tematu - podobnie zresztą jak Victor. Ojciec Rafaela nie zwraca na
mnie niemal żadnej uwagi, traktuje mnie wręcz jak powietrze. W sumie to
zadziwiające, jak ci dwaj są do siebie podobni. Kiedyś nawet powiedziałam o tym
Rafaelowi, na co on się zaśmiał i stwierdził, że nasi ojcowie - gdyby nie byli
wilkołakiem i wampirem - mogliby być brani za braci. Właściwie, jak się
zastanowić… miał rację.
Na
szczęście Laura i ja bardzo się ze sobą zaprzyjaźniłyśmy, co niezmiernie cieszy
mnie i jej brata. Zaproponowała mi nawet, że wybierze się razem z moją
przyjaciółką Ann i ze mną na zakup nowej sukienki.
Właśnie,
bal u rodziny Hiou…
-
Lili, zejdź na dół, babcia
przyszła - usłyszałam głos mamy dobiegający z salonu.
Byłam
tak zamyślona, że nie poczułam, iż do domu przyszła mama Toma. Szybko zbiegłam
na parter i zobaczyłam wyglądającą na około czterdzieści lat kobietę o bardzo
jasnych blond włosach i jasnoniebieskich oczach. Nikt, kto by mnie z nią
zobaczył, nigdy nie pomyślałby, że jestem jej wnuczką, spokojnie można by ją
wziąć za moją mamę.
Elizabeth,
gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się łagodnie i niezwykle dźwięcznym
głosem powiedziała:
-
Witaj, Lil, jak się masz, kochanie?
Szybko
zbiegłam po schodach i przytulając się do kobiety, odpowiedziałam:
-
Świetnie, babciu. Szkoda, że tak rzadko nas odwiedzasz.
Blondynka
zachichotała i odparła, najpierw patrząc na mnie, potem na rodziców:
-
To może ty byś od czasu do czasu odwiedziła starą babcię, co?
-
Nie martw się, mamo, już niedługo cię odwiedzimy, obiecuję - odparł tata z
lekkim uśmiechem, na co babcia pogroziła mu palcem i zachichotała.
-
No ja myślę, synku!
Nagle
przyszło mi na myśl, by spytać babci, co wie na temat rodu Hiou - w końcu to do
nich jedziemy na bal…
Niebieskooka
zasępiła się na chwilę, po czym rzekła:
-
To dość tajemnicza rodzina… O ile mi wiadomo, Kage Hiou związał się z niejaką
Maayą, o której tak naprawdę nic nie wiadomo. Nawet jej nazwisko jest okryte
tajemnicą. Nigdy nie była widziana na żadnych przyjęciach czy innych
uroczystościach. Niektórzy twierdzą nawet, że kiedyś była zwykłą służąca tego
rodu, a młody Kage się w niej zakochał i dlatego nikt nic nie wie. No, może
poza Wyrocznią i Radą.
Ta
informacja bardzo mnie zaskoczyła. Jakoś nie mogłam uwierzyć w to, że ktoś taki
jak Kage mógł zakochać się w zwyklej wampirzycy, to musiały być plotki.
-
Babciu, a wy będziecie, prawda?
Kobieta
westchnęła, po czym mruknęła:
-
Przykro mi, skarbie, ale nie. Właśnie wtedy mamy ustalony lot do Paryża, od
długiego czasu planowaliśmy zwiedzić to miasto, a poza tym, mamy tam do
załatwienia kilka spraw niecierpiących zwłoki.
Zrobiło
mi się bardzo smutno. Liczyłam na to, że oprócz rodziców na tym przeklętym balu
będę miała kogoś jeszcze, kto jest dla mnie ważny.
Elizabeth
spojrzała na synową i na mnie, po czym stwierdziła:
-
Dobra, moje drogie, teraz powiem wam, co i jak.
Westchnęłam.
Czas zacząć naukę, jak być prawdziwą arystokratką. Zważywszy na to, że ani
tata, ani mama nie mieli ochoty na służbę i bale, kompletnie nic nie wiedziałam
o tym, jak to jest być wampirzycą z wyższych sfer, podobnie zresztą jak mama.
-
Po pierwsze, zajmiemy się doborem kreacji. Nie może ani zbyt okazała, ani zbyt
pospolita. Po drugie, trzeba wam wyjaśnić, co robić w danej sytuacji oraz co
należy mówić i w jaki sposób…
Następne
dwie godziny spędziłam na wysłuchiwaniu i trenowaniu tego, jak powinnam się
zachowywać na przyjęciu.
***
Na
korytarzu rozbrzmiał dzwonek. Westchnęłam, po czym weszłam do klasy i usiadłam
na swoim miejscu. Dziś pierwsza lekcja to fizyka, którą miałam z Ann.
Moja
przyjaciółka jak zwykle się spóźniała, więc zaczęłam rysować jakieś gryzmoły w
zeszycie, próbując jednocześnie się zrelaksować. Jakieś pięć minut później do
sali lekcyjnej wbiegła zdyszana blondynka i siadając obok mnie, wydusiła,
próbując złapać oddech:
-
Hej… Zaspałam... Flor jeszcze nie… przyszła?
Spojrzałam
na nią i zachichotałam lekko - ta dziewczyna naprawdę jest szalona. Uśmiechnęłam
się i odpowiedziałam:
- Masz szczęście! - Po chwili
zastanowienia dodałam zamyślona - To dziwne, ona nigdy się nie spóźnia.
Koleżanka
odetchnęła i rzuciła wesoło:
-
Widocznie rzeczywiście mam szczęście!
W
tej samej chwili drzwi otworzyły się, a do klasy weszła dość tęga,
czterdziestokilkuletnia kobieta i nie patrząc na nikogo, rzuciła:
-
Wybaczcie moje spóźnienie, ale musiałam załatwić sprawy związane z nowymi
uczennicami.
Usiadła
na swoim krześle i dokończyła znudzonym i zmęczonym głosem:
-
Proszę, wejdź i przedstaw się reszcie.
Przeniosłam
wzrok z nauczycielki na drzwi, które powoli się otworzyły. Do pomieszczenia
weszła młoda, ciemnowłosa dziewczyna ubrana w czarne rajstopy, krótką, białą spódniczkę, ciemnofioletową bluzkę z głębokim
dekoltem i czarny żakiet. Uśmiechnęła się subtelnie i słodkim głosem
powiedziała:
-
Witam, nazywam się Katherine Williams. Miło was poznać!
Od
chwili, gdy ta nieznajoma przekroczyła próg sali, wiedziałam jedno - to nie
była zwykła dziewczyna, lecz wilczyca.
Dziewczyna
na chwilę przerwała i, bacznie mi się przyglądając, rzekła serdecznym tonem:
-
Jestem przekonana, że bardzo się z wami zaprzyjaźnię, zwłaszcza, że widzę, iż są
tu bardzo interesujące osoby.
Doskonale
zdawałam sobie sprawę, że to była aluzja skierowana do mnie. W końcu ona
musiała zdawać sobie sprawę z tego, kim jestem.
-
Może opowiesz w skrócie o sobie? - rzuciła znudzona nauczycielka.
Katharine
uśmiechnęła się i słodkim głosem zaczęła mówić.
-
Urodziłam się tu, w Anglii, ale znaczną część życia spędziłam w Rosji.
Postanowiłam jednak tu wrócić, razem z moją przyjaciółką, Ferris Walker.
Nienawidzę pijawek i komarów, za to lubię dobrą zabawę. I to by było chyba na
tyle, jeżeli chodzi mnie.
Czyli
nie dość, że ta wilczyca nie jest do mnie przyjaźnie nastawiona, to jeszcze
jest tu druga?
„Po
prostu żyć, nie umierać”, stwierdziłam z sarkazmem.
-
Dziękujemy, Katherine. Usiądź z Jacobem.
Dziewczyna
spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem, po czym zaczęła iść w stronę ławki.
Wszyscy chłopcy z klasy pochłaniali ją wzrokiem, gdy szła powoli niczym modelka
w tych czarnych butach na obcasach, a gdy już dotarła do miejsca, czarnowłosy
chłopak, z którym miała spędzić lekcję, uśmiechnął się do niej i przedstawił
się cicho, co mogłam usłyszeć dzięki swojemu wyczulonemu słuchowi. Wilczyca
odpowiedział mu kokieteryjnie i przez resztę lekcji bynajmniej zajmowała się
nie tym, co mówiła profesorka, lecz flirtowaniem z Jacobem.
Przez
całą lekcję moje myśli krążyły wokół dwóch rzeczy: jutrzejszego balu i dwóch
nowych uczennic. Nie wiedziałam, co mam zrobić - powiedzieć rodzicom i tym
bardziej Rafaelowi, że mam w szkole dwa wilkołaki?
Na
szczęście moje rozterki przerwał dzwonek obwieszczający koniec zajęć.
Spojrzałam na Katherine, która, uśmiechając się zadziornie do chłopaka,
powoli wstała z krzesła i ruszyła w stronę wyjścia, gdzie ku mojemu zdziwieniu
czekała nieznana mi dziewczyna o prostych, jasnobrązowych włosach i niebieskich
oczach. Koleżanka podeszła do niej i uśmiechając się powiedziała, wskazując
głową na mnie:
-
Ferris, wiesz co… Moja nowa koleżanka z klasy lubi krwawą mary.
To
z nią przejechała? Przecież ona nie jest wilczycą, tylko człowiekiem! Co to ma
znaczyć? Byłam tak zszokowana, że siedziałam na miejscu ja wryta i wytężyłam
tylko słuch, by móc je lepiej usłyszeć.
Dziewczyna
spojrzała na mnie zaskoczona, po czym westchnęła:
-
My to mamy szczęście… Pamiętaj, masz być grzeczna.
Brunetka
zrobiła zrezygnowaną minę i westchnęła:
-
Wiem, wiem. Chodźmy już, głodna jestem…
***
Młoda
dziewczyna o czarnych włosach i ciemnych oczach szła wraz z przyjaciółką do
małego domu położonego na wzniesieniu. Jej rozmyślania przerwała szatynka.
-
Katherine, dobrze robimy idąc do niego?
Dziewczyna
westchnęła i mruknęła:
-
Tak, i wyjaśniłam ci dlaczego, więc skończmy ten temat.
Niebieskooka
z rezygnacją pokiwała tylko głową.
Po
kilku chwilach obie stały przed ceglanym budynkiem i czekały na to, by ktoś im
otworzył. Uczynił to
umięśniony mężczyzna o ciemnych włosach i jasnobrązowych oczach, który na widok
dziewczyny zrobił zdziwioną minę i zapytał:
-
Katherine, to ty? Kiedy wróciłaś?
Dziewczyna
uśmiechnęła się, przymykając przy tym oczy, po czym odpowiedziała:
-
Witaj, Victorze. Tak, to ja we własnej osobie. A wróciłam wczoraj. Poznaj moją koleżankę, Ferris.
Brunet
spojrzał na nieznajomą i oniemiały zauważył, że dziewczyna ma przyczepiony
do paska mały sztylecik. Inni mogli pomyśleć, że to jakaś ozdoba, on jednak
wiedział, że to broń.
-
Ty jesteś… Ale przecież nie słyszano o was od tylu lat… - wydukał zaskoczony, na
co szatynka uśmiechnęła się.
-
Wiesz, to, że nie słyszano, nie znaczy, że nie istniejemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz