Rozdział VI

Spotkanie
       - No już, nie denerwuj się tak będzie dobrze.
       Z zamyślenia wyrwał mnie kierowca czarnego forda. Spojrzałam na Rafaela, którego mina była niezwykle skupiona i poważna. Nie spojrzał na mnie, tylko patrzył wprost na jezdnię.
       „Taak, ciekawa jestem, jak niby mam się nie stresować”, pomyślałam z nutą sarkazmu. Uśmiechnęłam się krzywo i zaczęłam gapić się w szybę pojazdu.
       - Taa… Postaram się - odburknęłam.
       Po chwili poczułam ciepłą dłoń na ramieniu i wesoły głos.
       - Lili, skoro twój ojciec zachował się dość… przyzwoicie i wyraził zgodę na nasz związek, to mój nie będzie miał żadnych obiekcji. Zwłaszcza, że jesteś urocza!
       Wzięłam głębszy wdech, po czym oderwałam wzrok od szosy i spojrzałam w ciemne tęczówki, które bacznie mi się teraz przyglądały. Uśmiechnęłam się nieznacznie i stwierdzałam:
       - Urocza? Chyba tylko dla ciebie… - Po czym wzruszyłam ramionami i westchnęłam. - Zresztą to nieważne… Po prostu… Chcę mieć to za sobą.
       Rafael uśmiechnął się i odpowiedział:
       - Pamiętaj, że jestem przy tobie.
       Zaśmiałam się, po czym powiedziałam:
       - Pamiętam, bo gdyby było inaczej, pewnie bym stchórzyła.
       Jechaliśmy jeszcze jakiś czas. W końcu jednak wilkołak zatrzymał się i uśmiechając się łagodnie, powiedział spokojnie:
       - No to dojechaliśmy.
       Początkowo miałam pustkę w głowie, jednak szybko dotarło do mnie, co za chwilę miało się wydarzyć. Nagle zaczęłam odczuwać niewyobrażalny stres i zdenerwowanie, przez co po słowach ukochanego nie wykonałam żadnego ruchu, tylko tępo patrzyłam przed siebie. Byłam po prostu zbyt przerażona, by ruszyć się z miejsca. W myślach starałam się powtarzać sobie, że będzie dobrze, ale jakoś sama nie mogłam w to uwierzyć. W końcu z tego mojego odrętwienia wyrwał mnie głos wilkołaka.
       - To co, idziesz, kochanie?
       Spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem i jęknęłam niepewnie:
       - A mam inne wyjście?
       Chłopak nic nie odpowiedział, tylko objął mnie, po czym delikatnie i czule pocałował, szepcząc mi do ucha:
       - Mówiłem ci… Jestem tuż obok, nie bój się.
       Uśmiechnęłam się nieznacznie, gdy Rafael odsunął się ode mnie i wzdychając odpowiedziałam:
       - Ty wiesz, jak pocieszyć wampira.
       Wyszczerzył się w głupim uśmiechu, po czym wysiadł z samochodu, otworzył moje drzwiczki i podał dłoń, jak przystało na dżentelmena. Podając mu rękę, wysiadłam z pełnym obaw i pytań sercem.
       Dokładnie przyjrzałam się budynkowi. Stał na lekkim wzniesieniu, miał ceglane ściany i był raczej średniej wielkości. Mimo iż nie wyróżniał się niczym szczególnym, wydał mi się naprawdę piękny - może dlatego, że to tu przyszedł na świat mój ukochany.
       Rafael uśmiechnął się pokrzepiająco i łapiąc mnie za nadgarstek, zaczął prowadzić w stronę domu. Starałam się oddychać w miarę spokojnie i powtarzać w myślach, że będzie dobrze.
       Stanęłam naprzeciwko drzwi wejściowych i westchnęłam nieznacznie. Poczułam, jak Rafael mocniej zaciska dłoń na mojej, dodając mi tym samym otuchy. Wilkołak nacisnął na klamkę, a ja z lekko drżącymi nogami przekroczyłam próg jego domu.
       Weszłam do przestronnego pomieszczenia o perłowych ścianach. Salon wyglądał cudnie - mimo iż był niewielki, wydawał się przestrzenny, jasny i dawał poczucie spokoju i ciszy. Zdążyłam zauważyć, że nad kominkiem wisi zdęcie ślicznej kobiety o czarnych lokach i wielkich, zielononiebieskich oczach, gdy usłyszałam gruby męski głos.
