Rozdanie kart
Penelopa
Samaras obudziła się z szaleńczo bijącym sercem. Zorientowawszy się, że jest
środek nocy, westchnęła ciężko, a gdy po chwili uspokoiła swoje skołatane nerwy,
przyłożyła głowę do poduszki i spróbowała zasnąć. Jednak nie minęła nawet
minuta, gdy poczuła czyjąś obecność. Przez jej ciało przeszło przejmujące
zimno, a serce momentalnie zwolniło. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy do jej
nozdrzy dobiegł delikatny zapach, jakiego żadna żyjąca istota poza nią nie
potrafi wyczuć.
- Lauro, proszę, nie męcz mnie, jest chyba
za późno na wałęsanie się po tym świecie, nie uważasz?
Minęła zaledwie minuta, w której pozornie
nic się nie zmieniło, lecz łowczyni sposępniała i smutnym tonem wyszeptała:
- Wiem o tym, przecież jestem „Wybranką”, jednak nie mogę nic zrobić, by mu pomóc.
Przyszłość jego i tej dziewczyny tamtej nocy została przesądzona. Nic już nie
można zrobić, przykro mi. - Przerwała na chwilę, po czym rzuciła nieco
zirytowana - Nie mogę aż tak ingerować, nie jestem Bogiem, moja droga. To, że
wiem od was o różnych wydarzeniach, nie upoważnia mnie do interwencji.
Nagle do dziewczyny dotarł bardzo ostry,
duszący zapach, przez który ledwie mogła oddychać. Doskonale wiedziała, co
oznacza pojawienie się tej woni. Nie odwracając się, tylko dalej wpatrując się
w ścianę, mruknęła:
- Jeszcze ciebie tu brakuje… Ostrzegłam
Clarinos i mam nadzieję, że mnie wysłucha, nie chciałabym, by cierpiała
bardziej niż to konieczne… Zwłaszcza że to tylko i wyłącznie twoja wina -
dokończyła groźnie.
Ledwie wypowiedziała te słowa, a przez jej
ciało przeszła fala przejmującego bólu, zupełnie jakby wbijało się w nią dziesiątki sztyletów,
które nie tylko rozcinały jej skórę, lecz mroziły miejsce, w które trafiły.
Jęknęła cicho i przykładając dłoń do serca, z trudem łapiąc powietrze,
wydyszała:
- Przestań się miotać, już nie należysz do
tego świata, więc możesz się wściekać ile chcesz, nie robi to na mnie
najmniejszego wrażenia.
Gdy poczuła ulgę, nie mogąc się
powstrzymać, zachichotała i rozbawiona rzuciła:
- Mój drogi, to koniec, klamka zapadła. W sumie nie rozumiem, czemu tak się złościsz.
Powinieneś być chyba zadowolony, nieprawdaż? On zdziała to, czego ty nie
potrafiłeś. - Niespodziewanie wybuchła głośnym śmiechem. - Razi cię w oczy to,
że królewska krew wilków zmieszała się z krwią wampirów. Naprawdę nawet śmierć
nie jest w stanie cię zmienić. Nie przejmujesz się losem twoich pobratymców,
tylko tym, że Rafael splugawił swój ród… Jesteś beznadziejny - dodała z
pogardą.
Te słowa sprawiły, że poczuła ten sam ból
co wcześniej, tylko dużo mocniejszy. Musiało minąć dobre pięć minut, by doszła
do siebie i mogła z bladym uśmieszkiem rzucić:
- Nie musisz aż tak mi dziękować za trochę
szczerości.
Zapach, który utrudniał jej oddychanie,
rozpłynął się w ułamku sekundy. Jedyne, co jasnowłosa mogła nadal wyczuć, to
delikatna i piękna woń. Minęło kilka
minut, aż znów odezwała się posępnie:
- Rozumiem cię i nie myśl, że nic
chciałabym pomóc, ale nie mam jak… Dobrze, może to coś pomoże - rzuciła,
wzdychając po chwili.
Gdy tylko Penelopa skończyła mówić,
powietrze stało się na powrót krystalicznie czyste, a ona wzięła głębszy wdech,
po czym usiadła na skraju łóżka i zaczęła spoglądać w rozgwieżdżone niebo.
Wiedziała, że wszystko dopiero teraz się
zacznie.
***
Czarnowłosa wampirzyca westchnęła, gdy
rudowłosa kobieta poinformowała ją, że powinna wrócić do posiadłości, by
nadzorować prace związane z jej wyprowadzką z rodzinnego domu. Wstała z
wygodnego krzesła znajdującego się w cieniu drzewa wiśni i ruszyła wąskimi
alejkami w drogę powrotną.
Aya ostatnimi czasy spędzała mnóstwo czasu
w ogrodach, rozmyślając o wszystkim i o niczym. Ku jej frustracji i
niezadowoleniu, najczęściej myślała o wizycie, którą miesiąc temu złożył jej
narzeczony. Na samą myśl o jego pocałunku dziewczynie robiło się wręcz
niedobrze. Ogarnęło ją przerażenie, gdy uświadomiła sobie, że niebawem Michael
nie tylko będzie całować ją, kiedy tylko będzie chciał, ale będzie mógł zrobić z
nią co tylko zapragnie. Im bliżej było dnia, w którym miała stać się własnością
Michaela Hell, tym mocniej odczuwała ogarniającą ją panikę i tym silnej
docierało do niej, co ją czeka i co będzie musiała znosić. Teraz, kiedy ślub
miał odbyć się już następnego dnia, czuła jedynie, że jest pogodzona ze swoim
losem i że nie wydarzy się żaden cud, który by ją uratował.
Westchnęła, gdy przekroczyła próg domu, a
w sercu zrodziło się poczucie żalu, iż najprawdopodobniej pożegna miejsce, w
którym dorastała i już nigdy więcej go nie zobaczy. Wieczorem miała wyruszyć w
drogę do posiadłości Michaela, gdyż wraz z ojcem musiała być tam wczesnym
rankiem, by przygotować się do ceremonii zaślubin. Oczywiście wygodniej byłoby,
gdyby zjawili się tam już dziś, lecz zarówno ona, jak i Kage woleli odwlec to,
co nieuniknione.
Nim dotarła do schodów na pierwsze piętro,
usłyszała głos ojca.
- Aya…
Spojrzała na niego i blado się uśmiechając, rzuciła:
- Słucham, tato?
Mężczyzna przez chwilę ze zbolałą miną
wpatrywał się w twarz córki, aż w końcu lekko drążącym głosem zapytał:
- Jak się czujesz…?
Starając się, by jej głos brzmiał w miarę
naturalnie i by nie można było wyczuć w nim jej prawdziwych uczuć, dziewczyna
odparła:
- Nie martw się, tato, już się z tym
pogodziłam. - Po czym spuszczając głowę, dodała pustym głosem -
Poza tym przywykłam do myśli, że będę żoną Michaela… Ponoć można przyzwyczaić
się do wszystkiego…
Kage czuł taką rozpacz, że jedyne, na co
było go stać, to przytulenie do córki i wyszeptanie jej na ucho:
- Pamiętaj, że mama i ja zawsze jesteśmy
przy tobie, niezależenie od tego, co by się działo.
Brunetka mocniej objęła wampira i przez
chwilę tuliła go do siebie, aż w końcu odsunęła go i nie patrząc na niego,
szepnęła:
- Wybacz, tato, ale muszę iść się spakować.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję,
spiesznym krokiem ruszyła po schodach. Czuła, że jeszcze chwila, a się
rozpłacze, a nie chciała robić tego przy ojcu. Gdy była w połowie drogi,
usłyszała prośbę Kage.
- Jak skończycie, powiedz Suzue, by do
mnie przyszła, chcę z nią porozmawiać.
- Dobrze, zrobię to - odpowiedziała
łamiącym się głosem, po czym niemal biegiem ruszyła do swojego pokoju.
Stojąc przed sosnowymi drzwiami, wzięła głębszy wdech, by móc
się nieco uspokoić, po czym otworzyła je i weszła do środka pomieszczenia.
Suzue oraz młodziutka ciemnowłosa pokojówka o imieniu Hiroe przeglądały
wszystkie szafy i delikatnie składając ubrania, kłady je na wielkim łóżku z
baldachimem. Hiroe, zorientowawszy się, że dziedziczka weszła do komnaty,
odwracając się do niej, zapytała:
- Życzysz sobie, Aya-sama, byśmy spakowały wszystkie twoje
ubrania czy wolisz wybrać rzeczy, które zabierzesz ze sobą?
Arystokratka spojrzała na sterty spodni, sukienek, bluzek,
spódniczek i innych części damskiej garderoby i ciężko wzdychając, oznajmiła:
- Hiroe, nie wezmę ze sobą wszystkich
moich ubrań, niektóre zostawię tutaj.
- Dobrze, Aya-sama. To może
zaczniemy od sukienek, które chcesz zabrać? - rzuciła pokojówka, na co brunetka
tylko lekko pokiwała głową, bez słowa zabierając się do wybierania nie tylko
odzieży, ale i rzeczy, które miały przypominać jej dom rodzinny.
Po kilku godzinach młoda Hiou były spakowana i niemal gotowa
do wyjazdu. Spojrzała na opustoszałe pomieszczenie i wzdrygnęła się na myśl, że
od jutrzejszego dnia jej pokój będzie znajdował się zupełnie gdzie indziej i że
będzie go dzielić z dziedzicem rodu Hell. Mężczyzny, którego Aya nie tylko
nienawidziła, ale i który samym spojrzeniem diabolicznych oczu przyprawiał ją o
dreszcze.
Tępo wpatrując się w szybę, mruknęła:
- Dziękuję wam, możecie odejść. Suzu, mój ojciec prosił, byś
udała się do gabinetu, bo chciał z tobą porozmawiać.
- Zrozumiałam, Aya-sama - zakomunikowała szatynka, po czym
kłaniając się, wyszła wraz z Hiroe.
Gdy drzwi pokoju zostały zamknięte, czarnowłosa piękność
westchnęła ciężko i zerknęła na ogród, w którym siedziała jej matka, wpatrując
się smutnym spojrzeniem w ciemniejące niebo. Ten widok sprawił, że zwiesiła
głowę, pozwalając, by kilka kropel słonych łez spadło na podłogę.
Suzue zapukała delikatnie w sosnowe drzwi gabinetu Kage Hiou.
Nie minęło pięć sekund, gdy usłyszała pozwolenie na wejście.
- Słucham, Kage-sama? - szepnęła, patrząc na postać
jasnowłosego wampira obróconego do niej tyłem i wpatrującego się w zawieszone
na ścianie zdjęcie żony i wyglądającej na jakieś dziesięć, może jedenaście lat
Ayi.
Mężczyzna przez krótką chwilę nic nie odpowiedział, widocznie
błądząc gdzieś myślami. W końcu, nie spoglądając na dziewczynę, spokojnym
głosem zaczął:
- Od kiedy Aya pojawiła się na tym świecie, kochałam ją ponad
wszystko… Może właśnie to był mój błąd…? - dodał posępnie, dalej przyglądając
się fotografii, po czym stwierdził - No ale nieważne, nie po to cię tu
wezwałem. - Obrócił się do pokojówki i westchnął - Od jutrzejszego dnia Aya
będzie potrzebowała kogoś, kto będzie potrafił zrozumieć, z czym musi się
borykać. - Wpatrując się w dziewczynę
z wyrazem pełnym desperacji i rozpaczy, dokończył- Uważam, że ty jesteś właśnie taką osobą. Sama
byłaś w nieco podobnej sytuacji, więc najlepiej jej pomożesz…
Te słowa sprawiły, że Namizawa na moment przeniosła się lata wstecz, gdy była
służącą rodu Deushi. Przed jej oczami znów pojawiła się jego twarz.
Raito Deushi… Mężczyzna, który najpierw ją wykorzystał, a
później odstawił jak niepotrzebną zabawkę. W sumie tym przecież dla niego była…
Przez ułamek sekundy
przeszło jej przez myśl, że gdyby wszystko potoczyło się inaczej, dziecko,
które miała urodzić, zapewne wyglądałoby na rówieśnika bądź rówieśniczkę jej
pani. Szybko jednak powróciła do rzeczywistości i kiwając twierdząco głową,
zapytała:
- Kage-sama, oczywiście uczynię wszystko, co w mojej mocy,
tylko nie wiem, jak mam pomóc Ayi-sama, skoro ona będzie mieszkała z
Michaelem-sama?
Patrząc na swoje
dłonie, arystokrata rzekł szeptem:
- Dlatego chciałbym, byś pojechała z Ayą do Anglii… Wiem, że
dużo od ciebie wymagam, ale chciałbym choć w taki sposób pomóc córce…
Służąca spojrzała na Hiou smutnym wzrokiem i powstrzymując łzy
cisnące się do oczu, odparła:
- Jeżeli to możliwe, oczywiście, że to zrobię.
Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie, po czym mruknął:
- Dziękuję ci, Suzue, naprawdę dziękuję…
Gdy dziewczyna zapytała, czy może już odejść, rzucił:
- Miałbym do ciebie jeszcze jedną prośbę. Aya zapewne nie
będzie chciała pisać prawdy, więc co jakiś czas pisałabyś, jak faktycznie
sprawy wyglądają…
Szatynka przytaknęła i wyszła z gabinetu. Gdy tylko Kage
został w pomieszczeniu sam, powtórnie spojrzał na fotografię. W tamtym momencie
marzył tylko o jednym. By ten dzień nigdy się nie skończył i by nie musiał
oddawać swojego jedynego dziecka w łapy rodu Hell. Nim jednak Hiou zdołał się
zorientować, nastał czas ich wyjazdu.
Spojrzał na zegarek, po czym nałożył marynarkę, która zasłoniła czarny
tatuaż na ramieniu i zszedł na dół, gdzie czekała na niego żona.
Maaya wolała nie pokazywać, jak bardzo przeżywała ślub Ayi,
dlatego też dzisiejsze zamieszanie wolała spędzić w ogrodzie i nie czynić tego
dnia jeszcze bardziej bolesnym dla córki i męża. Choć chciała spędzić ten czas
ze swoim jedynym dzieckiem, nie wiedziała, czy widząc jej oczy, w których od
kilku tygodni nie dostrzegała już nic poza pustką, powstrzyma się od płaczu.
Bez słowa podeszła do Kage i objęła go, ukrywając twarz w jego ramionach.
Mężczyzna odwzajemnił uścisk i pocałował ją w czoło, szepcząc kilka pokrzepiających
słów. Zapewne staliby tak dużo dłużej, gdyby nie głos Ayi, która pojawiła się
nie wiadomo kiedy.
- Mamo, tato, już chyba czas…
Oboje spojrzeli na schody, gdzie stała ich jedyna córka.
Dziewczyna ubrana w stylową niebieską sukienkę lekko za kolana i tegoż samego
koloru atłasowe rękawiczki, dzięki którym ukryła łańcuch oplatający nadgarstek,
patrzyła na nich pustym wzrokiem.
- Nie martwcie się tak, jakoś to będzie - dodała, schodząc po
schodach i lekko się uśmiechając.
Gdy dotarła do matki, przytuliła ją i szepnęła na ucho:
- Mamo, kocham cię, pamiętaj o tym… I dbaj o tatę, dobrze?
- Oczywiście, kochanie, o to się nie martw… - odparła drżącym
od emocji głosem.
- Kage-sama, jeżeli mamy zdążyć na samolot, to musimy już
jechać - wchodząc do pomieszczenia, wtrącił się wampir, który miał zawieźć ich
na lotnisko.
Na głos służącego Aya odsunęła się od matki i uśmiechając się
przez łzy, ruszyła do wyjścia. Kage spuścił wzrok, podszedł do żony, ucałował
ją w czoło i podążył za córką.
Gdy młoda Hiou widziała oddalającą się rodzinną posiadłość,
westchnęła głęboko i przeniosła wzrok na pokojówkę, która ku jej ogromnej
radości miała również zamieszkać w posiadłości Hell. Po krótkiej chwili
wyszeptała:
- Suzu, dziękuję…
Szatynka tylko ścisnęła jej rękę i posłała jej pokrzepiający
uśmiech.
Przez resztę drogi
do Anglii arystokratka milczała, zatopiona w swoich ponurych myślach bądź
próbowała zasnąć. Zarówno ona, jak i Kage, widząc wyłaniającą się z lasu
monumentalną budowlę, poczuli, że
podróż przebyli zdecydowanie zbyt szybko.
Przekraczając próg posiadłości Michaela, serce czarnowłosej
lekko zadrżało, a nogi ugięły się pod jej ciężarem.
- Witaj w swoim nowym domu, Aya.
Doskonale wiedziała, do kogo należy ten głos. Spojrzała na
ciemnowłosego mężczyznę, który przeszywał ją wzrokiem pełnym zadowolenia.
Za kilka godzin miała zostać jego żoną. Również za kilka
godzin miał rozpocząć się jej koszmar…
***
Na oko dwudziestokilkuletni przystojny mężczyzna rozłożył
talię kart na stole, przy którym siedział i uśmiechając się po nosem, zaczął je
wertować. U jego stóp siedziała dziewczyna w wieku zapewne osiemnastu lat o
niesamowicie jasnych włosach, które pięknymi lokami spływały po jej plecach i
ramionach. Bluzka, którą miała na sobie, była do połowy rozpięta, a spódniczka
gdzieniegdzie rozszarpana. Jej mętny wzrok bursztynowych oczu był wbity w
posadzkę, natomiast jedna ręka swobodnie zwisała z oparcia fotela, na którym
siedział ów mężczyzna. Nastolatka nawet nie zareagowała, gdy do zaciemnionego
pokoju, w którym się znajdowała wszedł jasnowłosy wampir i kłaniając się,
spokojnym głosem oznajmił:
- Panie, za kilka godzin odbędzie się ślub Ayi Hiou i Michaela
Hell.
Szatyn uśmiechnął się pod nosem i kładąc obok siebie kartę
króla i damy kier w taki sposób, że ich końce nachodziły na siebie, rzekł:
- Etenanie, przecież wiem o tym.
- I nic z tym nie zrobisz, panie? Zdajesz sobie sprawę, że te
dwa pierwotne rody nie mają prawa połączyć się w taki sposób - odparł nieco
zaniepokojonym tonem arystokrata.
Nie przestając się uśmiechać, wampir o czekoladowych włosach wziął kolejne
dwie karty i bawiąc się nimi, mruknął:
- Chyba zapomniałeś, do kogo się zwracasz, mój drogi. Uwierz mi, pamiętam o
tym bardzo dobrze, lecz kimże ja jestem, by wtrącać się do dzisiejszego
społeczeństwa wampirów? Wszyscy myślą, że jestem trupem, więc skoro młody
panicz Hell chce naszej młodziutkiej dziedziczki, to nic mi do tego… Hm, jak
pomyśleć, ten związek może mieć nawet pozytywne konsekwencje -dodał,
przymykając na chwilę oczy.
Gdy tylko skończył mówić, położył karty, które miał w dłoni
nieopodal poprzedniej pary, w taki sam sposób jak tamte.
Były to dama i król pik.
- Panie, jesteś tego pewien? Nie jestem przekonany, czy dobrze
przemyślałeś konsekwencje tego małżeństwa.
Wampir nachylił się do ucha siedzącej przy nim blondynki i po
odgarnięciu kilku kosmyków włosów, szepnął:
- Widzisz, moja droga Louise, mój wierny Etenan ma wątpliwości
co do słuszności moich osądów. Hm… To chyba źle o nim świadczy, nie uważasz?
Dziewczyna nawet nie drgnęła, gdy po skończeniu słów szatyn
musnął wargami jej bladą szyję. Tymczasem sługa opanowanym głosem odparł:
- Panie, proszę mi wybaczyć moją impertynencję, jednak
chciałem jedynie poinformować cię o moich obawach.
Wampir wyprostował się i uśmiechając się dobrodusznie, rzucił:
- Wiem, mój drogi, dlatego nie brałem twoich słów do serca… -
Wziął kolejną damę, tym razem trefl. Obracając ją i poważnie przypatrując się
utworzonym przez siebie dwóm parom kart, mruknął:
- Cóż, niemal wszystkie ważne karty zostały rozdane, ale jest
coś, co muszę zrobić, nim pojawi się mój as. - Przerwał na
moment i kładąc figurę na stole, dodał - Niebawem dostarczysz mój list samotnej
damie. Z chęcią poznam ją osobiście. Liczę, że opowie mi co nieco o swojej
rywalce i jej królu. Być może wtedy będę mógł przewidzieć, czy nasz drogi król
pik nie popełnił błędu - dodał wzdychając.
- Jak sobie życzysz, mój panie - odparł arystokrata, a po
chwili zapytał - Może życzysz sobie czegoś jeszcze?
Wampir, który wciąż przypatrywał się ułożonym kartom,
opierając podbródek na ręce i uśmiechając się, przeniósł wzrok na nastolatkę, po
czym gładząc palcami skórę jej dłoni, odparł:
- Dziękuję, przyjacielu, ale teraz zostaw mnie samego z tą
miłą panienką.
Arystokrata ukłonił się, po czym bez słowa wyszedł.
Gdy drzwi komnaty zostały zamknięte, szatyn wziął szczuplutką
rękę jasnowłosej, by ją ucałować, a później, biorąc głębszy wdech, szepnąć:
- Ładnie pachniesz, moja słodka Louise… Jaka szkoda, że jesteś
tak krucha, bo jesteś również bardzo ładna - dodał z żalem, ponownie muskając
jej dłoń palcami, po czym mruknął - Ale można to naprawić. Cóż, zobaczymy…
Ledwie skończył mówić te słowa, a jego tęczówki przybrały
odcień czerwieni. Obrócił rękę dziewczyny, by widzieć jej nadgarstek i w ułamku
sekundy wbił w niego swoje lśniące kły. Jedynie drżenie ust blondynki było
rekcją na ból towarzyszący ugryzieniu.
Po chwili krople gęstej cieczy spływającej po białym
nadgarstku rozpryskiwały się na marmurowej posadzce.
Oto kolejny rozdział
(nawiasem mówiąc, jeden z moich ulubionych)… Co prawda obawiałam się, że nie
zostanie dodany z powody braku Internetu, ale jednak się udało…
Dziękuję wszystkim, którym
chciało się skomentować poprzedni rozdział. Jesteście wielcy!
Rozdział IV „Początek
koszmaru” ukaże się za dwa tygodnie…
Do usłyszenia.
Joł, nie ma to jak wizyta duchów w środku nocy. Kyokugen! Laura, matka Polka, dalej myśli tylko o Rafciu, a Mikołaj, ten wredny typ, o takich głupstwach jak plugawienie rodu. Nie ma co! Szczerze współczuję Penelopie takich odwiedzin. Nie dość, że ją budzą, to jeszcze wymagają niemożliwego. Znaczy wiesz, nie mam nic do Laury, ale to nie zmienia faktu, że jest mi żal Penelopy. Mikołaj z kolei jak zwykle jest okrutny. Nawet jako duch musi dać komuś pocierpieć x_x
OdpowiedzUsuńJeny, aż trudno mi uwierzyć, że to już! No, w sumie „już” to nie jest odpowiednie słowo, bądź co bądź pisanie szło Ci dość mozolnie, jeśli chodzi o pierwszą księgę, więc powinno być „dopiero”, ale jednak jestem jakoś tak… Pff, nawet nie umiem ubrać tego w słowa. Nieważne. W każdym razie mam mętlik w głowie. Za bardzo utożsamiam się ze swoją bohaterką!
Na myśl o pożegnaniu się z rodzicami i domem dzieciństwa, ba, nawet całym krajem (i kontynentem!), w którym wyrosłam, zbiera mi się na płacz. Zdecydowanie za mocno wszystko przeżywam. Jak tak pomyślę, co bym czuła, gdyby w prawdziwym życiu spotkało mnie coś podobnego… Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Nie wyobrażam sobie opuszczenia Bydzi, a co dopiero wyjechać hen, daleko stąd, i to do faceta, którego nienawidzę! Gdybym się zakochała i chciała być z tym kimś, to co innego, aczkolwiek i tak nie wiem, czy zdobyłabym się na wyprowadzkę zbyt daleko od rodziców. A już na pewno nie chciałabym opuścić kraju, choć jest jaki jest :/ Wycieczki - owszem, ale przeprowadzka? Straszne.
Okropnie żal mi Maayi i Kage. Tatko to już w ogóle ma przerąbane, bo wyczuwa moje emocje. Przerażające.
Jak to dobrze, że Suzu może ze mną jechać! Nie wyobrażam sobie być tam sama. Tak to przynajmniej będzie z kim porozmawiać i komu się wypłakać na ramieniu… No i Suzu faktycznie jest osobą, która najlepiej zrozumie, przez co będę przechodzić…
Swoją drogą, ryczeć mi się chce.
Ale wracając do tematu, strasznie mi wszystkich żal. Maaya miała w sumie w perspektywie to, że może nigdy więcej nie zobaczyć jedynej córki. Kage zaś zmuszony jest oddać dziecko w łapy tych, którzy zniszczyli jemu i jego rodzinie życie. Masakra, ot co.
Taa, i jeszcze to wieczne zadowolenie Michaela… Moje mieszane uczucia co do niego buzują x_x Kocham go jako czarny charakter w stylu tych pojawiających się w książkach, anime itp., ale gdybym miała naprawdę kogoś takiego spotkać i wyjść za niego za mąż, chyba bym się powiesiła.
Heh, no i mamy pana wszechmocnego, tudzież starego pryka, bo latek trochę ma xD Gościu dogadałby się z Kaname - jeden bawi się kartami, drugi szachami… Heh, ale fajnie to wyszło. Dwie parki, samotna (choć już niedługo) dama i oczekiwanie na pojawienie się asa (choć w sumie będzie ich więcej, można tak powiedzieć xD). Niach! Impreza się rozkręca.
Chyba mi odbija… No ale dobra. Swoją drogą, niemiłe obyczaje ma ten koleś. No, jak większość wampirów. Krzywdzenie ładnych, niewinnych panienek x_x Hm, ale dobrze chociaż, że nic nie zrobił Etenanowi za to, że odważył się powiedzieć to i owo. Bądź co bądź mógł się wkurzyć i go skrzywdzić albo nawet zabić. Ale po tylu latach spędzonych razem raczej nie pozbyłby się takiego sługi.
Dobra, to tyle na dziś, gomen, że tak krótko. Czekam na nexta, bo „już mi niosą suknię z welonem” xD
Buziaki ;*