Rozdział X

Dwie twarze
- Twoja córka jest zbrukana, oczekuje dziecka… Niezwykłego dziecka…
- O czym ty mówisz, przeklęta?! - zapytał czarnowłosy mężczyzna potężnej budowy, przeszywając szczupłą i niską kobietę o dziwnym kolorze oczu.
Ona westchnęła i patrząc mężczyźnie w oczy, rzekła:
- Twa ukochana, wypieszczona córka, dziecko twojej umiłowanej żony, jest okryte hańbą, czego owocem jest istota rozwijająca się w jej wnętrzu.
Brunet zacisnął rękę w pięść, po czym podszedł do dziewczyny i chwytając ją za gardło, wysyczał jej do ucha:
- Ty parszywa żmijo, nie zapominaj, że mówisz do swego pana, niewolnico! Jeżeli dowiem się, że to jedynie oszczerstwa, będzie błagać mnie, bym zabił twojego bękarta…
Po tych słowach puścił jasnooką, która osunęła się na ziemię, a sam wybiegł na korytarz zamku. Nie minęły dwie minuty, gdy znalazł się w komnacie, gdzie wyglądająca na najwyżej piętnaście lat dziewczynka o hebanowych włosach szyła coś, rozmawiając z na oko dziewiętnastoletnim mężczyzną. Oboje przenieśli na niego wzrok i czekali na to, co im powie.
Spojrzał na brunetkę i zaciskając dłonie w pięści, warknął:
- Czy to prawda?! Powiedz, czy to, co powiedziała mi ta wiedźma, to prawda?! Czy ty się zhańbiłaś?!
Dziewczyna spojrzała na ojca i drżącym ze strachu głosem pisnęła:
- Ależ, ojcze… To nie tak…
Ciemnowłosy już jej nie słuchał, gdyż to, co chciał wiedzieć, już wyczytał w jej oczach. Wyjął miecz, który trzymał u swego boku i mruknął beznamiętnym tonem:
- Synu, trzymaj ją…
Chwilę później czarnowłosa poczuła niesamowicie palonący ból w okolicy brzucha. Gdy przeniosła wzrok na dłonie, były one całe umazane krwią. Ponownie spojrzała na twarz ojca, a w jej oczach błysnęły łzy. Wciąż wpatrując się w niego, zdołała tylko wyszeptać:
- Moje dziecko… Wybacz mi…

- To dla ciebie - rzekł czarnowłosy mężczyzna, rzucając pod nogi szatynowi o jednej tęczówce jarzącej się czerwienią, a drugiej chłodnym błękitem złotą suknię ze śladami krwi.
      - Co to ma znaczyć? Czyja to suknia…? - zapytał, nie podnosząc stroju, lecz na niego spoglądając.
      - Nie udawaj. Ta rzecz należała do twojej kochanki… Miała ją na sobie, gdy odebrałem jej i jej nienarodzonemu bękartowi życie… Wiedziałeś, że kochałem ją ponad wszystko, a ośmieliłeś się położyć na niej swoje brudne łapy! Jak mogłeś?! - warknął na końcu.
      W odpowiedzi na te słowa jego przeciwnik momentalnie spoważniał, a po chwili chciał do niego podbiec, lecz stanęło mu na drodze trzech mężczyzn, a on mruknął:
      - Nie zabiję cię, gdyż pamiętam, jakie łączą nas więzi krwi, lecz od dziś jesteś moim śmiertelnym wrogiem. Pamiętaj o tym, Płomieniu…
***
      Dan bawił się kieliszkiem, w którym znajdowało się wino. Wpatrywał się w niego, zatopiony we własnych myślach. Gdy wyczuł, że do komnaty, w której się znajdował, przybył jego wierny sługa Etenan, nie spoglądając na niego, zapytał:
      - Czy panienka Eva już poszła?
      - Tak, panie.
      Nastała chwila ciszy, którą w końcu przerwał sługa, zwracając się do szatyna:
      - Panie… Wyjawiłeś pannie Evie liczne szczegóły ze swej przeszłości. Czy ona na pewno jest godna takiego zaufania? Ponadto… Czy twoje stosunki z córką rodu Hell powinny być… tak intymne? Już raz związałeś się z krewną, lecz bynajmniej nie wyszło to na dobre ani tobie, ani jej. Zwłaszcza jej…
      Mężczyzna przeniósł swoje różnokolorowe tęczówki na wampira, po czym ścisnął kieliszek i gniotąc go na kawałeczki, mruknął:
      - Wiem to doskonale, nie musisz mi o tym przypominać. Niemal każdego dnia przez te wszystkie lata wspominam dzień, gdy ten morderca mi ją odebrał, choć było to jeszcze tylko dziecko, które zostało przeze mnie uwiedzione. On powinien to zrozumieć… Wybaczyć… - Przybrał jeszcze groźniejszy wyraz twarzy i dokończył - Lecz wolał ukarać ją w tak makabryczny sposób… Nie sądziłem, że będzie zdolny, by ją zabić. Myliłem się co do niego. - Na moment zamilkł i pogrążył się we wspomnieniach z odległej przeszłości. W końcu rzekł spokojnie - W zamian za zemstę bez zastanowienia oddałem prawdziwemu demonowi własne córki… - Jeszcze mocniej przeszywając Etenana wzrokiem, mruknął - Jak więc widzisz, dla swojego celu jestem w stanie zrobić wszystko, więc zwarz na swe słowa.
      Jasnowłosy wampir pokłonił i się i rzekł:
      - Masz rację, panie. Wybacz mi.
      Edan westchnął, po czym rzucił:
      - Jeżeli tak bardzo obawiasz się, że Eva Hell mi zaszkodzi, uspokoję cię. Dziewczyna jest niedoceniania przez rodzinę, no i nosi w sobie tak ogromną nienawiść… Na pewno więc nie będzie chciała dzielić się z rodziną informacjami o kimś, kto nieco ją dowartościował. Ponadto jest bardzo piękna, więc cóż w tym dziwnego, że mam ochotę spędzić z nią trochę czasu? A co ważniejsze, bynajmniej nie jest taka głupia, za jaką ma ją matka. Miałem rację, że nasza dziedziczka Hell stanie się moim kolejnym asem - dokończył zamyślonym głosem.
      - Skoro tak twierdzisz…
      - Ja nie twierdzę, ja to wiem. Eva z jednej strony jest niedowartościowanym dzieckiem, które miota się, by dostać za coś pochwałę, lecz z drugiej pełną nienawiści, bezwzględną i brutalną kobietą. Przyznasz, że to bardzo specyficzne połączenie, prawda? - Gdy Etenan potwierdził jego słowa, ten kontynuował - I to właśnie w niej lubię! Ten gniew ukryty pod przykrywką skrzywdzonego dziecka… To jest tak bardzo fascynujące! I właśnie to sprawia, że dziewczyna jest idealną kochanką - stwierdził, lekko się uśmiechając i przymykając na chwilę oczy.
      - Mam nadzieję, panie, że panna Hell cię nie zawiedzie.
      Szatyn zaśmiał się i rzekł:
      - Jestem prawie pewien, że ona nie zawiedzie moich nadziei, a może je nawet przewyższy…? Kto wie, kto wie?
***
      Było tuż przed południem, gdy Elizabeth wyczuła zapach wilkołaka. Miała ochotę wybiec mu na spotkanie i jak najszybciej dowiedzieć się, co postanowił, jednak powstrzymała się i zaciskając ręce na kubku, w którym znajdowała się jej herbata, czekała na przyjście Rafaela. Nim jednak to się stało, spostrzegła, że kwiaty, które stały na stole, przy którym siedziała, pokryły się warstwą lodu. Westchnęła ze zrezygnowaniem. Nie rozumiała, czemu od pewnego czasu jej moc kompletnie wariuje. Długo jednak nie mogła się nad tym zastanawiać, gdyż Evans przekroczył próg jej mieszkania, a Tom, który siedział w salonie, ku jej zdziwieniu stwierdził, że powinien z Vanessą się przejść, by ona i Rafael mogli zostać sami. Gdy tylko jej rodzice opuścili dom, brunet poszedł do kuchni, usiadł obok niej na krześle i zaczął:
      - Przepraszam. Zachowałem się okropnie.
      Nie spuszczając wzroku z widoku za oknem, dziewczyna szepnęła:
      - Nie masz za co przepraszać, rozumiem, czemu tak się zachowałeś. Ja chyba postąpiłabym podobnie… Zresztą sama spanikowałam, gdy się dowiedziałam.
      Chłopak obrócił twarz szatynki do siebie i mruknął:
      - Lili, posłuchaj… Tu nie chodzi o to, że cię nie kocham…
      - Przecież wiem. Najzwyczajniej w świecie boisz się swojego syna… Boisz się tego, kim może się stać - szepnęła, nie patrząc na rozmówcę, tylko gdzieś w bok.
      - Masz rację - przyznał. - Gdy zrozumiałem, że jesteś w ciąży, byłem przerażony tym, że dziecko, które jest moim synem, stanie się jakimś złym władcą i nadal się tego boję… Uwierz mi, przez myśl przechodziło mi wiele możliwości… Jednak po tych całonocnych przemyśleniach i po kilku słowach Laury postanowiłem do niczego cię nie przekonywać ani tym bardziej zmuszać. Może będę tego żałować, ale chcę dać szansę temu dziecku. Zresztą pewna kobieta powiedziała mi, że nikt od początku nie jest zły… Myślę, że chciała mi pomóc podjąć tę decyzję - zakończył, lekko się uśmiechając.
      Lili przez moment wpatrywała się w ukochanego, nie będąc w stanie nic mu odpowiedzieć. Chciało jej się zarówno płakać, jak i śmiać. Dziecko musiało wyczuć jej emocje, gdyż poczuła, że gwałtowniej się porusza. Po chwili rzuciła się Rafaelowi na szyję i płacząc rzuciła:
      - Dziękuję… Nie wiem, co mam ci powiedzieć… Już się bałam, że nie będziesz chciał mnie widzieć i że znienawidzisz mnie i naszego syna…
      Chłopak, głaszcząc ją po włosach, stwierdził spokojnie:
      - Ciebie nigdy nie mógłbym znienawidzić. Bez względu na wszystko pamiętaj o tym.
      Dziewczyna, wciąż pochlipując, przytaknęła.
      Gdy wreszcie się od siebie odsunęli, dziewczyna westchnęła i szybko wycierając z policzków łzy, nie patrząc na wilkołaka, mruknęła:
      - Wybacz, ostatnio zrobiłam się strasznie rozhisteryzowana… Mają tu ze mną ciężkie życie - dodała wzdychając.
      Brunet, patrząc na zakłopotaną twarz wampirzycy, rzucił:
      - W twoim stanie to chyba normalne, prawda? Twój ojciec wspominał jednak, że nie za dobrze radzisz sobie z emocjami i mocą…
      - Ja po prostu… Sama nie wiem, jak to określić. Po prostu czasami wystarczy coś drobnego, a ja albo wpadam w euforię, albo wprost przeciwnie, mam ochotę się rozpłakać… No ale w sumie chyba od zawsze taka byłam… Rozhisteryzowane małe dziecko - dodała w zamyśleniu, a po chwili westchnęła - A jeżeli chodzi o moc… Cóż, faktycznie ostatnio wymyka mi się ona spod kontroli. Tylko nie rozumiem czemu, w końcu z tego, co wiem, to nie jest typowe dla wampirzycy w ciąży.
      Rafael przyglądał się Elizabeth, po czym podszedł do niej i objąwszy ją, mruknął:
      - Nie znam się na tym, ale razem jakoś sobie z tym poradzimy.
      Szatynka wtuliła się w niego i szepnęła:
      - Tak, damy sobie radę, jak zawsze…
      Kiedy znów spojrzali nie siebie, uśmiechnęła się, a on, odgarniając kilka pasm włosów z jej twarzy, rzucił:
      - Więc teraz już nie przejmuj się tak bardzo i powiedz, czy wydarzyło się coś jeszcze, gdy mnie nie było?
      Dziewczyna westchnęła i mruknęła posępnie:
      - Rafael… Pół roku to dużo… Pewnie zdziwi cię, że Katherine i Gabryel…
      - Ten wampir, którego znasz od dziecka? - zdziwił się chłopak, na co Lili przytaknęła.
      - Oni zbliżyli się do siebie… Co prawda nie wiem, jak to między nimi jest, ale można powiedzieć, że co najmniej bardzo się ze sobą zaprzyjaźnili, a Katherine pomaga w opiece nad małym braciszkiem Gabryela.
      - Jak to w ogóle możliwe? Przecież ona nie trawi wampirów - zdziwił się wilkołak.
      - Cóż, jeżeli chcesz dokładnie się dowiedzieć, to musisz spytać się jej osobiście, ale wydaje mi się, że to my ich pchnęliśmy ku sobie. Gdy ciebie nie było, odbyłam rozmowę z Katherine i wiem, że ona się w tobie zakochała, a Gabryel… No cóż, ja od jakiegoś czasu wiem, że on kochał mnie od bardzo, bardzo dawna. Zapewne to, że oboje zostali przez nas tak, a nie inaczej potraktowani, sprawiło, że mimo wszystko znaleźli wspólny język.
      - Pewnie masz rację… Gdy byłem na Syberii, martwiłem się o Katherine. Ona jest bardzo dumną kobietą i ma za sobą ciężkie przeżycia, a do tego ta niezręczna sytuacja… Jestem ciekawy, jak zareaguje na pewne informacje, które udało mi się wygrzebać z zakamarków archiwów w pałacu… - dodał zamyślony.
      - Jakich informacji?
      - O tym porozmawiamy, gdy zjawi się twój ojciec, bo to ma związek z twoją ciotką Ashley, dlatego chciałbym, by był przy tej rozmowie. - Wampirzyca spojrzała na niego zdziwiona, lecz nic nie odpowiedziała, a młodzieniec zagadnął - To tyle rewelacji?
      - To, że Aya Hiou wyszła za Michaela Hell, zapewne już wiesz, skoro byłeś w pałacu? - Gdy chłopak przytaknął, Elizabeth kontynuowała - Co do mnie, to zdecydowałam się na razie nie chodzić do szkoły… Wiesz, te moje moce, których na razie nie umiem kontrolować, no i teraz jakoś ciężej jest mi utrzymać na wodzy pragnienie, a poza tym sam rozumiesz, nie bardzo mi się uśmiecha chodzić do szkoły, gdy jestem w ciąży… Zresztą jeszcze jakiś czas będę wyglądać na nastolatkę, więc nadrobię to… Z tych samych względów zdecydowałam się póki co zrezygnować z kontaków z Ann i innymi znajomymi ze szkoły - dodała z krzywym uśmiechem.
      W chwili, gdy ona skończyła mówić, do domu weszli Tom i Vanessa Collins.
***
Aya wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. Jej oczy, choć dalej piękne, to po lekcji dobrych manier, jak to nazwał jej mąż, straciły swój dawny blask i nie można było w nich dostrzec nic poza smutkiem i lękiem, jaki ją przepełniał. Niemal przez cały czas miała przed oczami to, co się wtedy stało, a ilekroć Michael jej dotykał, paraliżował ją strach, więc spędzanie z nim nocy stało się dla niej jeszcze większą męką, choć od tamtej pory mąż był dla niej łagodniejszy i delikatniejszy.
Znajdowała się w posiadłości rodziny Gessner, do której wraz z mężem przyjechała jakieś pół godziny temu. Dwie pokojówki układały jej włosy na przyjęcie urodzinowe Julii. Niespodziewanie zobaczyła w lustrze, że drzwi do pokoju się otwierają i staje w nich Hell. Mężczyzna spojrzał na zwykłe wampirzyce i mruknął:
- Wy dwie, wyjdźcie.
Dziewczęta szybko dygnęły i opuściły pokój, a Michael podszedł do żony, która spuściła głowę i lekko ściskając jej ramiona, szepnął jej na ucho:
- Aya-chan, nie gniewasz się już na mnie za to małe nieporozumienie, prawda? Byłaś niegrzeczna, więc musiałem dać ci lekcję, czyż nie, moja droga?
Nie będąc w stanie nic odpowiedzieć, pokiwała jedynie głową, nie podnosząc jej nawet o milimetr. Po chwili Michael oparł się o toaletkę i chwytając dziewczynę za podbródek, podniósł jej głowę, po czym rzucił:
- Kochanie, w związku z tym, że przez ostatnie dwa dni zachowywałaś się wzorowo, a kara, którą dostałaś, była może zbyt surowa, mam dla ciebie mały podarunek. - Po tych słowach nachylił się i musnął wargami zaróżowione policzki żony, po czym stanął za nią i zakładając na jej szyję wisiorek, który wyciągnął z kieszeni marynarki, dokończył - Widzisz, Aya-chan… Zachowuj się, jak przystało na kochającą, posłuszną żonę, spraw, że będę z ciebie zadowolony, a dostaniesz ode mnie wszystko, czego zapragniesz. Nie będziesz zamknięta w domu, zobaczysz ojca… Ale muszę mieć pewność, kochanie, że robisz to, co ci każę. Rozumiesz?
- Tak - wyszeptała niemal niedosłyszalnym głosem.
- Bardzo się cieszę, bo nie chciałbym, żebyś zmusiła mnie do wymierzenia ci kary po raz drugi - odparł, po czym objął ją i wpatrując się w zwierciadło, kontynuował - Ten naszyjnik idealnie pasuje do twojej czerwonej sukienki. Mam nadzieję, że ci się podoba?
Wisiorek, który podarował Ayi Hell, był naprawdę piękny. Wykonany ze srebra, z rubinem w kształcie płomienia, który był otoczony srebrem. Jednak ona czuła, jakby palił jej szyję. Miała ochotę zerwać go z niej, lecz zbytnio paraliżował ją strach, dlatego więc zamiast tego powiedziała szeptem:
- Oczywiście, że mi się podoba… Dziękuję…
Arystokrata uśmiechnął się i całując dziewczynę w czubek głowy, rzekł:
- Cieszę się. Przyjdę za dwadzieścia minut, bądź gotowa.
Po tych słowach wyszedł z komnaty, zostawiając żonę samą.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, Aya osunęła się na podłogę i zaczęła spazmatycznie nabierać powietrza. Czuła, jakby coś nie pozwalało jej swobodnie oddychać. Głowa jej pulsowała, brakowało jej powietrza, a ręce, jak i reszta ciała drżały. Po niespełna minucie zaczęła ronić łzy.
Oparła ręce na siedzeniu krzesła i nie umiejąc się powstrzymać, rozszlochała się. Udało jej się uspokoić dopiero po parunastu minutach. Wzięła kilka głębokich wdechów, po czym wstała, usiadła na krześle i szybko wzięła kilka chusteczek, by zetrzeć ze swojej twarzy ślady łez, strachu i wewnętrznej burzy, którą przeżywała.
Tak jak zapowiedział, Michael przyszedł po Ayę dwadzieścia minut później. Gdy wszedł, podszedł do niej i podał jej rękę, a następnie z lekkim uśmiechem na ustach rzucił:
- Wyglądasz prześlicznie, kochanie. Olśnisz każdego na dzisiejszym balu…
Dziewczyna podniosła na niego wzrok i bez słowa podała mu dłoń, po czym wstała i ruszyła na przyjęcie trzymana przez Hell pod rękę. Na korytarzu Michael nachylił się i szepnął jej na ucho:
- Aya, idziemy na przyjęcie, więc uśmiechnij się. Jeszcze ktoś pomyśli, że robię ci krzywdę…
Dziewczyna jeszcze niżej spuściła głowę i odparła cicho:
- Przepraszam…
- Oj, Aya-chan, nie przepraszaj, nic się nie stało, ale rozchmurz się już - rzucił wesoło.
Brunetka pokiwała głową, jednak, choć bardzo się starała, nie potrafiła się uśmiechnąć.
Była zupełnie nieobecna, gdy drzwi do sali, w której odbywało się przyjęcie, otworzyły się, goście pokłonili się, a po chwili podeszło do nich rodzeństwo Gessner. Ledwie dotarły do niej życzenia w języku niemieckim dla Julii od Michaela i wypowiedziane po nich słowa Otta.
- Cieszę się, że ty i twoja piękna żona zjawiliście się na urodzinach mojej narzeczonej. Niestety, Wyrocznia i William nie przybyli, ale jest tu twoja siostra.
- Wiem, matka mówiła mi, że wraz z ojcem będą musieli załatwić jakąś pilną sprawę. Na pewno niezmiernie tego żałują.
Młoda Hell nie zamierzała się odzywać, bo i tak czuła się, jakby cała ta rozmowa toczyła się poza nią, lecz usłyszała głos Julii, a później skierowane do niej słowa męża:
- Naturalnie, rozumiemy… W każdym razie, moi drodzy, muszę wam powiedzieć, że wasz ślub był cudowny! I jeszcze raz serdecznie wam gratulujemy!
- Och, droga Julio, chyba przesadzasz, ale cieszymy się, że wesele ci się podobało i dziękujemy ci za życzenia, prawda, kochanie?
- Tak, jest nam bardzo miło - wyszeptała niepewnie, nie podnosząc wzroku, na co dziedzic Gessner rzucił nieco rozbawiony:
- Nie bądźcie tacy skromni, mam nadzieję, że ślub mój i Julii będzie choć w połowie takim wydarzeniem! Swoją drogą, fakt, że tak szybko się pobraliście, był zapewne dla większości ogromną niespodzianką - zagadnął po chwili Otto, na co Michael zaśmiał się i wyjaśnił:
- Cóż, my nie chcieliśmy czekać, bo w przeciwieństwie do was, nie mieliśmy siebie na co dzień, a ja dłużej nie wytrzymałbym bez mojej Ayi. Zresztą… W pewnym sensie byliśmy narzeczonymi od ładnych kilku lat - dokończył, spoglądając na małżonkę i mocniej obejmując ją w pasie, na co ona uniosła na niego szare tęczówki.
Aya doskonale rozumiała, o co mu chodzi. Przypomniała sobie, jak mała, kilkuletnia dziewczynka wypowiedziała kilka niewinnych słów, które teraz wydawały się z niej żartować…1
Dalszej części rozmowy już zupełnie nie słuchała, nawet nie pamiętała, kiedy została poprowadzona przez męża w głąb sali. Marzyła o tym, by to wszystko się skończyło. Chciało jej się płakać, a musiała grać szczęśliwą, rozmawiać ze wszystkimi wampirami i uśmiechać się. Jednak najgorsze było przed nią. Nie minęło dwadzieścia minut, od kiedy zjawiła się na balu, a podeszła do nich Eva Hell. Trzymając w ręce kieliszek, z uśmiechem rzuciła na przywitanie:
- Witajcie, braciszku, droga szwagiereczko!
- Ev, jak zwykle pięknie wyglądasz. Co tam u ciebie, siostrzyczko?
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Chyba nawet lepiej niż było…
- Doprawdy? Coś się stało? - zapytał Michael, na co Eva uśmiechnęła się i sącząc swój napój, mruknęła:
- I tak, i nie… Ale nieważne, powiedz lepiej, co o was.
Aya nie odzywała się, tylko stała, nie unosząc głowy, i przysłuchiwała się rozmowie. Lecz nawet nie patrząc na Evę, czuła na sobie jej wzrok. Miała wrażenie, jakby za każdym jej słowem czaiło się szyderstwo. Nie mogąc już wytrzymać, przerwała rozmowę rodzeństwa, rzucając cichym głosem:
- Pójdę na balkon odetchnąć świeżym powietrzem, dobrze?
Na prośbę żony Michael, nawet na nią nie spoglądając, rzucił tylko:
- Aya, nie wypada… Zostaniesz tu.
- No, no, no, nieźle wytresowałeś swoją żoneczkę, nie ma co - odezwała się panna Hell, spoglądając na Ayę, gdy ta nic nie powiedziała, tylko wbiła wzrok w podłogę. Brunet jednak uśmiechnął się pod nosem i zaprzeczył:
- Mylisz się, Ev, ja nie tresuję swojej żony, lecz ją wychowuję. Zresztą Aya jest młodziutka i szybko się uczy.
- Nie wątpię, nie wątpię… Ale ja już was zostawię. Miłej zabawy! - zawołała Eva, a w jej głosie można było usłyszeć niezmierną satysfakcję.

Michael powiedział Ayi, że musi porozmawiać z jakimś arystokratą, więc ta oparła się o ścianę i wpatrywała się w okno, gdy usłyszała słodki, dobrze znany głos.
- Chodź, szwagiereczko, wyjdziemy sobie i pogadamy jak to w rodzinie.
Dziewczyna podniosła nieco twarz i odparła:
- Nie chcę. Proszę cię, daj mi spokój…
Jednak Eva podeszła do niej bliżej i chwytając ją pod ramię, rzekła:
- Oj, nie daj się prosić… Czyżbyś się mnie bała? No wiesz… Jesteś żoną mojego brata, więc jakże mogłabym zrobić ci krzywdę? No chodź, porozmawiamy sobie jak dobre przyjaciółki - dodała, po czym niemal siłą wyprowadziła skonsternowaną i zlęknioną bratową na pobliski balkon. Tam puściła ją, podeszła do poręczy i spoglądając w rozgwieżdżone niebo, stwierdziła:
- Ładna noc, czyż nie?
Zupełnie nie rozumiejąc jej intencji i mając kompletny mętlik w głowie, Aya przyznała jej rację, choć nawet nie spojrzała na niebo.
Siostra Michaela chwilę oddychała świeżym ciepłym powietrzem, po czym odwracając się do Ayi, ze śmiertelnie poważną miną mruknęła:
- Nie wiem, co mój braciszek ci zrobił, ale oglądanie cię tak skołowanej, załamanej i przestraszonej sprawia mi wielką satysfakcję.
Córka Kage objęła się ramionami i wyszeptała niemal ze łzami w oczach:
- Proszę cię… Jeżeli chcesz mnie dręczyć, daruj sobie… Nie kopie się leżącego…
Eva uśmiechnęła się pod nosem i podchodząc do rozmówczyni, podniosła jej twarz i wpatrując się w jej szare, przepełnione smutkiem oczy, odparła:
- Moja piękna, doskonała szwagierko, ciebie kopałabym, nawet gdybyś upadła tak nisko, że niżej jest tuż tylko piekło. Wreszcie obie dostałyśmy to, na co zasłużyłyśmy. Ty jesteś zabawką mojego brata i może robić z tobą to, na co tylko przyjdzie mu ochota, a do mnie… Do mnie szczęście się uśmiechnęło - dodała, po czym szepcząc jej do ucha, zapytała - Powiedz, jak się czujesz, kiedy Michael dotyka twojego ciała…? Kiedy cię całuje…?
Po twarzy Ayi popłynęły łzy, cała zaczęła się trząść, oblała ją fala gorąca, a jej serce zaczęło walić jak oszalałe. Przez szum i pulsującą krew w żyłach i głowie nie była w stanie pozbierać myśli, dlatego nawet się nie zastanawiając, obróciła się i chciała uciec, lecz w wejściu na balkon wpadła na kogoś. Była tak oszołomiona, że początkowo nie poznała zapachu tej osoby ani nie zorientowała się, że jej ręce ją obejmują. Chwilę po tym, jak rozpoznała zapach męża, usłyszała jego spokojny, choć stanowczy głos:
- Co tu się dzieje? Eva, coś ty jej powiedziała, że doprowadziłaś ją do takiego stanu?
Brunetka wzruszyła ramionami i udając niewiniątko, odparła:
- Nic, nie wiem, czemu bidulka się rozpłakała…
Michael posłał siostrze groźne spojrzenie i warknął:
- Eva, przestań gadać bzdury, co jej powiedziałaś?!
- Mówię, że nic. No ale ty jak zawsze musisz chronić tego wybryku natury jak rycerz swojej księżniczki… Mam nadzieję, że zbyt szybko ci się nie znudzi, w końcu tyle lat na nią czekałeś - dokończyła, ze stoickim spokojem wpatrując się w mężczyznę, na co on mruknął:
- Eva, wiem, że jesteś zazdrosna o Ayę, ale już przesadzasz. To moja żona, więc przestań jej ubliżać.
Panna Hell uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła do wyjścia. Gdy była tuż za bratem, rzuciła:
- Mylisz się, braciszku, już nie jestem o nią zazdrosna. Jeżeli wolałeś taki wybryk natury, to twoja strata…
Gdy Michael został z żoną sam, westchnął głęboko, po czym odsunął od siebie roztrzęsioną dziewczynę, która utkwiła wzrok w podłodze i nie spuszczając z niej swoich rubinowych oczu, zapytał:
- Co ona ci powiedziała?
Aya chwilę milczała, nie wiedząc, co powiedzieć. Miała wyjawić mu prawdę? To było dla niej tak krępujące, a poza tym czy Michael nie zdenerwuje się na nią…? W końcu odparła:
- Nic takiego…
Mężczyzna ponownie głęboko zaczerpnął powietrza, po czym otarł mokre ślady z policzków wampirzycy i stwierdził:
- Skoro tak twierdzisz, Aya-chan… No ale uspokój się już, bo taka piękność jak ty nie powinna płakać. - Nadstawił ramię i lekko się uśmiechając, rzucił - To co, kochanie, wracamy na przyjęcie? Nie możemy przecież popsuć sobie wieczoru taką bzdurą, czyż nie?
Brunetka po chwili pokiwała głową i na drżących nogach weszła do sali balowej trzymana przez Hell pod rękę.

Po przyjęciu Michael zabrał Ayę do samochodu, by dojechać nim do niewielkiej posiadłości, w której mieli przenocować. Brunetka podczas jazdy tępo wpatrywała się w szybę. Nie myślała o niczym, a poza świadomością, że oczy same jej się kleją, nie docierało do niej nic. Ani to, że mąż siedzi koło niej i bacznie ją obserwuje, ani to, że w jej gardle zaczyna płonąć ogień. Stan ten nie był spowodowany zmęczeniem fizycznym, lecz raczej psychicznym. To, co przeżyła przez ostatnie miesiące, a zwłaszcza od chwili, gdy jej ojciec niespodziewanie zjawił się w domu Michaela, sprawiło, że nie mogła ani przez chwilę dać swojemu umysłowi odpocząć. Wiedziała, że przez ten czas zbyt dużo płakała i rozmyślała o samych przygnębiających rzeczach, ale czy nie miała prawa do takiego zachowania…? Nim się zorientowała, jej głowa opadła na ramię męża, a ona sama pogrążyła się w głębokim śnie.
 Obudziła się w wygodnym łóżku z szaleńczo bijącym sercem. Błyskawicznie usiadła i spuściła głowę tak, że włosy zasłaniały jej twarz. Miała okropny koszmar.
Ona niemal bez żadnego odzienia… Michael… Jego kły wbijane w jej szyję… Krew… Ręce Hell wodzące po całym jej ciele…
Przyłożyła dłoń do serca i zaczęła szybko oddychać. To wszystko było tak przerażające… Niespodziewanie jednak po kilku sekundach kąciki jej ust uniosły się. Podniosła głowę i rozejrzała się po komnacie. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że nie jest już w samochodzie ani że nie ma na sobie sukni, w której była na balu, lecz zwiewną czarną koszulę nocną. Powoli zeszła z łóżka i podeszła do dużego lustra. Przyjrzała się swojemu odbiciu i położywszy sobie dłoń na biodrze, uśmiechnęła się z zadowoleniem. Błyskawicznie znalazła się przy toaletce i zorientowawszy się, że leży na niej medalion podarowany jej przez Hell, zachichotała i nałożyła go. Skropiła się jeszcze perfumami i wyszła na korytarz z zawadiackim uśmiechem.
Po mniej niż minucie otworzyła drzwi do pogrążonego w mroku gabinetu, w którym siedział czarnowłosy wampir i świdrował jakąś kartkę swoimi czerwonymi tęczówkami. Po sekundzie uniósł głowę i rzucił ze zdziwieniem:
- Aya? Co ty tu robisz?
Wzruszyła ramionami i odparła:
- Mogłabym zapytać o to samo. W końcu jest już późno, a my wróciliśmy z małego przyjęcia, nie powinieneś pójść już do sypialni? - dodała z figlarnym uśmiechem, podchodząc do niego i siadając na biurku, przy którym siedział.
Arystokrata przyglądał się swojej żonie zdumiony i w końcu odparł:
- Cóż, nie jestem zbyt zmęczony, a że rzadko tu zaglądam, stwierdziłem, że mogę przejrzeć niektóre papiery. Tylko dziwi mnie, czemu martwisz się tym, że się nie położyłem…?
- W końcu jesteś moim małżonkiem, więc to chyba normalne, że się o ciebie martwię… Ach, właśnie, powiedz mi, jakim cudem znalazłam się w łóżku? - mruknęła słodkim głosem, przejeżdżając palcem po torsie bruneta, po czym, wskazując na koszulę, w którą była ubrana, dodała - Na dodatek tylko w tym… wdzianku?
- Zaniosłem cię na górę, a gdy się nie obudziłaś, kazałem pokojówce cię przebrać. W każdym bądź razie dziwnie się zachowujesz, kochanie…
Aya zachichotała i nachyliwszy się, wyszeptała mu na ucho:
- Czyżby to ci się nie podobało, najdroższy?
Wampir odsunął od siebie dziewczynę i przez moment spoglądał w jej szare oczy, po czym opuściwszy powieki i wykrzywiając kącik ust, mruknął:
- Aya… Cóż, podoba mi się, ale wolałbym, żeby robiła to ta, z którą się ożeniłem.
Dziewczyna znów zachichotała, po czym z gracją zeszła z biurka, by móc usiąść mężczyźnie na kolanach i zarzucając mu ręce na szyję, wyszeptała słodkim głosem:
- Przecież jestem twoją żoną, nieprawdaż? - Po tych słowach, muskając jego policzki wargami, dodała - Mam to samo ciało, te same wspomnienia… Więc czemu mówisz, jakbym nią nie była?
- Cóż, nie do końca rozumiem, jak to funkcjonuje, ale dobrze wiem, że…
Nie dokończył, gdyż czarnowłosa zamknęła mu usta pocałunkiem. On objął ją i mocniej przycisnął do siebie. Ich pocałunek był długi, namiętny i pełen pasji. Gdy dziewczyna oderwała wargi od ust męża, wymruczała mu do ucha:
- Powiedz, czemu nigdy nie chciałeś, bym się pojawiła? Ona do ciebie nie pasuje. Ona nie zaspokoi twoich potrzeb… Nawet nie wiesz, jak się ciebie teraz boi… - Zaśmiała się, po czym patrząc już na bruneta, mruknęła - Wiesz, może gdybyś nie był z rodziny Hell, wyglądałoby to inaczej… Obie przecież przez długi czas byłyśmy tobą zachwycone, ale cóż… Teraz bidulka łapie doła i wątpliwe, by tak naprawdę była twoja, za to ja… - Zamilkła i z figlarnym uśmieszkiem rozpinając mu granatową koszulę, dokończyła - Ja… Mogę być twoja pod każdym względem…
- Doprawdy? - zapytał z uśmieszkiem.
Szarooka po rozpięciu ostatniego guzika wyprostowała się i wpatrując się z uśmieszkiem w czerwone tęczówki męża, zsunęła ramiączko koszulki, w którą była ubrana, by później rozpiąć jej dwa górne guziki, poszerzając w ten sposób dekolt, po czym odgarnęła włosy na lewą stronę, zdjęła medalion i wskazując na odsłoniętą stronę szyi, rzuciła:
- Och, tak, i udowodnię ci to. Proszę, skosztuj. Chyba ci smakowała i muszę przyznać, że to, jak pierwszy raz wbiłeś kły w to ciało, było, hm… w pewien sposób bardzo uwodzicielskie, jeżeli tak to mogę nazwać… Zupełnie jej nie rozumiem, na jej miejscu cieszyłabym się, mając tak… namiętnego i kokieteryjnego męża.
Arystokrata pogłaskał dziewczynę po policzku, po czym mocniej przycisnął ją do siebie i zbliżając twarz do jej szyi, rzucił:
- Bo nie masz takiego charakteru jak ona. To takie dziwne, że ona to ty, a ty to ona…
Nie czekając na odpowiedź wampirzycy, gwałtownie wbił kły w jej skórę.
Aya zamknęła oczy i uśmiechnęła się z zadowoleniem. Czuła na szyi leniwie spływającą krew, kły w nią wbite i tępy ból tym spowodowany, a jednocześnie czuła rosnącą w niej euforię i rozkosz. Po kilku chwilach poczuła, jak Hell oderwał się od niej. Gdy znów na nią spojrzał, cienka strużka spływała mu po brodzie, więc wytarła mu ją palcem.
Wpatrywali się w siebie przez moment, po czym zaczęli znów namiętnie się całować.
***
Tom wszedł do posiadłości, w której się wychował i w której spędził tyle lat z ukochaną siostrą. Na szczęście rodziców nie było, więc nie musiał się im tłumaczyć. To, co pokazał mu Rafael, było tak… tak dziwne, że nie mógł uwierzyć własnym oczom. Jakim cudem Ashley znalazła się w raporcie dotyczącym jakiejś wilczycy?! Czyżby nie znał do końca swej siostry? Czyżby ukrywała przed nim inne oblicze…?
Wszedł po drewnianych schodach i otworzył drzwi pokoju, do którego tak dawno nie zaglądał. Błyskawicznie znalazł się przy skrzyni, w której ukryte były nieliczne pamiątki po siostrze. Wziął plik starych listów i po kolei zaczął czytać korespondencję. Po pół godzinie znalazł odpowiedź na wszystkie swe pytania i rozwiązanie zagadki sprzed lat.

Ukochana Ashley!
Najdroższa, to, o czym donosisz mi w ostatnim liście, ogromnie mnie niepokoi. Wiem, że okoliczności zmusiły Cię do interwencji, jednak uważam, że powinnaś jak najszybciej pozbyć się tego problemu… Do tej pory nikt z Twojej rodziny nie wtrącał się w wojnę, więc nie rozumiem, czemu teraz to robisz?! Dziewczynka, którą…

Wątki warte przypomnienia:
1 Księga I: rozdział XVIa „Dług”




No więc wróciłam, moi mili!
Kurczę, naprawdę nie mogę uwierzyć, że tyle czasu minęło, odkąd dodawałam rozdziały… Cóż, można powiedzieć, że ten czas był mi potrzebny do przemyśleń i cieszę się, że wykorzystałam go do pisania i dzięki temu macie kilka rozdziałów naprzód ;) Więc na nudę z mojej strony nie będziecie mogli narzekać xD
Rozdział chciałabym dedykować Evie, Kao i Ayi za to, że dzięki nim zdecydowałam się wrócić, za wspólnie spędzony czas, a także ze względu na to, że każda (Kao, coś tam o Tobie też jest;p) ma powiązanie z fabułą tego rozdziału ^ ^
Następny rozdział za dwa tygodnie, więc do usłyszenia!
Buziaki,
Suzu-chan :*


12 komentarzy:

  1. Przeczytane! A komentarz w najlepszym wypadku będzie jutro, bo dziś już nie zdążę... Ale rozdział jest BOSKI!!!
    "...nie tresuję swojej żony, lecz ją wychowuję." <3 Kocham go za ten tekst! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, biorę się za komentowanie tego cudownego rozdziału! :D

      Pierwsza scena… i poszło! Wiedziałam, że się nie zawiodę! Wielki powrót i już jest tragedia! :D
      Przede wszystkim… ten gość mnie przeraża. To była w końcu jego córka! A on… on nawet jej nie wysłuchał… Czy to, że nosiła pod sercem dziecko było aż tak wielką hańbą, iż, by oczyścić honor, musiał ją zabić? Ale… myślę, że nie przyszło mu to łatwo. Przecież ją kochał… Ech, tragedia! I tak oto zaczęła się wojna. Muszę przyznać, miałam całą scenę przed oczyma. Od początku, aż do końca… moment, w którym on wbijał w nią miecz, kiedy rzucił tę suknię na ziemię… Suzu, jestem z Ciebie dumna! <3

      Ach, Dan! To jest chyba kolejna postać, której me niewinne oczy nie powinny oglądać (jednak, jak już mówiłam, zerkam przez palce) xD Z tego co widzę (przez palce! xD), to on wszystko od dawna planuje, ta jego zemsta… chyba nie umyka mu żaden szczegół. Szanuję ludzi, którzy jak już się mszczą, to robią to porządnie. A w dodatku, muszę przyznać, że ma rację co do… eee… brata? Dobrze mówię? No nic, najwyżej mnie poprawisz ^^ Nie powinien był zabijać córki. Nawet nie dał jej dojść do słowa, choć była niewinna… ale cóż, tak to jest, jak działa się w gniewie.
      No proszę… ciekawe jest to, że tak łatwo rozgryzł Evę i zobaczył to, czego jej matka nie mogła ujrzeć. I jakby się tak zastanowić… to ma rację! Eva jest niedoceniana (niedocenianie Evy kiedyś wszystkim się odbije czkawką. Jestem tego niemal pewna), a te wszystkie negatywne emocje, gniew, żal… to wszystko się potęguje. I kiedyś wybuchnie. Jest jak bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem.

      Oho! Jest i nasza Elizabeth ze swoim Rafaelem! Ach, jak słodko… i ten optymizm w stylu „nieważne co będzie, grunt, że mamy siebie!”… Boże, jak ja dawno u nikogo tego nie widziałam! :O I, jakby się tak zastanowić… to to strasznie dołujące jest! Wszystkie naszykowałyśmy nieszczęść od groma, Ty zapowiadasz koniec „ery cukierkowej” (chociaż aż tak cukierkowa to ona nie była…)… No teraz to już tylko powiesić się na sznurówce zostało! :D

      Boże… nie no, ja jestem nienormalna! Wygląda na to, że kiedyś przez moment nie lubiłam Michaela! Jak ja mogłam?!
      Ach, biedna Aya! Ona jest stanowczo zbyt delikatna na bycie żoną Michaela. Ale cóż może poradzić?
      „Małe nieporozumienie”?! Nie ma co! Ma chłopak poczucie humoru! „Byłaś niegrzeczna, więc musiałem dać ci lekcję” Ciekaw co by zrobił, gdyby odpowiedziała: ‘Dobrze, tatusiu.” xD Nie no, ja chyba nie powinnam pisać komentarzy, bo mi wtedy dziwne myśli do głowy przychodzą xD A… Najpierw kara, a teraz prezenty! Metoda kija i marchewki (a w powietrzu wisi widmo kolejnego kija)! Pan M. zrobiłby karierę, pisząc książkę „Jak wychować żonę?’! Serio, byłby tak popularny jak super niania (albo i bardziej)!
      Podziwiam Ayę za to, że potrafi tak cicho siedzieć i próbuje się dostosować (a przynajmniej na tyle, na ile się da, nie utrudniać sobie życia)… na jej miejscu już dawno bym mu napyskowała. Nie interesowałby mnie skutek

      Usuń
    2. Jest Eva! :D Boże, jak ja mogłam jej nie lubić?! Ona jest… genialna! :D Taka mała, wredna żmija, a jak ukąsi, to długo popamiętasz! Ta nienawiść, ten jad (przypuszczam, że jak się w język ugryzie, to się nim zatruje :D)… ach! Cudeńko! <3
      I oczywiście najlepszy tekst „Mylisz się, Ev, ja nie tresuję swojej żony, lecz ją wychowuję. Zresztą Aya jest młodziutka i szybko się uczy.” I co?! Słaby jest?! :D
      „… pogadamy jak to w rodzinie.” Uwielbiam ją! :D Jak kiedyś będzie miała córkę, chcę być tą córką xD I oczywiście, jak to w rodzinie, szczerość musi być! I czego ten Michael od niej chce? Przecież ona jest niewinna, nic nie zrobiła! No błagam! xD

      Uuu… i będzie akcja! Zła Aya jest taka… zła (odkrywcze)! Chociaż w pewnym sensie ma rację, prawdziwa Aya do niego nie pasuje, boi się go i w ogóle… ech… ja mam propozycję! Zróbmy z jednej Ayi dwie Aye! Jedną damy Michaelowi (tę złą), a drugą puścimy wolno! :D

      Boże, ja już głupoty gadam, więc lepiej szybko podsumować! ^^”
      Rozdział- CUDO. Teksty Michaela- MISTRZOSTWO. Eva- GENIUSZ.

      Pozdrawiam i życzę weny- Andzik

      Usuń
  2. Hey!

    Cóż, w wyniku tego iż nie odwiedzałam mojego bloga...przegapiłam Twoje powiadomienie! Dopiero Aya mi napisała o rozdziale i ja stwierdziłam, iż muszę cię ochrzanić za brak powiadomienia... Wybacz, mój błąd! Zwracam honor! ^^"

    Cóż, rozdział super! Dzięki Bogu nie musiałam od nowa czytać opo, bo pamiętam z grubsza wszystko, a w miarę czytania, o sobi co nieco przypomniałam...

    Dan, Dan, Dan... mmm... ja chcę o niem więcej! Domyślałam się, kto to może być już wcześniej, ale mimo wszystko tak do końca nadal nie wyjaśniło się kim jest. Ale to nie ważne. Oczywiście, liczę na jego historię, CAŁĄ...

    A Eva niech spłonie! Jak ja mendy nienawidzę! Choć jej brata nie znoszę bardziej...

    A wracając do Ayi i Michaela... Grrr! Będę drapać, gryźć i szarpać! Mam szczerą nadzieję, że Aya jakoś weźmie się w garść i wyrwie dupkowi serce! Bo to kanalia jest i psychopata, w dodatku ze skłonnościami sadystycznymi! Gdybym była psychologiem, skierowałabym go do psychiatry na leczenie! Serio!

    Oczywiście, słitaśna parka Lili i Rafael... Oni są tak uroczy i ociekający lukrem... Że aż mnie zasłodziło... Co nie czesto się zdarza, gdyż kocham słodycze :D
    Może właśnie dlatego tak lubię czytać o Ayi i jej dramacie...? (tia, sama jestem chora i powinnam iść do psychiatry ;/ mam dziwne upodobania!)

    W oczy mnie zakuło jedno zdanie Andzika... pozwolę sobie na cytat "Ona jest stanowczo zbyt delikatna na bycie żoną Michaela." Na ogól nie czytam komentarzy innych osób (lenistwo ^^") ale to zdanie mi się jakoś... obiło o oczy. I się z nim zgadzam. Michaelowi potrzeba babki z jajami, by mu potrafiła w morde dać jak będzie trzeba... Cóż, pojawienie się 'drugiej Ayi' to bardzo ciekawy motyw... Ona nieco bardziej się nadaje na żonkę dla sadysty... Hm...

    Michael niech spłonie na stosie! (ależ ja hejtuję! nie zdarza mi się to zbyt często! o.O) Eva to "żmija" i mam nadzieję, że ktoś jej wyrwie kły, albo odsączy jad... Choć takie żmije są czasem potrzebne... Dan-tajemniczy. Tak tajemniczy, że aż... chcę go!!!

    Pozdro i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu kiedyś trzeba zebrać swoje cztery litery (czego ty nie zrobiłaś. Jak już się czepiamy, hihihi. 8D), ale z góry zapowiadam, że nie nie będzie długi. Na działce dałam ci najpewniej najdłuższy komentarz życia (jak już dogorywałam w łóżku) i już nic ciekawego nie jestem w stanie z siebie wykrzesać.
    Przede wszystkim dziękuję za dedykację. <3
    Ciekawi mnie jaki kiedyś był Dan. Ale tak dokładnie. Pewnie nigdy nie należał do osób, które z chęcią rozpowiadają o swoich tajemnicach, ale teraz znamy go głównie jako manipulatora i...hm, pragnie zemsty? Dodatkowo jest dość bezwzględny. Nie żebym go oceniała, ale jak można poświęcić córki? :< No i fragment w tym rozdziale wskazuje na to, że tylko ją uwiódł. Żadnych głębszych uczuć. Po prostu uwiódł. To skąd to pragnienie? Hm.
    *zerka w górę* Może nie od razu "niech spłonie". <3 Muszę podziękować, że przynajmniej u ciebie mam na kogo czekać. Ciocia taka kochana, wykreowała postać tak, jak siostrzenica lubi. <3
    Nie to co ten zdrajca rodziny (kij, że rodzice to pochwalają) Michael. :I Dobrze tak Ayi! Eva jest szczęśliwa (mam nadzieję, że nie do czasu!), a ona...nie. <3
    Jakiś czas temu myślałam nad tym, kiedy Aya się załamie. Znaczy jasne, od dłuższego czasu nie czuje się najlepiej (ciekawe dlaczego? <3), ale tak totalnie załamie.
    Cieszę się, że znowu publikujesz. ;D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. No i mogę napisać pierwszy od dawien, dawien dawna komentarz do Ciebie :D Wiem, że wielu rozdziałów nie skomentowałam, bo większość czytałam jednym, długim ciągiem, ale mam nadzieję, że mi wybaczysz, a ja zabiorę się za komentowanie tego :D

    Ten koleś (nawet jeśli ma imię, to w obliczu tego fragmentu staje się „tym kolesiem”, ewentualnie „tym $#$%**$# mordercą”) jest masakryczny. Rozumiem wściekłość, rozżalenie i poczucie zdrady, ale zabijać własne dziecko? Wiem, że Danuś nie popisał się specjalnie mądrością, zapładniając dziecko i to jeszcze tak blisko spokrewnione. Na miłość, „ten koleś” mógł zabić jego, a nie to małe, bezbronne dziecko (JEGO dziecko -.- => „tego kolesia”). Żałosne. Ten fragment mną targa, bo wiesz, że nienawidzę czegoś takiego! I jeszcze syn (JEJ BRAT) miał ją trzymać? Czy to w ogóle mieści się w jakichkolwiek normach etycznych? Otóż NIE. >.<
    „Wiedziałeś, że kochałem ją ponad wszystko, a ośmieliłeś się położyć na niej swoje brudne łapy!” - Się uśmiałam. Powiedział ten, który ją zabił, czy mi się wydaje? ŻAŁOSNE. Nie jestem w stanie pojąć pobudek tego kolesia, bo nawet na miano człowieka nie pasuje (pod względem psychicznym) i w tym momencie jestem w stanie nawet stanąć po stronie Dana, którego nie darzę jakąś większą sympatią. Mimo tego, w tym fragmencie mniej mnie zirytował, chociaż nie powiem, że nie w ogóle -.- Mógł się bardziej przejąć. „Nie zabiję cię, gdyż pamiętam, jakie łączą nas więzi krwi, lecz od dziś jesteś moim śmiertelnym wrogiem. Pamiętaj o tym, Płomieniu…” Nie do końca ogarniam, który w końcu wypowiedział te słowa… Jeśli powiedział to Dan - żal mi go, powinien od razu go zabić, jeśli faktycznie kochał tę małą. Jeśli „ten koleś” to w ogóle przyznam mu statuetkę na najbardziej sarkastyczno-ironiczną postać EVER. „Nie zabiję, bo więzy krwi”- ale z córką nie miałem problemu <3 What the ….?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Nareszcie rzeczywistość, bo te retrospekcje działały mi na nerwy prawie tak, jak mój chłopak dziś ;D Nie wiem do końca co napisać o tym fragmencie, bo w sumie to wspominki tego co było wcześniej + krótka charakterystyka Evci. I w sumie trafna, więc tym bardziej nie mam co dodawać w temacie ;P Tylko tyle, że właśnie przez to, że to prawda, zapewne będą w przyszłości niemałe problemy z panną Evą :D I przewyższy jego oczekiwania, głupi faceci, myślą, że tylko oni mają nad wszystkim kontrolę. Liczę tu na Ev, żeby pokazała pazury i kto tu rządzi :D

      I ciążowo-romantyczna scena, nad którą pewnie zachwycałabym się, gdybyś nie stworzyła tego, co stworzyłaś w dodatku xd teraz widzę tylko wilkołaka bez gustu i głupiutką ciężarną z lepszym gustem niż jej luby, ale mogła mieć lepszy (dobrze, że nie ma :D ). W każdym razie, poza tym optymistycznym akcentem z mojej strony, scenka jest bardzo realna, taka życiowa. Wiadomo, że nie każdy sobie słodzi itd., ale ich uczucia, przynajmniej na moje, zgadzając się z możliwymi uczuciami w takiej sytuacji. To kobieta bezwarunkowo pokocha swoje dziecko, nawet jeśli go nie widzi- bo czuje, że to życie rodzi się w niej. Facet, póki nie zobaczy, musi wierzyć w zapewnienia kobiety- i tu pokazane jest jak bardzo jej ufa. W tym przypadku Rafciu pokazał, że faktycznie mu na niej zależy, skoro w końcu jej uwierzył :)
      „Pewnie zdziwi cię, że Katherine i Gabryel…” , „Oni zbliżyli się do siebie… Co prawda nie wiem, jak to między nimi jest, ale można powiedzieć, że co najmniej bardzo się ze sobą zaprzyjaźnili, a Katherine pomaga w opiece nad małym braciszkiem Gabryela.” - To krótka recepta na uśmiech na mojej twarzy. Trzeba tak wiele? Xd Jeny, jak prosta w obsłudze jestem :D I tu idealnie widać, którzy bohaterowie w tym opo mają gust :D (Miałaby go jeszcze Aya, gdyby w końcu zobaczyła jakie ciacho ma przy sobie xd)

      Tak oto czas na wyżej wspomnianą panią :D Musiał jej dać karę? OK. Była za surowa? No bez przesady, jest dla siebie za mało wyrozumiały xD Kurde. Michael - HOT gość, co noc się do niej dobiera, przez co pokazuje jej jak bardzo na nią leci, kupuje jej drogie i piękne prezenty, co rusz okazuje jej miłość… czego chcieć więcej? :D Gdyby go kochała, byłaby najszczęśliwszą osobą na świecie. No, ale … zawsze musi być jakieś ale. Przykre, że wystarczy zmienić jedną rzecz (miłość- on/off), żeby reakcje na te zachowania zmienić o 180stopni. Nikomu nie życzyłabym takiej przyszłości w prawdziwym życiu, ale halo. To opowiadanie i możemy się pozachwycać nad gwałtami (w takim wydaniu xd), niespełnioną miłością i HOT ciachem :D I jeszcze komplementy jej prawi…<3

      Usuń
    2. Dobrze, że na przyjęciu nie było kochanych rodziców HOT ciacha, bo by mi ciśnienie podskoczyło. Grunt, że pojawiła się, jak zawsze gotowa na wszystko, Ev! Ta to umie dobić leżącego :D Przepraszam, wiem, że to nudne, bo chyba każdy, kto komentował zwrócił uwagę na „Mylisz się, Ev, ja nie tresuję swojej żony, lecz ją wychowuję. Zresztą Aya jest młodziutka i szybko się uczy.” , ale to faktycznie najlepsze zdania w tym rozdziale :D Powala na kolana i po raz kolejny przekonuje mnie, że faceci to idioci xd Evi kochana <3 Jak ona się czuje jak on ją dotyka i całuje? Jeny, krzyczałabym, że jak w niebie, a ona mi tu z piekłem wylatuje :( Ev masakrycznie zżera zazdrość o Michaela (nie mam do niej o to pretencji- chyba wszyscy wiedzą dlaczego, każdego by zżerała xD ) , ale to jak on się zachował… no uwielbiam go w tej scenie. Chociaż mógł być jeszcze bardziej stanowczy i zły, ale byli na przyjęciu, więc nie wypadało robić siostrze akcji :P

      Druga Aya… Tak powinna się zachowywać wieczorami ta normalna Aya :P Michael stracił u mnie kilka punktów przez to jak się zachował (Suzaku odtrącił Ayę <3 ……… Suzaku był w stanie, czyli go jednak tak Aya nie jara? >D ) Lubię tę pikanterię, tak powinno to wyglądać. A nie tylko smutek, deprecha i wieczna męczarnia ze strony Ayi. Rozumiem ją, ale jej współczuję, bo ile można :/

      No i końcówka, która jest idealnym wstępem do dodatku… Wreszcie Tom dowie się prawdy i może spuści z tonu w stosunkach z najlepszą rasą świata (auuuuuu). Chociaż to pewnie płonne nadzieje :P

      No i koniec rozdziału, ale początek Twojego powrotu, co mnie niezmiernie cieszy. Przepraszam za meega nieskładny komentarz, ale źle się czuję, a takie emocje we mnie wyzwolił :P Czekam na kolejny, ale skomentuję zapewnie dopiero po sesyji (będę miała duuużo wolnego czasu :P ) Trzymaj się kochana <3

      Usuń
    3. Druga Aya… Tak powinna się zachowywać wieczorami ta normalna Aya :P Michael stracił u mnie kilka punktów przez to jak się zachował (Suzaku odtrącił Ayę <3 ……… :( Suzaku był w stanie, czyli go jednak tak Aya nie jara? >D ) Lubię tę pikanterię, tak powinno to wyglądać. A nie tylko smutek, deprecha i wieczna męczarnia ze strony Ayi. Rozumiem ją, ale jej współczuję, bo ile można :/

      Ucięło mi fragment -.-

      Usuń
  5. Dobra, zabieram się wreszcie za komentarz, ale nie będzie on szczególnie odkrywczy ani długi, bo: a) rozmawiałyśmy na temat tego wszystkiego tysiące razy; b) sama wymyśliłam część rozdziału, więc… No.

    Ech, Ahearn, bo chyba tak miał na imię „ten koleś”, był naprawdę nienormalny. Umiłowana córka, blablabla, a zabił ją za coś takiego, a na dodatek kazał ją przytrzymać jej bratu. Co to ma być, do jasnej ciasnej?! Ja rozumiem, że mógł się zdenerwować, kląć na wszystko dookoła i tak dalej, ale zabić własną córkę, którą niby tak kochał? Coś tu nie gra, chyba mu się we łbie poprzewracało, serio…
    „Wiedziałeś, że kochałem ją ponad wszystko, a ośmieliłeś się położyć na niej swoje brudne łapy!” - Taak, właśnie widać, jak bardzo ją kochał! Żałosne. Znaczy to oczywiste, że wkurzył się na Edana, zresztą ten kretyn też zasługiwał na karę, no ale żeby wyżywać się na dziecku, na dodatek brzemiennym, zabijając je? Brak mi słów.
    A to końcowe ostrzeżenie skierowane do Edana… Ja nie wiem, Ahearn chyba naprawdę zwariował, bo przeczy sam sobie. Kocha córkę, ale ją zabija. Kocha(ł) brata - który tak naprawdę był winny temu całemu zhańbieniu, no bo, kurczę, tamta dziewoja to tylko dzieciak był - ale jego to już nie zabija. Trochę bez sensu… :/ Faceci to idioci, naprawdę… Jeden i drugi porąbany, są siebie warci, bo Edan uwodzący dziecko (bratanicę!) oraz zaprzedający własne córki jakiemuś demonowi bynajmniej nie jest lepszy od Ahearna…

    Edan ma plus za to, że jako jedna z niewielu osób docenia Evę, co zresztą mu się jeszcze opłaci. Z drugiej strony, gościu żyje już tak długo, że musiałby być naprawdę głupi, gdyby nie dostrzegał takich rzeczy, nie? Cóż, w każdym bądź razie cieszę się, iż Ev ma kogoś, komu może zaufać i z kim może pospiskować, bądź co bądź ma w życiu trochę przerąbane, więc niech się trochę zabawi. Taak, i to jest ten moment, w którym wybiegłabym w przyszłość, ale tego nie zrobię, by nikomu niczego nie spolerować, ale pewnie wiesz, o co mi chodzi. Chyba jestem nienormalna, ciesząc się jakimkolwiek szczęściem opowiadaniowej Evy, skoro to żmija wciąż uprzykrzająca „mi” życie, no ale dobra. Widocznie moje serce z lodu/kamienia szwankuje. No, nawet nie tylko „widocznie”, raczej „na pewno”, bo kto normalny ryczy przez pół godziny po obejrzeniu „Kamieni na szaniec”…?

    Ech, Elizka i Rafcio jak zwykle słodzą w mniejszym bądź większym stopniu, więc cóż mam powiedzieć? Z jednej strony wszystko wyszło raczej naturalnie i logicznie, no bo Lili to jednak matka i na jej miejscu pewnie koniec końców też bym pokochała to dziecko (szczególnie po takiej wizji, jaką ona miała), a Rafael miał wątpliwości i tak dalej, ale jednak się opamiętał, ale z drugiej… Jeny, wkurza mnie to, że w sumie gdyby to olał, to nic by mu się nie stało (chyba że doświadczylibyśmy wielkiego powrotu Toma-choleryka, który by go w szale zabił - oł je, oł je), a kobita nie ma większego wyboru i musiałaby zająć się problemem sama. Nie będę się na ten temat rozpisywać, bo tylko bym po głowie dostała, ale cóż, jestem drażliwa, jeśli chodzi o tego typu sprawy (w sensie związane z relacjami kobieta&mężczyzna&ewentualne dziecko itp.).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak oto przechodzimy do balu u Szwabów. Cóż, cokolwiek napiszę, pewnie w co najmniej sporym stopniu będzie się powielać z tym, co zdążyłam już nieraz powiedzieć. O czym więc warto napomknąć? Ech, Ayi jest mi żal, wiadomo. Gdybym była na jej miejscu, chyba bym sfiksowała. Ja się dziwię, że ona w ogóle jeszcze jako tako się trzyma (jakby nie patrzeć, bo mogła już całkiem zwariować), no ale cóż, jeszcze niejeden dołek ją czeka.
      „Aya-chan, nie gniewasz się już na mnie za to małe nieporozumienie, prawda? Byłaś niegrzeczna, więc musiałem dać ci lekcję, czyż nie, moja droga?” - Czy tego gościa do końca pogięło? „Małe nieporozumienie”, że co, proszę? No on chyba żartuje! Jak można coś takiego nazwać „małym nieporozumieniem”, „lekcją”, „karą”?! Tego kretyna powinno się zamknąć, a najlepiej od razu na szafot wysłać (pomińmy szczegóły związane z tym, że wampira ciężko zabić). Naprawdę mam ochotę przygotować mu zupkę doprawioną krwią wilkołaków i astagiem! <3 Nie no, ja rozumiem, że on jest seksowny i tak dalej, coś w sobie ma, blablabla, ale bez przesady… Traktuje Ayę jak zabawkę, dziecko i swoją własność, a na to nie zasługuje żadna kobieta. Trochę szacunku, co? Doprawdy szlag mnie trafia, gdy myślę o Michaelu w tych kategoriach. Ok, umie zachować się całkiem przyzwoicie i w ogóle, ale w niektórych fragmentach doprowadza mnie do szewskiej pasji… „(…) kara, którą dostałaś, była może zbyt surowa (…)” - „może”? Koleś, ogarnijże się! Tak się nie traktuje innych, a już szczególnie tych, którzy są ci w jakiś pokręcony sposób bliscy! Nie no, naprawdę mam tak mieszane uczucia w stosunku do Pana M., że aż trudno mi się o nim mówi i pisze… Ale to doskonale wiesz.
      Taak, nie ma to jak wychowanie za pomocą metody kija i marchewki… Z jednej strony kara za byle co, z drugiej - prezenciki, błyskotki, słodzenie i tak dalej. Bajecznie! :/
      Ech, biedna Aya, nawet ubrana w stylu Hell :/ I jeszcze ten wisiorek… Nie pamiętam już, która z nas go wymyśliła, niemniej fajnie to wyszło. Z tym, jak ona się czuła, gdy miała go na szyi i w ogóle…
      „Aya, idziemy na przyjęcie, więc uśmiechnij się. Jeszcze ktoś pomyśli, że robię ci krzywdę…” - Suzu, trzymaj mnie, bo zatłukę tego dziada! >.< Nie no, jasne, kochanie, wcale nie robisz mi krzywdy, wszystko rozumiem i w pełni się z tobą zgadzam! Dobre sobie! >.<
      Heh, Julia i Otto tak słodzą, a KTO WIE, co im w głowach siedzi? (xD) Jeny, te wszystkie bale i to, jak ludzie/wampiry/cokolwiek się na nich zachowują, jest tak żałosne, że szkoda gadać…
      W sumie przyznam się, iż trochę dziwnie i ciężko mi komentować tę scenę, bo chyba w większości to ja ją wymyśliłam ^^’ Przydałyby się wręcz zapisy naszych rozmów z czasów, gdy nad nią siedziałyśmy, bo mam sklerozę i nie pamiętam, jak to dokładnie było, ale… Kto, no kto wymyślił NAJLEPSZY TEKST ROZDZIAŁU? Ha! *czeka na brawa ze strony licznej widowni; kłania się, gdy nadchodzi ich salwa; ogólnie próbuje się dowartościować* „Mylisz się, Ev, ja nie tresuję swojej żony, lecz ją wychowuję. Zresztą Aya jest młodziutka i szybko się uczy.” - No pamiętam, jak miałam to przed oczami, gdy to wymyśliłam. Znaczy nie tylko to, lecz ogólnie większą część tego całego przyjęcia, no ale to jeden z lepszych momentów. Jejku, ale to było dawno…
      Jeny, Eva jest naprawdę okropna. Jak można być AŻ TAK wrednym i nieczułym? Jak można w tak perfidny sposób kopać leżącego? Chyba tylko ona jest do tego zdolna. Z jednej strony, patrząc przez pryzmat mojej bohaterki, ździebko Ev nienawidzę za to wszystko, z drugiej - uwielbiam tę postać. Barwna, niejednoznaczna, „trudna”. Czego chcieć więcej? Ogólnie teksty Ev jak zawsze boskie (mam wrażenie, że część z nich też ja wymyśliłam, więc przepraszam, jeśli w niektórych momentach chwalę samą siebie o.O’’). A to, jak Aya poleciała na oślep i w rezultacie wylądowała w jakże troskliwych ramionach męża jest… ech no, słodkie, jakby nie patrzeć, choć na swój sposób tragiczne, bo biedna Aya trafia od jednego zła do drugiego. x_x

      Usuń
    2. Ech, „druga Aya” zawsze narobi problemów. I znów widzimy, jak żałosnym stworzeniem jest mężczyzna! Zero opanowania, bez sensu. Jeny, jak ja tego nie znoszę… Wystarczy, że kobita zatrzepocze rzęsami czy poświeci biustem i facet jest jej. No i proszę, jaka łatwa recepta na znalezienie jakiegoś naiwnego. ;] (Taak, za te teksty - choć i tak próbuję się opanować i nie przesadzać! - pewnie też mi się dostanie, ale dobra.)
      Prawdą jest, że Michaelowi przydałaby się właśnie kobieta typu „drugiej Ayi”. Miałby z kim się zabawić, miałby seksowną kocicę, którą może się pochwalić i tak dalej, więc co mu, kurczę, odbiło, żeby żenić się z taką skromną, grzeczną Ayą? Jakby na złość jej robił normalnie. >.< Dobra, zamknę się już, bo jak będę się dalej rozwodzić nad tym fragmentem, to tylko się zdenerwuję (i innych też, tak przy okazji). Znaczy żeby nie było: lubię i tę scenę, i ogólnie bal u Szwabów, ale wiesz, jak jest. Sporo rzeczy mnie irytuje i ciężko nie tracić cierpliwości, gdy się to wszystko analizuje…

      To przykre, jak wiele Ashley ukrywała przed Tomem. Na jego miejscu byłoby mi bardzo smutno z tego powodu. Wciąż wydawało mu się, że ukochana siostra nie miała przed nim większych sekretów, a tu tyle lat po jej śmieci dowiaduje się takiego czegoś…
      Cóż, no i mamy wstęp do dodatku-którego-dziś-nie-dodałaś-bo-obie-jesteśmy-leniwe. Jak już mówiłam, jutro masz się sprężyć i go ogarnąć, a ja z grubsza to poprawię, ale raczej wątpię, że będę miała czas i siły na gruntowną korektę, więc za wszelkie niedopatrzenia z góry przepraszam. Bądź co bądź jutro kolejny śliwkowo-dżemowo-powidłowy dzień!
      Ok, to by było na tyle, przepraszam, że dość skrótowo i dopiero teraz, ale wiesz, jak to bywa. W sumie szkoda, że nie napisałam tego komentarza te półtora (?) roku temu - no, w każdym razie wtedy, gdy napisałaś ten rozdział - bo wyglądałby zupełnie inaczej, pewnie byłby dłuższy, porządniejszy i zawierałby więcej emocji i przemyśleń, bo liczne rozmowy na ten temat byłyby dopiero przed nami. No ale nic to, mniejsza z tym.
      Dzięki za dedykację, buziaki.

      PS. Nie mam siły czytać tego, co nabazgrałam, więc przepraszam za wszelakie kwiatki i niezrozumiałości. Swoją drogą, mam nadzieję, że niczego mi nie utnie, bo ostatnio dziwne rzeczy się dzieją z tymi komentarzami. :/ Dobranoc!

      Usuń