       - Witam…
       Przełknęłam ślinę i powoli obróciłam się w stronę źródła dźwięku. O futrynę opierał się mężczyzna wyglądający na jakieś dwadzieścia osiem, góra trzydzieści lat, o ciemnoczekoladowych włosach i bardzo jasnych, brązowych oczach. Przeszywał mnie chłodnym spojrzeniem, przez co przez pierwszych kilka minut nie zdołałam z siebie nic wydusić.
       „Nie rób z siebie idiotki”, pomyślałam i wzięłam głębszy wdech, po czym z niepewnym uśmiechem odpowiedziałam, starając się zrobić jak najlepsze wrażenie:
       - Dobry wieczór, nazywam się Elizabeth.
       Zanim ojciec Rafaela udzielił mi odpowiedzi, usłyszałam, jak jakieś drzwi na piętrze się otwierają, po czym do moich uszu dobiegły czyjeś kroki. Sekundę później na schodach pojawiła się młoda dziewczyna ubrana w krótką, ciemnofioletową spódniczkę i biały sweter. Miała długie, czarne włosy skręcające się w loki i wyglądała na jakieś czternaście czy piętnaście lat. Spojrzała na mnie swoimi jasnobrązowymi oczami, po czym przenosząc wzrok na brata i uśmiechając się powiedziała:
       - Cześć, braciszku. - Po czym zachichotała. - Widzę, że przeżyłeś.
       Wilkołak wywrócił oczami, po czym popatrzył na mnie i uśmiechając się, powiedział, najpierw wskazując na ojca, a potem na siostrę:
       - Lili, to jest mój tata, Victor, a to moja siostra, Laura.
       Skinęłam głową i uśmiechając się, przywitałam się.
       - Miło mi was poznać. Rafael wiele o was opowiadał.
       Dziewczyna patrzyła na mnie nic nie mówiąc, natomiast Victor przeszywał mnie lodowatym spojrzeniem, od którego miałam ciarki. Już się bałam, że zaraz zwariuję od tej niezręcznej ciszy, gdy odezwał się ojciec Rafaela.
       - No tak... On też nam o tobie… mówił.
       Kątem oka dostrzegłam, że mój ukochany posyła mu groźne spojrzenie, po czym łapiąc mnie za nadgarstek i kierując się w stronę schodów, rzucił nieco podenerwowanym głosem:
       - To my idziemy na górę.
       - Zaczekaj, chciałbym zadać kilka pytań tej młodej… dziewczynie - stwierdził Victor, na co jego syn obrócił się w jego stronę i warknął:
       - Ona nie przyszła tu po to, by ją przesłuchiwać.
       Nie chciałam, aby z mojego powodu się pokłócili, więc uśmiechając się nieznacznie, powiedziałam:
       - Rafael, twój ojciec ma prawo spytać mnie o kilka rzeczy. - Po czym już zwróciłam się w stronę Victora. - Słucham, czego chciałby się pan dowiedzieć?
       Mężczyznę najwyraźniej zatkało, bo patrzył na mnie przez kilka minut oniemiały, aż w końcu wybąkał:
       - Właśnie… To może powiesz coś o swoich rodzicach?
       Chłopak spojrzał na niego z dezaprobatą, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odpowiedziałam:
       - Mój ojciec to arystokrata, a moja mama była kiedyś człowiekiem i urodziła mnie, zanim stała się wampirzycą.
       Zarówno Laura, jak i Victor popatrzyli po siebie zdziwieni, na co mój ukochany jęknął:
       - Przecież wam mówiłem, że ona jest w połowie człowiekiem.
       Brunet odchrząknął i odpowiedział:
       - Może i tak… Rafael wspominał, że pijecie tylko krew zwierząt, tak?
       Niby domyślałam się, że zostanę zapytana o to, czym się żywię, ale czułam się naprawdę nieswojo, musząc o tym mówić. Wzięłam głębszy wdech, ale zanim odpowiedziałam, wtrącił się Rafael.
       - Tato, ona tu nie przyszła rozmawiać o przysmakach kulinarnych wampirów, więc może skończ już to przesłuchanie i pozwól Lili obejrzeć coś więcej niż tylko salon!
       Spojrzał na niego zirytowany, na co Victor westchnął i stwierdził:
       - Ja tylko pytam, nie robię żadnych przesłuchań.
       Na to chłopak wywrócił oczami i fuknął:
       - Taa… Bardzo miłe zadawanie pytań.
       Nie czekając na reakcję ojca, poprowadził mnie na górę.
       Gdy byliśmy już na drugim piętrze, w pewnym momencie stanęłam w miejscu, co zmusiło chłopaka do zatrzymania się.
       - Rafael, przecież nic się nie stało…
       Chłopak nie odwrócił się, tylko mruknął:
       - Nie mów, że nic się nie stało… Zresztą to już nieważne… - Przerwał na chwilę, by odwrócić się w moją stronę i uśmiechając się dokończył - Nie myśl już o tym.
       Ujął moją dłoń i zaprowadził do jednego z pomieszczeń.
       Pokój był dość spory, o ciemnoniebieskich ścianach i dużych oknach, które, jak się domyślałam, za dnia dawały sporo światła. Rafael uśmiechnął się do mnie i całując czule powiedział:
       - To mój pokój. Rozgość się, ja zaraz przyjdę.
       Ucałował mnie w czoło i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wyszedł, zostawiając mnie samą w pomieszczeniu.
       Z braku lepszych pomysłów rozejrzałam się dookoła. Nie było tam zbyt wielu mebli - łóżko, dwie szafy, mała komoda, biurko z komputerem, na ścianie półka z książkami i to chyba wszystko.
       Usiadłam na krześle obok biurka i od razu zauważyłam, że obok laptopa stoi jakaś fotografia oprawiona w śliczną metalową ramkę. Wzięłam ją do ręki, by móc dokładniej się jej przyjrzeć. Przedstawiała ona tę samą kobietę ze zdjęcia w salonie, z tym że ona była w ciąży, a na ręku trzymała mniej więcej pięcioletniego chłopczyka. Dziecko miało czarne włosy i ciemnobrązowe oczy, uśmiechało się delikatnie w stronę mamy. Zachwyciłam się tym maluchem, był naprawdę uroczy, domyślałam się że był to...
       Ni stąd, ni zowąd usłyszałam jakiś dziewczęcy głos.
       - To nasza mama Caroline z Rafaelem i ze mną… To znaczy… Teoretycznie ze mną…
       Gwałtownie obróciłam się w stronę drzwi, gdzie stała Laura, bacznie mi się przyglądając. W mgnieniu oka odłożyłam fotografię na swoje miejsce i odpowiedziałam, jednocześnie czerwieniąc się ze wstydu:
       - Przepraszam… Chciałam się tylko przyjrzeć.
       Dziewczyna podeszła do łóżka brata i siadając na nim stwierdziła:
       - Przecież wiem, nie musisz przepraszać… A tak swoją drogą, muszę przyznać, że inaczej sobie ciebie wyobrażałam…
       Westchnęłam, po czym mruknęłam:
       - Nie wiem, czy mam się cieszyć, że jestem inna niż myślałaś, czy raczej płakać z tego powodu.
       Czarnowłosa popatrzyła na mnie z nutą rozbawienia, po czym, lekko chichocząc, odpowiedziała:
       - Raczej cieszyć…
       „Przynajmniej jedna dobra wiadomość”, stwierdziłam w myślach.
       - Chociaż coś… - rzuciłam beznamiętnym tonem, a gdy dziewczyna nie odezwała się przez dłuższy czas tylko nieustannie mi się przyglądała, nie wytrzymałam i dodałam - Wiem, że to dziwne, że ja i twój brat się w sobie zakochaliśmy, ale… Cóż, tak wyszło i nic na to nie poradzę, może faktycznie w przyszłości sprawi nam to wiele…
       - Już dobrze, dobrze, nie musisz się tłumaczyć - stwierdziła Laura, przerywając mój monolog, po czym westchnęła ciężko i dodała - To fakt, kiedy Rafael powiedział o tobie… Hm... Jakby to określić? Byłam w niemałym szoku, ale nie chciałam się do ciebie uprzedzać, więc starałam się jak najmniej słuchać stereotypów na temat wampirów… - Na moment zamilkła, by się nad czymś zastanowić i zamykając oczy, dokończyła - Jednak mimo wszystko… Jakoś nie mogłam myśleć pozytywnie o tym waszym uczuciu, ale kiedy dziś zobaczyłam ciebie z moim bratem… To, w jaki sposób na ciebie patrzy… Pierwszy raz widzę, żeby był aż tak zakochany. Z tego powodu i z faktu, że wydajesz się naprawdę miła, cieszę się, że pojawiłaś się w życiu mojego braciszka.
       Nagle w mojej głowie zrobiło się zupełnie pusto, najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam, co powiedzieć. Miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Przynajmniej na siostrze Rafaela zrobiłam dobre wrażenie, a przecież tak bardzo mi na tym zależało...
       Siedziałam tak, gapiąc się na nią jak idiotka, aż w końcu wyksztusiłam łamiącym się głosem:
       - Dziękuję… Nawet nie wiesz, jak bardzo ważne są dla mnie twoje słowa.
       Dziewczyna spojrzała na mnie swoimi jasnobrązowymi oczami i uśmiechając się nieznacznie, odpowiedziała:
       - Nie ma za co. - Po czym jej mina spoważniała i zagroziła mi - Tylko pamiętaj, że mam cię na oku, a uwierz mi, potrafię zaleźć za skórę, więc nie skrzywdź mi brata.
       Pokiwałam głową na znak zrozumienia, na co Laura uśmiechnęła się.
       - Skoro już wyjaśniłyśmy sobie to i owo, to teraz powiedz mi, jak ci się podoba nasz dom.
       - Jest naprawdę piękny… - Bezwiednie przeniosłam wzrok na zdjęcie na biurku, co nie uszło uwadze młodej wilczycy, ponieważ sekundę później stwierdziła:
       - Widzę, że ta stara fotografia zrobiła na tobie duże wrażenie.
       Spuściłam wzrok, po czym z wahaniem odpowiedziałam:
       - Można tak powiedzieć… Jeszcze nigdy nie widziałam Rafaela, gdy był mały.
       Po moich słowach czarnowłosa przeniosła wzrok na fotografię i smutnym głosem powiedziała:
       - To jedno z nielicznych zdjęć, na których jestem z mamą… Chociaż na pierwszy rzut oka nie widać, że to ja.
       Przyjrzałam się dziewczynie i kobiecie na zdjęciu. Były do siebie naprawdę podobne. Te same włosy, podobne rysy twarzy… Zadziwiające, ale ich uśmiech też był podobny. Tym, co najbardziej je różniło, był kolor oczu. U Laury był to bardzo jasny brąz, a u Caroline mieszanka zieleni i błękitu.
       - Jesteś do niej naprawdę podobna - rzuciłam, zanim zdołałam pomyśleć. Wilczyca uśmiechnęła się blado, po czym odpowiedziała, wzruszając ramionami:
       - Możliwe… Och, chyba mój braciszek wraca z pogawędki z tatą - dokończyła wesoło, na co ja spojrzałam na nią zdziwiona. - Jak szłam na górę, to widziałam, że Rafael idzie do kuchni, więc zapewne chciał pogadać z tatą - wyjaśniła, po czym wstała i podchodząc do wyjścia, rzuciła na pożegnanie - To do zobaczenia, Elizabeth. - Gdy nacisnęła klamkę, w drzwiach pokazał się zdziwiony chłopak, na co ona tylko powiedziała - Wiesz co, braciszku, ta twoja dziewczyna jak na wampirzycę jest całkiem fajna.
       Szybko go wyminęła, nie czekając na jakiekolwiek słowo.
       Rafael wszedł do pokoju z miną wyrażającą wielkie zaskoczenie, jednak sekundę później uśmiechnął się lekko i stwierdził wesoło:
       - Widzę, że moja siostrzyczka cię polubiła.
       Podeszłam do niego i robiąc minę niewiniątka, zaśmiałam się.
       - Wiesz, jak dwie kobiety pogadają trochę, to od razu złapią wspólny język.
       Chłopak podniósł mój podbródek tak, bym mogła na niego spojrzeć, po czym pocałował mnie delikatnie. Gdy już zakończyliśmy naszą pieszczotę, szepnął mi na ucho:
       - Czyli spotkania rodzinne mamy z głowy.
       Westchnęłam i odpowiedziałam:
       - Czyli najgorsze za nami.
       Tak, teoretycznie najgorsze mamy za sobą, ale czy na pewno…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz