Rozdział I

Korzenie
      Rafael wyskoczył przez okno pokoju Elizabeth i zaklął w duchu. Czyżby do głosu doszła jego wilcza natura? Postanowił dłużej się tym nie zadręczać, ponieważ co się stało, to się nie odstanie. Najważniejsze, że jutro będzie z dala od Lili i podobna sytuacja jak z dzisiejszego wieczoru się nie powtórzy. Kiedy dotarł do domu, przemknął się niezauważenie do pokoju i zapadł w głęboki sen. Następnego ranka wstał obudzony przez ojca. Westchnął, gdy w salonie oprócz Victora zastał Clarinos. Ciągle nie mogło do niego dotrzeć, że stoi przed nim jego ciotka, siostra jego matki… Gdy dowiedział się o swoim prawdziwym pochodzeniu, był zszokowany, ale tak naprawdę nie docierało do niego to wszystko, dopiero gdy zjawiła się królowa, doszło do niego, kim jest w rzeczywistości i co się z tym wiąże.
      - Rafael, wyruszamy za pół godziny, mam nadzieję, że tyle ci wystarczy, żeby się przygotować? - rzuciła na przywitanie jasnowłosa wilczyca. Chłopak mruknął w odpowiedzi:
      - Myślę, że tak…
      - Już za pół godziny? - wyszeptała Laura, nagle pojawiając się na schodach.
      - Tak. Podróż na Syberię jest długa, więc powinniśmy wyruszyć jak najszybciej.
      - Rozumiem… Przynajmniej zdążę pożegnać się z własnym bratem - mruknęła, patrząc z niezadowoloną miną na ciotkę.
      Cała czwórka zdążyła zamienić ledwie kilka zdań, gdy w domu Victora zjawiła się Katherine, Ferris Walker i jakiś chłopak o jasnobrązowych włosach i oczach. Na ich widok królowa rzuciła:
      - No nareszcie… Mam nadzieję, że jesteście spakowani.
      Łowcy pokiwali twierdząco głowami, lecz ciemnowłosa wilczyca, na patrząc na nikogo, mruknęła:
      - Ja nie wracam do Rosji.
      Clarinos spojrzała na nią zirytowana i warknęła:
      - Katherine, to nie czas na twoje fochy! Wracasz razem z nami!
      Dziewczyna oparła się o ścianę i splatając ręce, odparła spokojnie:
      - Niby jak mnie zmusisz? Nie mam ochoty wracać i koniec, kropka.
      Walker spojrzała na przyjaciółkę ze zdumieniem, po czym wydukała:
      - Katherine, co jest? Dlaczego nie chcesz wracać?
      - Jeżeli chodzi o… - zaczął Rafael, lecz nim skończył, przerywając mu, czarnowłosa prychnęła:
      - Nie myśl sobie, że chodzi mi o ciebie, co to, to nie. Po prostu nie mam ochoty na spędzenie kolejnych lat na Syberii…
      Królowa położyła dłoń na czole, robiąc minę wyrażającą irytację i dezaprobatę w stosunku do zachowania brunetki, po czym odparła stanowczym głosem:
      - Po pierwsze, pamiętaj, do kogo mówisz i okazuj Rafaelowi należyty szacunek. Po drugie, mało mnie obchodzi, czego chcesz, a po trzecie, to rozkaz: wracasz do pałacu.
      Katherine wzruszyła ramionami i mruknęła od niechcenia:
      - Uważaj, bo się wystraszę. Dobrze wiem, do kogo mówię, nic się o to nie martw. - Obróciła się i kierując się do drzwi, kontynuowała - Mam dość bycia czyjąś marionetką i powiedzmy, że od dziś sama sobie jestem panią.
      Po tych słowach otworzyła drzwi i wyszła. Usłyszała jeszcze groźby Clarinos:
      - Katherine! Masz tu wrócić, jeśli tego nie zrobisz, nie masz co pokazywać się w zamku, czy to jasne?!
      Jednak Williams nie zwróciła na te słowa najmniejszej uwagi. Miała dość nie tylko królowej, ale i swojego dotychczasowego życia. Nie miała najmniejszego zamiaru spędzić reszty życia będąc nie wiadomo kim na Syberii. Myślała, że dzięki synowi Laury uda jej się zająć jakieś konkretne miejsce w pałacu, ale skoro on wolał jakąś wstrętną, parszywą pijawkę, nie miała zamiaru dalej grać drugich skrzypiec, jak robiła to dotychczas. Całe życie była zbędna i tak naprawdę nie wiedziała, jaka jest jej rola na zamku. Nie była przecież ani lekarką, ani służącą. Była jedynie i aż niedoszłą pasierbicą zmarłego króla. Od czasu do czasu dostawała jakieś zlecenia od Clarinos, ale poza tym nie miała innych konkretnych zajęć. Nikt nie wiedział, jak należy się w stosunku do niej zachowywać… Taka sytuacja nie mogła dłużej trwać. Potrzebowała zmiany.
      Zacisnęła dłonie w pięść i przyspieszyła kroku.
- Widzę, że stosunki pomiędzy wami nic a nic się nie zmieniły… - mruknął Victor w stronę królowej, która jedynie syknęła wzburzona:
      - Co za… Jak widać - prychnęła, po czym wzruszając ramionami rzuciła - Nie moja strata. Eric, Ferris, idźcie po swoje bagaże - zwróciła się na końcu do nieco skołowanej całą sytuacją dwójki, która po chwili wzdychając wyszła.
      - Właściwe kim oni są? Na zwykłych ludzi nie wyglądają - zapytała Laura po chwili milczenia.
      Blondynka, jakby zbudzona z zamyślenia, westchnęła.
      - Są łowcami i pracują dla nas, wilkołaków, choć pewnie im to nie w smak. Widzę, że wasz ojciec nie zadbał nawet o waszą edukację odnośnie historii - rzuciła, przeszywając go wzrokiem. Ten tylko odparł spokojnie:
      - Uznałem, że tak będzie lepiej… O tym i tak wiedzą jedynie te wilkołaki, które muszą, a zresztą nie słyszałem o nich od wielu, wielu lat i sądziłem, że po prostu już nie pracują na rzecz pałacu.
      - Cóż, nieważne. Teraz pora, by Rafael i Laura dowiedzieli się co nieco o swoich korzeniach…
***
      - Wkrótce będziemy na miejscu - rzuciła Clarinos.
      Rafael przeniósł wzrok z ponurych widoków zza szyby samochodu na ciotkę i odburknął jakąś krótką odpowiedź. Wilczyca westchnęła i stwierdziła:
      - Wiem, że nie jest ci teraz łatwo, ale zrozum: skoro już wiesz o tym, że twoja matka była moją siostrą, chcę, byś poznał nie tylko twoje dziedzictwo jako członka rodziny królewskiej, ale i życie Laury, nim zdecydowała się zamieszkać z Victorem.
      Chłopak westchnął i pokiwał głową. Sam był ciekawy pałacu i tego, co kryje, ale złościło go, że zostawił Lili, siostrę i ojca. Ponadto obawiał się, że od królowej dowie się czegoś jeszcze gorszego niż tego, czego dowiedział się od Katherine. Kiedy powtórnie spojrzał na szybę, usłyszał cichy głos Clarinos, która przeszywała go wzrokiem.
      - Nie oceniaj matki zbyt pochopnie…
      Spojrzał na nią zaskoczony i jedyne, co zdołał zrobić, to wydusić dwa słowa: „Co takiego?”. Kobieta westchnęła i dalej intensywnie się w niego wpatrując, wyjaśniła posępnym głosem:
- Nie myśl, że nie potrafię wyobrazić sobie, co teraz myślisz o Laurze. Jednak uwierz mi, ona miała cięższe życie niż przypuszczasz. Wymagano od niej dużo więcej niż ode mnie, ponieważ była tą starszą i miała zostać królową. Kiedy byłyśmy małe, nasza matka przechodziła bardzo trudne chwile, które później przyczyniły się do jej śmierci, więc tak naprawdę Laura, choć była raptem o rok starsza, pocieszała nie tylko mnie, ale i twoją babcię. Kiedy o tym myślę, ona tak naprawdę nie miała dzieciństwa. Musiała zająć się wspieraniem rozpieszczonej młodszej siostry i załamanej matki… - mruknęła w zamyśleniu. Po chwili, już nie patrząc na bruneta, lecz na widok za samochodem, kontynuowała - Może dlatego całe życie myślała o innych i miałyśmy tak różne charaktery? Ja byłam tą, którą należało się opiekować, a ona tą, która się opiekowała… Tak naprawdę chyba jej jedyną samolubna decyzją w życiu był romans z Victorem, a późnej zostawienie całego dotychczasowego życia dla niego i dla ciebie - dokończyła, ponownie patrząc młodzieńcowi prosto w oczy.
Rafael nie wiedział, co ma zrobić po słowach, które usłyszał z ust wilczycy. Niby już pogodził się z widomością o tym, że jego matka zdradziła męża z jego ojcem, ale gdzieś w głębi serca dalej się tym dręczył. Nie wiedział, co myśleć o mamie, którą przecież całe życie uważał za kobietę niemal bez wad. Laura…? Caroline…? Właściwie nie wiedział nawet, jak powinien ją nazywać. Stała się nagle osobą, którą kochał, lecz nie wiedział, co o niej myśleć i której tak naprawdę nie znał. Dlatego też słowa jej siostry wywarły na nim tak wielkie wrażenie. Rzucały na nią nieco światło… W końcu zapytał:
- Czemu mi to mówisz?
Kobieta westchnęła i mruknęła:
- Ponieważ miała kilka dróg do wyboru, lecz wybrała tę, w której nie opuściła ciebie i osoby, którą naprawdę kochała, więc chcę, żebyś choć trochę ją zrozumiał, na pewno chciałaby, żeby jej syn miał świadomość, że nie była złą kobietą… Już jesteśmy - zakomunikowała, nim chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
      Rafael wyjrzał i ku swojemu zdumieniu ujrzał ni to średniowieczny zamek, ni to pałac, ni to willę. Budynek co prawda miał kilka strzelistych wież i otoczony był murem, jednak z tego, co zdołał zauważyć, nie było widać cegieł jak w średniowiecznych siedzibach władców. Choć może tak kiedyś było, tylko go odnowiono? Poza tym ogólny wygląd budowli bardziej przypominał raczej willę czy pałac. Kiedy samochód się zatrzymał i mógł lepiej przyjrzeć się miejscu, w którym dorastała jego matka, musiał przyznać, że jest naprawdę piękne.
      - Wy możecie wrócić do siebie, lecz jutro czekam na was, musicie mi opowiedzieć wszystko, o czym dowiedzieliście się w Anglii - usłyszał głos królowej zwracającej się do łowców, którzy właśnie wysiadali z drugiego auta, po czym rzuciła do niego z lekkim uśmiechem - A ty chodź, zobaczysz pałac od środka.
      Clarinos zaprowadziła siostrzeńca do pokoju, który miał zajmować i ku jego zadowoleniu zostawiła go w nim samego, resztę zwiedzania zostawiając na jutro, jako iż pora była późna. Pracownikom, których spotkała, powiedziała jedynie, że mają gościa i że należy go dobrze traktować, co bardzo odpowiadało Rafaelowi. Nie chciał, by ktoś wiedział, kim jest. Był sobą i jak na razie nie miał zamiaru grać jakiegoś księcia.
      Następnego dnia królowa zabrała go do sali tronowej. Kiedy ogromne drzwi się otworzyły, ujrzał przestronne pomieszczenie, do którego przez liczne okna wpadały promienia słońca, dzięki czemu komnata była bardzo jasna. Na ścianach zauważył liczne dzieła sztuki, a przy ścianach kilka półek z jakimiś dokumentami i książkami. Było tam nawet biurko z komputerem, przy którym siedział jakiś mężczyzna na oko koło trzydziestki. Tym, co jednak najbardziej przyciągało uwagę, był wspaniały tron stojący na niewielkim wzniesieniu. Kiedy przekroczyli próg pomieszczenia, wilkołak stukający coś na klawiaturze wstał i kłaniając się, rzucił na powitanie:
      - Wasza wysokość, witamy z powrotem.
      - Witaj, Andriej, mam nadzieję, że wszystko w porządku i nic niecodziennego nie wydarzyło się podczas mojej nieobecności?
      - Nie, wasza wysokość, wszystko jest jak powinno - odparł szybko.
      - Cieszę się. Poznaj mojego gościa, Rafaela - mruknęła, wskazując na siostrzeńca, po czym przedstawiła mu szatyna - Rafael, to jest Andriej, nasz skryba, księgowy, sekretarz… Wszystko w jednym.
      - Miło mi, jestem do pańskich usług - odparł, przyglądając mu się z niedowierzaniem w oczach. Chłopak odparł kilka zdań, nie rozumiejąc reakcji nieznajomego. Kiedy po krótkiej rozmowie Andrieja z Clarinos na prośbę władczyni mężczyzna wyszedł, Rafael zapytał:
      - Czemu on tak mi się przyglądał?
      Wilczyca westchnęła i mruknęła:
      - Pewnie przypominasz mu mojego ojca. Jesteś do niego podobny… - przerwała na chwilę, by się nad czymś zastanowić, po czym stwierdziła - Choć macie nieco inne oczy. On miał niewiele ciemniejsze od twoich i zupełnie inne spojrzenie. No i macie też kompletnie inny głos. Twój jest łagodniejszy, Mikołaj miał bardzo gruby i męski.
      - Naprawdę? Nie miałem pojęcia - rzekł zszokowany. Nigdy nawet nie przypuszczał, że może być podobny do któregoś z dziadków, Victor mówił mu, że jest mieszanką jego i matki.
      - Domyślam się. Ale dobrze, mniejsza z tym, chodź, chcę ci coś pokazać - zadecydowała, kierując się w stronę wyjścia z sali.
      Szli jakieś dobre dziesięć minut, gdy znaleźli się w środku czegoś, co przypominało bibliotekę. Było tam setki książeczek, książek i ksiąg. Po niektórych było widać, że są bardzo, bardzo stare, a po innych, iż są całkiem nowe. Oprócz nich było tam kilka stolików z krzesłami i lampką oraz dwie sofy. Rafael przyglądał się temu z oszołomieniem, aż usłyszał słowa Clarinos.
      - To nasza głowa biblioteka, są tu książki do czytania dla rozrywki, stare dokumenty oraz legendy i historia wilkołaków, łowców i wampirów…
      Rafael spoglądał na całe sterty ksiąg w niemym zachwycie. Tak właśnie mogła wyglądać biblioteka jakichś wielkich osobistości. W końcu, spoglądając na wilczycę, wydusił:
      - To wszystko należy do ciebie?
      Kobieta uśmiechnęła się i przechodząc od jednej półki do drugiej, koniuszkami palców muskając książki, odparła:
      - Niezupełnie. Z tej biblioteki korzystają wszyscy pracownicy pałacu. Nie ukrywam, że mam swoją małą biblioteczkę… Wiesz, Laura spędzała tu bardzo dużo czasu. Kochała czytać, nie tylko zwykłe książki, lecz i naszą historię, legendy… - dodała wzdychając.
      - Naprawdę?
      - Oczywiście - mruknęła, jakby to najzwyczajniejsza z rzeczy, po czym wyciągając jedną z ksiąg, dodała - Powiedz, co ojciec mówił ci o powstaniu naszej rasy?
      Chłopak westchnął, po czym wyjaśnił, że prawie nic, gdyż Victor nie był skory do rozmowy o czymkolwiek, co by było związane z pałacem i rodziną królewską. Wiedział jedynie, że wilkołaki i wampiry narodziły się dzięki łowcom, ale ogólnie nic więcej. Królowa znów głośno westchnęła i zaczęła:
      - Tak myślałam… No cóż, trudno, zaczniemy od początku. - Podeszła do najbliższego stolika i otwierając opasłą czarną książkę, kontynuowała - Twój ojciec nie do końca miał rację. Tak naprawdę to nie łowcy dali nam życie, lecz ród, z którego pochodzą.
Rafael spojrzał na pożółkłą kartkę, po której było widać, że księga jest bardzo stara. Napisy przypominające te średniowieczne były wyblakłe, a rysunek na samym dole stracił niemal całą wyrazistość. Z tego, co zauważył, przedstawiał parę i małą dziewczynkę. Tymczasem Clarinos kontynuowała swoją opowieść:
      - U zarania dziejów, gdy ludzie dopiero uczyli się świata, w którym żyli, nie było ani wilkołaków, ani wampirów, ani łowców. W takim świecie żyła ta rodzina… - Tu wskazała na wyblakłą rycinę. - Według legendy, ukochany pierwszej Wybranki…
      - Wybranki? Kto to w ogóle jest? - zdziwił się. Nigdy jeszcze o kimś takim nie słyszał. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i ciągnęła:
      - Poczekaj chwilę, zaraz do tego dotrę. Jak mówiłam, według legendy, ten mężczyzna zginął podczas wojny. Kobieta po stracie męża była gotowa na wszystko, byle znów go usłyszeć, zobaczyć… Nikt tak naprawdę nie wie, jakim sposobem skontaktowała się z zaświatami, wiadomo jednak, że to zrobiła…
      - Masz na myśli, że zrobiła coś w stylu seansu spirytystycznego?! Przecież to brzmi jak jakieś czary-mary - przerwał sceptycznym tonem, na co usłyszał spokojny głos ciotki.
      - Tu nie chodzi o jakieś czary czy magię. To, że nie widzimy świata zmarłych, nie oznacza, że go nie ma. Owszem, istnieje. Istnieją także złe i dobre demony.
      - Demony?! O czym ty w ogóle mówisz? - zdziwił się Rafael, zupełnie nie rozumiejąc, o co chodzi rozmówczyni.
      - Złe i dobre demony. Istoty te przez wieki różnie nazywano. W jednej kulturze były to demony, w innej duchy, w kolejnej diabły, anioły… - wyjaśniła krótko. - W każdym bądź razie owa kobieta, próbując nawiązać kontakt ze zmarłym ukochanym, skontaktowała się z jedną z takich istot. Demon obiecał, że umożliwi jej zobaczenie tego, którego kocha. Tak też się właśnie stało… Jednak dziewczyna nie miała zielonego pojęcia, że wkroczy w świat zmarłych całą sobą. Nie kontaktowała się jedynie z ukochanym, lecz z setkami innych dusz. Poza tym nie zdawała sobie sprawy, że taki sam los spadnie na jej potomkinie, bowiem raz na pięćset lat rodzi się łowca mający zdolności takie jak ona…
      - I co się z nią stało?
      Clarinos mruknęła smętnie:
      - Nikt tak naprawdę tego nie wie. Ponoć te wszystkie wrażenia były dla niej zbyt obciążające i nie mogąc sobie z tym poradzić, popełniła samobójstwo. Pięćset lat później urodziła się kolejna Wybranka i to właśnie ona dała początek łowcom, wampirom i wilkom. - Po tych słowach obróciła lekturę na kolejną stronę, gdzie oprócz tekstu był naszkicowany portret dwóch mężczyzn. Podobnie jak poprzedni, był wyblakły i mało wyraźny. - Zwała się Grisel1, co oznaczało „wojenna dziewica”. Przez swoje zdolności została sprzedana wodzowi. Miał on trzech synów. Najstarszy miał zapewnioną przyszłość jako następca ojca. Jak to bywa, bracia nie chcieli się z tym pogodzić, więc wiedząc o nadprzyrodzonych zdolnościach Grisel, postanowili ją wykorzystać, by pozbyć się brata. - Po tych słowach kartki powtórnie zostały obrócone i oczom Rafaela ukazał się szkic dwóch kielichów. Pod jednym można było rozpoznać pysk wilka, a pod drugim oblicze dziecka. -Dziewczyna, dzięki poświęceniu przez nich istnienia ludzkiego i upolowanego przez jednego z nich wilka, zdołała przyzwać najgorszego z demonów. Bracia poprosili go o siłę i nieśmiertelność. Otrzymali to, dzięki czemu zabili brata i ojca, i obaj panowali nad klanem. Jak się zapewne domyślasz, byli to przodkowie wampirów i wilkołaków. Ten, który stał się naszym, zwał się Ahearn2. Imię to oznaczało „władcę koni”.
      - To wydaje się takie… takie nieprawdopodobne… - szepnął Rafael, wpatrując się w stronicę zapewne wiekowej książki. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i mruknęła:
      - Cóż, to tylko interwencja tego drugiego świata. Nasz drogi przodek i jego brat nie przypuszczali, że to, kim się stali, będzie ich klątwą. Zaczęli zabijać zwykłych ludzi, siejąc strach i rozpacz. W końcu zostali wypędzeni wraz z żonami i dziećmi dzięki pomocy Grisel. To ona wiedziała, jak można ich zabić...
      - Więc ludzie przyszli do niej po pomoc i dzięki temu stali się łowcami - domyślił się Rafael.
      Clarinos przytaknęła.
      - Dokładnie. - Przerwała na moment, by pokazać siostrzeńcowi kolejną stronę.
Tym razem na jednej kartce był to rysunek mężczyzny w otoczeniu sześciu dziewczynek, a na drugiej przedstawiony został drugi mężczyzna w otoczeniu chłopca i dziewczynki. Obaj mężczyźni byli tymi z wcześniejszego portretu.
- Przodek wampirów miał trzy żony, każda z nich urodziła mu dwie córki. Były to założycielki sześciu pierwotnych rodów. Trzy z nich już wyginęły. Dlatego też według zwyczaju Wyrocznią zostaje wampirzyca z Rady.
- O tym słyszałem - mruknął, jednocześnie czytając w myślach tekst nad ilustracją.
- Rozumiem… - rzuciła władczyni, po czym kontynuowała - Natomiast Ahearn doczekał się jedynie syna i córki. Jego syn został pierwszym królem i jego krew, jako że jesteśmy z rodziny królewskiej, płynie w naszych żyłach. Natomiast jego córka, Addiena3
- Co z nią? - zaciekawił się.
- Cóż, ona została zabita przez własnego ojca - odparła posępnym głosem.
- Jak to?! - rzucił przerażony chłopak, patrząc na królową. Ona westchnęła i mruknęła:
- Tę część historii mało kto zna. Ma ona wielkie znaczenie, mój drogi. Szczególnie dla ciebie…
Odłożyła książkę, po czym skierowała się do innej półki i wyciągając jeden z tomików, zaczęła:
 - Dostęp do lektur z tego regału ma jedynie rodzina królewska i ci, którzy otrzymają od niej zezwolenie. Los Addieny został spisany w tej książce. -  Wskazała na tom w ręce i mówiąc dalej, zaczęła przeglądać strony - Wilczyca ta była ponoć tak kochana przez ojca, iż był gotów na wszystko, by tylko ją uszczęśliwić, dopóki…
- Dopóki co? - rzucił zaintrygowany.
- Dopóki nie zakochała się w swoim wuju… Według tej książki, nasz przodek, dowiedziawszy się, że jego córka oczekuje dziecka jego brata, tak się wściekł, że przebił serce Addieny, pozbawiając ją i jej dziecko życia. Gdy dowiedział się o tym Edan, poprzysiągł zemstę swemu bratu. Tak właśnie wilkołaki i wampiry zostały śmiertelnymi wrogami i w ten sposób powstała ta legenda… - Wyciągnęła jakąś kartkę z książki i podała ją Rafaelowi. Młodzieniec, nic nie mówiąc, spojrzał na pożółkły skrawek papieru i w myślach zaczął czytać drobne, bardzo ozdobne pismo.

Gdy na niebie rozbłyśnie czerwona gwiazda,
Na świat przyjdzie najpiękniejsza
Córka najjaśniejszej z gwiazd,
Promień jutrzenki i róża wśród  komosad.
Miłość, z której się narodzi, niemożliwa,
A jednak prawdziwa!
Urodą na równi z boginiami będzie,
Mądrością ze starcami,
Serce jej czyste jak łza.
Gdy słońce razem z księżycem panować będzie,
Połączy swe ciało z ciałem ukochanego.
Pocznie w tę noc swe pierworodne dziecię,
Chłopca bezwzględnego, niepokonanego.
On zjednoczy w sobie krew odwiecznych wrogów,
Zapanuje nad tymi, z których powstał.

- Czyli uważasz, że ta cała przepowiednia dotyczy potencjalnego dziecka mojego i Lili… - mruknął, unosząc brwi w geście zdumienia. Kobieta pokiwała głową, po czym rzuciła spokojnym tonem:
- W sumie to logiczne. Jesteś księciem, więc to dziecko byłoby potencjalnym następcą tronu. No ale najważniejsze, że udało się temu zapobiec. - Rafael tylko westchnął i pokiwał głową, na co jego ciotka dodała z lekkim uśmiechem - Na dziś może już koniec z tą całą historią?
Przytaknął, po czym razem z ciotką ruszył do wyjścia.
- A tak właściwie co z tymi łowcami, czemu oni służą w pałacu i jakim cudem wciąż istnieją? -zapytał w pewnym momencie, gdy znalazł się na korytarzu.
Królowa westchnęła i zaczęła tłumaczyć:
- Podczas jednej z bitew szczególnie brutalnego konfliktu pomiędzy wampirami i łowcami ci drudzy zostali niemal całkowicie wytępieni. Wtedy jeden z nich w imieniu wszystkich łowców przyszedł błagać króla, by im pomógł i udzielił schronienia. Mój pradziad w zamian za usługi żyjącej w tamtych czasach Wybranki zgodził się i od tego momentu łowcy są naszymi sprzymierzeńcami, o których mało kto wie.
- Rozumiem… Właśnie, mówiłaś, że taka Wybranka rodzi się raz na pięćset lat, prawda?
- Tak, takie dziecko pojawia się w takich odstępach czasu. Mamy szczęście bądź nie, ale taka dziewczynka przyszła na świat nieco ponad czterdzieści lat temu… Możliwe nawet, że w czasie twojego pobytu tutaj ją zobaczysz.
Rafael, oszołomiony wszystkimi informacjami, nic nie odpowiedział, tylko spróbował poukładać sobie wszystko, czego się dowiedział.
***
Clarinos odetchnęła głęboko. Po wysłuchaniu tuzina zażaleń od łowców, setki pytań od pracowników zamków i nie tylko miała nareszcie czas wolny.
Po porannej rozmowie ze swoim siostrzeńcem musiała przyznać, że chłopak przypomina matkę. Skrzywiła się na myśl, że to on miał być ojcem tego małego diabła. Jednak po chwili musiała przyznać, że tylko on mógłby pokochać pijawkę. Był synem Laury, najłagodniejszej i najbardziej tolerancyjnej wilczycy, jaką kiedykolwiek znała. Na szczęście Katherine poinformowała ją o tej całej Elizabeth. Nie podjęła błędnej decyzji, wysyłając ją do Anglii. Co prawda miała jedynie przyjrzeć się wampirom z okolicy, a nie wyjawiać sekretów rodzinnych najmniej odpowiednim osobom, ale i tak nie mogła na nią narzekać. Dzięki niej poskładała kawałki układanki w całość. To odkrycie nieco ją zirytowało. Co prawda zaniepokoiło ją to, co powiedział jej astronom, ale i tak nic nie zmieniało faktu, że przepowiednia nie ma prawa się wypełnić.
Już miała wyjść z pomieszczenia, gdy drzwi się otworzyły i do środka wszedł na oko trzydziestokilkuletni blondyn wraz ze srebrnowłosą kobietą wyglądającą maksymalnie na dwadzieścia siedem lat. Królowa westchnęła i mruknęła:
- Co was do mnie sprowadza?
Blondyn uśmiechnął się i rzucił:
- Wasza wysokość, zapomniałaś, że miałem oddać ci raport w sprawie zamieszania w Radzie pijawek, które zrobiło się za sprawą tego całego ślubu? Moja siostra natomiast chciała się z tobą zobaczyć.
- No tak, przez mój wyjazd i jeszcze z powodu wielu innych spraw wyleciał mi z głowy ten cały cyrk… Ciekawa jestem, co ta diabelska Wyrocznia kombinuje. Najpierw wydaje syna za dziedziczkę pierwotnego rodu, a teraz cała ta historia z dzieckiem… - mruknęła bardziej do siebie niż do gości, po czym rzuciła - Aleksiej, zostaw raport na biurku. No to słucham cię, Penelopo, mam nadzieję, że nic się nie stało?
Jasnowłosa łowczyni podniosła na władczynię dotychczas spuszczone oczy o barwie lodu, po czym dziwnie smutnym głosem zaczęła:
- Proszę mi wybaczyć, jednak wolałabym porozmawiać z tobą na osobności.
Zarówno brat dziewczyny, jak i wilczyca posłali jej zdziwione spojrzenie, jednak o nic nie pytali. Gdy łowca wyszedł, kobieta stwierdziła spokojnie:
- Bardzo źle zrobiłaś, sprowadzając tu syna Laury.
Clarinos ogarnęło jeszcze większe zdumienie, lecz po sekundzie uspokoiła się i zupełnie bez emocji zapytała:
- Penelopo, nie uważasz, że mimo iż za sprawą swoich zdolności wiesz o pewnych sprawach, nie możesz mówić o nich głośno?
Łowczyni odparła pustym głosem:
- Królowo, dlatego rozmawiamy na osobności. Jeszcze raz ci mówię: decyzja o przywiezieniu tu tego chłopaka była błędna. On teraz jest potrzebny gdzie indziej… - Zrobiła przerwę, by spojrzeć wprost w oczy blondynki, po czym dokończyła - Nie masz wpływu na bieg wydarzeń, które już od dawna zostały przesądzone. Każdy dostaje zasłużoną karę…
- Przestań mówić jakimiś półsłówkami, tylko wytłumacz mi, o co dokładnie ci chodzi.
Penelopa, nie spuszczając z niej oczu, rzekła spokojnym tonem:
- Mury tego budynku są przesiąknięte twoją zbrodnią, która splamiła twą duszę i sprowadziła nieszczęścia na twych bliskich… Wiem, czego się dopuściłaś…
Władczyni spojrzała na kobietę. Uśmiechając się i przeszywając ją krzywym wzrokiem, mruknęła:
- Więc i o tym powiedziały ci te twoje duchy? Nie sądziłam, że będziesz żałować mojego ojca. Myślałam, że sama najchętniej wysłałabyś go na tamten świat.
- Nie, moja pani, nie żałuję go - szepnęła, kręcąc przecząco głową, po czym kontynuowała beznamiętnym głosem - Król Mikołaj był człowiekiem na wskroś złym i pozbawionym uczuć. Nawet nie wiesz, ile wysłuchałam się na niego jęków z zaświatów. Jednak jesteś ciałem z jego ciała, kością z jego kości. Nie miałaś prawa odbierać życia komuś, kto ci je dał. Dlatego krew, którą splamiłaś swoje ręce, sama ukarze cię za twój czyn.
Clarinos przez dobrą chwilę wpatrywała się w twarz dziewczyny, będąc tak sparaliżowaną przez strach, iż nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa ani poruszyć się. W końcu to łowczyni odezwała się:
- Mówię ci to po to, byś nie próbowała oszukać przeznaczenia, bo tym tylko sprawisz sobie i innym jeszcze więcej cierpienia.
- Z takimi radami możesz iść do diabła! Mam siedzieć i grzecznie czekać na to, co mnie spotka?! Przecież to niedorzeczne! - warknęła, ledwie panując nad sobą. Penelopa westchnęła i ze strapioną miną wyszeptała:
      - Clarinos, chciałam ci oszczędzić niepotrzebnego cierpienia, gdyż uchroniłaś mojego brata przed wielkim błędem, a mi pozwoliłaś wrócić do domu, lecz zrobisz, jak będziesz uważała. Po tych słowach obróciła się i ruszając ku wyjściu, rzuciła - Do zobaczenia, wasza wysokość.
      Blondynka wpatrywała się w odchodzącą kobietę, nie umiejąc jej odpowiedzieć. To, co jej powiedziała, przeraziło ją do głębi. Ta kobieta od zawsze sprawiała, że czuła lęk, ale jeszcze nigdy nie czuła od niej tego, co teraz. Kiedy Penelopa otworzyła drzwi, w których stał Rafael, spojrzała na niego smutno i powoli kręcąc głową, ruszyła dalej.
      - Kim była ta kobieta, znów jakaś łowczyni? - zapytał młodzieniec, wchodząc do komnaty.
      Clarinos przez pewien czas tępo patrzyła przed siebie, aż w końcu wyszeptała:
      - Można tak powiedzieć… To Wybranka, o której ci mówiłam…
***
      Rafael otworzył drzwi do biblioteki i zaczął szukać czegoś ciekawego do czytania. Po spędzeniu ponad tygodnia na zamku zaczęło mu się już nudzić, więc postanowił przejrzeć zbiór pałacowych książek. Po krótkiej chwili stwierdził jednak, że przejrzy stare dokumenty i raporty. Miał nadzieję, że dowie się czegoś ciekawego o swoich przodkach czy matce. Ku swojemu zdumieniu, w pewnym dokumencie natknął się na wzmiankę o Ashley Collins…

* Imię żeńskie pochodzenia celtyckiego.
** Imię męskie pochodzenia celtyckiego.
*** Imię żeńskie pochodzenia celtyckiego oznaczające „piękna”.
 



      Dobra, tak więc mamy pierwszy rozdział za sobą!
      No cóż mogę powiedzieć? Jak widać, w Księdze II została zmieniona narracja na trzecioosobową… Jeżeli chodzi o ten rozdział, wiem, że można się pogubić, ale mam nadzieję, że mimo wszystko dacie radę…
      Co do następnego rozdziału, zapraszam na niego za dwa tygodnie ;) Ech, wtedy już będę studiować Q.Q

       Aya: Niachu, niach, kolejny rozdzialik to jest coś <zakochana> <3 A Ty mi nie marudź, tylko ciesz się, że będziesz studiować -.- I wszystkiego najlepszego :D

7 komentarzy:

  1. Trzeba będzie nadrobić zaległości, ale to w przyszłym tygodniu (najprędzej). Buziaki ;*

    Ai-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, trzeba nadrobić zaległości, ale rozpisywać się nie będę, bowiem już pojutrze czeka na nas nowy rozdział :)

      Ech, Rafcio i Lili... no cóż, jakby to ująć, nieco przesadzili. Ale co zrobić, co się stało, to się nie odstanie...
      Niezła ciotka z tej Clarinos. Dać siostrzeńcowi pół godziny, a potem zabrać go do Rosji na... no, na jakiś czas.
      Żal mi Katherine. Faktycznie miała ździebko przerąbane. Na jej miejscu też miałabym dość takiego stanu rzeczy. Nie wiedzieć, kim się jest, jaką się ma rolę na zamku...

      Zamek sprawia dość przyjemne wrażenie. Choć wolę moją rodzinną posiadłość :D W której, nawiasem mówiąc, długo już sobie nie pomieszkam x_x
      To trochę dobijające, że Rafcio z wyglądu przypomina Mikołaja *wzdycha*
      Nareszcie jakieś szczegóły odnośnie przeszłości wampirów, wilkołaków i łowców. Całkiem fajnie to wymyśliłaś, całość jest otoczona magią i tajemnicą... Z chęcią więc przeczytam prequel, o ile powstanie ;)

      Ech, rozmowa Clarinos i Penelopy... Kurczę, Clarinos niby chciała jak najlepiej, ale Pen miała rację, nie powinno się ingerować w przeznaczenie (przynajmniej w opowiadaniach tego typu xD), bo to nie pomoże, a jak już to raczej zaszkodzi ^^'

      Heh, no i ta tajemnicza nieco końcówka. Wzmianka o Ashley... Nie no, naprawdę fajnie, że tyle spraw i osób jakoś się ze sobą łączy.

      Dobra, gomen, że tak krótko, ale jak wiesz, jestem chora i momentami czuję się, jakby mnie walec przejechał x_x Tak więc czekam na mój kochaniutki rozdzialik II <3

      Buziaczki ;*

      PS. Jak napisałam jakieś bzdury albo coś pokręciłam, to się nie gniewaj, nie jestem w stanie szczególnie jasno myśleć x_x

      Usuń
  2. Hey!
    Sorki, że wcześniej nie skomentowałam! Jakoś mi to uciekło z pamięci...

    Chyba zbyt ekscytowałam się tą całą historią... ^^"

    Mam jedno do powiedzenia: WOW!!!!!
    Genialne! TO było świetne! Od dziś ogłaszam, że to mój ulubiony rozdział!

    Hm... A gdzież zamierzasz studiować? Bo albo mam sklerozę, ale nie wspominałaś o tym wcześniej... I jaki kierunek?

    Dzięki za info!

    Ave i weny!

    K.L.

    OdpowiedzUsuń
  3. WOW! UJ?! Gratuluję! Jestem pod wrażeniem! Na pewno dasz sobie radę! Położnictwo? Podziwiam! Ja nie czuję się dobrze w szpitalu, a to taki zawód związany z medycyną i pielęgniarstwem... No, szacun, kobieto!

    Aj... Tak mnie jakoś naszło... To chyba przez to, że męczę się strasznie w domu... Jak siedzę i nic nie robię ;/ (no powiedzmy...)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ważne, że się dostałaś. Kogo obchodzi, że w drugiej turze? Ja nawet na UJ nie składałam. Wiedziałam, że się nie dostanę, więc nie miało to większego sensu xd
    I nie boisz się krwi, igieł i tego wszystkiego?! o.O Ja niestety na widok krwi mdleje ;/ Mój ojciec jest bardzo niepocieszony, bo chciał bym poszła na medycynę... Koniec końców: jestem archeologiem (czy też będę xd)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm... Kto nie ryzykuje, ten nie zyskuje...

    Hahahaha xd No, fajny kierunek xd Jakbyś zmieniła zdanie, co do zawodu i uczelni, to zapraszam do Rzeszowa na archeo xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytany już dawno, ale jakoś nie miałam czasu na komentarz.

    Matko kochana! Ogłaszam ten rozdział za objawienie! Boski jest *O*
    PS. Moim zdaniem w trzeciej osobie czyta się znacznie przyjemniej niż w pierwszej ^^
    PS2. U mnie Prolog "Pokuty", zapraszam!

    OdpowiedzUsuń