Ulotna
chwila szczęścia
Rafael
wstał i wyciągnął przede mną rękę, uśmiechając się od ucha do ucha. Ja
patrzyłam na niego przez chwilę i podałam mu dłoń - wtedy pomógł mi wstać,
pocałował mnie w czoło i z iskierkami szczęścia powiedział:
-
Znam cię od tylu miesięcy, ale dopiero teraz jestem pewien, że mnie kochasz.
Uśmiechnęłam
się i wtuliłam się w niego.
-
Do tej pory nie byłeś mnie pewien? - odpowiedziałam, po czym zaśmiałam się i
dokończyłam - Głupku, ja cię kocham.
Wilkołak
tylko mocniej mnie przytulił i szepnął:
-
Ale swoją decyzją to potwierdziłaś.
Zachichotałam.
-
Lepiej mnie puść, bo inaczej złamiesz mi żebro - poprosiłam.
Natychmiast
to zrobił i z zakłopotaną miną przeprosił. Ja tylko złapałam go za rękę i
śmiejąc się, powiedziałam:
-
Nic się nie stało. Chodźmy się przejść.
Chłopak
tylko westchnął i poddał się mojemu prowadzeniu.
Rzeka, nad którą się spacerowaliśmy,
znajdowała się w na skraju lasu rosnącego niedaleko mojego domu. Był naprawdę
duży i piękny. Rosły tu zarówno drzewa iglaste takie jak sosny, jodły czy
świerki, jak i drzewa liściaste takie jak dąb, modrzew czy brzoza - to tu
zwykle udaję się na polowanie. Dziś niebo było wyjątkowo czyste, dzięki czemu
przez konary drzew dostawał się blask księżyca i gwiazd. Dookoła było również
cicho i spokojnie, dzięki czemu wyczulonymi zmysłami mogłam usłyszeć ciche
granie świerszczy i krzątanie się jakichś robaczków bądź innych małych
zwierzątek.
Szliśmy
wzdłuż wody, rozmawiając,
żartując i ciesząc się swoją obecnością. Nie poruszaliśmy żadnego
nieprzyjemnego tematu związanego z naszą przyszłością. Było tak spokojnie i
błogo, że wszystkie moje troski na chwilę zniknęły, a ja upajałam się tą chwilą
szczęścia z ukochanym, która została podarowana mi przez los.
W
pewnym momencie wpadłam na bardzo zabawny pomysł.
-
Powiedz… lubisz pływać? - zapytałam ot tak.
Chłopak
spojrzał na mnie lekko zaintrygowany i bacznie mi się przyglądając, odparł:
-
Lubię.
Zatrzymałam
się i obróciłam się w jego stronę tak, że i on przystanął, po czym lekko
chichocząc pocałowałam go, a następnie pchnęłam go tak, że stracił równowagę i
wylądował w wodzie. Chłopak znalazł się w jakiejś zapadni dna, ponieważ woda
sięgała mu do połowy klatki piersiowej.
Przez
parę minut chichotałam jak wariatka, a on patrzył na mnie szeroko otwartymi
oczami i ze zdziwieniem
malującym się na twarzy. W końcu spojrzał na mnie złowrogo i warknął:
-
Co ty sobie wyobrażasz, mała pijawko, że co, będziesz mnie bezkarnie do wody
wrzucać?
Rafael
wyglądał tak uroczo będąc cały mokry i z tą groźną miną, że śmiałam się i
śmiałam, nie umiejąc się opanować. Jednak gdy nieco się uspokoiłam, pokiwałam
głową,
potwierdzając jego słowa, po czym kucając, stwierdziłam rozbawiona:
-
Do twarzy ci w mokrych włosach.
Wilkołak
tylko wstał i mruknął zdenerwowany:
-
Już ja ci pokażę!
Szybko
powróciłam do poprzedniej pozycji i zaczęłam uciekać. Kątem oka dostrzegłam, że
czarnowłosy w mgnieniu oka rozpoczyna za mną pościg krzycząc:
-
Niech no cię tylko złapię, ty… ty… ty…
Całe szczęście nie włożyłam swoich kozaków
na obcasie, tylko wygodne trampki, dzięki czemu mogłam szybciej biegać. Śmiałam
się tak głośno, że pewnie można było mnie słyszeć na drugim końcu lasu.
W
pewnym momencie zauważyłam, że wilkołak już prawie mnie dogonił, więc obróciłam
lekko głowę, by móc spojrzeć na ściółkę lasu. Już po ułamku sekundy przez moje
ciało przeszła fala przyjemnego zimna, a zaraz potem podłoże pokryło się
niewielką warstwą lodu. Chwilę później usłyszałam niewielki huk, trzask
kruszonego lodu i oburzony głos:
-
Ja się nie zgadzam! Stosowanie tych twoich wampirzych umiejętności jest nie
fair!
Na
to obróciłam się tylko na końcach palców i zachichotałam.
-
A kto ci powiedział, że będę grać czysto?
Rafael
szybko się podniósł i w mgnieniu oka zaczął biec, na co ja z lekkim opóźnieniem
zrobiłam to samo. To opóźnienie spowodowało, że nie zauważyłam kamienia, więc
potknęłam się o niego i zachwiałam się, co wykorzystał mój ukochany, łapiąc mnie
za rękę i przyciskając do siebie. Zaczęłam mu się wyrywać i krzyczeć, żeby mnie
puścił, on jednak ani myślał to robić - jednym sprawnym ruchem wziął mnie na
ręce i śmiejąc się powiedział:
-
No to teraz zobaczysz, do czego jestem zdolny.
Sama
nie wiedziałam, czy powinnam krzyczeć, czy raczej się śmiać.
Rafael
zaniósł mnie znów nad rzekę i wszedł ze mną kilka metrów w jej głąb, po czym
puścił. Woda była w tym miejscu głęboka na jakieś półtora metra, dlatego po
dostaniu się do niej, musiałam się z niej wynurzyć. Czarnowłosy, gdy tylko się
wyłoniłam, wybuchnął gardłowym śmiechem i stwierdził rozbawiony:
-
Trzeba było nie drażnić wilka!
Obróciłam
się do niego tyłem, po czym syknęłam:
-
No i zobacz, co zrobiłeś z moim ubraniem! Jak ja się teraz pokażę w domu?
Po
chwili poczułam jego ciepłe dłonie na talii i podbródek na ramieniu. W końcu
szepnął wesoło:
-
Wybaczysz mi, bo cię kocham.
Czemu
ja jestem tak uległa? Już wiem: dlatego, że ten pajac jest taki czuły, taki
szlachetny i dlatego, że kocha mnie, mimo że jestem jego naturalnym wrogiem.
Wzięłam
głębszy wdech i jęknęłam.
-
Chyba jestem dla ciebie za bardzo pobłażliwa.
Na
moje słowa nie usłyszałam żadnej reakcji, tylko poczułam, jak Rafael obraca
mnie w swoją stronę. Podniósł mi głowę tak, bym mogła na niego spojrzeć i
uśmiechając się zadziornie, stwierdził:
-
Wiesz, że cię kocham.
Po
tych słowach zbliżył swoje usta do moich, a moje ciało przeszedł przyjemny
dreszcz.
-
Co ty na to, żeby popływać? - zapytał, gdy oderwaliśmy się od siebie.
-
Co, teraz?
On
tylko pokiwał i posłał mi łobuzerski uśmiech.
-
W sumie i tak jestem już cała mokra, więc czemu nie!
Zdjęłam
płaszcz i rzuciłam na brzeg.
Rafael
ujął moją dłoń i razem popłynęliśmy dalej.
-
Wiesz, co by ludzie powiedzieli, gdyby nas teraz zobaczyli? - zapytałam z
poważną miną, gdy byliśmy już na samym środku.
Chłopak
podpłynął do mnie, po czym namiętnie mnie pocałował i szczerząc swoje zęby,
powiedział:
-
Że cię kocham.
-
Nie, że jesteśmy wariatami - odpowiedziałam, a chłopak spojrzał na mnie
zaskoczony, po czym spytał:
-
A to niby dlaczego?
Westchnęłam
i zrobiłam minę nauczyciela karcącego dziecko, które nie rozumie najprostszych
rzeczy.
-
Kto normalny pływa w rzece przy zaledwie siedmiu stopniach Celsjusza? -
zapytałam.
-
Wilkołak i wampirzyca - zarechotał, po czym dał nura pod wodę.
Nie
wynurzał się przez długą chwilę, więc zaczęłam się nieco martwić i krzyczeć, by
sobie ze mnie nie żartował i mi się pokazał. Nagle poczułam, że coś lub ktoś
łapie mnie za kostkę i wciąga w odmęty. Mój wzrok działał pod wodą nieco
gorzej, ale i tak widziałam wszystko bardzo wyraźnie.
Rzeka
była bardzo czysta, więc pływały w niej najróżniejsze ryby i inne wodne
stworzenia. Gdyby nie to, że byłam ciągnięta przez nieznajomą moc, mogłabym się
tym widokiem zachwycić. Po minucie szamotaniny moja noga została oswobodzona, a
tuż przede mną ukazał się szczerzący się wilkołak. Zrobiłam naburmuszoną minę i
nawet na niego nie patrząc, zaczęłam wypływać. Jednak zanim to zrobiłam, złapał
mnie za nadgarstek i przyciągnął, po czym pocałował. Po chwili założyłam mu
ręce na szyję, a on objął mnie w talii. Pewnie robilibyśmy to dłużej, gdyby nie
fakt, że zaczynało nam już brakować powietrza.
Gdy
już oderwaliśmy się od siebie, Rafael wziął moją dłoń i wypłynęliśmy, śmiejąc
się i szybko oddychając, by uzupełnić braki tlenu w płucach.
-
Wiesz, jesteś naprawdę stuknięty - stwierdziłam, lustrując go rozbawionym
spojrzeniem.
-
Tak, jestem stuknięty, ale to przez miłość - odpowiedział wesoło, po czym
podpłynął i ujmując moją twarz w dłonie, lekko mnie pocałował. - Może już
jednak wyjdziemy? - spytał po chwili.
Pokiwałam
głową, potwierdzając jego słowa i zaczęłam płynąć.
Po
minucie wyszłam na brzeg i lekko zdyszana położyłam się na trawie, zamykając
oczy i zakrywając je ręką. Zaraz potem poczułam, że Rafael kładzie się koło mnie.
Leżałam tak kilka minut, aż w końcu obróciłam się na prawy bok i podpierając
się łokciem, dokładnie mu się przyjrzałam. Leżał z zamkniętymi oczami, rękę
trzymając pod głową. Od razu zauważyłam, że nie był w formie - jego cera nie
miała już swojego zdrowego koloru, była prawie tak samo blada jak moja, pod
oczami zaś mogłam zauważyć lekkie sińce. Z kolei dzięki mojemu wyczulonemu
słuchowi mogłam usłyszeć, że jego serce bije zdecydowanie za szybko.
Jednym
ruchem dłoni zdjęłam mu opadające na oczy włosy i spytałam z troską:
-
I jak się czujesz?
Chłopak,
nie otwierając oczu, z nikłym uśmiechem stwierdził:
-
Jak zwykle przed pełnią.
„Że
też musi tak cierpieć co miesiąc”, zasmuciłam się.
Rafael
kiedyś opowiadał mi o tym, jak wygląda pierwsza przemiana wilków. Ciarki mnie
przechodziły, gdy opisywał, jak się wtedy czuł. Nie wyobrażam sobie, że coś
takiego może przeżywać jego siostra. Całe szczęście, że już następne przemiany
przechodzi się lżej. Niespodziewanie z moich myśli wytrącił mnie jego delikatny
głos.
-
Już ty się tak nie martw, zdążyłem się przyzwyczaić.
Westchnęłam
i mruknęłam:
-
Jak w ogóle można do czegoś takiego przywyknąć?
On
tylko zachichotał.
-
Normalnie!
No
i jak ja mam go nie kochać? Zawsze stara się mnie pocieszyć - nawet kiedy to on
sam tego potrzebuje.
Wzięłam
głębszy wdech i spytałam:
-
A co z Laurą?
Mina
Rafaela nieco spoważniała. Chłopak otworzył oczy, po czym westchnął:
-
Jeszcze ma czas. Ja swoją pierwszą przemianę przeszedłem dwa lata temu.
-
Czyli, jeśli dobrze liczę, zostały jej jakieś dwa lata.
Młodzieniec
nic nie odpowiedział, pocałował mnie tylko i rzekł:
-
Nie przejmuj się tak. Skoro innym się udało, to jej też się uda. Zwłaszcza, że
ma mnie i tatę.
Po
chwili powrócił do poprzedniej pozycji i patrząc w korony drzew, powiedział:
-
Na pewno ją polubisz. Ona zresztą ciebie też.
Strasznie
zależało mi na tym, by jego siostra mnie zaakceptowała. A co do tego, że ją
polubię, to byłam tego pewna.
Wzięłam
głośny wdech i mruknęłam:
-
Miejmy nadzieję. A mówiłeś jej już, że twoja dziewczyna to wampirzyca?
-
Tak, wie już o tym - rzucił z nietęgą miną.
-
Czyli nie była zadowolona?
Chłopak
westchnął i uśmiechając się lekko, odpowiedział:
-
Była po prostu zaskoczona, ale gdy cię pozna, na pewno cię pokocha. - Po
chwili, nieco się wahając, dodał - Jutro pełnia, więc raczej to niemożliwe, ale
gdybyś chciała, to za trzy dni mógłbym cię przedstawić tacie i Laurze. Co ty na
to?
„Już
za trzy dni…”, pomyślałam lekko wystraszona. Niby chciałabym mieć to z głowy,
ale nie wyobrażałam sobie tej sytuacji.
Po
krótkiej chwili przemyślenia tej propozycji odpowiedziałam:
-
Dobrze, ale tylko, jeśli pójdziemy tam ode mnie.
Chłopak
gwałtownie się podniósł i spojrzał na mnie zdziwiony, po czym zapytał:
-
To ty powiedziałaś o mnie swojemu ojcu?
Pokiwałam
przecząco głową i odpowiedziałam smutno:
-
Nie, jeszcze nie, ale powiem mu.
-
Skoro tak, to dobrze. Mam tylko nadzieję, że na mój widok nie rzuci we mnie
jakąś kulą lodu czy czymś w tym rodzaju.
Na
jego słowa zachichotałam i odpowiedziałam:
-
Co najwyżej sprowadziłby tornado lub ciskał piorunami.
-
To on panuje nad wiatrem i piorunami?
Pokiwałam
głową, po czym zapytałam z chytrym uśmieszkiem:
-
To co, nadal nie rezygnujesz?
Chłopak
tylko przełożył ręce w taki sposób, że patrzył na mnie z góry, po czym
pocałował i szepnął mi do ucha:
-
Nigdy w życiu.
***
Weszłam
do domu najostrożniej jak się dało - mój wygląd bynajmniej nie nadawał się do
pokazania się Tomowi. Gdy wchodziłam już po schodach, usłyszałam zmartwiony
głos taty, a potem zestresowany mamy.
-
Musimy tam iść, w końcu to rodzina z Rady.
-
Myślisz, że to dobry pomysł?
Zapominając
o tym, w jakim stanie się znajdowałam, weszłam do salonu i zapytałam:
-
Ale kto? I dokąd idziecie?
Tom
spojrzał na mnie i zdziwiony rzekł:
-
Może najpierw powiedz, co się stało, że jesteś przemoczona do suchej nitki?
-
Byłam na polowaniu i wpadłam do rzeki - skłamałam, po czym jęknęłam
sfrustrowana - To teraz może powiecie mi, co się stało?
Mama
podała mi jakąś kopertę i rzuciła:
-
Sama sobacz.
Przyjrzałam
się śnieżnobiałej kopercie ozdobionej namalowanymi złotą farbą liśćmi i
kwiatami wiśni. Pośrodku wypisane były moje imię i nazwisko. Otworzyłam ją i
wyciągnęłam jakąś białą kartkę, która była ozdobiona w podobny sposób jak
koperta, po czym przeczytałam:
Serdecznie zapraszam Elizabeth Collins na
bal w mojej rezydencji, który odbędzie się 22 listopada bieżącego roku.
Mam szczerą nadzieję, iż przyjmiesz zaproszenie.
Z radością Cię poznam.
Kage Hiou
-
Kim jest Kage Hiou?
-
To jeden z członków Starożytnej Rady. Ma do załatwienia w Anglii jakąś pilną
sprawę, więc zatrzyma się na kilka dni w jednej ze swoich rezydencji.
Najwyraźniej podczas swojego pobytu organizuje bal, na który musimy iść…
***
Stałam
na balkonie, przyglądałam się gwiazdom i rozmyślałam nad tym, co oznacza
zaproszenie od niejakiego
Hiou-sama. Babcia kiedyś mi mówiła, że ten ród pochodzi z Japonii - pewnie
dlatego na kopercie i zaproszeniu były motywy wiśni.
Nagle
usłyszałam, że mama wchodzi do mojego pokoju.
-
Co o tym myślisz? - rzuciłam, gdy miałam już pewność, że otworzyła drzwi
balkonowe.
-
Nie mam dobrych wspomnień co do tego rodu, ale jakoś damy radę - odpowiedziała
pogodnie, po czym dodała cicho - Umówiłam się z Tomem na polowanie za trzy dni,
więc wtedy mu powiemy.
Oparłam
się o balkon, zamknęłam oczy i mruknęłam:
-
Za trzy dni poznam rodzinę Rafaela.
Dzisiejszy
wieczór uświadomił mi, jak bardzo chwila szczęścia jest ulotna. Jeszcze kilka
godzin temu pływałam razem z ukochanym w rzece i miło spędzałam czas, a teraz
mam przed sobą wyzwania w postaci powiedzenia ojcu prawdy, stawienia czoła
rodzinie wilkołaków i balu u członka Rady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz